Lubicie
leżeć w szpitalach? Jak tak, i to bardzo, pod warunkiem, że to nic
poważnego. Ale ja jeszcze nigdy nie miałam nic poważnego, jak już
to bakterie, które nieodwracalnie mrą po antybiotykach, czy
zapalenie stawów, które już minęło. Wtedy szpital, szczególnie
z fajnymi ludźmi, jest miejscem fajnym, już nie mówiąc o
wylegiwaniu się w szpitalnym łóżku, kiedy moi zacni koledzy i
koleżanki w pocie czoła myślą w szkole nad rozwiązaniem
kolejnego zadania z matematyki i czytaniu, czytaniu, czytaniu,
czytaniu. No i pisaniu też. A także oglądaniu filmów z nowo
poznanymi znajomymi, którzy, być może byliby inni, gdyby nie
szpital i humanistyczna chęć pomocy dzielenia się z bliźnim,
cierpiącym przecież tak samo. Lubię, kiedy szpital jest nowy,
czysty, ma wszelkie wygody, a po korytarzach chodzą kompetentni
lekarze, którzy zwykle rozwiewają moje pomysły co do
skomplikowanych, nieraz śmiertelnych chorób, wynalezionych w
Internecie.
Bywają
też inne szpitale – o których, całkiem słusznie zresztą, wiele
zespołów metalowych i dark wave'owych nagrywa piosenki. W których
dzieje się wiele mrożących krew w żyłach horrorów, bo i choroby
są inne, a ich objawy straszniejsze. Chodzi mi tu o psychiatryki,
jak się zresztą domyśliliście, szczególnie o mrożące krew w
żyłach odziały zamknięte, gdzie niekiedy trzymają nawet
zabójców, którzy, niehamowani lekami przytępiającymi ich
halucynacje albo inne straszliwości, popełnili również mrożące
krew w żyłach morderstwa. Nie, proszę nie myśleć, że tam byłam,
bo byłaby to nieprawda, ale znam te rzeczy bardzo dobrze z książek,
pełnych mrocznych szpitali, z różnymi mrocznymi korytarzami,
pełnymi równie mrocznych zagadek i postaci, z mrocznymi salami,
które mroczną nocą rozdzierają krzyki mordowanych wariatów, lub
wariatów nawiedzanych przez własne demony. Tak! To niesamowity
temat dla pisarza, ale także dla czytelnika, bardziej fascynujący
od mrocznych XIX-wiecznych pensji dla dziewcząt, gdzie jedna z drugą
chodzą do jakiegoś równie mrocznego pokoju, by odprawiać mroczne
czary. Chociaż z tą mrocznością różnie bywa, swoją drogą.
Rzadko współczesnym pisarzom, porażonym jasnym światłem kasy,
udaje się stworzyć coś naprawdę mrocznego, od czego włosy stają
człowiekowi na głowie, częściej ów mrok jest żałosny,
pozbawiony tak naprawdę mroku i zupełnie niemroczny, dlatego
(prawie) nie czytam już takich książek.
Julia
jednak tam trafia, nawet sama nie wie jak. I w dodatku nic nie
pamięta – tego, jak tam się dostała i tego, co się z nią
działo. Zamiast tego spotyka ekscentryczną panią doktor,
Morkulską, i jej szpital, pełen ludzi podobnych do Julii, a także
innych, bardziej zwariowanych, delikatnie mówiąc. Wariatkowo to na
pierwszy rzut oka jest takie jak inne, wręcz nawet lepsze od innych
– pacjentów szanuje się, każdy ma własny pokój, a wszystko
wokół jest nowoczesne, nie mówiąc o oryginalnej terapii, której
pomysłodawcą jest tajemniczy Doktor. Jednak im dłużej Julia tam
przebywa, tym coraz mocniej zdaje sobie sprawę z tego, że wokół
niej dzieją się dziwne, straszne rzeczy. Kruki obsiadają jej okno,
nęci ją czarne jezioro, które znajduje się w ogrodzie, wariatka
obok krzyczy, że ją zabiją, a Julia będzie następna, już nie
mówiąc o różnych dziwnych postaciach pojawiających się w domu,
w ogrodzie i szepczących do jej ucha dziwne, tajemnicze słowa.
Stopniowo wszystko traci sens, staje się coraz niesamowite i
straszne, a leki podawane przez panią doktor coraz silniejsze. Julia
coraz bardziej wątpi w to, że to wszystko jest rzeczywistością...
Od
czasu słynnego Wilka, który,
jak zapewne widzieliście, dostał ode mnie ocenę idealnie zerową
(link do recenzji), wahałam się, czy przeczytać inną książkę
Autorki, podczas gdy blizna po ostatnim spotkaniu, przyznacie,
niezbyt szczęśliwym, jeszcze wciąż mnie bolała, a okładka owej
książki, dumy sztuki nowoczesnej, prześladowała w najgorszych
snach, jakie może mieć bloger książkowy. Jednak... jednak nie
wiem, jak to się stało. Książka miała naprawdę ciekawą
okładkę, opis zapowiadał coś ciekawego (chociaż znając warsztat
Autorki z debiutanckiej powieści, należało się wtedy spodziewać,
że powieść, delikatnie mówiąc, nie będzie mówić o tym, co
mamy na okładce) i chociaż nie całkiem świeżego, to przynajmniej
miłego mojemu sercu. No i książka, którą właśnie chciałam
wypożyczyć, wywędrowała z moją koleżanką dzień wcześniej,
więc, chcąc nie chcąc, wzięłam tę.
