czwartek, 5 czerwca 2014

Chirurg kryminału. Recenzja książki




To jest tak, jak na grzbietach książek nie ma numerków. Człowiek, który ma maleńką głowę do matematyki i ograniczone pole manewru do minimum, czyta książki jak popadnie, szczególnie, w ferworze i skuszony jakimś tytułem. Najpierw pierwszą część thrillera, gdzie morderca zostaje właściwe unieszkodliwiony, a później biorę się za tą pierwszą, gdzie nikt nie wie, kim jest morderca, skaczący sobie i podrzynający ryjki. Ponieważ przez to jestem zła, bo mi się wątek przyczynowo-skutkowy rozłazi jak stary budyń, wyciągnęłam ostatnie megabajty z chomika (większość zmarnowałam na obficie ilustrowany skan Mikołajka dla kuzynki i grę Pou dla niej) i ściągnęłam sobie tę książkę. Bo, jak na złość, chrzestna jej nie miała.

Znaleziono zabitą kobietę. Diana Sterling pracowała w biurze turystycznym i niedawno została zgwałcona. Następne są Elena Ortiz i Nina Peyton, zabita w szpitalu. Również kiedyś zgwałcone. Następna jest Catherine Cordell, lekarz chirurg, osoba, którą kiedyś Andrew Capra chciał zgwałcić, ale ona go zastrzeliła. Do akcji wkracza detektyw Jane Rizzoli i „królowa trupów” Maura Isles. Jednak sprawa się coraz bardziej komplikuje, a morderca, sprytniejszy od wszystkich glinów, powoli zastrasza kobietę aż w końcu porywa ją do piwnicy swojego domu. Jak się skończy rozgrywka z bezwzględnym, inteligentnym mordercą, będącym esencją Zła? Chirurgiem, który wicina macice zgwałconym kobietą w maseczce chirurgicznej? I czy tak naprawdę tamtej pamiętnej nocy w Savannah to Catherine zabiła Caprę?

Pomysł jest genialny w całej, przyjemnej rozciągłości. Już od pierwszej strony, gdzie opowiada nam morderca w pierwszej osobie liczby pojedynczej, jest morderstwo. Nie wiemy, kim jest morderca, ale dostajemy od niego jakby w prezencie barwne opowieści o Grekach i Majach i ich sposobach zabijania, co w samej rzeczy jest przerażające i barwne jednocześnie. Urzekła mnie historia o Ifigenii, córce greckiego króla Agamemnona, który musiał złożyć ją w ofierze. A może 'urzekła' to złe słowo? Tak już jest, gdy się pisze z odmętów morderczego przewiewu po aquaparku i diabelnym bólu lewej połowy szyi. Raczej zafascynowało. Tak, to dobre słowo. Wszystko związane z innymi bohaterami też jest ciekawe a dochodzenie niejasne, chociaż pewna mądrala, paradująca po domu z chustką, ręcznikiem okręconymi wokół szyi i trzema warstwami maści (nie chcę jej robić reklamy) zaczęła czytać książkę od drugiej części i wie już wszystko. Okazało się jednak, że nie wszystko wiedziałam o Warrenie – ten człowiek skrywał przede mną więcej, niż mogłam przypuszczać.

Intryga jest bardzo zaplątana i potrzeba dużo logicznego myślenia i szczęścia, by w końcu dojść do nory mordercy. Jest to mordercza, misternie utkana sieć, trudna do wyjaśnienia, ale także banalnie prosta. Tak – właśnie. Tak prosta, że aż piekielnie trudna.

Autorka, w przeciwieństwie do wielu, wielu innych pisarek i pisarzy, ma swój indywidualny styl i bogate słownictwo. Choć opisów przyrody nawet nie warto szukać (bo i po co w kryminałach?) to operacje są bardzo plastycznie ukazane, tak samo jak miejsca zbrodni. Jednak ja byłam wielką fanką fragmentów opowiedzianych przez Warrena – te pełne nastroju i plastyczne kawałki, niezwykła dbałość o szczegóły i ciekawa perspektywa a także ciekawe i oryginalne teorie, filozofia życiowa i logika jego zabójstw sprawiły, że po przeczytaniu książki przeleciałam całego ebooka, żeby jeszcze raz przeczytać wszystkie fragmenty opowiedziane z jego perspektywy. I to tylko udowadnia tezę, że – jak twierdzi sam Warren – takie rzeczy, jakie on robi są jednak fascynujące. Niebezpiecznie fascynujące.

