Jak zapewne widzicie,
dziwnym sposobem przeszła mi fascynacja kryminałami, prawie tak
szybko, jak się zaczęła. Może dlatego, że wszystkie są do
siebie podobne, może dlatego, że miałam dosyć zabijania
niewinnych ofiar przez psychopatów, sekciarzy i innych. Nie wiem.
Wiem tylko tyle, że z przykrością patrzę na kryminały
zaścielające moje półki i zbierające na nich kurz. Czasami
jeszcze po jakiś sięgnę, czasami jeszcze przeczytam jakiegoś
e-booka, ale coraz rzadziej, ponieważ coraz bardziej ciągną mnie
fantastyczne światy i historyczne masakry. No, żeby był jeszcze
jakiś ciekawy kryminał, ze zwłokami, na przykład, na końcu. Albo
w środku. Albo, jak to robi z niezłym powodzeniem Camilla Lackberg,
morderstwa powiązane z mrocznymi wydarzeniami z przeszłości.
Jednak zwykłe, schematyczne powieścidła mnie już nie cieszą, jak
to bywało kilka lat temu. Jeszcze takie, które w gruncie rzeczy nie
dają odpowiedzi na postawione pytania, nie mówiąc o fatalnej
kreacji postaci (najczęściej seksownej pani komisarz, jeśli
Autorką jest kobieta, albo chorego psychicznie, starego detektywa,
lub detektywa z problemami sercowymi, gdy pisze to mężczyzna) i
sztucznej, bardzo denerwującej reklamie.
Jednak niedawno pojechałam
na kilka dni do rodziny na wieś i, na nieszczęście, zbyt szybko
przeczytałam wzięte dwie inne książki, byłam więc zmuszona do
wzięcia czegokolwiek z małej biblioteczki dziewczyny mojego kuzyna.
Ponieważ ona uwielbia kryminały (a raczej jej mama, ale nie ważne),
jednym z niewielu książek (które i tak ona nie czyta) był ten
właśnie kryminał. Szwedzki czy duński, nie wiem, bo zupełnie nie
jestem dobra z geografii, a w tę kwestię nie chciało mi się
wnikać, w każdym razie skandynawskie powieścidło z nagryzmoloną
na okładce wiadomością wygrania przez książkę jakieś
prestiżowej nagrody. Wystarczyło jednak przeczytać pierwsze
zdanie, by wszystkie nadzieje roztopiły się jak skandynawski śnieg
w słońcu Afryki.
Rebeka, dziewczyna z
prowincjonalnej Kiruny, stała się teraz dumną panią adwokat w
doskonałej firmie, przestały ją nawet prześladować duchy
przeszłości i ogólnie ma fajne, choć nieco nieuporządkowane
życie. Jednak pewnego dnia przeszłość ją znów dopada – w
raczej sekciarskim kościele protestanckim zostaje zamordowany
przyjaciel z przeszłości – długowłosy, młody i bardzo
charyzmatyczny Wiktor. Rebeka wraca do Kiruny, by stawić czoło
przeszłości i ponoć przyjaciółce, siostrze Wiktora oraz jej dwóm
córkom. I mimo że w sprawę angażuje się ciężarna policjantka
Anna Maria Mela (tak, proszę państwa, Autorka za każdym razem
nazywa bohaterkę całymi dwoma imionami, a ja muszę udawać, że
nie jestem zupełnie zaskoczona), wróg jest bliżej niż wszyscy
myślą, a nasza ukochana Rebeka okazuje się bohaterką, bo na
końcu, bez żadnych skrupułów, zabija wszystkich wrogów. Bo
wrogów, kochania moje, jest więcej niż jeden. Choć w sumie nie
wiem dlaczego. Mimo że pisarka przez usta wszystkowiedzącej Rebeki
wyjaśnia nam krok po kroku, co się stało. Naprawdę. Może coś ze
mną coś nie jesr tak? Jak myślicie?
Czytałam gdzieś w
Internecie, że na podstawie tej książki ma powstać film. Albo już
powstał. W każdym główną rolę zagra Izabella Scorupco, znana z
roli Heleny Krucewiczówny w Ogniem i Mieczem Hoffmana.
Poza tym, że jest mi przykro, że się tak się stoczyła (jak Cate
Blachett: od Galadrieli z Władcy Pierścieni do
reklam tuszu do rzęs) raczej nie mam ochoty obejrzeć filmu, a
dlaczego, o tym poniżej.
