tag:blogger.com,1999:blog-23794788583187613382024-03-03T09:54:00.673+01:00Zakurzone StroniceAnonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.comBlogger260125tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-24460412095612222832016-05-17T15:52:00.001+02:002016-05-17T17:50:16.438+02:00Nowoczesny Wołodyjowski. Recenzja książki <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjlPYBpjrqcmmflTo1hI3RKlBMCTiulPFheE9nPPRPplBerovegHZnbt_RgnNyuBUC1aBp-nv-25PcNJRp2sKqmxFaNg8k3F-eVZYxFJN0GNGiBA4UYy3b2CK5o4iMPCLDgV2j6lTKlPdE/s1600/Gambit-hetmanski-Forys-Robert.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjlPYBpjrqcmmflTo1hI3RKlBMCTiulPFheE9nPPRPplBerovegHZnbt_RgnNyuBUC1aBp-nv-25PcNJRp2sKqmxFaNg8k3F-eVZYxFJN0GNGiBA4UYy3b2CK5o4iMPCLDgV2j6lTKlPdE/s320/Gambit-hetmanski-Forys-Robert.jpg" width="205" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Wczoraj robiłam porządek w zalegających w moim pokoju
papierach i szpargałach, które – przyznaję się bez bicia – od czasu Wielkanocy
zdążyły się pokryć miękką, szarawą warstewką kurzu. Wśród milionów notatek,
bazgrołów, jakiś dokumentów i mnóstwa innych, zupełnie niepotrzebnych rzeczy, w
pudle pełnym paragonów i katalogów, znalazłam album ze zdjęciami z dzieciństwa.
Choć rzadko poddaję się tej błogiej, sentymentalnej fali wspomnień, bo będąc
przez większość życia wymęczonym zombie na kofeinowym haju i witaminach ciężko
sobie coś przypomnieć, nie mówiąc o czymś naprawdę miłym. Po sprzątaniu
usiadłam więc z kubkiem herbacianej mieszanki i zajęłam się przeglądaniem
albumu, który zaszokował mnie od pierwszych stron. Mała (jak zwykle blada)
Kylie z grubą encyklopedią w ręce. Kylie na wakacjach. No i sześcioletnia Kylie
wyprężona na baczność, z poważną miną salutująca Mamie, która robiła tamto
zdjęcie. Zdjęcie z czasów, w których jeśli ktoś zapytał mnie, kim chciałabym
być, odpowiadałam, że oczywiście oficerem. Z czasów, w których zamiast bawić
się Barbie przeglądałam książki o czołgach i mnóstwo godzin spędzałam na<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>patrzeniu się na kuzyna, który sklejał
niszczyciele i torpedowce z czasów wojny na Pacyfiku. Te wspomnienia zasmuciły
mnie tak bardzo, że rozbolała mnie głowa i musiałam wspomóc się kolejną kawą.
Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że chociaż raczej nigdy nie zostanę
żołnierzem, to zawsze mam historię, pełną przecież krwi, flaków i wszelkiego rodzaju
wojen; historię, dzięki której mogę chociaż wyobrazić sobie to, czego może
nigdy nie doświadczę. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJFToO1dErzAu_oylF891a4vkNUx-HroLfCDA6twXSQZzEfmPxxY4K8S9RTO4nMVq8Ve8HrB58oQQBpoli7Ob8ydlvhaZfQ1OU6o-7ZWMxWFMpgADvCDSQCSONsR9bsSiKFLMx0Vgxur0/s1600/Gambit-Hetmanski_6-box-haslo_500x500-A.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJFToO1dErzAu_oylF891a4vkNUx-HroLfCDA6twXSQZzEfmPxxY4K8S9RTO4nMVq8Ve8HrB58oQQBpoli7Ob8ydlvhaZfQ1OU6o-7ZWMxWFMpgADvCDSQCSONsR9bsSiKFLMx0Vgxur0/s320/Gambit-Hetmanski_6-box-haslo_500x500-A.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Już od początku mojej fascynacji tym, co działo się w
przeszłości, wiedziałam, że łamię pewien stereotyp – historyk czy żołnierz to
zawody tradycyjnie wykonywane przez mężczyzn. Ba, gdyby oględnie przyjrzeć się
historii, wydawałoby się – ku złości wszystkich feministek świata – że to od
zawsze tworzyli ją mężczyźni. Królowie, wodzowie, cesarze, prezydenci, Jezus,
Mahomet i Mojżesz. Poza takimi osobowościami jak Estera, Judyta, Kleopatra,
Joanna d’Arc, królowe Melisanda Jerozolimska, Elżbieta i Wiktoria czy Bona,
kobiety wydawały się zawsze tylko dodatkiem, ozdobą czy jaśniejszą stroną
historii. Stroną nie mającą znaczącego wpływu na wielką politykę, w rzeczywistości
będącą okrutną rozgrywką o władzę, dominację czy przetrwanie, a to właśnie
rozumie się pod pojęciem <i style="mso-bidi-font-style: normal;">historia</i>. A
przynajmniej tak było w poprzednich wiekach, kiedy badacze trzymali się
sztywnych ram konwenansów społecznych, które uległy przeobrażeniu dopiero
niedawno i dzięki temu można było odkryć kobiecą historię światu, jak to
uczyniła Autorka książki o wielkich kobietach krucjat: wspomnianej już
Melisandzie, Agnieszce de Courtenay, Sybilli czy nieszczęśliwej Izabeli. Ale
krucjaty to krucjaty, a przecież nasza własna historia obfitowała w wiele
kobiet, o których grzech nie wspomnieć, a może i napisać książkę, co wielu
polskich pisarzy zaczyna dostrzegać. Elżbieta Cherezińska wybrała ostatnie lata
rozbicia dzielnicowego, a Autor (!) tej książki postanowił zmierzyć się z
końcówką XVII wieku – okresem tragicznym, opisanym już wcześniej przez
Sienkiewicza w <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Panu Wołodyjowskim</i>.
Tylko zamiast polskiej szlachty z pogranicza Rzeczpospolitej tutaj śledzimy
losy największych ludzi tamtej epoki… a właściwie ich żon i wielu innych
kobiet, które miały większy wpływ na dzieje, niż byśmy przypuszczali. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqsZBOAiQ8hUm0eDG-EVMj1-cwGlXnZ9F0D1G1PuEB1S3NCnTpTFTxDiJHnI4fALU5kShZ5uRVudiZLYYDj478dNn7GhzVS0Cy9_l4HdzL2b9fUXjDNsIIhl8uHAOQS6ANgqGcunk1LdA/s1600/240px-Maria_Kazimiera_Sobieska_Queen_of_Poland.PNG" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqsZBOAiQ8hUm0eDG-EVMj1-cwGlXnZ9F0D1G1PuEB1S3NCnTpTFTxDiJHnI4fALU5kShZ5uRVudiZLYYDj478dNn7GhzVS0Cy9_l4HdzL2b9fUXjDNsIIhl8uHAOQS6ANgqGcunk1LdA/s320/240px-Maria_Kazimiera_Sobieska_Queen_of_Poland.PNG" width="231" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;">Maria Kazimiera Sobieska <a href="https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/7/7b/Maria_Kazimiera_Sobieska_Queen_of_Poland.PNG/240px-Maria_Kazimiera_Sobieska_Queen_of_Poland.PNG">[źródło] </a></span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Z pewnością głównym wątkiem książki jest – ile razy już to
przerabialiśmy – rozgrywka o władzę i, co za tym idzie, ocalenie
Rzeczpospolitej od najazdu tureckiego oraz nieudolnego króla, Michała Korybuta
Wiśniowieckiego, który nie potrafi rządzić osłabionym przez wojny i
pogrążającym się w anarchii krajem. I chociaż wydawałoby się, że głównymi
graczami są nieszczęsny syn księcia Jaremy i Gryzeldy z Zamoyskich (nie bez
przyczyny zwanej <i style="mso-bidi-font-style: normal;">wilczycą z Zamościa</i>)
nad którym ciąży grzech infamii, oraz hetman Sobieski, to za nimi stoją
wpływowe kobiety, często bardziej okrutne od współmałżonków. One nie zawahają
się przed żadnym nieczystym zagraniem – skrytobójstwo, trucizna ukryta pod
gorsetem i na kartach książki, a nawet wykorzystanie własnego ciała. Mężczyźni
są pionkami, tak jak Michał Korybut, który z zasady nie wiedział nic o planach
matki i żony, poświęcając czas dla następnego kochanka. Ba! Dość by wspomnieć o
Marii Kazimierze d’Arquien, czyli Marysieńce, ukochanej Jana Sobieskiego, ale najskuteczniejszym
szpiegiem i agentem do zadań specjalnych jest kobieta, która z pewnością
przypadnie do gustu męskiej części fanów Lary Croft i <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Tomb Rider</i>. A wszystko to w historycznej otoczce z rekwizytami
charakterystycznymi dla szlacheckiej Polski i eleganckim, smakowicie grubym
wydaniu, które doskonale wygląda na półce. Czego chcieć więcej? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3D54y9W77qZV0WZ7IIMGMBm6G2mriog6t2ixUthOpC1zJF2RgzAFy8qXoWidV1uPUrPztODsnA53pY-gReaTHLymMbxC7Utyijy3HZJcgxJAp57zaX0NrKbHCQrHQBMCYlhFkLCMP5zE/s1600/Gambit-Hetmanski_3-box-bez-napisow_1200x900-A.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3D54y9W77qZV0WZ7IIMGMBm6G2mriog6t2ixUthOpC1zJF2RgzAFy8qXoWidV1uPUrPztODsnA53pY-gReaTHLymMbxC7Utyijy3HZJcgxJAp57zaX0NrKbHCQrHQBMCYlhFkLCMP5zE/s320/Gambit-Hetmanski_3-box-bez-napisow_1200x900-A.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">To była miłość od pierwszego wejrzenia. Aż za bardzo
przypominała moją ukochaną <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Trylogię </i>Sienkiewicza,
żeby się w niej nie zakochać. Poza tym ociekająca krwią okładka, szachy, tytuł
i opis sprawiły, że byłam pewna co do tego, że jeśli wnętrze spełni moje
oczekiwania, Zagłoba, Wołodyjowski i reszta ekipy będą mieli poważną
konkurencję (chociaż opowieść Sienkiewicza zajmuje kawał mojego serca). I,
ponieważ nie będzie to dzieło ku <i style="mso-bidi-font-style: normal;">pokrzepieniu
serc</i>, a raczej ku rozrywce, miałam nadzieję, że nie skończy się tak źle jak
arcydzieło XIX-wiecznego pisarza. Zresztą uwielbiam szpiegów, agentów i
zakulisowe machinacje same w sobie, bo inaczej nie oglądałabym <i style="mso-bidi-font-style: normal;">House of Cards </i>i dostawała
hiperwentylancji na widok jakichkolwiek <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Królów
Przeklętych</i>. Poza tym nie ukrywam, że tęskno mi jest do ostatniego tomu
piastowskiej trylogii pani Chrezińskiej i każda fascynująca cegła skróci mi
czas oczekiwania. Szczególnie taka cegła, która zapowiadała się na naprawdę
ciekawą i wciągającą, a przede wszystkim stanowiącą pewne <i style="mso-bidi-font-style: normal;">novum </i>w polskim powieściopisarstwie historycznym. Kto wie,
pomyślałam, przeglądając książkę po wyjęciu z jej z paczki, może to nawet nowa,
nowoczesna <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Trylogia</i>? Albo jeszcze
jedna polska wersja <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Pieśni Lodu i Ognia</i>?
Szczerze mówiąc, miałam ochotę na skrzyżowanie obu. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOnvaQm83Gjr0-7lgy209ITtvBuOrl51DW6MOvJ5Mxrqg9IZYENn9ZHZYqQxF30yBwy2GB23g-HlHTG75eMF4QzXW6eS3UzsFwqi78MgQK37JUv7D5FVVaY50gtM3wcjcwOFgteN-wUWs/s1600/Eleonora_Wi%25C5%259Bniowiecka.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOnvaQm83Gjr0-7lgy209ITtvBuOrl51DW6MOvJ5Mxrqg9IZYENn9ZHZYqQxF30yBwy2GB23g-HlHTG75eMF4QzXW6eS3UzsFwqi78MgQK37JUv7D5FVVaY50gtM3wcjcwOFgteN-wUWs/s320/Eleonora_Wi%25C5%259Bniowiecka.jpg" width="265" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;">Eleonora, żona Wiśniowieckiego <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Eleonora_Habsbur%C5%BCanka#/media/File:Eleonora_Wi%C5%9Bniowiecka.jpg">[źródło]</a></span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Okładka jest dużym atutem książki, chociaż myślę, że po
trochu zdradza jej treść. Zakrwawiona szachownica (poniekąd zostało to dobrze
pomyślane, bo pasuje do tytułu – gambit hetmański to jeden z zamkniętych otwarć
szachowych, co w przypadku tej konkretnej książki nabiera podwójnego znaczenia)
i kobieta we wspaniałej, obszywanej futrem sukni, ze złośliwym uśmieszkiem na
krwistoczerwonych ustach przestawiająca biały pionek. Całość trochę przypomina
plamy krwi na okładkach poszczególnych części <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Królów Przeklętych</i>, ale przyjmijmy, że to dość analogiczne
powieści, więc to po prostu moje skojarzenia. Poniżej ciekawą czcionką wypisano
tytuł i mniejszą – brawo – imię i nazwisko Autora. Drobną, białą czcionką,
która zapewne stanie się nocnym koszmarem niejednego okularnika, dopisano
jeszcze wyjaśnienie do tytułu i grafiki – moim zdaniem niepotrzebnie, bo szerzej
na ten temat napisano na blurbie, a zresztą myślę, że okładka powinna być tylko
delikatną aluzją do treści książki, pozostawiając treść otoczoną tajemnicą aż
do tego wspaniałego momentu, w którym siadamy i zaczynamy czytać. Blurb na
szczęście jest dość enigmatyczny, streszcza całość w ogólnikach, chociaż
entuzjastyczna recenzja pod opisem wydawnictwa i tą pomysłową, barokową
przedziałką wymienia kilka kolejnych informacji – wątków, które wolałabym odkryć
sama. No ale blurb jest tylko dla kozaków (jeśli wiecie, o których mi chodzi),
których gabaryty książki przerażają. W każdym razie kiedy próbuję go czytać,
moje zmęczone, spuchnięte od uczulenia ślepia zaczynają się plątać, a białe,
cienkie literki złośliwie wirują mi przed oczami. Koszmar. Dobrze że całość
świetnie wygląda na półce, wśród innych cegieł, wyróżniając się czerwonym,
lekko <i style="mso-bidi-font-style: normal;">przybrudzonym </i>grzbietem, na
którym zmieścił się tytuł, imię i nazwisko Autora oraz grafika przedstawiająca
orła w koronie, która będzie otwierać kolejne rozdziały - mała rzecz, a cieszy.
Gdyby jeszcze nie było tej czcionki, powiedziałabym, że oprawa jest elegancka,
gustowna i minimalistyczna, co w moim słowniku oznacza okładkę prawie idealną.
Tak czy siak, wygląda atrakcyjnie, a w księgarni z pewnością przyciągnie wzrok
potencjalnego czytelnika nie tylko wyjątkowymi gabarytami, ale i kobietą,
zapraszającą do niebezpiecznej gry o władzę. Tylko kim ona jest? Marysieńką,
Eleonorą, Katarzyną, Klarą czy Charlottą? A może nawet Gryzeldą? Ciekawe… </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiP_c4uFhFnQcB5codaHT19CLHc0ciqP8t3YsXbd44j0Av5-imVkb0KjyTuVoKDHbaWXdOTqTi5OgrI38yhKkgJBcX0mNKgwf96Km7YJ_6Pd-r0nH2y9KCiJCEGNZ74-CiqBzk0RMyc3zM/s1600/Gambit-Hetmanski_8-fragment-okladki_1200x628-B1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="167" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiP_c4uFhFnQcB5codaHT19CLHc0ciqP8t3YsXbd44j0Av5-imVkb0KjyTuVoKDHbaWXdOTqTi5OgrI38yhKkgJBcX0mNKgwf96Km7YJ_6Pd-r0nH2y9KCiJCEGNZ74-CiqBzk0RMyc3zM/s320/Gambit-Hetmanski_8-fragment-okladki_1200x628-B1.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Ogromną zaletą tomu jest fakt, że zostały w nim
umieszczone od razu wszystkie trzy powieści. To dobre rozwiązanie w przypadku
książek, które cały czas podtrzymują czytelnika w niepewności i w których dużo
się dzieje (najlepszym przykładem jest mój ukochany <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Władca Pierścieni</i>), a przy okazji tworzą razem apetyczną cegłę, w
dodatku wizualnie atrakcyjną. Zamiast czytać całość po kawałku, można wszystko
połknąć za jednym razem…. Tak, przy odpowiedniej dawce kofeiny jest to możliwe,
ale nawet ja bałam się eksperymentować. W każdym razie dla książkofila jest to
rozwiązanie idealne. O ile, oczywiście, książka jest na tyle dobra, żeby
przebrnąć przez całe tysiąc stron. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjD9rDx88rC6o0ZENPjL9CTcOVTxP_pYpzAnuNjxFE2VABdws2XJHHivfpp8oMGq4UE8oUoNsy4E080VGQOgMYDLV5wRtZxk9SqwJe22d7AOmC5iGQyX9TfHCpTHroxQuFH7AHYcQ6ikqw/s1600/800px-Gryzelda_Wi%25C5%259Bniowiecka.PNG" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjD9rDx88rC6o0ZENPjL9CTcOVTxP_pYpzAnuNjxFE2VABdws2XJHHivfpp8oMGq4UE8oUoNsy4E080VGQOgMYDLV5wRtZxk9SqwJe22d7AOmC5iGQyX9TfHCpTHroxQuFH7AHYcQ6ikqw/s320/800px-Gryzelda_Wi%25C5%259Bniowiecka.PNG" width="268" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;">Gryzelda Wiśniowiecka<a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Gryzelda_Wi%C5%9Bniowiecka#/media/File:Gryzelda_Wi%C5%9Bniowiecka.PNG"> [źródło] </a></span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Zgodnie ze wszystkimi prawidłami gatunku, fabuła jest
jedną z tych, w których ciągle coś się dzieje i nie ma miejsca na nudne, statyczne
wątki i niepotrzebne fragmenty. Autor trzyma Czytelnika w napięciu o życie
ulubionych bohaterów, zmuszając do wstrzymania na chwilę oddechu (tyle że
trzeba zdecydować, po której stronie jesteśmy), chociaż i tak wszyscy, którzy
mniej więcej orientują się w historycznych niuansach, znają ich dalsze losy;
nie mówiąc już o zaskakiwaniu Czytelnika tam, gdzie myśli, że wie, jak potoczy
się dalsza akcja. Najlepszym przykładem są losy Bogusława Tynera, które – ku
mojemu szczęściu, bo wbrew pozorom nie lubię się kolejny raz dowiadywać, że
jestem wróżbitą Maciejem, a przynajmniej nie w stopniu, w jakim
przypuszczałam<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- momentami naprawdę mnie
zaskakiwały, a przynajmniej trzymały w napięciu do ostatniej strony. Chociaż
końcówkę przeczytałam dwa razy, bo nie mogłam uwierzyć, że wszystko kończy się
w ten sposób. W ten straszny sposób. Trudno pisząc o tej książce nie porównać
ją do <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Trylogii </i>Sienkiewicza tak więc
dziwiąc się samej sobie mogę powiedzieć, że patrząc z tej perspektywy
niesprawiedliwe zakończenie <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Pana Wołodyjowskiego
</i>rozumiem, dlaczego Mistrz tak to rozegrał. Najbardziej wybuchowa w karierze
Heńka i łamiąca moje serce końcówka wydaje się bardziej sensowna niż książka w
stylu <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Gry o Tron </i>, w której ostatnie
strony to łzawy, cukierkowy romans. No dobrze, ale nie mam zamiaru rzucać tu
spoilerami jak ziemniakami, skoro na ogół książka wyrabiała na ostrych
zakrętach fabularnych i było bardzo miło, jak w tych filmach akcji, w których
chodzi tylko o dobrą rozrywkę. Bo poza bezwzględnymi kobietami, starciami szpiegów
i agentów, kolejnymi intrygami przeplatanymi gęsto scenami erotycznymi (czyli
wszystkim tym, za co w nowoczesnym pisarstwie uważa się wielką politykę
historii) nie ma tu naprawdę nic. Autor nawet nie próbuje udawać, że podaje
Czytelnikom coś więcej niż wciągającą opowieść podmalowaną historycznym
kolorytem i pikanterią szczegółów życia prywatnego postaci dobrze nam znanych. I
absolutnie nie ma nic w tym złego, bo przez większość powieści mechanizmy
fabularne działają dobrze, a nawet za dobrze – pozbawiona posmaku artyzmu
książka wydaje się po prostu doskonale wykonanym produktem, który – owszem –
spełnia swoje zadanie, ale pozostawia niedosyt. Bo i tempo jak z RPG, i to, co
ludzie lubią najbardziej: intrygi, władza, pikantne plotki, miłość; o
strzelaninach w siedemnastowiecznym stylu nie wspomnę. Niby to takie podobne do
Dumasa i Sienkiewicza, ale jednak brakuje czegoś, co podwyższyłoby wartość
artystyczną, nawet jeśli to tylko rozrywkowy, rubaszny postmodernizm w jego
najczystszej postaci. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQ9OnNSuCk9QvTYpSE85N-kYMIVhYtZ39iXiPaujTwWOPXBGPq4bXXycicywIkPe8hH5FxQP0j9ahkYuDIaRRkxCvlGRtTxqaxt6AAW2wqiTZJKX5UfEfc7251oyw4S9IzTklk1kRZuRk/s1600/Gambit-Hetmanski_7-box-haslo_1200x628-A.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="167" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQ9OnNSuCk9QvTYpSE85N-kYMIVhYtZ39iXiPaujTwWOPXBGPq4bXXycicywIkPe8hH5FxQP0j9ahkYuDIaRRkxCvlGRtTxqaxt6AAW2wqiTZJKX5UfEfc7251oyw4S9IzTklk1kRZuRk/s320/Gambit-Hetmanski_7-box-haslo_1200x628-A.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Wiem, że to dość niedorzeczne, a ta bardziej racjonalna
część mojego mózgu szepcze, że pewną klasyczną <i style="mso-bidi-font-style: normal;">szlachetność </i>trudno zachować przy czasami szokująco
naturalistycznych prądach dzisiejszej literatury, szczególnie tej popularnej
(tak, panie G.R.R Martinie, o pana książkach teraz mówię) i przypominającej
literackie wersje choćby <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Szklanej Pułapki
</i>czy którejś części <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Tomb Rider</i>,
ale tej romantycznej jest jakoś pusto. Bez syna Tuchaj-beja, Basi z szablą i
mokotowskiego dworku to nie ta sama zabawa, tak mówi. I jakoś konwencja obrana
przez Autora mnie do siebie nie przekonała, również z powodów bardziej
obiektywnych. Może przez skupienie się na akcji? Może przez kreację bohaterów,
czym zajmę się teraz? Kreację nierówną, czasem za bardzo rozbudowaną, czasami niedopracowaną.
Przede wszystkim spodobała mi się postać Tynera – taka prawdziwa, ludzka,
wzbudzającą swoją historią współczucie czytelnika i – myślę – sympatią. Miał
coś za uszami, to prawda, ale motywy jego wyborów zostały ciekawie i
wiarygodnie zarysowane przez Autora, a koleje jego losu naprawdę mnie
zainteresowały i wywoływały różne emocje. To trochę taki powieściowy Kmicic (ta
scena z dwoma szablami… skąd ja to znam?) i to wywołało u mnie wielki
entuzjazm, szczególnie, że Tyner z łatwością zaprzyjaźniłby się z nim; podobne
doświadczenia i lekka tajemniczość obu panów sprawiłaby, że doskonale by się
rozumieli. Obok Bogusława w moim rankingu ląduje księżna Gryzelda – nie tylko
dlatego, że pisarz z zadziwiającą empatią i intuicją opisał jej stosunki z
synem i motywy jej postępowania. A to nie było łatwe. Potężna, bezwzględna
wilczyca z Zamościa, która stawała murem za swoim synem i dumnie pomagała mu
dźwigać koronę; wewnątrz jednak bardzo krucha, złamana śmiercią legendarnego
męża, chowająca urazy z przeszłości, wynikające z rodowej dumy i kręgosłupa
moralnego, a przede wszystkim matka, darząca swojego synka (tfu!) bezgraniczną
miłością. Ba, nawet bez tego zasługuje na szacunek, biorąc pod uwagę jej
śmierć. Z jednej strony zastanawiałam się, czy Autor przypadkiem nie
przesadził, ale z drugiej chciałoby się po prostu powiedzieć, że to życie. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwSHSbmjQzsTpXiqhE0-N3plKVhLx09HfElBNN0oC9yTKcgBazc4E5WiO_qrnTuhDvWkua5e4gWkrpSn5wtFhIvB3RJkjYHFYNmzi20_z2UbLGw1IvgvKTvnK9kuJcN2gF2ZkDH0_Nrwo/s1600/Jan_Sobieski.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwSHSbmjQzsTpXiqhE0-N3plKVhLx09HfElBNN0oC9yTKcgBazc4E5WiO_qrnTuhDvWkua5e4gWkrpSn5wtFhIvB3RJkjYHFYNmzi20_z2UbLGw1IvgvKTvnK9kuJcN2gF2ZkDH0_Nrwo/s320/Jan_Sobieski.jpg" width="282" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;">Jan III Sobieski według Jana Matejki <a href="https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/1/17/Jan_Sobieski.jpg">[źródło]</a></span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Do pewnego momentu, będąc po stronie Sobieskich, lubiłam
nawet Eleonorę, ale ostatecznie jej postać wydała mi się dość płaska i
wyposażona w zaledwie kilka cech, kiedy można o wiele bardziej rozbudować,
dodając książce stron, czym oczywiście nie pogardziłabym. Ten sam problem mam z
Teofilą Zasławską, bo chociaż jej romans z młodym oficerem ubarwiał w pewien
sposób książkę, nadając jej nieco subtelniejszego wyrazu (pomijając fakt, że
mam słabość do młodych, przystojnych oficerów – wiadomo, <i style="mso-bidi-font-style: normal;">za mundurem panny sznurem</i>), to sama jej postać wydawała się nieco
papierowa i stereotypowa. Tak samo jak dość pospiesznie zarysowana sylwetka
Marysieńki Sobieskiej, której intrygi, choć naprawdę inteligentne, nie zostały
podparte jakimś rysem charakterologicznym bohaterki. Owszem, czasami ma jakieś
nikłe wyrzuty sumienia, ale giną one pod nawałem akcji i kolejnymi posunięciami
pani hetmanowej, pozostawiając ją samą w cieniu swoich dokonań. To, że była
ambitna, diabelsko sprytna i miała silny wpływ na męża nie wystarcza –
zaczynałam książkę z nadzieją, że znacznie więcej będzie o niej z perspektywy
prywatnej, a może i nawet wewnętrznej – nie ma przecież nic lepszego niż
czytanie o przeżyciach postaci historycznych, które ożywają przed nami jak
prawdziwi ludzie, z nienazwanymi lękami, pragnieniami i charakterem. A tu? Może
jednak pisarz powinien był czasami zwolnić ze swojego szalonego tempa i
pozwolić czytelnikom zajrzeć w głąb przeżyć swoich bohaterów? Przecież wiem, na
przykładzie Bogusława, że radzi sobie z tym całkiem nieźle. Jednak popadanie w
przeciwną skrajność też nie jest dla tej książki dobre – oto Charlotta Mesire,
której skomplikowaną, tragiczną przeszłość musieliśmy poznać na początku. Czy
to było konieczne? Bo mimo tego nie dowiedziałam się, dlaczego tak naprawdę
Charlotta, mająca obiektywnie naprawdę silną psychikę, hart ducha i inne
umiejętności pomocne w jej bezwzględnym świecie, nie opuściła Sobieskich, by
żyć na własny rachunek. A bardzo mnie to interesowało, bo – zgodnie z
prawdopodobieństwem psychologicznym – bohaterkę czasem nachodziły takie myśli.
Zresztą tu, o dziwo, Autor chętnie zagłębia się w jej wnętrze, co nie wychodzi
tak łatwo i zgrabnie jak przy Tynerze. Powodem jest fakt, że Charlotta naprawdę
mało czuje. Psychopatka? Może. Ale w każdym człowieku jest coś, czego pisarz
nie potrafił wydobyć, nawet szczegółowo rozpatrując przeszłość panny Mesire;
coś, co mogłoby uczynić ją postacią żywą, ciekawą, godną współczucia czy po
prostu taką, jakiej czytelnik kibicuje. Coś tu zresztą zalatuje schematami z
gier komputerowych, szczególnie z wyżej wspomnianej Lary Croft – to ten sam typ
niebezpiecznej <i style="mso-bidi-font-style: normal;">femme fatale </i>z nożem
ukrytym pod suknią i trudną przeszłością, która jakoś nie wpływa na jej
charakter i spłycone emocje. I nie żeby mi to nie pasowało, bo nawet po dwóch
tomach jest znośnie. Tyle że po trzecim już nie. Bo Lara Croft i kolorowe,
szybkie, ale w gruncie rzeczy płytkie gry RPG to nie jest to, czego na dłuższą
metę można oczekiwać po powieści <i style="mso-bidi-font-style: normal;">stricte </i>historycznej,
gdzie bardzo liczy się detal. Szczególnie jeśli lubi się barokowe, dopieszczone
szczegóły i skręcające w stronę klasyki motywy. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRBO7jxHUdsOWF-WOF6L9QMssIJTnUKEDHt7ZItCf_oSWae8uJqj9TdAKdG2D7azQccU-GbXnISL4RmCpXFEc7SlSFa9rpkas52f6qwynXhdfuU8jEmE86CvJCWe1AQ02FWyrdj6_5_Ok/s1600/Gambit-Hetmanski_4-box-figury_1200x900-A.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRBO7jxHUdsOWF-WOF6L9QMssIJTnUKEDHt7ZItCf_oSWae8uJqj9TdAKdG2D7azQccU-GbXnISL4RmCpXFEc7SlSFa9rpkas52f6qwynXhdfuU8jEmE86CvJCWe1AQ02FWyrdj6_5_Ok/s320/Gambit-Hetmanski_4-box-figury_1200x900-A.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Jeśli mam być szczera to pisząc ten tekst, nie mogłam
doczekać się tego akapitu. Choć nie mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że
epoka baroku to mój konik, bo od umiejętności chociażby historyka-hobbysty
dzielą mnie lata świetlne, to zawsze miło zająć się tą strefą, dla której w
ogóle przeczytałam książkę. Tu już od początku miałam różne wątpliwości, chyba
nawet największe. Czy Autor wykaże się odpowiednią znajomością epoki?
Mentalnością ludzi? Czy nie zagubi się w gąszczu nazwisk, dat, nazw
miejscowości? Czy nie wyciągnie błędnych wniosków? A może będzie się opierał na
fałszywych założeniach, albo na historii popularnej, takiej szkolnej, która
daleka jest od wyników naukowych badań? To wszystko świadczy przecież o
merytorycznym przegotowaniu pisarza, bo chociaż powieść to powieść, nie da się
jej napisać bez naginania w rzeczywistości, co w publikacji akademickiej byłoby
niewybaczalnym błędem, ale gaf też nie można strzelać. Chociażby dlatego, że
zawsze znajdzie się taka Kylie, która odłoży książkę i już nigdy do niej nie
wróci, kiedy Autor stwierdzi – na przykład – że I wojna światowa zaczęła się w
1939 roku (no dobra, przejaskrawiam, ale i tak trafiłam na niezłe kwiatki).
Żyjemy w czasach Wikipedii i artykułów w popularnonaukowych gazetach, które
chociaż często nie mylą się aż tak jak w powyższym przykładzie, jednak i tak
nie wystarczają do napisania powieści. A przynajmniej dobrej pod tym względem
powieści. Przyznam więc, że zaskoczenie było spore i pozytywne. Autor potrafi
rozróżniać miecz od szabli (a także poszczególne jej gatunki), dość dobrze
orientuje się w specyfice XVII-wiecznej polityki wschodniej i wojskowości, a na
dodatek odnajduje się w zagadnieniach prawnych i społecznych Rzeczpospolitej.
Dla wielu Czytelników ciekawostką i dobrym urozmaiceniem mogą być rzeczy, o
jakich się niewiele wspomina w innych książkach tego typu: tortury, miejsce
społeczności Żydowskiej i<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>zwykłego,
żołnierskiego życia. Szkopuł tkwi gdzie indziej, a mianowicie w tworzeniu dużej
części powieściowej rzeczywistości na podstawie ciekawostek, czy też mówiąc
precyzyjniej, historycznych plotek. W poważnych książkach raczej nie będzie
wątku domniemanego homoseksualizmu Wiśniowieckiego czy tak szerokich wpływów
Marysieńki na męża. To trochę kontrowersyjna praktyka, zależy kto co lubi, ale
łatwo można się na tym poślizgnąć (choć tutaj, na szczęście, niczego takiego
nie było). Taka Cherezińska mogła dowolnie, oczywiście z zachowaniem związków
przyczynowo-skutkowych, wypełniać dziury w historii końca rozbicia
dzielnicowego, ale tutaj żadnych luk nie było, a wszystko musiało do siebie
pasować. W dodatku – co jest raczej moim osobistym poglądem – wydaje mi się, że
stawianie na pikantne, do końca niepotwierdzone ciekawostki, tudzież
podwyższanie atrakcyjności książki dla zwykłego Kowalskiego, jest nieco pójściem
na łatwiznę. Bo zawsze lepiej szanuje się porywającą fabułę osnutą wokół
czasami nawet obiektywnie nieciekawych historii, prawda? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Największym jednak minusem książki wydaje się być styl
pisania Autora. Taktownie przemilczam fragmentaryczną archaizację tekstu na
podstawowym, składniowym i fonetycznym poziomie, bo powieści (co było oczywiste
niemal od początku) są skierowane do masowego odbiorcy i aspirują do bycia
bestsellerem, co jak wiadomo nie pozwala na szaleństwa w tej materii. Żeby
oszczędzić pisarzowi wstydu nie rozpisuję się także nad kuriozalnym w takim miejscu
zwrotem <i style="mso-bidi-font-style: normal;">taki mamy klimat</i>, bo nawet
jeśli zostało użyte to celowo, to szukanie analogii z XXI-wieczną Polską nie
jest najlepszym pomysłem (ach te drogi!). <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Jednak to nie jest najważniejsze – klimat epoki
można poczuć w wielu innych aspektach, a z tym nie jest łatwo. Głównym zarzutem
jest brak obrazowości, jakiejś harmonii pomiędzy słowami i zdaniami, melodii;
zamiast tego mamy techniczne, niemal podręcznikowe pisanie z wyraźnymi brakami
w słowniku (prawdopodobnie słyszeliście zgrzyt moich zębów, kiedy czytałam
takie słowa jak <i style="mso-bidi-font-style: normal;">ciecz </i>w odniesieniu
do krwi czy napojów, brr), co czasami mocno przeszkadza w płynnym czytaniu i
sprawia, że wiele fragmentów staje się wyzutych z emocji, pozbawionych
pozwalającej na wyobrażenie sobie wszystkiego jeszcze bardziej realistycznie
plastyczności opisów, co prowadzi do zubożenia świata przedstawionego i rysunku
psychologicznego bohaterów. Przede wszystkim jednak ciężko jest czytać i
delektować się lekturą – co dla mnie było bardzo ważne; uwielbiam delektować
się książkami historycznymi jak ciastem, kawą czy kakao – kiedy co kilka zdań
Autor wrzuca słowo-igłę, czy też słowo-pułapkę, które kompletnie nie pasuje do
tych wokół, psując całą melodykę i wytrącając czytelnika ze swoistego
książkowego transu. Mimo że znajdą się fragmenty, za które trzeba pisarza
pochwalić, jak choćby scena śmierci księżnej Gryzeldy – dynamiczna, pełna
uczuć, prawdziwie przerażająca. Niestety, żeby książka była dobra, musi trzymać
równy poziom, także w tych bardziej statycznych scenach, których Autor w jakiś
tam sposób nie <i style="mso-bidi-font-style: normal;">czuje</i>. A to wszystko
naprawdę niszczy magię, jaka mogłaby być w tej książce, mimo bardziej
nowoczesnego podejścia do tematu i boli mnie serce, kiedy czytam, jak świetną
opowieść niszczy warsztat pisarza, nad którym mógłby jeszcze trochę popracować.
A może tu pomoże stary kolega pisarza po piórze, pan Sienkiewicz, który nawet z
opisu zwykłej cegły potrafił stworzyć dzieło sztuki i połączyć to z dynamiczną
akcją? Z pewnością podziałałoby, bo choć drugiej <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Trylogii </i>nigdy już nie będzie, to zawsze można zbliżyć się do
poziomu Elżbiety Cherezińskiej czy Ewy Stachniak. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlmte1Y7wXwcL38up8pKQqIGo8S8Etj-nkgcw9feDc37pbRi0sxWJ_W-r9iKUEsHNOQ0h0Y6rdoggS_p-nt7vqxnfz1RG_lOj4y9tr_8_nJjCpZjsl4GeBcuHVi3HyJjgm5mCqqPGE4RM/s1600/michal-01.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlmte1Y7wXwcL38up8pKQqIGo8S8Etj-nkgcw9feDc37pbRi0sxWJ_W-r9iKUEsHNOQ0h0Y6rdoggS_p-nt7vqxnfz1RG_lOj4y9tr_8_nJjCpZjsl4GeBcuHVi3HyJjgm5mCqqPGE4RM/s320/michal-01.jpg" width="248" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;">Michał Korybut Wiśniowiecki według Jana Matejki </span></td><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="http://www.edupedia.pl/images/img_poczet/michal-01.jpg">[źródło]</a></td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Cieszę się, że jeszcze ktoś w wieku dwudziestym pierwszym
chce zagłębiać się w tę epokę, nawiązując w dodatku do mojej ukochanej, a
zarazem często niedocenianej – tak czuję – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Trylogii</i>.
Cieszę się, że ktoś ma jeszcze ambicje, bo to również jest trudnym zadaniem,
przybliżać to masowemu czytelnikowi. To bardzo ważne, bo może ktoś po lekturze
będzie chciał więcej, aż da się wciągnąć w wspaniały świat historii (nie gadaj
Kylie, przy każdej książce historycznej masz taką nadzieję), a przynajmniej
będzie miał dobrą zabawę, bo przecież dla takich celów książka powstała. Bo
choć nie ma tu swatów pana Zagłoby, Azji Tuchajbejowicza czy przystojnego
Szkota, a całość smakuje zupełnie inaczej i raczej nieporównywalnie gorzej w
kwestiach technicznych, to dla każdego dinozaura takiego jak ja będzie jasne,
że to w rzeczywistości to nowoczesna wersja tamtej książki, której duch – czy
Autor chce tego czy nie – będzie unosił się nad tą. A przynajmniej takie będzie
odruchowe porównanie większości czytelników, chociaż ta książka nie jest <i style="mso-bidi-font-style: normal;">ku pokrzepieniu serc</i>. Bo nie każda rzecz
musi być. Czasem wystarczy ciekawa fabuła i cukierkowe zakończenie czyli
popularna wersja postmodernizmu (no i jeszcze przymknięcie oka podczas
czytania, żeby usterki techniczne nie zniszczyły nam dobrostanu), żeby choć na
chwilę poczuć się jak za starych, dobrych czasów. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Tytuł: „Gambit hetmański” </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Autor: Robert Foryś </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Moja ocena: 4,5/10</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Za egzemplarz i materiały promocyjne dziękuję wydawnictwu
Otwarte </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 275.25pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;"><span style="mso-tab-count: 1;"> </span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-13676269311487293002016-04-20T15:13:00.000+02:002016-04-20T15:13:51.723+02:00PODSUMOWANIE MARCA 2016<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjLQp8RsIlX3N-fCYj-EBb12cAkxJ_L6AY-E0rpIiLQmNr00cjiFJWokquIo_pig262SayhVFhIH253SzJpFGrXt8BoXihdhZ-MkjfwBTxJ6haIvYZliNStygAilcLwbpF8KuzMh00FMV4/s1600/large.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="214" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjLQp8RsIlX3N-fCYj-EBb12cAkxJ_L6AY-E0rpIiLQmNr00cjiFJWokquIo_pig262SayhVFhIH253SzJpFGrXt8BoXihdhZ-MkjfwBTxJ6haIvYZliNStygAilcLwbpF8KuzMh00FMV4/s320/large.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">…. i nadeszła wiosna. Wreszcie! Jeszcze tylko trzy
miesiące i zacznie się upragnione lato, na które czekam od początku zimy, a
właściwie od końca sierpnia. Święta się skończyły, a w ogrodzie zaczęły rosnąć
krokusy, niezapominajki i przebiśniegi (chociaż śniegu było w tą zimę jak na
lekarstwo; trzeba coś zrobić z tym globalnym ociepleniem, bo w przeciwnym razie
Leonardo nie będzie miał gdzie zagrać kolejnej uroczej sceny z niedźwiadkiem i
dostać Oscara). Wiosna! Niedługo obudzą się komary, muchy i – co najgorsze –
pszczoły oraz osy, a do aquaparków będą ciągnęły się długie kolejki, pragnące
zimnej, chlorowanej wody. W moich głośnikach zagości coś weselszego od Lany del
Rey, Dead Can Dance czy Nightwish, chociaż trochę bardziej pogodnego, a mnie
samej przestanie być w końcu zimno. Wiosna jest też piękna sama w sobie, te
wszystkie białe kwiatki na drzewach i pączki, głosy ptaków i zieleń, która da
odpoczynek mojemu zmęczonemu wzrokowi. Eh, to nie to co bezśnieżna zima! </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Mam nadzieję, że na blogu też powoli zaczyna być widać
wiosnę – moją wzmożoną aktywność, udzielanie się u Was i, co najważniejsze,
wyrzuty sumienia, kiedy czegoś nie mogę skończyć przez jakiś czas. Mam też
plany – nowe elementy bloga, nowy cykl, uporządkowanie stron i linków,
doprowadzenie do ogarniętego stanu etykiet… Trochę tego jest, ale jak robię
wiosenne porządki i próbuję coś zmienić w swoim życiu, to już na całego. Zgiń,
przepadnij, wredna zimo! </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Jak już się rzekło, planuję kilka zmian. Co do cyklu, to
wydaje mi się, że już dawno coś na ten temat pisałam i nic z tego – tradycyjnie
– nie wyszło, więc i tym razem nie jest to nic pewnego. Ale kiedyś będzie, bo
pomysł siedzi w mojej głowie i jakoś nie chce z niej wyjść. Będzie też
obiecywana ankietka, nawet na dwie czy trzy pozycje; całość będzie w wersji
mocno eksperymentalnej, ponieważ cały czas pracuję nad tym pomysłem. Mam
nadzieję, że zarówno jedna jak i druga rzecz spodoba się Wam na tyle, by nadal
tego bloga odwiedzać – jestem Wam wdzięczna za każdy entuzjastyczny komentarz
pod moimi rzadkimi recenzjami, a także ten zwykły. Fakt, że to motywuje mnie do
pracy byłby nie do końca prawdą, a poza tym takie słowa to już komunał, ale
każde napisane przez Was słowo bardzo mnie cieszy. Bardzo mi zależy, żebyście
razem ze mną tworzyli to miejsce, więc wszelkie sugestie są mile widziane.
Jeśli macie jakieś pomysły dotyczące cyklów, oddzielnego postu czy jakiejś
recenzji, śmiało piszcie na <a href="mailto:zakurzone-stronice@wp.pl">zakurzone-stronice@wp.pl</a>
bądź na Facebooku – nie gryzę, nie jem ludzi, ale z chęcią odpiszę i przemyślę.
</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Ale przechodzimy do tego, co jest najważniejsze w
podsumowaniach i co zazwyczaj najsłabiej wychodzi – w tym miesiącu również,
mimo mocnych postanowień, choć mocno pracuję nad poprawą. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">0/10 -</span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">0,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></b></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">1/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">1,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">1 książka</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">2/10 - </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">2,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">3/10 –</span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">3,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">4/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">4,5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">5,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">6/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">6,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">7/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">7,5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">8/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">1 książka</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">8,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></b></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">9/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">9,5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">10/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Ilość recenzji: </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">2</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Średnia: </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">4,75</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>PS Miesiąc się
kończy, a ja dopiero dodaję podsumowanie. Zabijcie mnie. </span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-52179876264112510632016-03-29T15:51:00.000+02:002016-04-08T05:46:16.006+02:00Panikujące tygrysy. Recenzja książki <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWTR12Mti6xVKVia3nKGggfVxzl74u9zgRyPfRfuJ7FkSTWhMD-oG0Xl-wvG0mm9rxvyJtIfEycAkrIRqbUFoFiyrynpVYLp4dqp4w8gqMPAc7ICyRFCj1OeWm3gpvrkVx2VGBqpGj9SM/s1600/285447_panika_lo_500.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWTR12Mti6xVKVia3nKGggfVxzl74u9zgRyPfRfuJ7FkSTWhMD-oG0Xl-wvG0mm9rxvyJtIfEycAkrIRqbUFoFiyrynpVYLp4dqp4w8gqMPAc7ICyRFCj1OeWm3gpvrkVx2VGBqpGj9SM/s320/285447_panika_lo_500.jpg" width="212" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Dziś rano z zaskoczeniem zauważyłam, że niebo na zewnątrz
ma kolor niebieski, a słońce jest ostre i ciepłe. W ogrodzie wrzeszczały ptaki
i przez chwilę poczułam się tak, jakby było już lato. Ale tylko przez chwilę,
bo chwilę potem zorientowałam się, że drzewa nie mają jeszcze liści. Przez
jakiś czas leżałam jednak nieruchomo w łóżku i wyobrażałam sobie, jak wspaniale
będzie mieć tyle wolnego czasu i jak produktywnie go wykorzystam. Jak na
ironię, chwilę później zadzwonił budzik i wszystkie przyjemne obrazy w mojej
głowie zamieniły się na listę tego, co mam dzisiaj zrobić. Nawet nie
wyobrażacie sobie, jak było mi przykro – już oblizywałam się na myśl, jakie
książkowe cegły będę sobie czytać, a tu ten wredny budzik przypomina, że zaczął
się kolejny, wspaniały dzień, na koniec którego będę przypominać trupa i nie
będę miała okazji, żeby zastanowić się nad sprawą tak odległą i
nieprawdopodobną jak wakacje. Zresztą nad czym się tu zastanawiać? Podróże
jakoś mnie nie nęcą, tak samo jak jakieś szalone przygody – wolę sobie o nich
poczytać, popisać, ewentualnie obejrzeć coś, co będzie opowiadało o jakiejś z
nich. Tak samo z aktywnością fizyczną spin (chyba że długie spacery i
birdwatching się liczą). Bez żadnych zwinę się w kłębek na moim łóżku i to będą
moje idealne, wymarzone wakacje. Może jedynie pojadę w nasze zacne, polskie
góry, ale i tam będzie trudno o materiał na blogową opowiastkę, o książce nie
mówiąc. Ale czy w spokoju nie odpoczywa się najlepiej? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Tak, jestem jednostką leniwą i bezużyteczną. Przyznaję
się. Chociaż gram trochę w paintballa, chodzę na długie spacery i do aquaparku
oraz interesuję się birdwatchingem, z chęciami uprawiania jakiegokolwiek sportu
w czasie wolnym jest bardzo ciężko. Oczywiście, podziwiam skaterów i zachwycam
się przystojnymi surferami na amerykańskich filmach oraz piłkarzami bez
koszulek, ale to wszystko, na co mnie stać. Istnieją ludzie, którzy będą grać w
piłkę nożną nawet na najmniejszym skrawku zieleni w moim mieście i wykorzystają
na to każdą wolną chwilę, albo którzy pójdą popływać na położonym niedaleko
jeziorze, które – szczerze mówiąc – do tych celów zupełnie się nie nadaje, ale
ja zdecydowanie do nich nie należę. Szczególnie że z natury jestem bardzo
strachliwa, a każdy sport wymaga odwagi i pewności siebie, o tych ekstremalnych
nie mówiąc. Brr! Mam znajomą, której brat skacze na bungee i kuzyna, który
hobbystycznie uprawia wspinaczkę. Trzęsę się nieustannie o ich życie, kręci mi
się w głowie, kiedy widzę ich na wysokościach odpowiednich do ich sportów i mam
koszmary, od kiedy ów znajomy zaproponował skok i mnie. Jak się domyślacie,
odmówiłam, ale dość niejasno sformułowałam wytłumaczenie i wydaje mi się, że on
mnie nie zrozumiał. Nic w tym dziwnego, bo istnieją ludzie, dla których słowo
strach oznacza niewiele albo nic. Którzy, kiedy stoją na stromej krawędzi, nie
czują tego dziwnego, strasznego uczucia, które odbiera rozsądek – paniki.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Panika</span></i><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;"> to słowo, które pochodzi z języka
greckiego, a konkretnie z mitologii. Jest tam historia o bożku nazywającym się
Pan, który był taki brzydki, że uciekały od niego wszystkie nimfy, a w tym jego
ukochana –Syrinks (według innej wersji: Daphne) - która przez ową miłość była
bardzo nieszczęśliwa. Kiedy zrozumiała, że nie sposób pozbyć się natręta, nimfa
w rozpaczy poprosiła bogów o możliwość zamiany w trzcinę. Zrozpaczony Pan
zrozumiał wtedy, jaki jest brzydki i z owej trzciny sporządził sobie
instrument, nazywany syryngą. Jednak z czasem zaczęto przypisywać Panowi
bardziej demoniczne funkcje – w najgorętszej godzinie dnia, nazywanej <i style="mso-bidi-font-style: normal;">godziną Pana</i>, starano się nie zakłócać
ciszy głośnym śpiewem czy rozmową, bo wtedy bożek budził się zły i wywoływał
coś nazywanego <i style="mso-bidi-font-style: normal;">panicznym strachem</i>,
przez co pasterze i owce uciekali w popłochu. Ile w tej historii prawdy to
pozostawiam już waszej fascynacji zjawiskami niewytłumaczalnymi, w każdym razie
nazwa (tak jak wizerunek Pana, który stał się pierwowzorem średniowiecznego
diabła) przetrwała do naszych czasów i oznacza strach tak wielki i nagły, że
pozbawiający człowieka zdolności logicznego myślenia. Rzecz w takich
przypadkach jak opisywany powyżej mój lęk wysokości pozbawiona żadnych
poważniejszych skutków (poza kilkoma krzywymi uśmiechami i strachem), ale
czasami będąca wielkim zagrożeniem. Bo tłum ogarniętych paniką ludzi jest
zagrożeniem sam dla siebie i prowadzi do dezintegracji. Ale najgorszym, co może
nas spotkać to panika w sytuacjach niebezpiecznych dla naszego życia, kiedy
potrzeba logicznego myślenia i zimnej krwi<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>– tak, w takich sytuacjach panika niemal zawsze jest śmiercionośna. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">O tym przekonuje się Heather, główna bohaterka powieści,
aczkolwiek w dość nietypowych okolicznościach. W jej miasteczku bowiem,
zapadłym Carp gdzieś w Stanach Zjednoczonych, co wakacje dzieciaki bawią się w
Igrzyska Śmierci… nie, przepraszam, grają w coś, co nazywane jest właśnie <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Paniką</i>. Chodzi po prostu o przejście
przez trudne konkurencje, wymagające zimnej krwi, sprawności fizycznej i
szczęścia; nagrodą natomiast są pieniądze i prestiż. W przeciwieństwie jednak
do swojej przyjaciółki Natalie, Heather nie miała zamiaru brać udział w
rywalizacji, ale zdecydowało złamane serce i trudne położenie dziewczyny. Z
biegiem czasu okazuje się jednak, że gra to nie tylko konkurencje kiedy do
głosu dochodzą ambicje, trudne emocje, osobiste problemy i zranione uczucia, a
dziewczyna będzie musiała stawić czoła większym problemom od przejścia po
wąskiej kładce między dwoma wieżami ciśnień, przy okazji ucząc się wiele na
temat życia, miłości i innych ludzi, a także zmieniając własny los. Ale czy na
lepsze, skoro dziewczyna nie wierzy, że w życiu może spotkać ją coś dobrego? I
jak gra wpłynie na życie jej przyjaciół, którzy mają podobne problemy?<span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Mówiąc szczerze, nie wiem, co skłoniło mnie do pochylenia
się nad książką. Może zdecydowany wzrok dziewczyny na okładce, który przyciąga
uwagę czytelnika i kojarzy się ze świetnymi przecież <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Igrzyskami Śmierci</i>. Pewnie też i opis, w którym zaznaczono, że
Heather nie oczekuje już niczego dobrego od życia, co sprawiło, że poczułam
przypływ empatii i pewnego poczucia solidarności. A może po prostu miałam
ochotę na lżejszą lekturę, która wprowadziłaby do stanu przedwiosennego
zawieszenia nieco letniej atmosfery? Nie należy zapominać, oczywiście, o
nazwisku Autorki, która – o ile orientuję się w blogowym świecie – jest bardzo
lubiana i doceniania przez wielu czytelników, w tym wielu wiarygodnych
blogerów, co oznacza, że warto poznać jej twórczość (choć na razie mam jeszcze
przed sobą czytanie owej słynnej debiutanckiej trylogii). Nie oczekiwałam
jednak książki ambitnej, epokowej czy po prostu będącej ucztą dla duszy i
szarych komórek tylko wciągającej opowieści, angażującej emocjonalnie, może z
jakimś przesłaniem, drugim dnem, mówiącym coś o świecie dorastających ludzi.
Innej, nowatorskiej, ciekawej, może odkrywczej (jeśli pozostało jeszcze coś do
odkrycia), niszczącej jakieś schematy, a może w interesujący sposób
przetwarzającej istniejące archetypy. Książki, w której wybuchnę śmiechem, a
może nawet się zasmucę, zdenerwuję się czy będę obgryzać paznokcie, bojąc się o
życie bohaterów. Albo czegokolwiek innego, czego od zawsze szukam w książkach
dla młodzieży i nie mogę odnaleźć, prawdopodobnie dlatego, że dokładnie nie
wiem, co to jest (tak, w tym miejscu możecie się śmiać się z mojej
inteligencji). W każdym razie pewnego dnia sięgnęłam po tę powieść i zaczęłam
czytać. Co z tego wyniknęło? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Porównując wydanie polskie i oryginalne, bardzo łatwo
dojść do wniosku, że tym razem nasi rodacy spisali się na medal. Nie ma tu
żadnych potrząsających włosami dziewoj i depresyjnych brązów, które jakoś
średnio pasują do tematyki książki, przynajmniej w moim odczuciu. Jest za to
brudny turkus (zajeżdżając prywatą, turkus jest jednym z moich ulubionych
kolorów) i kontrastujące z nim żółte paski, co jest połączeniem ryzykownym, ale
tutaj wyglądającym zadziwiająco dobrze. I, przede wszystkim, eksponuje twardy
wzrok ładnej dziewczyny na okładce (która może nie przypomina opisu Heather,
ale prezentuje się naprawdę dobrze), który skutecznie, myślę, przyciąga wzrok
czytelnika i intryguje.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Po jej twarzy
przeciągnięto żółty pasek, co trochę kojarzy się z wojskiem i maskowaniem za
pomocą rysowania sobie na twarzy plam w kolorach ziemi i co w połączeniu z
wojowniczym wyrazem twarzy nasuwa skojarzenia z walką, chociaż pewnie żółty
jest tam po to, że wszystko dzieje się w lato, które z założenia jest
słoneczne. Równie mocno zaciekawia enigmatyczny tytuł, wydrukowany żółtą
czcionką bez specjalnych udziwnień; co najważniejsze, jest on nieco większy niż
imię i nazwisko Autorki (napisane białą czcionką), co oznacza, że mimo sukcesu
poprzednich książek Wydawnictwo nie zamierza przyciągać czytelników na znane
nazwisko, co się oczywiście bardzo im się chwali. Tak samo jak minimalistyczny
blurb, pozbawiony natrętnych recenzji, co – paradoksalnie – zachęca do lektury.
