Szkoła,
szkoła... Fajne miejsce, prawda? Jak ja je lubię.. Nikt nie ma o
tym zielonego pojęcia, jak mi się chce wstawać rano i pędzić ile
sił w moich sprinterskich płucach, żeby zdążyć na matematykę.
Po to człowiekowi tak naprawdę? Nie wiem jak wy, ale ja nie
zamierzam spędzić całego życia na obliczaniu pola wycinka
kołowego albo na obliczaniu pola trójkąta opisanego na kole,
wybaczcie. Wciąż zastawiam się także, do czego przyda fizyka.
Hmmm.. Ma ktoś jakiś pomysł?
Jednak
szkoła może być jeszcze większym problemem. A co, jeśli ludzie
cię prześladują? Nienawidzą cię? Na każdym kroku chcą się
wykończyć? Tylko dlatego, że odstajesz od innych. Ale to nie są
tortury słowne, takie, jakie się da wytrzymać. To jest przemoc
fizyczna. Potworna przemoc fizyczna, taką, jakiej doświadczyła
Gotka Sophie, ta, na której cześć Delain nagrali płytę "We
Are The Others". A co jeszcze, kiedy własna matka, fanatyczna
chrześcijanka, nie rozumie twoich potrzeb? Tylko iść i się
zachlastać, prawda?
A
jeśli ma się tajemniczy, straszliwy dar? Czy nie wykorzystaliśmy
tego przeciw naszym wrogom? Pierwsza odpowiedzią jest "NIE".
Ale czy na pewno?
Carrie
ma zdolności telekinetyczne, czyli potrafi przenosić przedmioty
wzrokiem. Jest to jednak jedyna pociecha w jej życiu, ponieważ w
szkole jest tępiona. Tępiona! To mało powiedziane. Wredne, chore
psychicznie dziewczyny zrobiłyby wszystko, łącznie z zabiciem.
Dlaczego? Carrie jest inna, niegustownie się ubiera. No i jeszcze
matka, fanatyczka perfekcyjna. Uważa, że dziecko z takimi
zdolnościami jak Carrie jest grzechem za to, że współżyła z
własnym mężem (!). Wychowuje ją na taką samą fanatyczkę jak
ona, ale dziewczyna jest zdrowa psychicznie i nie chce przez całą
noc klęczeć na zimnej ziemi nago i modlić się. Matka chroni córkę
przed chłopakami, zabrania chodzić na imprezy, każe jej tylko szyć
ubrania i uczyć się. A kiedy dziewczyna łamie jej zakazy uznaje,
że to jej wina i postanawia się okaleczyć... Tymczasem na balu, na
który Carrie idzie z chłopakiem jednej z dziewczyn, która
postawiła się nad nią, na miejscu czeka ją niespodzianka, za
którą zapłaci całe miasto..
Lapidarność
tej opowieści była dla mnie szokiem. Jak może być, że Autor
takich długaśnych rzeczy jak Miasteczko Salem,
Dallas '67 napisał
książkę, która liczy sobie sto ileś stron?!, pomyślałam,
otwierając plik z książką. Później dopiero przekonałam się,
że wszelkie dłużyzny są niewskazane, wręcz popsułyby delikatną
konstrukcję opowieści. Bo żeby szokowała, nieistotnych szczegółów
musi być jak najmniej.
Bo szokuje, i to jest
największą zaletą opowieści. Wstrząsa człowiekiem. Daje takiego
kopa, że choćby się było ze stali, nie można o tym zapomnieć,
wyrzucić sobie z głowy. Po przeczytaniu książki leżałam pół
nocy i nie mogło mi pomieścić się, że ktoś może zrobić coś
takiemu dziecku, którym była jeszcze Carrie, żeby doprowadzić ją
do czegoś takiego. I jak można być takim fanatykiem religijnym i
hipokrytą, takim jak matka nieszczęsnej dziewczyny, która nie
widziała, lub nie chciała widzieć, jak powinna żyć nastolatka.
To także zatrważające studium członka sekty religijnej – o
wypranym umyśle, zdolności myślenia wyłącznie w kategoriach
religii, skrajnym przytępieniu i surowości religijnej. Brr. Lepiej
już o tym nie myślę, bo jeszcze taka istota mi się w nocy
przyśni.