Thriller medyczny to jest pełną gębą. Oprócz opisów ofiar naszego kochanego kumpla, mamy tutaj opisy operacji, przeprowadzanych przez Catherine, w stylu wyciągania z serca robotnika druta albo ratowania człowieka, którego narządy pływają w krwi. Smaczki, że miam, miam, czasami nawet mi robiło się słabo, gdy o tym czytałam, ale jestem zadowolona, bo udało mi się dowiedzieć dużo na temat operacji i w końcu wiem, jak wygląda profesjonalna operacja – w „Na dobre i na złe” oglądałam tylko te fragmenty ze Żebrowskim.

Akcja jest wciągająca, choć najlepsze fragmenty są dopiero na końcu, gdzie jest strzelanina, wybijanie skalpeli w dłonie i inne tego typu ciekawostki. Przez całą, dość grubą książkę uczestniczymy w śledztwie, złączając rozłażącą się sprawę. To, że kobiety zostały zgwałcone, dowiadywano się szybko, ale trudniej było rozwiązać zagadkę, jak Warren dowiadywał się o nich. Dla mnie, chociaż znałam kochanego pana Hoyta, była to świetna zabawa i trening dla mojego mózgu.

Do tego dochodzą także prywatne problemy Jane, z którymi, tak myślę, bije się każda policjantka, a tym bardziej detektyw z wydziału zabójstw. Jane skrywa swoją kobiecą osobowość pod maską twardziela, osoby, która potrafi się po wszystkim ogarnąć, co, jak wiadomo, nie jest prawdą. Jane jest kobietą, tylko stara się to ukryć – w końcu nie jeden detektyw chamsko kpi z niej. Autorka poświęciła temu dość dużo miejsca, czyniąc Rizzoli postacią oryginalną i z kompletną psychiką. Dowiadujemy się przecież także, dlaczego ona tak robi – cofamy się do dzieciństwa Jane, kiedy to jako jedyny siostra w rodzeństwie starała się pokazać, że jest czegoś warta i dlatego wybrała tak trudny zawód. Czyni to z niej postać kompletną i prawdziwą.

Jednak, co mnie nieco rozczarowało to wątek miłosny – pozostałości po dawnych upodobaniach pisarki, tylko że teraz mamy policjanta – Moore'a i byłą ofiarę, Catherine Cordell, lekarza chirurga, osobę zamkniętą, przerażoną i unikającą facetów – klasyczną ofiarę gwałtu. Romans z typowych książek pisarki: ofiara i jej obrońca, złączeni piękną, romantyczną miłością, a później ślubem na wieki. I ta cała paplanina o słabej kobiecie, ukrytej pod pozorami twardości. Te wszystkie bzdurki, które tak bardzo denerwowały mnie w romansidłach z na siłę wepchniętym wątkiem kryminalnym, te książki, dzięki którym poznałam Autorkę (możecie nawet sprawdzić, że moje pierwsze z nią spotkania nie były wcale miłe). A to bardzo przypomina historie Sarah, Catherine i Mirandy, bohaterek owych dwóch książek. No cóż, mam świadomość, że przejście z jednego gatunku do drugiego jest bolesne.

Bohaterowie są, ogólnie i krótko mówiąc, dobrze skonstruowani, szczególnie główna bohaterka – detektyw Jane Rizzoli to osoba o pełnym portrecie – pisarka dała jej przeszłość, po równo wady i zalety, tak, że można ją lubić bez wyrzutów sumienia. Jest człowiekiem w pełnego tego słowa znaczeniu, jest pełnokrwista. Dlatego ją tak bardzo lubię.