Na przyjemnym, ciemno-turkusowym tle, poza paskiem żółci i cytatem, mamy tylko
równie enigmatyczne streszczenie z książki, wydrukowane bardzo estetyczną,
białą czcionką, po którym chyba każdy bardziej zainteresowany będzie miał
chętkę na lekturę. Wydanie zostało wyposażone jeszcze w dwa skrzydełka, oba
będące – zaskoczenie – żółte z turkusowymi paskami (na pierwszym z nich widać
zamazane sylwetki kąpiących się ludzi, co nasunęło mi skojarzenia z porą
wakacji, chociaż z zasady wody nie lubię). Na jednej z nich krótko napisano o
Autorce, natomiast na drugiej, oprócz okładek dwóch poprzednich książek
pisarki, umieszczono po prostu fotografię siedzącej nad rzeką dziewczyny,
zanurzoną w delikatnych turkusach. Grzbiet, również turkusowy, wygląda bardzo ciekawie
i wyróżnia się, kiedy postawimy książkę między innymi pozycjami na półce, ale
najważniejsze jest chyba to, że dzięki estetycznemu wydaniu aż chce się
sprawdzić, co kryje się za wojowniczym wyrazem twarzy dziewczyny z okładki i co
z tym wspólnego mają melancholijne obrazki ze skrzydełek. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Panika? Gra? Skojarzenia z <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Igrzyskami Śmierci </i>były aż zanadto czytelne. Czytając pierwsze
zdanie zakładałam, że to kolejne młodzieżowe SF, której główna bohaterka, już
przecież na okładce przypominająca Katniss Everdeen, stanie do mniej lub
bardziej uzasadnionego fabularnie turnieju na śmierć i życie, znajdzie miłość a
może i obali jakiś kolejny reżim, co oczywiście będzie do bólu powtarzalne i
nudne. I muszę powiedzieć, że w tym aspekcie zostałam miło zaskoczona – fabuła
jest zupełnie przyziemna, a bohaterom nawet do głowy nie przychodzi ratowanie
czegokolwiek, bo powody do startowania w niebezpiecznej <i style="mso-bidi-font-style: normal;">zabawie</i> są zupełnie osobiste, a czasami egoistyczne. Całość dzieje
się najprawdopodobniej w XXI wieku, w smutnych realiach zapuszczonego,
odciętego od świata miasteczka, pełnego ludzi, dla których wyjazd do Nowego
Jorku na stałe jest szczytem marzeń i niewielu udaje się go zrealizować (swoją
drogą opisywanie owego Carp jako zapadłej dziury i miejsca, o którym mało kto spoza
niego wie, zupełnie nie tłumaczy, dlaczego CIA albo FBI nie zajęło się jeszcze <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Paniką</i>, ale może się czepiam). Mieszkańcy
to nie ludzie sukcesu znani z innych powieści dla młodzieży i rodzice, którzy
mają mnóstwo wypasionych kart kredytowych – tutaj mamy do czynienia z czymś
dokładnie przeciwnym, bo niemalże w rodzinach wszystkich bohaterów patologia
jest na porządku dziennym. Oczywiście nie wspominam o tak skrajnym przypadku
jak sytuacja Heather i jej młodszej siostry, Lily, którą poradziłaby sobie nawet
nasza niesprawnie działająca pomoc społeczna, ale gdyby Natalie była moją córką
na pewno nie pozwoliłabym jej na jeżdżenie po castingach w centrach handlowych
i oblizywanie się z jakimiś starszymi facetami, którzy proponowali jej zostanie
aktorką czy modelką. Jednak poza tymi rewelacjami, które w pewien sposób
podtrzymywały moje zainteresowanie fabułą, cała reszta była mocno szablonowa i
przewidywalna. Większość schematów fabularnych przewija się przez większość
tego typu książek, a przecież i tak wszystko musi skończyć się happy endem, przynajmniej
częściowym, nie ważne jak bardzo nieprawdopodobny miałby on być. Nie będę tu
zdradzać wszystkiego, bo jest jakaś przyjemność w bawieniu się w wróżbitę i
satysfakcja z domyślenia się prawdy zanim bohater ogarnie o co chodzi, ale
przecież nie w tym rzecz. Nawet literatura popularna i dla młodzieży
(stereotypowo mało wymagającej) powinna zawierać w sobie coś, co zainteresuje
czytelnika, sprawi, że ze wstrzymanym oddechem, a przynajmniej z przyjemnością,
będzie odwracał kolejne strony. Nie mówiąc już o tym, żeby treść odcisnęła się
w pamięci i wracała nawet w nocy <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>(większość
drukowanej teraz literatury to, niestety, książkowe fast-foody, które nie
pozwalają na chwilę refleksji), bo to kryterium dla takich książek jak ta za
ostre. Ale to naprawdę boli. To trochę tak, jakby po raz setny czytać to samo,
tylko w trochę innej konfiguracji i ze zmienionymi rekwizytami czy zdarzeniami
ułożonymi w innej kolejności. Tym gorzej, że cała konstrukcja jest bardzo
naiwna – Autorka idzie po najsłabszej linii oporu serwując dość dużą dawkę
sentymentalnych uczuć, pragnienia zemsty, smutku i czegoś, co nazywa odwagą, a
co dla mnie jest zwykłą głupotą. Ja wiem, że stara podejmować trudne tematy,
takie jak zemsta czy bezwarunkowa miłość, ale mogłaby to przecież zrobić w
inny, bardziej bliski dla czytelnika sposób, chyba że w wakacje dla sprawdzenia
swojej odwagi ktoś z was przebiega przez ruchliwą szosę z zamkniętymi
oczyma<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- o wartości edukacyjnej tej książki
wolę więc nie wspominać. Tak samo jak o kwestii tygrysów przetrzymywanych w
prywatnej posesji, bo to jeszcze bardziej absurdalne niż brak kontroli sytuacji
rodzinnej Heather przez odpowiednie służby. I ta Anne myślała jeszcze, że
ukarzą ją za złe warunki w jakich przetrzymują biedne kociaki, a nie za to, że
je w ogóle ma. Halo, policja? Przyjeżdżajcie do tej książki, bo ja zaczęłam się
naprawdę bać. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Tu pojawia się także refleksja o sensie całej tej <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Paniki</i>, kwestia bardzo ważna, bo
dotycząca najważniejszej w książce rzeczy. Igrzyska Śmierci w trylogii Suzanne
Collins były odpowiednio i wiarygodnie uzasadnione jako narzędzie siana strachu
wśród obywateli Panem, nieco słabiej było z innymi podobnymi książkami, których
Autorki na siłę próbowały być oryginalne, wymyślając jakieś naciągane,
dramatyczne historie, które choć na kilometr pachniały brakiem pomysłu i
kreatywności, to jednak były. A tutaj? <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Panika</i>
po prostu jest – bez szerszych wyjaśnień, chociażby takich, że wygrana jest
przepustką do teoretycznie lepszego życia, co wynika z kontekstu i co może być
jedynym logicznym argumentem prowadzenia takich rozgrywek. Chociaż już dawno
przekonałam się, że ludzka głupota i bezsensowna brawura są odpowiedzią na
wszystko, szczególnie kiedy ma się w sobie tą żyłkę rywalizacji, a nagroda jest
bardzo obiecująca. Ale z powieści wynika, że nie jest to gra prosta jak budowa
cepa – jest dwóch sędziów, którzy nie mogą ujawnić swojej tożsamości, zadania
personalne (o których dowiedziałam się dopiero wtedy, kiedy jedna z bohaterek
musiała mu sprostać) i w niewiadomy sposób niemożliwość powstrzymania graczy
przez policję. To wszystko musiało się kiedyś zacząć, mieć jakąś swoją
tradycję; nie przekonuje mnie fakt, że to wszystko kiedyś zostało wymyślone i
już, jeszcze w ramach rozrywki młodzieży z Carp, która nudzi się tak bardzo, że
gra w bardziej urozmaiconą wersję rosyjskiej ruletki (która również pojawiła
się w książce). Zresztą to nie jedyny wątek, który nie został wystarczająco
rozwinięty, tyle że ten najbardziej się rzuca w oczy, bo – jakby nie było –
jest to jedna z najważniejszych spraw w książce, o czym świadczy nawet tytuł
(chyba że ma jakiś metaforyczny sens, który dla mnie jest za bardzo
skomplikowany). I choć – jeśli miałabym być zupełnie szczera – większość
rozwiązań powyższego problemu byłaby naciągana, jak sama <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Panika</i> zresztą, ale przynajmniej by coś było, co zawsze jest jakimś
plusem. Wystarczyłoby, że Autorka spytałaby się uczniów – oni wiedzą, że byle jaka
praca domowa jest zawsze lepsza od jej kompletnego braku oraz że ta zasada
zawsze się sprawdza. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Z tego też powodów powieść do najgrubszych, niestety, nie
należy. Może to samo w sobie minusem nie jest, ale jest to spowodowane tym, że
wątki nie należą do specjalnie rozwiniętych, a historie bohaterów do
rozbudowanych i ciekawych. Dostajemy tylko to, co w zostaje wykorzystane w
fabule, która i tak nie zmierza w jakimś nieprzewidywalnym kierunku, a
przynajmniej takim, który satysfakcjonowałby czytelnika i pozostawiałby coś w
nim po zakończeniu lektury. Najuboższy wątek, ten dotyczący Natalie, nie daje
nam o niej wielu podstawowych informacji, szkicując jej postać pobieżnie i w
nudny, szablonowy sposób. Podobnie jest Dodge’em: naprawdę chciałabym wiedzieć
nieco więcej o jego rodzinie, historii siostry przed wypadkiem, ojcu i powodach
jego nieobecności (chyba że coś przeoczyłam). O Heather wiemy dość dużo, chyba
najwięcej, ale nic nie szkodziłoby, gdyby Autorka przedstawiła jej problem
nieco szerzej, choć w tym wypadku można by się nieco domyślić. Szczątkowe
informacje o nieznajomym ojcu dziewczyny i wybrykach matki nie wystarczą
jednak, by współczuć bohaterce na tyle, na ile zasługuje, a przynajmniej poznać
ją jeszcze bardziej. Zresztą każdemu czytającemu byłoby miło, gdyby – skoro
poświęca więcej miejsca codziennemu życiu bohaterów niż tytułowej grze, jak to
się dzieje na kartach tej powieści – pokazał nam ich bogaty, pełen szczegółów
świat, a nie tylko pojedyncze, wydaje się, wyrwane z kontekstu sceny. Czyta się
wtedy przyjemniej i dłużej, już o przywiązaniu do bohaterów nie mówiąc. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 432.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Bo ciężko się tu do czegokolwiek
przywiązywać, nawet jak bardzo się chce. Przede wszystkim cała historia powinna
być rozwinięta, dogłębnie napisana i przemyślana, dzięki czemu bohaterowie
staliby się pełnoprawnymi ludźmi w nieco większym stopniu. Przecież już nie
wymagam od Autorki powieści liczącej osiemset stron, na kartach której postacie
przechodzą skomplikowane metamorfozy i analizują własne charaktery. Marzyłabym
tylko o bohaterach żywych, ciekawych, takich, z jakimi człowiek w każdym wieku
mógł się utożsamić, a młodzież odnaleźć w nich cząstkę siebie. Ale nie. Heather,
<i style="mso-bidi-font-style: normal;">notabene</i> główna bohaterka, to postać
technicznie naszkicowana ledwie poprawnie. Ma jakiejś emocje, owszem, ale
wydają się one sztywne, nieprawdziwe i płaskie; książkę czyta się tak, jakby w
ogóle ich nie było. Niby się złości na matkę i niepokoi się o siostrę, przeżywa
strach, rozpacz, zakochuje się, odkochuje się etc., jednak wszystko to dla
czytelnika pozostaje obojętne a nawet nudne. Nijakie. I nie dlatego, że Heather
była nijaką dziewczyną z przyczepy kempingowej (zgodnie ze wszystkimi
schematami gatunku), ale dlatego, że Autorka nie potrafiła wydobyć z bohaterki
tego co ciekawe, żywe czy charakterystyczne, poprzestając na ckliwych,
sztampowych<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>i boleśnie powierzchownych
schematach używanych w zdecydowanej większości powieści tego rodzaju. Tak jest
ze wszystkimi bohaterami, których nie jest dużo, bo większość z nich robi za
postacie epizodyczne, rozmyte tło, o którym trudno powiedzieć więcej nad to, że
po prostu jest. O Natalie już wspominałam, ale warto jeszcze nadmienić, że
pisarce – o dziwo – doskonale udało się wyostrzyć cechy typiary, która
cynicznie wykorzystuje uczucie chłopaka do własnych gierek (nie wiem jak wy,
ale ja zawsze dziwię się takim ludziom, bo człowiek siedzi w Internetach i
tyje, czekając na jakikolwiek sygnał zainteresowania od płci przeciwnej, a taka
z uśmiechem łamie serca dla jakieś oślizgłego typa), przez co wszystkie te jej
problemy, ukryte w niezbyt zręcznych aluzjach, giną i szybko zostają
zapomniane. Największą szansę pisarka zmarnowała jednak w postaci Dodge’a, w
gruncie rzeczy sympatycznego chłopaka z jakimś tam dość wiarygodnym charakterem
i poważnym problemem, czego nie jestem skłonna jej przebaczyć. Aż mam ochotę
napisać drukowanymi literami, że to był <i style="mso-bidi-font-style: normal;">ten
</i>wątek, dzięki któremu nie odłożyłam książki na bok, zmęczona wszystkimi jej
niedociągnięciami. Ogarnięty chęcią zemsty za zniszczenie życia siostrze, z
każdą chwilą podejmuje coraz gorsze decyzje, ryzykując życie i zatapiając się w
swoim zaciętym gniewie, w którym już nawet nie rozumie, że zemsta nie jest
Daynie potrzebna. To rzecz bardzo ciekawie zarysowana, szkoda tylko, że Autorka
nie postarała się bardziej tego rozwinąć, uzupełnić niektóre fragmenty,
pogłębić portret psychologiczny bohatera i rozstrzygnąć wszystkiego w bardziej
widowiskowy sposób, który by może bardziej jednoznacznie… potępiał taką
postawę. Żeby potem rodzice się nie martwili, że ich pociechy po przeczytaniu książki
nie tylko biegają po podwórku chorego psychicznie gościa, który ma pokój
wytapetowany bronią, ale i planują krwawą zemstę, uważając, że to nie jest <i style="mso-bidi-font-style: normal;">aż </i>tak złe. Oczywiście, w sensie
dosłownym. No dobra, przesadzam. Ale cały wątek, który zapowiadał się najlepiej
z całej książki, był jednym wielkim niewypałem, łącznie z rysunkiem
psychologicznym Dodge’a, co rozczarowało mnie bardzo. W każdym razie w książce
jest kilka scen, w których można bohatera nawet nieco polubić, a przynajmniej
docenić go, jako najciekawszego w całej tej nijakości. Wydaje się mieć
najpoważniejsze problemy i rozterki, co sprawia, że – jak na standardy tej
powieści – jest nawet interesującą postacią. Ale czy to wystarczy, żeby
uratować resztę? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 432.0pt; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 432.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Jak w wielu, wielu innych
książkach młodzieżowych i nie tylko, powyżej opisane problemy są wielkiej
mierze spowodowane przez słabą warstwę językową książki – bohaterowie,
wydarzenia, całe wątki a nawet fabuła są po prostu źle napisane. To potem
sprawia, że bohaterowie sprawiają wrażenie papierowych, a nawet najbardziej
fascynujące, jak mogłoby się wydawać, rzeczy okazują się mało porywające a
nawet nudzące (podczas gdy prawdziwi mistrzowie pióra opisują cegłę i jest to
opis piękny); może to brzmi jak paradoks, ale pisarzom brakuje słów i często,
niestety, umiejętności, by opisać to, chcą. Nie wiem, jak jest w tym przypadku,
bo nie znam owego słynnego debiutu, o którym wszyscy wypowiadają się w samych
superlatywach, nie potrafię więc stwierdzić, czy jest to chwilowy zanik weny i
umiejętności czy też normalny stan rzeczy; faktem jest jednak to, że z
pewnością nie jest to książka dobrze napisana. Nawet jak na powieść
młodzieżową, choć suchą i niezbyt sprawną narrację, opartą na relacjonowaniu
tego, co robią bohaterowie trudno przełknąć tak w ogóle. Zresztą po co ja się
czepiam suchej narracji, skoro – tak jak w przeważającej części dzisiejszej
literatury – jest ona tylko komentarzem do dialogów i służy do opisywania
akcji, wypełniając niewielkie przestrzenie tekstu pomiędzy kolejnymi dialogami.
Ale nawet w tych dialogach nie ma co szukać czegokolwiek ciekawego, nowego czy
wybitnego – ot, tradycyjne poduchy przeważnie młodych bohaterów, napisane
prostym, komunikatywnym stylem, który choć sprawia, że książkę czyta się bardzo
szybko, to nie wnosi do niej zupełnie nic (jeśli odliczyć tony iście kartonowej
sztywności bez nawet najmniejszego sucharka, o porządnych żartach nie mówiąc) i
po jakimś czasie niemiłosiernie nudzi. Ani to nie jest jakoś różnicowane, ani
zdynamizowane, już nie mówiąc o naturalnym brzmieniu wszystkich tych rozmów,
nadających przecież całości bardziej ludzki, zwyczajny wydźwięk (bo to książka
o robotach nie jest, prawda?). Najbardziej jednak razi językowy konwencjonalizm
Autorki, jej ubogie słownictwo i te wszystkie kalki językowe, które już tak
naprawdę nie wiadomo skąd się wzięły, bo znajdziemy je w niemal wszystkich tego
typu pozycjach. Czy pisarka nie wiedziała, że kiedy wysiliłaby się trochę i
wzbogaciła swój sposób pisania i swoje słownictwo, powieść posiadałaby więcej
barw, co sprawiłoby, że czytanie byłoby o wiele bardziej przyjemne? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 432.0pt; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 432.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Bynajmniej nie odczuwam jakiegoś
wielkiego rozczarowania książką; nie obiecywałam sobie po niej dużo dobrego.
Nie dziwi mnie też, że za ciekawą, przyciągającą wzrok okładką czai się
zupełnie nijaka treść, która ani nie skłania do jakichś przemyśleń, ani nie
pozostaje z pamięci, ani nie dostarcza spodziewanej rozrywki, pozostając tak
czy siak daleką kuzynką <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Igrzysk Śmierci</i>,
delikatnie wymieszaną z nurtem new adult, przynajmniej w kwestii ambicji pokazywania
dramatów młodych ludzi. Nie przynosi ze sobą także zapachu lata, wakacji i tych
wszystkich szalonych wyczynów, jakie zamierzają robić niektórzy, nie sprawia,
że za tą porą zaczynam bardziej tęsknić, nie przynosi nawet kilku nowych myśli,
przynosząc łatwe i płytkie zakończenie. Ba, zamiast tego wszystkiego sprawia,
że razem z myślami na temat fabuły pojawia się uczucie głębokiego znudzenia, co
oznacza też, że powieść ta należy do tego najgorszego rodzaju, który nie
wywołuje żadnych uczuć. Są bowiem książki tak złe, że, gdybym nie szanowała
czyjeś pracy i słowa pisanego, z radością rzuciłabym nimi o ścianę, co jeszcze
nie odzwierciedliłoby siły mojej złości; są i książki tak dobre i tak kochane,
że nie widzę świata poza nimi, stanowią treść mojego życia i powód, dla którego
żyję. Tę najwyżej odłożę na półkę, w kątek, gdzie nie będzie zbierać kurzu i
gdzie nikt ją nie zobaczy, zapominając o niej po jakimś czasie. Chociaż nie, bo
w planach mam ową słynną trylogię pisarki, którą niemal wszyscy chwalą, a której
zaczynam się bać. Ale nie panicznie, bo po tylu bojach jestem w stanie
przeczytać już niemal wszystko. Nawet o tygrysach, które przebywają poza
miejscem strzeżonym przez ludzi wykwalifikowanych do opieki nad tego typu
zwierzętami, daleko od najbliższego szpitala i tysiące kilometrów od swoich
naturalnych siedlisk w Azji. Brr! Ja już czuję ogarniającą mnie panikę, a wy? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 432.0pt; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 432.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Tytuł: „Panika” </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 432.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Autor: Lauren Oliver </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 432.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Moja ocena: 1,5/10</span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 432.0pt; text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="tab-stops: 432.0pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Otwartemu/Moondrive</span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-64316954140715622592016-03-15T10:30:00.000+01:002016-03-15T10:30:12.422+01:00Wszystkie odcienie śniegu. Recenzja książki <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7Hs1JwEMq8qnEbf3lnGuIdD3KEY8_bQZ4FCoGtjTFqAg5FzHjZrtiKG-hAnAVPE-cgDmhtLUJJtyU1mNq8e3SW7MUReTAcMLEANmeniYsa4xvl6vqoI-8x0jZrcDRtQjQUnGC3vnpNaA/s1600/Pamuk_Snieg_m__.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7Hs1JwEMq8qnEbf3lnGuIdD3KEY8_bQZ4FCoGtjTFqAg5FzHjZrtiKG-hAnAVPE-cgDmhtLUJJtyU1mNq8e3SW7MUReTAcMLEANmeniYsa4xvl6vqoI-8x0jZrcDRtQjQUnGC3vnpNaA/s320/Pamuk_Snieg_m__.jpg" width="224" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Każdy przyzna, że pomiędzy wyobrażaniem sobie czegoś a
przeżywaniem tego w realnym świecie istnieje ogromna różnica. Przyzna to każdy
fan choćby <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Titanica, </i>bo to, co na
ekranie jest wzruszające, w rzeczywistości stałoby się koszmarem. Fani historii
mają jeszcze gorzej. Bo w sumie ciekawie jest czytać o dynastiach, spiskach i
pięknych księżniczkach, ale wątpię, czy ktokolwiek chciałby naprawdę być takim
następcą tronu, który mając szesnaście lat musi poprowadzić swoją armię do
boju, obawiając się wrogiego miecza tak samo jak sztyletu czy trucizny własnej
kuzynki. No właśnie. W moim przypadku psuje to całą przyjemność – za każdym
razem, kiedy zaczynam marzyć o życiu w średniowieczu, zdaję sobie sprawę, że w
tamtych czasach ludzie mieli tak samo przechlapane jak my, a może jeszcze
bardziej. Kiedy jednak dochodzę do wniosku, że wobec tego lepiej żyć w XXI
wieku bo prawo jest w miarę normalne i jakoś bezpiecznej jest chodzić po
ulicach, to moja Mama włącza właśnie telewizyjne <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Wiadomości</i>. A tam co? Drama za dramą, za wschodnią granicą car
Władimir Władimirowicz (Ras)Putin, a trochę dalej IS. W nagłym przypływie
czarnego humoru pomyślałam sobie, że za ileś tam lat ludzie będą się fascynować
dzisiejszą polityką, a jakiś fanatyk będzie chciał poczuć na sobie oddech
bezwzględnego syryjskiego terrorysty. Cóż, to właśnie tak zwana ironia
historii.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Z drugiej strony, zastanawiam się, czy przypadkiem nie
dostałam tego co chciałam. Nie od dziś wiecie, że pasjonuję się Orientem, a szczególności
historią europejskich kolonii na Bliskim Wschodzie w Średniowieczu, a oto
właśnie, niemal na własnej skórze, doświadczę ciągu dalszego tej historii. I
może i fajnie, tyle że tym razem jest w odwrotną stronę – Europejczycy (w
szczególności Francuzi… czy to przypadek?) są atakowani przez mieszkańców Półwyspu
Arabskiego. Sprawa jest już bardzo poważna, szczególnie po ostatnich zamachach
w Paryżu, ale wydaje mi się, że Europa i USA jakoś nie mają pomysłu na
zwalczenie IS. I w sumie to nic nowego, bo zawsze wykazywaliśmy się mniejszą
lub większą ignorancją w sprawach związanych z Bliskim Wschodem. Ignorancją,
ale także po prostu niezrozumieniem, wynikającym z faktu, że Wschód i Zachód to
zupełnie dwie różne kultury. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Dużo nas łączy, ale jeszcze więcej dzieli. I są to rzeczy
ważne takie jak historia, religia, polityka, moralność. Nie są to może tak
wielkie różnice jak pomiędzy Majami a średniowieczną Anglią chociażby, ale
skutecznie niszczą wszelkie próby porozumienia. Szczególnie jeśli do wspólnego
stołu zasiadają ludzie wpatrzeni w siebie, przekonani o wyższości swojej
cywilizacji, mający niewiele pojęcia o stronie przeciwnej. Albo tacy, którzy
celowo chcą doprowadzić do konfrontacji, która tylko wyostrzy różnice. Jedni
mają Boga, który każe przebaczać; drudzy Boga, który obiecuje raj dla tych,
którzy będą zabijać. Jedni mają supernowoczesny sprzęt, drudzy fanatyzm
religijny, który nie zna litości…</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Odrębnym dramatem są kraje, które stoją pomiędzy tym
wszystkim. I to nie tylko te, które znajdują się na skraju Zachodu i Wschodu,
ale także te, które przeżywają ten kryzys wewnątrz. Tutaj dobrym przykładem
może być współczesna Turcja – rozdarta pomiędzy dawnym Imperium Osmańskim i
ostoją islamu oraz nowoczesną, ateistyczną republiką stworzoną przez Mustafę Kemala
Atatürka. Turcja, która chce do Unii Europejskiej i Turcja, w której muezzin
trzy razy dziennie nawołuje każdego pobożnego muzułmanina do modlitwy. Turcja
bogaczy i Turcja biednych osadników Kurdyjskich. Można naprawdę się w tym
wszystkim pogubić i nic dziwnego, sami Turcy niezbyt rozumieją swojego kraju.
Świadczą o tym wojskowe przewroty i ciągłe zmagania pomiędzy zwolennikami
liberalnej, świeckiej republiki i państwa wyznaniowego z szariatem stanowiącym
podstawę prawa; dążenie do bycia krajem bardziej europejskim, nowoczesnym a
wiernością chlubnym przecież tradycjom Imperium Otomańskiego. Nie wspominając
już o zagładzie Ormian, do czego Turcy nie przyznają się do dzisiaj (Autorowi
tej książki wytoczono sprawę sądową, kiedy publicznie <i style="mso-bidi-font-style: normal;">oskarżył </i>swoich rodaków), utrzymując, że ci ludzie wyginęli z
powodu epidemii panującej w czasie ewakuacji. Zresztą o czym my mówimy – kiedyś
największe miasto dzisiejszej Turcji, Stambuł, było nieodżałowaną stolicą
Cesarstwa Bizantyjskiego, Konstantynopolem, barbarzyńsko zdobytym przez sułtana
dopiero w wieku XV, a więc stosunkowo niedawno. To również stawia pod znakiem
zapytania wiele kwestii narodowościowych tego państwa i zasmuca pewną
entuzjastkę wszystkiego, co bizantyjskie. Nic dziwnego więc, że życie
przeciętnego Turka nie jest tak kolorowe i barwne jak mógłby przypuszczać
europejski turysta. A przynajmniej taki obraz tego państwa wyłania się z tej
powieści, która – w intencji jej Autora, będącym zachwalanym noblistą – ma
obrazować tamtejszą rzeczywistość sprzed kilku lat. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Ka, poeta przebywający przez dłuższą część swojego życia w
Niemczech na emigracji, wraca do miasta swojego dzieciństwa – Karsu, który
swoją świetność utraciło już dawno. Ma napisać artykuł o serii samobójstw wśród
dziewcząt, ale właściwie chce poszukać miłość swojej młodości – piękną Ipek,
która wciąż mieszka tu z siostrą i ojcem. Jakiś czas po przyjeździe wszystkie
drogi do miasta zostają zablokowane przez śnieżycę i bohater zostaje uwięziony
w mieście, w którym zaczyna robić się niebezpiecznie. Wybucha przewrót wojskowy
skierowany przeciw muzułmanom, a Ka zostaje wplątany w niebezpieczną grę,
zarówno tę polityczną, jak i z piękną, ale skrywającą wiele sekretów Ipek. Czy
ma jakąś szansę wygraną, albo choćby ocalenie swojej skóry? I czy w tym całym chaosie
jest miejsce na jakieś resztki ludzkich uczuć? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Mówiąc szczerze, w otchłaniach Internetu czytałam rozmaite
recenzje. Byli tacy, którzy zachwycali się nad książką dla zasady, że co
dostało Nobla to jest genialne, ale spotkałam się z opiniami osób, które
książką były po prostu znudzone (to drugie przeraziło mnie bardziej, bo nie ma
nic gorszego niż spanie nad książką). Zdania umotywowane lepiej albo gorzej, z
wystarczającą ilością argumentów i nie, ale brakowało mi jakiejś interpretacji,
refleksji nad treścią. Bo albo ja jestem szlachetną idealistką, albo w
literaturze chodzi więcej niż o to, czy dana pozycja słusznie otrzymała jakąś
nagrodę. A szkoda, bo już po pierwszych stronach książki widać, że jest to
powieść oryginalna, nietuzinkowa a przede wszystkim wielowarstwowa i ciekawie
byłoby, gdyby inni podzielili się swoimi spostrzeżeniami – kto wie, może ktoś
zauważyłby coś ciekawego, co pomogłoby w zrozumieniu całości innym czytelnikom.
No ale taki mamy klimat: ilość statuetek jest ważniejsza od przekazu jakiegoś
dzieła i nic nie można na to poradzić. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Książka nie jest jednak zwykłą powieścią
kryminalno-polityczną, społeczną czy nawet psychologiczną. To rzecz raczej
zmierzająca w kierunku absurdalnego, koszmarnego snu, jednej z tych mrocznych i
niesamowitych opowieści dziejących się w miejscu odciętym od świata, daleko od
cywilizacji i pomocy zewnątrz, gdzie zdarzyć się może wszystko.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Mocno nawiązuje także do mrocznych baśni,
albo utworów, które ogólnie nazywa się baśnią, w których rzeczywistość niebezpiecznie
zlewa się z iluzją, te dwie płaszczyzny zlewają się tak, że właściwie nie można
ich odróżnić. Dlatego traktowanie wydarzeń z Karsu zupełnie na serio może się
skończyć źle – albo skończymy przygodę z książką na jednej z pierwszych stron,
albo stwierdzimy, że książka ta, napisana przez człowieka, który musi brać
jakieś srogie piguły, nie zasługuje na wydanie, a co dopiero na taką nagrodę
jak literacki Nobel. Zresztą wątpię, czy jakiś oswojony z literaturą czytelnik
będzie miał tego typu wątpliwości. Od pierwszej strony powieści wylewa się z
niej bowiem tajemniczy, mroczny klimat złego snu; może coś podobnego do
uczucia, z jakim czytamy <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Proces </i>Franza
Kafki. Jeśli polubimy głównego bohatera, albo poczujemy do niego chociaż
szczątkową litość, po jakimś czasie z wielkim prawdopodobieństwem popadniemy w
paranoję, całkiem zresztą usprawiedliwioną, obawiając się na każdej karcie
książki o życie bohatera i kruche, ulotne szczęście, jakiego doznał przez te
trzy dni. Bo zdarzyć się może wszystko, a bohaterowie mają tysiące
niejednoznacznych i skomplikowanych twarzy, a także swoje tajemnice, które nie
wyjawią przybyszowi z Niemiec. Przybyszowi, który w gruncie rzeczy nie rozumie
swoich współrodaków, tak samo jak średnio rozgarnięty czytelnik z Europy. Ale
nie musi, bo jest to książka, która nic nie objaśnia, prowokując tylko do
zadawania pytań i do samodzielnego myślenia, które – jak udowadnia Autor –
czasem może sprawić, że wszystko stanie się jeszcze bardziej tajemnicze,
otulone płaszczykiem groteski jak kilogramami śniegu. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Dużo jest tu winy samego pisarza. Tego magika, który
chociaż pisze w sposób nieskomplikowany, zwykły, czasami przybierający formę
luźnej opowieści, potrafi czarować swoimi książkami i przenosić do opisywanych
miejsc. Melodyjne linie napisanego przez niego tekstu tym razem prowadzą na
mroczne, przysypane śniegiem uliczki Karsu, z pozoru puste i przygnębiające
widokami szyldów herbaciarni, w których zazwyczaj nie ma nikogo. Ten sam tekst
żongluje też naszymi emocjami – na początku czujemy melancholię Ka, wędrującego
z dworca w padającym śniegu, zastanawiającego się nad miastem swojego
dzieciństwa i młodości; z każdym rozdziałem jednak umiejętnie stopniowany i
podtrzymywany niepokój rośnie, razem z bohaterem czujemy na plecach oddech
wrogów. Jakich wrogów? Dezorientację czytelnika, oczywiście zamierzoną,
powodują liczne niedopowiedzenia, zarówno w warstwie fabularnej jak i
językowej. Czy to realna rzeczywistość? Czy to sen po całodniowym ryciu
psychiki w Internetach? Czy to mroczna baśń najeżona symbolami i alegoriami,
próbująca w ten sposób mówiąc o problemach świata Bliskiego Wschodu, skoro
wprost nie można (jak wspomniałam wcześniej, za zbyt jawne mówienie o
ludobójstwie Ormian pisarz miał wytoczoną sprawę sądową)? Czy po prostu
doskonała kreacja artystyczna? Kto wie, może wszystkie odpowiedzi są poprawne.
To wie tylko pisarz, bo widać, że doskonale panuje nad swoją opowieścią, a
wszystkie jej elementy są niezwykle przemyślane, podporządkowane artystycznemu
celowi, jaki Autor chce osiągnąć, chociaż na pierwszy rzut oka mogłoby się tak
nie wydawać. My po prostu musimy się zadowolić tym co mamy: hipnotyzującą
opowieścią, z granicy iluzji i rzeczywistości, pięknie i ciekawie napisaną
oraz, co najważniejsze, przenikliwie szkicującą sytuację w Turcji, państwie,
które naprawdę ciężko zrozumieć. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Narracyjny punkt widzenia jest bardzo oryginalny i w
pewnym momencie książki bardzo mnie zaskoczył. Otóż opowieść snuje jeden z
najlepszych przyjaciół Ka, pisarz będący alter ego Autora, który przyjeżdża do
Karsu jakiś czas po opisanych w książce wypadkach, pragnąc bardziej zrozumieć,
co wydarzyło się podczas tamtych trzech dni, które zdeterminowały życie poety i
w pewien sposób zdecydowały o tym, co działo się z nim podczas powrotu z
Turcji. Aby nie być na bakier z logiką i pewnym powieściowym realizmem, Autor
skrupulatnie unikał tego, czego nikt inny nie mógłby się o nas dowiedzieć – w
tym myśli bohaterów i głębszych, psychologicznych motywacji, który Ka nie
potrafił bądź też nie chciał rozgryźć czy też nie pozostawił ich w swoich
zapiskach. Dlatego narracja koncentruje się bardziej na zewnętrznych cechach
bohaterów i skutkach i wewnętrznych wyborów, a postacie drugoplanowe czyni
niedostępnymi i niezrozumiałymi. Aura tajemniczości staje się wtedy większa i
bardziej przytłaczająca – nie wiemy przecież, komu mamy wierzyć, bo obserwujemy
tylko niewielką część ich osobowości, a całość przypomina teatr, w którym
przecież nawet monologi bohaterów nie oddają tak naprawdę ich charakteru. Inne
delikatne zabiegi narracyjne, jak na przykład zmieszczenie całej akcji w
przeciągu trzech dni sprawia, że momentami ma się wrażenie, że obcuje się z
sztuką w prozie. A takie wrażenie w tym przypadku jest dla odbioru powieści
bardzo ważne. Wiele scen w powieści łudzącą przypomina estetykę teatru, a
niektóre dialogi przypominają raczej pełne ekspresji kwestie teatralne niż te,
które na ogół stosuje się w powieściach. Nie jest to jednak książka pełna
sensacyjnych zwrotów akcji, płonących samochodów i amerykańskich agentów z licencją
na zabijanie – rzeczami, które tak przyciągają naszą uwagę; całość rozwija się
hipnotycznie wolno, ale konsekwentnie, z dawkowaniem napięcia. Pojawiają się
sceny mocniejsze, gdzie trup ścieli się gęsto, ale nawet wtedy nie wkrada się
tam niepotrzebny chaos, a wszystkie szybsze zwroty akcji są gruntownie
przygotowane przez sceny bardziej statyczne (niektóre wręcz liryczne, jak
fragmenty o uczuciu łączącym Ka i Ipek, niewątpliwie ładnie napisane i bez
niepotrzebnego sentymentalizmu), mające swoją fabularną logikę i dopracowane
szczegóły, które tworzą razem zamkniętą, spójną fabularnie całość, logiczną na
poziomie dosłownym, a także tym metaforycznym. Fabuła ani na chwilę nie traci
swojej tajemniczości, pewnego mroku nawet, tego dziwnego posmaku, który
sprawia, że wszystko wydaje się niepokojącym dziwnym snem; snem
klaustrofobicznym, gdzie otacza cię śnieg, <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>wrogowie i niezbyt inteligentni ludzie,
których ulubioną wieczorną rozrywką jest oglądanie brazylijskiego tasiemca o
przygodach uroczej Marianny. Wrażenie to zostaje skontrastowane z przyziemnym
realizmem w opisie Niemiec, gdzie Ka żył przez następne lata po wydarzeniach w
Karsie i nawet samym miasteczkiem po owych koszmarnych trzech dniach, kiedy
drogi znów zostają odblokowane. Tak jakby tytułowy śnieg nie tylko stał się
jednym z powodów przeprowadzenia zamachu wojskowego i jego zakończenia, ale w
pewien tajemniczy sposób wpływał na mieszkańców miasta; jest symbolem chwilowej
destabilizacji, popadnięcia w szaleństwo? Świadczyć może o tym także nagły
przypływ weny u Ka, który w trzy dni zebrał w swoim zielonym zeszycie
kilkanaście wierszy i to, że po powrocie do swojego niemieckiego mieszkania nie
potrafi je zrozumieć, jak zresztą większość jego słuchaczy. A może to oznacza
coś głębszego, coś co nawet nie ma związku z koncepcją nigdy nie wydanego
tomiku wierszy Ka, wynikającą z budowy płatka śniegu? Coś, czego nie rozumiem i
nie ma nic w tym dziwnego. W końcu w jednej scen książki, która zapadła mi
mocno w pamięć, bohater mówi, że ich nie może zrozumieć nikt spoza ich państwa,
nawet jeśli z urodzenia jest Turkiem. A co dopiero Polka, blogerka o blond
włosach, która patrzy na całość z dalekiej perspektywy kulturowej, religijnej i
w dodatku przez powieść, która nie daje gotowych odpowiedzi na postawione przez
nią pytania? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Tak jak napisałam już wcześniej, przez specyficzny, rzadko
spotykany rodzaj narracji niewiele można powiedzieć o bohaterach, chociaż przez
taki zabieg stają się oni bardziej intrygujący. O samym Ka możemy powiedzieć
właściwie niewiele – z pewnością był człowiekiem wrażliwym, przyzwyczajonym do
względnego dobrobytu, cierpiącym na przewlekłą samotność, z europejskim
sposobem bycia, a mimo wszystko, gdzieś w głęboko w sercu, będącym wciąż
Turkiem. Nie potrafi jednak zrozumieć swoich rodaków, znaleźć z nimi wspólny
język, nie porzucając przy tym zachodnich przyzwyczajeń. Nie jest wystarczająco
elastyczny, za łatwo ufa ludziom i za wiele myśli, a przy tym zupełnie
niepotrzebnie wplątuje się w politykę, którą, jeśli miałby trochę wyczucia, z łatwością
mógł ominąć. Jego własne marzenia, czasami utopijne, jak wyjazd z Ipek do
Niemiec, przesłaniają mu rzeczywistość, sprawiają, że źle odczytuje intencje
ludzi i ich charaktery. A przy tym wszystkim jest bardzo naiwny – a
przynajmniej wtedy, kiedy przyjeżdża do miasteczka, bo wydarzenia, jakie tam
się rozegrają, obdzierają go z tej niewinności zupełnie, zmieniają jego
charakter. Ale nie na lepsze – Ka jest jedną z takich postaci, które lubimy
nawet dlatego, że są niezbyt sympatyczne, na ogół uważane za skupione na sobie,
burkliwe i ponure, jednak poznane od drugiej, tej bardziej intymnej strony,
stają się godne sympatii i litości. Litości, bo to samotność i wszystko, czego
Ka był świadkiem, sprawia, że jest osobą zgorzkniałą. Ale i tak pod połami jego
charakterystycznego, europejskiego płaszcza, który w Karsie staje się bardzo
rozpoznawalny, bije serce zagubionego i zdezorientowanego dziecka, które jednak
nie poznało definicji szczęścia. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Szczęścia szczególnie u boku powieściowej <i style="mso-bidi-font-style: normal;">femme fatale</i>, Ipek. Kobiety tajemniczej,
poranionej, złej. Wzbudziła moje podejrzenia już na początku, a potem tylko
moje obawy potwierdzały się, chociaż powinnam przyznać, że w tym wszystkim, co
się wydarzyło, nie było dużo jej winy. Po prostu sekwencja przypadków, zbiegi
okoliczności, polityka – standardowe sprawy, które wiele książkowych romansów
przemieniły w łzawy dramat. Wydaje mi się, że Ipek była kobietą wyrachowaną, obłudną,
ukrywającą swoją wrażliwość przed ludźmi, a może nawet przed samą sobą, bardzo
głęboko. Chce być szczęśliwa, ale tak jak w przypadku Ka, nie wie, co to
naprawdę oznacza, a to, czego chciała tak naprawdę, jest dla niej nieosiągalne.
W przeciwieństwie do poety znajduje jednak w sobie tyle siły (prawda, że w
sytuacji krytycznej, ale zawsze lepiej), żeby przyznać to przed samą sobą i
pogodzić się z tym. To jednak tylko moje wydumane teorie, które po prostu
przyszły mi na myśl podczas refleksji nad książką, które najprawdopodobniej w
rzeczywistości nie mają żadnego zaczepienia. Ipek jest bardzo tajemniczą postacią,
zagadkową nawet dla samego Ka i narratora, który po przyjeździe do Karsu jest
zachwycony jej urodą, ale nic ponadto. Przez to czuje się ogromny niedosyt i
pewne rozdrażnienie, ale dodaje powieści jeszcze więcej mroku, fatalizmu i
klimatu rodem z jakichś niewyraźnych snów, w których nie widać pogrążonych w
ciemnościach i rozmytych twarzy postaci. I to jest właściwie jedyny argument,
który sprawia, że nie chcę dowiedzieć się więcej o tej bohaterce. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Jak dużo wiemy o Ipek przekonujemy się, gdy przyjrzymy się
pozostałym postaciom. Trudno jednak zarzucić Autorowi, że nie przyłożył się do
kreacji bohaterów, pozwalając, żeby książkę wypełniały cienie i papierowe
sylwetki, o których czytanie boli – to nie ten typ pisarza. Pokusiłabym się o
stwierdzenie, że jest odwrotnie: każdego bohatera Autor przygotowywał bardzo
starannie, dbając o wszystkie, nawet najdrobniejsze, szczegóły i szlify,
tworząc sylwetki pełnowymiarowe i ciekawe. Całą tajemnicą tego, że poznajemy
ich tylko w niewielkim stopniu jest pokazywanie bohaterów bardzo
fragmentarycznie, wyrywkowo, pozostawiając dużo pomiędzy wierszami, a tyle samo
ukrywając. Dzięki takiemu zabiegowi powieść staje się jeszcze bardziej
wieloznaczna, niepokojąca, ale też prawdziwa w swoim pesymistycznym wydźwięku.
Ludzi nigdy nie uda się poznać do końca, zawsze będą wydawać nam się w pewnym
stopniu tajemniczy, nieprzewidywalni; zawsze pozostanie w nich pewne ciemne
miejsce, do którego nie mamy dostępu. Ważna i ciekawa w tym kontekście jest
scena kiedy Ka obserwuje gwiazdki śniegu i podziwiając ich skomplikowaną
strukturę przypomina sobie, że nie są jednakowe – każdy z nich ma swój
niepowtarzalny wzór. Czy tak samo nie jest z ludźmi? Ze wszystkimi bohaterami
tej książki, którzy w pewnym sensie są nieco żałośni, łącznie z głównym
bohaterem. Bo na przykład taka Kadife – chwiejna w poglądach małolata, która
zrobi wszystko, by przestać być w cieniu lepszej siostry albo jej ojciec, który
egzystuje oglądając telenowele. Albo Sunay Zaim, postać, która zafascynowała
mnie najbardziej, może z racji wykonywanego zawodu i niezwykłej charyzmy, którą
Autor wręcz uwypukla. To aktor, który miał zagrać samego Atatürka, a skończył
na jarmarkach; mimo wszystko jednak nie rezygnuje z kariery, marząc o
rewolucji, która w pewnym sensie upodobniłaby go do Ojca Turków, nawet jeśli
miałby przepłacić za to własnym życiem. Niewątpliwie szalony, ale genialny; to
on sprawia, że granice pomiędzy teatralną fikcją a rzeczywistością skutecznie
się zacierają (inna sprawa, że jego teatralna rewolucja nieodparcie kojarzy się
z Młodoturecką Rewolucją Burżuazyjną) tak dokładnie, że jest w stanie
zrealizować swój plan aż do ostatniego aktu, oczywiście w znaczeniu dosłownym.
Czy Necip, uczeń szkoły koranicznej z poważnymi wątpliwościami co do istnienia
Boga, który przed swoją tragiczną śmiercią zadaje <i style="mso-bidi-font-style: normal;">to</i> podstawowe i niepokojące pytanie dotyczące sensu cierpienia
człowieka w przypadku, gdy Bóg to tylko wymysł ludzi. I to tajemnicze miejsce,
o którym opowiadał Ka, powstałe po części w wrażliwej wyobraźni chłopaka, gdzie
podobno nie ma Boga. Cóż, muszę wam powiedzieć, że aż oblizuję się na myśl ile
tutaj <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>może być różnych interpretacji…
Przede wszystkim myślę też, że między wierszami mówiącymi o polityce i Turcji
przeplata się także delikatny wątek kondycji ludzkiej, oczywiście o
pesymistycznej wymowie – w końcu nieważne, jak bardzo płatek śniegu jest
skomplikowany i piękny, to i tak wszystkie ostatecznie upadną na ziemię by w
końcu się roztopić, po czym już nikt nie będzie się nimi przejmował. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Wydanie, które posiadam, i którego okładkę prezentuję,
jest już drugim w Polsce. Pierwsze było dawno i nie grzeszyło smakiem, o
przyciągnięciu wzroku Czytelnika nie mówiąc, ale z tym jest zupełnie inaczej. Stylistycznie
pasuje do również niedawno wydanych od nowa dwóch innych książek Autora (mam
nadzieję, że Wydawnictwo zapoczątkowało w ten sposób serię z książkami
noblisty, co wydaje się bardzo nęcącą perspektywą) i przyciąga wzrok dość
niecodzienną okładką. Chociaż fakt, pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłam uwagę
biorąc ją do ręki, to oczywiście nazwisko pisarza – w pewnych kręgach bardzo
znane, więc przyciągające uwagę. Wydrukowano je na białym pasku u góry (który
zresztą ładnie kontrastuje się z ciemniejszymi barwami powyżej, dzięki czemu
jeszcze łatwiej nam go zauważyć) czerwonymi wyraźnymi literami. Już chyba
wyraźniej nie mogło być, szczególnie że kiedy chcę dostrzec tytuł muszę
bardziej wysilić moje niedowidzące ślepia. Na samej okładce jest niewiele – na
szczęście wszystkie pochlebne recenzje znajdują się na blurbie, co pozwala
utrzymać estetyczny i minimalistyczny wygląd okładki. Znajduje się tam jedynie
niezbyt ładny widoczek – wysokie, ośnieżone góry sięgające do ponurego nieba i
miasto pod nimi, które nie sprawia dobrego wrażenia i raczej sprawia wrażenie
opuszczonego (szczegół: między owym widokiem a tą dziwną tkaniną znajdują się
dwa małe ludziki, które prawdopodobnie znalazły się tam przez przypadek albo
symbolizują głównego bohatera). Na pierwszym planie, oprócz tej figury
geometrycznej, w którą wpisano tytuł książki, znajdują się jeszcze jakieś …
materie, które chyba są śniegiem czy coś takiego. Ciekawostką jest jeszcze
zielony sześcian (być może ta bryła tak się nie nazywa, ale dla mnie to zawsze
była czarna magia), który frunie sobie nad górami, co wygląda dość abstrakcyjnie.
Owe sześciany znajdują się zresztą na pozostałych książkach z tej serii, a te
dwa – bo zauważyłam jeszcze jednego, podstępnie kryjącego się za maleńkim
ludzikiem – to w porównaniu z innymi okładkami bardzo mało. Intrygujące. Na
skrzydełkach okładki znajduje się krótka notka o Autorze i fragment książki, a
więc klasyka. Szkoda, że nie umieszczono jeszcze jego zdjęcia – byłoby wtedy
mniej standardowo, za to bardziej ciekawie. W blurbie też nie ma nic ciekawego,
przynajmniej nic zaskakującego – na jaśniejszym polu znajduje się streszczenie,
a na ciemniejszym kilka fragmentów recenzji. Biała czcionka wygląda dość
nieprzyjemnie na tle z kilkoma białymi elementami, bo w pewnym momencie
wszystko się delikatnie zlewa, ale na razie nie stanowi to dla mnie problemu. Hm.
Jeśli jesteśmy już przy temacie oczu, warto dodać, że czcionka w książce jest
bardzo przyjazna i wygodna dla oka, a papier miły w dotyku. Może powiecie, że
to nic wielkiego, taki szczegół, ale naprawdę o wiele lepiej się czyta,
poświęcając uwagę nie na ekstrawagancki krój czcionki ale na tekst. A przecież
w tym wypadku jest to bardzo ważne, bo – jak prawdopodobnie wiecie z mojej
gadaniny – ta książka wymaga od czytelnika uwagi i dużo pomyślunku. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Turcja kojarzyła mi się z Imperium Osmańskim, Bizancjum,
Kurdami, nieszczęsnymi Ormianami, zamachami terrorystycznymi, <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Panem Wołodyjowskim</i> Sienkiewicza a
przede wszystkim z egzotycznymi wakacjami w kraju przecież śródziemnomorskim.
Dlatego też wielka śnieżyca w kontekście Turcji sama w sobie jest dużym zaskoczeniem
dla mnie, nie mówiąc już o samej treści, która – jak zapewne wnioskujecie z
mojej powyższej paplaniny – zafascynowała mnie swoim mrocznym klimatem
(zupełnie w moim stylu) i zmusiła do przemyśleń, z których wynikło jeszcze
mniej niż po przeczytaniu książki. Chociaż z drugiej strony lubię takie
książki, które zamiast niszczyć szare komórki rozwijają je, dostarczając wiele
intelektualnej przyjemności w odkrywaniu ich kolejnych warstw, znaczeń,
literackich i historycznych nawiązań, czytaniu pomiędzy wierszami, a przede
wszystkim zanurzaniu się w nietuzinkowej opowieści. Książki, gdzie każdy
szczegół może być odczytywany na wiele sposobów, za każdym razem będąc czymś
innym, a nawet śnieg ma wiele różnych, czasem zaskakujących odcieni, a przy tym
całość jest aktualna (szczególnie w kontekście świeżych jeszcze zamachów w
Ankarze i wojny z IS) i do bólu prawdziwa. Pokazuje też, jak głęboka jest
przepaść między Zachodem a Wschodem i jak trudno jest się jej pozbyć, dojść do
jakiegoś, chociaż trochę satysfakcjonującego porozumienia. Ale tak czy siak
łączy nas jedna rzecz – wszyscy jesteśmy płatkami śniegu, na pierwszy rzut oka
podobnymi, jednak tak naprawdę zupełnie inni, niepowtarzalni, dlatego tak
trudni do zrozumienia przez drugiego człowieka. </span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Tytuł:
„Śnieg” </span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Autor:
Orhan Pamuk </span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Moja
ocena: 8/10 </span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Za egzemplarz serdecznie dziękuję
Wydawnictwu Literackiemu </span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-77071814130948360322016-03-08T13:00:00.000+01:002016-03-08T13:00:14.455+01:00PODSUMOWANIE LUTEGO 2016 <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1xHt1jmcYK6VoLshf_CNmrYlW6Jht2q7ieQfXPDv6kcX1EnYgoK_lxAblgCe-G-WUuGlXbetytDQwZ_T_U4ZlmS9Yr8aJOTw5UNvERX2tiFDUz1RerHzMR0T2m5iyRcIOjngtyRd8ax8/s1600/winter.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1xHt1jmcYK6VoLshf_CNmrYlW6Jht2q7ieQfXPDv6kcX1EnYgoK_lxAblgCe-G-WUuGlXbetytDQwZ_T_U4ZlmS9Yr8aJOTw5UNvERX2tiFDUz1RerHzMR0T2m5iyRcIOjngtyRd8ax8/s320/winter.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="http://fotolove-blog.blogspot.com/2012/02/luty.html"><span style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif;">[źródło]</span></a></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Najkrótszy miesiąc w roku już za nami, co oznacza, że
zbliża się wiosna. Przynajmniej teoretycznie, bo niedawno padał śnieg… Ale
wiadomo, w marcu jak w garncu, najważniejsze, że o osiemnastej jest jeszcze
szarawo, a zimowe kurtki już niedługo będzie można zmienić na coś lżejszego.
Cukrowe baranki i barwniki do jajek w sklepach mówią mi także, że zbliża się
Wielkanoc, co oznacza nieco odpoczynku. Odpoczynek! Czy to słowo nie brzmi
pięknie? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Czasu brakuje mi ciągle, mimo że z moją białą cerą i
podkrążonymi oczami wyglądam dość podejrzanie dla mojej znajomej fanki
wampirów. I to mimo popołudniowych drzemek z muzyką Lisy Gerrard, drzemek z
książką, drzemek z Facebookiem czy drzemek na gościnach (mimo ilości wypijanych
dziennie kaw). W przerwach pomiędzy kolejnymi drzemkami zamartwiam się
rozmaitymi rzeczami, które i tak na końcu nie potrafię rozwiązać, piję kawę,
żrę wafle i oglądam gadające papugi na YouTube. Przez to wszystko zapominam, że
gdzieś w otchłaniach Internetu znajduje się takie coś, co nazywa się Zakurzone
Stronice i powinno być aktualizowane. Przepraszam. Najważniejsze, że ciągle
wracam i nie poddaję się swoim słabościom. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Cały ten kryzys spowodowany był tym, że bloga zaczęłam
traktować jako obowiązek, a nie jako przyjemność, miłą odskocznię od
rzeczywistości. Zrozumiałam to dopiero teraz, kiedy doprowadzona do
ostateczności rozważałam wykasowanie tego wszystkiego (a może to było po prostu
przedawkowanie kofeiny). <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Zakurzone
Stronice</i> stanowią ważną część mojego życia, tak wielką, że po utracie tego
wszystkiego czułabym wielką pustkę w sercu. I wiem, że znów obiecuję, a potem
nie spełniam swoich obietnic, ale teraz już chyba znalazłam w sobie tyle siły,
by być konsekwentna i stać się blogerką książkową z prawdziwego zdarzenia. I
nie tylko dlatego, że uwielbiam każdego człowieka, który to czyta, ale też z
egoistycznej chęci posiadania możliwości ucieczki przed tym wszystkim.