Nie ważne co powiedzą
ludzie, to jest prawdziwy horror. Horror powstały z połączenia
bólu, cierpienia i mocy, które w końcu obracają się przeciwko
wszystkim, a także przeciwko osobie, która posiada owe moce. To
horror prawdziwy jak ogień, bo przemoc istnieje w każdej szkole,
nie wspominając o sektach. To horror dla mnie, bo ja jestem jedną z
tych niewielu ludzi, którzy doskonale znają uczucia szarpiące
Carrie w szkole. Przez jakiś czas zastanawiałam się nawet nad tym,
czy cała książka to jakaś reakcja na słynne w Ameryce wydarzanie
zabicia przez chłopaka połowy szkoły jako zemstę za
prześladowania. Mamy przecież na ten temat książkę Picolut i
piosenkę Nightwish. Ale chyba nie – to jest przede wszystkim
książka tego Autora, jego autorska opowieść.
W tej opowieści Autor
pokazał chyba wszystkie największe atuty swojego stylu.
Lapidarność, bagaż emocji, które pisarz przekazuje czytelnikom,
są wielkie, a przecież o tylko opowiada historię. Nie żali się
nad bohaterką, jak zrobiłyby to niektóre pisarki, nie ocenia
nikogo – pozostawia historię do ocenienia czytelnikowi. Nie
sugeruje, kto jest jego sympatią kto antypatią, a jego opisy są
opisami, a nie subiektywnymi przedstawieniami czegoś. W dodatku jego
styl jest lekki, pełen ironii, celnie nazywający opisane zjawiska
(najbardziej to widać w scenie z dyrektorem i ojcem Christine).
Jednocześnie wszystko jest niesamowicie plastyczne, szczególnie w
scenach zagłady miasteczka przez dziewczynę. Mimo że widzimy to
tylko w głowach i tak zapiera dech w piersiach.
Ciekawostką jest
realistyczne pokazanie, jakie są procedury szkolne wobec przemocy i
jak to naprawdę wygląda. Dyrektor niemal traci posadę, dlatego, że
postanowił zrobić krzywdę jednej z największych prześladowczyń
Carrie. Wiem, że to przykre i niewyobrażalne, ale tak, niestety
jest. Nawet teraz.
Oprócz
tekstu właściwego Autor przybliża nam także fragmenty książek
napisanych po zdarzeniach. Książka Sophie, książka jakiegoś
faceta zajmującego się telekinezą, wypowiedzi świadków zdarzeń
i nie tylko, zebrane już po całej sprawie, fragmenty artykułów
prasowych, a także na końcu książki – rzecz, która wprawia
każdego fana opowieści w osłupienie. List jakiś dziewczynki do
swojej ciotki, z typowymi błędami dziecka, w którym Autorka pisze
o niezwykłych, telekinetycznych zdolnościach swojej siostry.
Następczyni Carrie, każdy sobie pomyśli. I od razu zgroza
przejmuje człowieka.
Postacie
są bardzo dobrze wykreowane. Dziewczyny z klasy Carrie wystarczająco
wredne i złe, chociaż, szczerze mówiąc, Autor nie ma w opisywaniu
takiej przemocy doświadczenia, ale w sumie, skąd ma je mieć? Nie
wie, że najbardziej wyniszczająca jest inna forma przemocy. Kiedy
prześladowczynie wyśmiewają kogoś, rozmawiając między sobą na
tyle głośno, by prześladowany usłyszał, ale jednocześnie nie
miał możliwości wtrącenia się do rozmowy. Kiedy śledzą
człowiek krok w krok.. Komentują wszystko, każdy najmniejszy błąd
i to, co błędem nie jest. I najgorsze to, że osoba prześladowana
nie wie, dlaczego tak jest. No ale już nie dryfuję. W każdym razie
biedna Carrie. Były dla niej naprawdę chamskie, nawet te, które
jej nie znały – Autor pokazuje siłę zabójczego instynktu
stadnego. I w końcu bardzo chamski, potworny żart doprowadza do
potwornej tragedii. Tragedii po obu stronach konfliktu. Tragedii
zwykłych ludzi. Ale miałam pisać o postaciach, a nie o nie wiadomo
czym. Ogarnij się, Kylie.
