czwartek, 5 czerwca 2014

Lalka zawsze jest pusta. Recenzja książki

Przodkowie pozostawili nam wiele rzeczy. Suknie, książki, kufry pełne pamiętników, papierów, pamiątek i zdjęć piętrzą się na strychach każdego domu z historią, takiego, jak na przykład, mój. Ludzie, żyjący sto i więcej lat temu, w czasach, gdy Polska była w rozbiorach, pozostawili tam wielką spuściznę literacką. Eh, wiadomo, że pisarzów zawsze jest i będzie jak psów, ale właśnie w tamtych czasach powstały wszystkie arcydzieła literatury i działały talenty, które już na zawsze wpisały się w naszą tożsamość narodową. Najpierw romantyzm przyniósł czwórkę (tak, tak czwórkę, w przeciwieństwie do tego, co mówią w szkole) wieszczów narodowych, później w pozytywizmie powstały arcydzieła prozy i te, które weszły do kanonu lektur, i te, które zostały zapomniane, przysypane kurzem i nie wydawane od wielu lat. Oczywiście, giganci prozy polskiej, którzy do dzisiaj są inspiracją dla pisarczyków i pisarzy nie tylko w Polsce, mieli swe lepsze i gorsze powieści, tak jak każdy człowiek. Każdy z nich, produkując prozę raczej wysokoartystyczną i w dodatku nie używając do tego komputera, piszą wielostronicowe powieści.

Jak wszystkim wiadomo, z tamtej epoki najbliższy jest mi Sienkiewicz. Ten sympatyczny facet, któremu wszyscy zazdrościli powieści, pisał naprawdę bardzo dobrze. Plastycznie. Tak, że człowiek nie nudziłby się nawet wtedy, gdyby dał opis kamienia na kamienistej drodze. Ale inni? Krytycy, bardzo profesjonalni panowie, którzy zajmują się pisaniem grubych podręczników szkolnych na uniwersytety, uważają, że jest jeszcze kilka, a nawet kilkanaście, innych dobrych i nowatorskich powieści z tamtych czasów. Wierzyć im? Nie wiem, naprawdę nie wiem.

Ostatnio, kiedy wyczuwałam zapach nadchodzących wakacji, postanowiłam wybrać jakąś książkę za pomocą leksykonu literatury polskiej. Losowo otworzyłam w rozdziale o pozytywizmie i poszukałam w domowej bibliotece książkę. Tak się złożyło, że jej piękne wydanie miał dziadek w swoim pokoju więc szybko ukradłam i pomimo licznych przeszkód zaczęłam czytać, zdecydowana przebrnąć przez wszystkie sześćset stron.

Izabela Łęcka to otoczona adoratorami córka zubożałego arystokraty Tomasza Łęckiego. Zakochany w niej jest kupiec galanteryjny, czterdziestoletni i owdowiały Stanisław Wokulski. Ów kupiec, mający duży sklep i dużo pieniędzy, zarobionych przez szczęście, jest ślepo zakochany w Łęckiej, która... cóż. Ma wielu lepszych mężczyzn do wzdychania, na przykład marny aktor czy skrzypek tak bardzo popularni w środowiskach arystokracji. Z miłości Wokulski robi różne dziwne, groteskowe rzeczy, które, gdyby nie zakochał się w pannie Izabeli, nie robiłby, wszystko, żeby tylko zdobyć damę swoich marzeń. W tle jego zabiegów, coraz śmielszych i bardziej szalonych oraz jego pogłębiającej się chorobie psychicznej, przewija się cała galeria innych portretów: piękna wdowa Helena Stawska, jej córka, matka (bardzo zabawna osobowość), doktor Szuman (Żyd), pani Wąsowska, tatuś Izabeli, Starski, Ochocki, Wirski, Krzeszowscy, „upadła” dziewczyna Marianna, Węgiełek, baron Dalski, panna Emilia, panna Florentyna i wiele tych innych, epizodycznych postaci, wyrysowanych z większą lub mniejszą dokładnością i zaangażowaniem. Aha, zapominałabym o moim ulubionym bohaterze – Ignacym Rzeckim, którego pamiętnik również został umieszczony na kartach książki.