Zapomnienia. Bo wiecie, ostatnio jest mi ciężej. Trochę jak rok temu. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">No ale to nie jest psychoterapia. Może przejdziemy do
recenzji i spraw blogowych? Tak, to dobry pomysł, chociaż mało jest rzeczy do
omawiania. Przede wszystkim pojawiła się dawno zapowiadana niespodzianka –
ankieta. Pomysł ściągnięty z bloga Jarosława Czechowicza (klik!), ale myślę, że
się nie pogniewa, bo to w sumie mogłam sama na ten pomysł wpaść. Jestem zresztą
bardzo ciekawa, którą ze zrecenzowanych przeze mnie książek chcielibyście
przeczytać (choć w tym miesiącu wielkiego wyboru nie macie). Jestem jeszcze
dumna z pojawienia się świeżutkiego odcinka <i style="mso-bidi-font-style: normal;">10
książek </i>… i to jest chyba moje największe osiągnięcie w tym miesiącu. Myślę
też nad reaktywacją blogowego Instagrama, więc zachęcam do obserwacji. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Pojawiła się tylko jedna recenzja, więc lepiej już nie
publikować zestawienia. Sama jestem tym przerażona, więc najlepiej będzie,
kiedy pominiemy ten temat. Mam takie przeczucie, że ta ankieta jak na razie nie
jest potrzebna, a Wy? No dobrze. Ale i tak zachęcam do bliższego zapoznania z
tą książką – jedyna recenzja Kylie w miesiącu do czegoś zobowiązuje, chociaż
moich wiernych fanów, jeśli tacy istnieją (?). W każdym razie zachęcam chociaż
do dopingowania moim próbom pisania więcej, a najlepiej by było, gdybyście
złożyli się na ciężarówkę pełną kawy. Naprawdę. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="right" class="MsoNormal" style="text-align: right;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Pozdrowienia od wciąż żyjącej Kylie </span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-48584235654485575042016-02-28T11:21:00.003+01:002016-02-28T11:21:49.418+01:0010 najlepszych książek przeczytanych w 2015 roku <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Tak, wiem. Jest połowa lutego, a większość książkofilów
penetruje już nowości marcowe i nie ogląda się na to, co było rok temu.
Podsumowania tego rodzaju, z tego co się orientuję, również były. Ale nie ważne.
Dopiero teraz budzę się z zimowego snu i powoli podsumowuję kolejny rok mojego
żywota, również pod względem książek, które przeczytałam; zamykając pewien
okres w moim życiu przeglądam sobie zeszłoroczne lektury chcąc odnaleźć emocje,
które towarzyszyły mi przy ich lekturze, jeszcze raz czytając swoje recenzje,
przynajmniej pobieżnie, bo moje teksty po pewnym czasie budzą we mnie tylko
irytację. I robiąc to, od razu wiem – bardzo trudno będzie wybrać te dziesięć
najlepszych, a ułożenie je w rankingu od najlepszych do najgorszych jest
zadaniem, którego wolę się nie podejmować. Ale trudno, obiecałam sobie, teraz
mogę tylko płakać, że wiele dobrych rzeczy pozostanie poza rankingiem, bo nie
są aż tak dobre by znaleźć się w pierwszej dziesiątce. Ale jak dziesięć to
dziesięć. Od razu zaznaczam, żeby potem nie było wątpliwości, że większość z
tych książek nie została wydana w 2015, tylko w tym roku przeze mnie
przeczytana. Nie orientuję się kompletnie w tysiącach książkowych premier i
właściwie o to nie dbam. Chodzi mi tu o książki, które w 2015 roku jakoś
zmieniły moje życie, nauczyły, zafascynowały, ale też zachwyciły wykonaniem i
dlatego zasłużyły sobie na wzmiankę. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0aQOPpNWN7icFdPlIzQT8eAcssATQCK0ZiDQX4Bhnf6DKV66ty0vdwtJX3LYo1UAzpYauKO9SOP_BPyJ3UsW6YN-fofwD8y1aQ9_QN5kzKVqkZ_IkGWNBOaOg6Nlibyz3Oegt0OpeFkI/s1600/ksiazki-13450091.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="220" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0aQOPpNWN7icFdPlIzQT8eAcssATQCK0ZiDQX4Bhnf6DKV66ty0vdwtJX3LYo1UAzpYauKO9SOP_BPyJ3UsW6YN-fofwD8y1aQ9_QN5kzKVqkZ_IkGWNBOaOg6Nlibyz3Oegt0OpeFkI/s320/ksiazki-13450091.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEio-ApGhorDyqZynnoVVytr9qQYGI1TsiF91nmoIDvUGfyrP1J0ibPLWFVuken97hKKoMFEYOMjHqpxenF-pz8jCUDGkW3xK3nQ4hsat5XBJGzxq5Gu9jpu_NQxxfU6YEHG1uF8Oqd-pkA/s1600/Krol-Tredowaty_Zofia-Kossak%252Cimages_big%252C15%252C978-83-211-1908-3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEio-ApGhorDyqZynnoVVytr9qQYGI1TsiF91nmoIDvUGfyrP1J0ibPLWFVuken97hKKoMFEYOMjHqpxenF-pz8jCUDGkW3xK3nQ4hsat5XBJGzxq5Gu9jpu_NQxxfU6YEHG1uF8Oqd-pkA/s320/Krol-Tredowaty_Zofia-Kossak%252Cimages_big%252C15%252C978-83-211-1908-3.jpg" width="234" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">1.</span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> <b style="mso-bidi-font-weight: normal;">Zofia Kossak-Szczucka <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Król
Trędowaty</i> </b></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Już dawno żadna książka nie wstrząsnęła podstawami mojego
świata jak ta. Tematem, wykonaniem, językiem, wszystkim. Już dawno żadna
książka nie wciągnęła mnie do swojego świata tak głęboko i zaczarowała swoim
klimatem i przesłaniem, o wiele głębszym niż wydaje się to na pierwszy rzut
oka. Tak, jestem w stanie przebaczyć pani Zofii nawet kilka historycznych
potknięć i karkołomnych tez, a mój szacunek zyskuje nawet poszukaniem i analizą
źródeł (biorąc pod uwagę stan badań nad krucjatami z przełomu XIX i XX wieku…),
niezbędnych do tak ciekawego i głębokiego odmalowania realiów średniowiecznego
Bliskiego Wschodu w początkowej fazie upadku Królestwa Jerozolimskiego. Ba!
Całość została odmalowana w niezwykle sugestywny, a więc i rozdzierający
sposób, który niewątpliwie poruszy każdego książkowego wrażliwca, nie mówiąc o
tych ofiarach losu, które tak jak ja niezdrowo fascynują się wszystkim, co
dotyczy tego okresu historycznego. Słowem więc, po lekturze tej książki w
wakacje, wciąż zbieram z podłogi swoją szczękę. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/08/smierc-nie-znalaza-w-nim-niczego-co-nie.html"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">[RECENZJA]</span></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">2. Sofokles <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Król Edyp </i></span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyq0MfCcpktt5WCOruoqR0SIrQ1AZvk4TpEzLp26uq4xlUge9hPvPoUqzLL-deg-i0qcHgmIith-NCkcbGq92gnISVe6EO81B7EdiKJFe4XBdhyDhtOLGbP352bmo4YcY07A6DjAWvA0I/s1600/e_a09s.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyq0MfCcpktt5WCOruoqR0SIrQ1AZvk4TpEzLp26uq4xlUge9hPvPoUqzLL-deg-i0qcHgmIith-NCkcbGq92gnISVe6EO81B7EdiKJFe4XBdhyDhtOLGbP352bmo4YcY07A6DjAWvA0I/s320/e_a09s.jpg" width="223" /></a><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Kolejna książka, która, poza zachwycaniem się nad
artystyczno-techniczną kwestią, dostarczyła mi rozmyślań na bezsenne noce i
kilka ciekawych, aczkolwiek smutnych, spostrzeżeń. Okrucieństwo losu Edypa jest
wcale do podobne do tego, co w życiu spotkało Baldwina IV, bohatera opisanej
wyżej powieści. I to jest tylko początek refleksji, bo ilość interpretacji
dramatu jest niemalże nieograniczona, tyle że coraz bardziej fatalistyczna. Czy
naprawdę jest tak, jak mówi Sofokles? Życie ludzie jest tylko gierką bezdusznej
pułapki losu? Brr, całość nabiera jeszcze groźniejszego wydźwięku połączone z
klasyczną, nienaganną formą dramatu greckiego i eleganckim, wzniosłym
słownictwem, pod powierzchnią którego kotłują się emocje, które Autor potrafi
świetnie oddać. Ale ostatecznie, w końcowej scenie, mimo wszystko, wywołuje
swoiste <i style="mso-bidi-font-style: normal;">katharsis</i>, nawet jeśli
obcujemy tylko z tekstem. Bo problem Edypa to coś, z czym każdy z nas zmierzy
się pewnego dnia. I ostatnio o tym boleśnie przekonałam się w praktyce. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/10/nie-ma-niewinnych-recenzja-ksiazki.html"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">[RECENZJA]</span></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgG6naungsQW_VVXfdaxnsR9cNZgV7Rzl1gzE8NXwCuDf9ob4Medu-4T9eBj-CukOOOLLDRhyphenhyphenU2qjDcru_x-JmouRWGxCNDTihgKIRe-lqDPoj1K0yM12IFaFv3QF43xE3gv5hJDl0azTA/s1600/wichrowe-wzgorza-bronte.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgG6naungsQW_VVXfdaxnsR9cNZgV7Rzl1gzE8NXwCuDf9ob4Medu-4T9eBj-CukOOOLLDRhyphenhyphenU2qjDcru_x-JmouRWGxCNDTihgKIRe-lqDPoj1K0yM12IFaFv3QF43xE3gv5hJDl0azTA/s320/wichrowe-wzgorza-bronte.jpg" width="227" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">3. Emily Brontë <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Wichrowe Wzgórza </i></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Mroczna, dziwna opowieść rozgrywająca się pośród dzikich
wrzosowisk? Tysiące płaszczyzn interpretacyjnych, duchy, nawiedzeni bohaterowie
i ten gotycki romantyzm? Tak, to jak najbardziej moja bajka. No i to wszystko w
wspaniałej, artystycznej formie, napisane językiem, który sprawia, że
przedstawiona historia wciąga do tego stopnia, że niemal namacalnie przenosimy
się na Wuthering Heights. Ba, ta opowieść wciąga, hipnotyzuje, zapiera dech w
piersiach i przeraża, a to wszystko naraz. Na początku byłam zdziwiona i
przerażona, a potem zaczęło mi się to niezwykle podobać, bo przecież trudno
znaleźć książkę w podobnej stylistce, która wywołuje takie uczucia. I poza tym
chciałam więcej, co oznaczało kilkakrotne przeczytanie tego arcydzieła
niewątpliwie najbardziej zdolnej ze sióstr Brontë połączone z coraz większym
zakochiwaniem się w tej historii, choć trudno uwierzyć, że można bardziej.
Myślę też, że nawet jeśli przeczytam powieść jeszcze z kilka razy i tak mi się
nie znudzi – bo jak mogą się znudzić klimaty jak z wyrafinowanego,
schizofrenicznego horroru połączone z niezwykłą zmysłowością? Dobra, chyba
trochę przesadzam. Ale mój egzemplarz pieczołowicie chowam w szafce zza szkłem,
bojąc się zniszczenia takiej cennej rzeczy. A tak robię tylko dla niewielu książek.
</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/06/kiedy-odchodza-bogowie-recenzja-ksiazki.html"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">[RECENZJA]</span></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjf5T1Pyba42eQkXvLf8V1AM46gdJIM1ms7tQIlGoT3GVVuOiFu-NpQCUVITK8KX2fj1-n8MQzdkwDB0a4-csfVtdzTKQBk-sziEAWAupkB66gRUCIolTGEiRONoR1l2vn9d_tFowMYO5Q/s1600/richard-flanagan-sciezki-polnocy-wydawnictwo-literackie-2015-10-01-530x752.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjf5T1Pyba42eQkXvLf8V1AM46gdJIM1ms7tQIlGoT3GVVuOiFu-NpQCUVITK8KX2fj1-n8MQzdkwDB0a4-csfVtdzTKQBk-sziEAWAupkB66gRUCIolTGEiRONoR1l2vn9d_tFowMYO5Q/s320/richard-flanagan-sciezki-polnocy-wydawnictwo-literackie-2015-10-01-530x752.jpg" width="225" /></a><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">4. Richard Flanagan <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Ścieżki Północy </i></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Pierwszy z przedstawicieli Australii na tej liście.
Dzieło, które ten pan napisał, nie dawało mi spokoju przez kilka dni po jego
przeczytaniu i zmieniłO moje poglądy na wojnę na Pacyfiku. Ale to nie tylko
powieść o rozliczeniu się wojenną traumą – podobną do naszej, polskiej – bo
całość ma uniwersalny, ale i pesymistyczny wydźwięk. Przede wszystkim w kwestii
zrozumienia zbrodni, niesprawiedliwości, przedziwnych mechanizmów losu
rządzących światem i tych wszystkich pytań, które ludzkość zadaje sobie od
początku swojego świadomego istnienia. Ta warstwa powieści zapada głęboko w
pamięć i nie daje o sobie zapomnieć, niepokojąc każdego, kto bierze się za
rozważanie takich kwestii. A co, jeśli świat po prostu istnieje, bez większego
sensu i celu, istnieje z całą ludzką głupotą, okrucieństwem i małostkowością? I
musimy to zaakceptować, by dalej żyć? Nagle <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Kolej
Śmierci</i> między Birmą a Kalkutą staje się symbolem całego zła, jakiego
doświadczamy w życiu, całego balastu, z którym trzeba żyć. I na tym chyba
polega cała wielkość powieści, która urosła w moim umyśle do rangi <i style="mso-bidi-font-style: normal;">opus magnum </i>Autora i czegoś, co trzeba
znać, jak wszystko, co kiedyś z pewnością stanie się klasyką. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/10/walka-z-wiatrakami-recenzja-ksiazki.html"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">[RECENZJA] </span></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgE2uBIysYlPmJdevJs8tvFRVboy_wTdXVaFUrXuT8chihfFEPigjWSCGt0nWuzm4hxHoVs8vmhkAqXX4C1NRZlyceQOSTTVG-B2YANqsP2wCmlZVirZoi9pXTr_FgBUwZ9lusvLCEMjwM/s1600/0ce20194-ed7d-4d7b-96a7-5d15caea9f5f_900x.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgE2uBIysYlPmJdevJs8tvFRVboy_wTdXVaFUrXuT8chihfFEPigjWSCGt0nWuzm4hxHoVs8vmhkAqXX4C1NRZlyceQOSTTVG-B2YANqsP2wCmlZVirZoi9pXTr_FgBUwZ9lusvLCEMjwM/s320/0ce20194-ed7d-4d7b-96a7-5d15caea9f5f_900x.jpg" width="203" /></a><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">5. Elżbieta
Cherezińska <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Niewidzialna Korona</i> </span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Nazywanie pani Elżbiety XXI-wiecznym Henrykiem
Sienkiewiczem jest z pewnością na wyrost, ale i tak w jej cudownie grubych
książkach można zatonąć, szczególnie że to powieści z gatunku tych, co czyta
się bardzo szybko. No i jeszcze historia. Żywa, mroczna historia z odmętów
polskiego średniowiecza, z postaciami, które przestają już być tylko
namalowanymi na starych freskach sylwetkami albo kolejnymi z listy imion w
podręczniku, ale żywymi postaciami, które jesteśmy w stanie zrozumieć czy utożsamić
się z nimi. Zresztą książka – jak i poprzednia część – jest dziełem
plastycznym, pięknym pod względem stylistycznym i językowym i, co
najważniejsze, niezwykle filmowym. Oczywiście film czy serial nie emanowałby tą
niezwykłą, niemal namacalną średniowieczną atmosferą i nie pozwalałby tak
głęboko zajrzeć w psychikę bohaterów, ale<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>tak pozostałby czymś nowym w polskiej kinematografii. Ba, jeśli książki
zostały okrzyknięte polską <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Grą o Tron, </i>co
w sumie nie jest najgłupszym porównaniem, to i adaptacja ma duże szanse. I
nawet jeśli to tylko oderwane od rzeczywistości marzenia blogowego zgreda, to i
tak powieść jest perełką w moich zbiorach.<span style="mso-spacerun: yes;">
</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/05/jak-wadek-sta-sie-wadysawem-recenzja.html"><span lang="EN-US" style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt; mso-ansi-language: EN-US;">[RECENZJA]</span></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span lang="EN-US" style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt; mso-ansi-language: EN-US;">6. William Shakespeare <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Romeo i Julia </i></span></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjur1WpycB1aUqDSC_PvUHiZ1kc9QYBdbCAHJGHLZ_fdEGNl0utuLOrVqkhzngyIV8wxng-u_oWkewpPmfoBZJ76u-jDyo-IDAnk3slJSeeaFxouQqvYTsGhSIWHCQj2p28xoIDG-SdgMs/s1600/fgrthbg.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjur1WpycB1aUqDSC_PvUHiZ1kc9QYBdbCAHJGHLZ_fdEGNl0utuLOrVqkhzngyIV8wxng-u_oWkewpPmfoBZJ76u-jDyo-IDAnk3slJSeeaFxouQqvYTsGhSIWHCQj2p28xoIDG-SdgMs/s320/fgrthbg.jpg" width="221" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Krótko mogłabym powiedzieć, że to jedna z najbardziej
udanych historii miłosnych, jeśli porównywać do innych sentymentalnych tworów. Nawet
jeśli kochankowie mieli po szesnaście lat, a ich dialogi są poetyckie
(utrzymane nawet w formie sonetu!). Dramat ten ma w sobie coś z naturalności, z
piękna, które nie jest udawane. Dlatego mimo całej romantycznej otoczki
opowieść jest smutna i dziwnie prawdziwa. To także zasługa Autora, który –
wiadomo – wielkim artystą pióra był. Momentami sztuka skrzy się przekornym,
złośliwym nawet humorem, a zakończenie dramatu, przynajmniej w mojej ocenie,
jest bardziej ironicznie niż tragicznie. No i przecież każda dziewczyna,
szczególnie ukryta romantyczka taka jak ja, chciałby przeżyć coś podobnego,
nawet jeśli miałoby to skończyć się jak tutaj. Może to nie jest takie ważne, bo
rzecz można czytać tylko dla estetycznej przyjemności obcowania z harmonią
struktury dramatu, pięknym językiem (nawet wtedy, kiedy Autora ponosi
wyobraźnia w zakresie wymyślania miłosnych metafor) i misterną konstrukcją, to
całość nabiera większego znaczenia dla mnie, osoby, która najprawdopodobniej
Julią nigdy nie będzie. Bo widzicie, to zawsze lżej, kiedy przeczyta się
autentycznie piękną historię miłosną, rzecz, która tak samo fascynuje i wzrusza
od tylu już wieków. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/04/miosc-w-czasach-nienawisci-recenzja.html"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">[RECENZJA] </span></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNVqURACWq9fzxoVVPIWEyFmlIXU6CMitq3edX53pgAS6TaulEccMOCnZnC7dJieP0-CTpuCm6DukzXfVkKV_5Lj1FvBpxaWr8dvq2KmdjZDYhTd-2HtzDwIAe2aAVvtWEm6X8JbGrLQI/s1600/Katedra_Marii_Panny_w_Paryzu-2.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNVqURACWq9fzxoVVPIWEyFmlIXU6CMitq3edX53pgAS6TaulEccMOCnZnC7dJieP0-CTpuCm6DukzXfVkKV_5Lj1FvBpxaWr8dvq2KmdjZDYhTd-2HtzDwIAe2aAVvtWEm6X8JbGrLQI/s320/Katedra_Marii_Panny_w_Paryzu-2.JPG" width="320" /></a><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">7. Victor Hugo <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Katedra Najświętszej Marii Panny w Paryżu</i>
</span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Pamiętam jeszcze ten dzień sprzed ponad czterech lat,
kiedy leżąc w łóżku i kaszląc – miałam wtedy zapalenie oskrzeli – wzięłam do
ręki jeden z dwóch tomów zatytułowanych <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Nędznicy
</i>i przepadłam bez reszty. To nie było jednak jedyne dzieło Autora, chociaż
chyba najbardziej znane, ze względu na rozmach, wciągającą fabułę i poruszane
problemy (no i przez ten słynny musical, na podstawie którego nagrano potem
jeszcze bardziej znany film). Podobnie dużą sławę zyskała opowieść o
mieszkającym w katedrze Norte Dame<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>ludzkim potworku i pięknej Cygance, Esmeraldzie, w którym ów się
zakochał, a przynajmniej tak można byłoby streścić fabułę nie zdradzając
wszelkich smaczków. Powieść jednak jest czymś więcej, bo dużo miejsca Autor
poświęca architekturze późnośredniowiecznego Paryża, ze znawstwem i plastyką
opisując jego szczegóły. Boleje nad tym, że tej już nie ma, bo ślady dawnych
budowli zakryli Burbonowie, Rewolucja, Restauracja (a w naszych czasach ślady
zamachów terrorystycznych) i inne procesy historyczne, wyczarowując coś dla
zmysłu estetycznego i coś dla naszego głodu pięknych historii. A przynajmniej
dla mnie, bo oba te głody męczą mnie bez ustanku. Bo to francuska klasyka sama
w sobie, niezwykle smaczna i bardzo elegancka, pociągająca i fascynująca. Do
przeczytania i zachowania w swojej głowie już na zawsze, w szufladce historii
prawdziwie smutnych i pięknych. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/05/architektura-przeznaczenia-recenzja.html"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">[RECENZJA]</span></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">8. Steven Runcimann <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Dzieje wypraw krzyżowych t.2: Królestwo
Jerozolimskie i frankijski Wschód 1100-1187</i></span></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIzI16aw7vOtDkJfYw0mER-r1Y5WsF_xHeZCnglzf_9puewhR8oMeC5pGlcd_Ch6sh831nW09YJCG48SVX3RDvyuyOrlxvqvD24gk00PqRkcyaO6p0b1VsqbYqiPvrOjo2jKGsGhGTXSM/s1600/220311481_1024.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="263" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIzI16aw7vOtDkJfYw0mER-r1Y5WsF_xHeZCnglzf_9puewhR8oMeC5pGlcd_Ch6sh831nW09YJCG48SVX3RDvyuyOrlxvqvD24gk00PqRkcyaO6p0b1VsqbYqiPvrOjo2jKGsGhGTXSM/s320/220311481_1024.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Żałuję, że w tamtym roku udało przeczytać tylko jeden tom
tej pracy, całkiem słusznie nazywanej biblią wszystkich, którzy interesują się
wojnami krzyżowymi. Z drugiej strony to i dobrze – zostało mi dużo
przyjemności. Bo, może to zabrzmi to dziwnie szczególnie dla osób, które są z
historią na bakier, książka typowo historyczna może dawać dużo przyjemności,
radości i w ogóle. Może być lepsza od niejednej powieści, nie tylko w warstwie
informacyjnej, ale i językowej. Bo każdy, kto zetknął się z dziełami pisarza,
musi przyznać, że pisze lepiej od niejednego zajmującego się fikcją autora.
Zapierająca dech w piersiach opowieść gdzieś na granicy dwóch zupełnie
wykluczających się kultur brzmi tu jak niezwykła powieść, której autor
postanowił połączyć świat z <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Baśni tysiąca
i jednej nocy </i>z legendami arturiańskimi. Jak okrutna baśń dla dorosłych,
która wydarzyła się naprawdę, choć czasami naprawdę trudno w to uwierzyć. Innym
plusem publikacji jest ogromna ilość szczegółów i ciekawostek, postaci i dat,
które przez innych Autorów piszących o tym samym są marginalizowane. Szczególnie
że pisarza fascynuje genealogia rodów krucjatowych baronów i muzułmańskiej
arystokracji, liczne powiązania rodzinne i zagadnienia społeczne w Królestwie
Jerozolimskim, co miało niebagatelny wpływ na politykę, która z kolei
decydowała o szansach przeżycia kruchych frankijskich organizmów państwowych na
Bliskim Wschodzie, dzięki czemu wyjaśnia powody spraw, które inni pisarze
kazali nam przyjmować na wiarę. W ten sposób historia krucjat staje się
historią ludzi w to zaangażowanych, czasami historią mniej lub bardziej
wybitnych jednostek, które jakiś w sposób wpłynęły na wydarzenia. I dlatego
jest to książka porywająca, wciągająca i bardzo ciekawa, przynajmniej dla mnie. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"><a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/09/barwny-gobelin-recenzja-ksiazki.html">[RECENZJA]</a> </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhN7t6eXF50WWGi14JrkrYQ9IZP459KyiaZu0ZGdL6gRNloT2J8rSc5bCzMoydAqaNVklx5yoZDDRIYKCTFEFmySlhpJQtcuy3BXG4hGtwbG1MhXsaxbUQjYRCHxLznLqdm-6OkMDRKO6A/s1600/zlodziejka-ksiazek-b-iext24142045.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhN7t6eXF50WWGi14JrkrYQ9IZP459KyiaZu0ZGdL6gRNloT2J8rSc5bCzMoydAqaNVklx5yoZDDRIYKCTFEFmySlhpJQtcuy3BXG4hGtwbG1MhXsaxbUQjYRCHxLznLqdm-6OkMDRKO6A/s320/zlodziejka-ksiazek-b-iext24142045.jpg" width="230" /></a><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">9. Markus Zusak <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Złodziejka książek</i> </span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Pierwszą książką w życiu Liesel był <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Poradnik grabarza, </i>który znalazła podczas pogrzebu swojego
młodszego brata. Drugą wygrzebała z płonącego na rynku stosu zakazanych książek.
Jednak temat jest znacznie trudniejszy – Niemcy, Żydzi i II Wojna Światowa. A
także książki i Śmierć, która w czasie wojny jest wszędzie. I mała dziewczynka,
która odkrywa niszczącą i budującą moc słów. Pięknie napisana, oryginalnie
zilustrowana, chwytająca za serce. I rozdzierająco prawdziwa, bo przecież
Śmierć jest … osobą, która raczej nie szczędzi makabrycznych i bolesnych
szczegółów na temat bohaterów i świata przedstawionego. Gra milczeniem i
nasyconym kolorem, niezwykle plastycznym słowem, powiedzeniem czegoś wprost i
zabawą skojarzeniami, domyślaniem się. Zostaje w ludzkim sercu, zajmuje jakąś
jego część, za każdym kolejnym zdaniem ściska coraz bardziej, mimo że jest to
historia osieroconej dziewczynki i jej przygód, które nabierają jednak
tragicznego wymiaru w kontekście globalnej tragedii jaką jest II Wojna
Światowa. Tragedii o tyle większej, że widzianej oczami Śmierci. W ogóle<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>los Liesel jest z pewnością odzwierciedleniem
losów wielu innych niewinnych niemieckich dzieci, żyjących w cieniu dyktatury
Hitlera i ponoszących niezasłużoną karę za owego zbrodniarza. I dlatego, mimo
że opowieść wyciśnie wrażliwcom łzy z oczu, warto poznać tę historię. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"><a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/04/ulubione-kolory-smierci-recenzja-ksiazki.html">[RECENZJA]</a> </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwW6WANoDrg-YTYyADZQQzKQFjazdWkNdLQTFUOUPfHnRtjM64fecrzo3UNPsaIv9HUrF4tEiciUoNQREGexQxEJ_2-CsK_7ZNuysaAZSlUoWZc8Sx0Uar409OD0iGDQv2IpW4CL8hMFs/s1600/Tristan-i-Izolda_KDC.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwW6WANoDrg-YTYyADZQQzKQFjazdWkNdLQTFUOUPfHnRtjM64fecrzo3UNPsaIv9HUrF4tEiciUoNQREGexQxEJ_2-CsK_7ZNuysaAZSlUoWZc8Sx0Uar409OD0iGDQv2IpW4CL8hMFs/s320/Tristan-i-Izolda_KDC.png" width="227" /></a><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">10. <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Dzieje Tristana i Izoldy</i> (oprac. Joseph
Bèdier)</span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Tak, wiem. Jestem beznadziejną romantyczką. I tak,
doskonale wiem, że opowieść o Tristanie i Izoldzie jest moralnie niepokojąca,
delikatnie mówiąc, a także momentami dość odbiegająca od dzisiejszych wzorów
miłości i poglądów na nią. Mimo tego <i style="mso-bidi-font-style: normal;">drama
feels better </i>i tragiczne zakończenie lepsze jest od happy endu. I nie
potrafiłabym oprzeć się tym ślicznym rysunkom wewnątrz tego wściekle różowego
wydania (pomimo że na jednym Izolda ma twarz podobną do mojej mordy, ale to już
szczegół), a pan Bèdier wykonał benedyktyńską pracę, co doskonale widać w – jak
zwykle – genialnym tłumaczeniu Tadeusza „Boya” Żeleńskiego. I chociaż to trzeba
uszanować, bo czyta się doskonale – melodyjna, pełna archaizmów proza doskonale
oddaje klimat wczesnośredniowiecznego kraju Celtów i pasuje do owej historii
miłosnej – i z wielką przyjemnością. Zresztą, nawet jeśli nie zostaniemy
oczarowani przez piękną, cokolwiek dziwną historię kochanków i będziemy
uważali, że Tristan złamał kodeks rycerski punkt po punkcie, warto jest znać
takie klasyczne dzieło. Szczególnie, że opowieść ma w sobie pewną hipnotyczną
moc, która każde śledzić losy bohaterów z zapartym tchem i jednak im współczuć,
a przynajmniej tak było w moim przypadku. Magia średniowiecznych opowieści?
Może. Ale ja o to nie dbam, bo mi się bardzo podoba. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"><a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/09/szalenstwo-miosci-recenzja-ksiazki.html">[RECENZJA] </a></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-53947250340971099972016-02-15T15:37:00.000+01:002016-02-15T15:46:19.394+01:00Królowe, morderczynie, wojowniczki i kobiety. Recenzja książki <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbOKnlo02NC4YJemS8oRrETbt78eG-M1tuHZ6Rnjz3lQpWD8eC3phgL6-_EqaG1c6u7uRMhkyk0e3vyEvc_dJrWnsmjia-Hne31Au9zsjN0e3RxS5FS0VCmqK2sgi_I9P2hcXBXw52GE4/s1600/147259_big.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbOKnlo02NC4YJemS8oRrETbt78eG-M1tuHZ6Rnjz3lQpWD8eC3phgL6-_EqaG1c6u7uRMhkyk0e3vyEvc_dJrWnsmjia-Hne31Au9zsjN0e3RxS5FS0VCmqK2sgi_I9P2hcXBXw52GE4/s320/147259_big.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Każdy chyba wie, co oznacza słowo <i style="mso-bidi-font-style: normal;">stereotyp </i>i bardziej lub mniej kieruje się jakimś z nich w życiu,
czasami nie zauważając, że jakaś opinia, którą uważał za pewnik jest
nieprawdziwa i niesprawiedliwa, stworzona tylko dla szufladkowania świata, a co
za tym idzie wygodniejszego życia, w którym nie trzeba zmuszać się do
zaakceptowania trudnej prawdy.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Ba! W
wielu sprawach ufamy stereotypom, bo nie mieliśmy możliwości skonfrontowania
tego z rzeczywistością, a wiele z nich sprytnie podszywa się po nasze
spostrzeżenia dokonane po zetknięciu się z kilkoma przypadkami jakiegoś
zjawiska. Rosjanie dużo piją wódki, a nad sobą muszą mieć władzę absolutną.
Niemcy nienawidzą Polaków i zabiliby każdego Żyda, jakiego spotkają, a sami
wciąż uważają się za najlepszych. Rudzielcy to osoby fałszywe, złe i lepiej
unikać ich jak ognia; same zresztą czują się ze swoimi włosami naprawdę źle.
Ludzie niewierzący nie mają sumienia, a tzw. moherowe berety plotkują w kościelnych
ławkach. Powieści historyczne są nudne, a romanse naiwne i zbyt słodkie. Zresztą
od wszystkich starych książek wieje nudą, a lektury szkolne to czyste zło.
Każdy metal to wyznawca szatana i czciciel Hitlera, a ludzie, którzy siedzą w
domu po prostu nie mają przyjaciół. Dziewczyny są wrażliwsze od chłopaków i
pewnych rzeczy nigdy by nie zrobiły. I wiele, wiele innych, z których
najczęściej nie zdajemy sobie sprawy, bo tworzą rzeczywistość wokół nas, a
wśród nich ten, jakże często powielany również w literaturze, że wojna to
sprawa męska. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">To oczywiście nigdy nie było prawdą i – mam taką nadzieję
– nigdy nią nie będzie. Chociaż dopiero teraz kobiety mogą wstępować do armii
(co, mimo złego stanu zdrowia, jest jednym z moich największych marzeń) to już
wcześniej miały istotny wpływ na sprawy wojenne. Kto pracował w fabrykach
zbrojeniowych, gdy wszyscy mężczyźni poszli na front? Kto gotował dla żołnierzy
(niedawno czytałam przecież <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Okupację od
kuchni)</i>? Kto przenosił meldunki, opatrywał rannych? Kto wreszcie był
szpiegiem doskonałym jak nie kobieta, szczególnie ta znająca tajniki męskiej
psychiki, nieodpornej przecież na damskie wdzięki? Ale wciąż skupiamy się na
najnowszych konfliktach. W pięknych czasach królów i królowych to kobiety
obejmowały rządy w państwie lub hrabstwie pod nieobecność męża czy też pełniły
rolę regentek nieletnich następców tronu w tym okresie, co w rzeczywistości
często oznaczało przejęcie faktycznej władzy. To wreszcie one broniły twierdz i
miast przed nieprzyjacielskim atakiem. A w czasach pokoju te sprytniejsze z
nich realizowały swoją politykę, snuły intrygi i mordowały z zimną w krwią lub
inspirowały polityczne zabójstwa, niekiedy dorównując krwawej lady Makbet czy
znanej z cyklu G.R.R Martina Ceresei Lannister. Cóż, czasami przejmowały władzę
jawnie i na mocy prawa, dorabiając się statusu legendy i do dziś szokując swoją
polityczną siłą oraz efektami, jakie osiągnęły. Kto nie zna takich postaci jak
caryca Katarzyna Wielka, królowa Elżbieta I, królowa Maria Tudor, królowa
Wiktoria (będąca także cesarzową Indii) czy cesarzowa Austrii Maria Teresa?
Wielokrotnie okazały się lepsze od mężczyzn, biednych, słabych,
niezdecydowanych, a czasami – jak w przypadku męża carycy Katarzyny – po prostu
chorych na umyśle, co w oczywisty sposób przekreślało szanse na jakiekolwiek
samodzielne rządy i spokojną śmierć. Ale to nie wszystko. Cofnijmy się do
historii znacznie starszej – do średniowiecza. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Ówczesna armia nie składała się, jak przywykło się myśleć,
z samych mężczyzn. Razem z rycerzem na wyprawę wojenną wyjeżdżała Dama, jego
żona, której powóz, najczęściej lektyka, znajdowała się w bezpiecznym miejscu
wśród taborów. Tak, wiele kobiet było na tyle odważnych, by podjąć się wyprawy
wojennej: stawić czoło niebezpieczeństwu, czasami zupełnie bliskiemu
(szczególnie kiedy nieprzyjaciel dostał się do taborów…) i wszystkim wyzwaniom
takich jak częste problemy z aprowizacją, długie marsze przez nieprzyjacielskie
terytoria albo szerzące się choroby. Oczywiście nie wszystkie, bo wiele z nich
z różnych powodów zostawało, a uwierzcie mi, to w tamtych czasach wymagało
również wielkiej odwagi, szczególnie wtedy, kiedy trzeba było rządzić w
następstwie męża. Szybkie podejmowanie decyzji, zajmowanie się wieloma
sprawami, a nawet zbrojna obrona. Najgorzej, kiedy mąż z wojny nie wrócił, co
zdarzało się w średniowieczu nagminnie. Wokół wdowy zbierali się wówczas
kandydaci na następnego małżonka, pełni własnych interesów i ambicji, a
przecież i nieszczęśliwa kobieta miała jakieś swoje uczucia, którymi raczej
nikt się nie zajmował i z którymi nikt się nie liczył. Te o słabym charakterze
szybko stawały się narzędziem politycznej gry. Ba, żeby tylko wtedy, kiedy
zostawały wdowami! Każdy ożenek, co szczególnie dotyczyło królewien,
księżniczek i szlachcianek, miał czemuś służyć, a przy tym nie liczono się z
latami oblubieńców. Więc jeśli poślubiono cię czternastoletniemu chłopcu, nie
narzekaj - zawsze mógłby być to siedemdziesięcioletni starzec. Zresztą, ogólnie
mówiąc, kobiety nie miały dużego pola manewru, bo jedyną alternatywą był zakon,
a funkcję królowej postrzegano raczej jako rodzicielki królewskiego syna,
kontynuatora dynastii (mutacją tej zasady było to, co wyrabiał Henryk VIII) niż
polityka. Polityka? Dobre sobie! Chociaż rycerze i nie tylko bardzo szanowali
kobiety i czcili ich wdzięki, to do uważali, że o świecie kobieta wiele
niewiele. Mimo że owe kobiety na każdym kroku udowadniały im – i nam, którzy
tak naprawdę o średniowiecznym świecie wiemy niewiele - że to nieprawda. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Najzabawniejszy jest fakt, że tam, gdzie zwykle
widzieliśmy mężczyzn, jest więcej kobiet, niż moglibyśmy sobie wyobrażać.
Założę się, że ze słowem <i style="mso-bidi-font-style: normal;">krucjaty </i>kojarzy
wam się obrazek w stylu tych wszystkich powieści fantasy i mainstreamowych
filmów historycznych: rycerze w zbrojach, w tunikach z herbami, powiewające
sztandary, miecze, konie i tak dalej. A co z krucjatowym Królestwem
Jerozolimskim? Oczywiście: wojowniczy, majestatyczny król w zbroi i w złotej
koronie. Nie ma tam miejsca dla kobiet, a jeśli jest i królowa, to skrywa się w
cieniu swojego męża i tak naprawdę nie odgrywa większej roli. Bo, dla
przykładu, każdy zapewne kojarzy króla Anglii Ryszarda Lwie Serce, który
pospieszył na krucjatę po bitwie pod Hittin, prawda? A znacie jego siostrę
Joannę Sycylijską? A jego żonę, Berenegarię z Nawarry? No właśnie. Nie mówiąc o
innych kobiecych sylwetkach, które, jak zaraz się okaże, nie były tylko
biernymi obserwatorkami podboju Jerozolimy i powolnego rozkładu państewek
Franków, ale i czasami przewyższały zaangażowaniem wielu mężczyzn, albo po
prostu zapisały niejedną kartę w historii krucjat, odgrywając większą rolę niż
mogliby przypuszczać tamtejsi ludzie, ale i my, żyjący po tych wydarzeniach już
blisko tysiąc lat (!) i karmieni właśnie stereotypami, które zupełnie nie
oddają stanu rzeczy. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Piękne, mądre, bohaterskie i złe. Takie, o których
historia wspomina ze wstydem z powodu szkód, jakie wyrządziły i te, które
dorównują bohaterstwem Eowyn z <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Władcy
Pierścieni</i>, walcząc na równi z mężczyznami i ginąc na polu bitwy.
Władczynie, które dbały o interes swojego państwa, a nawet poświęcały dla jego
dobra swoje własne szczęście i te dbające bardziej o prywatę. Niektóre z nich
faktycznie stały tylko w cieniu swoich wpływowych mężów, a inne były potężnymi
władczyniami. Znajdziemy wśród nich szpiega, wyrodną siostrę, matkę, która
sprzymierza się z arcywrogiem swojej rodziny, by zapobiec oddania władzy w ręce
córki i żonę, która zdradza męża z patriarchą Świętego Miasta. Ale także
scenariusze jak z bliskowschodnich baśni i dramatów Szekspira: nieszczęśliwą <i style="mso-bidi-font-style: normal;">femme fatale </i>Izabelę i jej jeszcze
bardziej nieszczęśliwą wnuczkę; pazerną Sybillę, która raczej nie chciała znać
swojego trędowatego brata i poślubiła człowieka, który przyczynił się do upadku
łacińskiej Jerozolimy; królową Cypru Eleonorę, <i style="mso-bidi-font-style: normal;">alter ego </i>lady Makbet; bohaterską żonę Ludwika IX Świętego,
Małgorzatę, która broniła Damietty. Jest też Melisanda, najpotężniejsza królowa
jerozolimska, i jej awanturnicze wybryki, które dwukrotnie niemalże
doprowadziły do wojny domowej. Losy wszystkich opisanych w książce kobiet
zamyka historia ostatniej królowej Cypru i tytularnej władczyni Jerozolimy,
Wenecjanki Katarzyny Cornaro. Smutna to i <i style="mso-bidi-font-style: normal;">niebajkowa</i>
to opowieść, a po lekturze wciąż jeszcze czuć niedosyt. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Prawda jest taka, że musiałam tę książkę przeczytać, ale
zrobiłam to i tak bardziej z przyjemności (chociaż losy niektórych bohaterek
książki, jak Melisanda czy Sybilla nie są mi obce, a niektóre wydarzenia i
cytaty przytacza niemal każda książka o krucjatach). W każdym razie w innych
okolicznościach wstrzymałabym się z kupnem, bo prawdopodobnie jedyny dostępny w
Internecie egzemplarz osiągnął zawrotną sumę jak na książkę tych gabarytów
(pomijając fakt, że to prawdziwy biały kruk). I to nie tylko dlatego, że to
krucjaty, ale fascynuje mnie kobieca strona historii, mniej znana, ale za
bardzo ciekawa i pozwalająca spojrzeć na konkretny wycinek historii z nowej,
zaskakującej perspektywy, pozwalający dostrzec szczegóły, które wcześniej były
niewidoczne. A czasem taki szczegół, niczym niepozorny element puzzli, który
okazuje się być ważną częścią układanki, okazuje się niezwykle ważny do
zrozumienia całości, a także bardziej obiektywnego oceniania pewnych osób i
głębszego zrozumienia niektórych kwestii, które – jak w to historii bywa – na
pierwszy rzut oka są inne niż wtedy, kiedy zagłębimy się we nie. A zagłębiać
się można bez końca, bo to nie jedyna taka ciekawa perspektywa, w jakiej można
oglądać chociażby historię krzyżowych państewek. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Główną zaletą książki jest spora ilość szczegółów i
ciekawostek, których zapewne nie znajdziemy w innych opracowaniach na podobny
temat. Poza opowieściami o królowych i księżniczkach Jerozolimy, Cypru i
Francji pisarka ukazuje temat w znacznie szerszej perspektywie i, wychodząc z
założenia, że krucjaty były zbrojnymi pielgrzymkami (co jest zresztą jak
najbardziej poprawne) – opowiadana przez Autorkę historia rozpoczyna się w
początkach średniowiecza, rekonstrukcją losów kobiet podążających śladami
rzymskiej cesarzowej Heleny, która – jak mówi tradycja i historyczne przesłanki
– podczas swojej pielgrzymki odnalazła m.in. relikwie Prawdziwego Krzyża. Do
takich ciekawostek należy także historia dzielnej Adeli de Blois, która zmusiła
swojego tchórzliwego męża, hrabiego Stefana, do powrotu do Jerozolimy, gdzie ów
zginął, a także opowieści o siostrach królowej Melisandy. Zresztą nawet na
marginesie losów tej chyba największej królowej jerozolimskiej, gdzieś pomiędzy
szaleństwami jej młodości a głupią śmiercią króla Fulka, pisarka wstawia
rozdział, w którym na podstawie aktów kupna, sprzedaży i nadania nieruchomości
rozważa rolę kobiet w strukturze społecznej królestwa. Rolę, jak się okazuje,
bardzo istotną, bo a ponadto kobiety zachowały większą niezależność niż w
Europie. Autorka również pochyla się tu nad losami zwykłych obywateli Królestwa
– w tym pewnej kobiety o imieniu Mabilla, której historię udaje się jej
częściowo zrekonstruować na podstawie tychże dokumentów. Poza tym jest to
doskonała lekcja prawodawstwa jerozolimskiego w praktyce, bo zasady są dość
skomplikowane – podejmujący decyzję o darowiźnie lub sprzedaży musi uzyskać
zgodę żony i dzieci, które potem mogą odzyskać daną nieruchomość. Cóż, na
Starym Kontynencie takie rzeczy nie miały miejsca, a przynajmniej nie były
usankcjonowane prawnie. I choć dla osób nie interesujących się historią coś
takiego może być wyłącznie sztuką dla sztuki, to dla <i style="mso-bidi-font-style: normal;">geeków </i>prawdziwa gratka – jednostkowe losy prostych ludzi są często
pomijane, a oni sami traktowani jak zbiorowość. Dlatego wiele stron tej książki
stanowi pewne <i style="mso-bidi-font-style: normal;">novum</i>, a przynajmniej
świadectwo prawdziwej pasji opowiadania i intrygowania szczegółami, a także
ambicji, żeby pozycja była oryginalna, poruszająca nie tylko temat z ciekawej
perspektywy, ale i zawierająca aspekty sprawy, które nie były dotąd poruszane.
Przez to książka jest wolna od wielokrotnie powtarzanych, często zbytnio
nietrafionych opinii i obecnych w każdej książce ogólników na dany temat
(powodem tego jest też to, że w szczegółach pisarka opiera się na francuskich i
jerozolimskich kronikach z pomięciem większości dzisiejszych opracowań, co
pozwala spojrzeć na całość oczami średniowiecznych), choć – jakby nie było –
Autorka w pewnym stopniu podąża w rejony eksploatowane przez innych pisarzy,
gdzie, jak wydawałoby się, nie można powiedzieć już nic nowego. I to sprawia,
że jest to pozycja świeża i bardzo wciąga zainteresowanego czytelnika,
szczególnie takiego jak ja. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Bardzo istotną rzeczą jest fakt, że książka została
napisana w ciekawy i prosty sposób, który sprawia, że pozycję czyta się lekko
oraz stosunkowo szybko. Może i Autorka nie ma szczególnych zdolności
literackich czy barwnego języka przypominającego dokonania niektórych
powieściopisarzy, ale jej trącający myszką styl jest przyjemny i dopracowany,
chociaż po niektórych fragmentach książki, dotyczących spraw bardziej
wojskowych, widać niemal od razu, że pozycja została napisana przez kobietę.
Nie jest to może wada, bo jednak płeć piękna w większości raczej nie gustuje w
przedmiotach do zabijania (piszę, że większość, bo zdarzają się takie
beznadziejne wyjątki jak ja) i taktykach tegoż, jednak bycie historykiem i
zajmowanie się krucjatami – tematem bardzo powiązanym z zabijaniem –
zobowiązuje chociaż do mniejszej naiwności i nazywania różnych makabrycznych
rzeczy po imieniu. Rekompensatą za te małe zgrzyty są jednak opowiedziane ze swadą
anegdotki i żywa, niemal powieściowa narracja w wyjątkowo sensacyjnych czy
dramatycznych momentach, przecinana jedynie obfitymi fragmentami kronik z epoki
(co jest bardzo cenne bo dla zwykłego człowieka - teksty te są bardzo trudne do
zdobycia), co świadczy o emocjonalnym podejściu Autorki do opisywanych zdarzeń
i ludzi, co zresztą nie jest dziwne. Bo jak nie cierpieć Sybilli, bać się
Eleonory czy współczuć obu Izabelom? Dzięki takiemu zabiegowi, może nawet
nieświadomemu, książka nabiera rumieńców, wykraczając poza ramy zwykłego
opracowania historycznego i sprawia, że naprawdę zaprzyjaźniamy się z
bohaterami (lub nie), a przynajmniej zaczyna z nimi łączyć więź emocjonalna,
przez co bardzo mocno przeżywamy ich, w większości, tragiczne losy. Tak bardzo,
że w pewnym momencie mogą stać się, (nie)stety, częścią naszego własnego życia.
A przynajmniej mojego.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Okładka mojego wydania nie ma w sobie nic specjalnie
interesującego, stanowiąc jedynie zapowiedź tego, co znajdziemy w środku. Ot,
czarna, z skromną grafiką przedstawiającą charakterystyczny krzyż, z delikatną
kobiecą ręką z wieloma pierścionkami. Stanowi to ciekawe nawiązanie do wnętrza
i intrygujący kontrast. Całość wygląda dość niepozornie, ale elegancko – tak,
jak powinna wyglądać porządna okładka książki historycznej. Wtajemniczeni w
wysokie arkana wiedzy o krucjatach dostrzegą tu jednak pewien błąd, wynikający
– czy to przypadek – z pewnego stereotypu. Czarne krzyże na białym tle były
charakterystyczną cechą ubioru Zakonu Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego,
znanego szerzej jako Krzyżacy, których z krzyżowcami mylić nie wolno. Zbrojni
pielgrzymi wyruszający do Jerozolimy naszywali na swoje płaszcze krzyż w
kolorze czerwonym (skąd wzięło się wyrażenie <i style="mso-bidi-font-style: normal;">wziąć krzyż</i>) dzięki czemu można było ich rozpoznać. Zestawianie
kobiecej ręki z znakiem Krzyżaków kojarzy się więc zupełnie inaczej i sugeruje
pewne sprawy, o których tutaj nie ma – na szczęście – mowy. Przynajmniej dla
mnie, bo osoby, które kojarzą krucjaty z <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Królestwem
Niebieskim </i>Scotta<i style="mso-bidi-font-style: normal;"> </i>nie będą zdziwione.
No cóż, może Wydawnictwo całkiem świadomie zdecydowało się na taki krok –
ostatecznie mało kto widząc czerwony krzyż na czarnym polu albo białym
zorientowałby się, co chodzi. W każdym razie i tak to wydanie jest lepsze od
tego z 2002 roku. Ja rozumiem ideę przyświecającą tamtej okładce, ale znacznie
wolę tę z bardziej stonowaną wersją. No i nic nie zastąpi pięknego zapachu
starych, pożółkłych stronic pierwszego, starszego wydania. To chyba jasne. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Kilka elementów szwankuje także, niestety, w warstwie
merytorycznej pozycji – w czasie czytania książki odnosi się wrażenie, że Autorka
czuła się pewnie w poruszonym przez siebie temacie (o czym świadczą również
liczne cytaty z niekiedy stronniczych kronikarzy średniowiecznych i bazowanie
na ich tekstach). Szczególnie w kwestii wspomnianych wcześniej militariów – w
pewnym miejscu pozycji spotykamy się ze słowem <i style="mso-bidi-font-style: normal;">działo</i>. Działo? Pierwsze armaty, których jeszcze nie można było tak
nazwać, pojawiły się dopiero w 1454 roku pod Konstantynopolem, prototypy
zostały użyte przez Krzyżaków w 1410 pod Grunwaldem. Mówienie o działach w XI
wieku jest dość dziwne, nawet jeśli przyjmiemy, że owym niefortunnym słowem
Autorka chciała określić coś innego. Ale co? W opisywanych czasach do
zdobywania twierdz służyły wieże oblężnicze, katapulty i tarany; obrońcy mogli
używać łuków, ognia greckiego, broni białej i również katapult. Jak widzimy,
nic wybuchowego. Pomyłka jest jednak jednostkowa i piszę o tym na zasadzie czepiania
czciciela broni wszelakiej i zapalonej kolekcjonerki książek o działach i
czołgach. No ale zawsze całą winę możemy zrzucić na tłumacza i jego fatalny
dobór słowa. Oczywiście, milczeniem pomijamy w takim razie wiedzą ogólną
tłumacza. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Historia jest przede wszystkim opowieścią o ludziach.
Ludziach, którzy w jakiś sposób wpłynęli na to, jak dzisiaj wygląda świat,
kształtowali go i zmieniali. Podejmowali decyzje, rządzili, decydowali o życiu
innych. Ale przede wszystkim byli tacy jak my chociaż niejednokrotnie nosili
inne ubrania i kierowali się innymi zasadami. Historia to opowieść o ich
wzlotach i upadkach, ich słabościach i mocnych stronach, zwycięstwach i porażkach.
Niektórym w życiu się poszczęściło, inni urodzili się by rządzić. Jednak ich
historie niewiele różnią się od naszych – kochali, nienawidzili, cierpieli,
cieszyli się. Mordowali i padali ofiarą morderstwa. Popadali w obłęd i musieli
patrzeć na chorobę swoich bliskich. Czasami ich życie było tragiczne, a czasami
wręcz przeciwnie. Ogarnięci żądzą władzy plątali się w mroczne intrygi, a ich
życiorysy plątały się dramatycznie z wielką historią. Ale jednak byli tylko
ludźmi. Mężczyznami, a także kobietami. Często takimi kobietami, które w
czasach, kiedy za porządek społeczny uważano podporządkowanie się mężczyznom,
udowadniały, że mają wiele do powiedzenia albo na równi z nimi tworzyły
historię i wpływały na politykę. A było ich wiele, bo nawet ta książka stanowi
tylko niewielki wycinek ich losów na Bliskim Wschodzie ogólnie w średniowieczu.
I były różne – wyniosłe królowe, przebiegłe morderczynie, dzielne wojowniczki i
nieszczęśliwe młode wdowy. Takie, z którymi możemy się w pewien sposób
utożsamić i takie, których nigdy nie chcielibyśmy poznać. Ale chyba
najważniejsze jest, że tyle set lat później możemy poznać je chociaż w zarysie,
spędzić z nimi trochę czasu i znaleźć tą linię porozumienia, zrozumienia a może
nawet współczucia. I może – w końcu – pozbędziemy się chociaż jednego
stereotypu, co niewątpliwie wyjdzie nam na zdrowie. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Tytuł: „Kobieta w czasie wypraw krzyżowych” </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Autor: Règine Pernoud </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Moja ocena: 7/10 </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-51086379266793368732016-02-03T18:06:00.002+01:002016-02-03T18:06:53.111+01:00PODSUMOWANIE STYCZNIA 2016<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Mam dla Was dwie
wiadomości: jedną dobrą, a drugą złą. Dobra jest taka, że reaktywuję blogowe
konto na Instagramie, a zła taka, że nie wiem jeszcze kiedy. Ale kiedyś na
pewno. </span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjODg3Mu5UDQ8OyzPM8dNgDvw82O1_gPZi2hzesLAPgbrp3GeEQM-CT18nxYB5uqiYkAyAVdOH0bpzjWTnrJsauUHgOARdxPk1JOp9TcQHSuNItt1E0DPSbn6akLCpOxtexMq01xJywLCQ/s1600/maxresdefault.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjODg3Mu5UDQ8OyzPM8dNgDvw82O1_gPZi2hzesLAPgbrp3GeEQM-CT18nxYB5uqiYkAyAVdOH0bpzjWTnrJsauUHgOARdxPk1JOp9TcQHSuNItt1E0DPSbn6akLCpOxtexMq01xJywLCQ/s320/maxresdefault.jpg" width="320" /></a><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Co miesiąc obiecuję sobie, że to będzie już ostatni
miesiąc zaniedbywania bloga i co miesiąc przekonuję się, że to jednak nie to. I
choć już nawet nie próbuję się oszukiwać i usprawiedliwiać, muszę przyznać, że
jakąś winę za taki stan rzeczy ponosi kalendarz. Bo zanim zdążę się
zorientować, już mija miesiąc. Dni uciekają tak szybko jak godziny i zanim
zdążę pomyśleć co robię ze swoim życiem, mija następny miesiąc. I tak w kółko.
