czwartek, 4 września 2014

Świeczka znikająca za zakrętem. Recenzja książki

Szkoła, szkoła... Fajne miejsce, prawda? Jak ja je lubię.. Nikt nie ma o tym zielonego pojęcia, jak mi się chce wstawać rano i pędzić ile sił w moich sprinterskich płucach, żeby zdążyć na matematykę. Po to człowiekowi tak naprawdę? Nie wiem jak wy, ale ja nie zamierzam spędzić całego życia na obliczaniu pola wycinka kołowego albo na obliczaniu pola trójkąta opisanego na kole, wybaczcie. Wciąż zastawiam się także, do czego przyda fizyka. Hmmm.. Ma ktoś jakiś pomysł?

Jednak szkoła może być jeszcze większym problemem. A co, jeśli ludzie cię prześladują? Nienawidzą cię? Na każdym kroku chcą się wykończyć? Tylko dlatego, że odstajesz od innych. Ale to nie są tortury słowne, takie, jakie się da wytrzymać. To jest przemoc fizyczna. Potworna przemoc fizyczna, taką, jakiej doświadczyła Gotka Sophie, ta, na której cześć Delain nagrali płytę "We Are The Others". A co jeszcze, kiedy własna matka, fanatyczna chrześcijanka, nie rozumie twoich potrzeb? Tylko iść i się zachlastać, prawda?

A jeśli ma się tajemniczy, straszliwy dar? Czy nie wykorzystaliśmy tego przeciw naszym wrogom? Pierwsza odpowiedzią jest "NIE". Ale czy na pewno?

Carrie ma zdolności telekinetyczne, czyli potrafi przenosić przedmioty wzrokiem. Jest to jednak jedyna pociecha w jej życiu, ponieważ w szkole jest tępiona. Tępiona! To mało powiedziane. Wredne, chore psychicznie dziewczyny zrobiłyby wszystko, łącznie z zabiciem. Dlaczego? Carrie jest inna, niegustownie się ubiera. No i jeszcze matka, fanatyczka perfekcyjna. Uważa, że dziecko z takimi zdolnościami jak Carrie jest grzechem za to, że współżyła z własnym mężem (!). Wychowuje ją na taką samą fanatyczkę jak ona, ale dziewczyna jest zdrowa psychicznie i nie chce przez całą noc klęczeć na zimnej ziemi nago i modlić się. Matka chroni córkę przed chłopakami, zabrania chodzić na imprezy, każe jej tylko szyć ubrania i uczyć się. A kiedy dziewczyna łamie jej zakazy uznaje, że to jej wina i postanawia się okaleczyć... Tymczasem na balu, na który Carrie idzie z chłopakiem jednej z dziewczyn, która postawiła się nad nią, na miejscu czeka ją niespodzianka, za którą zapłaci całe miasto..

Lapidarność tej opowieści była dla mnie szokiem. Jak może być, że Autor takich długaśnych rzeczy jak Miasteczko Salem, Dallas '67 napisał książkę, która liczy sobie sto ileś stron?!, pomyślałam, otwierając plik z książką. Później dopiero przekonałam się, że wszelkie dłużyzny są niewskazane, wręcz popsułyby delikatną konstrukcję opowieści. Bo żeby szokowała, nieistotnych szczegółów musi być jak najmniej.

Bo szokuje, i to jest największą zaletą opowieści. Wstrząsa człowiekiem. Daje takiego kopa, że choćby się było ze stali, nie można o tym zapomnieć, wyrzucić sobie z głowy. Po przeczytaniu książki leżałam pół nocy i nie mogło mi pomieścić się, że ktoś może zrobić coś takiemu dziecku, którym była jeszcze Carrie, żeby doprowadzić ją do czegoś takiego. I jak można być takim fanatykiem religijnym i hipokrytą, takim jak matka nieszczęsnej dziewczyny, która nie widziała, lub nie chciała widzieć, jak powinna żyć nastolatka. To także zatrważające studium członka sekty religijnej – o wypranym umyśle, zdolności myślenia wyłącznie w kategoriach religii, skrajnym przytępieniu i surowości religijnej. Brr. Lepiej już o tym nie myślę, bo jeszcze taka istota mi się w nocy przyśni.