Plusy? Język, bo Autor genialnym opowiadaczem był, co tutaj ukazuje się w pamiętniku „starego subiekta”, który należy do moich ulubionych fragmentów książki. Zdania są odpowiedniej długości, ładne, ciekawie skonstruowane i mimo że nie ma wielu opisów, wszystko jest plastyczne, takie, że widzimy sklep, Zasławek i inne miejsca, gdzie dzieje się akcja. Polszczyzna, aczkolwiek już archaiczna, jest bogata, ładna i elegancka. Na plus zasługuje też kilku bohaterów – z Ignacym Rzeckim na czele. Ów Rzecki jest sympatycznym, przestarzałym typem romantyka, byłym oficerem piechoty węgierskiej, interesującym się wciąż wielką polityką. Jednak tego sympatycznego staruszka, najbardziej wielowymiarową postać w powieści, czeka smutny koniec : sklep, do którego był przywiązany, przechodzi pod panowanie Żydów, ostatni z dynastii Napoleonidów ginie w dziwnych okolicznościach, a on sam umiera na zawał serca. Inną dobrą postacią jest doktor Szuman, Żyd, kiedyś zakochany w Polce, po której śmierci próbował się otruć, teraz dramatycznie rozdarty pomiędzy uwielbieniem a nienawiścią do Żydów. No i jeszcze baronowa Krzeszowska, osoba raczej chora psychicznie (po śmierci córki), sprawczyni wszystkiego złego w kamienicy, w której mieszka Helena Stawska (z którą, mówiąc nawiasem, Rzecki próbuje bezskutecznie zeswatać Wokulskiego). Może po części pani Wąsowska, postać, która wyprzedziła swoją epokę, bo takie piękne, szalone wdówki zdarzają się tylko w nowoczesnych powieściach o kokietkach i femme fatale. Do powieści promyk słońca wprowadzają studenci, pomieszkujący u baronowej, z których żartów śmiałam się tak, że aż biedne gardło bolało.

W leksykonie, który czytałam, zachwycano się pozornym bałaganem w powieści. Tak? To ma być plus? W niektórych powieściach zdarza się, że dotyczą różnych rzeczy, zdarzających się w odległych od siebie czasach miejscach, ale tylko wtedy, kiedy pisarz chce naświetlić jakiś problem. A tu? Dekompozycja powieści, połączona z bohaterami, pokazuje nam tylko migawki z życia różnych klas społecznych Warszawy tamtych lat. O – tutaj trochę bezmyślnych arystokratów, jakiś biedujących uliczników, nieco zubożałej szlachty, śmiesznych studentów, Paryża – słowem, misz-masz. Po drugie, Autor, będący socjalistą i pozytywistą, w tej oto powieści dał cały swój wykład nienawiści do romantyzmu: to właśnie romantyczna, wielce nieszczęśliwa miłość do pustej panny Izabeli sprowadziła na Wokulskiego ruinę finansową, depresję i wszystkie nieszczęścia. Jest pełen nostalgicznej sympatii do Rzeckiego, reprezentującego również pokolenie romantyków, ale, co mi się podoba, pełen wyniosłej nienawiści do mdłego sentymentalizmu i kultury arystokracji, co mi się spodobało, w przeciwieństwie do pochwały postępu. Jakoś teorie wyłożone przez tego pisarza nie podobają mi się. I co ja na to poradzę?