I nie to, że nie nadążam z tempem, które sobie narzucam. Ja nie nadążam za
żadnym tempem. Taka prawda. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Najważniejszy jest jednak fakt, że odzyskałam motywację i
poczucie, że to robię, ma jeszcze jakiś sens. Satysfakcja wynikająca z tego
hobby <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>jest w moim życiu czymś ważnym i
bardzo mi potrzebnym. Ostatnio zarejestrowałam też u siebie wzrost czarnego
poczucia humoru, co oznacza, że wiosna już blisko i niebawem niedobór witaminy
D przestanie mi tak bardzo dokuczać. Już nie mogę się doczekać lata i siedzenia
z książką i laptopem przed domem. O ile nie będzie saharyjskich upałów,
oczywiście. Skończył się już pierwszy miesiąc nowego roku, karnawał również
dobiega końca, a ja odliczam dni do drugich (!) urodzin Zakurzonych Stronic i
walczę z recenzjami, które jakoś nie chcą się pisać. Cóż, zobaczymy jak to
będzie w tym miesiącu. Miejcie nadzieję, że lepiej. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Szczerze mówiąc, wstyd mi jest publikować zestawienie
zrecenzowanych książek, ale postanowiłam sobie, że od nowego roku będę to robić
regularnie; ciekawi mnie, jaka średnia wyjdzie na koniec tego roku, jeśli
oczywiście dotrwam z blogowaniem do tego okresu, co przecież takie oczywiste
nie jest. W każdym razie średnia wychodzi nawet z jednej ocenionej książki,
więc źle nie jest. Aż tak źle nie jest. Prawda? Prawda?! </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">0/10 -</span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">0,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></b></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">1/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">1 książka</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">1,5/10 - </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">2/10 - </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">2,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">3/10 –</span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">3,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">4/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">4,5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">5,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">6/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">6,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">7/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">7,5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">8/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">8,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></b>1 książka</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">9/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">9,5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">10/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Ilość recenzji: </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">2</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Średnia: </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">4,75</span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 250.5pt;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"><span style="mso-tab-count: 1;"> </span></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Najlepsza książka stycznia: </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Marcel
Proust <i style="mso-bidi-font-style: normal;">W poszukiwaniu straconego czasu: W
stronę Swanna </i><a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2016/01/sztuka-pamietania-recenzja-ksiazki.html">[recenzja]</a></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Najgorsza książka stycznia: </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Gayle
Forman <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Byłam tu </i><a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2016/01/co-nie-jest-wina-pisarki-recenzja.html">[recenzja]</a></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Jedna korzyść to fakt, że mogłam to łatwo policzyć w
pamięci. Dodać dwie proste liczby i podzielić przez dwa… Ale to jedyna korzyść.
Muszę się nad tym porządnie zastanowić, naprawdę. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="right" class="MsoNormal" style="text-align: right;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Pozdrowienia, Kylie </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-51551385460957800202016-01-27T18:27:00.000+01:002016-01-27T18:27:00.729+01:00Sztuka pamiętania. Recenzja książki <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOE6gfXYJIF0W2q2lD9AQLqAx-fjusDtJojWjYI8o6QI0sd7yaMXZepMx6YtwORK8RVUa0gheUEw6hu1CdwOg7bJ4r1J8QmZRtiZqaI1rgpO4i62al004HquxiM1vji-dYjU-CfWATDKc/s1600/W_STRONE_SWANNA-katalog.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOE6gfXYJIF0W2q2lD9AQLqAx-fjusDtJojWjYI8o6QI0sd7yaMXZepMx6YtwORK8RVUa0gheUEw6hu1CdwOg7bJ4r1J8QmZRtiZqaI1rgpO4i62al004HquxiM1vji-dYjU-CfWATDKc/s320/W_STRONE_SWANNA-katalog.jpg" width="228" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Każdy ma jakieś wspomnienia, do których lubi wracać.
Każdy, nawet ja, chociaż jestem osobą, która nie lubi penetrować swojej
przeszłości, pełnej mroku i koszmarnych wydarzeń. Najszczęśliwszy dzień w
życiu. Zdanie trudnego egzaminu. Dzieciństwo, niewinne i kolorowe, za którym
tęsknimy, żyjąc po uszy w tak zwanym <i style="mso-bidi-font-style: normal;">dorosłym
życiu</i>. Spełnienie jakiegoś wielkiego marzenia. Oświadczenie lekarza, że
jesteśmy stuprocentowo zdrowi. Ale także coś niezwykłego, historycznego. Na
przykład UFO (nie, żartuję). Albo lądowanie Amerykanów na Księżycu. Czy też
wojna. A może nawet przeprowadzka do nowego lokum. Dużo tego jest, a wszystko
wydaje się lepsze niż to, co teraz przeżywamy. Choć tak naprawdę wspomnienia są
dużym zafałszowaniem tamtej rzeczywistości, chociażby dlatego, że są wybiórcze
i przefiltrowane przez nasze emocje – te, które przeżywamy wspominając i te,
które pamiętamy. Przecież nawet nie wiemy, dlaczego jedne rzeczy pamiętamy, a
inne zlewają się w szaroburą całość. Tak jak ja – pamiętam, jak uciekł mi
czerwony balon napełniony helem; pamiętam, jak spacerowałam wśród kwiatów w
ogrodzie (to wspomnienie jest tak wyraźne, że kojarzy mi się nawet z pewną
piosenką); pamiętam swego rodzaju łąkę za domem i w lato, i zimą; pamiętam czytanie
moich ukochanych baśni Andersena … i wiele innych podobnych. Ale wszystkie lata
szkoły zlewają się w jedną, wielką szarą plamę, z której z niejakim trudem
wydobywam kolejne krótkie przerwy, zwane wakacjami i feriami (niestety,
zapamiętałam tylko te, które przeleżałam w łóżku, chorując na zapalenia
oskrzeli i czytając <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Nędzników</i>, oraz
te, w czasie których wpadałam w panikę, próbując nauczyć się czegoś na konkurs
z historii). Może dlatego, że codziennie było to samo, tylko czasami z drobnymi
zmianami w postaci złych i dobrych ocen, które dostawałam. Nuda, przyznacie
sami. Dlatego, nie mając sama mnóstwa ciekawych wspomnień, uwielbiam zajmować
się czyimiś. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">To doskonale tłumaczy fakt, że generalnie żyję życiem
postaci z książek i – niekiedy – filmów, a przy okazji uwielbiam, jak oni
wspominają swoje życie, co czyni ich przede wszystkim bardziej rzeczywistymi i
kompletnymi, również dlatego, że to, co pamiętamy i jak pamiętamy mówi dużo o
nas samych. W książkach przeważnie jest tak, że jedna z postaci ma zapierające
dech w piersiach wspomnienia albo mroczną, tajemniczą przeszłość, którą trzeba
odkryć. Albo przeszłość któregoś bohatera zaczyna się upominać o
teraźniejszość. Ciekawsze jednak od fikcji, powstałej przecież od początku do
końca w mózgu pisarza, może tylko trochę inspirowanej prawdziwym życiem, są
autentyczne wspomnienia ludzi, którzy coś ciekawego – i zazwyczaj groźnego –
przeżyli i chcą, by te historie nie zniknęły razem z nimi. Opowieści bohaterów
wojennych – tych, którzy walczyli, przeżyli Syberię, może dokonali czegoś
bohaterskiego. Historie byłych mafiosów, żołnierzy wysłanych na drugi koniec
świata, komandosów, agentów specjalnych, podróżników do źródeł Amazonki, którzy
natknęli się na prymitywne plemiona żyjące jeszcze jak w prehistorii, autobiografie
wyjątkowo zasłużonych polityków (jeśli w ogóle tacy istnieją), w których z dumą
piszą o tym, jak to rozwalali system czy rządzili państwem pełnymi szczęśliwych
obywateli. Ale wszystkie te przykłady dotyczą ludzi, którzy w swoim życiu
dokonali czegoś ciekawego, mają inne wspomnienia niż zwykli obywatele, tacy jak
ja. Ludzi niezwykłych, których dzieje zaciekawią ludzi nawet wtedy, kiedy
zostaną spisane nieciekawie bądź – ze strony technicznej – po prostu źle. Bo to
zawsze coś, co nie przeżyliśmy i raczej są marne szanse, że przeżyjemy. Coś
innego od naszych – w znakomitej większości – nudnych, zwykłych wspomnień,
które często sami uważamy za zbyt nudne do wspominania, a co dopiero do
spisywania! </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Nie wszyscy tak myślą i dowodem na to jest ta książka. Autobiograficzna
opowieść, która potem rozwinie się w cykl, będący <i style="mso-bidi-font-style: normal;">opus magnum </i>i jednym dziełem pisarza, który już od długiego czasu uważany
jest za wybitnego, godnego wymienienia jego nazwiska obok Victora Hugo,
Stendhala i innych genialnych Francuzów, chociaż bezdyskusyjnie różni się od
tamtych wszystkim. Podczas gdy inni motali swoje fabuły, budowali misterne
konstrukcje czy też śmiali się swoich bohaterów (ach, Julianie Sorelu ze Stendhala,
wciąż o tobie pamiętam!) ten Autor napisał tylko, że pewnego razu zjadł
magdalenkę maczaną w herbacie lipowej i ów smak wywołał u niego falę wspomnień.
Tak samo jak te ułamki sekund pomiędzy obudzeniem się a uświadomieniem sobie
miejsca, w jakim się znajduje. Ta szczątkowa fabuła jest jednak tylko
pretekstem do nieskończonych wspomnień bohatera zbudowanych na zasadzie
nawiązań i skojarzeń oraz jednej kompletnej historii, dotyczącej przyjaciela
rodziny, pana Swanna. I nie, nie są to jakieś zapiski z niezwykłego dzieciństwa
czy jakieś traumy w młodości (co jest z lubością eksploatowane przez ten cały
dzisiejszy postmodernizm) ani też studium polityki i stosunków społecznych z
punku widzenia inteligentnego dzieciaka, chociaż wiele tego rodzaju wątków w
książce się pojawia. To po prostu zwykłe wspomnienia ze zwykłego, różniącego
się niewiele od naszego, życia. Zaskoczeni? Ja też na początku byłam. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Uczucie, szczególnie dla niedoświadczonego w bardziej
wymagających lekturach czytelnika, jest takie, jakby wpadło się do zimnej,
bardzo głębokiej wody, wiedząc, że zaraz się utonie, a nigdzie nie ma pomocy. A
przynajmniej tak to opisywali moi znajomi i inne ludziki, które książkę czytały
utonęły, najdalej docierając do połowy objętości. Ich makabryczne opowieści
sprawiły, że zabierałam się do powieści jak pies za jeża, szczególnie że
wszystko jakby uprało się powstrzymać mnie przed lekturą. Znajomi, recenzje w
Internecie, niezbyt pochlebne słowa osoby, które w swojej niechlubnej
przeszłości uważałam za literackie guru. A zresztą było tyle innych książek,
które warto było przeczytać! I ciągle się spieszyłam, a słusznie podejrzewałam,
że to nie jest dobra książka na szybkie zjedzenie i przetrawienie, jak można
zrobić to z innymi literackimi fastfoodami. Dopiero kiedy leżałam chora i świat
za oknem jakoś zwolnił, nabrałam ochoty na coś, co tak kochałam dawno temu:
leniwe, całodzienne czytanie czegoś niezwykle dobrego i trudnego, w co można
się z przyjemnością wgryźć, rozkoszując się niebiańskimi smakami. Otworzyłam
więc książkę z niejakim zaciekawieniem i nadzieją, zastanawiając się co będzie
ze mną – czy pójdę pod wodę jak kamień, czy będę przyjemnie pływać, czerpiąc z
tego wszystkie korzyści.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Mimo że kiedyś w moje ręce wpadł jakiś tekst o życiu
pisarza, z ciekawością przeczytałam rozbudowaną przedmowę tłumacza, którym
jest, jak zwykle, doskonały Tadeusz „Boy” Żeleński, który wnikliwie omawia
powieść i rysuje przed czytelnikiem portret Autora – nieuleczalnie chorego
samotnika, który całe swoje dorosłe życie spędził w mieszkaniu obitym korkiem
pisząc swoje <i style="mso-bidi-font-style: normal;">opus magnum </i>i jedyny
powieściowy cykl, nad którym prace przerwała dopiero śmierć. Niezwykła to
postać. Wychowany w cieplarnianym klimacie człowiek, który przywykł do
bezpiecznego życia i samotności, o którym najwięcej możemy dowiedzieć się z
jego powieści, zastanawiająco autobiograficznych. I choć to może nie jest
zupełnie poprawne politycznie to czytaniu książki towarzyszy uczucie, że jest
to dzieło pisane wyłącznie dla siebie, rodzaj czystej sztuki dla sztuki. Bo
granice wymyślonej powieści i prawdziwego życia Autora zacierają się nie tylko
w kwestii imienia głównego bohatera. Nad tekstem unosi się intymna,
introwertyczna wręcz atmosfera zwierzeń i szczerości. Poznając dość
nieuporządkowane wspomnienia głównego bohatera czy historię miłości Swanna,
widzimy świat mocno subiektywny, pełen demonów (które można zauważyć tylko
wtedy, kiedy znamy biografię pisarza) i metafor, może odnoszących się do jakiś
konkretnych wydarzeń z życia Autora i – z pewnością – ludzi. Bo świat
zewnętrzny, czyli ten istniejący poza tym zbudowanym przez głównego bohatera z
wyobrażeń i artystycznych doznań, jest przerażająco okrutny i pozbawiony
upiększeń, jakimi zwykło się go owijać. Szczególnie w tej części o Swannie i
Odecie, gdzie pisarz odsłania głupotę, zgniliznę moralną i małostkowość
francuskiej arystokracji. Ba, to w pewnej mierze dotyczy także rodziny głównego
bohatera, ludzi płaskich i spędzających czas na gościnach, nawet wtedy, kiedy
wiedzą, że ich własny syn nie potrafi zasnąć bez pocałunku matki (w ogóle ten
wątek, zastanawiająco rozbudowany, jest bardzo ciekawy i dość zagadkowy; nie
ulega wątpliwości, że Autor był bardzo wrażliwym dzieckiem, co rozumiem, bo ja
miałam podobnie, prawdę mówiąc). Te niezbyt sympatyczne obrazy równoważy
niezwykła wrażliwość narratora na sztukę, szczególnie – ku mojemu zainteresowaniu
– tę średniowieczną, której we Francji przecież nie mało, i naturę. Dzięki tej
wrażliwości i szczegółowych opisów otrzymujemy niezwykle ciekawy obrazy tych
dwóch spraw, stanowiących razem ciekawy aspekt książki. Ciekawy również
dlatego, że nad całością unosi się ten dziwny, mroczny i zwiewny klimat, jaki
jest znany tym wszystkim, którzy mieli to (nie)szczęście być nadwrażliwymi
dzieciakami z niezdrowo dużą wyobraźnią. Przy okazji warto też zwrócić uwagę na
fakt, że powieść jest wiwisekcją uczuć takiego dziecka, delikatną i dyskretną,
ale również niezwykle szczerą – tak, odnalazłam tam wiele prawdy i o własnym
dzieciństwie, do którego nawet powróciłam, odkrywając, że mój przypadek nie
jest – na szczęście – zupełnie odosobniony i skoro z małego, dziwnego Marcela
wyrósł taki wielki pisarz, to i może ze mnie będą ludzie (hehe). To samo
zresztą dzieje się w przypadku Swanna, tyle że tu Autor rozkłada na czynniki
pierwsze miłość. Nie tę romantyczną i wielką, ale mroczną, opętaną, w której
więcej jest zazdrości i głupoty niż sentymentów. Ba! Nie jest to nawet
fascynacja cielesna… Ale widzę, że tu już mój wywód skręca z opisu treści do
opisów poszczególnych wydarzeń, więc bezpieczniej będzie przejść dalej.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Powodem mojej bałwochwalczej czci dla pisarza i takiej
samej zazdrości (mówi to niespełniona pisarka, która utknęła na jakimś
marginalnym blogu marginalnej części blogosfery) jest język, jakim posługuje
się Autor. Dla ścisłości dodam, że poza fabułą, w której teoretycznie się nic
nie dzieje (a co, jak udowodniłam wyżej, jest nieprawdą), to właśnie styl
pisarza jest powodem licznych utonięć i uznania książki za aczytalną. Ba,
Żeleński i tak przetłumaczył całość w prostszej formie, bo w oryginalne jest
jeszcze gorzej. Znaczy bardziej skomplikowanie. Bo to nie jest książka z
gatunku tych, w których tekst cieknie nam przez palce, a całość kończymy w
jedno popołudnie, a może i noc. I nie polecam czytania jej w ramach relaksu po
ciężkim dniu, chyba że jest się sadystą, których chce doprowadzić swój mózg do
zupełnego wyczerpania; zresztą to nie ma wielkiego sensu, bo i tak większości
się nie zrozumie. Książka stawia czytelnikowi duże wymagania i dyktuje warunki,
szczególnie te dotyczące jakości wyobraźni odbiorcy. Ale i tak trzeba niektóre
zdania czytać kilka razy, a całość śledzić uważnie, bo każde słowo ma tu wielką
wartość i ogromne znaczenie. Tylko wtedy można docenić styl pisarza i ogromną
plastyczność tekstu. Precyzję opisu. Trafność dobieranych słów. Wypowiedzenie i
nazwanie tego, co dla wielu pisarzy jest nieprzekraczalną granicą umiejętności
i odwagi. Roztaczanie krajobrazów, które chce się poznawać wszystkimi zmysłami,
które żyją bardziej niż na fotografiach w jakości HD. Po pierwszych kilku
stronach, kiedy zorientowałam się, z czym mam do czynienia, szczęka opadła mi
na ziemię i pozostała tam przez całą lekturę powieści. A to jeszcze część
najmniej redagowana przez Autora. To co może się dziać w tych, które pisarz w
nieskończoność poprawiał i rozbudowywał, myśląc zapewne, że są to rzeczy
niezbyt dobre (sic!)? Muszę powiedzieć, że chociaż czasami irytowałam się, że
czytanie książki jest procesem tak powolnym i nie widziałam w swojej czytaninie
jakiegokolwiek efektu, który widać dopiero po zakończeniu (myślę, że te dwie
rzeczy są naturalne podczas czytania tej powieści) cieknie mi ślinka, gdy
pomyślę o następnych tomach, będących jeszcze większymi grubaskami. Chociażby
dla tej prozy, będącej prawdziwą sztuką samą w sobie, nawet gdyby układały się
w opowieść nudną i nie tak wielowarstwową jak ta. Dla słów, które układają się
w piękne, zaskakujące obrazy, zapierające dech swoją plastyką i trafnością. Ba,
to właśnie one sprawiają, że ta książka jest tym, czym jest – to właśnie one
nadają przeszłości narratora pierwiastek magii i niezwykłości, szkicują ciekawe
perspektywy, dzięki którym książka wciąga w niezwykły sposób. Nadają całości
nastrój, który spaja poszczególne historie, wspomnienia, ciągi skojarzeń w coś,
co trudno postrzegać potem jako części. A także nadają tej z pozoru błahej historii
coś głębszego, wielowarstwowego, zmuszającego do refleksji. Coś, o czym ja już
pisać nie będę, bo jednak zamierzam kiedyś skończyć ten twór, a i każdy musi
sam odkryć to, o co mi chodzi. A może odkryje coś zupełnie innego, bo przecież
na właściwie nieskończonych możliwościach takiej interpretacji polega piękno
literatury. A szczególnie tej, która nie jest nią tylko z nazwy. Już o
arcydziełach, takich jak te (którym zresztą jest, jak widzimy, zupełnie
słusznie) oczywiście nie mówiąc. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Ciężko jest pisać o bohaterach, nie zdradzając
najciekawszych części fabuły, szczególnie jeśli chodzi o wątek Swanna i Odety,
w którym jednak można o postaciach napisać najwięcej. W opowieściach snutych
przez narratora na temat jego dzieciństwa bowiem jedynymi bohaterami jest
najbliższa rodzina chłopca, stanowiąca jednak tło do wszystkiego, co tak
naprawdę jest dla niego ciekawe. Owszem, czasem z dziecięcą naiwnością wspomina
o słabostkach rodziców (którzy nie wydają się sympatycznymi personami) i innych
członków rodziny, w tym ciotce-hipochondryczce, ale te spostrzeżenia niewinnego
i naiwnego dziecka nie malują całkowitego obrazu tych osób. Psychika głównego
bohatera również nie zostanie poddana dogłębnej analizie; poznajemy go przez
to, o czym nam opowiada. Poza swoją nadwrażliwością i empatycznością jest
wprawnym obserwatorem, ma oko pisarza czy też po prostu artysty, a niezwykłej
pamięci do barw, kształtów i zapachów można mu tylko pozazdrościć. Trochę
więcej dowiadujemy się o nim w części ostatniej, kiedy cała wrażliwość chłopaka
zostaje poddana pierwszemu poważniejszemu uczuciu, ale to bardziej analiza tego
uczucia niż bohatera (i znów w tym momencie każdy wrażliwiec, który coś takiego
przeżył odnajdzie tu dużo swoich emocji i doskonale zrozumie narratora).
Zresztą na poznanie Marcela, spodziewam się, przyjdzie jeszcze czas w kolejnych
tomach. Tutaj raczej wypadałoby się skupić na wątku prawdziwie miłosnym, ale
opowiadając cokolwiek o charakterze Odety czy Swanna, zdradziłabym może chociaż
trochę najsmaczniejsze rzeczy w książce, co byłoby bardzo złe, bo przecież ten
dziwny tekst ma za zadanie zachęcić kogokolwiek za zabranie się za powieść. Bo
przecież to, co najbardziej pikantne zawsze najbardziej ciekawi. Swoją drogą
jestem bardzo ciekawa co do inspiracji Autora, który, jak już wiemy, raczej
(delikatnie mówiąc) był domatorem i w innych miejscach niż swój dom pojawiał się
nadzwyczaj rzadko. Musiał wobec tego bardzo dużo czytać i przede wszystkim być
niezwykle spostrzegawczym i wrażliwym człowiekiem, by szybko i trafnie odkrywać
największe tajemnice swoich rozmówców, rozwikływać skomplikowane uczucia jak
owa miłość, której wielu innych twórców technicznie i praktycznie nie dałoby
rady, a także szybko diagnozować poziom głupoty danego osobnika. Chociaż to
ostatnie jest dość łatwe, bo ludzka głupota ma to do siebie, że wyłazi z nawet
najbardziej starannych, kulturalnych przebrań, co również doskonale pokazują
przykłady z powieści. Zresztą, jeśli uważnie przeczytacie wstęp Tłumacza i może
coś wiarygodnego w Internecie, w wielu miejscach dostrzeżecie sprytnie
poukrywane życiowe demony Autora, z którymi próbował walczyć i pewien związany
z nimi powracający maniakalnie motyw, jak mi się wydaje, nie będący tylko
kolejnym przykładem bezpardonowego przedstawiania upadku moralnego wyższych
warstw francuskiej arystokracji. Cóż, to jest rzecz podobna do trójwymiarowych
obrazków; zmieniająca się, w zależności, z której strony spojrzymy, dająca
możliwość na wieloraką i skrajnie różną interpretację, a jednocześnie niezwykle
lekka w swojej koronkowej konstrukcji. Możemy to odczytywać jako dogłębną,
niezwykłą i mądrą opowieść o dziwnej miłości ale i jako pełną metafor część
pamiętnika narratora-pisarza. A może i coś jeszcze, tyle że tego nie
dostrzegam, bo naprawdę ciężko jest ogarnąć to wszystko po jednym przeczytaniu
i jeszcze to opisać, kiedy jeszcze ma tak się kulejący styl. Cóż, takie książki
służą też temu, żeby kiedy się myśli, że jest się na tyle fajnym, żeby pisać
bloga i udawać, że się to dobrze, przejrzeć na oczy i zrozumieć, że nie zrobiło
się w życiu niczego pożytecznego. Bo gdybym była Autorem tej książki to
przecież mogłabym się chwalić z czystym sumieniem. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">A opisana wyżej całość kryje się w skromnej, acz ciekawej
i eleganckiej oprawie Wydawnictwa, które – jak nie od dzisiaj wiadomo – specjalizuje
się w oryginalnych i pięknych okładkach klasyków. A przede wszystkim
dopasowanych do treści książek, co najbardziej cenię. W oprawie tej książki nie
brakuje tych wszystkich elementów. Na czarnym tle, poza białymi napisami z
tytułem książki i nazwiskiem Autora mamy żółtą wstążkę z tytułem serii (jakby
ktoś jeszcze miał wątpliwości), sylwetką pisarza i jego autografem. Wow. Całą
ilustracją jest widmowa filiżanka z kawałkiem obrusa. Taki efekt uzyskano przez
rozmycie konturów i pewną transparentność; w pewien sposób oddaje to istotę
książki, będącej przecież zbiorem wspomnień narratora, które są przecież w
pewien sposób widmowe, rozmyte, nietrwałe. A owa filiżanka na okładce jest
pełna słynnej herbaty lipowej, w której bohater zanurzył jeszcze bardziej
słynną magdalenkę (na jednym z portalów dla książkomaniaków znalazłam nawet
przepis na owe ciastka). Tak, to idealna rzecz na okładkę tej książki – co
bardziej się nadaje na to miejsce niż sztandarowy motyw, który zna prawie
każdy, nawet ten, kto jeszcze powieści nie czytał? Tylna okładka książki jest
jeszcze bardziej ascetyczna: mamy tam tylko biało-żółty tekst, będący po części
fragmentem przedmowy Żeleńskiego. Ten pierwszy wydaje się jednak za bardzo
sentymentalny i przegadany, obiecujący czytelnikowi kwiatki i motylki (a takich
rzeczy w książce się nie uświadczy), natomiast z przedmowy Tłumacza wybrano
fragment dotyczący legendy pisarza i jego niezwykłego losu. To dość intrygujący
pomysł, chociaż wygląda to dość na zachęcanie za wszelką cenę do przeczytania,
co z jednej strony jest szlachetne, ale z drugiej strony sprawi, że wielu
czytelników, którzy nie dorośli do takiej literatury i potrzebują jeszcze czasu
by zrozumieć ten klasyk, zbyt szybko zniechęci do prozy Autora. Jednak mimo
wszystko to doskonała okładka dla tego dzieła, odpowiednio ładna, prosta i
elegancka. Jak zawsze w tym Wydawnictwie – z wyczuciem. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Moja satysfakcja nie polega na odhaczeniu kolejnego
klasyka z listy, bo nie czytam książek tylko dla tego, żeby je przeczytać. To
radość tego rodzaju, kiedy pracujesz nad czymś w pocie czoła, żeby odkryć, że
efekt jest genialny, a nawet lepszy od spodziewanego (bo, jak już wielokrotnie
pisałam wyżej, powieść jest bardzo wymagająca, ale za swoje zaangażowanie i
wytrwałość czytelnik otrzymuje tyle, że nie sposób żałować poświęconego na
lekturę czasu). To radość możliwości obcowania z prawdziwą, namacalną Sztuką.
Pięknem skończonym. Ale nie tylko chodzi tu o język czy mnogość interpretacji –
skarbem tej powieści jest również jej treść, wypełniające je wspomnienia:
szczegółowe, żywe, malownicze i wciągające tak samo lub lepiej niż fabuły,
których zadaniem jest przykuć uwagę czytelnika. I jeśli naprawdę Autor czerpał
ze swojej pamięci i swojego dzieciństwa, to sztuką jest również sposób, w jaki
to wszystko pamięta i opisuje, co, wbrew pozorom nie jest rzeczą łatwą.
Szczerze mówiąc, ja też chciałabym tak pamiętać. Bo kiedy zamknę oczy i
skoncentruję się wystarczająco, bezpiecznie trzymając się teraźniejszości,
uświadamiam sobie, że byłyby w moim dzieciństwie rzeczy, które można by
przynajmniej spróbować opisać w podobny sposób. Ale ja nie posiadam tego daru
co Autor. Moje wspomnienia już dawno wyblakły i zatarły się na tyle, że nie
nadają się już na nic. Ale to może lepiej. Teraz bardziej doceniam prozę
pisarza i jeszcze niżej chylę przed nim czoło. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Tytuł: „W poszukiwaniu straconego czasu. W stronę Swanna” </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Autor: Marcel Proust </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Moja ocena: 8,5/10 </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Za egzemplarz serdecznie dziękuję
wydawnictwu MG </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Ocena taka niska, bo
mam nadzieję, że następne tomy będą jeszcze lepsze</span></i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-25714362528305883162016-01-20T19:14:00.001+01:002016-01-20T20:06:23.236+01:00Co nie jest winą pisarki. Recenzja książki <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0iamHyjPy828U2C4eEqwGXC81It9uzZPwV4dMTH74__a7vGyQsxn0YPUl9D0zfiTx6RS6aKFvRXD5ZKHuwFMFQJGhZX-RkajrXjNy2HBybUo04ohmQQzsMHl-ALl-IVfRUK9CzNsNCmA/s1600/bylam-tu-b-iext29992129.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0iamHyjPy828U2C4eEqwGXC81It9uzZPwV4dMTH74__a7vGyQsxn0YPUl9D0zfiTx6RS6aKFvRXD5ZKHuwFMFQJGhZX-RkajrXjNy2HBybUo04ohmQQzsMHl-ALl-IVfRUK9CzNsNCmA/s320/bylam-tu-b-iext29992129.jpg" width="208" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">W społeczeństwie – przynajmniej w większości - pozostał
pewien bardzo szkodliwy mit, sięgający jeszcze średniowiecznych stosów z
czarownicami a także teorii Hitlera o czystości rasowej. Zresztą wiele w nim
także zwykłego, ludzkiego strachu przed czymś niewytłumaczalnym i wyglądającym
dość strasznie, na tyle, że wywołuje obawę przed zarażeniem (mimo że jest to
niemożliwe). Chodzi mi o choroby psychiczne – niewątpliwie gorsze od
najbardziej sprytnego nowotwora, a może i nawet eboli. Choroby, o których
opowiada się przyciszonym głosem, jakby zaraz któraś z nich miała zaatakować
nas, niczym zaraza cholery lub czegoś podobnie ohydnego. I te szpitale
psychiatryczne! Nam, książkomaniakom, przypominają się sceny z rozmaitych
horrorów, w których duchy zmarłych pensjonariuszy przychodzą się mścić za
krzywdy doznane za życia, bo przecież osoby psychicznie chore też mają jakieś
uczucia. Na szczęście nie każdy z nas zna osoby ze schizofrenią, jakąś
koszmarną psychozą czy choćby dwubiegunową afektywną (mówiąc nawiasem, na coś
były chore takie sławy jak Mark Twain, Kurt Cobain czy Ludwig van Beethoven);
wielu z nas zna tylko te schorzenia z opowiadań innych ludzi i internetów,
chociaż lepiej dla naszego zdrowia będzie, kiedy nie będziemy za wiele na ten
temat wiedzieć. Jednak są i schorzenia powszechne, nazywane już chorobami
cywilizacyjnymi, dotykające co roku wiele tysięcy ludzi, szczególnie na globie
zachodnim. Nerwica, anoreksja, bulimia… a przede wszystkim zabójcza depresja. Nazywana
przez wielu inną odmianą raka, bardzo niebezpieczna i powodująca wiele cierpień
nie tylko u chorego, ale i całej jego rodziny. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Może pojawić się u każdego – osoby starszej, dorosłego,
nastolatka; ostatnio mówi się także o depresji u małych dzieci i niemowlaków
(!). Charakteryzuje się przede wszystkim obniżeniem nastroju, zaniedbywaniem
się i wszystkiego, co wcześniej było interesujące lub ważne, nadmierną sennością
lub jej całkowitym brakiem i w ekstremalnych przypadkach myślami samobójczymi,
próbami zabicia się, które nierzadko kończą się śmiercią. To najlepiej
obrazuje, czym jest depresja; wielu z wam zapewne ciężko sobie wyobrazić, jak
wielki musi być ból człowieka, u którego znika instynkt samozachowawczy i który
pragnie przerwać życie, które tak wielu chciałoby zatrzymać i o które niektórzy
walczą do końca. Wydaje się jednak, że nie jest to trudna do wyleczenia choroba
– w ekstremalnych wypadkach wystarczą odpowiednie tabletki (przeciwdepresyjne,
psychotopropy; również te oparte na słynnym już licie) czy terapia. Łatwo
jednak mówić, bo to jedna z tych chorób, które ciężko zdiagnozować, a nawet
zauważyć – osoby chore na depresję często są radosne, pełne energii i zapału,
śmielsze nawet od tych zdrowych, bardzo impulsywne; przynajmniej <i style="mso-bidi-font-style: normal;">na pokaz</i>, dla znajomych. Zresztą wyżej
wspomniane tabletki nie zawsze działają, a i nie wszyscy chorzy chcą je brać –
łatwo bowiem ulec złudzeniu, że jest się wystarczająco zdrowym, by nie
kontynuować terapii; że wszystko będzie dobrze, nawet bez pomocy chemii.
Niestety, skutki takich działań mogą być opłakane. Jeśli w dodatku szuka się
pomocy i oparcia w Internecie, ale zamiast na bloga Kylie czy strony z poradami
wchodzi się na fora dla chorych tworzone przez innych chorych. W których, tak
jak na analogicznych stronach dla anorektyczek, depresja nie jest traktowana
jako choroba, ale stan umysłu, który nie wymaga leczenia. I tu zaczyna się
największy dramat. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Przyjaciółka Cody Reynolds, Meg, wyjechała na prestiżowe
studnia i popełniła samobójstwo. Tak naprawdę nikt nie wiedział, dlaczego. Meg
była energiczną dziewczyną, wesołą, pełną uroku osobistego i wygadaną, w
przeciwieństwie do zamkniętej w sobie Cody. Dziewczyna postanawia więc
sprawdzić, co kryje się za okrutną, ale wyglądającą na bardzo przemyślaną
śmiercią przyjaciółki. To, co okryje, zmieni jej całe życie, opinię na temat
Meg, a także sprawi, że Cody pozna ciemniejszą stronę samej siebie, stronę, o
której posiadanie nigdy się nie podejrzewała. No i – bez tego żadna nowoczesna
książka dla młodzieży nie byłaby kompletna – Cody pozna miłość swojego życia, a
przynajmniej faceta, w którym zakochuje się ze wzajemnością. Jaka tajemnica
kryje się za śmiercią Meg? Czy bohaterka udźwignie ciężar prawdy? I czy
przebaczy przyjaciółce, pogodzi się z tym, co się stało?<span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Temat chwytliwy, trzeba to przyznać. To również powód, dla
którego w ogóle sięgnęłam po książkę, mimo że należy do powieści młodzieżowych,
których zazwyczaj nie trawię. Będzie o samobójstwie, pomyślałam (kierowana
dziwnym dla mojej wrażliwej natury upodobaniem do makabresek i medycznych
wątków rodem z <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Dr.House’a</i>, który
zresztą jest jednym z moich ulubionych seriali), może nie będzie tyle
przygryzania wargi, <i style="mso-bidi-font-style: normal;">romantycznych </i>dialogów
między zakochanymi i innych mdłych, sentymentalnych elementów. Zresztą w tym
okresie potrzeba mi było coś niezbyt ambitnego, lekkiego, dość krótkiego i w
ogóle, choćby od autorki <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Zostań, jeśli
kochasz</i>, pozycji, którą wpisałam na swoją prywatną czarną listę. Poza tym
nie wypada odmawiać pani bibliotekarce, jeśli ma się uprzywilejowaną pozycję w
bibliotece. Ostatecznie powieści młodzieżowe są tym rodzajem (zazwyczaj) złych
książek, które wyrządzają mojej psychice najmniejsze szkody. Jeśli mi się nie
spodoba – pomyślałam, otwierając książkę na pierwszej stronie i wygodnie
rozsiadając się z kubkiem kakao na tapczanie – przynajmniej będę miała materiał
na negatywną recenzję na bloga. Zawsze jakaś korzyść, prawda? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Niewątpliwym plusem pozycji jest sam pomysł, który – co
ciekawe – zainspirowała rzeczywistość. Autorka w posłowiu, zatytułowanym tradycyjnie
jako <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Podziękowania </i>i zawierającym
listę ludzi, którzy są współwinni powstania powieści, wspomina o dziewczynie,
która stała się inspiracją do powstania postaci Meg, użyczając jej swojej
historii. Pisarka jednak rozszerza pomysł o wątek internetowy, bardzo ciekawy
i, jak na płaskie powieści dla nastolatek, dość błyskotliwy. Bo chociaż o
nastoletnich samobójstwach dla <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>napisano
wiele (pozostaje zastanowić się, ile w tych książkach grania na ludzkiej
fascynacji makabrą, czyimś nieszczęściem, chęci wzbudzenia sensacji czy
zarobienia, a ile prawdziwej chęci pokazania prawdy, a przynajmniej
sportretowania tego – i owszem – ciekawego zjawiska jak samobójstwa
nastolatków, którego przyczyny wciąż nie są do końca poznane, a przynajmniej
mało spopularyzowane) to jeszcze o takim ujęciu nie słyszałam. Oczywiście
należą się za to brawa, choćby dlatego, że dzisiaj, w dobie gloryfikacji
Internetu – szczególnie wśród młodzieży – trzeba mówić o zagrożeniach, jakie za
sobą niesie (i przy okazji dementować mity o depresji) ale mówić bez
moralizowania, którego młode pokolenie nie lubi. Najlepiej właśnie w stosunkowo
lekkiej konwencji powieści. Na czym zyskuje również sama powieść, bo dzięki
temu fabuła tej książki mocno pozytywnie wyróżnia się na tle innych opowiastek
dla nastolatek, pełnych nierealnie naiwnych scenariuszy i złamanych serc, które
urastają do rangi jakiejś apokalipsy. Dzięki temu książkę czytało się –
przynajmniej powierzchownie – bez tego bólu i nawet z przyjemnością; o dziwo,
książkę także streściłam mamie, podczas gdy inne, o tematyce bardziej
romantycznej, chowałam po zakamarkach pokoju, żeby uniknąć zarzutów, że psuję
sobie gust i napycham łepetynę miłostkami, które niczego nowego mnie nie
nauczą. Tak, sama również byłam w pewnym momencie bardzo zaintrygowana fabułą i
naprawdę niepokoiłam się, co będzie dalej. Aż sama byłam zdziwiona, szczególnie
że dalej już tak kolorowo nie jest. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Mogłabym przecież przyczepić się do fabuły, na którą
pomysł przed chwilą tak wychwalałam. Świetny pomysł został częściowo zniszczony
przez nieumiejętne – a może i specjalne – złe rozłożenie akcentów i wplecienie
nieudolnego, przewidywalnego od pierwszej rozmowy bohaterów wątku miłosnego,
który właściwie nie pełni żadnej funkcji w książce, plącząc się tylko i ciągnąc
się gorzej od makaronu spaghetti czy starego sera do pizzy. W dodatku jest
bardzo powtarzalny, bo w poprzedniej, czytanej przeze mnie książce pisarki
główna bohaterka również zakochała się w zniewalająco przystojnym gitarzyście
lokalnego rockowego bandu. Czy mam przez to rozumieć, że to pisarka ma słabość
do przystojnych rockmanów bez koszulek, czy też myśli, że to ideał każdej
dziewczyny? Mniejsza z tym, ale wątek miłosny skuteczne zniechęcał mnie do
książki i spowalniał akcję, kiedy coś zaczynało się dziać, a w dodatku
fabularnie odstawał od wszystkiego, o czym była książka, przez co wszystko
wspaniale rozłaziło się na boki i rozklejało, co irytowało mnie na tyle, że nie
chciało się wracać do powieści. Największą jednak wadą był fakt rozładowywania
emocji – kiedy nieznacznie wrastało napięcie, a Cody pisała z tajemniczym
mordercą na forach dla samobójców, jednocześnie zaglądając do wnętrza siebie i
mierząc się ze swoim mrokiem, niczym w niezłych amerykańskich kryminałach,
przychodził taki Ben i Autorka zaczynała wmawiać czytelnikowi, że między tym dwojgiem
jest chemia, której i tak nie czułam. Zupełnie jak we wspomnianych wyżej
kryminałach amerykańskich, kiedy w oczekiwaniu na mordercę policjant robi
słodkie oczy do potencjalnej ofiary i rozmyśla nad strategią flirtu. Bardzo to
fajne, prawda? No, może tylko dla fanów gatunku, ale przecież to nie polega na
kupowaniu miłośników romansów dorobionymi na siłę wątkami. To samo można
powiedzieć o zakończeniu, typowo <i style="mso-bidi-font-style: normal;">happy-endingowym</i>
i sprawiającym, że książka staje się mokrym fajerwerkiem – niby wszystko miało
być fajnie, ale tak właściwie nic z tego nie wynika. Zresztą całość niszczą
także postacie z typowych książek dla młodzieży jak nieodpowiedzialna matka
Cody czy znajomi Meg z akademika, co zapewne ma służyć rozrzedzeniu dusznej,
pełnej napięcia atmosfery wątku głównego (w przypadku gdyby ktoś nie wytrzymał
nerwowo). Ale pewnie i rozciągnięciu opowieści do standardów książkowych, co
miało przecież miejsce w przypadku poprzedniej opowieści Autorki. Tylko po co?
Żeby się lepiej sprzedawało? Ja tam wolałabym krócej, ale lepiej. I trochę
bardziej ambitniej w warstwie fabularnej, bo poza wątkiem tajemniczej śmierci
Meg (która zresztą taka wydaje się przez jakieś czterdzieści początkowych stron
książki) wszystko jest zupełnie takie samo jak innych romansidłach dla
nastolatek; co więcej, większość zdarzeń można z łatwością przewidzieć. Jedna
jaskółka wiosny nie czyni, jeden ciekawy pomysł – jeszcze z kulejącym
wykonaniem – nie sprawia, że książka jest dobra. Niestety. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Czy nie przypominacie sobie coś, patrząc na okładkę? Jeśli
tak, to brawo. Jesteście bardzo spostrzegawczy. Dla mnie, już od pierwszego spojrzenia
ta okładka była podejrzana, a ponieważ słynę z opóźnionego zapłonu, dopiero
później zauważyłam to, co jest przecież oczywiste: okładka została
wystylizowana na bliźniaczkę tej do <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Zostań,
jeśli kochasz</i>. Przypadek? Nie sądzę. Naprawdę. Chociaż tamta była okładką
filmową, Wydawca wpadł na genialny pomysł stylizacji okładek innych pozycji
Autorki, zupełnie niezwiązanych z tamtą. Żeby czytelnik, spragniony posiadania
wszystkich książki pisarki, miał wszystkie pozycje w podobnych okładkach, co –
przyznaję – ładnie wygląda na półkach? He. A może chodziło o to, że myśląc, że
nowa pozycja przypomina tamtą, czytelnik skusi na kupno tej? E, lepiej w to nie
wnikać, bo na zarabianiu pieniędzy nie znam się tak dobrze jak marnowaniu ich w
księgarni, trzeba jednak powiedzieć, że ta zdecydowanie nie jest taka ładna i
pomysłowa jak tamta (jak to bywa zwykle z podróbkami naśladowania czegoś
innego). Znów mamy białe tło i układankę na nim, z czego większość zajmuje –
jak się domyślam – twarz Meg, a reszta ukazuje różne sceny i fragmenty książki.
Mamy więc tam fragment jakiegoś maila (to list wysłany przed samobójstwem
dziewczyny, jak możemy się domyślić po przybliżeniu), samotna, smutna dziewczyna
w kącie, która ma zapewne obrazować depresję Meg, a w rzeczywistości kojarzy mi
się z tymi wszystkimi głupimi informatorami na poczekalni u psychologa, pełnymi
bzdur na temat tej choroby (nie wierzcie temu, depresja tak nie wygląda). Jest
też także zdjęcie dwóch nastolatek, coś na kształt selfie z nieśmiertelnym
dzióbkiem, kojarzące się z kolei z wszystkimi reklamami Butiku, modelkami z
Instagrama czy innymi miejscami, w których ludzie myślą, że tak właśnie wygląda
nastoletnia przyjaźń. Oprócz tego jest jeszcze tam taka ładna róża, ale nie
wiem, co ona tam robi i jakaś kałuża czy coś, w czym pływają zeschłe liście.
Może to jakieś symbole nieskończoności, życia, śmierci i tak dalej, których nie
potrafię rozszyfrować? Bardzo możliwe. Oprócz tego wszystkiego jest jeszcze
kawałek jakiegoś przystojnego chłopaka w lusterku, a konkretnie jego
magnetyczne spojrzenie, na widok którego majki każdej dziewczyny powinny spaść
same. Przesadzam? I to bardzo, bo to nie pierwsze i zapewne nie ostatnie takie
spojrzenie na okładce książki młodzieżowej, nie ma w nic ciekawego. W każdym
razie pod układanką i napisem informującym, że Autorka napisała jeszcze dwie
inne książki, które warto byłoby przeczytać, widnieje tytuł. Faceci się może na
tym nie znają, ale ja nie mam wątpliwości – faktura napisu przypomina szminkę.
Różową. Wow, tylko dlaczego kojarzy mi się z tym teledyskiem disco polo, w
którym dziewczyny piszą szminką na lustrze swoje imiona (daj spokój Kylie, po
co się przyznajesz, że oglądasz teledyski disco polo?) albo w innych podobnych
rzeczach, kiedy kobieta chce znaczyć swoją obecność. W kontekście samobójstwa
pomysł dość makabryczny, ale frapujący, nie powiem. Poza tym u góry – tym razem
dużymi literami – wydrukowano nazwisko pisarki. Mimo tego okładka jednak jest
dość niepozorna wśród tych wszystkich dzikich kolorów w dziale z powieściami
młodzieżowymi; oryginalnością specjalnie się też nie wyróżnia, a patrząc na nią
nie odczuwamy żadnych silnych emocji, ani dobrych ani złych. Może tylko ci,
którym podobały się poprzednie książki pisarki, ubrane w podobne okładki,
sięgną z chęcią po pozycję i wyłowią ją wzrokiem w nawale innych. Ale na mnie
to by nie podziałałoby. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 234.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Nie podziałałoby nie tylko ze
względów, o których pisałam wyżej, ale także przez bohaterów książki. Postacie,
które ciężko byłoby zaakceptować nawet wtedy, kiedy formalnie byłyby dobrze
skonstruowane, a przecież tak nie jest. Może to też z mojej strony <i style="mso-bidi-font-style: normal;">zmęczenie materiału</i> i znudzenie niemal
takimi samymi bohaterkami we wszystkich tych książkach, ale naprawdę. Cody,
będąca przecież narratorką, prezentuje jeden z tych klasycznych już archetypów
dziewcząt z takich książek dla młodzieży: twarda, nauczona przez życie,
szorstka w rozmowach, ale w momencie, kiedy spotyka fajnego, przystojnego
gitarzystę i tak miękną jej nogi, aż w końcu poddaje się czarowi Prawdziwej
Miłości i cała jej wcześniejsza szorstkość znika. To nawet jest kopia tego
archetypu, bo mam dziwne wrażenie, że głównej bohaterce Autorka poświęciła
najmniej czasu. Cody wydaje się postacią po prostu niedopracowaną, nudną,
znikającą w tłumie nieco lepiej zarysowanych postaci w powieści (jeśli w tym
przypadku możemy w ogóle mówić o jakimkolwiek dopracowaniu), nawet Bena i –
oczywiście – Meg. Nawet lepsza, bo bardziej irytująca, wydaje się matka
dziewczyny. Tricia okazała się moją faworytką, jeśli chodzi o poziom techniczny
postaci tej książki, bo – może niechcący – pisarka sprawiła, że spotykająca się
wciąż z różnymi mężczyznami młoda kobieta, nie potrafiąca posługiwać się jakimś
bardziej zaawansowanym od najprostszego telefonu komórkowego sprzętem jest
niezwykle żywa i prawdziwa. Choć oczywiście nie chciałabym mieć takiej matki;
te całe <i style="mso-bidi-font-style: normal;">young adult </i>uwielbia babrać
się w patologii, czemu dowodzi także scena, w której Cody postanawia odwiedzić
swojego ojca (zadziwiająco podobna do tej w nieszczęsnym <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Hopeless</i>, chociaż mniej brzemienna w skutki). Nie wiem, czy
poświęcić trochę miejsca Meg, w końcu od początku jest martwa, ale jej duch
(może nie dosłownie) wciąż unosi się nad próbującą rozwikłać jej śmierć Cody, a
bohaterka miejscami mówi czytelnikowi więcej o Meg niż o sobie. Oczywiście w
samych superlatywach, opisując ją jako osobę wygadaną i szczęśliwą. I pisarce
wychodzi to naprawdę nieźle, bo naprawdę każe przez chwilę czytelnikowi
wierzyć, że Meg była właśnie taka, jaką ją opisała przyjaciółka, że nie mogła
popełnić samobójstwa. To naprawdę zasługiwałoby na pochwałę, tylko gdyby
Autorka w tej kwestii nie inspirowała się tak bardzo rzeczywistością, a konkretnie
owym przypadkiem dziewczyny, której pamięci poświęciła książkę. Rozumiem
potrzebę inspiracji, ale takie dosłowne potraktowanie rzeczywistości w książce
obniża mój szacunek dla pisarza, który albo nie umiał, albo się bał, albo mu
się nie chciało. To w końcu czym jest powieść – reportażem o śmierci dziewczyny
czy autorskim dziełem? No niech mi pani nie wmawia, że dziełem autorskim. Wtedy
takiego czegoś by tu nie było, droga pani pisarko. Pozostałe postacie już dawno
wyleciały mi z głowy równie szybko, jak tam wleciały – były papierowe,
archetypiczne, nudne, podobne do siebie i bez jakiegokolwiek życia, czyli
dokładnie takie same jak wielu innych powieściach dla nastolatek. Po jakimś tam
wysiłku umysłowym kojarzę narajanego kolesia nieco w klimatach rasta i jakąś
Alice (?). Zresztą nieważne. Za dużo przeczytałam tych książek i teraz wszystko
mi się zlewa. Moja wina, moja bardzo wielka wina. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 234.0pt; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 234.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">No i teraz przechodzimy do
najlepszego. Francuzi mówią na to <i style="mso-bidi-font-style: normal;">cremé
de la cremé</i>, Polacy <i style="mso-bidi-font-style: normal;">wisienka na
torcie</i>. Chodzi mi tu o styl Autorki, sposób, w jaki książka została
napisana. Krótkie, jakby urwane zdania i niezwykle bogate słownictwo w nich
wykorzystane… Nic, tylko czytać. Naprawdę. A każde takie zdanie, kiedy czuje
się, że po przecinku dobrze by było dopisać coś jeszcze, to jakby wyrywany ząb.
Boli. Człowiek szuka wzrokiem dalszej jego części, przyzwyczajony do
wspaniałych, długich zdań, jakie sam pisze na co dzień (he, he) i innych
gąsienic, a tu kropka. Koniec. Na początku paradoksalnie ciężko się czytało,
chociaż chodzi tu tylko o to, żeby połknąć książkę w czasie kilku godzin,
później z bólem musiałam to zaakceptować. I ciężko jednak potraktować to jako
styl pisarki, bo to raczej takie pisanie, żeby każdy zrozumiał, a nie żeby
ładnie wyglądało i było artystycznie. Tak samo ciężko ocenić zasób słownictwa
naszej pisarki, bo trudno w ogóle o czymś takim mówić. Ile trudnych, barwnych
słów mogła upchnąć w takie krótkie zdania żeby to jakoś zrozumiale brzmiało?
Zresztą na tę kwestię należy spuścić zasłonę milczenia, bo słownictwo pisarki
jest bardzo ubogie i ledwo wyrabia z nadawaniem opisywanym wydarzeniom takiej
plastyki, żeby można było sobie cokolwiek wyobrazić, nie mówiąc o osiąganiu
jakiegoś większego efektu artystycznego czy coś w tym rodzaju. Tak w ogóle o
czym jak mówię? Czy w przypadku takiej literatury można mówić o artyzmie? Ha,
ha. Znów wyjdzie na to, że oceniam te książki niewłaściwą miarą, godną
największych arcydzieł albo nie rozumiem celu takiego gatunku. Ale ja przecież wiem
o co chodzi w takiej literaturze – ma być na tyle przyjemnie, żeby się zrelaksować,
przeczytać i zapomnieć. Tyle że w tym wypadku temat trochę nie tego, a i
przecież jak można się zrelaksować, kiedy bolą zęby? Czytanie po to, żeby
zapomnieć nie ma największego sensu, przynajmniej dla mnie. Cóż. I tak wychodzi
na to, że nawet na kolejny produkt popkulturowy książka jest za słaba. Takie
życie. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 234.0pt; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 234.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Chciałoby się napisać, że kolejna
książka dla młodzieży to kolejne wielkie rozczarowanie. Ale tak nie jest, bo ja
<i style="mso-bidi-font-style: normal;">wiedziałam</i>, że się rozczaruję. Ot,
kobieca intuicja. Nie liczyłam przecież na wiele, może poza tematem
samobójstwa, które jest – niestety – tematem, który trzeba poruszać często i w
kontekście delikatnego przekonywania nastolatków, że jednak nie warto (chociaż
i tak po te książki sięgną przeważnie ludzie, którzy spragnieni są makabry bądź
romansu, jak zwykle będącego gdzieś na marginesie opowieści). Rozczarowanie
więc nie było bolesne, może tylko trochę oburzenia wywołało we mnie użycie
historii tej nieszczęsnej dziewczyny. Dość długo po przeczytaniu, jeszcze przed
tym, jak zasiadłam przed komputerem by oddać się dość zapomnianej już czynności
pisania recenzji (he) przyszła mi do głowy oczywista refleksja – po co mi to
było? Ten czas poświęcony na czytanie i pisanie recenzji, kiedy i tak zapomnę
fabułę książki, robiąc miejsce w mózgu na coś fajniejszego, na przykład inną
książkę na ten sam temat. No po co? W sumie po nic, bo nawet samobójstw i
smutku wszędzie jest za dużo. A książka nie zachwyca optymizmem ani czymś
odkrywczym. O skłanianiu do refleksji czy jakimś morale lepiej już nie mówiąc.
