środa, 15 października 2014

Kolekcjoner – numer dwa. Recenzja książki

Każdy, kto jakoś tam interesuje się literaturą, wie, że J.K Rowling napisała opowiadanie, w którym występuje ojciec Harry'ego Pottera, ale nie jego duch, tylko żywy James Potter. Owo opowiadanie toczy się w czasach, kiedy Harry'ego w planach nie było i nazywa się prequel, czyli pokazanie, co działo się przed rozpoczęciem właściwej sagi. Czasami ludzie tak robią, bo wpadnie im do głowy jakiś niesamowity pomysł, albo chcą po prostu się wzbogacić. No cóż, różnie bywa, w każdym razie fani takich serii jak „Zmierzch” albo o przygodach Harry'ego czy choćby „Igrzysk Śmierci” (nawiasem mówiąc to ujma dla tak dobrej książki, że napisałam ją w jednej linijce ze „Zmierzchem”!) chcą się dowiedzieć, co było wcześniej. I ja też chciałam, żeby tak było z moją ulubioną serią thrillerów psychologicznych.

Trzeba przyznać, że bardzo zafascynował mnie wątek Alberta Stucky'ego i jego roli w życiorysie agentki specjalnej FBI Maggie O'Dell. Gdzieś było napisane, że kiedy jeszcze nie znano jego imienia i nazwiska, przezywano go Kolekcjonerem, bo kolekcjonował swoje ofiary, a później je powoli zabijał, odcinając im części ciała i podniecając się ich krzykiem. Maggie wciąż wspomina, jak przywiązał ją do słupa i kazał patrzyć na krwawe dzieło. Chciałam o tym przeczytać szczegółowo, jednak ... no, cóż. Książka, która, jak sądziłam, jest prequelem właśnie o Stuckym (zmylił mnie tytuł i fantastyczna, pełna krwi okładka), opowiadała o czymś całkiem innym i w dodatku o czymś, co nie dzieje się jakiś czas po „Zabójczym wirusie”, książce, którą na razie nie mogę przeczytać, bo chrzestna ją zgubiła czy gdzieś zostawiła.

Moje niezadowolenie powiększył jeszcze fakt, że będę musiała przeczytać to na ebooku, bo oczywiście chrzestna tą pożyczyła. Kiedy zasiadłam przed komputerem i zorientowałam się, że nie jest to powieść tylko obszerne opowiadanie, coś w rodzaju mikropowieści, zdziwienie powoli ustępowało złości. To, co zastałam w środku, sprawiło, że niemal dostałam szewskiej pasji.

Na plaży Pensacola niedługo ma się rozpętać huragan. Ratownik wodny, Elizabeth Baliey, odkrywa lodówkę z kawałkami ludzi: torsem mężczyzny, który zginął w czasie huraganu, nogę przestrzeloną kulą i kilka rąk. Tymczasem szef zakładu pogrzebowego, Scott, zawiera znajomość z pewnym człowiekiem, który rżnie ludzi na kawałki i sprzedaje chirurgom. Maggie, która przyjechała na miejsce zbrodni, ma odszukać mordercę. Jej przyjaciel jedzie do szpitala dla żołnierzy, którzy po misji w Afganistanie potrzebują protezy, ponieważ zapanował tam jakiś dziwny wirus, na który umierają żołnierze. W ogóle dzieje się coś niezrozumiałego, a wszystko wskazuje na to, że za tym stoi jakaś wielka korporacja. Gdy w dzień przewidywanego huraganu, Maggie, która wie wszystko o mordercy, co jej się przyda, rusza na odsiecz porwanemu ojcu Liz i Charlotte, pani w starszym wieku mieszkającej nad morzem. Wszystko staje się jasne – morderca porwie swe ofiary, by je poćwiartować i sprzedać. W czasie huraganu nikt przecież tego nie zauważy.

Dołączone do mikropowieści opowiadanie jest jakby kontynuacją, ponoć rozstrzygnięciem całej sprawy zostawionej w mikropowieści. Akcja to znalezienie trupa, jak się domyślam, Joego Blacka i poznanie jego żony.