Nikt
chyba nie ma wątpliwości, że najciekawszą postacią książki
jest Carrie. Dziewczyna, która chciałaby być tak jak reszta, ale
niestety nie może dzięki swojej
kochanej mamusi. Dziewczyna, która odkrywa swoje dziwne zdolności i
boi się ich. Wyobrażam sobie jej potworny ból po incydencie na
balu i chyba jestem (nie przechwalam się, bo to nie jest powód do
domu) jedną z tych niewielu osób, które czują, jak bardzo
cierpiała. Mało kto potrafi sobie wyobrazić
sobie, jak to boli.
Spośród innych postaci,
które warto opisać (bo inne nie są godne tego zaszczytu) jest
Sophie i... matka Carrie. Sophie zna Carrie tylko ze szkoły, ale w
tym wszystkim odrywa dość dużą rolę: jest jedną osobą w klasie
dziewczyny, która jej współczuje. I to ona namawia swojego
chłopaka Thomasa, by wziął dziewczynę na bal. Polubiłam ją.
Mimo wszystko ma dobre serce i nieco empatii, to ona towarzyszy
umierającej Carrie i widzi, jak świeczka jej życia znika za
mrocznym zakrętem, by zniknąć i zgasnąć na zawsze. To ona jest
jedyną osobą, która uroniła kilka łez po śmierci nieszczęśniki.
Czuję wielką sympatię do tej bohaterki. Żeby w każdej szkole,
gdzie jest przemoc, była taka osoba..
Matka Carrie to ewenement w
skali światowej. Jej sekta.. To było straszne. Nie powiem, że
każdy się boi, kiedy dziecko ma takie dziwne talenty, ale żeby się
okaleczać.. Albo dziewczynie mówić, żeby nie patrzyła na
chłopaków (pomijając historię o tym, że kobieta twierdziła, że
Carrie jest karą Boga za to, że współżyła.. z własnym mężem).
Niektórzy gadają, że nie ma większego Ciemnogrodu od tzw.
moherowych beretów, ale to nie jest prawda: poznajcie osobę, która
nie chciała, żeby jej córka wiedziała o istnieniu miesiączki i
piersi.. Nie mówiąc o wganianiu Bogu duszy winnej dziewczyny do
pokoju, w którym był tylko Jezus, przed którym należało się
modlić, klęcząc godzinami na zimnej, twardej podłodze. Każdy,
kto jest katolikiem, ten zapewne wie, że tylko w sektach Bóg wymaga
takich ofiar. Nie mówię już o tym, że nieszczęsna kobieta
zaczęła się okaleczać się, kiedy zrozumiała, co zrobiła jej
córka. O tym to już nie mogłam czytać.
Lubię okładkę opowieści,
tę filmową. Samego filmu nie widziałam, bo jakoś nie mam czasu
czy ochoty, by w ogóle coś oglądać (na sumieniu mam nieobejrzenie
Kamieni na Szaniec, ale raczej nie jestem zainteresowana).
Carrie jest przedstawiona jako normalna dziewczyna, tyle że oblana
świńską krwią i to w dodatku na czarnym tle. Jak na mnie, jest
wystarczająco mrocznie i ciekawie – ktoś, kto widzi książkę po
raz pierwszy, będzie myślał – bardzo słusznie - że to nie jest
wesoła książka, wręcz przeciwnie. Na mnie zrobiła wielkie
wrażenie, chyba największe z powieści tego Autora. Ma w sobie coś
mrocznego, niepokojącego, a jeśli się jeszcze weźmie pod uwagę
pełen boleści wzrok aktorki z okładki, to wychodzi jedna z
najlepszych okładek, jakie kiedykolwiek widziałam.
Minusy? Są tu jakieś? Na
pierwszy rzut oka, nie. Kiedy jednak zagłębiłam się w treść,
pomyślałam, że jednak jest za dużo fragmentów książek, gazet i
wypowiedzi tuż po katastrofie, a treść, którą nazwałabym
tekstem właściwym, jest tylko komentarzem, chronologicznym
pokazaniem, co stało się i jakie motywy miała Carrie oraz inni
bohaterowie. Czasami z trudem przebrnęłam przez taki fragment,
czasami, kiedy zobaczyłam tekst, napisany inną czcionką, przyszło
mi na myśl O nie, znów to samo!, szczególnie wtedy, kiedy
dzieje się coś ciekawego, a tu – fragment gazety czy książki.