Bo ostatecznie uwagi, żeby brać regularnie prochy na depresję nie zmienią nic a
nic w postrzeganiu chorych przez innych ludzi, ani nie uratują nastoletnich
samobójców (a może podziałają na niektórych odwrotnie). Bo czytelników mniej
wrażliwych na błędy Autorki – do których nie należę – bardziej zapewne
zainteresują losy głównej bohaterki i jej chłopaka, którzy mają przed sobą całe
życie, niż Meg, której w grobie już nic nie może pomóc. I to, wyjątkowo, nie
jest – niestety – winą pisarki. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 234.0pt; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 234.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Tytuł: „Byłam tu” </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 234.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Autor: Gayle Forman </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 234.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Moja ocena: 1/10 </span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-63777911882865165522016-01-18T12:30:00.000+01:002016-01-18T12:30:11.693+01:00PODSUMOWANIE GRUDNIA I 2015 ROKU <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAaMhH9D1Tlw0IKgM7RhErLJlm4mMHFyGO8q9BgIgtt4fUxPjdD9sAi0wXT8lld7XKaKNbn46FkHipjLKFSoHmlg_mPpnBZSfQJEdMoyuqOtKge6UHsuZIhUeHcBN2TfWi3f9Nxp_mjYM/s1600/wenecja_karnawal.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="123" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAaMhH9D1Tlw0IKgM7RhErLJlm4mMHFyGO8q9BgIgtt4fUxPjdD9sAi0wXT8lld7XKaKNbn46FkHipjLKFSoHmlg_mPpnBZSfQJEdMoyuqOtKge6UHsuZIhUeHcBN2TfWi3f9Nxp_mjYM/s400/wenecja_karnawal.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> Jest już połowa pierwszego miesiąca nowego roku, a ja
dopiero umieszczam podsumowanie tego, co było rok temu… Jak na razie nie
dotrzymuję swoich noworocznych postanowień, ale moja mama również tego nie
robi, więc sumienie praktycznie mam czyste. Chociaż po takiej długiej przerwie
z dziwnym uczuciem wchodziłam na bloga, a na widok zastoju przewróciło mi się w
żołądku. Nie mówiąc o tym, co zastałam w notesie – w średnim tempie pisania
recenzji i innych zaległych rzeczy zaległości narobiłam sobie do następnego
roku. Brawo, Kylie! Nawet nie pocieszyło mnie to, że rok wcześniej było jeszcze
gorzej. I nie wiem, czy winę mogę zrzucić na wspaniałą pogodę za oknem, późne
godziny chodzenia spać i ogólne zniechęcenie do robienia czegokolwiek. W
przeciwieństwie jednak do końcówki 2014, kiedy otworzyłam nowy dokument Worda,
coś zaiskrzyło pomiędzy mną a klawiaturą, wróciły wspomnienia. Przynajmniej na
tyle, żeby od razu nie zamknąć i w ogóle coś zacząć pisać. Może po jakimś
czasie odkryję znów, jaka to frajda. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjAoPf17SVmDP_lMN9LuqpOwf5JHMK7tRnZWPwlWp5A8PkncwWPgjrT2YBFH8FVlRo6SN8Ldi5NHiKEvsjt5-VoYcGv3K7BGq4itORVfurDk5F9OnZSrNkyPvJ5Q-BBRzGWyo32Nre5K4/s1600/0004UYAEGV2LVMJU-C431.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="172" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjAoPf17SVmDP_lMN9LuqpOwf5JHMK7tRnZWPwlWp5A8PkncwWPgjrT2YBFH8FVlRo6SN8Ldi5NHiKEvsjt5-VoYcGv3K7BGq4itORVfurDk5F9OnZSrNkyPvJ5Q-BBRzGWyo32Nre5K4/s400/0004UYAEGV2LVMJU-C431.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Ten post tylko z nazwy podsumuje grudzień. Bo
podsumowaniem grudnia jest brak podsumowania, nie oszukujmy się. Tylko trzy
posty?! Słowo honoru, myślałam, że <i style="mso-bidi-font-style: normal;">jednak
</i>pojawiły się tutaj chociaż życzenia. Najmocniej przepraszam, że nic takiego
się tu nie pojawiło. Święta były czasem intensywnego odpoczynku. I lepiej nic
nie obiecuję na ten i następne miesiące Nowego Roku, chociaż czuję, że ten
odpływ w moim życiu się powoli kończy. Przynajmniej mam taką nadzieję. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3Ri3wWVWdOgPqdsV8yrP-LUk2sxlFNnNCqnNY51qMBDm4v5LP8i9Op2ps4rY4J6lfjJM_0B5te1QOzeeyC3M9RLtjguVOBnEsYAC5vSPATwfGXyqmWV8_RbjfnK4BGYlVla9ZwcK37gk/s1600/carnival-of-venice-938x535.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="227" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3Ri3wWVWdOgPqdsV8yrP-LUk2sxlFNnNCqnNY51qMBDm4v5LP8i9Op2ps4rY4J6lfjJM_0B5te1QOzeeyC3M9RLtjguVOBnEsYAC5vSPATwfGXyqmWV8_RbjfnK4BGYlVla9ZwcK37gk/s400/carnival-of-venice-938x535.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> </span><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Pewnie jesteście ciekawi, jaki był stary rok. Cóż, rok jak
to rok. Chociaż można było o nim powiedzieć, że był zakończeniem pewnego etapu
w życiu – jak na końcu rozdziału czy części książki. Zakończyły się pewne
zadawnione, bolące sprawy w moim życiu; kilka innych rzeczy dobrze się
poukładało; z innymi w końcu zaczęłam się godzić. W ogóle było nieźle. Na tyle
nieźle, że kiedy niebo rozbłysło fajerwerkami życzyłam sobie, żeby ten 2016 był
taki sam jak poprzedni – to są, uważam, zupełnie realne pragnienia i raczej nie
rozczaruję się tak mocno jakbym pragnęła szczęścia w konkursach i pieniędzy. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhO0sy3ynhyphenhyphenavSOebbLQ4tlmSlfIVMbQkGcr5OCfxBYQ7Ut1jn-vShyphenhyphenlDXED_Q1L6nOCKgxPdt4Y-pNu4PmOHJej4U7xpW43cxm-2RYpW7irktk3kVzPD1LY6m_CegQ56oRYnJSfNV3Gjo/s1600/Karnawal_Wenecja_10.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhO0sy3ynhyphenhyphenavSOebbLQ4tlmSlfIVMbQkGcr5OCfxBYQ7Ut1jn-vShyphenhyphenlDXED_Q1L6nOCKgxPdt4Y-pNu4PmOHJej4U7xpW43cxm-2RYpW7irktk3kVzPD1LY6m_CegQ56oRYnJSfNV3Gjo/s320/Karnawal_Wenecja_10.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> </span>
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> </span><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Książkowo też było fajnie. Poznałam wiele nowych gatunków,
twórców, rozwinęłam się. Nawiązałam współprace, a to bardzo ważne. Podjęłam
przełomowe decyzje dotyczące bloga, rozwinęłam go. I co najważniejsze – powoli zaczęłam
definiować swoją książkową osobowość. Coraz bardziej wiem, co mi się podoba, a
co nie. Co chcę czytać, zgłębiać, a o sobie odpuszczam. Na blogu będzie więc
jeszcze więcej niszowych pozycji (chciałabym także nawiązać współpracę z
wydawnictwami małymi, zajmującymi się ambitną prozą), a także tych ambitnych,
ciekawych, innych. No i historią. W poważnym znaczeniu tego słowa – chodzi mi
tu o biografie, monografie i inne rzeczy, bo to mnie interesuje. Ale nie
zapominam także o moich ukochanych powieściach historycznych, które – mam nadzieję
– będę popularyzować. Zasługują na to jako książki, ale myślę, że historia jest
warta tego, by ją poznawać. Mainstreamu trochę jeszcze zostanie, bo nie sposób się
od niego kompletnie odizolować. Choć tyle razy się na nim sparzyłam, że zwykle podchodzę
do niego jak pies do jeża. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUnIjrqODMY8XtqyQprfylu4IKO6rJRDb9edbijAffukzlF5ffGNxgr_4xh19M-DmeOwcVknumhE7K41GzgKGx1eoEn1nkxSDSBX1alv48odimSYZaRWPb508ble3YYJR6vY7DAXyew1A/s1600/Karnawal_Wenecja_15.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUnIjrqODMY8XtqyQprfylu4IKO6rJRDb9edbijAffukzlF5ffGNxgr_4xh19M-DmeOwcVknumhE7K41GzgKGx1eoEn1nkxSDSBX1alv48odimSYZaRWPb508ble3YYJR6vY7DAXyew1A/s320/Karnawal_Wenecja_15.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> </span>
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> </span><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Tylko nie nazywajcie mnie hipsterem, bo </span><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span lang="EN-US" style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt; mso-ansi-language: EN-US;">being hipster is too mainstream</span></i><span lang="EN-US" style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt; mso-ansi-language: EN-US;">.
</span><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Bliżej mi niestety do
klasycznego geeka. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWg0J271JSYmUq45bCH1CDnR6paRAwaxMSwMuLxUtRJwsVdlvVE_Q8u3UuT8XjufAEiuDX0uXxhkJyNh8liyarVxNCJmCmzP0kdVuRbzbb-8tMYxCxLk-WhU99ToaMRAsw36KJfuhbkQQ/s1600/11714.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="178" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWg0J271JSYmUq45bCH1CDnR6paRAwaxMSwMuLxUtRJwsVdlvVE_Q8u3UuT8XjufAEiuDX0uXxhkJyNh8liyarVxNCJmCmzP0kdVuRbzbb-8tMYxCxLk-WhU99ToaMRAsw36KJfuhbkQQ/s320/11714.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> </span><span lang="EN-US" style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt; mso-ansi-language: EN-US;"></span>
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt; mso-ansi-language: EN-US;"> </span><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Na blogu – jak na razie – nie podejrzewam jakiś większych
rewolucji, chociaż w nowym rokiem będzie nieco <i style="mso-bidi-font-style: normal;">novum</i>. Przede wszystkim ankieta, co prawda podejrzana na stronie
pana Jarosława Czechowicza, którego recenzje czytam regularnie i w większości
bardzo lubię, ale nieco udoskonalona przeze mnie, żeby nie było. Comiesięczne
pytanie dotyczące zrecenzowanej przeze mnie książki, którą chcielibyście
przeczytać (nawet jak będą trzy). Wasze ulubione książki posłużą do realizacji
moich dalszych planów, które zostaną zrealizowane na koniec tego roku, jeśli
oczywiście będę wciąż żyć, w Ziemię nie uderzy meteoryt albo nie zaatakują nas
Rosjanie czy też nie wydarzy się jakaś inna Apokalipsa jak awaria laptopa na
przykład. Ale o tym na razie nic mówię. Na razie głosujcie, bo do tego nie
trzeba będzie mieć konta Google, ani czegoś podobnego. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjazfDleNpPLAJp3pdA2hZD47axmmTKMrryKAtvotf0pwiBm2Dp4RSONW9be5sqwy027zdSc0dIweUp2JJOjxfrUcdN-uBl_xAdvj_2PHUNmFMVB0pRqKqVIFDwweM3Pa677KorsEuJywE/s1600/Venezia-Carnevale.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjazfDleNpPLAJp3pdA2hZD47axmmTKMrryKAtvotf0pwiBm2Dp4RSONW9be5sqwy027zdSc0dIweUp2JJOjxfrUcdN-uBl_xAdvj_2PHUNmFMVB0pRqKqVIFDwweM3Pa677KorsEuJywE/s320/Venezia-Carnevale.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> </span>
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> </span><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Oczywiście w miarę życia coś jeszcze z pewnością przyjdzie
mi do łepetyny. Zobaczymy. Mamy cały rok i nie można się spieszyć. Będę się
martwić dopiero w ostatnich dniach przed 2017. Pożyjemy, zobaczymy. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjA0mX23UOurl6IeUCOFBTY77-qCIX6Qga7NhEJJTtBB4cAF32RK0ZBk0E85yJhr1gAm0HKwq1yP0r90gUe7VM0XpDVc-ADJP6ym9giUgEvHY4lqw8FJNjlhJdW9lrZujRU2JJn83cwddU/s1600/Karnawal_Wenecja_28.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjA0mX23UOurl6IeUCOFBTY77-qCIX6Qga7NhEJJTtBB4cAF32RK0ZBk0E85yJhr1gAm0HKwq1yP0r90gUe7VM0XpDVc-ADJP6ym9giUgEvHY4lqw8FJNjlhJdW9lrZujRU2JJn83cwddU/s320/Karnawal_Wenecja_28.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> </span>
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> </span><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Poza tym stare cykle będą kontynuowane – w wielkim stylu
powrócą wiersze, których mam spory zapasik i <i style="mso-bidi-font-style: normal;">10 książek</i>. Przynajmniej tak myślę teraz, kiedy z dawno zapomnianym
zapałem uderzam w klawiaturę, wsuwam gofry i piję pyszne kakao. Nie jestem
wróżbitą Maciejem ani innym Heńkiem Garncarzem i nie wiem co będzie jutro. Macie
jednak tę gwarancję, że będę się starała napisać te dziesięć recenzji, bo
okrągła dwusetka tekstów to wielka satysfakcja dla mnie (tak, to już niedługo). </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizsg5nSQsdvUuQl9aELtZ5LR6HP5kz8vYzu82E-UdLUauMxIQFv3XKMniVkOrm87-_JlWmjQlAlUBN8Lje0CSM4uinhrWX7DBB7uUN56iMryID-9o9DBvDN7kJ6i_SP5nV77rV89hlhos/s1600/Karnawal_Wenecja_19.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizsg5nSQsdvUuQl9aELtZ5LR6HP5kz8vYzu82E-UdLUauMxIQFv3XKMniVkOrm87-_JlWmjQlAlUBN8Lje0CSM4uinhrWX7DBB7uUN56iMryID-9o9DBvDN7kJ6i_SP5nV77rV89hlhos/s320/Karnawal_Wenecja_19.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"> </span>
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Mam nadzieję, że jeszcze trochę mnie jeszcze pamiętacie. I
będziecie czytać nowe teksty – dla siebie recenzji nie piszę, a do szuflady
chowam inne rzeczy, które tylko do tego się nadają. Czytelnicy i komentatorzy
zawsze dawali mi siły i chęci do starania się jeszcze bardziej, do czytania i
przede wszystkim pisania. To Wam zawdzięczam to, że blog jeszcze istnieje i
wciąż tu powracam z nowymi pomysłami. Bardzo chciałabym wymienić wszystkich Was
z imienia (czy z nicków), ale pewnie zabrakłoby tu miejsca, ale wszyscy wiecie
o kim mówię, bo mówię o każdym z Was. Zarówno tych fantastycznym ludziom, którzy
są ze mną od początku, jak i zupełnie nowe osóbki. Cieszę się, że wciąż tu
zaglądacie i przesyłam wam przez mroźną noc i internetowe łącza elektronicznego
całusa. Mam nadzieję, że wraz z nowym rokiem i zbliża się nie koniec, ale kolejny
rozdział wspólnej przygody, zwanej Zakurzonymi Stronicami. I że będziecie mnie
wspierać, tak jak robiliście to do teraz. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhd39GoscqlpAQUjE_XXCdCeu5K541QE515OY4T0N9k8Ho1jdFZbIkYbG_MQ4t_v3HYw70KemdoaDInerMKYdoUfqObg5Hq4V2Dyoxl74zYHPVpWBsjGEeG1Y9_fqHAILflIxI3t5hprU0/s1600/sylwester_wenecja_maski.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="239" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhd39GoscqlpAQUjE_XXCdCeu5K541QE515OY4T0N9k8Ho1jdFZbIkYbG_MQ4t_v3HYw70KemdoaDInerMKYdoUfqObg5Hq4V2Dyoxl74zYHPVpWBsjGEeG1Y9_fqHAILflIxI3t5hprU0/s320/sylwester_wenecja_maski.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">I co jeszcze mam powiedzieć? O siedemnaście dni za późno składam
Wam najlepsze życzenia na Nowy Rok – żeby był pełen sukcesów, spełnionych
marzeń, miłości, szczęścia i Pokoju. Pokoju w sercach, na ulicach i w domach.
No i żebyście czytali same dobre książki. Takie, które będą wzbogacały Was
duchowo i fascynowały, rozpoczynały nową przygodę. No i żeby nie było tak
patetycznie – szampańskiego Karnawału, najlepiej w Wenecji albo Rio de Janeiro.
</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="right" class="MsoNormal" style="text-align: right;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Z pozdrowieniami,</span></div>
<div align="right" class="MsoNormal" style="text-align: right;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">wasza marnotrawna Kylie </span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-16243664287789301632015-12-30T16:22:00.000+01:002016-01-20T19:51:01.029+01:00I tak nie boję się spać. Recenzja książki <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVghZkjIvH4Ah0nPAUENIaUlztJ59Qte0nP3_G-A-Ph6zkcVBKW0DCui1UfxA9oJ6hq_FwNJlBiqcjucNmw-x9qUJuah1rgdZ7zP5n6MtfyGQ2lVKdBVmkWKUdSnjo_SK9_uLHonvcl4w/s1600/oimg.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVghZkjIvH4Ah0nPAUENIaUlztJ59Qte0nP3_G-A-Ph6zkcVBKW0DCui1UfxA9oJ6hq_FwNJlBiqcjucNmw-x9qUJuah1rgdZ7zP5n6MtfyGQ2lVKdBVmkWKUdSnjo_SK9_uLHonvcl4w/s320/oimg.jpg" width="211" /></a><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Bez wstydu przyznaję, że jeśli chodzi o fizykę, to nie
ogarniam tego jeszcze bardziej od matematyki. Jakieś prawa, zjawiska
fotoelektryczne, definicje i najgorsze – wzory, które nijak nie potrafię
zastosować w praktyce. Jednak wydaje mi się, że mimo wszystko odkryłam nowy
rodzaj przyciągania grawitacyjnego: przyciąganie łóżka i kocu będące wprost
proporcjonalne do niewyspania i pogody. Nie wiem jak wy, ale ja to czuję już z
odległości dwóch, trzech kilometrów. Ba! Z każdej odległości. Kiedy w końcu
moje marzenie się spełni i okryję się po nos w kocyku, do wymęczonego mózgu,
który często płata mi wkurzające figle, przychodzi refleksja o tym, że jednak
sen to najlepsza rzecz jaka mogła mi się przydarzyć w życiu i chciałabym spać w
nieskończoność, co zresztą w moim przypadku nie jest aż tak nieprawdopodobne,
bo w weekendy i wolniejsze dni wstaję o trzynastej i jestem taka wyspana, że aż
zmęczona. Różnica jest taka, że dociera do mnie, że najlepiej byłoby, żeby moje
życzenie się nie spełniło. Bo choć sen jest bardzo dobry dla zdrowia i
samopoczucia człowieka (wiąże się to nie tylko z magazynowaniem energii, ale i
z lepszym funkcjonowaniem układu odpornościowego, co bardzo by mi się przydało)
nie od dziś wiadomo, że jest bardzo podobny do śmierci nie tylko dlatego, że
śpiący przypomina czasem zmarłego. Można także umrzeć we śnie i nikt tego nie
zauważy, ale jest także objawem różnych nieciekawych chorób, na depresji
zaczynając a kończąc na ukąszeniu przez afrykańską muchę tse-tse. Najbardziej
jednak śmierć przypomina śpiączka: niezwykle głęboki sen, tak głęboki, że
czasem wzbudzenie nie jest możliwe. Stan <i style="mso-bidi-font-style: normal;">coma</i>,
zawieszenie pomiędzy życiem a śmiercią, pomiędzy światami, pomiędzy wszystkim.
Niektóre osoby, które w końcu się obudziły, opisują doznania podobne do śmierci
klinicznej, inne wspominają, że były świadome wszystkiego, co dzieje się wokół.
Jeszcze gorzej, gdy nie jest to śpiączka wywołana przez leki, czyli
farmakologiczna, ale ta wywołana chorobą albo wypadkiem, określana w specjalnej
skali Glasgow. Jeśli w ogóle da się kogoś z niej obudzić i w jakiś sposób
zregenerować zniszczone neurony to zwykle życie dla tego człowieka zaczyna się
od nowa. Od nauki czytania, pisania, poznawania swoich bliskich. Nie, nie. Już
wolałabym cierpieć na bezsenność i lunatykować niż tak zasnąć. Brr.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Nigdy nie zostanę lekarzem, ale temat śpiączki jest bardzo
intrygujący, tak samo jak wszystkie inne dziwne stany świadomości człowieka,
których się boimy, ale które nas bardzo interesują (dlatego, że ich się boimy).
Co się dzieje z takim człowiekiem, kiedy dla nas jest właściwie trupem
podłączonym do respiratora? Czy po śmierci mózgowej istnienie człowieka
przenosi się do jakiegoś innego poziomu? Te pytania zahaczają o ważką tematykę,
która dla wszelkiej maści pisarzy jest pożywką dla wyobraźni i rzeczą, na
której temat można napisać niejedną książkę. Bo tak naprawdę stać może się
wszystko i żaden profesorek nie będzie potem pisał w recenzji, że to nie jest
realne. Pomysłów zatem jest dużo, bardzo różnorodnych, mniej lub bardziej
udanych, w tym najlepsza powieść Katarzyny Bereniki Miszczuk - <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Druga szansa</i>, której gęsty, mroczny
klimat i ciekawie zbudowany świat zapadły mi w pamięć mimo warsztatowych braków
Autorki. Jednak do opowieści o śpiączce pasuje nie tylko stylistyka horroru –
można także napisać opowieść bardziej lekką, może skręcając w stronę rozważań
nad sensem życia (jakkolwiek kiczowato to brzmi) i innych poważnych tematów,
podanych w formie przemyślanej. Tak by temat został zrozumiany i przez
przeciętnego nastolatka z <i style="mso-bidi-font-style: normal;">gimbazy </i>i
dorosłego, który nie ma czasu i ochoty zaprzątać sobie głowy filozoficznymi
tematami; jednocześnie trzeba wszystko umiejętnie wyważyć, bo do kiczu i
przesadnego sentymentalizmu droga prosta i szeroka. No ale pisarze wciąż
próbują jakoś opowiedzieć o tym młodzieży i dorosłym, opisać w możliwie
najlepszy sposób. Udaje się różnie, ale weźmy pod mikroskop ten konkretny okaz. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Mia ma rodzinę z rockandrollową przeszłością, przystojnego
chłopaka i oryginalną pasję – wiolonczelę. Mimo to jej życie nie jest proste –
jest po prostu w miarę spokojnym życiem dorastającej, normalnej dziewczyny z
różnymi problemami. Wszystko rozsypuje się pewnego tragicznego dnia i od tego
czasu nic nie będzie takie samo. Oddzielona od swojego ciała, które zapadło w
śpiączkę, Mia będzie musiała zdecydować się czy poddać się i odejść w bliżej
nieokreślone zaświaty lub stoczyć batalię o kontynuowanie swojego życia. A
wybór jest bardzo trudny, szczególnie w sytuacji wewnętrznego rozdarcia,
tęsknoty, ale też nadziei. Nadziei? Jedyną nadzieją Mii jest jej ukochany, Adam.
Podczas podejmowania decyzji bohaterka wspomina całe swoje dotychczasowe życie,
dzięki czemu czytelnik poznaje ją bliżej i zaczyna rozumieć kontekst całej
historii. Jaką decyzję, w konfrontacji tego co przeżyła, podejmie Mia? I czy
powrót do życia będzie możliwy? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Temat ciężki, trzeba przyznać. Rozdarcie bohaterki między
życiem a śmiercią wymaga zadania w książce fundamentalnych pytań, które
bezrefleksyjnej większości ludzi z grona odbiorców powieści – nastolatków- <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>nie są na tyle bliskie, by cokolwiek z książki
zrozumieć. Autorka miała więc dwa rozwiązania: albo opuścić te kwestie, albo
też zaprezentować je w prosty sposób. Ponieważ pisanie tego rodzaju powieści z
pominięciem tych spraw byłoby bezsensowne, pisarka musiała znacznie uprościć
swoje rozważania na temat życia, śmierci i miłości. I tego najbardziej
obawiałam się sięgając po powieść – co zrobię, gdy zabrnę w czytaniu za daleko,
a zewsząd napadną na mnie ckliwe opisy, wyznania miłości i inne rzeczy,
powszechnie określanym kiczem i tanim sentymentalizmem. Ja naprawdę nie mam
zdrowia na takie rzeczy, a z rzucania książkami o ścianę wyrosłam już dawno.
Uspokoiła mnie tylko niewielka objętość książki, w razie czego męka nie będzie
się przedłużać w nieskończoność, a po całej traumie pozostanie tylko kolejna
negatywna recenzja i lekki uszczerbek na zdrowiu, który szybko zagoi się
lepszymi książkami. Albo, kto wie, wyniosę z tej książki coś dobrego? Lubię
bardzo, kiedy coś pozytywnie zaskakuje, szczególnie jeśli chodzi o literaturę
dla młodzieży, o której ogólnie nie mam dobrego zdania. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Jak zwykle w takich przypadkach mam dylemat, od czego
zacząć. Okładka? Hm, do złudzenia przypomina plakat filmowy tegoż dzieła
literackiego, chociaż sam w sobie jest dość oryginalny. To coś w rodzaju
układanki, składającej się na portret głównej bohaterki, której niektóre
fragmenty czy też nie pasują czy też nie zostały odwrócone na drugą stronę.
Przedstawiają jednak fragmenty życia Mii, będące scenami z filmu (przy jednej z
nich dodano tylko pompatyczny napis <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Żyj
dla miłości</i>; oh jej, ale to romantyczne): u góry dwie sceny ze szpitala,
sympatyczny obrazek z Adamem, a poniżej wiolonczela z grającą na niej ręką Mii;
jeszcze niżej scena z wypadku (no dobra, miało być bez spojlerów, ale to nie
moja wina tylko okładki… po co zdradzają najciekawsze rzeczy na samym
początku?), a na końcu jeszcze rodzice Mii, którzy uśmiechają się i wyglądają
bardzo sympatycznie. Pomijając kwestię spojlerów całość wygląda całkiem pomysłowo,
intrygująco i elegancko. Nie ma niczego za dużo, nie zapaciano niepotrzebnymi
kolorami bo wszystko oprawiono w białą ramkę, a napisy ograniczono do tytułu,
imienia i nazwiska Autorki i krótkiej informacji o tym, że film w kinach.
Całość, choć nie przyciąga wzroku w księgarniach i bibliotekach, prezentuje się
wyjątkowo skromnie ale intrygująco – na mnie podziałał brak krzykliwych i
nadmiernie pozytywnych recenzji i lapidarny opis, po którym pomyślałam, że to
coś dla mnie. Nie można też odmówić aktorce na okładce głębi zamyślonego,
dramatycznego spojrzenia, którym przyciąga wzrok oglądającego na tyle, że chce
się sprawdzić, coś się za nim kryje. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">A kryje się za nim przede wszystkim fabuła, która jest nią
tylko teoretycznie. Bo większość zawartości tej pozycji wypełniona czymś, co w
teorii literatury nazywa się retrospekcją. Właściwa akcja to tylko krótkie
scenki podczas dwudziestu czterech godzin po wypadku z perspektywy Mii, która
wyszła ze swojego pogrążonego w śpiączce ciała i krąży po szpitalu medytując
nad tym, czy powinna żyć dalej i przypomina sobie całe swoje życie w
przydługich fragmentach części drugiej, przypominającej wycinki z jakiejś innej
książki czy opowieści. To głównie historia o związku Mii z Adamem, wokalistą i
gitarzystą lokalnego zespołu rockowego z obszernymi dygresjami na temat
rodziców dziewczyny, przyjaciółki i wszystkiego, co Autorce wydało się ważne
(czytaj: pozwalające na nadmuchanie kilkunastostronicowego opowiadania do
rozmiarów krótkiej powieści). Co więcej, w historii miłości dwóch głównych
bohaterów nie ma nic nadzwyczajnego, może poza tytułami starych hitów
amerykańskiego rocka i punku, które pisarka cytuje w nadziei, że dzięki temu
książka będzie lepsza od tych wszystkich powiastek, w których nastolatki
słuchają Jennifer Lopez i starej Miley Cyrus na swoich różowych iPodach. Ot,
dziewczyna i chłopak chodzą do tej samej szkoły, on zaprasza ją na koncert
ulubionego muzyka klasycznego, pojawia się seks i cała reszta, w końcu dochodzą
zgrzyty i tak od nowa. Nuda. A odskocznią od tego jest równie nijaka historyjka
pałętania się po szpitalnych korytarzach, jakby na siłę doczepiona do
rozwlekłego romansidła. Mam żyć czy nie mam? Z całego serca życzyłam Mii
śmierci w bólach i w ogóle, bo ile można słuchać jej marudzenia i <i style="mso-bidi-font-style: normal;">smutania się</i>. <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Smutania</i>, bo jak inaczej można się smucić bez emocji, bez
angażowania czytelnika, bez czegokolwiek prawdziwego. I jeszcze te
pseudo-filozoficzne mądrości o życiu i śmierci brzmiące jak dewizy wyjęte z
mózgu Paula Coelho podczas tropikalnych wakacji za pieniądze czytelników jego
książek. Albo popowych balladek z podkręconym na audio-tune nieciekawym i
ckliwym głosikiem Seleny Gomez czy innego Pitbulla. I potem jeszcze dziwiłam
się, jak można tak krótką i z założenia lekką książeczkę czytać tak długo! Przy
tym wszystkim całość jest boleśnie nieprawdopodobna. Już przemilczmy
prawdopodobieństwo nastolatki grającej na wiolonczeli i słuchającej Beethovena,
bo jestem żywym dowodem na to, że dziwni ludzie nie są wymarłym gatunkiem, ale
ta punkowa gwiazdka, która przyszła do szpitala specjalnie dla pogrążonej w
śpiączce dziewczyny gościa, którego kapela będzie grała support na jej
koncercie… No nie wiem, czy to jest możliwe nawet w światku punkowców. Zresztą
tego typu akcje zawsze wydają mi się wyjęte z bajek, bo wątpię, czy w
normalnym, prawdziwym świecie takie akcje by przeszły i to z wielu różnych
powodów. Ba, gdyby tylko to, ale sam pomysł prowadzenia narracji z punktu
widzenia Mii, która – nie oszukujmy się – wyszła ze swojego ciała i nie jest
widoczna dla innych ludzi. Ten mało odkrywczy motyw jakoś nie łączy się
bardziej przyziemną resztą. Przecież pamiętacie te wszystkie moje narzekania,
że po prostu nie da się połączyć tych dwóch rzeczy w równych proporcjach,
przynajmniej jeśli nie jesteś jakimś noblistą czy innym mistrzem. Zresztą gdyby
Autorka pokusiła się o jakieś kreatywne rozwinięcie tego wątku: jakieś
tajemnice związane z życiem po życiu, jakiś przystojniak w roli anioła (jak to
było w mało popularnym już paranormal romance) czy coś w tym stylu. Dysproporcje
między wątkiem bardziej realistycznym a paranormalnym nie były takie duże, a
pisarka nie dziwiłaby się również, dlaczego książka wyszła taka cienka. No ale
wtedy nie byłoby tej całej filozoficzno-mądrościowej otoczki, życiowej mądrości
i wzruszającej historii szczeniackiej miłości tak wielkiej, że budzi ze
śpiączki i sprawia, że chce się żyć, mimo że bez prawie nikogo bliskiego.
Pisarka przecież nie pozwoli swoim rozbrykanym pomysłom zmniejszyć głębokiego
przesłania swojego dzieła, prawda? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Pod ciężarem tego niezwykle ważnego przesłania dla
czytelników uginają się także postacie. Szczególnie Mia, która – z racji, że
jest narratorką i główną bohaterką książki – powinna być postacią najbardziej
rozbudowaną i najciekawszą. Cóż, zapamiętałam tylko fakt, że bardzo lubi kawę
(tak jak ja), bo więcej cech to ona chyba nie ma. Albo są tak źle pokazane czy
wykrzywione, że trudno cokolwiek na ich temat powiedzieć (poczucie, że jest się
– oh! – innym od swojej rodziny nie jest cechą, przynajmniej dla mnie).
Dziewczyna jest mdła, nijaka, nudna i przy tym bardzo irytująca, nawet jak na
bohaterkę powieści dla młodzieży. Przede wszystkim pisarka chciała w nią
wcisnąć za dużo cech naraz i to starając się aż za bardzo; tak, żeby była – w
jej mniemaniu – zwykłą nastolatką, ale i delikatną, introwertyczną
wiolonczelistką, prawdziwym muzykiem. Co za dużo to niezdrowo, szczególnie że
orłem w tworzeniu ciekawych, dobrych postaci Autorka nie jest. Brak tu również
tej iskry, która ożywiłaby postać, sprawiła, że chciałoby się jeszcze dłużej
pobyć z Mią, a nawet może współczuć jej dramatowi, ale za to dużo bylejakości,
bo kiedy pisarka stworzyła bohaterce dużo cech, zapomniała je złożyć w całość w
taki sposób, żeby nie było zapychania dziur irytującymi zachowaniami
dziewczyny, przygryzaniem wargi (tak charakterystycznym dla bohaterek powieści
dla nastolatek, że aż boli) i wydumanymi problemami, szczególnie dotyczącymi
prestiżowej szkoły muzycznej a przyszłością swojego związku (mogła z nim nie
iść do łóżka) przez co wiele razy modliłam się o jej śmierć. Śmierć długą i
bolesną razem z jej chłopakiem, bo on też pozostawia wiele do życzenia. Nie,
oczywiście, nie mam nic przeciwko gitarzystom w ogóle, bo bez nich nie byłoby
mnóstwa genialnych piosenek, ale większość autorek powiastek dla młodych dam
nie powinno się brać za stwarzanie wiarygodnych postaci męskich. Faceci w ich
wykonaniu – tak jak mniej więcej tutaj – to tylko bosko wyrzeźbione ciało,
lekki zarost i mnóstwo testosteronu. Głównym zadaniem takich osobników jest
całowanie dziewczyny (żeby tylko!) i powtarzanie jej, jaka jest piękna. Może i
Adam nie ma klaty i kaloryfera, ale ma wszystko inne i nic poza tym, a
przynajmniej ciężko powiedzieć, bo tak jak jego ukochana jest postacią rozmytą
i pozbawioną jakichkolwiek konkretnych cech. No może poza dziwną delikatnością,
która kilka razy Autorce wyszła całkiem nieźle jak na nią. Ta wrażliwość z
muzyką rockową jakoś nie koresponduje, że tak ładnie powiem, ale szczególnie na
początku były szanse, że z chłopaka coś będzie, tylko co może być z
czegokolwiek w takiej krótkiej powieści, w której pisarce trudno zdecydować
się, czy pisać fantasy czy powieść obyczajową. A może romans? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Pomiędzy tym wszystkim fruwają sobie postaci drugoplanowe
– rodzice dziewczyny, jej przyjaciółka, brat i znajomi rodziny oraz dziadkowie.
Są to postacie psychologicznie zaledwie naszkicowane, a fabularnie tylko kilka
razy wspomniane i zupełnie nieprzekonywujące. Przede wszystkim dlatego, że
Autorka nawet nie próbuje nadawać ich jakichkolwiek cech, myśląc pewnie, że
problem sam rozwiąże się w dialogach i partiach narracyjnych. Problem w tym, że
nawet to jest niewykonalne przy takich gabarytach, jeszcze kiedy – nie
oszukujmy się – dostajemy tylko ubogie zarysy fabuły. Nie ma zatem miejsca i
warunków na zwykłe postacie, które można byłoby nazwać postaciami, nie mówiąc
już o ludziach, których pisarka rozpaczliwie próbuje kreować na oryginalnych,
jak przyjaciółkę Mii. Z bohaterki, która chyba miała nadawać zbytnio
ugrzecznionej i bezbarwnej powieści odrobinę szaleństwa, wyszło coś, co
przypomina stwora złożonego z fragmentów różnych pomysłów, które w ogóle do
siebie nie pasują. A właściwie, jak wszystko w tej książce, szkic stwora. W
głębokim tle tego wszystkiego unoszą się jeszcze postacie rodziny Mii i
znajomych, których znamy tylko z imion, a w najlepszym razie wygłaszają
krótkie, bezbarwne partie w jednej czy dwóch scenach. Lepiej więc, gdyby w
ogóle ich tam nie było, bo tak naprawdę ani Mii, ani pisarce nie są potrzebni
do szczęścia, świadczą tylko o tym, że Autorka chciała swoją opowieść jak najbardziej
nadmuchać. Jakie to zresztą dziwne! Z jednej strony pisarka robi wszystko, żeby
nudne, niepotrzebne i rozbudowane retrospekcje ciągnęły się jak najdłużej, bo
materiału starcza na niezbyt długie opowiadanie, a z drugiej narzekam, że
brakuje miejsca na dobre charakterystyki bohaterów. Coś z tą powieścią jest nie
tak i to od momentu, kiedy pomysł na jej napisanie zrodził się w umyśle
pisarki. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">A może po prostu miejsce jest, tylko nie – paradoksalnie –
dla bohaterów; Autorce chodziło o pisanie książki samo w sobie, nie ważne, że z
słabo naszkicowanymi postaciami i niewystarczającą fabułą? Wyrzucanie z siebie
słów może być w pewien sposób terapeutyczne (czego przykładem jest moja
pisanina). Ale mówię tu o pisaniu do szuflady czy wrzucaniem swoich tekstów na
internetowy śmietnik, jak robię to ja. Nie każdy chce czytać twoje wypociny,
jeśli piszesz w dodatku bez większego sensu i z zamiarami bynajmniej bardzo
przyziemnymi (bo w jakim innym celu pisarka rozbudowała owe, banalne przecież,
opowiadanie do rozmiarów powieści wraz z jej kontynuacją?). Zresztą nawet bez
tych zamiarów talenty pisarki wypadają mało imponująco. Nie ma bogatego
słownictwa, w jakikolwiek sposób odkrywczego, bądź chociaż plastycznego stylu,
który sprawiałby, że czytałoby się z zainteresowaniem albo szczątkowym chociaż
zaangażowaniem. Zdania są proste, toporne, ledwie poprawnie zbudowane, czasami
pełne przekombinowanych metafor, szczególnie jeśli chodzi o opisy uczuć
bohaterów, których zresztą jest jak na lekarstwo; zresztą nawet bez tych rozpaczliwych
prób dosięgnięcia najlepszym, a przynajmniej przeciętnym<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>pisarzom z jakimś tam warsztatem, wszystko
jest sztuczne i pachnie tanim efekciarstwem na kilometr. Stylu pisarki nie
ratuje nawet epatowanie nazwami starych kapel rockowych i punkowych, tudzież
tytułami ich piosenek, bo razem z infantylnym językiem i nijakością całej
reszty wychodzi jeszcze bardziej sztucznie. Nie wiem zresztą, co pisarka
chciała przez to osiągnąć, bo to zupełnie nie było potrzebne, przynajmniej tak
myślę. Jeśli Autorka chciała pochwalić się swoim gustem muzycznym to mogła
przecież zrobić to chociażby na jakiejś stronie internetowej poświęconej swoim
książkom (choć przykładu ze Stephenie Meyer, która jest znana z udostępniania
prawie całej dyskografii Muse), a jeśli przypodobać nastolatkom, to pomysł
również nietrafiony, bo stereotypowy metal, emo czy rockman po powieść tę nie
sięgnie, w przeciwieństwie do kolejnej dziewczyny Justina Biebera, której te
nazwy nic nie mówią. Dialogi również pozostawiają wiele do życzenia – swoim
zwyczajem tylko dodam, że są boleśnie mechaniczne, pozbawione wszelkich uczuć i
bardzo proste (by nie rzec prostackie), a w dodatku często naładowane ową <i style="mso-bidi-font-style: normal;">filozofią</i>, co sprawia tylko, że tani
sentymentalizm wzrasta do poziomu krytycznego. Nie wspominam oczywiście o
dialogach pomiędzy Mią a jej ukochanym Adamem, bo żeby o tym napisać
potrzebowałabym znacznie więcej zdrowia… chociaż te fragmenty, w których
zaczyna między nimi się coś psuć, bardzo mi się podobały. Znacznie poprawiły mi
humor, bo przynajmniej się uśmiałam. I choć wiem, że nie takie emocje to
powinno u mnie wzbudzić, to przynajmniej tekst chociaż na chwilę przestał być
dla mnie kompletnie obojętny i nudny. A to już jakieś osiągnięcie, prawda?
Jedyną zaletą tego wszystkiego było to, że bardzo szybko się czytało, a w
połączeniu z objętością, książki starczało tylko na kilka godzin. Ba, nawet nie
na jedno popołudnie. Mimo że mam dziwne uczucie, że tak mało czasu poświęconego
książce sprawia, że ciężko w ogóle coś o książce napisać (mimo mojego naturalnego
słowotoku, który podwaja się jeszcze przy wszystkich tych książkowych
koszmarkach) i jakoś ją ocenić. Gdybym miała ambicję być kimś więcej niż jedną
z przeciętnych, nijakich blogerek z blogosfery przecież niszowej, która kariery
nigdy nie zrobi, przeczytałabym powieść jeszcze raz, dla gruntowniejszego
zapoznania się ze wszystkimi błędami popełnionymi przez Autorkę. Ale żal mi
tych kilku następnych godzin spędzonych z Mią i jej problemami – mogę wtedy
zrobić coś bardziej wartościowego, na przykład uciąć sobie drzemkę, bo tego
nigdy za dużo. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Co za dużo, to
niezdrowo</span></i><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">– mówi
mądre polskie przysłowie. Czyżby nawet taka dawka przygód Mii i jej kochasia
była dla mnie niezdrowa? Bardzo możliwe, chociaż ta książka zadała mi najmniej
tortur, jeśli miałabym porównywać do innych, podobnych powiastek. Ale nie
współczujcie mi, bo najbardziej przykre jest to, że dalej nie wiem, co z tą
śpiączką i stanem zawieszenia pomiędzy życiem a śmiercią. No tak, oczywiście, <i style="mso-bidi-font-style: normal;">filozofia</i> była i to jaka, ale każda
czytelnika takich książek – w tym ja, bo już trochę tego w życiu było –
doskonale wie, że miłość zwycięża śmierć, warto żyć dla miłości i takie tam
(szczególnie że tą miłością jest gitarzysta). Ale poza tym nic godnego uwagi, a
nawet tej recenzji i czasu na nią poświęconego. Bo powieść nawet nie sprawiła,
że zaczęłam się bać się śpiączki, wypadku samochodowego, czy snu – wręcz
przeciwnie: z radością i ulgą odłożyłam książkę na bok, włączyłam kochaną Lisę
Gerrard, która zawsze pomaga mi zasnąć i okryłam się kocykiem. O książce
przypomniałam sobie – z pewnym wysiłkiem – dopiero teraz, kiedy muszę
(właściwie nie muszę… ale chcę) pisać recenzję, ale po skończeniu tego tekstu
nie pozostanie mi nic innego jak zupełnie wyrzucić sobie opowiastkę z głowy,
zapełniając wolne miejsce w mózgu bitami znacznie bardziej potrzebnych
informacji. I dobrze. Bo książka jak najbardziej zasługuje. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Tytuł: „Zostań, jeśli kochasz” </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Autor: Gayle Forman </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Moja ocena: 0,5/10 </span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-51188138862838495142015-12-22T12:30:00.000+01:002016-01-20T19:53:45.493+01:00Kochanie, masz mózg we włosach. Recenzja książki <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5mj5qxlos8XdS4bgE3VMIeeW-ruqMaMsJR1ExCj8taCRYcCxgzfZj6jciUIgI9NcmAn21k0jX2C8QJuDGRG0rIzmNcrNJuoaUzgykY3Sp1wrn83j9Y6mPx3V5SdB0MpfQFvEsg59L-uc/s1600/hopeless+16.06.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5mj5qxlos8XdS4bgE3VMIeeW-ruqMaMsJR1ExCj8taCRYcCxgzfZj6jciUIgI9NcmAn21k0jX2C8QJuDGRG0rIzmNcrNJuoaUzgykY3Sp1wrn83j9Y6mPx3V5SdB0MpfQFvEsg59L-uc/s320/hopeless+16.06.jpg" width="211" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Może się to wyda dziwne, ale nie lubię lekkoduchów i tych,
którzy <i style="mso-bidi-font-style: normal;">widzą świat przez różowe okulary</i>.
I to nie dlatego, że skręca mnie na widok różowego, bo to zupełnie inna
historia, czy mam zamiar zostać emo (Mama by się przeraziła). Myślę, że to wina
moich życiowych doświadczeń i znajomości tego, co w życiu człowieka może
spotkać. Jest pewien limit traumatycznych zdarzeń, po przekroczeniu którego
optymizm staje się irytujący. Zresztą wokół nas jest wystarczająco dużo
dramatów innych ludzi, wobec których nie możemy być obojętni, by w końcu tych
największych optymistów dopadło przeświadczenie, że tak naprawdę nie zawsze (a
raczej prawie nigdy) szklanka jest do połowy pełna. Ale takim znów pesymistą
nie jestem, a przynajmniej staram się nie być; staram się zachowywać złoty
środek, tak jak starożytni stoicy i postępować według słynnego angielskiego
hasła <i style="mso-bidi-font-style: normal;">keep calm and carry on</i>. Świat
wydaje mi się wtedy umiarkowanie dobry i umiarkowanie zły, co sprawia, że nie czuję
się dobrze. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">W sztuce tak nie jest, bo częściej możemy przeczytać,
obejrzeć czy posłuchać rzeczy smutnych, wręcz depresyjnych. I to nie tylko
dlatego, że ludzie lubią czytać o nieszczęśliwej miłości, chorobach
psychicznych, tragediach, wojnach i innych sprawach tego rodzaju. Po prostu
takie rzeczy się lepiej pisze i trudnej jest coś sknocić. Sprawdza się to
często w muzyce, gdzie łatwiej w kicz popaść śpiewając teen pop albo pop rock i
produkując radiowe bangery niż kiedy jesteś songwriterem albo zajmujesz się
szeroko pojętą alternatywą. Tak samo w książkach: wiele tych opowiadających o
życiu w sposób entuzjastycznie optymistyczny trąci kiczem, a wiele z tych
smutnych staje się arcydziełami. Trudniej jest pisać o miłości spełnionej,
szczęśliwej unikając cukierkowatości niż ciekawie i głęboko opisać tą
nieszczęśliwą. Ciężko w ogóle jest napisać coś, co każdy strawi i jednocześnie
być naiwnym, śmiesznym i przesłodzonym. Trudno jest napisać coś lekkiego,
zabawnego, ale nie kiczowatego. Świadczą o tym góry <i style="mso-bidi-font-style: normal;">zabawnych </i>i <i style="mso-bidi-font-style: normal;">ciepłych </i>powieścidełek
dla kobiet i młodzieży, których okładki, często utrzymane w ciepłych barwach
(najczęściej intensywnym różu, od którego skręca mnie w żołądku), piętrzą się
na półkach księgarni i bibliotek i wyprowadzają mnie z równowagi. Szczególnie
te powieści dla nastolatek. Kiedyś je czytałam, ale tylko dlatego, że będąc
chora i leżąc w łóżku nie miałam nic lepszego do roboty i na nic innego sił. Po
kilku tytułach zaczęło mnie niebezpiecznie mdlić. W takiej jednej książce było
więcej lukru i czekolady niż na całym talerzu pączków mojej babci, które aż
lepią się do rąk. Od tamtego jakoś nie miałam ochoty na takie pozycje,
odkrywając wielu ciekawych Autorów, którzy nie mieli z tym problemów, co
sprawiło, że ja nie miałam kulinarnych skojarzeń i mogłam czytać w zupełnym
spokoju. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Ponownie pozycjami dla młodszego czytelnika
zainteresowałam się niedawno, kiedy zaczęła się ta cała moda na <i style="mso-bidi-font-style: normal;">new adult</i>. To gatunek – przynajmniej z
założenia – bliższy życiu niż te wszystkie powiastki o bogatych nastolatkach,
ciągnące się jak <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Moda na Sukces </i>(tak,
<i style="mso-bidi-font-style: normal;">Pamiętniku Księżniczki</i>, do ciebie
piję). Miłość, traumy z przeszłości, odkupienie, przebaczenie, zemsta. Takie
rzeczy się w życiu zdarzają, zdarzają się wokół młodych czytelników, którzy –
tak sobie myślałam – pozbędą się różowych okularów i zaczną patrzeć na ten
świat realistycznie, może z gorzką refleksją. Zachęcona pozytywnymi recenzjami,
pełnymi ekscytacji dorównującej mojej fazie na <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Władcę Pierścieni </i>i nabożnej czci, z jaką traktuję tylko wszystko
związane z historią, musiałam się przekonać się, czy moje nadzieje się spełnią.
Zresztą byłam też ciekawa, jak zwykle (a ciekawość to pierwszy stopień do
piekła). Sięgnęłam po losowo wybrany tytuł. Porażka. Drugą pozycją była
pierwsza część losów niejakich Tessy i Hardina, również porażka. Pomyślałam, że
za trzecim razem musi się udać, bo to przecież trzeci raz. Chciałam także
sprawdzić, czy popularne przysłowie mówi prawdę. Bo dlaczego nie? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Sky jest raczej zwykłą nastolatką chociaż nie posiada
konta na Facebooku ani telefonu komórkowego. Ma przyjaciółkę, Six i przybraną
mamę a także popsutą reputację. Jej przyjaciółka bowiem nie należy do
cnotliwych, a nocami do pokoju Sky wchodzą mężczyźni, którzy obściskują się z
naszą bohaterką. Ale tylko obściskują, bo dziewczyna nie pozwala na więcej –
całusy i pieszczoty dają jej miłe odrętwienie, ale na pewno nie podniecenie.
Dlaczego? Dziewczyna nie wie. Pewnego razu w dziwnych okolicznościach spotyka
Deana Holdera, bardzo przystojnego i tajemniczego chłopaka, z którym szybko
zaczyna łączyć ją coś więcej. Jednak okazuje się, że rozwijający związek budzi
wiele demonów z przeszłości, które Sky przypomina sobie dopiero teraz. To
będzie najpiękniejszy, ale także najgorszy okres w jej życiu – bo zapewne każdy
z nas wolałby żyć w nieświadomości i spokoju, bez straszliwej prawdy o sobie i
tym, co zostało wyparte przez świadomość. Ale każdy z nas, kto stracił
nadzieję, chciałby poczuć to szczęście, gdy pewnego dnia ją odzyskuje, prawda? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Trochę wbrew sobie, ale by stało się zadość sprawiedliwości,
muszę podkreślić zalety powieści. Przede wszystkim to kilka ciekawych i
kreatywnych pomysłów, które Autorce z całą pewnością się udały. Mówię tu przede
wszystkim o wieloznaczności angielskiego tytułu i wynikających z tego
konsekwencji. Jedno słowo – a właściwie dwa – a cała gama znaczeń, które nie
raz zaskoczą czytelnika. Po drugie nawiązania gatunkowe do kryminału, co prawda
tego bardzo popularnego i z niskiej półki, ale zawsze to jakieś <i style="mso-bidi-font-style: normal;">novum</i>. Nutka sensacji zdecydowanie
pomogła fabule książki nie utykać w mieliznach i sentymentalnych zapętleniach,
skutecznie też wprowadza napięcie, które sprawia, że czytelnik nie nudzi się i
nie męczy tak bardzo, jak w przypadku, gdyby tego nie było, a przede wszystkim
nadaje książce nieco świeżości. Przecież jeszcze nigdy nie spotkałam się z
pozycją dla nastolatek, w której byłoby tyle krwi, flaków i dramatów (nie
dziwię się więc, że niektórym może zniszczyć psychikę). Literatura dla
młodzieży jest tak skostniała w niezbyt ciekawych schematach, że każdy, chociaż
najmniejszy, ciekawy i autorski pomysł zasługuje choćby na przelotną uwagę i
odnotowanie. Szczególnie że dalej już tak różowo nie będzie. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Wydanie książki jest niepozorne i zwykłe, oczywiście
oprócz okładki. To ten rodzaj okładek, który moja Mama uznałaby za obsceniczny
(oni wyglądają jak nadzy albo są, prawda?) a wiele nastolatek za interesujący.
Na pierwszy szaro-czarne zdjęcie wydaje się surowe, a nawet trochę mroczne.
Widzimy na nim przede wszystkim męską – owłosioną – rękę z wielkim tatuażem
będącym jednocześnie tytułem książki. Dalej jest głowa dziewczyny, z
zamkniętymi oczami i wyrazem ulgi na twarzy; domyślamy się, że chłopak obejmuje
ją, a ona przytula się do jego piersi (romantyczne!). Całość została ujęta w
ciekawym, dość tajemniczym na pierwszy rzut oka kadrze, co bardzo przyciąga
uwagę w księgarniach, szczególnie kiedy ustawi się książkę na widocznym miejscu
w dziale dla młodzieży. Jednak po dłuższym przyglądaniu się pod różnymi kątami
w celu napisania tego akapitu, uznałam, że jest w tym coś, co mi się nie
podoba. Wydaje mi się, że to jest jakaś sztuczność, jak w – czy to przypadek –
utrzymanej w podobnej kolorystyce okładce ostatniej płyty Madonny, na której
niemłoda już gwiazda prezentuje jędrną skórę bez zmarszczek. Brakuje
naturalności, jakby ktoś wiedział, że taka a nie inna okładka spodoba się
młodym odbiorcom, zwróci uwagę pewnego grona osób, które zazwyczaj czytają tego
rodzaju opowieści (czyli nie do mnie). Być może dlatego – mimo że uwielbiam
minimalistyczne okładki – nie mogę się przekonać się do tej. Poza tym wydaje
się za bardzo sterylna i estetyczna, niepotrzebnie wygładzona. Lepiej wygląda
po drugiej stronie, chociaż grzbiet i tylna okładka utrzymane są w kolorze
różowym – ten straszny kolor został jednak przybrudzony i na grzbiecie
ozdobiony tytułem, napisanym wymyślną czcionką, co sprawia, że całość wygląda
ładnie i dziewczęco, ale i – co jest wielkim plusem – elegancko. Jakbym
zobaczyła książkę od tyłu, może i zainteresowałaby mnie bardziej. W środku jest
przeciętnie. Dobry papier, raczej zwyczajna czcionka, zero bardziej
spektakularnych rozwiązań graficznych i mnóstwo recenzji na pierwszych kilku
stronach. Oczywiście bardzo pozytywnych. Nie wiem, co Wydawca chciał tym
udowodnić, ale na mnie podziałało raczej negatywnie, bo zwykle im bardziej
reklamowana książka, tym większe kwiatki otrzymuję. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Jeśli jesteśmy przy kwiatkach, to uprzedzam, że zaraz w
tej recenzji rosnąć będą wielkie drzewa, bo narzekania będzie niemało.
Zacznijmy może od języka pisarki, ponieważ zjawisko blogowych opowiadań jest mi
– z różnych powodów – bardzo bliskie. A styl Autorki jest właśnie jakby żywcem
z nich wyjęty, oczywiście w wersji poprawionej przez sztab redaktorów: prosty,
komunikatywny, szybki w czytaniu i leksykalnie wołający o pomstę do Boga. Na pierwszy
rzut oka całość wygląda jak efekt pracy i ćwiczeń osoby mało utalentowanej i
bez polotu, ale ambitnej i z pewnym pomysłem, jednak po dłuższym obcowaniu z
książką pod tym ujawnia się niestrawna dawka taniego sentymentalizmu i jeszcze
tańszych pomysłów. Narracja jest bardzo płaska, pozbawiona wszelkich emocji (co
w kontekście treści książki wydaje się dość dziwne) i nużąca swoim ślimaczym
tempem, nawet wtedy, kiedy dzieje się wiele i to w dodatku rzeczy bardzo
dramatycznych. A jeśli już jakieś są, to najczęściej te dotyczące niezwykłej,
niesamowitej, wielkiej miłości Sky i Holdera, które mają przejmować
czytelniczki dreszczami rozkoszy, a w istocie warsztatowym poziomem nie
dorównują nawet średniej podobnych opisów w innych tego typu książkach, nie mówiąc
o tej <i style="mso-bidi-font-style: normal;">prawdziwszej</i>, z założenia
lepszej literaturze, gdzie Autorzy raczej nie przypominają egzaltowanych pensjonarek
piszących o doznaniach erotycznych siedemnastolatek i – o zgrozo – trafiających
w gust XXI-wiecznej młodzieży. Dobrze chociaż, że dysponując tak ubogim
językiem, niemal żywcem przeniesionym z wielu przeciętnych internetowych
blogów, pisarka nie sili się na artyzm, który potęgowałby tylko wrażenie kiczu.