Dwójka głównych bohaterów – Izabela Łęcka i Stanisław Wokulski podobali mi się tak, że najchętniej powiesiłabym ich, albo w ogóle nie wpuszczała do żadnej powieści. Ona – tytułowa lalka (choć dla zamydlenia oczu mamy sprawę Krzeszowskiej i Stawskiej o lalkę właśnie)- pusta, mdła panna, zupełnie jak dzisiejsze różowe, głupawe nastolatki. Nie ma kompletnie pojęcia o życiu, kocha kokietować mężczyzn i bawić się Wokulskim, choć widzi, że on umiera z miłości. Zdycha. Wpada w depresję, myśli o samobójstwie, posyła swoje pieniądze do czterech diabłów, czyli po prostu przekształca je w niebyt. Staje się wypraną ze wszystkich innych wad osobowością, nadmuchaną, jak różowym balonem, głupią miłością. Ten wątek, męczony przez Autora do upadłego, mdły i sweetaśny, znudził mnie po parudziesięciu stronach, ba, cała książka ma stron sześćset ileś.
Żeby język jeszcze był, ale nie. Sienkiewicz potrafiłby to opisać, ale bardzo dobre technicznie pióro Autora nie było na tyle dobre by udźwignąć takie uczucie – w ogóle nie ma opisów takich, że to, na co patrzymy, wydaje nam się takie bliskie, a uczucie, motyw przewodni tej książki wydaje się nienaturalne, dziwne, bo opisane powierzchownie. I na tym polu rozczarowałam się tą powieścią. Myślałam, że będą tu jakieś opisy, w których będę mogła się taplać, wielkie uczucie, od którego będą przechodzić ciarki po plecach, ale niestety – nic z tych rzeczy tutaj nie znalazłam. Jakieś zdawkowe, męczące i kilkulijkowe wersety, pełne oględnych informacji, powierzchowne, dość toporne relacje. Tak, to w wszędobylskim wątku miłosnym męczyło najbardziej. Pustota, nuda, brak polotu.

Dialogi! Wątpię, czy ktoś kiedyś tak mówił. Myślę, że mówili potocznie, tak jak my. Oczywiście, są dobre, wręcz genialne sceny, ale rozmowy, które prowadzą ze sobą Wokulski i Łęcka są nudne i mdłe, tak samo jak w tych wszystkich powieści miłosnych niskich lotów, w których górnolotne wyrażenia są wręcz konieczne napisania dobrej powieści. A w ogóle wszystko, co dotyczy miłości nie zostało pokazane dobrze i wiarygodnie. Zabrakło pisarzowi odwagi...? Doświadczenia...? Pióra...?

Myślałam! Myślałam, że to będzie dobre, tak samo jak kilka innych, dobrych rzeczy tego pisarza, ale nieco się zawiodłam. Podczas gdy tamte w całości były genialne, ciekawe, wciągające i tak dalej, ta, no cóż. Było świetnie, bardzo dobrze, ale momentami dobrze, a momencikami miernie. Niektóre rzeczy zupełnie nie wylazły, a inne były paszkwilem na biedny romantyzm, Mickiewicza i innych, oda do pozytywizmu i pomagania biednym ludziom. I to mnie tu najbardziej gryzło. Piekielnie kąsało, mimo że cała powieść aż taka zła nie była. No bo pisarz tak bardzo chciał pokazać, jaki ten romantyzm jest zły – w końcu romans romantyzującego pozytywisty i pustej lali nie może skończyć się szczęśliwym happy endem. Wokulski wyjeżdża czy ginie, a piękna Izabelcia wstępuje do klasztoru, jak w tych średniowiecznych poematach o niespełnionej miłości. Ale wierzycie, że się zmieniła? Ja zdecydowanie nie. W końcu lalka – Izabela – zawsze pozostaje lalką. I chociaż ktoś ją otuli w szal romantycznej miłości, zawsze pozostanie tylko pustym, różowym stworzeniem. Czekajcie. A może właśnie o tym była ta książka?

Tytuł: „Lalka”
Autor: Bolesław Prus
Moja ocena: 7/10 

1 komentarz :

  1. Ale wiesz, że to nie Izabela była lalką, a tytuł odnosi się do sceny, w której Rzecki nakręca lalki w sklepie i to jest motorem do jego rozważań nad ludzkim losem? W ogóle Lalka to wielkie rozważania nad ludzkim losem.
    Dla mnie Izabela była całkiem sympatyczną postacią, a bardziej odrzucał Wokulski. Przecież Izabela chciała zrobić mu to, co on dawno zrobił starej Minclowej – poślubił ją dla pieniędzy, chociaż ona go kochała, a on jej nie. Nikt zdaje się o tym nie pamiętać.

    Ejże! Co w tej recenzji się wyprawia?!