Oczywiście można omijać, ale wtedy omija cię spora część
faktów dotyczących bohaterki, sytuacji, telekinezy i tak dalej.
Trochę szkoda. Chociaż... chociaż ta historia jest idealna na taką
zwięzłą formę, marzyłoby się coś bardziej rozbudowanego, na
tyle, by uniknąć choć połowy tych wycinków. Mówiąc już bardzo
subiektywnie, to, że są wycinki i fragmenty książek nie sprawiło,
że myślałam o tej historii jako o bardziej autentycznej – ona
byłaby dla mnie autentyczna (jest nawet karta ze szpitala
potwierdzająca fakt zgonu dziewczyny!), nawet gdyby akcja
umieszczona była w kosmosie w dalekiej przyszłości. Jej wymowa
jest przecież bardzo, niestety, aktualna.
To chyba najlepsza z książek
tego pisarza. Idealna. Przerażająca. Zapierająca dech w piersiach.
Mogłabym napisać jeszcze całą stronę epitetów, sławiących
opowieść, ale nie chcę. Wolę patrzeć na światło, moje światło,
które też, pewnego dnia, zniknie za zakrętem tunelu i jeszcze raz,
w zadumie, zastanowić się nad losem Carrie. Carrie, której
zrobiono taką wielką krzywdę. A jak wielką, to można sobie
wyobrazić, jeśli nie jest się podobnym do niej nieszczęśnikiem...
Tytuł: „Carrie”
Autor: Stephen King
Mam u siebie tę ksiązkę, dostalam w prezencie ,bo bardzo chciałam - i powiem szczerze, że mnie rozczarowała... To była pierwsza powieść Kinga, po którą sięgnęłam. Spodziewałam się czegoś lepszego, styl nie przypadł mi do gustu. Ale myślę, że kiedyś do niej wrócę, a będąc starszą, na pewno inaczej do niej podejdę i bardziej mi się spodoba :)
OdpowiedzUsuńCarrie nie czytałam, ale oglądałam film. Tylko nie ten nowy, a stary i przyznam, że jest to przerażająca historia. Szczególnie zaszokował mnie fanatyzm matki głównej bohaterki i to, jak bardzo traumatyczna potrafi być szkoła, a dokładniej - młodzież, jeśli się ktoś nie wpasuje albo nie wpisze w "kanon".
OdpowiedzUsuńKsiążę czytałam poobejrzeniu filmu i przyznam- wywołała na mnie wrażenie o wiele lepsze od ekranizacji ! Nie znam jeszcze innych dzieł King'a, ale sama lektura Carrie zachęciła mnie do jego ksiązek.
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze ani jednej książki Kinga, ale skoro piszesz, że ta jest najlepsza to rozpocznę od niej.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o matematykę, to uwierz mi powtarzałam to całe liceum, szczególnie, że byłam drugim rocznikiem, który pisał maturę z matematyki po jej cudownym przywróceniu. I powtarzałam, po cholerę mi matma na prawie? I wiesz co? Mam prawo finansowe i jakieś rachunkowe i wiesz co? Matma wróciła!!!
OdpowiedzUsuńA co do książki naprawdę brzmi świetnie, a Twoja recenzja fajnie oddaje jej klimat :D
Nie czytałam książki, ale oglądałam film (ten stary) i bardzo mi się podobał. Ogólnie próbowałam podejść do prozy Kinga, ale naprawdę nie podchodzi mi jego styl...
OdpowiedzUsuńCzytałam "Carrie" tuż przed premierą filmu i zdecydowanie wolę książkę, aczkolwiek film nie był taki zły :) Podczas czytania strasznie mi było żal głównej bohaterki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Alpaka
http://wkrainieksiazek-recenzje.blogspot.com
Nie czytałam jeszcze żadnej książki Kinga, ale słyszałam wiele dobrego o autorze, a własciwie jego twórczości. Może kiedyś 'dojrzeję' do tych książek.
OdpowiedzUsuń