Dość, że całość wydaje się bardzo naiwna i prostsza od budowy cepa, a dialogi
nie powalają (a wręcz przeciwnie). Nawet w tych momentach, kiedy teoretycznie
powinno być mnóstwo emocji, a to wszystko powinno się kryć się w dialogach,
bohaterowie mówią jak nakręcone roboty albo kiepscy aktorzy w jakimś podrzędnym
filmidle, a sama treść ich rozmów z powodu swojej nieskładności i naiwności
jest charakterystyczna dla tego rodzaju książek i raczej niemożliwa do
odtworzenia w rzeczywistości. Chyba że w ostatnich czasach zaniedbałam trochę kontakty
z mentalną gimbazą i ludzkimi pokemonami, przez co już nie wiem, jak tacy
ludzie się wyrażają. E, to również dość niemożliwe, bo nic w ponurej
rzeczywistości nie jest takie różowe, nawet język. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Ogromną wadą książki jest to, co zasygnalizowałam już
powyżej, a teraz powiem bez owijania w bawełnę: tu nie ma nic realistycznego.
No dobra, prawie nic. Takie rzeczy jak w rodzinie Sky zdarzają się naprawdę i
niestety bardzo często, ale poza tym nawet gdybym stanęła rzęsach nie
znalazłabym niczego innego. A i to, co przeżyła bohaterka nie brzmi jakoś
realistycznie – drastyczności i cierpienia w jej losie aż do przesady, zresztą
całość została odmalowana jakoś kiczowato i krzywo, jakby pośród tych
wszystkich okropnych krzywd zagubiły się prawdziwe, intensywne emocje. Zupełnie
jak w tych przeładowanych nieszczęśliwymi wypadkami serialach, których twórcy
liczą na to, że widz będzie oglądał kolejne odcinki niepokojąc się o bohatera i
nie zauważył, że ilość nieszczęścia przekroczyła poziom realizmu, melodramatu i
w ogóle wszystkiego. Bo nie wystarczyłoby dużo, nawet katastrofa mniejszych
rozmiarów, żeby czytelnikowi rozszarpać serce i już nigdy nie skleić. Co
więcej, do tego nie potrzeba jakiś zaawansowanych umiejętności pisarskich czy
niezwykle bogatego słownictwa. Tylko dawki logicznego, zwykłego myślenia, żeby
nie namotać za dużo. Poza tym można znaleźć tu jeszcze dużo innych kwiatków,
które psułyby jakąkolwiek powagę, jeśli taką udałoby się Autorce stworzyć.
Choćby to prowadzenie samochodu, co jest już w książkach młodzieżowych tradycją
i powodem wielu wypadków samochodowych – chłopak prowadzi samochód, głaszcząc
swoją dziewczynę po nogach/miejscach intymnych, całując ją i Bóg wie co
jeszcze, a jednocześnie daje gaz do dechy i nie powoduje żadnej kraksy. Mówię
wam, kiedy z jakichś powodów cierpię na bezsenność, zastanawiam się, jak to
możliwe. Albo to wszystko – co jest motywem wyjętym z gorących harlequinów – co
dotyczy seksu. Wszędzie, zawsze, niemal w każdych okolicznościach, bo inaczej
będziemy przez pięć stron czytali o fantazjach bohaterki. Ani jedno, ani drugie
nie jest ciekawe, już o estetyce nie mówiąc – kilka scen zbudziło mój niesmak
swoją nieodpowiedniością; tam, gdzie powinno być trochę odpoczynku, pustej
przestrzeni na wzięcie oddechu po (przynajmniej teoretycznie) dramatycznych
scenach, pisarka funduje niezwykle głębokie opisy miłości naszych bohaterów.
Czasami aż dziw, że mieli na to siły, ochotę i brak przyzwoitości, a może nawet
uszanowania czyjeś śmierci. A może to ja jestem taka staroświecka? Cóż, jeśli
teraz takie rzeczy są normą, to już wolę być taka, jaka jestem. A co mi
konkretnie chodzi? Cóż, przeczytajcie i się dowiedzcie. O owych dramach Sky
elektroniką lepiej już nie wspominam, bo rozumiem, że można nie mieć w domu
komputera z Internetem czy telefonu komórkowego, ale żeby nie wiedzieć czym
jest SMS czy jak się go wysyła… W tych czasach trudno znaleźć takiego
człowieka, naprawdę, chyba że przez całe życie nie wychodzi się z domu, albo
jest się tak… Dobra, lepiej już nie kończę. Chyba wiecie, o co mi chodzi. Gdzieś
wyżej chwaliłam Autorkę za kilka oryginalnych pomysłów, jakie udało się w jakiś
sposób wepchnąć w skostniały schemat tego typu powieści, ale trzeba także przyznać,
że miejscami przesadziła, chociaż – z drugiej strony – owe ciągłe erotyczne
myśli nastoletnich, często jeszcze niepełnoletnich bohaterów, wypełniają każdą
książkę tego gatunku, to nic oryginalnego. Tak samo jak wiele innych elementów
w powieści, jak tempo zakochiwania się bohaterów, problemy szkolne, najlepsza
przyjaciółka czy nawet sekwencja poszczególnych zdarzeń. Sprawia to, że
czytając, mamy to samo wrażenie kiedy słuchamy kolejnej popowej, boleśnie
wtórnej płyty - irytujące deja vu i ziewanie, szczególnie że tempo rozwija się
dopiero przy końcu, czyli wtedy, kiedy już dawno straciłam nadzieję, że coś z
tej książki będzie. Ba! I nawet wtedy z grubsza wiedziałam, co się stanie, bo
pisarka nie próbowała trików w stylu Cobena; już na początku kilka rzeczy
zapaliło lampkę w mojej głowie i potem tylko uśmiechałam się, kiedy wszystko
było tak, jak przewidziałam. I nie potrzeba do tego żadnego tarota czy
magicznych kuli, ale nieco zwykłego użycia tego pofałdowanego organu, który
mamy w głowach. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Teraz się dopiero zacznie, bo muszę napisać o bohaterach.
Mój Boże, aż sama się boję. Przełączam muzykę na jakąś delikatną piosenkę Enyi,
która ma moc uspakajania mnie, żebym w tym amoku nie rozwaliła sobie
klawiatury, bo doprawdy szkoda jej na coś takiego. Pisanie tekstów
recenzjopodobnych wymaga też odpowiedniego wyważenia słów i możliwego
ograniczania swoich emocji, co w moim przypadku jest raczej niemożliwe. Ale po
kolei. Główna bohaterka – Sky. Tak naprawdę nie wiem, co o niej myśleć, jest
taka nijaka. Ani nie wkurza jak większość panienek z tego typu książek, ani
zaskakująco ciekawa. Po prostu sobie jest, przygryzając co chwilę wargę, myśląc
o swoim przystojnym chłopaku i przeżywając na nowo wszystkie etapy swojej
traumatycznej historii, przy czym żadna z tych trzech rzeczy nie wyszła Autorce
przekonywująco. Dziewczyna jest nijaka, pusta, bez ciekawszych, głębszych
emocji i starannego rysunku psychologicznego (jak może być ciekawy, skoro w
ogóle go tam nie ma), nie mówiąc o jakiś charakterystycznych cechach, dzięki
którym zapamiętałabym ją na dłużej, albo chociaż przeżywała jej historię i było
mi jej naprawdę żal. Okazuje się, że ja na tę książkę postać ta była niezwykle
ciekawa i rozbudowana, bo dalej jest tylko gorzej. I tak, mówię tu o owym
Holderze. Jest tak typowy, że boli. Z mięśniami brzucha na których widok każdej
heteroseksualnej dziewczynie miękną nogi, z dziarą i nieskończonymi pokładami
testosteronu, o szczęściu do szybkiego znajdywania tej jedynej (niezbyt
cnotliwej zresztą) jakiego niejeden stary kawaler mógłby pozazdrościć. Ale to
tylko czepianie się, bo typowe nie musi oznaczać, że coś jest złe - typowy
polski rosół może być smaczny albo nadawać się tylko do wylania. Ten jest
akurat zły. Głównie dlatego, że poza pięknym ciałem Holder nie ma nic, a jego
mózg składa się tylko i wyłącznie z pięknie wyrzeźbionych mięśni. Nie posiada
również żadnych ciekawych cech charakteru (poza niemęskim nawykiem patrzenia na
gwiazdy… jakie to romantyczne!), rysów i na tyle rozbudowanej psychiki, bym
mogła powiedzieć coś więcej, chociaż wskazać to, co Autorce nie wyszło. Ale
pisać o czymś, co w ogóle nie istnieje? Tego nawet Salomon nie potrafi. Bardziej
niepokojąca za to jest drugoplanowa postać przyjaciółki Sky – istota o imieniu
Six, posiadająca opinię – za przeproszeniem -<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>puszczalskiej. Można i tak, bo postać ta jest wyzbyta wszystkich
możliwych cech ludzkich i nie można skategoryzować ją do książkowych bohaterów
w ogóle, a przez większą część egzystuje gdzieś na marginesie w postaci SMS-ów;
o wiele gorsze jest jednak to, że aspekt jej rozwiązłości został pokazany w
sposób zabawny, wręcz sympatyczny. Jakby problem dziewczyn, które nocami
wpuszczają chłopaków do pokoju we wiadomych celach (sic!) można było traktować
z przymrużeniem oka. Tak wiem, jestem staroświecka, ale literatura, nawet ta
popularna, zwykle miała aspekt dydaktyczny. Jeśli to ma być nauka przez bardzo
popularną (by nie rzec dość prostacką) rozrywkę, to ja dziękuję za takie coś.
Naprawdę. Gdzieś w tle pojawiają się jeszcze postacie opiekunki Sky, osoby
bardzo liberalnej w wychowaniu, ale zakazującej posiadania telefonu (to
podejrzane, prawda?) i ojca Sky, którego dość groteskowy wątek wprawił mnie w
dobry humor, co, jak podejrzewam, było sprzeczne z intencjami Autorki. O ile
jeszcze twórcy większości nudnych kryminalnych czytadeł starają się
uwiarygodnić tego rodzaju sprawy, pisarka myślała, że wystarczy tylko coś tam
napisać, by wszystko było cacy. Ba! Ten wątek wydaje się jeszcze bardziej
nieprawdopodobny i prymitywny od romansu głównych bohaterów. Czyli już lepiej
nie wspominać o tym więcej. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Najlepiej w ogóle nie wspominać więcej o tej książce.
Kiedy o niej myślę, ogarnia mnie pewnego rodzaju zażenowanie. Nie chodzi o to,
że przyznaję się do czytania czegoś takiego, albo że mimo wszystko chciałabym mieć
chłopaka takiego jak Holder (nie martwcie się, nie jest w moim typie) czy mam
coś do poniekąd szczeniackiej miłości dwojga bohaterów. Po prostu jestem
zażenowana jej niskim poziomem i tym, że w końcu dałam się namówić na jej
przeczytanie. Że uwierzyłam w dobre opinie o tej książce. A także trochę
rozczarowana, bo to nie jest to, czego oczekiwałabym po dobrej książce o
rozterkach młodych ludzi i tym, co ich spotyka. A nawet o tej pierwszej
miłości. Cóż, to nie jest nawet <i style="mso-bidi-font-style: normal;">gulity
pleasure</i>, które w połączeniu z pysznym espresso z pianką relaksuje po nerwowym
dniu; uważam, że nawet książka napisana w takim celu powinna mieścić się w
jakiś kryteriach estetyki i dobrego smaku (inna sprawa czy takie tematy mogą
być używane w książkach z założenia mających być dobrą rozrywką). Jaka to
rozrywka, kiedy ktoś czuje się zniesmaczony? No chyba że robi się to dla
perwersyjnej przyjemności, ale do tego trzeba mieć dużo zdrowia, jak dla
wszystkich ludzi, którzy mają mózgi we włosach a nie tam, gdzie powinny być,
czyli w głowie. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Tytuł:
„Hopeless” </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Autor:
Coleen Hoover </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Moja
ocena: 0,5/10 </span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-46132980757730644872015-12-05T11:50:00.001+01:002015-12-05T11:50:34.201+01:00PODSUMOWANIE LISTOPADA 2015 <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQL84GJoEV8fMODxjoCR_4d0IXdEEQTz58Ryi6YTBle_oGYDghaIlDwfqI-ZrFE68NuGH0NNFIndQaBdfS3tPMxJeHoqA76i04kVgt_LhEuMFrqQCgFcQakhpLfViUo8gOSRMfLjkWNdA/s1600/November2011.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQL84GJoEV8fMODxjoCR_4d0IXdEEQTz58Ryi6YTBle_oGYDghaIlDwfqI-ZrFE68NuGH0NNFIndQaBdfS3tPMxJeHoqA76i04kVgt_LhEuMFrqQCgFcQakhpLfViUo8gOSRMfLjkWNdA/s320/November2011.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Jestem z siebie dumna. Może to zabrzmi groteskowo w
zestawieniu z moimi <i style="mso-bidi-font-style: normal;">osiągnięciami</i> w
tym miesiącu, ale jestem dumna. W tamtym roku nie było mnie tu, a teraz jestem.
Może w złej kondycji, ale jestem. I to jest ważne i godne pochwały. Mimo to
trochę mi wstyd… Wróć. Bardzo wstyd. Wydaje mi się, że zawiodłam Was, a przede
wszystkim siebie. Chociaż to nie była zupełnie moja wina. Noc nadchodzi bardzo
szybko, ciśnienie makabryczne, no i jeszcze te wiatry, mróz i inne mało przyjemne
rzeczy. Kiedy spadnie śnieg zabarykaduję się w domu i nic nie będzie mnie w
stanie wyciągnąć. Nie cierpię zimna. Nie cierpię być zmęczona (chociaż to
uprawnia mnie do niekontrolowanego ćpania kawy). Nienawidzę zimy. I czekam za
świętami, podczas których mam nadzieję dużo czytać – odłożyłam sobie już kilka
ciekawych, smacznych cegiełek, które, mam nadzieję, będą dobre i spędzę z nimi
miłe godziny czytania pod choinką. Ale to jeszcze miesiąc, przede mną dużo
podobnych do siebie dni, mnóstwo nudnych rzeczy do zrobienia, milion sekund
ziewania i mało spania. Niezbyt zachęcająca perspektywa, również jeśli chodzi o
przyszłość tego nieszczęsnego bloga. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Ale obiecałam sobie, że się nie poddam? Obiecałam. I
narzekam tylko dlatego, że nie mam o czym pisać. Bo dokładnie tyle w tym
miesiącu się tutaj wydarzyło – nic. I raczej nie będę się tłumaczyć, bo to
robią tylko winni, ale wiele muszę zrzucić na pogodę i rzeczy, które teraz
dzieją się w moim życiu. Cóż, tak bywa. Ale się nie poddam i – nie martwcie się
– będę pisać dalej. Dobrą motywacją będzie to, że jesteście tu i czytacie, a
może nawet – kto wie – czekacie na kolejne teksty (to takie moje małe
marzenie). Ale także dlatego, że bardzo lubię to robić, przynosi mi to mnóstwo
satysfakcji i od dawna marzyłam o stworzeniu takiego miejsca, nie mam więc
zamiaru z niego zrezygnować. Przynajmniej się postaram. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Ponieważ nie ma niczego innego do omówienia, zapraszam do
podsumowania książkowego. Od razu ostrzegam, że zrecenzowanych pozycji jest
tyle co kot napłakał, ledwo mam z czego średnią wyciągnąć. Aż mi się nie chce
na to patrzeć, bo jakościowo też dobrze nie jest, bo coś się tych czytadełek
nazbierało. To też spróbuję naprawić, ale tym razem nie mogę nawet obiecać, że
będzie dobrze, bo to zależy od przeczytanych książek, nie mnie. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">0/10 -</span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">0,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></b>1 książka </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">1/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">1 książka </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">1,5/10 - </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">2/10 - </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">2,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">3/10 –</span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">3,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">4/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">4,5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">5,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">1 książka </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">6/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">6,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">7/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">7,5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">8/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">8,5/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></b></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">9/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">9,5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">10/10 – </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Ilość recenzji: </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">3 </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Średnia: </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">2,3 </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Najlepsza książka
listopada: </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Aleksandra
Zaprutko-Janicka <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Okupacja od kuchni.
Kobieca sztuka przetrwania </i><a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/11/kot-w-smietanie-recenzja-ksiazki.html" target="_blank">[recenzja]</a></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Najgorsza książka
listopada: </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Stephenie
Cowell <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Claude i Camille </i><a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/11/zdeformowane-obrazy-recenzja-ksiazki.html" target="_blank">[recenzja]</a></span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-31247379426156319522015-11-30T19:20:00.000+01:002016-01-20T19:35:17.368+01:00Zdeformowane obrazy. Recenzja książki <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuzbX4oIZabkSSCTobNd2OuywciWyeKFa2rcXGPflHPSRi-sYWIu06hhb1idZmOgm3qD2J15hz4cBPmpQPgywVTMBCujBW7sLSRQbL40AjRPm9QVu7xxmRBM8L1D8Gi7Nko8YwpCFd0oA/s1600/claude-i-camille-b-iext22038078.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuzbX4oIZabkSSCTobNd2OuywciWyeKFa2rcXGPflHPSRi-sYWIu06hhb1idZmOgm3qD2J15hz4cBPmpQPgywVTMBCujBW7sLSRQbL40AjRPm9QVu7xxmRBM8L1D8Gi7Nko8YwpCFd0oA/s320/claude-i-camille-b-iext22038078.jpg" width="202" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Każdy z nas potrafić wymienić przykłady dzieł, które na
początku były odrzucane przez publiczność i krytykę, a potem okazały się hitem
bądź przełomowym arcydziełem. Jeden najsławniejszych przykładów to oczywiście
seria powieści o Harrym Potterze, z początku odrzucanych przez wszystkich
potencjalnych wydawców. Jak bardzo pomylono się, sądząc, że saga powieści
fantasy dla młodzieży nie odniesie sukcesu! Joanne Rowling i tak miała
szczęście, bo wszystko to stało się za jej życia, więc śmiało może teraz
odrywać kupony od swojej niesłabnącej popularności, pławić się w luksusach i
cieszyć się swoim sukcesem. Gorzej, kiedy autora wrzucą do grobu – często tego
zbiorowego, dla biednych – a dopiero później odkryją jego dzieła na nowo,
zachwycając się jego genialnością, kunsztem i nowatorską myślą, która wytyczyła
następcom nową ścieżkę odkryć, pomysłów a publiczności nowe doznania w zakresie
sztuki. Ciężko wtedy, poza wybudowaniem przyzwoitego nagrobka, w jakikolwiek
sposób wynagrodzić to autorowi albo jakoś go przeprosić (zresztą wątpię, czy
nowy grób będzie go w jakikolwiek sposób obchodził). Poza tym powstanie kolejna
plama na honorze krytyków, którzy nie rozumiejąc dzieła i jego twórcy, a nie
chcąc tego po sobie dać poznać, zawyrokowali, że to jest złe. Tak samo jak
przeciętni ludzie, tacy jak my, którzy po trochu zazdrościmy tym, którzy wydają
się w czymś od nas lepsi, ale też po prostu rozumiemy tylko rzeczy należące do
najbardziej przyziemnej popkultury. I samy nie wiemy, co tracimy – powyższy
przykład potwierdza, że często nie chciane dzieła ostatecznie tworzą naszą
kulturę, warunkują przemiany i ostatecznie trafiają do szkolnych podręczników,
kształtując nasze gusta. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">O dziwo najwięcej takich przypadków zdarza się w malarstwie.
Może dlatego, że książki czytają wyłącznie wybrańcy z IQ na pewnym poziomie,
które w większości przypadków pozwala na większe otwarcie się na nowe
rozwiązania, a może po prostu krytycy nie są tak bardzo skostniali i nie tak
bardzo podążają za sztywnymi schematami (a może dlatego, że krytykiem
literackim może być byle blogerka, taka jak ja) i akademickimi pojęciami. W
muzyce zdarza się to czasami, ale na szczęście łatwiej się poznać na czyimś
talencie, zresztą teraz reklamowanie muzyki jest nieograniczone; dla chcącego
nic trudnego. Malarstwo chyba bardzo szybko ewoluuje, twórcom szybko nudzą się
poszczególne kierunki, wielu z nich ma swój własny, niepowtarzalny styl, swój
kierunek. A krytycy, przynajmniej do pierwszej połowy dwudziestego wieku, z
uporem zamykali się w akademiach, wśród nagich bogiń, zefirów, rubensowskich
kształtów, Prometeuszy i różnych części ciała dyskretnie zasłoniętych listkami.
A na dziewiętnastowiecznych ulicach marzł taki Vincent van Gogh, twórca
psychodelicznych gwiazd i pulsujących pomarańczom słoneczników, uznany po
swojej tajemniczej śmierci za geniusza i mistrza. W Paryżu natomiast przymierał
głodem Claude Monet, znany każdemu z reprodukowanego nawet w podręcznikach
obrazu <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Impresja. Wschód słońca</i> (a
właściwie został tak złośliwie nazwany przez krytyków), od którego swoją nazwę
wziął impresjonizm. Niewtajemniczonym należy powiedzieć, że kierunek ten
charakteryzował się przewagą w ukazywaniu ruchu, zmienności i przeplataniu się
barw, a malarstwo ma ukazywać przede wszystkim emocje towarzyszące danej chwili
i chwilowe zmiany światła, tak jak w innym obrazie twórcy, gdzie portretował tę
samą budowlę w trzech porach dnia, za każdym razem malując ją na inne kolory, w
miarę jak słońce przemieszczało się wschodu na zachód; staranny rysunek nie ma
dużego znaczenia, artystę interesuje rzeczywistość trwająca tylko przez chwilę,
skomplikowany miraż barw. Rzecz ciekawa, na pewno bardzo innowacyjna, ciekawa i
do przyjęcia przez opinię społeczną, która przyczajona była do starannych dzieł
akademickich i szlachetnych tematów, jakie podejmowali artyści. Monet więc, jak
powiedzieliśmy już wyżej, bogaty nie był. Wręcz przeciwnie. Ale to, co dla
niego było okrutną prozą życia czyni jego życiorys ciekawym dla przeciętnego
czytelnika, szczególnie tego, który sam w życiu nic takiego nie zaznał. Szczególnie
że to jedna z tych wybitnych postaci, o których każdy mówi z szacunkiem i
docenia. No i to malarz – a ci, wiadomo, z reguły mieli ciekawe życie. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Jak zresztą sugeruje tytuł, Autorka bardziej niż na przełomowych
poczynaniach artystycznych Moneta skupiła się na jego życiu prywatnym, a
konkretnie na historii związku z Camille Doncieux. I nic w tym dziwnego, bo to
historia niemal jak z tych wszystkich starych romansów o nieszczęśliwej miłości
– on jest biedny, ale utalentowany; ona pochodzi z szlacheckiej rodziny i jest
bardzo piękna. Pozuje mu do obrazu, potem rozpoczyna się romans, który
przeistacza się prawdziwą miłość. Miłość trudną, bo nie ma <i style="mso-bidi-font-style: normal;">happy endu</i> – rodzina Camille odwraca się od niej, na świecie
pojawiają się kolejne dzieci pary a w końcu wybucha wojna z Niemcami Ottona von
Bismarcka i mimo że Monet ucieka z żoną do Paryża to wojenna trauma będzie
prześladowała ich jeszcze długo. Miłość tragiczną, bo zakończenie nie należy do
tych szczęśliwych, nawet w połowie. Ale przede wszystkim miłość przesyconą
sztuką – tak mocno, że po poznaniu historii Moneta i jego wielkiej miłości
zupełnie inaczej patrzy się na wiele obrazów w twórczości malarza, nie tylko te
tematycznie związane z Camille, chociaż takich można znaleźć naprawdę wiele.
Wydaje mi się, że dzieła staną się dla odbiorcy bardziej <i style="mso-bidi-font-style: normal;">żywe</i>, kiedy pozna emocje artysty. A ta historia teoretycznie
umożliwia nam to. Przynajmniej teoretycznie. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Na okładce powieści umieszczono obraz Claude’a Moneta,
czego zapewne domyślaliście już wtedy, kiedy zaczynaliście czytać ten tekst.
Rzeczywiście, grafik nie musiał się męczyć, bo obraz sam w sobie jest bardzo
ładny i idealnie pasuje na okładkę ze względu na swoją lekkość i przyciąganie
wzroku o wiele bardziej skutecznie niż te wszystkie romansidła z kwiatami i
domkami. Ja również nie czepiam się do niczego, bo ciężko krytykować dzieło
uznanego mistrza, a i na tego typu malarstwie znam się tylko tyle, ile udało mi
się nauczyć w szkole czyli niewiele. Zaznaczyć jednak trzeba, że Wydawnictwo
postąpiło bardzo rozsądnie w kwestii pozostałych elementów okładki – ani
elegancko napisany tytuł, ani imię i nazwisko Autorki, umieszczone na wąskim,
żółtym pasku nie zasłaniają na tyle obrazu na okładce na tyle, by oznaczało to
profanację albo chociaż całość nie wyglądała estetycznie. Przy tym całość nie
wygląda minimalistycznie, co raczej w tym przypadku nie byłoby najlepszym
pomysłem, a akurat ten obraz celnie oddaje zamierzoną przez pisarkę treść
książki i – według mojej nieomylnej intuicji – istotę związku Claude’a i
Camille. Tak czy siak, po prostu miło patrzy się na białą spódnicę kobiety z
parasolką, stojącej pośród falującej na niewidzialnym wietrze. Aż chciałoby się
zobaczyć, co kryje się pod okładką, prawda? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Chociaż czytelnicy lubiący dramatyczne zwroty akcji pewnie
będą rozczarowani i do książki nie wrócą po kilku stronach. Bo to nie jest
książka, w której dużo się dzieje i wynika to raczej z formuły powieści, co
jestem w stanie jak najbardziej zaakceptować. Jednak jeśli nie ma dramatycznych
zwrotów akcji i skomplikowanych intryg, interesująca powinna być perspektywa
opisywanych zdarzeń a może jakiś motyw, przewijający się przez całą powieść. W
tym przypadku to było malarstwo - życie i uczucia Claude’a, a także jego środkiem
ekspresji. Bo maluje głównie emocje. Jednak Autorka nie wykorzystała tego
motywu tak, jak – myślę – byłoby to potrzebne, a przynajmniej tak, by uczynić
powieść ciekawszą. Wybrała łatwiejszą, nudniejszą drogę i w ostatecznym
rozrachunku Camille było więcej niż malowania, co przyczyniało się do
wydłużenia opisów miłosnych rozterek bohaterów i skracania tych, które
dotyczyły sztuki. To bardzo spłaszcza książkę i sprawia, że jest to dość prosta
opowiastka o malarzu i jego muzie, oparta na odwiecznych schematach
niewybrednych romansideł. Jeszcze żeby zarysowała relację między tymi w dwojga
w jakiś ciekawy sposób, w ten sposób tworząc coś w rodzaju powieści
psychologicznej, ale pisarka nawet z tego rezygnuje. Efekt jest więc taki, że
otrzymujemy dłużącą się opowiastkę, z której przez długi czas nic nie wynika, a
kolejne kłótnie pary i koleje ich życia są męczące i nudne bez wyraźnego tła
psychologicznego. Autorka zresztą do ostatniej strony nie wiedziała, co tak
naprawdę pisze i niezgrabnie balansowała między powieścią biograficzną malarza
i opisanym wyżej romansem – na początku dostajemy rozdział czy dwa z wczesnej
młodości Moneta, jeszcze za życia matki i rozwoju jego malarskich
zainteresowań, dowiadujemy się o jego relacji z ojcem oraz jesteśmy świadkami pewnego
incydentu, kiedy na przyjęciu wymknął się kuzynką. Następnie pisarka raczy nas
opowieścią o pierwszych miesiącach w Paryżu (i kolejnym romansie), by wątek
Camille zacząć dopiero na stronie pięćdziesiątej, kiedy mój cały entuzjazm
wygasł. Całość kończy się w środku życia malarza, w sposób bardzo rozmyty i
chyba Autorka ma tego świadomość, bo co jakiś czas umieszcza w książce
interludia, w którym Monet jest już stary, maluje ów słynny obraz z liliami i
wspomina Camille. Chociaż to urozmaica fabułę, to samo w sobie nie ma sensu –
owe fragmenty są krótkie i zwykle wyrwane z kontekstu. Nie, nie chodzi mi o to,
że panuje chaos; w niektórych pozycjach chaos jest zamierzony przez pisarza,
ale jest w nim jakaś metoda – tu natomiast konceptu nie ma żadnego. I nawet nieskutecznie
odrywa od panującej w powieści płaskości, schematycznego myślenia i jak
najprostszych rozwiązań, które prowadzą do prostego, nijakiego romansidła,
które niczym nie wyróżnia się spośród wielu innych. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Jest to także zasługa bohaterów, postaci mdłych i nudnych.
Przede wszystkim Autorka nie miała na nich pomysłu, który uczyniłby z nich
prawdziwych, pełnowymiarowych ludzi. Zamiast tego posługuje się wytartymi
schematami, które nawet nie wypełnia własnym mięsem. Bohaterowie nie mają
osobowości, nie mówiąc o tej właściwej najciekawszym postaciom w literaturze
iskry życia; ich charaktery to niezbyt udana mieszanka tradycyjnych cech w
takim wypadku i tego, co niektórzy uważają za geniusz wielkich artystów. Dziwi
i wkurza mnie to tym bardziej, że pisarka czytała jakieś książki o Monecie,
jakieś napisane przez specjalistów biografie, w których – jak przypuszczam –
zawarte były chociaż pobieżne opisy osobowości malarza. Wystarczyło tylko na
podstawie tego wykreować choćby przeciętny portret malarza, nic przy tym nie
wymyślając, jeśli to było dla Autorki zbyt trudne (swoją drogą jak można
napisać książkę i jeszcze ją wydać, jeśli się wie, że z słabo się radzi z
kreacją bohaterów). Wtedy może nie byłabym taka zła, a każdą stronę przewracała
z ciężkim westchnieniem znudzenia ale też ulgi, że do końca pozostało już mniej
stron. I nie dlatego, że Claude Monet w tej powieści nie ma w sobie cech
geniusza, jakim niewątpliwie był, reaguje jak kawał drewna i jest zaledwie
niestarannym, węglowym szkicem, narysowanym na kolanie w rozpędzonym aucie;
jego psychika wywołuje alergię u każdego zwolennika autentyzmu w książkach.
Bardziej dlatego, że jego zachowania są nieracjonalne (nawet na artystę),
ciężkie do zrozumienia z punktu widzenia powieściowej logiki, w czym
uwidaczniają się poważne techniczne braki pisarki i skrajne kombinatorstwo,
prowadzące do oddalenia się opowieści od jakiejkolwiek naturalności. I w
ostateczności jest nużące. No bo ile błędów naraz można popełnić? Postać
Camille, w której Autorka miała duże pole do popisu, bo nie pozostało po niej
niemal nic poza obrazami Moneta, wyszła również źle, nijako i boleśnie płasko. Niezbyt
cnotliwa, wyzwolona ślicznotka z dobrego domu, obdarzona za to wszystkimi
innymi zaletami – anielską cierpliwością tudzież salomonową mądrością, która
pomaga Claude’owi przezwyciężyć twórcze kryzysy, ponadprzeciętnymi marzeniami o
napisaniu powieści dorównującej Gregorges Sand (też mi autorytet - znana dziś
głównie ze związku z Fryderykiem Chopinem pisarka z pewnością nie zyskała
nieśmiertelności jak inni francuscy twórcy z jej epoki, co też świadczy o
jakości jej dzieł). Jedyne rysy, jakie pojawiają się na jej anielskiej sylwetce
to symptomy choroby, więc ostatecznie można to przebaczyć. Przynajmniej tak
twierdzi Autorka, bo mnie w ogóle Camille nie przekonuje; więcej, bardzo mnie
denerwuje. I dużo w tym winy topornej budowy postaci i ogólnych braków
warsztatowych, ale i postmodernistycznej brutalności i dosłowności, która nie
pasuje do tej – z założenia – staroświeckiej, delikatnej opowieści, przesyconej
emocjonalnym malarstwem i wielkim uczuciem, które sprawiło, że dziewczyna ze
społecznych wyżyn poślubiła człowieka praktycznie bez perspektyw. Ukazać to w
taki sposób, żeby czytelnik zrozumiał. Bo po lekturze tej książki, kiedy
wydawałoby się, że powinnam wiedzieć wszystko na temat tej dwójki, wciąż ta
kwestia jest dla mnie bardzo niezrozumiała. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 252.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Jeszcze gorzej jest z przyjaciółmi
Moneta. Na początku ucieszyłam się, bo z kart książki popłynęły nazwiska wszystkich
wspaniałych impresjonistów, ale potem moja mina robiła się coraz rzadsza.
Poszczególne postacie różniły się od siebie tylko tym, że inaczej się nazwały.
Wszyscy malowali, żartowali, przymierali głodem i wchodzili w różne relacje z
głównymi bohaterami. Nuda. Nikt nie wyróżniał się niczym ciekawym – jak na
malarza przecież przystało – chyba że miałabym pogrupować ich pod względem
denerwowania mnie. Ale raczej tego nie zrobię, dlatego że ze znudzenia
przestałam zawracać sobie głowę, czy kwestię tę wypowiedział Renoir czy Manet,
bo w pewnym momencie przestało to być dla mnie ważne. Wybaczcie, wielcy
malarze. Ale nie mnie, bo ja miałam jak najlepsze chęci, tylko tej Autorce.
Zasługujecie na o wiele lepsze kreacje, na ukazanie was w sposób, który
zapadnie w pamięć, na o wiele więcej ekspresji, najlepiej takiej, jaką widać w
waszych obrazach! Wielką, ale zmarnowaną szansą była rodzina Camille – w wielu <i style="mso-bidi-font-style: normal;">złych </i>książkach bywa tak, że czarne
charaktery budzą w czytelniku jakieś emocje, a i są ciekawej zbudowane,
wyraźnie i ciekawie naszkicowane. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>W tym
przypadku siostra i rodzice naszej kochanej Camille, którzy tutaj pełnią rolę
tych złych, przeciwnych wielkiej miłości, po prostu sam są. Bez lepszych lub
gorszych szkiców, bez żadnych, najmniejszych cech. Pojawiają się tylko po to,
by wygłosić parę słów i zniknąć z kart książki, robiąc na czytelniku –
przynajmniej na mnie – wrażenie mniejsze niż ci wszyscy anonimowi Niemcy,
którzy zdobyli Paryż i zabili jednego z przyjaciół Moneta. Ale nie oto w tej
książce chodzi. Zdaje się, że chodzi za to o Alice, drugą żonę malarza, której
Autorka próbowała wykreować na pełną ciepła, mądrą dojrzałą kobietę, tworząc
tym samym kolejny koszmarek. I to jeszcze taki, że palce na klawiaturze
omdlewają i nie chce się męczyć tego tekstu – będącego podobno recenzją –
najlepiej będzie wiec, jak przejdziemy dalej. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 252.0pt; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 252.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Przeglądając książkę po raz
pierwszy, miałam nadzieję, że została napisana jak przystało na powieść o
malarzu. Czyli pięknym, potoczystym językiem, z ponadprzeciętną ilością opisów.
Jak zwykle miałam nadzieję, że to jakaś mało popularna mistrzyni pióra, która
potrafi przenosić obraz na wyraz. Albo ktoś, kto się stara napisać coś dobrze.
Bo przecież doceniam dobre chęci, nawet jeśli rezultaty są słabe. Jednak z
każdą stroną traciłam i nadzieję, i ochotę na czytanie tego dalej. I to z kilku
powodów. Po pierwsze, wspomniana już wyżej charakterystyczna dla współczesnej,
postmodernistycznej prozy brutalność i dosłowność, pod piórem słabych twórców
nabierająca niesmacznego prymitywizmu; ani jedno, ani drugie nie pasuje do
tematu tej powieści. Postmodernizm raczej psuje delikatny, staroświecki klimat
opowieści i zresztą nie pasuje do epoki – może to konserwatywne, ale uważam, że
o każdej epoce najlepiej jest pisać jej językiem, operując tamtym zbiorem
pojęć. Zresztą co ja mówię o postmodernizmie! I nie narzucam komukolwiek – w
tym Autorce – mojego widzimisię; po prostu mi to tam zupełnie nie pasuje i
uwiera jak metka przy bluzce. I to nie jest wina mojego gustu, bo pisarka po
prostu ma niewielki zapas słownictwa, nawet jak na powieść współczesną, a
plastyczny w gruncie rzeczy język współczesny w jej wykonaniu jest toporny i
kulawy, nie mówiąc już o jakiejkolwiek stylizacji, plastycznych opisów obrazów,
czy szansy na poczucie tego wielkiego uczucia między bohaterami, o którym
pisali na okładce (a którego nie czułam). Co więcej, w tekście nie ma żadnych
ciekawych pomysłów na narrację i sposób opowiedzenia historii, która rozwija
się w sposób przewidywalny i nudny, a językowa monotonia sprawia, że zasypia
się jeszcze bardziej, co w sumie jest dziwne, bo nie od dzisiaj wiadomo, że
przy straszliwych zgrzytach spać nie można, a złe książki spędzają mi sen z
powiek (dlatego wciąż jestem zmęczona). Kto wie, może sen jest lepszy, bo od
naiwnych wyrażeń, pomieszanych z tymi mocno niewyszukanymi i tymi prostych,
znanych z wielu innych pozycji oraz dialogów czytanych jakby przez odpowiednio
zaprogramowane androidy głowa szybko zaczyna boleć; zresztą nikt nie zasługuje
na taką torturę. No i jeszcze ta wyglądająca zza każdego zdania pewność swoich
umiejętności, udawane zabiegi językowe i sztuczność. Dużo sztuczności i
naiwności. Może to pisała jakaś XXI- wieczna pensjonarka? Nie, to tylko kolejne
tanie romansidło w historyczno-artystycznym płaszczyku i opakowane w ładną
okładkę, profanującą zresztą lekki, ulotny i niezwykły obraz Moneta. Kiedy
byłoby tu coś niezłego, a przynajmniej przeciętnego, napisałabym szkoda. Ale
napiszę niestety. To słowo mogłoby być tak naprawdę całą moją recenzją, bez
tych wszystkich dłużyzn. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 252.0pt; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 252.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">W pewien sposób podziwiam
kreatywność twórczyń romansów – znajdą je wszędzie i zawsze. Nieważne, czy w
prehistorii czy w przyszłości. I nie byłoby w tym nic złego, bo romans to też
gatunek i jak się chce, można pisać je w bardzo inteligentny i ciekawy sposób,
co udowodniły między innymi Jane Austen czy siostry Brontë. Ale można też robić
to nijako i <i style="mso-bidi-font-style: normal;">na jedno kopyto</i>,
powtarzając wciąż te same motywy i powołując do niby-życia podobne do siebie
postacie, za każdym razem polewając całość innym sosem i doprawiając inną
przyprawą, zmieniając tylko imiona i elementy scenografii. Można. Przecież
gdyby tego nikt nie czytał, takie książki już by nie powstawały, a kolejne
autorki nie mnożyły się jak grzyby po deszczu. Gorzej jednak, kiedy idee tego
gatunku przenosić na tematy wcześniej zarezerwowane dla innych konwencji i
bardziej ambitnych twórców. Wtedy pojawia się nieznośne uczucie, że potencjał
historii został zmarnowany, ciekawe perspektywy straszliwie spłaszczone do
jednowymiarowej, irytującej bajki. Jeśli to zupełnie fikcja to jeszcze pół
biedy, ale jeśli to historia na poły prawdziwa jak ta ból w moim sercu rośnie i
nie chodzi tu bynajmniej o brak kontaktu Autorki z rzeczywistością, o której
pisze. Płaczę raczej nad tym, co tak źle i płasko zostało opisane – w tym
przypadku o płótnach Moneta, ulotnych, delikatnych, pełnych emocji i pasji – i
jakby sprofanowane i bardzo zdeformowane. Przynajmniej dla mnie, nie tylko
dlatego, że mam sentyment do tych obrazów i bardzo je lubię. Bo jak uczcić
arcydzieło to tylko arcydziełem. Jak nakreślić piórem (a raczej komputerem)
portrety osób wielkich i zmarłych to tylko tak, by po przeczytaniu nie
wzbudzały w nas niechęci i szybko znikały z naszego życia razem z wieloma
innymi książkami, które zostają wyparte dla zdrowia mózgu. Bo mam nadzieję, że
z tą książką właśnie tak się stanie. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 252.0pt; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 252.0pt; text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Tytuł:
„Claude i Camille” </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 252.0pt; text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Autor:
Stephenie Cowell </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 252.0pt; text-align: justify;">
<span lang="EN-US" style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Moja
ocena: 0,5/10</span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-19930599996110775972015-11-23T12:30:00.000+01:002016-01-20T19:31:58.624+01:00Kot w śmietanie. Recenzja książki <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqM-RF4HK_wE-xuphg9DxXipHJcB8JEoNUL7iBRthGGvfo8ZveU0qPWGN4ARum-kWS9XAWDXuaLlpCen-Ev20xH18I0noo9XngGB4CeM4kEuqYeM5w91vZEt5p6onZvtAGZtYY6QODOT8/s1600/okupacja-od-kuchni-aleksandra-zaprutko-janicka-wydawnictwo-znak-2015-08-20.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqM-RF4HK_wE-xuphg9DxXipHJcB8JEoNUL7iBRthGGvfo8ZveU0qPWGN4ARum-kWS9XAWDXuaLlpCen-Ev20xH18I0noo9XngGB4CeM4kEuqYeM5w91vZEt5p6onZvtAGZtYY6QODOT8/s320/okupacja-od-kuchni-aleksandra-zaprutko-janicka-wydawnictwo-znak-2015-08-20.jpg" width="204" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Zdecydowanie nie należę do łasuchów – kiedy byłam mała
problem jedzenia pożywnych kaszek spędzał sen z powiek mojej Mamy. Jeszcze
kilka lat temu moje fochy wkurzały niejednego kelnera w eleganckich
restauracjach, a moich znajomych i rodzinę w zakłopotanie wprawiały porcje
jedzenia zostawione na moim talerzu. Z wiekiem jednak stałam się mądrzejsza
(mam przynajmniej taką nadzieję), nie marnuję jedzenia, nakładając sobie małe
porcje. Zrozumiałam, że podczas gdy wyrzucamy psu lub innym zwierzętom jakieś
jedzenie, gdzieś na świecie dziecko umiera z głodu. Straszna to świadomość. I
ta nie dająca spokoju myśl, co to byłoby, gdybym to właśnie ja była na miejscu
tamtego człowieka. To, że z zasady nie potrzebuję dużo jedzenia nie znaczy, że
czułabym się dobrze nie mając w ustach nic od kilku dni. Co prawda człowiek
umiera szybciej od braku wody, ale śmierć z głodu jest długa i straszliwa.
Szczególnie kiedy ma się świadomość, że gdzieś tam na świecie ludzie umierają z
przejedzenia, wyrzucają mnóstwo dobrych rzeczy. Oczywiście nie wspominam o
prawdziwej i mentalnej <i style="mso-bidi-font-style: normal;">gimbazie</i>,
która wrzuca dobre kanapki do toalet i pisuarów (przyczyniając się tym samym do
częstych awarii) oraz koszów na śmieci. Jednak z drugiej strony taka wiedza
może też być marzeniem – dziecko wychowane w slumsach ma jakąś szansę na życie
w świecie, w którym zabijającego szybko głód fast fooda można kupić za kilka
euro. I chociaż dziecko to – czy dorosły – mieszka w skleconym byle jak domku w
fawelach czy na afrykańskiej pustyni. Gorzej jest w czasie wojny, tym bardziej,
że nowoczesne sposoby walki często niszczą zapasy poczynione przez cywilów i
magazyny, niekiedy celowo. Głód zaczyna zaglądać w oczy, stając się największym
wrogiem… </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Takim konfliktem była największa dotychczasowa wojna – II
Wojna Światowa. W przeciwieństwie do poprzednich konfliktów, prowadzonych dla
osiągnięcia konkretnych celów politycznych, wojna była wcielaniem w życie dwóch
chorych idei – komunizmu i nazizmu, a Hitlerowi i Stalinowi marzyło się panowanie
nad światem. To był konflikt o wiele bardziej okrutny niż poprzednie. Na
ulicach obleganego przez Niemców Leningradu zdarzały się przypadki kanibalizmu.
Pracujący na Syberii w straszliwych warunkach ludzie otrzymywali tylko talerz
cienkiej zupy i kawał chleba; tak samo amerykańscy i australijscy jeńcy
Japonii. Oni mieli jednak na tyle dobrze, że psi kawałek chleba otrzymywali dla
siebie i mogli go zjeść (o ile ktoś im nie ukradł) nie martwiąc się o
przygotowywanie jedzenia ze składników, których nie było i wyżywienie innych
osób, na przykład dzieci, które same jedzenia nie zdobędą. O to musiały się
martwić gospodynie w innych krajach, jak na przykład w Generalnym
Gubernatorstwie, utworzonym na zajętych przez hitlerowców terytoriach polskich.
Niemcy z jasnych przyczyn dążyli do wyniszczenia naszego kraju, ograniczali
więc przydziały pokarmu do niezbędnych podstaw, jednocześnie zmuszając do
ciężkiej pracy. A nikt nie chciał przecież umrzeć; pragnienie życia i
obiektywny brak szans zmuszały do sprytu i korzystania ze wszystkich dostępnych
i niedostępnych środków, stwarzania czegoś z niczego jak Salomon. A to, jak
głosi stare porzekadło, Polak potrafi.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Dowód na to znajdziemy w tej książce – historycznej
opowieści o kuchni i jedzeniu w czasach okupacji niemieckiej. Autorka,
skupiając się na mieszkańcach wielkich miast, a w szczególności Warszawie, w
kilku rozdziałach opisuje panujące tam warunki i sposoby zapobiegania powszechnemu
głodowi, jaki powoli zaczynał zaglądać w oczy mieszkańcom Generalnej Guberni.
Na samym kartkowym chlebie, słusznie nazywanym dźwiękowcem (chodziło oczywiście
o sensacje żołądkowe i związany z tym efekt dźwiękowy) i marmoladzie, która
konsystencją i barwą przypominała bardziej masę z utartych buraków i brukwi
człowiek nie wyżyje – szczególnie że codzienna dawka dla dorosłego, pracującego
ciężko mężczyzny była za mała i trzeba było się jakoś ratować. Tak więc w
następnych rozdziałach Autorka pisze o szmuglu czyli przemycaniu żywności ze
wsi do miasta i, ponieważ za ten proceder groziły duże kary, technikach
ukrywania cennych towarów przed Niemcami. Nie będę tu wyjawiać dużo, żeby nie
psuć potencjalnym Czytelnikom zaskoczenia, jakie ich czeka podczas lektury – zdradzę
tylko, że Niemcy bali się chorób zakaźnych, wymyślano więc wiele kreatywnych
sposób przenoszenia mięsa, ale nie tylko. W każdym razie gwarantuję wielokrotne
zbieranie szczęki z podłogi, pomieszane z oczywistym podziwem dla naszych
utalentowanych przodków. W kolejnych rozdziałach opisuje także kwitnący czarny
rynek i sposoby działania rekinów pokątnego biznesu, którzy – jak się okazuje –
tworzyli niemalże przedsiębiorstwa zajmujące się kupowaniem i transportem
zakazanych przez okupanta towarów, co bardzo się opłacało i było bardzo
potrzebne – bez nich nie działaby kawiarnie, o których traktuje następny
rozdział. Bo choć najbardziej luksusowe lokale były zarezerwowane dla Niemców,
to Polacy też potrafili urządzić sobie niezłą restaurację. Na przykład taką, w
której kelnerkami były przedwojenne gwiazdy, a czas spędzony na piciu erzacu
kawy umilał głos Mieczysława Fogga. Nie brzmi przyjemnie? Ba, może na
dzisiejsze standardy, ale w tamtych czasach nie każdy mógł sobie pozwolić na
coś takiego – większość oszczędzała to, co miała, z niepokojem licząc pozostałe
pajdy chleba i ziemniaki, głowiąc się, jak zastąpić podstawowe, ale niedostępne
produkty czymś innym i jeszcze przy tym zaoszczędzić. Taką codziennością
zajmują się kolejne rozdziały: Autorka z okupacyjnych podręczników dla gospodyń
wyławia ciekawe, praktyczne rady dotyczące gotowania kawy z żołędzi (smakowała
drzewem) i herbaty ze skórek jabłek; wyrabiania chleba z kartoflami i z mąki
żołędziowej; a także pichcenia tortu z fasoli czy piernik z marchwi (mniam).
Wspomina także o technikach oszczędzania na gazu, czyli gotowaniu wieżowemu i o
tym, jakie korzyści wynikały z hodowli królików w łazience czy kozy w piwnicy,
a także o szerokich zastosowaniach spasionych gołębi miejskich. Finalną i chyba
najbardziej drastyczną częścią jest opowieść o gotowaniu dla obrońców Warszawy
podczas Powstania, chociaż i tu nie braknie weselszych akcentów takich jak
tytułowy kot, którego zjadł generał Tadeusz Bór-Komorowski (i który był ponoć
smaczny), to całość kończy się dość ponurym akcentem i morałem. A ty, wydaje
się pytać Autorka, kończąc opowieść słowami pewnej kobiety, która przeżyła
piekło wojny, cieszysz się z tego, co masz na talerzu? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Ciekawym dodatkiem do całości jest kilkadziesiąt przepisów
zaczerpniętych z okupacyjnych książek kucharskich, które możemy wypróbować i
ugotować coś innego dla siebie bądź rodziny. Zresztą myślę, że dla celów
edukacyjnych również – wielu z nas, ludzi posiadających cokolwiek
ponadprzeciętnie rozwiniętą wyobraźnią, nie potrafi dokładnie zrekonstruować tamtej
rzeczywistości, w której zwykłe kartofle były droższe od złota, a zrywając
pomidory na porzuconym polu można było zginąć. Może te smaki coś nam
uświadomią, dodadzą książce kilku nowych znaczeń. Ale przede wszystkim
ekscentrycznym smakoszom i kucharzom-amatorom (bo są to dania proste i szybkie
w przygotowaniu) dostarczą wielu ciekawych wrażeń – ze swojej strony z czystym
sumieniem mogę polecić ciasto piernikowe z marchwią i chleb z kartoflami.
Naprawdę <i style="mso-bidi-font-style: normal;">mniam</i>. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Książka została wydana bardzo estetycznie i ładnie,
zarówno jeśli chodzi o wnętrze jak i okładkę. Twarda oprawa, ze zdjęciem dużej
rodziny jedzącej i pijącej coś z termosu na przykrytym kamieniu pośród gruzów
(domyślam się, że to zdewastowana Warszawa) przyciąga wzrok i intryguje,
szczególnie że sterylną biel okładki i śladową czerń połączono z zielonym
napisem i paskiem. Nie ma dużo haseł reklamowych, a blurb został wydrukowany
oszczędną czcionką bez irytujących i krzykliwych recenzji (czytaj: reklam).
Podobnie jest w środku: średniej wielkości przyjemna na wzroku czcionka, z
graficznie wyróżnionymi cytatami, a na początku każdego rozdziału sympatyczny
obrazek z kucharką, może trochę za optymistyczny, ale i tak nieźle pasujący.
Całość przetykana jest zdjęciami, ilustrującymi wybrane fragmenty tekstu;
interesujące były w szczególności fragmenty gazet i okładki książek, zapewne
unikatowe i dlatego ciekawe. Z resztą miałam jednak kłopot i to całkiem duży.