W każdej książce staram
się doszukać plusów, bo staram się wszystkie książki jednakowo
oceniać, jednak co mogę napisać, jeśli nie ma plusów? Na siłę
nic nie zrobisz, szczególnie z pustego nie nalejesz. Powinnam być
mniej surowa, bo to debiutantka? No dobra, ale i tak to na nic się
zda, bo nawet jak na pierwszy, debiutancki utwór jest średnio,
delikatnie mówiąc. Jakaś postać z potencjałem? Dobrze,
powiedzmy, że szef Rebeki ma potencjał i gdyby Autorka jeszcze
pogłębiła tę postać i wyeliminowała dziwne wrażenie tego, że
ów facet cierpi czasami na rozdwojenie jaźni, wyszłaby całkiem
niezła postać.
Bo
z bohaterami jest tragicznie. Postacie albo cierpią na ciężkie
choroby ducha, albo nie wiem, szczerze mówiąc, co. Albo Autorka nie
mogła się zdecydować, jakie dać im cechy, bo zmieniają je jak
maski. Szczególnie irytowała mnie Sanna, siostra zabitego Wiktora.
Piszcząca wariatka, nieumiejąca
się zająć się dwójką dziewcząt (w dodatku pranionych
psychicznie i fizycznie przez jej rodzonego brata, chyba wiecie, o co
chodzi), zupełnie bezradna, zachowująca się jak dziecko z ciężkim
rozchwianiem emocjonalnym, postrzelona i niewiedząca
nawet, czy jej miłość do Rebeki jest zupełnie przyjacielska,czy
ma inny rodzaj. W każdym razie chyba do końca życia będę się
zastanawiać, dlaczego
dorosła kobieta, matka dwójki dzieci, uciekała przed policją,
by nie robili jej przesłuchania,
dopóki nie przyjedzie jej
przyjaciółka. Hm. A więc pomijamy ten fakt milczeniem i
przyglądamy się bliżej, przez szkło, innym bohaterom, na przykład
pastorom kościoła, do którego należał główny bohater i
dochodzimy do wniosku, że przyglądamy się trzem demonom, którym
Matka Natura albo Bóg poskąpili nawet najmniejszych zalet,
zostawiając same paskudne cechy charakteru. Albo, ewentualnie,
zagubili drogę Prawdy, albo poczucia jakieś ludzkiej przyzwoitości.
Czy jak jakiś człowiek jest zły, to tak na sto procent?
Doświadczenie raczej pokazuje, że jest inaczej, nawet największa
ludzka bestia lubiła kwiatki, a Hannibal Lecter miał poczucie
humoru. Więc i tym razem nie trafiliśmy, idziemy więc dalej.
Rebeka. Postać nijaka i nudna, im bardziej pisarka wgłębia się w
jej postać. Taka pokrzywdzona mała dziewczynka, której tak trudno
pogodzić się z przeszłością, że aż wpada do mieszkania
jednego z pastorów, tatusia jej usuniętej córeczki Johanny (swoją
drogą, po co ona ją nazwała, jak wykonała na niej aborcję?) i
robi awanturę, szantażuje, wyżywa się.. I jednocześnie
męczennica, osoba dobra, nieumiejąca
odmówić swojej przyjaciółce, dobra dusza, że nawet nienarodzona
córeczka jej przebacza we śnie. Jest taka czysta, że nazywanie żon
innych facetów, przeklinanie i inne są nawet pochwalane przez
Autorkę. Mamo. Zresztą żony pastorów, wszystkich trzech, powinny
coś ze sobą zrobić. Te ciągłe zmiany nastroju o czymś świadczą:
albo choroba, albo ciężka menopauza, albo, co jest najbardziej
możliwe, Autorka przekombinowała. I to mocno. O policjantce Annie
Marii (pisarka za każdym razie pisze o niej, używając obu imion)
poza tym, że jest w ciąży, nie wiemy nic. Postać jest kolejną
białą plamą, bez żadnych, nawet najmniejszych cech charakteru.
Nie mówiąc już o Szaleńcu (żeby było lepiej, nie zdradzę wam,
kim on jest, ale szczerze mówiąc, łatwo jest się domyśleć),
który jest patologicznie zakochany w Sannie, nie bierze
psychotropów, wyszedł z psychiatryka i zabija zwierzątka swojej
ukochanej – orientujemy się, że to on, kiedy, dzięki niezwykle
plastycznemu opisowi Autorki, podglądamy go w łazience jego
mieszkania, jak pije krew z głowy zabitego psa Sanny. Ale nie
przejmujmy się nim – Szaleniec w końcu przegra walkę z dobrem i
zginie z rączki Heroicznej Rebeki, uzbrojonej, naturalnie w wydartą
mu maszynówkę. Z całe galerii postaci przestawionej w książce
broni się tylko szef Rebeki, a także zastępca prokuratura
sądowego, Carl von Post, osobnik bardzo nerwowy, ciskający na
wszystkie strony siarczystymi przekleństwami. To bardzo ciekawa
postać, z której dałoby się wyciągnąć bardzo dużo. Gdyby
Autorka, oczywiście, chciała to zrobić. Ale von Post po kilku
scenach z nim gdzieś się zgubił, zatracił. Cóż, Autorka
zapomniała o swojej postaci, trudno. Zresztą, kto jest nad
Doskonałą Rebekę i jej heroizm?