Nie ważne co powiedzą ludzie, to jest prawdziwy horror. Horror powstały z połączenia bólu, cierpienia i mocy, które w końcu obracają się przeciwko wszystkim, a także przeciwko osobie, która posiada owe moce. To horror prawdziwy jak ogień, bo przemoc istnieje w każdej szkole, nie wspominając o sektach. To horror dla mnie, bo ja jestem jedną z tych niewielu ludzi, którzy doskonale znają uczucia szarpiące Carrie w szkole. Przez jakiś czas zastanawiałam się nawet nad tym, czy cała książka to jakaś reakcja na słynne w Ameryce wydarzanie zabicia przez chłopaka połowy szkoły jako zemstę za prześladowania. Mamy przecież na ten temat książkę Picolut i piosenkę Nightwish. Ale chyba nie – to jest przede wszystkim książka tego Autora, jego autorska opowieść.

W tej opowieści Autor pokazał chyba wszystkie największe atuty swojego stylu. Lapidarność, bagaż emocji, które pisarz przekazuje czytelnikom, są wielkie, a przecież o tylko opowiada historię. Nie żali się nad bohaterką, jak zrobiłyby to niektóre pisarki, nie ocenia nikogo – pozostawia historię do ocenienia czytelnikowi. Nie sugeruje, kto jest jego sympatią kto antypatią, a jego opisy są opisami, a nie subiektywnymi przedstawieniami czegoś. W dodatku jego styl jest lekki, pełen ironii, celnie nazywający opisane zjawiska (najbardziej to widać w scenie z dyrektorem i ojcem Christine). Jednocześnie wszystko jest niesamowicie plastyczne, szczególnie w scenach zagłady miasteczka przez dziewczynę. Mimo że widzimy to tylko w głowach i tak zapiera dech w piersiach.

Ciekawostką jest realistyczne pokazanie, jakie są procedury szkolne wobec przemocy i jak to naprawdę wygląda. Dyrektor niemal traci posadę, dlatego, że postanowił zrobić krzywdę jednej z największych prześladowczyń Carrie. Wiem, że to przykre i niewyobrażalne, ale tak, niestety jest. Nawet teraz.

Oprócz tekstu właściwego Autor przybliża nam także fragmenty książek napisanych po zdarzeniach. Książka Sophie, książka jakiegoś faceta zajmującego się telekinezą, wypowiedzi świadków zdarzeń i nie tylko, zebrane już po całej sprawie, fragmenty artykułów prasowych, a także na końcu książki – rzecz, która wprawia każdego fana opowieści w osłupienie. List jakiś dziewczynki do swojej ciotki, z typowymi błędami dziecka, w którym Autorka pisze o niezwykłych, telekinetycznych zdolnościach swojej siostry. Następczyni Carrie, każdy sobie pomyśli. I od razu zgroza przejmuje człowieka.

Postacie są bardzo dobrze wykreowane. Dziewczyny z klasy Carrie wystarczająco wredne i złe, chociaż, szczerze mówiąc, Autor nie ma w opisywaniu takiej przemocy doświadczenia, ale w sumie, skąd ma je mieć? Nie wie, że najbardziej wyniszczająca jest inna forma przemocy. Kiedy prześladowczynie wyśmiewają kogoś, rozmawiając między sobą na tyle głośno, by prześladowany usłyszał, ale jednocześnie nie miał możliwości wtrącenia się do rozmowy. Kiedy śledzą człowiek krok w krok.. Komentują wszystko, każdy najmniejszy błąd i to, co błędem nie jest. I najgorsze to, że osoba prześladowana nie wie, dlaczego tak jest. No ale już nie dryfuję. W każdym razie biedna Carrie. Były dla niej naprawdę chamskie, nawet te, które jej nie znały – Autor pokazuje siłę zabójczego instynktu stadnego. I w końcu bardzo chamski, potworny żart doprowadza do potwornej tragedii. Tragedii po obu stronach konfliktu. Tragedii zwykłych ludzi. Ale miałam pisać o postaciach, a nie o nie wiadomo czym. Ogarnij się, Kylie.