Ponieważ wzrok mam jeszcze niezły, przyglądając się jednej z nich zauważyłam,
że fotografia bardziej przypomina rysunek, a potem dowiedziałam się, że
opracowaniem ilustracji zajęła się firma graficzna. Ilustracji? To wygląda jak
wyostrzanie konturów albo inny efekt GIMP-a czy Photoshopa, no – ewentualnie –
zwykła ilustracja. Ale umieszczanie tychże w książce popularnonaukowej, <i style="mso-bidi-font-style: normal;">stricte</i> historycznej według mnie nieco
mija się z celem. Zresztą pozostawienie pewnego rozmycia, jakichś elementów niewyraźnych
to ocalenie czasu w zdjęciu, magicznie zatrzymanego w niewyraźnych
czarno-białych plamach; edycja tego sprawia, że pozycja ma mniej autentyzmu niż
powinna. Zresztą owe zdjęcio-rysunki nic nie zyskały na wyrazistości, wręcz
przeciwnie – dla odmiany wszystko jest szare i gładkie jak twarze na szkolnych
zdjęciach (również edytowane), przez co całość wygląda jak jakieś dzieło sztuki
współczesnej, taka tam sztuka dla sztuki, a nie zdjęcie w porządnej książce
historycznej, w której powinno być widać jak najwięcej, bo przecież takie
funkcje ma pełnić ma tu zdjęcie. Albo tylko moje dziwne poglądy. Zresztą nieważne.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Oprócz tekstu głównego i przepisów, ozdabianych zdjęciami
z epoki, do książki dołączono dwa indeksy – z nazwiskami osób występujących w
pozycji i nazw okupacyjnych dań, dzięki czemu korzystanie z książki jest
wygodne, a całość zaczyna przypominać okupacyjny podręcznik przetrwania. Po
krótkim tekście od Autorki, w którym wyjaśnia czym <i style="mso-bidi-font-style: normal;">nie </i>jest napisana przez nią książka (nie sądzę jednak, że cofnę
swoje zarzuty o ograniczanie pozycji do tak wąskiego zakresu tematu jak
gastronomiczne perypetie inteligencji Krakowa i Warszawy), następuje
bibliografia. Chociaż jest to tylko wybrany spis użytych źródeł i brak
przypisów bardzo mnie zmartwił, wszystko zostało estetycznie pogrupowanie, a
wymienione przez Autorkę pozycje wydawały się w większości wiarygodne i
profesjonalne. Dużo tu także źródeł mówionych, co decyduje o dodatkowej,
dokumentarnej wartości książki. I chociaż wciąż nie mogę zrozumieć braku
przypisów, biorąc pod uwagę inne czytane przeze mnie popularne pozycje
historyczne, pozycja ta jest utrzymana na dobrym poziomie. Przynajmniej na
takim, że mogę czytać bez strachu, że podane przez Autorkę informacje są w
logiczny i historyczny sposób prawidłowe. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Autorka ma to coś, co nazywamy lekkim piórem, które
pozwala na przekazanie informacji w sposób prosty i przystępny dla każdego
Czytelnika. Jej styl jest lekki, nieskomplikowany, jednocześnie konkretny i z
pewnością nie minimalistyczny. Tam, gdzie można pisze ze swadą, wplatając
subtelne żarty, ale tam, gdzie należy być poważnym – a wiele jest takich
momentów – stara się zachować powagę, na szczęście trzymając się daleko od zbędnej
patetyczności, z jaką wielu pisze bohaterskich czynach Polaków podczas II Wojny
Światowej i nie tylko. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Myślę, że to
najlepszy sposób na opisanie tego typu historii – proste słowa obrazują
najlepiej dramat i najdokładniej przekazują emocje. Całość jest utrzymana w
tonacji lekkiej, tak, że czyta się bardzo szybko i przyjemnie, czasami aż za
bardzo. Na ogół z książki tchnął lekkostrawny optymizm (może poza rozdziałem o
Powstaniu, ale to tylko subiektywne wrażenie) opierający się na przeświadczeniu,
że Polacy potrafią poradzić sobie w każdej sytuacji; optymizm bardzo
sympatyczny, ale po dłuższym czasie dość nużący, nieco może naciągnięty i
nieszczery. Mimo wielu pomysłów i rozwiązań scenariusze przedstawione przez
Autorkę nie zawsze się sprawdzały – przecież inaczej wszystko wygląda w
praktyce, a nie każdemu wiodło się w czasie okupacji na tyle dobrze, by trafić
na karty tej książki. Lekkość jest też wadą pod innym względem. Otóż kiedy
odłożyłam książkę na bok, miałam wrażenie, że skończyło się, zanim naprawdę
rozpoczęło. Już z łatwością zaczynałam wyobrażać sobie obiad powstańca
warszawskiego czy smak żołędziowej kawy, kiedy zorientowałam się, że właściwie
skończyłam czytać. To było naprawdę przykre uczucie, trochę jak to, kiedy
dostajemy do przeczytania tylko fragment jakiejś książki albo wersję demo
jakiegoś programu. A zapowiadało się tak dobrze! Jestem w stanie zrozumieć, że
– tak samo jak portal Ciekawostki Historyczne, którego współredaktorką jest
Autorka – książka jest adresowana do szerokiego grona odbiorców, dla których
specjalistyczny język historii jest zbyt skomplikowany i ciężki, ale w takim razie
można było się jeszcze rozpisać. Naprawdę, w tym przypadku nawet dwieście
stronic więcej nie zaszkodziłoby. A nawet przeciwnie. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Miałoby to także wiele innych plusów – na przykład to, że
Autorka potraktowałaby temat bardziej szczegółowo. I to nie tylko dlatego, że w
historii detale są bardzo ważne (i bardzo mnie pasjonują), ubogacając portret
wybranej epoki. Szczególnie, że nie jest to przekrojowa monografia czy książka
dla ludzi, którzy nie wiedzą, kim był Adolf Hitler, ale pozycja skupiająca się na
wąskim zagadnieniu, rzadko przecież poruszanym i niesprawiedliwie spychanym na
margines, który jest jednak bardzo ciekawy. Ograniczenie informacji do samej
Warszawy i – momentami – Krakowa jest dość nieprofesjonalne (cóż, w takim razie
Autorka mogła napisać, że chodzi jej tylko o te miasta), bo ciężko jest
generalizować jeśli mamy do czynienia z zjawiskiem tak złożonym. Zresztą trudno
jest mówić nawet o generalizowaniu, bo Autorka dotyka tylko niektórych
problemów, przedstawiając je w bardzo ogólnych zarysach i w sposób możliwie
uproszczony, przez co pomija wiele ciekawych aspektów, które podczas czytania
bardzo mnie zainteresowały, ale i zdenerwowały swoim brakiem. Jakieś szczegóły
dotyczące czarnego rynku i powody, dla których pomimo częstych nalotów policji
niemieckiej miejsca te wciąż kwitły? Produkcja erzaców, jak na przykład jajek w
proszku, syntetycznych galaretek i innych dóbr, które Autorka określiła
dosadnym słowem sugerującym coś, czego nie da się zjeść? Zresztą błędem samym w
sobie było ograniczać książkę do Warszawy i Krakowa – we Lwowie, na przykład,
leżącym już na rubieżach Rzeczpospolitej z pewnością wszystko wyglądało
inaczej. A na wsi, o której wspomniano tu tylko jako o zapleczu jedzenia dla
miasta? Chciałabym dowiedzieć się na przykład o sposobach na ukrywanie takich
zwierząt jak krowy przed Niemcami; czuję wręcz, że byłoby to bardzo ciekawe i,
lekko opisane przez Autorkę, w pewien sposób nawet zabawne. Ale tutaj takich
informacji nie otrzymujemy. Zamiast tego zostajemy zasypani dość niekonkretnymi
informacjami o tym, co warszawiacy jedli w święta, jakby to nie była rzecz,
którą można omówić w jednym akapicie, zostawiając miejsce choćby na sprawy
wymienione wyżej przeze mnie. I choć powinnam być wyrozumiała, bo to dopiero
książkowy debiut Autorki, przyzwyczajonej do krótkich artykułów na tematy
ważkie, to chociaż na okładce powinni napisać, że to nie pierwsza książka o
gastronomicznym aspekcie okupacji, ale pierwszy popularnonaukowy <i style="mso-bidi-font-style: normal;">szkic</i>. Wtedy może podeszłabym do lektury
inaczej, a po skończeniu czytania nie byłabym taka … głodna. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">CiekawostkiHistoryczne.pl to specyficzny, autorski portal.
Chociaż redaktorami są historycy, do opisywanych spraw podchodzą na luzie, może
czasami aż za bardzo. Treść artykułów stanowią historyczne ploty (przyznaję, że
bardzo do lubię, bo konstruowanie coraz bardziej skomplikowanych drzew
genologicznych królów, ich żon i metres jest bardzo ciekawe, zresztą alkowiane
problemy i podboje koronowanych głów nigdy nie przestaną smakować pikantnym
skandalem), anegdoty i sprawy marginalne, często pomijane w poważnych pozycjach
albo po prostu ciężkie do zweryfikowania pomówienia. Prawdziwego historyka
przyprawiłoby to o stan przedzawałowy albo i gorzej, ale dla zwykłych laików
strona może być ciekawa, a tych, którzy zawsze uważali, że historia to rzędy
dat i wojny, z pewnością zaciekawi opowieściami z przeszłości i w przyszłości,
kto wie, sięgnie po poważniejsze opracowania. Tak samo jest z książkami
pisanymi przez Autorów portalu i nie tylko, szczególnie jeśli chodzi o serię,
która ukazuje się z logiem strony: kompletna, dobra technicznie książka
historyczna to nie jest, ale zawsze można spróbować, bo może to będzie nasza
furtka do pasjonującego świata historii. Wstęp, który pokaże nam, że dawniej
działy się takie same rzeczy jak teraz; dzięki któremu niemal namacalnie
poznamy walkę o jedzenie, która – na szczęście – jest nam z doświadczenia
nieznana. I posmakujemy wybornego kota w śmietanie, danie, które jeszcze nie
zagościło (mam nadzieję) na naszych stołach, ale według generała
Bór-Komorowskiego jest bardzo pożywne i dobre. </span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Tytuł:
„Okupacja od kuchni. Kobieca sztuka przetrwania” </span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Autor:
Aleksandra Zaprutko-Janicka </span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Moja
ocena: 5,5/10 </span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Za egzemplarz serdecznie dziękuję
pani Katarzynie z wydawnictwa ZNAK </span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-3800877294550362712015-11-22T16:59:00.000+01:002015-11-22T16:59:05.899+01:00Poetycka Niedziela #12: Rainer Maria Rilke „Samotność” <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQ68y0EbOxWurHyFJBge9DfT3KHX57-PRvJhJFLlgA23Yd3NUuNwtKwq43pn9TSAVPQI_VdDwG4lzMbBqPOJ2FrTgBjGNCno-biHR0r5h6wSEHmKZbcLZBhxJcPQAK2h1ESfKx792PUkY/s1600/Rainer_Maria_Rilke%252C_1900.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQ68y0EbOxWurHyFJBge9DfT3KHX57-PRvJhJFLlgA23Yd3NUuNwtKwq43pn9TSAVPQI_VdDwG4lzMbBqPOJ2FrTgBjGNCno-biHR0r5h6wSEHmKZbcLZBhxJcPQAK2h1ESfKx792PUkY/s320/Rainer_Maria_Rilke%252C_1900.jpg" width="200" /></a><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Rainer Maria Rilke </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">(1875 – 1926) - austriacki poeta,
prekursor egzystencjalizmu. Jego styl poetycki był pełen wysublimowanych form i
bogata językowo. Często poruszał temat tragicznego splotu miłości i śmierci, a
także zagadanie egzystencjalnych problemów człowieka mu współczesnego.
Inspirowało go malarstwo Augusta Rodina, którego biografię napisał, Lwa
Tołstoja (podziwiał Rosjan i ich religijną naturę). Jego poezja była i jest
bardzo popularna w Polsce – jego twórczością inspirowali się między innymi
Mieczysław Jastrun, Stanisław Barańczak czy Julia Hartwig, a Krzysztof Kamil
Baczyński rozpoczynał swoje utwory cytatami z jego wierszy. W latach 50. był
także największym artystycznym autorytetem Stanisława Lema. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Samotność jest jak deszcz,<br />
z morza powstaje, aby spotkać zmierzch,<br />
z równin niezmiernie szerokich, dalekich,<br />
w rozległe niebo nieustannie wrasta,<br />
Dopiero z nieba opada na miasta.<br />
<br />
Mży nieuchwytnie w godzinach przedświtu,<br />
kiedy ulice biegną witać ranek<br />
i kiedy ciała nie znalazłszy nic,<br />
od siebie odsuwają się rozczarowane;<br />
i kiedy ludzie, co się nienawidzą,<br />
spać muszą razem - bardziej jeszcze sami:<br />
<br />
samotność płynie całymi rzekami.</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">przekład: Janina Brzostkowska </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">[źródło]</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-21085967167389330162015-11-15T14:58:00.001+01:002015-11-15T14:58:48.461+01:00Poetycka Niedziela #11: Jan Kasprowicz „Święty Boże, Święty Mocny” (fragment) <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDguHDk-ufZBMClk2mbvTvQizI12MZprd2hoiS3VgI7-auGCBmcP4DbMcHero_Kp-By9YrddrY0WQfL1d3a2qYjCBAyh9z4lzjoT695hqcmk22CiIWeJjqyK1kweLASW2LVxEExlOqn-k/s1600/JanKasprowicz1901.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDguHDk-ufZBMClk2mbvTvQizI12MZprd2hoiS3VgI7-auGCBmcP4DbMcHero_Kp-By9YrddrY0WQfL1d3a2qYjCBAyh9z4lzjoT695hqcmk22CiIWeJjqyK1kweLASW2LVxEExlOqn-k/s320/JanKasprowicz1901.jpg" width="205" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Jan Kasprowicz </span></b><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">(1860-1926) – wybitny polski
poeta, dramaturg, krytyk i tłumacz. Związany z naturalizmem, symbolizmem i
ekspresjonizmem, był przedstawicielem poezji Młodej Polski; prekursor polskiego
katastrofizmu. Jego poezja jest także odzwierciedleniem fascynacji krajobrazem
Tatr, kulturą Bliskiego Wschodu i mitologią grecką. Te tematy wynikają z
doświadczeń życiowych poety – biedy, samotności i rozpadem więzi rodzinnych. Samodzielnie
nauczył się klasycznej łaciny i greki oraz angielskiego i francuskiego,
tłumaczył także literaturę włoską, norweską, holenderską i niemiecką – między
innymi Ibsena, Ajsycholsa, Rimbauda i Goethe’go. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Pamięci ofiar ataków
w Paryżu 13.11.2015 i ich Rodzin. </span></i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Niech ludzkość
zacznie rozumieć, że pokój jest najcenniejszą rzeczą jaką posiadamy. </span></i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">#PrayForParis
#JeSuisParis </span></i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">~~ </span></i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">O niezgłębione, nieobjęte moce!</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Skrzydłami trzepocę</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">jak ptak ten nocny,</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">któremu okiem kazano skrwawionem</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">patrzeć w blask słońca...</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Święty Boże! Święty Mocny!</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Święty a Nieśmiertelny!...</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">A moje skrzydła plami</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">krew, która cieknie bez końca.</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">z mojego serca...</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">A oko moje zachodzi mgłą,</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">która jest skonem</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">i mego serca, i duszy mej!</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Niech będzie skonem i Twoim!</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Święty Boże! Święty Mocny,</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Święty a Nieśmiertelny,</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">zmiłuj się nad nami!</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">I niechaj łzy,</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">które o jasnym poranku</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">wiszą na kłosach wypoczętych zbóż</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">lub szkliwa pianą okrywają kępy</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">w sen otulonych traw,</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">zmienią się w głośne skargi</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">i bez ustanku</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">płyną do Twoich zórz...</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Niechaj rozszarpią na strzępy,</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">na krwawe szmaty</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">łuny świtowe, powstałe nad ziemią,</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">gdzie ból i rozpacz drzemią,</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">ogromne, przez Szatana zapłodnione światy,</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">a może przez Ciebie,</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">o Święty, Nieśmiertelny, Święty, Mocny Boże!</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Dlaczego moje li wargi</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">mają wyrzucać krwawą pieśń?!</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Płacz ze mną!</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Dlaczego sam mam iść w tę przestrzeń ciemną,</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">choć żar południa pali się w przestworze?...</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Dlaczego sam mam wlec się na rozdroże,</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">ku tym pochyłym krzyżom,</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">którym na czarne ramiona</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">kracząca siada wrona</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">i dziobem zmarłe rozsypuje próchno?</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">Niech głuche żale nie głuchną!...</span></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<a href="http://literat.ug.edu.pl/~literat/kasprow/048.htm" target="_blank"><span style="font-family: Georgia; font-size: 14.0pt;">[źródło] </span></a></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjn7Eo57ZcYR3-C2m5XOllkCO9GC7nVMbH-R53YGFsYn-xbHvH27h8h9MLgCoj4MjWiWuPBQe3bHqqNSL96D4buLAKV2qrRfzSSM_JKTOWfQSlA5uy2IfsoescSREUmtagUpezyLLvjTPs/s1600/paryz_img_7337_iehcdha5tz.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjn7Eo57ZcYR3-C2m5XOllkCO9GC7nVMbH-R53YGFsYn-xbHvH27h8h9MLgCoj4MjWiWuPBQe3bHqqNSL96D4buLAKV2qrRfzSSM_JKTOWfQSlA5uy2IfsoescSREUmtagUpezyLLvjTPs/s320/paryz_img_7337_iehcdha5tz.jpg" width="320" /></a></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-32013567191182460132015-11-12T16:15:00.000+01:002015-11-13T20:56:09.231+01:00Na starych fotografiach. Recenzja książki <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVZIcyFeiOr4_ngQG5AQEWRRb7y-ONPnsb-UcSHLCzaEiy_A_51xl4CUAeCcLbFZAjGY1LrdsEYxPoQEFhKOriCaewngNGcwCX6esJKwpvb03CsRQy6ZNmhaVMM4rCc3P3EbFvjUw2E6E/s1600/Twarz-z-lustra_azymut.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVZIcyFeiOr4_ngQG5AQEWRRb7y-ONPnsb-UcSHLCzaEiy_A_51xl4CUAeCcLbFZAjGY1LrdsEYxPoQEFhKOriCaewngNGcwCX6esJKwpvb03CsRQy6ZNmhaVMM4rCc3P3EbFvjUw2E6E/s320/Twarz-z-lustra_azymut.png" width="226" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Pudełko ze zdjęciami… Jest ciemnogranatowe, na rogach
wzmocnione złotymi blaszkami, ze skóry, a może z czegoś podobnego. Pachnie
strychem, starymi ubraniami i lawendą; zdjęcia się porozrzucane, niektóre w
bardzo złym stanie. Odgrzebane w zakamarkach strychu, których nie odwiedza nikt
poza pająkami i myszami, schowane może przez babcię albo mamę, zapomniane.
Całkiem niesłusznie, bo kryje w sobie inny, odrębny świat. Świat, który
przeminął, pełen ludzi, którzy nie żyją. Ich twarze uważnie patrzą ze zdjęć,
żywe w kombinacjach czerni i bieli, światła i cienia. Zgniecenia pod różnymi
kątami tworzą na ich twarzach zmarszczki. Młodzi, roześmiani, a przynajmniej
uśmiechnięci. Czasem sztywni. Ładni i brzydcy, chudzi i grubi, wciąż jednak
dość nierealni, bo delikatny, coraz bardziej kruchy papier nie zastąpi ciepłego
ciała. Ścieram kurz z wieczka, zdjęcia ostrożnie kładę na stole. Kilka z nich
spada, wirują w powietrzu, lekkie jak piórka czy śnieg. Coraz lżejsze, bo choć
papier żyje dłużej od człowieka, to kiedyś też zniszczy się, a fotografia
wyblaknie. Najpierw umrze jednak pamięć. Po kilkudziesięciu latach od śmierci
matki jej młoda, roześmiana twarz stanie się obca, a młody mężczyzna w mundurze
nie będzie już dziadkiem, ale jakimś przystojnym żołnierzem, którego wojenne
losy są nieznane. Zdjęcia bez podpisu umrą najwcześniej, później czas przyjdzie
na te, kiedy niewyraźne i czasami mało czytelne pismo wyblaknie, schowa się pod
plamami wilgoci, rozlanej sto lat temu herbaty, słońca. Zresztą kim była Maria?
Przyjaciółką, koleżanką, kuzynką? A z kim na tamtym zdjęciu stoi umarły dawno
wujek? Umierają kolejne osoby, które pamiętają, do historii przechodzą i nasze
zdjęcia. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Jednak to właśnie ci zapomniani ludzie stworzyli nas, ukształtowali
naszą osobowość i świat. Ich losy w pewien sposób determinują nasze, choć
najczęściej nawet o tym nie wiemy. Zwykle jednak taki stan rzeczy nam nie
przeszkadza – od małego mamy tyle tożsamości i wiedzy o przodkach, że wystarcza
nam na całe życie. Nie zagłębiamy się w szczegóły z wielu podwodów, z których
najważniejszym jest oczywiście nasz cenny czas i trud, jaki musimy podjąć, mimo
że nie zawsze wynik jest współmierny do starań. Szczegóły zresztą nie zawsze są
bezpieczne i wygodne – lepiej nie wiedzieć, że ukochana babcia podczas drugiej
wojny domowej wydała Żyda, którego ukrywała inna polska rodzina, oczywiście
pomijając wszystkie motywy. Czasami – tak jak jest w moim przypadku – znajomość
szczegółów zmienia diametralnie pogląd o rodzinie, rozszerza perspektywy. Bo
choć wiedza o jakiś przyrodnich braciach i siostrach, tajemnicach i kończących
się katastrofalnie romansach nie jest może koniecznie potrzebna, ale pozwala
lepiej poznać przodków, których kawałek noszę w sobie. Ale to także hobby, pasjonujące
i niewdzięczne, jak wszystkie nauki pomocnicze historii – drzewo rozrasta się
we wszystkich kierunkach, pojawiają się jacyś nieznani wcześniej kuzyni tam,
gdzie myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy, a przodkowie odkrywają swoje
twarze i tajemnice, w żaden sposób nie potrafiąc zahamować mojej ciekawości.
Ale i tak wcześniej, kiedy byłam zbyt młoda by zrozumieć ideę drzewa
genologicznego, a większość historii rodzinnych nie była na moje ucho,
wiedziałam, skąd pochodzą moi przodkowie i nie musiałam martwić się o swoją
przynależność i tożsamość; byłam nawet dumna ze swojej krwi. Z psychologicznego
punktu widzenia była to najlepsza rzecz, jaka mogła mnie spotkać: osoby, które
od najmłodszych lat czują się związane ze swoją rodziną i bezpieczne, unikają w
późniejszych latach poważnych komplikacji osobowościowych. Gorzej z tymi,
którzy nie zaznali tego uczucia; których dzieciństwo było traumatyczne lub
naznaczone strachem przed najbliższymi, których zachowań nie mogli zrozumieć,
ale podświadomie wiedzieli, że muszą mieć źródło w przeszłości. W dorosłość
wkraczają z tym strachem, szukają prawdziwej miłości i jak największego
poczucia stabilizacji, uciekają w toksyczne związki i, chociaż są świadomi, że najlepszym
lekarstwem byłaby konfrontacja z przeszłością, uciekają bojąc się tego niż
własnego lęku. Wolą się bać wspomnień z dzieciństwa niż tego, co nosili w sobie
najbliżsi. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">W takiej sytuacji znajduje się bohaterka książki, Łucja
Sowińska. To młoda lekarz psychiatra i neurochirurg, która jednak nie potrafi poradzić
sobie ze swoją własną przeszłością. Matka kobiety, Wiktoria, miała przypadek
ciężkiej schizofrenii paranoidalnej, ojciec był nałogowym hazardzistą i
pijakiem, a babka – choć kochała wnuczkę – tajemniczo po nocach płakała. Łucja
dorastała zatem w lęku przed demonami swoich bliskich, kryjąc się na ulicach
brzydkiej wtedy warszawskiej Pragi, jednak trauma pozostaje, tak samo jak
tajemnicza skrzynia pełna tajemniczych pamiątek pozostałych po rodzinie.
Kobieta nie chce jej otworzyć, ale do czasu. Pewnego razu na jej oddział
przywożą brutalnie pobitego mężczyznę, który po wzbudzeniu ze śpiączki oznajmia
Łucji, że jest łudząco podobna do pewnego portretu. Kiedy okazuje się, że ma
rację, bohaterka stanie przed koniecznością otworzenia tajemniczego kufra i zmierzenia
się z mroczną, niezbyt zrozumiałą historią swojej rodziny, tragicznie splecioną
z tragicznymi losami Polski i Europy w okresie Wielkiej Emigracji i II Wojny
Światowej. A ponieważ jej los splecie się z historiami kilku innych osób, nie
wszystko w jej życiu ułoży się tak, jakby tego pragnęła. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Uwielbiam sagi rodzinne, co na pewno ma związek z moimi
genologicznymi zainteresowaniami. Śledzenie perypetii jakiejś rodziny na tle
ważnych przemian wizerunku świata, problemy i konflikty pozostawiające swój ślad
w następnych pokoleniach, które na ogół – w pozycjach mniej ambitnych –
dokonują rozliczenia z przeszłością i mogą odetchnąć z ulgą, albo w dramatyczny
sposób próbują dotrzeć do prawdy o sobie samych, odkrywając koszmary, które w
jakiś sposób zniszczą ich dotychczasowe życie albo nic w nim nie zmienią (w
tych bardziej ambitnych) to przyjemność, ale przede wszystkim to mądra lekcja i
głęboka refleksja na ludzkim losem. Refleksja bardzo bliska każdemu z nas, ale
jednocześnie bardzo uniwersalna; bardzo często możemy także utożsamiać się
bohaterami, ich lękami, wątpliwościami i radościami, tak jak oni każdego dnia
zmagamy się różnorakimi trudnościami, bo życie nie jest proste, na każdym
miejscu spotykamy trudności i przeszkody – nie tylko te codzienne, ale także te
wynikłe z zakrętów historii i jej kaprysów. Nie jest przecież przypadkiem, że
wiele Autorek – tych rodzimych i tych pochodzących z zagranicy – bardzo
interesuje się okresem II Wojny Światowej, która wniosła zamęt do bardziej lub
mniej uporządkowanego życia rodzinnego i czasami zmusiła do wyborów
ostatecznych, które położyły się cieniem na losach wszystkich członków rodziny,
także tych, którzy urodzili się później. Ten wątek staje się jeszcze
wyraźniejszy w literaturze polskiej – nasza historia jest bardzo bolesna, a
ponieważ historia dotyczy ludzkich losów, te niemal zawsze naznaczone były
tragedią, która dosięgała następne pokolenia, zwykle tego nieświadome,
kształtując ich psychikę i osobowość. Bo to ludzie i ich wnętrze, oddziałujące
na innych wokół jest – według mnie – najważniejszą rzeczą w tych opowieściach,
ich reakcje na wydarzenia jak na przykład wojna czy dziedzictwo przodków, które
tkwi w nim właściwie od urodzenia. I właściwie to ostatnie – obiecane przez
blurb – zachęciło mnie do sięgnięcia po tę książkę. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Muszę przyznać, że okładka, mimo swojego różowego koloru,
spodobała mi się od pierwszego wejrzenia. Zresztą nie jest to wściekły róż
przyozdobiony różowym brokatem, jak w tych starych powieściach obyczajowych dla
nastolatek (teraz mieszają róż z czernią, co wygląda równie tandetnie), ale
bardzo ciemny, niemal purpurowy. Takim kolorem zostały podświetlone praskie
kamienice, może ze zdjęcia przedwojennego, może z współczesnego, co daje
wrażenie nieco widmowe i intrygujące zarazem. Na ich tle odcina się biały zarys
kobiecej głowy, może ze starego portretu lub fotografii, w którym – zaskoczenie
– umieszczono fragment listu. Widać, że papier jest stary, zażółcony, a pismo
ładne, wyraźne z zawijasami; da się przeczytać słowa, które przyciągają wzrok.
Co jest tam o Paryżu, Czartoryskich, Żydach i nie wygląda na pierwszy lepszy
darmowy stock z Internetu, z jakich często korzystają wydawnictwa ale nie chcą
się przyznać. Ma to jakiś związek z treścią książki? Jeśli tak, to pachnie
jakimiś tajemnicy, pomyślałam przyglądając się książce jeszcze raz przed
zabraniem się do czytania. Kurczę, Wydawnictwo wie jak zaciekawić Czytelnika,
przynajmniej taką typową dziwaczkę jak ja. Tuż poniżej owej intrygującej sylwetki,
na ciemnym (brązowym? fioletowym? czarnym?) pasku, można przeczytać tytuł
pozycji, wydrukowany białą czcionką; poczyniłam błyskotliwe skojarzenie, że
podobna czcionka znajduje się na poprzedniej książce Autorki, którą
zareklamowano na ostatniej stronie pozycji. Zaskoczyło to mnie bardzo pozytywnie,
a w moim zrytym książkami mózgu pojawiło się marzenie o stworzeniu kolekcji i
przyjemna wizualizacja obu powieści na moich półkach, szczególnie że skromny z
pozoru grzbiet – wyróżniając się swoim różem i ciekawą czcionką – wygląda
naprawdę ładnie. Do tego wszystkiego pasuje intensywnie różowy grzbiet z
białymi napisami i zdjęciem Autorki – jest klasycznie i prosto, ale dzięki temu
udało się uniknąć najgorszego, jeśli chodzi o używanie koloru różowego w
okładkach: kiczu. Nie chciałam jednak dłużej się nad tym zastanawiać i
przejrzałam całą książkę, z zaskoczeniem odkrywając umieszczone wewnątrz
zdjęcia i ładną, przyjemną w czytaniu czcionkę, która nadawała intrygującego
charakteru całej pozycji. Krój ładny, a absolutne <i style="mso-bidi-font-style: normal;">novum </i>w powieści – przynajmniej dla mnie – czyli zdjęcia sprawiały,
że byłam ciekawa treści książki, a kiedy zobaczyłabym ją w księgarni, z
pewnością nie minęłabym ją obojętnie. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Właśnie, zdjęcia. Ciekawa jestem, skąd Autorka je
wytrzasnęła. Kupowała na Allegro, jak autor <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Fotoplastykonu</i>,
Jacek Dehnel? Skoro tak, to podziwiam zaangażowanie, bo dopasowanie fragmentów
gazet i fotografii tak, by pasowały do koncepcji musiało być żmudne.
Podejrzewam jednak, że zebrała dostępne materiały i z nich składała historię
Łucji i jej rodziny, a dzięki skrywającymi się za czarno-białymi zdjęciami
ludziom wymyślała bohaterów i ich historie, a także – co stanowi trzon
opowieści – ich tajemnice. W każdym razie umieszczanie tych fotografii w
książce, łącznie z gazetami i odkrytymi przez bohaterkę dokumentami było bardzo
oryginalnym, intrygującym pomysłem, dzięki któremu zawartość rodzinnego kufra
Łucji jest dostępna także dla Czytelnika. Chociaż, z drugiej strony, więcej
jest wycinków gazet i niż ludzkich twarzy, a szczególnie mało portretów.
Żebyście sobie nie pomyśleli, że jakaś dziwna jestem i jako fan historii nie
lubię starych gazet, ale to przecież nie monografia, w której Autor stara się
pokazać wiele rzeczy na zdjęciach, to powieść narracyjna, w której
przedstawiamy sylwetki ludzi, jeszcze tak fascynujących jak ci, których pisarka
przedstawiła w swojej opowieści. Oczywiście, nie konkretnie z tego powodu było
mi tak przykro, bo przeczytałam tyle fascynujących rzeczy, w której nie było
narysowanej ni kreski, ale skoro od początku pisarka skutecznie rozpala ciekawość
Czytelnika i obiecuje mu niezwykłą atrakcję w postaci zdjęć bohaterów, to
powinna się trzymać się do końca, prawda? Sam pomysł jednak bardzo ciekawy i
udany, wzbogacający percepcję czytającego, ale jednocześnie, w pewien sposób,
ograniczający jego wyobraźnię. Zresztą można potraktować to jako pewien
eksperyment, rodzaj komiksu, sprawdzić, czy w takiej konwencji miło jest nam
się poruszać; możemy sprawdzić to chociażby czytając opis bohatera w tekście, a
potem oglądając zdjęcie i sprawdzając, czy nasze wyobrażenia były podobne. Mogą
wyjść ciekawe rzeczy, albo – tak jak mi – nic. Tyle że nie wiem, czy to dobrze,
czy też nie. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">W miarę czytania okazało się jednak, że mam większe
zastrzeżenia do bohaterów, nie mające nic wspólnego z ich wyglądem na zdjęciach.
W największym skrócie chodzi o to, że mieli więcej cech wspólnych z marmurowymi
posągami niż z rzeczywistymi ludźmi, o jakich – przynajmniej moim skromnym
zdaniem – powinna traktować powieść. Może nie żywymi w dosłownym tego słowa
znaczeniu, ale realistycznych, namacalnych, takich, których problemy
autentycznie zaczęły obchodzić Czytelnika. W tym przypadku to tylko marzenie.
Bo taka Łucja Sowińska. Pomijając fakt, że w literaturze popularnej jest na
pęczki seksuologów, którzy nie potrafią poradzić sobie ze swoim związkiem,
policjantów, którzy w domu mają patologię albo sami uzależnieni są od używek,
no i pań doktor, które obawiają się, że coś z nimi nie tak, bo rodzina. Już o
paranoiczkach bojących się objaw choroby psychicznej rodziców czytałam tyle, że
mam tego dość. A tu kolejny, szablonowy przykład. Łucję w dodatku nękają
niezwykłe i podejrzane (z uwagi na występowanie w jej rodzinie przypadków
schizofrenii) koszmary pełne rodzinnych tajemnic, demony z przeszłości i strach
z dzieciństwa, a także głęboki lęk przed odkopaniem rodzinnych sekretów. Tak
sobie zresztą myślę, czy lekarz neurochirurg może być jednocześnie psychiatrą,
co Autorka kilka razy sugerowała i dochodzę do wniosku, że nie. Błąd logiczny?
Może. Oczywiście w wiek bohaterki nie wnikam, bo smutno robi mi się na myśl
wniosków, do jakich bym doszła. Nikogo też nie oskarżam, chociaż jako
humanistka nie mam ochoty wypowiadać się na temat fizyki kwantowej, żeby nie
popełnić takich głupich błędów. W każdym razie Łucja, jak każda porządna
bohaterka, ma poranione uczuciowo serce, co jednak nie jest tak wielkim
problemem jak mogłoby się wydawać – atrakcyjna pani doktor ma wielu adoratorów,
którzy poświęcą dla niej wszystko, nawet swoje życie i pozwolą jej łamać ich
serca ile tylko chce. To takie typowe. I jeszcze ta rosnąca liczba przyjaciół
wprost proporcjonalnie do przyrastania ilości kłopotów. Ja tego już zupełnie
nie rozumiem. W zwykłym życiu z wielkim trudem utrzymujesz wokół siebie grupkę
znajomych i przyjaciół, przy udawaniu, że <i style="mso-bidi-font-style: normal;">nie</i>
jest się zrzędą i skrajnym mizantropem, a ta czaruje każdego od tak. No kurde,
to zupełnie nie <i style="mso-bidi-font-style: normal;">fair</i>. I przede
wszystkim jakoś tak mocno nierzeczywiście, nawet jak na powieść, która w
założenia wykorzystuje wątki paranormalne. To byłoby dziwne nawet na Marsie w
najbardziej odjechanym SF, a co dopiero w tego typu powieści. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Ten zarzut można także wykorzystać przy ocenianiu innych postaci
– przede wszystkim kochasiów Łucji i jej przyjaciółki Magdy. Zarówno Łukasz jak
i Władysław charakteryzują się nieuzasadnioną miłością do Łucji i zaawansowaną
bezbarwnością (poza tym, że obaj są ludźmi wykształconymi, z bardzo wysokim IQ
i sprawiają wrażenie wymuskanych dżentelmenów, przynajmniej tak myślę). Nie
mają żadnych cech, o których mogłabym napisać szerzej; moje emocje odnośnie ich
postaci nie są również ciekawe, bo chyba każdy wie, że irytacja fajnym uczuciem
nie jest. Zresztą dziwi mnie to, bo na wątek miłosny Autorka poświęciła dużą
partię książki, miała więc szansę na intrygujące rozbudowanie postaci,
pogłębienie ich charakterów, przynajmniej do minimum, dodanie im iskry życia,
czy po chociaż nakreślenie ich ciekawego portretu. Żeby chociaż było widać, że
się starała, próbowała w tej kwestii zrobić coś wtórnego, cokolwiek, nawet
wspomnieć o nawykach żywieniowych, włożyć w usta jakiś śmieszny żart, dodać
jakąś prawdziwą, znaną z autopsji cechę, niekoniecznie nawet zaletę. Wbrew
pozorom postacie same się nie stworzą, a napastowanie byłej żony swojego brata
i niedwuznaczne narzucanie się nie czyni z bohatera drugiego Romeo czy pana
Darcy’ego, naprawdę. To nie jest miłe uczucie dla czytelnika, kiedy bohaterka
zachwyca się facetem, który podrywa ją na dziwny obraz i na dobrą sprawę robi z
to przyczyn niewyjaśnionych – ów przystojniak jest tylko imieniem i nazwiskiem
na kartce papieru, bez żadnych cech, dzięki którym zapamiętaliśmy go na kilka
dni po zakończeniu lektury; postać tak papierową i pustą, że aż boli. Wyjątkiem
potwierdzającym regułę jest ruda Magda – najlepsza przyjaciółka głównej
bohaterki, której wątek był równie nieśmieszny co dziecinny. No bo żeby to była
jakaś kreskówka dla dzieci albo jedna z tych głupich komedii, ale to przecież –
teoretycznie oczywiście – poważna książka dla dorosłego czytelnika, obfitująca
w tragiczne zdarzenia, konflikty i romantyczną miłość, pełną bólu i cierpienia.
Oczywiście, bohaterka ma pełne prawo posiadania zakręconej i szalonej
przyjaciółki, ale przecież nawet ja nie doszłam do takiego poziomu dziwności i
– módlcie się za mnie, wszyscy bogowie olimpijscy – nigdy nie dojdę. Zresztą
chyba nie muszę opisywać tego bolesnego uczucia, kiedy rzecz należącą do
kategorii nieśmiesznych kawałów ktoś traktuje całkiem poważnie. Na szczęście,
Autorka zlitowała się nad nami i postać Magdy pojawia się wystarczająco rzadko
i jest niedostatecznie zarysowana, by wywoływać taką irytację w czytelniku, by
zniechęci się do książki zupełnie. Na szczęście. Jeszcze więcej trochę Magdy,
jeszcze więcej trochę bezcelowego absurdu i załamanie nerwowe w moim życiu
stałoby się faktem. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Nie chwal dnia przed zachodem – nawet nie wiecie, jak
wielką to okazało się prawdą. Po kilku pierwszych stronach, kiedy czytałam
książkę jeszcze z prawdziwym zaciekawieniem, myślałam, że język Autorki będzie
rzeczą, którą będę wychwalać najbardziej. Ba! Spodziewałam się, że będzie
szybko i lekko, a książka stanie się historyczną rozrywką, odpoczynkiem od
lektur cięższych, bardziej wymagających. Coś zaczęło się psuć już na początku,
kiedy opisany został sen bohaterki. Bardzo nie lubię opisywania snów, szczególnie
tych pisarzy, którzy nie są Marquezem czy innym mistrzem rozumiejącym logikę
snu. To było zaledwie preludium. Autorka, uważając się za wielką literatkę,
sięgnęła po frazy i styl zaczerpnięty z innych wielkich powieści. Z każdej
strony książki bucha artyzm, prawdziwe emocje, epicko nakreślone obrazy; słowem
styl pisarki dosięga literackich wyżyn. Tylko dlaczego wszystko wydaje się dość
pretensjonalne? Nieszczere? Płytkie? Wydumane? Za słowami nie ukrywają się
żadne emocje, dobre wyrażenia (zapożyczone często od innych) giną w gąszczu
słabej prozy, z trudem składanych zdań, którym dobrze zrobiłby zabieg odwrotny
do zaprezentowanego czyli lekki, nieskomplikowany styl, proste emocje – chociaż
może wtedy zganiłabym Autorkę za wielką prostotę, z całością byłoby o wiele
lepiej. Może wtedy książka nie miałaby tego rysu epickości, śmiertelnej powagi,
może scena erotyczna nie prześcignęłaby wszystkiego, co dotychczas na ten temat
napisano, może stany psychiczne bohaterki nie byłyby wtedy tak bardzo
wiarygodne. Tylko dlaczego to wszystko brzmi bardzo fałszywie? Dlaczego te
kwieciste wyrażenia wydają się pochodzić z tych arcyciekawych pamiętniczków
egzaltowanych pensjonarek albo kobiet, które można nazwać tym mianem? Kolejną
wadą stylu pisarki jest szczegółowe opisywanie kolejnych czynności bohaterki.
Czy Autorka chciała w ten sposób sprawić, że jej książka będzie dłuższa? Bo
chyba nie uważa ona, że tak jest dobrze? W każdym poradniku dla początkujących
pisarzy napisane jest, że tak po prostu się nie robi – bohater wchodzi do
pomieszczenia, a nie wkłada klucz, przekręca go, naciska klamkę i zdejmuje buty
lub nie; dłużyzny obejmowały także inne, znaczne partie tekstu jak wędrówka po
Pradze, której skutkami był tylko sen, jeszcze więcej stron i jeszcze więcej
użalania się nad Łucją. W tym miejscu Autorka mogłaby zrobić coś, żeby
bohaterowie bardziej przypominali zwykłych śmiertelników, przynajmniej taka
jest moja sugestia. Ponieważ umiem czytać i żyję jakiś czas na tym świecie,
myślę, że instrukcja jak przechodzić po pasach jest mi niepotrzebna. Zresztą
podobno ta książka traktuje o czymś innym, znacznie bardziej interesującym niż
– na przykład – gotowanie Łucji i inne tym podobne sprawy. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Na torcie musi być wisienka, bo bez niej nie byłoby
przecież tak fajnie. Ową wisienką u mnie będzie fabuła pozycji. Przede wszystkim
jeszcze raz zaznaczę – o czym pisałam w znacznie starszych tekstach – nie lubię
połączeń powieści obyczajowej czy też sagi rodzinnej z fantastyką. Oczywiście,
wspaniale jest, kiedy te dwie płaszczyzny przenikają się nawzajem, tworząc
oryginalną mieszankę, ale myślę, że tylko w wypadku, kiedy cały świat
przedstawiony jest przesiąknięty magią, a nie tylko życie jednego z bohaterów,
z czym do czynienia mamy i tym razem. Autorka, bez szkody dla powieści, mogłaby
przebaczyć sobie te wszystkie magiczne naleciałości i opowieści o spirytystach,
którzy toczyli magiczne pojedynki jak w <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Harrym
Potterze</i> jak i owego fizyka, który zajmował się czwartym wymiarem, już o
duchu Marianny nie mówię (pomijam milczeniem legendy o białej damie w tamtej
wieży, bo nie mam ochoty zastanawiać się nad owym weselem, w którym pan młody i
świadek bez określonego powodu powiesili się tam… czy to już horror czy jeszcze
farsa?), bo zostało przedstawione to na tyle nieprawdopodobnie, że trudno w to
uwierzyć i to nie tylko pod względem językowym. Powieść została nieprzemyślana,
do tego stopnia, że z nagromadzenia sensacyjnych faktów i nadnaturalnych
zdarzeń nic tak naprawdę nie wynika, bo poszukiwania Łucji kończą się nie
dojściem do jakiejś prawdy o zagadkowej Mariannie, ale napisaniem książki,
chociaż wcześniej byliśmy świadkami wielu zaskakujących zdarzeń, sugerujących,
że zakończenie będzie zapierało dech w piersiach i przede wszystkim wyjaśni
chociaż parę kwestii, których byliśmy ciekawi. Ja to naprawdę rozumiem i myślę,
że niedopowiedzenia są dobre, ale żeby były takie duże? Przecież w końcu nie
wiemy niemal tyle, co na początku, pomijając pokrętne wytłumaczenia konfliktu
między babką a jej siostrą, no i kwestię żydowską, bardzo w powieści szeroko
ujętą. I myślę, że nie przypadkowo, bo – choć nie będę o nic Autorki oskarżać,
a do klimatów antyżydowskich bardzo mi daleko, tak samo jak do bronienia tych
parszywych polskich jednostek, które wolały wydać Żyda niż ryzykować dla niego
życie <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>– pisarka chciała być lekko
kontrowersyjna. Nie tylko Marianna, której postać dominuje całą książkę, ma
dużo wspólnego z Żydami – resztę rodziny Łucji możemy podzielić na tych, którzy
mieli korzenie żydowskie i tych, którzy owych Żydów nienawidzili. Ba, to
dotyczy nawet matki, którą w stanach schizofrenicznych nawiedzali Żydzi i
opiekunki małej Łucji, która była owocem romansu pewnego Żyda. I te praskie
kapliczki z Maryją. W snach bohaterki płaczą, mają gwiazdy Dawida na
płaszczach, a w rzeczywistości prześladują Łucję na każdym praskim podwórku, we
wspomnieniach jej i innych. Przypadek? Może to próba podjęcia kontrowersyjnego
tematu? Wszak pachnie tu aluzjami do osławionego polskiego antysemityzmu…
Porzućmy jednak te ważkie kwestie i skupmy się na ważniejszych rzeczach, przede
wszystkim na nieścisłościach i tego typu kłopotach. A zdarza się ich dużo,
właściwie dzieją się przez większą część książki. Poza drobnymi, wywołującymi
tylko złośliwy, krzywy uśmieszek (<i style="mso-bidi-font-style: normal;">vide </i>choćby
godziny pracy Łucji jako lekarza w początkowych rozdziałach), to tajemnicza
choroba bohaterki zaparła mi dech w piersiach, oczywiście w sensie negatywnym.
I nie mówię tu dezorientacji, jaką u mnie wywołał ten pomysł, czytaniu po kilka
razy tych samych linijek tekstu w poszukiwaniu jakiegoś racjonalnego
wytłumaczenia, ale o zupełnej nielogiczności tego konceptu. Co? Jak? Dlaczego?
Może ktoś mi to wytłumaczyć? Nie mam w rodzinie – niestety – lekarza, więc nie
mogę pokusić się o taką weryfikację. Na chłopski rozum jednak, całość nie ma
żadnych zrozumiałych podstaw, zarówno fabularnych, psychologicznych jak i
medycznych. Zresztą większość czyta się tak, jakby Autorka chciała umieścić
fabułę książki na Marsie, a na Ziemię zdecydowała się w ostatniej chwili. Z
całym szacunkiem, ale tak właśnie się czułam przez znaczną większość tej
książki. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Trochę mi szkoda, że prawie wszystko poszło nie tak.
Szkoda, że nie można napisać tego od nowa, bo na kilku dobrych pomysłach
Autorki dałoby się zbudować ciekawą rzecz. Trochę szkoda, że historia z niezłym
potencjałem za jakiś czas stanie się jedną z wielu książek na mojej półce,
której fabuły ani bohaterów nie pamiętam. Na pewno bowiem pisarka włożyła w
powieść dużo pracy, a szkoda, że nie zaowocowało to czymś dobrym, a
przynajmniej rozrywką, zanurzeniu się w świat jakichś bohaterów i ich rodziny.
Trochę szkoda, że tajemnica kobiety z obrazu nie wyjaśniła się tak naprawdę.
Trochę szkoda… kiedy miałabym to wszystko pisać, najprawdopodobniej zapisałabym
kolejne pięć stron. A tyle nie potrzeba. W ogóle o tej książce nie potrzeba
było tyle pisać – ten czas, przeznaczony na pisanie i czytanie mogłam poświęcić
innym zainteresowaniom, może właśnie szukaniem swoich przodków, szukaniem
swoich korzeni, poznawania rodzinnej i swojej historii. O tyle lepszej od
czytania tej książki, że prawdziwej, swojskich i pozbawionej całej tej
pompatycznej narracji i błędów, chociaż tak samo pełnej <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>wspomnień i ludzkich losów, zaklętych w
uśmiechach na starych fotografiach. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Tytuł: „Twarz z lustra” </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Autor: Elżbieta Wichrowska </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Moja ocena: 1/10 </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Za egzemplarz serdecznie dziękuję
wydawnictwu MG </span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-26444059938352913252015-11-08T17:32:00.000+01:002015-11-13T20:51:24.196+01:00Poetycka Niedziela #10: Czesław Miłosz „Piosenka o końcu świata” + rozwiązanie konkursu <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnMNEoEUyJ_z4eViC58TIytfE7Mz0kEtH2aqzZza48JUXv9sHb-v5pmb7FipVdq_G4sz-Ej4_om1ABhJ56EqpJffeSHL6nrx-H0pT_HnhX9oFtu37_vU-pqd3EU9ELE4-qZb6NglV-o1U/s1600/Czes%25C5%2582aw_Mi%25C5%2582osz_2011%2528Lt%252C_detail%2529.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnMNEoEUyJ_z4eViC58TIytfE7Mz0kEtH2aqzZza48JUXv9sHb-v5pmb7FipVdq_G4sz-Ej4_om1ABhJ56EqpJffeSHL6nrx-H0pT_HnhX9oFtu37_vU-pqd3EU9ELE4-qZb6NglV-o1U/s320/Czes%25C5%2582aw_Mi%25C5%2582osz_2011%2528Lt%252C_detail%2529.jpg" width="227" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Czesław Miłosz </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">(1911-2004)<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"> </b>– polski poeta i pisarz, laureat literackiej Nagrody Nobla.
Urodził się na Litwie, w rodzinie szlacheckiej, w czasie II Wojny Światowej wyjechał
do Warszawy, a potem Krakowa. W 1960 roku przeniósł się do Stanów
Zjednoczonych, skąd wrócił w latach 90. Nagrodę Nobla otrzymał w roku 1978 za
całokształt twórczości, jest także kawalerem Orderu Orła Białego. W jego
twórczości, obok bardzo wyraźnych nawiązań do poezji katastroficznej,
dominujące są także wątki religijne i kontemplacyjne; podejmował problematykę
powrotu do dawnych wartości, kultury, sumienia i wiary, wyrażając pogląd, że
jest to droga do ocalenia człowieczeństwa, którego kryzys widział w II Wojnie
Światowej. Jego poezję przetłumaczono na 44 języki. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-left: 72.0pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">W dzień końca świata <br />
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji, <br />
Rybak naprawia błyszczącą sieć. <br />
Skaczą w morzu wesołe delfiny, <br />
Młode wróble czepiają się rynny <br />
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-left: 72.0pt; text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" style="margin-left: 72.0pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">W dzień końca świata <br />
Kobiety idą polem pod parasolkami, <br />
Pijak zasypia na brzegu trawnika, <br />
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa <br />
I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa, <br />
Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa <br />
I noc gwiaździstą odmyka.</span></div>
<div align="center" style="margin-left: 72.0pt; text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" style="margin-left: 72.0pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">A którzy czekali błyskawic i
gromów, <br />
Są zawiedzeni. <br />
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb, <br />
Nie wierzą, że staje się już. <br />
Dopóki słońce i księżyc są w górze, <br />
Dopóki trzmiel nawiedza różę, <br />
Dopóki dzieci różowe się rodzą, <br />
Nikt nie wierzy, że staje się już.</span></div>
<div align="center" style="margin-left: 72.0pt; text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" style="margin-left: 72.0pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Tylko siwy staruszek, który byłby
prorokiem, <br />
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie, <br />
Powiada przewiązując pomidory: <br />
Innego końca świata nie będzie, <br />
Innego końca świata nie będzie.</span></div>
<div align="center" style="margin-left: 72.0pt; text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" style="margin-left: 72.0pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">* </span></div>
<div align="center" style="margin-left: 72.0pt; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Chciałabym także przedstawić wyniki przeprowadzonego konkursu.
Bardzo dziękuję za zgłoszenia i zainteresowanie, jednak – niestety – zwycięzca
może być tylko jeden. Przypominam, że wygrać można było książkę Sue Monk Kidd <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Sekretne życie pszczół </i>od Wydawnictwa
Literackiego. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Zgłoszenia zostały przeze mnie ułożone w kolejności ich
otrzymywania, od pierwszego do ostatniego, brałam pod uwagę tylko te osoby,
które wysłały zgłoszenie na blogowy mail. Poszczególnym zgłoszeniom
przyporządkowałam liczby: </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-left: 36.0pt; mso-list: l0 level1 lfo1; tab-stops: list 36.0pt; text-align: center; text-indent: -18.0pt;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt; mso-bidi-font-family: Georgia; mso-fareast-font-family: Georgia;"><span style="mso-list: Ignore;">1.<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span></span></span><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Ada Puszkarska </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-left: 36.0pt; mso-list: l0 level1 lfo1; tab-stops: list 36.0pt; text-align: center; text-indent: -18.0pt;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt; mso-bidi-font-family: Georgia; mso-fareast-font-family: Georgia;"><span style="mso-list: Ignore;">2.<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span></span></span><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Insane Sanity </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-left: 36.0pt; mso-list: l0 level1 lfo1; tab-stops: list 36.0pt; text-align: center; text-indent: -18.0pt;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt; mso-bidi-font-family: Georgia; mso-fareast-font-family: Georgia;"><span style="mso-list: Ignore;">3.<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span></span></span><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Ruda Recenzuje </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-left: 36.0pt; mso-list: l0 level1 lfo1; tab-stops: list 36.0pt; text-align: center; text-indent: -18.0pt;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt; mso-bidi-font-family: Georgia; mso-fareast-font-family: Georgia;"><span style="mso-list: Ignore;">4.<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span></span></span><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Dziewczyna z książkami </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Ponieważ chcę uniknąć stronniczości, za mnie wylosowała
strona Losowe.pl: </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWJ5QO6Cl9igjQe31gFxu4Ix4ZL7hiCREn-IxGzAZ5j9ZtPc5iUs74UcjB-A-3iPN9dZDBhSPaeNNkx13kXK-oez8cx0JYUnaVP1ytiNLe02fw9JyRSn7FXA70goQuH9ADHrrkn30VoR4/s1600/ROZWI%25C4%2584ZANIE+KONKURSU.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="155" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWJ5QO6Cl9igjQe31gFxu4Ix4ZL7hiCREn-IxGzAZ5j9ZtPc5iUs74UcjB-A-3iPN9dZDBhSPaeNNkx13kXK-oez8cx0JYUnaVP1ytiNLe02fw9JyRSn7FXA70goQuH9ADHrrkn30VoR4/s400/ROZWI%25C4%2584ZANIE+KONKURSU.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Serdecznie gratuluję więc zwyciężczyni <b style="mso-bidi-font-weight: normal;">Ruda Recenzuje </b>, a pozostałe osoby
zapraszam do kolejnych konkursów – szczęście może spotkać każdego z Was. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 18.0pt;">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-9816389963006604092015-11-06T17:03:00.000+01:002015-11-13T20:40:29.412+01:00PODSUMOWANIE PAŹDZIERNIKA 2015 <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwYFYa3XnKxiJeVFwy5g3N4g2JnAKGlyFlYNq8vAY2kirfOseYAjngzK9dE_TWJMhcynV_adpmEElHRXik8TvfFaquEszkSblOfGdt-dXroj2egTpqH67MbsFjBQy710AE79Rm3YijKBQ/s1600/img_8858-11.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="231" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwYFYa3XnKxiJeVFwy5g3N4g2JnAKGlyFlYNq8vAY2kirfOseYAjngzK9dE_TWJMhcynV_adpmEElHRXik8TvfFaquEszkSblOfGdt-dXroj2egTpqH67MbsFjBQy710AE79Rm3YijKBQ/s320/img_8858-11.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Już październik! Czy ja nigdy nie przestanę dziwić się, że
ten czas mija tak szybko? Kolejny miesiąc przeleciał jak biczem strzelił. Choć
z drugiej strony może to i dobrze – październik nie należy do moich ulubionych
miesięcy, a powodem jest pogoda, która skutecznie zniechęca do zbierania kości
z tapczanu i brak słońca. Dzięki temu, mimo przesunięcia godziny, o siódmej
rano mam wrażenie jakby to była dopiero – nie przesadzając – trzecia nad ranem.
No i jeszcze to zimno. Jak można odciągać mnie od grzejnika i wyciągać spod
kocyka? Szczególnie że nie wszędzie kaloryfery działają, co samo w sobie jest
strasznym okrucieństwem. Wszystko razem sprawia, że książki pozostają na
dalszym planie, a i nawet po zaaplikowaniu sporej dawki kofeiny przypominam
<i>Grumpy Cata</i> bardziej niż jakiekolwiek inne stworzenie na tej planecie pełnej,
ciepłych miejsc, do których nie mogę wyjechać na całą zimę. wesołych Dlatego
odliczam dni od Świąt i tygodnia – a może nawet więcej – wypoczynku, wlokąc się
do weekendów, które jak na złość stają się coraz krótsze. Tym bardziej krótsze,
że przybywa coraz więcej wspaniałych książek, które chciałabym przeczytać, a do
głowy przychodzi coraz więcej słów i myśli, które mogłabym użyć w recenzjach.
Nawet nie wyobrażacie sobie jakie to smutne. Oczywiście nie wspominam tu o
płytach, których nie przesłuchałam do końca, ponieważ zasnęłam i których nie
potrafiłam docenić. Ile to jeszcze potrwa? Ja chcę już wiosnę! Albo
przynajmniej śnieg za oknem, kakao i zero problemów. Mam już dość zimy, zanim
naprawdę się zaczęła. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Ale nie narzekam, bo i Wy prawdopodobnie nie macie dobrego
humoru, a moje dziecinne narzekania psują Wam go jeszcze bardziej. Przejdźmy do
podsumowania z prawdziwego zdarzenia, czyli gdybania na temat tego, co w tym
miesiącu (nie) pojawiło się na blogu. Bo poza konkursem – którego rozwiązanie
już w niedzielę – i kilkoma nowymi, ciekawymi współpracami recenzenckimi nic tu
interesującego się nie działo i tygodniowe dziury, kiedy nie miałam czasu
spokojnie usiąść i pomyśleć, nie mówiąc o napisaniu czegokolwiek trzymającego
się kupy, zapychały kolejne odcinki Poetyckiej Niedzieli. Zresztą bardzo się
cieszę, że polubiliście ten cykl, co piszecie mi w komentarzach. To bardzo dużo
dla mnie znaczy, szczególnie że wstawianie wiersza w każdą niedzielę jest
rzeczą dla mnie bardzo ważną, z różnych powodów, choć niewątpliwie ważnym
zadaniem wierszy jest ratowanie Zakurzonych Stronic, kiedy jest ryzyko, że nie
dam rady skrobnąć żadnej recenzji czy dłuższego tekstu. Chociaż mam nadzieję,
że w tym miesiącu tak źle nie będzie, bo mam spore zaległości i moim zadaniem
jest je nadrobić; w dodatku zawarłam kilka nowych, obiecujących współprac
recenzenckich, co skutkuje poszerzeniem moich czytelniczych zainteresowań.