Z językiem też
przekombinowała. Może to i dobrze, bo już dawno nie czytałam
takich bzdurek, takich kwiecistych wyrażeń, metafor, epitetów,
personifikacji, animizacji, onomatopei i wielu innych, których nawet
nie ma w podstawie programowej (bo nie istnieją) naszych polskich,
jakże kochanych szkół. Już sam układ – podział na siedem dni,
niby dni stworzenia, nawiązujący do Biblii (w raczej niewiadomym
celu), porównanie zorzy do smoka pędzącego po niebie (skojarzyło
mi się z Apokalipsą św. Jana, robaczki) księżyce, pończochy
Rebeki, które zakłada z myślą, żeby jej kochanek szybciej ją
rozebrał. W dodatku, gdyby patosu i niezwykłego, barwnego języka
było jeszcze za mało, ludzcy bohaterowie, mieszkający, jak się
domyślam, w XXI-wiecznej Szwecji, myślą i wyrażają się niczym
Słowacki w najbardziej mistycznych częściach Dziadów.
Co nie przeszkadza im kląć i miotać „sukami” oraz innymi
poetyckimi wyrażeniami, bo to przecież takie miłe słówka,
prawda? Tak miłe, miłe. Ale to sprawia, że książkę czyta się
jeszcze gorzej, niż przypuszczałam – jest jeszcze bardziej
sztuczna, niż można sobie wyobrazić czytając mój nieudolny opis,
który nigdy nie odda zawartości tej powieści.
Fabuła
jest przewidywalna. I to bardzo. No, może poza wątkiem kryminalnym,
wytłumaczeniem, dlaczego jasnowłosy anioł, Wiktor, charyzmatyczny
i bardzo głęboko wierzący (nawrócił się ponoć wtedy, kiedy
ześlizgnął się na sankach na szosę i niemal został rozjechany
przez samochód, też miał rozum) został w sposób rytualny przez
Szaleńca i jego wspólników zabity. Autorka w końcu sama się w
tym wszystkim pogubiła i nie potrafiła, wydaje mi się, racjonalnie
wytłumaczyć powodów, poza zarzutami jego siostry, że robił z
dziewczynami coś, czego dobry, normalny wujek nie powinien, jeszcze
ze swoimi dwoma całkowicie nieletnimi siostrzenicami
(chrześcijanin..) prawdopodobnie bez ich zgody, a także o jakieś
przekręty dotyczące wydawania książek wspólnotowych bez płacenia
podatków państwu czy coś w tym rodzaju, ale nie do końca
zrozumiałam, o co tak naprawdę chodzi, bo, w gruncie rzeczy, zanim
coś zdążyli wyjaśnić dodatkowo, Najszlachetniejsza Rebeka zabija
ich z maszynówki (a tego, z kim miała dziecko, zabija jednym
uderzeniem w głowę jakimś przedmiotem). I to było również
bardzo przewidywalne. Jeśli chodzi o mnie, nie było nawet
najmniejszego elementu zaskoczenia, nawet kiedy wydało się, że
prawie wszyscy pastorowie, w spółce z Szaleńcem, zabili biednego
Wiktorka. No może nie tak bardzo biednego. Może nie mam serca, ale
nie jest mi go żal.
Co ciekawe, wszędzie
podkreśla się, że książka ma wiele wspólnego z prywatnym życiem
Autorki i podejrzewam, że to nie jest tylko to, że Rebeka, tak jak
przedtem pisarka, pracuje w firmie, zajmując się prawem podatkowym.
Coś tam w jednym wywiadów mówiła na temat jej bogatego
doświadczenia z kościołem protestanckim. Aha. Więc może też
była kiedyś w takim czymś? A może też miała dziecko z pastorem?