Bez ogródek muszę stwierdzić, że to najsłabsza książka Autorki doskonałych thrillerów psychologicznych. Plusami są... chyba tylko mrok, jaki posiada ta historia. Bo jednak czuć na plecach powiew huraganu Issac, w nosie gryzący zapach maści VapoRub, a przed naszymi oczyma pojawiają się to młodzi, umierający żołnierze, a to poćwiartowane kawałki ludzi wymieszane z różowawym płynem i upchnięte do turystycznej lodówki. Ale reszta? Oprócz świetnej, jak zwykle, Maggie O'Dell, mnóstwo określeń na sztywniaków nie ma tu nic, co by ciekawiło. Trochę wszystko po wierzchu, mikropowieść pozbawiona normalnego zakończenia a opowiadanie przypominające nieco kadr z podrzędnego filmidła „kryminalnego”. A to tłumaczenie spaprało całą książkę jeszcze bardziej. Pokawałkowane? Eh, a poćwiartowane to synonim i ładnie brzmi, jakby ktoś nie wiedział. Całość nie fascynuje, nie pociąga, nie bawi, nie interesuje. Szkoda, bardzo wielka szkoda, bo ta historia ma wielki potencjał.

Styl opowiastki? Prosty i nieco męczący, jakby pisarka pisała, leżąc w łóżku na świnkę, albo inną chorobę. Albo jakby jej się nic nie chciało i opowieść nią samą nudziła. Bohaterowie? Oprócz Maggie O'Dell i Scotta nic ciekawego naprawdę. Liz to taka wonderwoman, że krzyczeć się chce, Joego Blacka tak naprawdę nie poznajemy, a ojciec Liz i Trish, żony Scotta, nie zachowuje się jak staruszek, jakim jest naprawdę. I gdzie się podział Tully? Gwen? O Nicku to już nic nie mówię.

Czytając już opowiadanie, miałam niemal łzy zawiedzenia w oczach. Taka dobra pisarka, takie świetne powieści, a tu nagle plama! Gorzej – nie wynagrodziła mi tego, że ta książka jednak nie była prequelem o Stuckym. Może trochę przesadzam, ale ja mam takie skłonności do przesadzania i było mi naprawdę źle. Może to kryzys twórczy? Chyba tak, ale wiadomo – kryzys zmniejsza popularność, bo gdybym zaczęła czytać od tej pozycji, wątpię czy bym w ogóle czytała dalej, inne, lepsze powieści. Tak czy siak – nie wiem, czy polecam, chyba że ktoś jest takim napaleńcem jak ja i chce przeczytać wszystkie książki. Wtedy lepiej jest wypożyczyć z biblioteki lub też ściągnąć ebooka, żeby nie marnować kasy i przeczytać o Kolekcjonerze, ale nie numerze pierwszym – idealnie złym Albercie Stuckym, tylko o jakimś tam kolekcjonerku, oznaczonym podrzędnym numerem dwa.

Tytuł: „Kolekcjoner”
Autor: Alex Kava
Moja ocena: 3/10

(recenzja archiwalna)


7 komentarzy :

  1. Niewiele zalet. Jak widać dobór słów przez tłumacza ma też duże znaczenie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaskoczyła mnie Twoja recenzja, sporo dobrego słyszałam o książce

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam identyczne odczucia po tej książce. Mocno mnie zawiodła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Książke Kavy już mam. W końcu poznam pióro tej wychwalanej pisarki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie Kava w ogóle jest bardzo marną pisarką i wcale się nie dziwę, że książki spod jej pióra wypadają dosyć blado.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Kolekcjoner" jest faktycznie jedną z gorszych książek autorki, ale od następnej części już się robi o wiele lepiej i pani Kava wraca na dobre tory :)

    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. A myślałam, że tylko ja jestem niezadowolona po lekturze. Czytałam jakiś czas temu i nie podobała mi się ta książka. Pozycje Kavy lubię choć nie czytałam jeszcze wszystkich :) Po lekturze tej książki nie zniechęcam się :)
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!