Nie należy zapominać także o Warrenie Hoycie – czarnym charakterze i tytułowym chirurgu. Jak już wyżej pisałam, jest on najbardziej fascynującą postacią, bo tak naprawdę nie wiadomo czy nadaje się do psychiatryka czy nie. Na kartach książki opowiada o swoich fascynacjach, myślach. Zupełnie jak Hitler, tylko tamten był psychopatą, a jego teorie były paplaniną bez większego sensu, zbiorem wyobrażeń schorowanego wariata albo szalonego artysty, którym Adolf był (tak, tak wujcio Google zna mnóstwo jego obrazów). Warren sądzi, że każdy jest z natury mordercą, a on nie sprzeciwia się naturalnym instynktom, jak to robią ludzie. Już na samą myśl o tym przechodzi nas tajemniczy dreszcz ni to strachu, ni to fascynacji, prawda? Warren oprócz tego, jak na osobę inteligentną przystało, dużo czyta o sposobach zabijania. I dlatego zabiera nas na przejmującą grozą wyprawę w starożytną Grecję i ofiarę z Ifigenii do Majów, którzy jednym przecięciem wyrywali niewolnikowi serce.. Właśnie dlatego ta książka jest zaskakująca: sterylny klimat prosektorium zostaje zaburzony przez umysł człowieka, który na pierwszych kartach powieści pije kawę w Starbucks, myśląc o popełnionej zbrodni. Od razu sobie myślimy: Boże, a może nasz sąsiad też jest taki? Ach, lubię się czasami mocno postraszyć, ale w nocy..

Z innymi, bardziej marginalnymi postaciami jest gorzej. Gabriela, przyszłego męża Jane z oczywistych powodów jeszcze nie ma, Angela została zepchnięta na margines, Maury jest jak na lekarstwo, Korsaka Jane jeszcze nie poznała. Moore jest człowiekiem sympatycznym, ale potencjał tej postaci, policyjnego „świętego Tomasza” nie został do końca wykorzystany. Taki facio co lata za Catherine i wspomina swoją żonę. Oczywiście, nie mam nic przeciwko, ale.. Ile tak można? No ile? Dobra, on może myśleć o tym całe życie, ale kochani ludzie, po co pisarka wciąż to wałkuje? Po co? Ową panią Cordell, chirurga, nie lubiłam jak nie wiem czego. Oczywiście, żeby sprawiedliwości stało się zadość, muszę powiedzieć, że Catherine psychologicznie jest postacią na piątkę, bo Autorka demaskuje nam lęki zgwałconej kobiety i ofiary mordercy, ale sama jest nudna i brak jej czegoś. Zimna i surowa, a wewnątrz delikatna kobieta spragniona miłości. Rizzoli też jest taka, tylko że Rizzoli ma tupet, czyli to coś. A Catherine? Schematyczna kobieta z pisaniny tej Autorki, bo jak ktoś czytał kilka książek tej pisarki, doskonale wie, że w jej powieściach jest takich jak Catherine na pęczki. Nuda. I w ogóle ta cała Cordell była durna i jakoś nie mogłam się wczuć w jej postać. Eeee.. Szkoda, że tutaj także thriller, zapowiadający się na bardzo dobry rozczarował mnie.

Było dobrze, nawet bardzo dobrze. W końcu – nie możemy wymagać arcydzieła od wstępu do serii kryminałów, szczególnie, że wcześniej pisała książki, które, hm.. no cóż. Książki, które niezbyt lubiłam. W serii są jeszcze lepsze, z mniejszą jeszcze dawką romansu niż tu, są takie, że już całkowicie o tym nie ma mowy. Jednak, bądź co bądź, byłoby jeszcze gorzej gdyby nie Warren Hoyt, który, tak jak zawodowy chirurg, przeprowadził operację na tej książce i doprowadził ją do bardzo dobrego zdrowia.

Tytuł: „Chirurg”
Autor: Tess Gerristen
Moja ocena: 7/10 

1 komentarz :

  1. Uwielbiam książki Tess Gerritsen! "Chirurg" był drugą jej książką, którą przeczytałam. Zostało mi ich całkiem sporo do "obalenia", ale są naprawdę genialne i jak tylko będę miała czas, na pewno któraś trafi w moje ręce :)

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!