Biedna. W każdym razie nie będziemy wyciągać brudów, bo to nie
jest drugi Pudelek tylko poważna (mam taką nadzieję) strona o
literaturze. W każdym razie można przypuszczać, skąd taka
nierówna narracja i zachwiana równowaga pomiędzy wspomnieniami
Rebeki i kryminału. Cóż. Przynajmniej mogła nie wspominać już o
Annie Marii, bo policjantka tak naprawdę nic nie robi, tylko chodzi
w kółko, a śledztwo, jeśli w ogóle ma miejsce, prowadzi nasza
droga Znakomita Rebeka. Przerost formy nad treścią troszkę.
Na
końcu (niestety, to już koniec moich wywodów) powiem jeszcze
trochę o tytule
i okładkach, bo, jeśli chodzi o mnie, było z tym
zamieszanie. Otóż egzemplarz, który czytałam, był inaczej
zatytułowany, niż ten w serwisie Lubimy Czytać i miał inną
okładkę, ale fabuła jest ta sama. Dopiero po pogrzebaniu w
Internecie okazało się, że drugie wydanie ma po prostu zmieniony
tytuł, bo tamten, z wydania poprzedniego, był nietrafiony (kiedyś
miałam trochę do czynienia z językiem szwedzkim, ale każdy, kto
zna angielski, zorientuje się, że solstorm to
burza słoneczna, a nie coś innego). Obie okładki jednak są
beznadziejne – na tej starszej widzimy ośnieżone drzewo w śniegu,
ale w druga jest bardziej przekombinowana: widzimy tam naszą słynną
zorzę, coś, co miało być zapewne krwią Wiktora oraz książkę
(?) albo podobny kształt. W każdym razie przez te dziwne kolory
wszystko wygląda jak... wątpliwej jakości książka z czasów PRL.
Nie wiem, takie mam po prostu dziwne skojarzenie (pomijając fakt, że
moje skojarzenia są ogólnie bardzo dziwne). No i oba tytuły nie
pasują do fabuły książki, także jak pojawiający się na
początku wiersz. Zdaje się, że Autorka zrobiła to tylko dlatego,
że uznała, że na początku każdej takiej książki musi być
cytat z jakiegoś wiersza, bo takie modne i zapowiada mroczne
wydarzenia w powieści. Hm. Znów może nie takie mroczne.
A
więc znów przeczytałam fatalny kryminał. Może za jakiś czas
zrecenzuję jakąś książkę Camilli Lackberg, żeby choć trochę
miodku się polało na biedne książki z zabójcami i policjantami w
rolach głównych. A może się znajdzie coś lepszego niż szalejącą
burzę, która spustoszyła i tę książkę? Cóż, po dawnym
okresie fascynacji powieściami o zabijających Szwedach przyszedł
czas na pasmo rozczarowań i coraz większego znudzenia kryminałami.
No cóż. Przynajmniej miałam co robić, a wakacje są po to, by
czytać takie odmóżdżające książki. W sumie nic nie straciłam,
prawda? Prawda?
Tytuł: „Burza na krańcach
Ziemi” / „Burza słoneczna”
Autor: Asa Larsson
Moja ocena: 1,5
Recenzuj Camillę. Jasama zaczytuje się w jej książkach i nie moge się oderwać- o czym chyba wspomniałam w którymś komentarzu. Co do Larrson- dane było mi czytać inną jej książkę, kiedy dopiero wpadałam w świat skandynawskich kryminałów i powiem szczerze spodobała mi się. Ale żeby przekonać się co, jak i dlaczego pewnie sięgnę po Burzę z krańców ziemi czy też Burzę słoneczną żeby przekonać się czy w tym momencie oceniłabym autorkę tak wysoko.
OdpowiedzUsuńWidać, że książka Cię nie zachwyciła i wywołała sporo emocji. Ja za kryminałami nie przepadam, czytam je tylko od czasu do czasu.
OdpowiedzUsuńGdybym przeczytała "Burzę..." jako pierwszą książkę z cyklu o Rebece, byłoby to moje ostatnie spotkanie z autorką. Podzielam Twoją negatywną opinię o tej książce. Uważam jednak, że kolejna część cyklu jest dużo lepsza. Nie pozbawiona wad, ale wciągająca. Miałam to szczęście, że właśnie od niej zaczęłam poznawać przygody Rebeki. Ale "Burza z krańców ziemi" na tyle mi się nie spodobała, że na razie trzeci tom czeka na wolną chwilę. :)
OdpowiedzUsuńWow co za niska ocena :D Chyba nie sięgnę
OdpowiedzUsuńTak niskiej oceny jeszcze na żadnym blogu nie widziałam :) Kryminały to nie moja tematyka, czytam je tylko, kiedy muszę (lektury szkolne). Na pewno tej książki nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.