Nikt chyba nie ma wątpliwości, że najciekawszą postacią książki jest Carrie. Dziewczyna, która chciałaby być tak jak reszta, ale niestety nie może dzięki swojej kochanej mamusi. Dziewczyna, która odkrywa swoje dziwne zdolności i boi się ich. Wyobrażam sobie jej potworny ból po incydencie na balu i chyba jestem (nie przechwalam się, bo to nie jest powód do domu) jedną z tych niewielu osób, które czują, jak bardzo cierpiała. Mało kto potrafi sobie wyobrazić sobie, jak to boli.

Spośród innych postaci, które warto opisać (bo inne nie są godne tego zaszczytu) jest Sophie i... matka Carrie. Sophie zna Carrie tylko ze szkoły, ale w tym wszystkim odrywa dość dużą rolę: jest jedną osobą w klasie dziewczyny, która jej współczuje. I to ona namawia swojego chłopaka Thomasa, by wziął dziewczynę na bal. Polubiłam ją. Mimo wszystko ma dobre serce i nieco empatii, to ona towarzyszy umierającej Carrie i widzi, jak świeczka jej życia znika za mrocznym zakrętem, by zniknąć i zgasnąć na zawsze. To ona jest jedyną osobą, która uroniła kilka łez po śmierci nieszczęśniki. Czuję wielką sympatię do tej bohaterki. Żeby w każdej szkole, gdzie jest przemoc, była taka osoba..

Matka Carrie to ewenement w skali światowej. Jej sekta.. To było straszne. Nie powiem, że każdy się boi, kiedy dziecko ma takie dziwne talenty, ale żeby się okaleczać.. Albo dziewczynie mówić, żeby nie patrzyła na chłopaków (pomijając historię o tym, że kobieta twierdziła, że Carrie jest karą Boga za to, że współżyła.. z własnym mężem). Niektórzy gadają, że nie ma większego Ciemnogrodu od tzw. moherowych beretów, ale to nie jest prawda: poznajcie osobę, która nie chciała, żeby jej córka wiedziała o istnieniu miesiączki i piersi.. Nie mówiąc o wganianiu Bogu duszy winnej dziewczyny do pokoju, w którym był tylko Jezus, przed którym należało się modlić, klęcząc godzinami na zimnej, twardej podłodze. Każdy, kto jest katolikiem, ten zapewne wie, że tylko w sektach Bóg wymaga takich ofiar. Nie mówię już o tym, że nieszczęsna kobieta zaczęła się okaleczać się, kiedy zrozumiała, co zrobiła jej córka. O tym to już nie mogłam czytać.

Lubię okładkę opowieści, tę filmową. Samego filmu nie widziałam, bo jakoś nie mam czasu czy ochoty, by w ogóle coś oglądać (na sumieniu mam nieobejrzenie Kamieni na Szaniec, ale raczej nie jestem zainteresowana). Carrie jest przedstawiona jako normalna dziewczyna, tyle że oblana świńską krwią i to w dodatku na czarnym tle. Jak na mnie, jest wystarczająco mrocznie i ciekawie – ktoś, kto widzi książkę po raz pierwszy, będzie myślał – bardzo słusznie - że to nie jest wesoła książka, wręcz przeciwnie. Na mnie zrobiła wielkie wrażenie, chyba największe z powieści tego Autora. Ma w sobie coś mrocznego, niepokojącego, a jeśli się jeszcze weźmie pod uwagę pełen boleści wzrok aktorki z okładki, to wychodzi jedna z najlepszych okładek, jakie kiedykolwiek widziałam.