    ,,Dekompozycja powieści, połączona z bohaterami, pokazuje nam tylko migawki z życia różnych klas społecznych Warszawy tamtych lat. O – tutaj trochę bezmyślnych arystokratów, jakiś biedujących uliczników, nieco zubożałej szlachty, śmiesznych studentów, Paryża – słowem, misz-masz. Po drugie, Autor, będący socjalistą i pozytywistą, w tej oto powieści dał cały swój wykład nienawiści do romantyzmu: to właśnie romantyczna, wielce nieszczęśliwa miłość do pustej panny Izabeli sprowadziła na Wokulskiego ruinę finansową, depresję i wszystkie nieszczęścia. "

    Oj nie. Lalka jest powieścią, w której idealnie udało się oddać przekrój wszystkich klas społecznych Warszawy, a właśnie nie ma tu żadnego bałaganu, nic nie bierze się z niczego, wszyscy są jakoś powiązani i nie są to powiązania wymyślone na poczekaniu. Akurat od strony technicznej Lalka jest po prostu idealnym, kunsztownym dziełem pozytywistycznym.

    I wcale Prus nie potępia jednoznacznie romantyzmu, to widać dokładnie, on raczej ze smutkiem patrzy na niego, jako coś pięknego, ale i nieludzkiego i nieżyciowego za razem. W ogóle Lalka od strony merytorycznej i psychologicznej nie jest typowo pozytywistyczna, zbyt duże rozdarcie Wokulskiego, zbyt wiele wizji ze pogranicza snu i jawy, próba samobójcza, otwarte zakończenie... Oj nie, Lalka to naprawdę przedziwna książka i naprawdę ją lubię, choć pewne wątki mnie denerwują i nie przyjmuję jej bezkrytycznie, muszę jednak jej w tej kwestii bronić.
    W ogóle mam wrażenie, że bardzo płytko podeszłaś do tej książki, nie ma tu tej wnikliwości, która jest w innych Twoich recenzjach. Albo i inaczej – zbyt mała wiedza merytoryczna, żeby ta recenzja była dobra. Za małe rozeznanie. Zbyt małe poznanie epoki literackiej, wyznaczników, trendów, zbyt małe poznanie realiów, biografii autora, z której też coś niecoś wynika.
    ,,No i jeszcze baronowa Krzeszowska, osoba raczej chora psychicznie"
    Smuci mnie, że potraktowałaś tę książkę tak... współcześnie.

    ,,Żeby język jeszcze był, ale nie."
    Olaboga! Olaboga!

    ,,pusta, mdła panna, zupełnie jak dzisiejsze różowe, głupawe nastolatki. Nie ma kompletnie pojęcia o życiu, kocha kokietować mężczyzn i bawić się Wokulskim, "

    ARGH!!!! ARHG!!!!
    Izabela nie miała pojęcia o życiu?! Teraz to mi nerwy puściły. Ona była bardzo życiową osobą, to jej ojciec był oderwany od rzeczywistości. Izabela martwiła się o sprawy finansowe, o swoją przyszłość, widziała, jak marnieją jej szanse, widziała, co się dzieje w jej domu, co się dzieje z majątkiem. Ona była wbrew pozorom naprawdę spostrzegawczą kobietą! Do tego jej refleksje nad Wokulskim w początkowej fazie powieści strasznie ciekawe. ,,Przeraża mnie ten człowiek".

    ,,Tak, to w wszędobylskim wątku miłosnym męczyło najbardziej. Pustota, nuda, brak polotu. "
    Naprawdę? Rozterki wewnętrzne Wokulskiego, który stoi w rozkroku między romantyczną duszą, a pozytywistycznym rozumem? Jego starcia z osobami z towarzystwa? Coraz śmielsze i dziwniejsze poczynania?

    ,,Do powieści promyk słońca wprowadzają studenci, pomieszkujący u baronowej, z których żartów śmiałam się tak, że aż biedne gardło bolało."
    A tu akurat masz całkowitą rację, sama bym tego lepiej nie ujęła.

    Mam nadzieje, że komentarz przejdzie przez moderację, bo niezbyt przychylny, ale szczery i musiałam to z siebie wyrzucić.

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!