Znalazłam także kilka stałych źródeł nowych książek, które tylko zachęcają mnie
do coraz większego uzależniania się od czytania. Mam także kilka zupełnie
nowych pomysłów na innowacje na Zakurzonych Stronicach i kiedy czas na to
pozwoli coś jeszcze – jak zwykle pozmieniam. W każdym razie zobaczymy. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Tak jak pisałam miesiąc wcześniej, blogowy Instagram
wygasa, ewentualne zdjęcia będą pojawiać się na Facebooku. Niepewny jest także
los kolaży, w każdym razie dopóki nie wykombinuję jakiegoś dobrego, darmowego
programu graficznego umożliwiającego ich tworzenie (jeśli jakiś znacie, proszę,
napiszcie w komentarzach). </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Przechodzimy zatem do spraw najważniejszych – książek i
recenzji. Trzeba przyznać, że w tym miesiącu było – delikatnie mówiąc – średnio
<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>ilościowo, ale za to świetnie jakościowo.
Przeważająca większość z nich była względnymi nowościami, bo były to
egzemplarze recenzenckie, więc mimo że na moich półkach pojawiło się mnóstwo
innych ciekawych rzeczy (świadectwa wydawania wszystkich pieniędzy na książki),
nie miałam czasu nawet ich dotknąć i gruntownie przejrzeć. No dobrze,
przesadzam. W każdym razie dopiero teraz zobaczyłam jak wielkie mam zaległości
i ile tego wszystkiego zostanie mi na resztki czasu, które bezsprzecznie będę
mogła nazwać wolnym. Ale znów narzekam. Żebyście nie musieli tego wszystkiego
czytać, przechodzę do konkretów. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">0/10 -</span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">0,5/10 – </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></b></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">1/10 -</span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">1,5/10 - </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">2/10 - </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">2,5/10 – </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">1 książka</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">3/10 –</span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">3,5/10 – </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">1 książka </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">4/10 – </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">4,5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">5,5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">6/10 – </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">1 książka </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">6,5/10 – </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">1 książka </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">7/10 – </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">7,5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">8/10 – </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">1 książka</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">8,5/10 – </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></b></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">9/10 – </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;"></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">9,5/10 – </span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">10/10 – </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">1 książka</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Ilość recenzji: </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">6 </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Średnia: </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">6 </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Mimo wszystko październik podzielił sukces września.
Bardzo się cieszę, że jednak udaje mi się dobierać lepsze książki, czytać lepszą
literaturę i w końcu czerpać z tego tyle radości ile się da. Dobrze zresztą
wiedzieć, że lekka zmiana profilu bloga na recenzje książek poważniejszych,
znacznie bardziej ambitnych (a przynajmniej na takie, które wyglądają na
ambitne) i rezygnowanie z większości czytadeł daje takie efekty. Bo – wbrew
wszystkim pozorom – nie lubię pisać źle o książkach, wręcz przeciwnie: mogę je
chwalić, marzę, żeby wszystkie książki były dobre. I to marzenie zaczyna się
spełniać. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Najlepsza książka
października: </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Sofokles,
<i style="mso-bidi-font-style: normal;">Król Edyp<a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/10/nie-ma-niewinnych-recenzja-ksiazki.html" target="_blank"> </a></i><a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/10/nie-ma-niewinnych-recenzja-ksiazki.html" target="_blank">[recenzja]</a></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Najgorsza książka
października: </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Susan
Monk Kidd, <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Sekretne życie pszczół </i><a href="http://zakurzone-stronice.blogspot.com/2015/10/rodzina-pszczo-recenzja-ksiazki.html" target="_blank">[recenzja]</a></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="right" class="MsoNormal" style="text-align: right;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Ciepłego, miłego listopada życzy, </span></div>
<div align="right" class="MsoNormal" style="text-align: right;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Kylie </span></div>
<div align="right" class="MsoNormal" style="text-align: right;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Polub Zakurzone Stronice na
Facebooku <a href="https://www.facebook.com/zakurzonestronice/?ref=tn_tnmn" target="_blank">[klik!] </a></span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-7057981912581490972015-11-04T12:52:00.000+01:002015-11-04T14:01:25.748+01:00Smak buzy. Recenzja książki <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhw2tOkCLazWB8Mq0XLthK8awSskb2gB24akV11Bgxcf4-1rMslwHgtETgFZYcr9DwAI7gKAmf-9OcbT9SslrZZ8wNhVga2bML-Gw6pSW4SlytB6_kEVtkA7PlvdXcPdH3NIk6apXePRhw/s1600/Pamuk_Dziwna-mysl_m.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhw2tOkCLazWB8Mq0XLthK8awSskb2gB24akV11Bgxcf4-1rMslwHgtETgFZYcr9DwAI7gKAmf-9OcbT9SslrZZ8wNhVga2bML-Gw6pSW4SlytB6_kEVtkA7PlvdXcPdH3NIk6apXePRhw/s320/Pamuk_Dziwna-mysl_m.jpg" width="224" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Można mnie nazwać mieszczuchem – urodziłam się i
wychowałam w mieście, żyję w nim do dziś. I bynajmniej nie narzekam. Wszystkie
potrzebne sklepy mam tuż pod nosem, lekarza pediatrę i kościół też, z okna mogę
podglądać sortowanie listów na poczcie, księgarnie i pizzeria są zaledwie kilka
kroków. Nie muszę się także wysilać, by iść do Empiku czy galerii handlowej.
Dalej mam jezioro, cmentarz i jeszcze więcej sklepów, które z wrodzonego
lenistwa odwiedzam bardzo rzadko. Nie mogę więc narzekać, że jest mi tu źle –
żyje się tu komfortowo przynajmniej na moje niezbyt wygórowane wymagania. Mimo
tego nie czuję się jakoś przywiązana na tyle, byście nazwać mnie lokalną
patriotką; zainteresowanie historią mojego regionu jest raczej uprzejme w
stosunku do pewnego znajomego, który pisze artykuły do lokalnej gazety i
zazwyczaj polega na kulcie Anny Wazówny, która jest tu bardzo ważną
osobistością. Dlatego nie zauważam zmian, jakie powoli zaczynają zachodzić
wokół mnie i mojego miejsca zamieszkania. Zmian na gorsze, powiedziałabym, bo
na miejscu dzisiejszego parkingu przed wojną był ogród z stolikami i muszla
koncertowa; postępującą nowoczesną, ale i bardzo chaotyczną zabudową szepczącą
swoim zimnym minimalizmem dostojne, pruskie budynki z czerwonej cegły i
urokliwe kamieniczki. Usiłowaniem władz do zbliżenia wizerunku miasta do
metropolii, a nie urokliwego miasteczka, gdzie pośród uliczek usłyszeć jeszcze
stukanie podków koni sprzed stu lat. Takich miejsc jest coraz mniej,
szczególnie na obrzeżach, pośród nowych osiedli i wielkich blokowisk. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Ale za to o wiele bardziej lubię to samo miasto nocą,
chociaż większe miasta robią jeszcze lepsze wrażenie. Poza pijaczkami i
podejrzanymi typami ustawiającymi się w kolejkach do klubów nocnych od
rozświetlonych okien i witryn bije pewnego rodzaju ciepło; kiedy ludzie
wieszają tam lampki choinkowe i Mikołaje, efekt jest jeszcze potężniejszy, a mi
nie chce się wracać do domu. Zresztą nocą miasto wydaje się intymniejsze niż za
dnia, bardziej tajemnicze i wielkie. Wszechogarniające. Dające poczucie dziwnej
wspólnoty z tymi, którzy skryli się pod dachami swoich domów i mieszkań (nawet
jeśli są to tylko niebieskie odblaski od telewizora); ma się wrażenie, że
uliczki, znane od lat, stają się zawiłymi labiryntami, a parki magicznymi
ogrodami jak z baśni, w których zdarzyć może się wszystko (łącznie z
natknięciem się na niebezpiecznego pijaczka, całujących się w krzakach gimbów
czy agresywnych typków z podejrzanymi woreczkami i strzykawkami). Zresztą
ciężko jest zachwycać się urokami miasta, kiedy można natknąć się na tyle
niebezpieczeństw, ale mimo to wtedy domy i ulice oddziaływają na mnie jakoś
inaczej, czasami mam wrażenie, że wszystko odzwierciedla to, co czuję, a nawet
coś chce do mnie powiedzieć. Tylko co? Nie wiedziałam, a nie miałam odwagi się
pytać – jako zwykle racjonalna osoba posądzona zostałabym o branie czegoś bądź,
jeszcze gorzej, chorobę psychiczną. Zresztą sama się tego bałam, próbowałam to
tłumić, szukać jakichś racjonalnych powodów mojego dziwnego stanu ducha, które
– jak sądziłam – brało się ze zmęczenia lub też z kofeinowego haju; byłam
pewna, że moi zupełnie normalni znajomi tak nie mają. Dlatego byłam zdziwiona i
zaskoczona, kiedy odkrywałam, że to wcale nie jest nienormalne, a nawet
poznałam człowieka, który czuje tak samo jak ja. Mój nowy znajomy sam w sobie
jest niezwykły, bo pochodzi z Turcji i na ogół zajmuje się sprzedawaniem buzy,
czyli tradycyjnego, lekko alkoholowego napoju, a także, co najważniejsze, do
głowy przychodzą mu dziwne myśli. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Nazywa się Mevlut Karataş i, jak już wspomniałam,
sprzedaje buzę na ulicach Stambułu. Wraz z upływem czasu zawód to coraz
bardziej nieprzydatny, bo mało kto pije buzę, a jeśli tak, to taką ze sklepu –
Mevlut jest więc żyjącym reliktem z coraz bardziej dalekiej przeszłości, jednym
z niewielu podtrzymujących dawną tradycję, pamiętającym o odrębności narodowej
w coraz bardziej globalnym świecie. Wędrując nocą po ulicach miasta obserwuje
jego nocne życie, zmieniający się kształt i coraz bardziej nieznaną dla niego
twarz; wtapia się w noc i Stambuł, który zamienia się w inną, tajemniczą
krainę, odpoczywa, odnajduje najgłębszy sens w swojej egzystencji, nawet wtedy,
kiedy w jego życiu nie wszystko jest tak, jak powinno być. Poznaje przy tym
wielu ludzi, którzy w mniejszym lub większym stopniu ukształtują pewne części
jego życia, jednocześnie samemu funkcjonując w jakby zupełnie innym wymiarze,
obok świata. A wokół niego wszystko się zmienia, wszystko jest płynne,
przebiega historia jego życia i tych, którzy są z nim w jakiś sposób związani.
Mevlut wybiera sobie żonę, która nie jest do końca tą, której pragnął (przez to
później zaczną się problemy), rodzą się dzieci, w końcu bohater zostaje sam.
Wciąż zmienia miejsce zamieszkania, od wiejskiego<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>domu i pospiesznie budowanego <i style="mso-bidi-font-style: normal;">gecekondu </i>na jednym ze wzgórz Stambułu
do wielkiego, bezosobowego bloku; rodzina i przyjaciele odchodzą i przychodzą,
a gdzieś w tle całej opowieści wre skomplikowana polityka Republiki Tureckiej
pełna puczów wojskowych i ideologicznych przepychanek, z obowiązkowym portretem
Mustafy Kemala Atatürka na ścianie każdego domu i urzędu. Ale cokolwiek się
dzieje, wieczorami Mevlut przechadza się po ulicach i uliczkach, nawołując
„Buzaaa!” i – mimo lęku przed psami – zachodząc na stare, sułtańskie cmentarze,
gdzie zatrzymał się czas, a w głowie mając te swoje dziwne, tajemnicze myśli,
których czasami nie może zrozumieć. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Kiedy otwierałam tę książkę, zamkniętą w ciekawej,
oryginalnej okładce, była ona dla mnie zupełną niewiadomą. Ba! Dopiero przed
lekturą sprawdziłam – wstyd się przyznać -<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>czym jest buza i zagłębiłam się w tajnikach receptury i apetycznych
zdjęciach napoju. Ale czy treść mi się spodoba, czy zniechęcona nie odłożę
książki w połowie, lub też co chwila będę uderzać głową w biurko tudzież w ścianę
by znieczulić się przed ludzką głupotą wylewającą się z produktu
powieściopodobnego? No tak, Autor niby noblista, ale owa nagroda nie ma dla
mnie jakiegoś wielkiego prestiżu – niektóre nagrody są przyznawane według
dziwnych kryteriów zwykłym powieścidłom, a wybitne dzieła czekają na swoją
kolej w nieskończoność niczym Leonardo di Caprio na Oscara; takim pisarzom
zwykle się nic już nie chce – nie muszą niczego udowadniać a pieniędzy mają
wystarczająco dużo. Czy będzie to tego rodzaju książka, wydana w Polsce tylko dlatego,
że napisał ją noblista po pięciu latach odpoczynku, bez gwarancji jakości? Cóż,
zawsze trzeba będzie zaryzykować, najwyżej będę miała tę przyjemność wyżywać
się w recenzji. Zabrałam się więc do czytania, szczególnie, że to niezła
cegiełka, omijając na razie wszystkie dodatki, by uzyskać jak największą
satysfakcję z obcowania z czystą, snutą przez pisarza historią. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Co jest największą zaletą powieści? Elegancki, prosty styl
zwrócił moją uwagę już po kilku stronach książki, a potem wzbudził mój podziw,
w miarę jak akcja zaciekawiała mnie coraz bardziej i powoli przywiązywałam się
do bohaterów. Styl ma delikatną, ciekawą budowę, zbudowaną z prostych,
bezpretensjonalnych i swojskich słów, pozbawiony jest wszystkich skomplikowanych
metafor i konstrukcji – czyta się przyjemnie, szybko – bo tekst ma swoją
nieskomplikowaną melodię – i przede wszystkim ze świadomością, że mamy do
czynienia z prozą na naprawdę wysokim poziomie. Pisarz skupia się na opisywaniu
czynności dobrze nam znanych, pod tą powłoką przemycając intrygujące,
umiejętnie wprowadzone smaczki, widoczne dopiero po uważniejszym, powolnym
czytaniu, jakiego wymaga książka. Subtelności takich jest wiele. Przede
wszystkim Autor ma rzadki dar pisania pięknie i ciekawie o ludzkiej
codzienności, znajdowania pośród zwykłych, rutynowych czynności jakiegoś
niewidocznego wcześniej szczegółu, który nadaje codzienności nowego,
zaskakującego znaczenia albo ubarwia niemiłosiernie szare życie; znajduje także
poezję tam, gdzie zazwyczaj widzimy prozę (jak na przykład w roznoszeniu buzy)
i opisuje to tak, że życie Mevluta i innych bohaterów, normalne i przeciętne,
staje się czymś nowym i fascynującym. Jest to też zasługa przenoszenia punktu
ciężkości na jakiś szczegół, budowania wokół niego wielu znaczeń, niezwykle
delikatnego cieniowania, które tworzy nieco inną perspektywę niż ta do której
zostaliśmy przyzwyczajeni i unikania mówienia dosłownie o emocjach bohaterów, a
czasami nawet ich działaniach, dzięki czemu czytelnik ma większe możliwości
interpretacyjne całości. Jednocześnie styl pisarza jest bardzo intymny,
dotykający wszystkich aspektów życia bohaterów, odnotowujący każdą zmianę w
portrecie Stambułu. Bo liczne, jakby wtrącone mimochodem opisy tego miasta, to
też prawdziwa wirtuozeria: czyta się niemal tak samo dobrze jak opowieści o
późnośredniowiecznym Paryżu autorstwa Victora Hugo. Miasto w opowieści Autora
żyje, jest pełnoprawnym bohaterem, przybierającym różne twarze w zależności od
czasu portretowania i perspektywy, co jest tu ważniejsze od kronikarskiego
notowania zachodzących w nim zmian. Akapity o Stambule to przykład doskonałego
i ciekawego obrazowania z użyciem minimum środków i bez zbędnego przegadania, zmieszczenia
w jednym jednocześnie pełne malowniczych widoków i impresjonistycznych elementów.
To nie jest więc Stambuł taki, jaki możemy zobaczyć w przewodnikach i albumach,
to jest Stambuł pisarza, bardzo osobisty, wręcz intymny – tak jak Melvut, Autor
nie widzi nic ciekawego w<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>wznoszących
się na kilkanaście pięter blokach, do których na końcu opowieści trafiają
wszyscy bohaterowie, ale w krętych, starych uliczkach, gdzie zdają się drzemać
dżiny i gdzie włóczą się bezpańskie psy. I wszystko to opisane delikatnie, z
wirtuozerią i plastycznością tak, jakbyśmy towarzyszyli bohaterowi w nocnych wędrówkach
i podziwiali miasto jego uważnymi oczami. I tylko dziw bierze, że ze zwykłej
opowieści ze zwykłym bohaterem, prosto przecież napisanej, pisarz potrafi
zrobić coś, co na długo pozostaje w pamięci i przyzywa swoim<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>niezwykłym czarem. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 441.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Wyjątkowość książki ujawnia się
także w innym aspekcie, choć na początku byłam niemal pewna, że zaliczę to do
negatywnych stron powieści. To różnorodność narracji, technika rozpisania
powieści na kwestie poszczególnych bohaterów, dzięki czemu konkretne punkty
widzenia na daną kwestię czy wątki zostają mocno podkreślone, niemal
wyodrębnione w autonomiczne opowieści, splatające się z innymi i tworzące
znacznie szerszą panoramę wydarzeń. Na początku myślałam, że taki zabieg w
książce niezbyt grubej (w porównaniu z monumentalną <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Pieśnią Lodu i Ognia </i>G.R.R Martina czy trylogią Elżbiety
Cherezińskiej <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Odrodzone Królestwo</i>,
gdzie bohaterów jest bardzo dużo, a kluczowe dla fabuły wydarzenia dzieją się
jednocześnie w kilku miejscach naraz) <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>o
raczej jednolitej akcji jest zupełnie niepotrzebny, wepchnięty na siłę. Zresztą
wydawało się, że powieść będzie należeć do tych trudniejszych, bardziej
wymagających, gdzie taka forma prowadzenia narracji będzie wymagała jeszcze
większego zaangażowania. Ba! Okazało się, że poza fragmentami z punktu
wiedzenia bohaterów, pisarz zdecydował się na wstawki klasycznej narracji
trzecioosobowej. Ze względu na to było bardzo trudno, przynajmniej na początku;
później poznałam rytm opowieści i przestało mi to przeszkadzać – wręcz
przeciwnie. Autor stworzył historię jako pewnego rodzaju kronikę rodziny
Mevluta, gdzie bohaterowie są bezpośrednimi komentatorami wydarzeń opowiadanych
przez narratora, mówią o swoim stosunku do tych spraw i zwracają się
bezpośrednio do czytelnika, przez co czytanie tego było dość specyficznym
uczuciem. Zresztą całość była ciekawym sposobem na wprowadzenie polifonii i
poznanie racji różnych osób, szczególnie kiedy bohaterów podzielił jakiś
konflikt albo kwestie polityczne, których w książce jest dużo – ubarwia to
historię i sprawia, że staje się różnorodna, nieprzewidywalna. Co więcej,
należy podziwiać Autora za technikę, bo wbrew pozorom taki sposób narracji jest
niezmiernie trudny, szczególnie jeśli pisarz skomplikował to wszystko dodaniem
fragmentów zwykłej narracji – książka staje się wielką układanką, w której
każdy element musi idealnie pasować, bez przeoczenia nawet najmniejszego błędu,
szczegółu. Ile pracy! Na miejscu pisarza najprawdopodobniej zatonęłabym w morzu
notatek i poprawek, albo się po prostu poddała. Jako czytelnik lubię jednak
pozornie proste konstrukcje, skrywające skomplikowany, ale idealny szkielet. Takie
coś potrafi mnie wciąż zaskakiwać, a w morzu literackiej wtórności i nudy
niespodzianki są jeszcze bardziej miłe niż zwykle. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 441.0pt; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 405.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Paradoksalnie ciężko powiedzieć,
kto jest bohaterem opowieści. Mevlut? Stambuł? To właśnie miasto jest tłem
wszystkich wydarzeń rozgrywających się na kartach książki; zmiany, jakie w nim
zachodzą warunkują życie pozostałych bohaterów, a w życiu naszego poczciwego
sprzedawcy buzy odgrywa odrębną rolę. Miasto się zmienia. Powiększa się o nowe
dzielnice, zapełnia się tysiącami małych domków, budowanych przez jedną noc
przez anatolijskich osadników na nielegalnych działkach, nocą w oknach, aż po
europejskie wybrzeża Bosforu, palą się światła z kradzionego prądu, wreszcie do
nieba pną się wieżowce; po starych, nierównych uliczkach, pamiętających może
sułtanów i cesarzy bizantyjskich, chodzi sprzedawca buzy, chociaż wiele osób
już nawet nie wie, co to jest. Miasto, składające się z mieszkających w nim
ludzi, jest jednym wielkim organizmem, który żyje i przeistacza się bez względu
na żyjące w nim jednostki, takie jak Mevlut, coraz większy <i style="mso-bidi-font-style: normal;">outsider</i>, żyjący przeszłością, dziwnie przywiązany do miasta, w
którym na dobrą sprawę nie może się odnaleźć nawet po spędzeniu w nim większej
połowy swojego życia – na zmiany patrzy jak przez mgłę, coraz mniej rozumiejąc
nowe priorytety oraz sposoby życia - i rozumiejący jak nikt inny jego mowę. Jednak
poza tym bohater jest idealnie przeciętny, niewyróżniający się niczym ciekawym,
niepozorny i szary, co w tym przypadku nie jest zaniedbaniem pisarza, tylko
skutkiem obranej przez niego konwencji. Śledząc losy bohatera łatwo bowiem
możemy się z nim utożsamić – jego biografia mogłaby być równie dobrze biografią
kogokolwiek innego - zrozumieć jego wybory, doznać tego uczucia przytłoczenia
charakterystycznego dla wielu miast i anonimowości, ale jednocześnie wniknąć w
intymny, mały światek rodziny i nielicznych przyjaciół bohatera. Bo rodzina
Mevluta też jest tu ważna – tak ważna, że Autor uznał za stosowne umieścić na
początku drzewo genologiczne całej rodziny. Było to dla mnie zaskoczeniem,
oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa, bo coraz rzadziej w literaturze w
ogóle można spotkać tego typu wątki, jeszcze tak bardzo rozwinięte. Nie jest to
również rodzina toksyczna, którą z sadystyczną przyjemnością opisuje niemal
każda współczesna pisarka, która nie chce wyjść na kolejną autorkę naiwnych
bestsellerów ani nowoczesna rodzinka w stylu <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Mody na sukces</i> – w rodzinie Mevluta, jak w każdej rodzinie,
wybuchają kłótnie, konflikty, staje się przed wyzwaniem rozwiązania trudnych,
niejednoznacznych problemów, wylewa się na kogoś złość i pomyje z różnych
przyczyn, ale i tak zawsze wszyscy się godzą, zapraszają na obiady i
uroczystości, chodzą do siebie po rady i opiekują się nawzajem swoimi dziećmi.
Nie ma patologicznych sytuacji, chociaż rodzina składa się z rozmaitych,
czasami naprawdę trudnych osobowości, a każdy ma swoją – trudną niekiedy –
historię. Ważni dla fabuły są przede wszystkim kuzyni Mevluta: Suleÿman
(zazdroszczę imienia!) i Korkut; szczególnie ten pierwszy, mniej gburowaty i
serdeczniejszy, o niezłej tuszy i braku szczęścia do kobiet, wiele razy pomaga
bohaterowi, nawet wtedy kiedy postanawia porwać z wsi dziewczynę i ożenić się z
nią. Właśnie – Rayiha, ukochana żona naszego bohatera, zwykła dziewczyna ze
wsi, do której pięknych oczu Mevlut pisał płomienne listy miłosne z wojska. Ale
czy na pewno do niej? Cóż, sprawa skomplikowana, która w pewien sposób zważy na
dalszych losach bohaterów, ale nie na ich miłości, którą Autor portretuje w
niezwykle wiarygodny, porywający sposób. Nie jest to poetyckie czy wzniosłe
uczucie, ale trwałe i piękne, szczególnie dlatego, że jest to miłość zwykłych,
biednych ludzi w zwykłym wielkim mieście. Uczucie, którego znaczenie bohater
pozna dopiero wiele lat później, ale – na szczęście – dostatecznie wcześnie,
żeby nie mieć wyrzutów sumienia. Poza zwykłą, nie wyróżniającą się niczym
postacią Rayhiy, poznajemy jej dwie siostry – Vedihę i Samihę. Najstrasza,
Vediha, wyszła za kuzyna głównego bohatera, a życiorys najmłodszej i
najpiękniejszej Samihy jest jedną z tych smutniejszych fragmentów książki. Poza
nimi przez powieść przesuwa się jeszcze wielu, wielu innych bohaterów – są
między nimi przyjaciele i koledzy ze szkoły Mevluta, której zresztą nigdy nie
skończył, kolejny pracodawcy mężczyzny i znajomi. Jest ich tak wielu, że na
końcu powieści zamieszczony został indeks, niczym w monografiach historycznych
(może dlatego, że opowieść o życiu sprzedawcy buzy jest jakby monografią jego
życia?). Większość z nich to starannie rozrysowane postacie, niezwykle
wiarygodne i bardzo realistyczne, jednak bardzo przeciętne i szare, takie jak
te, które spotykamy na co dzień i jakimi sami jesteśmy; pozostałe to
przypadkowe, impresjonistyczne portrety, aż proszące się o rozwinięcie, szersze
opisanie, a może i dodanie jeszcze jednego wątku, bo mimo że powieść cienka nie
jest, to jakoś podejrzanie szybko rozstajemy się z bohaterami… </span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 405.0pt; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Mówiąc szczerze, obawiałam się, że ciężko będzie mi
przebrnąć przez powieść, nie tylko dlatego, że wcześniej nie miałam dużo
wspólnego z tego typu literaturą, a opis na tylnej stronie okładki zapowiadał
się nadzwyczaj skromnie. Fabuła też nie grzeszyła licznymi zwrotami akcji – w
całej powieści można znaleźć zaledwie kilka punktów zwrotnych i bardziej
dynamicznych momentów – sunąc w jednostajnym, harmonijnym rytmie przecieka
przez<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>palce czytelnika i kończy się
dokładnie wtedy, kiedy ma się ochotę na więcej. Nie zauważyłam więc, kiedy
książka mnie wciągnęła i zżyłam się z bohaterami na tyle, by żałować, kiedy
wszystko się skończyło i, by wrócić do świata Mevluta, chcieć zacząć czytać od
nowa, dla samej przyjemności czytania. Bo chociaż nie ma tu nawet śladowych
ilości porywającej akcji czy jakiegoś ciekawego, rzadko spotykanego konceptu,
który przyciągnąłby uwagę czytelnika, powieść w pewien sposób intryguje. Dajemy
się porwać dniom codziennym bohatera, jego małym troskom i radościom, kolejom
losu; życiu płynącemu spokojnie, bez większych wstrząsów i sensacji, w pewien
sposób jednak ciekawemu. Autor pokazuje od wewnątrz, analizując nawet
najbardziej intymne myśli zwykłego, szarego człowieka, ale także pokazując je z
perspektywy ogromnego miasta, podlegającego ciągłym zmianom, ale też czasu
(wciąż nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Czas jest kolejnym bohaterem powieści),
nieubłaganemu dla wszystkich, nawet pięknej Samihy. Pisarz ma też niezwykłą
zdolność zaklinania rzeczywistości, sprawiania, że szara, nieciekawa
rzeczywistość staje się jakimś odrębnym, magicznym światem, a nieciekawa
metropolia miastem nieco odrealnionym, a na pewno żyjącym własnym życiem.
Szczególnie nocą, kiedy znika uliczny ruch i pośpiech, a na ulicach pojawia się
Mevlut z wiadrami pełnymi buzy i swoimi dziwnymi myślami, które wypełniają
szczelnie przestrzenie między budynkami. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Okładka z pewnością należy do tych intrygujących, takich,
jakie przyciągają wzrok w księgarniach i zmuszają łowców literackich smaczków
do zajrzenia do środka. Zachwyciła również moją mamę, a ja – tak samo jak do
treści, która skrywa się pod nią – na początku byłam bardzo sceptyczna. Po
przeczytaniu jednak, kiedy przyjrzałam się jeszcze raz, uznałam, że oprawa ma
swój charakter, coś, co wyróżnia ją spośród innych. Przede wszystkim jest to
fotografia – jakaś stambulska ulica z epoki, bruk, dość niechlujne budynki z
poodpadanym tynkiem i ciemnymi, nieprzyjaznymi oknami piwnic, mężczyźni siedzący
na schodach przed domem – może to wuj i kuzyni głównego bohatera? – jakaś
przygodna spiesząca się gdzieś kobieta z zakupami i sprzedawca buzy, wysunięty,
rzecz jasna, na pierwszy plan. Nie byłoby to takie ciekawe, gdyby nie kolorowe
napisy nabazgrane na zdjęciu, a właściwie na czarno-białej ulicy, w miejscach
raczej przypadkowych, będące tytułami rozdziałów, cytatami i pojęciami
związanymi z książką (co, niestety, bardziej błyskotliwemu czytelnikowi może
sugerować pewne kwestie dotyczące treści). Żeby było jeszcze<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>ciekawiej, z ust sfotografowanego sprzedawcy
buzy wysuwa się żółty dymek ze słowami, które tworzą tytuł powieści, a co
nieodmiennie mnie fascynuje, chociaż nie wiem dlaczego. Może nieoczekiwany
kontrast między ponurą, zwykłą fotografią a nabazgranymi wszędzie kawałkami
życiorysu Mevluta i tytułem? Znalazłam informację, że pomysłodawcą okładki był
sam Autor – co zdarza się bardzo rzadko – i on opracował napisy na zdjęciu. Hm.
Ciekawe. Pewnie dlatego okładka ładnie streszcza wszystko, co znalazło się w
książce; jest jej kwintesencją. Podziwiam także zdolności w projektowaniu
takich rzeczy i zaangażowanie w tworzenie własnej książki – widać, że pisarzowi
zależy na czymś więcej niż na dobrym odbiorze swojego dzieła i ilości
sprzedanych egzemplarzy – dopracowuje swoją książkę w najdrobniejszych
szczegółach. Efekt jest bardzo zadowalający, bo nawet podczas czytania
zaskakuje wiele graficznych elementów, takich jak wspomniany wyżej indeks czy
kalendarium zdarzeń oraz drzewo genologiczne, które stanowią miły dodatek dla
czytelników mających problemy z zapamiętaniem więzi łączonych bohaterów, ich
imion lub chronologicznie ułożonych zdarzeń, ale także ciekawe urozmaicenie,
dodające tekstowi jakiejś powagi. Przy partii tekstu w narracji trzecioosobowej
umieszczono mały, sympatyczny rysunek sprzedawcy buzy podobnego do tego z okładki
(więc musi być to Mevlut), który zastępuje zapewne banalne trzy gwiazdki.
Całość została wydrukowana wygodną dla oka czcionką, dzięki czemu bez większego
bólu będziemy mogli zająć się wgłębianie się w treść, odkrywaniem
niespodzianek, obecnych na niemal każdej stronie opowieści. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Muszę przyznać, że nigdy nie gustowałam w kuchni tureckiej.
Najbardziej nie znoszę kebabu, szczególnie tego robionego w budkach przed
supermarketami, zresztą kojarzy mi się z <i style="mso-bidi-font-style: normal;">fast
foodami</i> i niezdrowym odżywianiem. Historia Turcji i sympatia do tego kraju także
nie tego. Potknęłam się wiele razy o Sulejmana Wspaniałego i o janczarów;
Atatürka znam i nawet lubię, ale znacznie bardziej ceniłam sobie Cesarstwo
Bizantyjskie, do którego upadku przyczynili się przodkowie Mevluta; wojny z
Polską w XVII wieku oczywiście taktownie pomijam, łącznie z kwestią śmierci
pana Wołodyjowskiego. Już nawet nie przypominam, że miasto, które Autor opisuje
z takim artyzmem to były Konstantynopol. Dlatego niemałym zaskoczeniem był dla
mnie fakt, że tak bardzo polubiłam tę książkę, zżyłam się z bohaterami,
zrozumiałam ich. Może ta moja wada, która każde mi lubić każdą dobrą książkę –
a ta opowieść jest przecież bardzo dobra? Albo doskonała manipulacja
pisarza-iluzjonisty, który sprawił, że przeniosłam się do Stambułu i poznałam
bohaterów, którzy żyją tylko na papierze? Najprawdopodobniej jednak spotkałam
kolejną pokrewną duszę, z którą bez przeszkód i posądzeń mogę snuć się nocą po
ulicach miasta, z głową pełną dziwnych myśli i smakiem buzy na języku. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Tytuł: „Dziwna myśl w mojej głowie” </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Autor: Orhan Pamuk </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Moja ocena: 7,5/10 </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Za egzemplarz dziękuję serdecznie
Wydawnictwu Literackiemu </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Premiera 5 listopada
</span></i><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;"></span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-83370313561692223322015-11-03T16:51:00.001+01:002015-11-04T14:02:13.169+01:00Niebieskie Migdały #4 <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhF1qx7RZy4Re7abwj4-PTI96ZIJxQXmva-3JG91qUa5FY-Nzg0wJfIVAEMc5W55X0s7igkI6lidc0Lez4uz9jGTgRiDStxbEGbd96K51yuy13vpvENgX7QnPljE0P5XmqrWJVtcdW4ELk/s1600/lekarz_A_NIEBIESKIE-MIGDALY_Cieplo-organizmu-to-nie-tylko-ubior_logo.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhF1qx7RZy4Re7abwj4-PTI96ZIJxQXmva-3JG91qUa5FY-Nzg0wJfIVAEMc5W55X0s7igkI6lidc0Lez4uz9jGTgRiDStxbEGbd96K51yuy13vpvENgX7QnPljE0P5XmqrWJVtcdW4ELk/s1600/lekarz_A_NIEBIESKIE-MIGDALY_Cieplo-organizmu-to-nie-tylko-ubior_logo.jpg" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Staram się jak mogę, ale mam zaległości. Co najmniej
miesięczne. A kochane wydawnictwa wciąż zapowiadają premiery kolejnych
smacznych nowości, które z chęcią pożarłabym. Nawet to ostatnio mi się śniło, a
rano, kiedy zadzwonił budzik i zdarto ze mnie moją kochaną pierzynkę żałowałam,
że rzeczywistość jest zupełnie inna, a większość z tych książek pozostanie w
strefie marzeń. Przynajmniej na razie, bo moje książkowe uzależnienie nie
pozwoli, by nie zostały przeczytane. W każdym razie zapraszam na kolejną porcję
marzeń, czyli pachnących nowością cudów. A będzie co oglądać. Zalecam jednak
oddalenie się na bezpieczną odległość od komputera, bo cieknąca na klawiaturę
ślina jest mało estetyczna. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">~ Wydawnictwo Znak ~ </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0DpGXEEnLCFDTNHwLbhcjykbYsOoz3c53n9rWnurCcegYbxHhdJa0uLhqu9rOIas-EEcTAN6qGBP-_S3CYjk_L81E_Wdx4DbBzGtCQBPVf5S3ysBT26HASrFz7_pA9W58UmyI-HCr9L0/s1600/Janicki_Zelazne-damy_500pcx.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0DpGXEEnLCFDTNHwLbhcjykbYsOoz3c53n9rWnurCcegYbxHhdJa0uLhqu9rOIas-EEcTAN6qGBP-_S3CYjk_L81E_Wdx4DbBzGtCQBPVf5S3ysBT26HASrFz7_pA9W58UmyI-HCr9L0/s320/Janicki_Zelazne-damy_500pcx.jpg" width="226" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Kamil Janicki <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Żelazne damy </i>(16.11) </span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Dobrawa wie, że jej przyszły mąż
Mieszko to zatwardziały poganin i masowy morderca. Nie ma wyjścia. Dla dobra
swojego rodu wyrusza do dzikiego kraju Piastów.<br />
Oda musi opuścić klasztor, by zostać żoną słowiańskiego barbarzyńcy,
odpowiedzialnego za śmierć jej bliskich i przyjaciół. W Poznaniu czeka ją
wyłącznie pogarda. A jednak to ona zbuduje podwaliny polskiego imperium. <br />
Emnilda jest panią życia i śmierci swoich poddanych. By Europa utonęła w morzu
krwi wystarczy jej jedno słowo. Dla korzyści własnej i swojego syna nie zawaha
się go wypowiedzieć.<br />
<br />
Przyszło im żyć w czasach, gdy panowało tylko jedno prawo – prawo silniejszego.
Przybyły do kraju rządzonego przez brutalnych władców, których całym życiem
były podbój i mord. Stanęły u ich boku, a gdy nadeszła odpowiednia chwila, same
sięgnęły po ster polityki.<br />
Dla dobra rodu, swoich dzieci i dla władzy nie wahały się użyć trucizny czy
sztyletu. Przekupstwo, podstęp, nawet własne ciało – każdy sposób był dobry,
jeśli pozwalał im realizować zamierzone cele.<br />
Polskie władczynie. Żelazne damy…</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZclgi2fgTzWjvPvY4ij8T3QkVs7y6-qD9QCBx27Io5guNpqMr2BxRrt5u6ZR0YSLCHAwOC4zF6XhfrVCPCTXEYgtUeM_HOmA0Vh54DmSBqVVtUzk_geTh585XDvLsJMpKWYC93zdLT4k/s1600/Wielka-ksiega_AK_500pcx.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZclgi2fgTzWjvPvY4ij8T3QkVs7y6-qD9QCBx27Io5guNpqMr2BxRrt5u6ZR0YSLCHAwOC4zF6XhfrVCPCTXEYgtUeM_HOmA0Vh54DmSBqVVtUzk_geTh585XDvLsJMpKWYC93zdLT4k/s320/Wielka-ksiega_AK_500pcx.jpg" width="224" /></a><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">praca zbiorowa <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Wielka księga Armii Krajowej </i>(16.11) </span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">„Twym obowiązkiem
będzie walczyć z bronią w ręku.<br />
Zwycięstwo będzie Twoją nagrodą, zdrada karana jest śmiercią!”<br />
</span></i><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Przysięga Armii
Krajowej<br />
<br />
Fenomen w ogarniętej wojną Europie. Największa podziemna organizacja państwowa
i jej armia. Setki tysięcy patriotów walczących z okupantem za ojczyznę i
niezłomnie wierzących w zwycięstwo.<br />
<br />
Armia Krajowa – chwalebny rozdział polskiej historii.<br />
Oddajemy do rąk czytelników książkę wyjątkową. Wielka Księga Armii Krajowej
opowiada o historii polskiej armii podziemnej w sposób kompleksowy i
pasjonujący. Jej autorami są wybitni znawcy i pasjonaci II wojny światowej. <br />
<br />
Szeroko ujęta tematyka obejmuje m.in.<br />
początki Polskiego Państwa Podziemnego<br />
kluczowe decyzje i motywacje dowódców<br />
zagrożenia konspiracyjnego życia<br />
spektakularne akcje i niezwykłe metody walki<br />
kontrowersyjną działalność egzekutorów<br />
bohaterstwo ludzi, którzy „nie sypnęli”<br />
działalność kobiet<br />
tragiczne dylematy w ostatnich miesiącach wojny.<br />
<br />
To historia męstwa i poświęcenia, wzbogacona setkami zdjęć (również
niepublikowanymi) i relacjami świadków. To hołd oddany polskim bohaterom.</span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">~ WYDAWNICWO LITERACKIE ~ </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcDcEBs4wIxWIr59fqGGEfpAd7sntKP7zE7_6icLcFxLSOuCAVtp4ezlCgDA3Ev_GU1YTVHlqfZxvO17j0W4_p4DsMQP9bB-DAzakRmTJhbHoZ7u8Q38mXYtiFqZQCriVSb93BRbKXL_w/s1600/Tokarczuk_Anna_2015_m.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcDcEBs4wIxWIr59fqGGEfpAd7sntKP7zE7_6icLcFxLSOuCAVtp4ezlCgDA3Ev_GU1YTVHlqfZxvO17j0W4_p4DsMQP9bB-DAzakRmTJhbHoZ7u8Q38mXYtiFqZQCriVSb93BRbKXL_w/s320/Tokarczuk_Anna_2015_m.jpg" width="204" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Olga Tokarczuk <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Anna In na grobowcach świata </i>(19.11) </span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Jeden
z najstarszych mitów w historii ludzkości w nowej, współczesnej odsłonie.
Uwalniająca wyobraźnię, nowoczesna powieść.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Olga
Tokarczuk uwspółcześnia mit pochodzący sprzed niemal czterech tysięcy lat -
historię o sumeryjskiej bogini Inannie, która zstąpiła do krainy zmarłych. Z
rozmachem stwarza różnobarwną, rozpisaną na wiele głosów opowieść, w której
wizja nowoczesności splata się z tym, co uniwersalne - ponadczasową, głęboko
ludzką historią o przezwyciężaniu śmierci.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">"Olga Tokarczuk na tę jedną
książkę wymyśliła gatunek, język i zupełnie nowy sposób mówienia. I osiągnęła
niebywały rezultat. W języku polskim zadźwięczała nuta tak czysta, że dech w
piersiach zapiera. Tak brzmi wielka literatura". - <b><span style="font-family: "georgia";">Przemysław Czapliński, „Gazeta Wyborcza”</span></b></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">"Pisarka stworzyła historię
niezwykle współczesną i swej symbolice aktualną". - <b><span style="font-family: "georgia";">Bernadetta Darska, "Dekada Literacka"</span></b></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">"Tokarczuk nie powtarza
jedynie mitologicznych wątków ani nie bawi się ich odwracaniem, ale wnika w nie
głęboko, próbując odszyfrować ich sens, pokazać, że mit jest opowieścią o
wydarzeniach, które - choć pewnie nie wydarzyły się nigdy, nigdzie i nikomu -
przydarzają się ciągle, wszędzie i każdemu". - <b><span style="font-family: "georgia";">Juliusz Kurkiewicz, "Polityka"</span></b></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Andrzej Muszyński <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Podkrzywdzie </i>(19.11) </span></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwxzbGsn9vPxNyl4jbisTq0yl2yB0jfOfYnfcOH5gbAovhBXcRX2O3RqXvVfdTSnVk_3J6Yir8DXwa4Cf8roXXaqJEwwXN6FnGOpEobsWybHZ4gErVDqk8pmyCJ2-XMdnPdmGMzvn7PEI/s1600/Muszynski_Podkrzywdzie_m.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwxzbGsn9vPxNyl4jbisTq0yl2yB0jfOfYnfcOH5gbAovhBXcRX2O3RqXvVfdTSnVk_3J6Yir8DXwa4Cf8roXXaqJEwwXN6FnGOpEobsWybHZ4gErVDqk8pmyCJ2-XMdnPdmGMzvn7PEI/s320/Muszynski_Podkrzywdzie_m.jpg" width="203" /></a></b></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt; font-weight: normal; mso-bidi-font-weight: bold;">Magiczna. Realistyczna.
Uniwersalna.</span></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt; font-weight: normal; mso-bidi-font-weight: bold;">Powieść szeroko
komentowanego reportażysty Andrzeja Muszyńskiego</span></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;"> Mała
stara wieś, pośrodku wielkiego „nigdzie”. Tu życie płynie swoim rytmem.
Pradawnym zwyczajom akompaniują niewyraźne echa dalekiego świata, docierające
zza Zamczyska, rzeki Białej i Pustyni Błędowskiej.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;"> W
jednej z chałup, na rozrogu porośniętym lipami, mieszkają dziadek i babka.
Gospodyni sprawia wrażenie nieobecnej, chłop z każdym dniem wydaje się starszy
— coraz częściej zaczyna szeptać do siebie niezrozumiałe, na wpół urwane
zdania. Błądzi pustym wzrokiem i miewa napady obłędu. Gdzieś znika. Niekiedy na
długie godziny. We wsi mówi się, że chodzi na Podkrzywdzie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;"> Wraz
z nimi mieszka wnuk. Obserwuje codzienne rytuały, poznaje sekrety i fascynujące
opowieści mieszkańców. Szybko orientuje się, że również jego rodzina ma swoją
wielką tajemnicę… Kim lub czym jest nieokreślone „ono”, którego imię na wpół
świadomie przywołuje dziadek? </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;"> Z
opowieści chłopca, snutej w połowie mieszkańców, a w połowie jego słowami, z
zasłyszanych i dojrzanych elementów wyłania się świat, w którym to, co
przyziemne i realistyczne, łączy się z symbolicznym i niedookreślonym.
Świat, którego oddanie wymaga osobnego języka. Świat, w którym to, co
tamtejsze, okazuje się uniwersalne i aktualne. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Pachnąca
lasem, paląca w gardło bimbrem i jęcząca głosem zarzynanych kaczek.
Hipnotyzująca, sensualna opowieść, w której można zanurzyć się wszystkimi
zmysłami.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoJNm1_5bHexTYsXb-wxPgkkmziMSVNhdY_94DdnQJp7rVk-hs8GRQIenZERP6YEAjf_FTHCHZc19MGDWTpvbWIYSu2NCV4gIdKkiLMvJ1TV3FndN81YQ6bjNmJ4iLycbIfx91X9AkbxU/s1600/Tokarczuk_EE_2015_m.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoJNm1_5bHexTYsXb-wxPgkkmziMSVNhdY_94DdnQJp7rVk-hs8GRQIenZERP6YEAjf_FTHCHZc19MGDWTpvbWIYSu2NCV4gIdKkiLMvJ1TV3FndN81YQ6bjNmJ4iLycbIfx91X9AkbxU/s320/Tokarczuk_EE_2015_m.jpg" width="204" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Olga Tokarczuk <i style="mso-bidi-font-style: normal;">E.E </i>(12.11) </span></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Tajemnica
ludzkiej osobowości. Odkrywanie sensu życia i świata. Powieść, która utorowała
Oldze Tokarczuk uznanie czytelników i krytyków.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Wrocław,
rok 1908. Piętnastoletnia Erna Eltzner, z pozoru nie wyróżniająca się niczym
szczególnym córka niemieckiego fabrykanta, zaczyna przejawiać zdolności mediumicznie.
Dziewczyna dojrzewa wraz ze swoim stuleciem - równie nieukształtowanym i
zagadkowym jak ona. W dziwny sposób bardziej niż świat zmarłych odbija świat
żywych: lęki, pragnienia i tęsknoty ludzi żyjących podobnie jak my na przełomie
epok.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">" To, co sprawia, że jest </span></i><i><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt; font-style: normal; mso-bidi-font-style: italic;">E.E. </span></i><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">jedną z najciekawszych książek,
jakie ostatnio czytałem, i jedną z najlepszych powieści polskiej tak zwanej
młodej prozy w ogóle, to coś, co trzeba określić nieprecyzyjnym terminem
<> czy <>." - <b><span style="font-family: "georgia";">Andrzej
Franaszek, "NaGłos"</span></b></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">"Tokarczuk zaspokaja głód
opowieści." - <b><span style="font-family: "georgia";">Piotr
Śliwiński, "Res Publica Nova"</span></b></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">"</span></i><i><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt; font-style: normal; mso-bidi-font-style: italic;">E.E.</span></i><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;"> to wielka metafora dorastania,
trudnego, tajemniczego, pełnego napięć procesu <> <> w kobietę i
wychodzenia z dziewczęcej niedorosłości w świat autonomii psychicznej człowieka
dojrzałego." - <b><span style="font-family: "georgia";">Marek Nalepa
"Fraza"</span></b></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_MB32FP7UxZsvdARor-27Jo43HqQKh718IT4QfQIp4Q73erJcu3h19g6JeN7VFkAJHiup1fNnlp-AZP63fCyTy3MD5knj3yV3brDqcr7V0GEHlUrtM-Rjt4vIhk0j2nRjCuzCzJYBlMs/s1600/Tokarczuk_Prowadz_2015_m.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_MB32FP7UxZsvdARor-27Jo43HqQKh718IT4QfQIp4Q73erJcu3h19g6JeN7VFkAJHiup1fNnlp-AZP63fCyTy3MD5knj3yV3brDqcr7V0GEHlUrtM-Rjt4vIhk0j2nRjCuzCzJYBlMs/s320/Tokarczuk_Prowadz_2015_m.jpg" width="204" /></a><b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Olga Tokarczuk <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Prowadź swój pług
przez kości umarłych </i>(19.11) </span></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Inspirująca,
głośno dyskutowana powieść. Thriller moralny z metafizyczną zagadką,
zaskakującą pod każdym względem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Zimą
piękna Kotlina Kłodzka jest miejscem mało przyjaznym i opustoszałym. Wsród
nielicznych mieszkańców pozostała Janina Duszejko - miłośniczka astrologii,
która w wolnych chwilach dogląda domów nieobecnych sąsiadów i tłumaczy poezję
Blake'a. Niespodziewanie przez tę spokojną okolicę przetacza się fala morderstw,
których ofiarami padają myśliwi. Czy to możliwe, by - jak sugeruje Duszejko -
to zwierzęta zaczęły czyhać na życie swoich oprawców? Wszak Blake pisał:
"Błąkająca się Sarna po lesie / Ludzkiej Duszy niepokój niesie" ...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">"To książka lekka,
błyskotliwa, zarazem subtelna i pełna pasji". - <b><span style="font-family: "georgia";">"Gazetta Di Mantova"</span></b></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">"Pod względem talentu
włączania do lekkiej formy literackiej materiału o ambicjach filozoficznych
porównywano Olgę Tokarczuk już wiele razy do Umberta Eco, i jak się okazuje, ma
to uzasadnienie także w tej powieści". - <b><span style="font-family: "georgia";">"Frankfurter Allgemeine Zeitung"</span></b></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">"</span></i><i><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt; font-style: normal; mso-bidi-font-style: italic;">Prowadź swój pług przez kości umarłych</span></i><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;"> jest książką, która
zmienia patrzenie na świat". - <b><span style="font-family: "georgia";">Anna
Dobiegała "Fraza"</span></b></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-14958302345282326242015-11-01T11:38:00.000+01:002015-11-04T14:02:52.537+01:00Poetycka Niedziela #9: ks. Jan Twardowski „Śpieszmy się kochać…” <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQOWQip09xFfb2pF-Usfyz7QwIJPRLQKlPgwpwtN8DqtH6epolWk6GMtbLqfjmg5wl3TvnheHcagAKoFJeD3eCIEHaz4-J0-W6CWakTXaxpj6Ps97fNgHT30UxUnCEI8a8_tNrh791TDA/s1600/Jan_Twardowski_01.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQOWQip09xFfb2pF-Usfyz7QwIJPRLQKlPgwpwtN8DqtH6epolWk6GMtbLqfjmg5wl3TvnheHcagAKoFJeD3eCIEHaz4-J0-W6CWakTXaxpj6Ps97fNgHT30UxUnCEI8a8_tNrh791TDA/s320/Jan_Twardowski_01.jpg" width="282" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">ks. Jan Twardowski </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">(1915-2006) – przedstawiciel współczesnej
liryki religijnej, ksiądz rzymskokatolicki. Autor wierszy zarówno dla starszych
jak i młodszych, patron wielu polskich szkół. Za swoją twórczość otrzymał wiele
nagród i wyróżnień m.in. Nagrody PEN Clubu im. Roberta Gravesa, Nagrody Literackiej
im. Władysława Reymonta, Orderu Uśmiechu. Jest także pośmiertnym kawalerem
Orderu Odrodzenia Polski. Pochowany w Panteonie Wielkich Polaków w Świątyni Opatrzności
Bożej. Swój najpopularniejszy wiersz poświęcił poetce Annie Kamieńskiej. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Śpieszmy się kochać ludzi tak
szybko odchodzą <br />
zostaną po nich buty i telefon głuchy <br />
tylko to co nieważne jak krowa się wlecze <br />
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje <br />
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna <br />
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy <br />
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego. <br />
<br />
Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna <br />
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście <br />
przychodzi jednocześnie jak patos i humor <br />
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej <br />
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu <br />
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon <br />
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy <br />
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć <br />
kochamy wciąż za mało i stale za późno <br />
<br />
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze <br />
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny <br />
<br />
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą <br />
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą <br />
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości <br />
czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia pierwsza.</span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2379478858318761338.post-5386174089975647842015-10-25T17:27:00.000+01:002015-11-04T14:04:13.412+01:00Poetycka Niedziela #8: Bolesław Leśmian – „**** [ W malinowym chruśniaku” <!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_f22cVbQht9IOoIsxbvjaFslyPLybjIffKLbhoIV60kQ6qljGyXn0yM9haaEcXPbkuZeGDRbfpqjU8r76Kz81MC91q9Kwc_0YLLFTTQp2frD48LLUEwvqy_m0ZoBvAeOaZl7EMwWSnwc/s1600/Le%25C5%259Bmian.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_f22cVbQht9IOoIsxbvjaFslyPLybjIffKLbhoIV60kQ6qljGyXn0yM9haaEcXPbkuZeGDRbfpqjU8r76Kz81MC91q9Kwc_0YLLFTTQp2frD48LLUEwvqy_m0ZoBvAeOaZl7EMwWSnwc/s320/Le%25C5%259Bmian.png" width="215" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">Bolesław Leśmian </span></b><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">(1877-1937) – polski poeta
pochodzenia żydowskiego, jeden z czołowych przedstawicieli literatury
międzywojennej. Jego stryjecznym bratem był inny znany polski poeta, Jan
Brzechwa. Uważany jest jedną z najciekawszych postaci w literackiej historii
pierwszej połowy XX-wieku, przedstawicielem nurtu filozoficzno-metafizycznego,
zabarwionego psychologizmem. Wprowadził do literatury grupę neologizmów zwanych
<i style="mso-bidi-font-style: normal;">leśmianizmami</i>, odświeżył znaną w
romantyzmie balladę. W jego twórczości można znaleźć wątki zaczerpnięte z dzieł
Nietzschego, Henriego Bergsona, Giambattisty Vico, a także elementy teizmu,
antropologii i panteizmu. Jest także autorem tłumaczeń opowiadań Edgara Allana
Poego. Jego wiersze śpiewali m. in. Stanisław Sojka, Grzegorz Turnau, Czesław
Niemen, Marek Grechuta, Pustki, Anna Maria Jopek. Poeta został pochowany na
Cmentarzu Powązkowskim. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br />
<span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">W malinowym chruśniaku,
przed ciekawych wzrokiem <br />
Zapodziani po głowy, przez długie godziny <br />
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny. <br />
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem. <br />
<br />
Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty, <br />
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory, <br />
Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory <br />
I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty. <br />
<br />
Duszno było od malin, któreś, szapcząc, rwała, <br />
A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni, <br />
Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni <br />
Owoce, przepojone wonią twego ciała. <br />
<br />
I stały się maliny narzędziem pieszczoty <br />
Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całym niebie <br />
Nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie, <br />
I chce się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty. <br />
<br />
I nie wiem, jak się stało, w którym okamgnieniu, <br />
Żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła, <br />
Porwałem twoje dłonie - oddałaś w skupieniu, <br />
A chruśniak malinowy trwał wciąż dookoła.</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<a href="http://www.wiersze.annet.pl/w,,11497" target="_blank"><br /></a></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<a href="http://www.wiersze.annet.pl/w,,11497" target="_blank"><span style="font-family: "georgia"; font-size: 14.0pt;">[źródło] </span></a></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02160206995391059060noreply@blogger.com2