Minusy? Są tu jakieś? Na pierwszy rzut oka, nie. Kiedy jednak zagłębiłam się w treść, pomyślałam, że jednak jest za dużo fragmentów książek, gazet i wypowiedzi tuż po katastrofie, a treść, którą nazwałabym tekstem właściwym, jest tylko komentarzem, chronologicznym pokazaniem, co stało się i jakie motywy miała Carrie oraz inni bohaterowie. Czasami z trudem przebrnęłam przez taki fragment, czasami, kiedy zobaczyłam tekst, napisany inną czcionką, przyszło mi na myśl O nie, znów to samo!, szczególnie wtedy, kiedy dzieje się coś ciekawego, a tu – fragment gazety czy książki. Oczywiście można omijać, ale wtedy omija cię spora część faktów dotyczących bohaterki, sytuacji, telekinezy i tak dalej. Trochę szkoda. Chociaż... chociaż ta historia jest idealna na taką zwięzłą formę, marzyłoby się coś bardziej rozbudowanego, na tyle, by uniknąć choć połowy tych wycinków. Mówiąc już bardzo subiektywnie, to, że są wycinki i fragmenty książek nie sprawiło, że myślałam o tej historii jako o bardziej autentycznej – ona byłaby dla mnie autentyczna (jest nawet karta ze szpitala potwierdzająca fakt zgonu dziewczyny!), nawet gdyby akcja umieszczona była w kosmosie w dalekiej przyszłości. Jej wymowa jest przecież bardzo, niestety, aktualna.

To chyba najlepsza z książek tego pisarza. Idealna. Przerażająca. Zapierająca dech w piersiach. Mogłabym napisać jeszcze całą stronę epitetów, sławiących opowieść, ale nie chcę. Wolę patrzeć na światło, moje światło, które też, pewnego dnia, zniknie za zakrętem tunelu i jeszcze raz, w zadumie, zastanowić się nad losem Carrie. Carrie, której zrobiono taką wielką krzywdę. A jak wielką, to można sobie wyobrazić, jeśli nie jest się podobnym do niej nieszczęśnikiem...

Tytuł: „Carrie”
Autor: Stephen King


8 komentarzy :

  1. Mam u siebie tę ksiązkę, dostalam w prezencie ,bo bardzo chciałam - i powiem szczerze, że mnie rozczarowała... To była pierwsza powieść Kinga, po którą sięgnęłam. Spodziewałam się czegoś lepszego, styl nie przypadł mi do gustu. Ale myślę, że kiedyś do niej wrócę, a będąc starszą, na pewno inaczej do niej podejdę i bardziej mi się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Carrie nie czytałam, ale oglądałam film. Tylko nie ten nowy, a stary i przyznam, że jest to przerażająca historia. Szczególnie zaszokował mnie fanatyzm matki głównej bohaterki i to, jak bardzo traumatyczna potrafi być szkoła, a dokładniej - młodzież, jeśli się ktoś nie wpasuje albo nie wpisze w "kanon".

    OdpowiedzUsuń
  3. Książę czytałam poobejrzeniu filmu i przyznam- wywołała na mnie wrażenie o wiele lepsze od ekranizacji ! Nie znam jeszcze innych dzieł King'a, ale sama lektura Carrie zachęciła mnie do jego ksiązek.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam jeszcze ani jednej książki Kinga, ale skoro piszesz, że ta jest najlepsza to rozpocznę od niej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli chodzi o matematykę, to uwierz mi powtarzałam to całe liceum, szczególnie, że byłam drugim rocznikiem, który pisał maturę z matematyki po jej cudownym przywróceniu. I powtarzałam, po cholerę mi matma na prawie? I wiesz co? Mam prawo finansowe i jakieś rachunkowe i wiesz co? Matma wróciła!!!
    A co do książki naprawdę brzmi świetnie, a Twoja recenzja fajnie oddaje jej klimat :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie czytałam książki, ale oglądałam film (ten stary) i bardzo mi się podobał. Ogólnie próbowałam podejść do prozy Kinga, ale naprawdę nie podchodzi mi jego styl...

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam "Carrie" tuż przed premierą filmu i zdecydowanie wolę książkę, aczkolwiek film nie był taki zły :) Podczas czytania strasznie mi było żal głównej bohaterki.
    Pozdrawiam
    Alpaka
    http://wkrainieksiazek-recenzje.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie czytałam jeszcze żadnej książki Kinga, ale słyszałam wiele dobrego o autorze, a własciwie jego twórczości. Może kiedyś 'dojrzeję' do tych książek.

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!