Najmocniejszym
punktem powieści jest sam pomysł – chociaż opiera się na
schematach o wariatkowach, Autorka wzbogaciła go tak, że wydawało
się, że nigdy jeszcze nie było. Tajemniczy, widmowy szpital,
mroczne jezioro, kruki krążące po parku, dziewczynka z autyzmem,
wciąż wpatrzona w coś, co reszta z ludzi nie widzi,
a także tajemnicze postacie,
o których przez większą część książki sądzimy, że są
duchami samobójców, którzy nad wyraz chętnie kopią tu w
kalendarz. Nie mówiąc o tajemniczych wydarzeniach, otaczających
Julię, a także w gruncie rzeczy straszną i dziwną Zofią
Morkulską. A wszystko to powiązane zgrabnie ze
śpiączką, comą,
stanem, o którym lekarze nie wiedzą prawie nic i który budzi
strach. Chociaż, szczerze mówiąc, dziury się zdarzają – tak
jak motyw z zabijaniem tych, którzy uwierzą pani Zofii, ale, w
sumie, większości pacjentów, nie mówiąc o zużytym motywem
dziecka chorego na autyzm, które „widzi i wie więcej”. Pisarka
jednak zaplusowała tym, że wiele nam nie wyjaśnia, zapewne by
niektóre rzeczy zostały tajemnicą, a niektóre odpowiedzi tylko
delikatnie nam sugeruje. Dzięki temu książka jest bardziej
tajemnicza i ponura, a to, oczywiście, wpływa na to, że czyta się
ciekawiej, i, o dziwo, bardzo szybko. Szybciej, niż mogłabym z
początku przypuszczać.
Okładka również jest
ciekawa, inna, niż te, które widziałam do tej pory i to właśnie
ona sprawiła, że zwróciłam uwagę na książkę. Dziewczyna na
okładce ma łuszczący się sweter, który wygląda jak łuszcząca
się i odpadająca płatami skóra, a dłońmi zakrywa oczy, jednak
usta ma otwarte, co uwaga słuchajcie głosu wróżki Kylie, oznacza,
że dziewczyna się boi kruków, które otaczają ją ze wszystkich
stron. Nie są to miłe kruczki z reklamy Heyah ani ptaszęta z
uśmiechniętymi dziobkami, jakie można spotkać w kreskówkach, ale
bardzo realistyczne, czarne, grube ptaszyska, których, zapewne, i ja
bym się bała. I najciekawszy element – postawione do góry włosy
dziewczyny, uformowane na kształt domu z kilkoma zapalonymi oknami i
jakby lasem wokół, z którego wylatuje jeszcze więcej kruków.
Super sprawa, jak to mówi moja koleżanka. Ktoś naprawdę się
postarał.
Język powieści jest
prosty, przyjemny, Autorka ma wystarczająco słów, by opisać, to,
co chce. Czyta się szybko, lekko i z niejaką odmóżdżającą
przyjemnością. Często zdarzają się jednak potknięcia, czasami
jakieś słowo nie pasuje do reszty, do melodii tekstu, jakby Autorka
nie mogła odnaleźć innego, bardziej pasującego. Jednak widać, że
z książki na książkę warsztat jej robi się coraz lepszy, co
mnie niezmiernie cieszy. Kto wie, czy za parę lat z czystym
sumieniem nie dam jej jeszcze lepszej oceny, takiej, jaką daję
naprawdę dobrym książkom, a jej styl chociaż w połowie będzie
przypominał śpiewną, zwiewną melodię, w którą będą się
układać słowa powieści. Cóż, pisarka wielkiego polotu nie ma, a
jednym, co ją wyróżnia z tysięcy zwykłych zjadaczy chleba, są
pomysły na całkiem niezłe, oryginalne historie i chęć ich
opowiadania, a to na początek wystarczy (co nie świadczy o tym, że
takie osoby nie powinny połykać mnóstwa słowników i czytać
książki wszystkich ludzi, którzy nie mają z tym problemów).
Opisy pisarka popełnia rzadko, niestety, i kiedy już są, wydają
się bardzo szkolne, sztywne i wciąż jeszcze bardzo nieporadne, a
także krótkie, często na tyle rozległe, by czytelnik dowiedział
się, gdzie dana rzecz się dzieje, a także by, mniej więcej,
wyczarować mroczny nastrój, czym, niestety, powieść nie grzeszy.
Kiedy stara się, by wyczarować mrok, a nawet panikę i strach, jak
w ostatnich kartach powieści, kiedy Julia (dobrze, pozostanę przy
tym imieniu, żeby zbytnio nie spoilerować) naprawdę opuszcza Drugą
Szansę, nie wychodzi jej to zbyt dobrze. Zresztą, pisarce nie udało
się do końca zrealizować pomysłu co do dziwnego, wykrzywionego
świata owego psychiatryka, dziwnej rzeczywistości pełnej rzeczy,
na którą miała wiele ciekawych pomysłów, tylko, niestety, nie
udało się dobrze opisać, przez co O dynamice już nie mówiąc,
bo i to bardzo kuleje, chociaż, trzeba przyznać, nie ma metrowych
opisów otwierania i zamykania drzwi celem wyjścia z pokoju, ale
pisarce ciężko jest utrzymać zawrotne tempo akcji, płynnie
przechodząc z jednego wydarzenia na drugie, wszystko wydaje się
odrobinę przyciężkie, naciągane i, kiedy nawet gdy bohaterowie
biegają, tak naprawdę mogliby nic nie robić – czasami, czytając,
miałam wrażenie, że robią to jak roboty. Lepiej wychodzą sceny
kameralne, nawet przechadzanie się po parku i gadanie z chłopakiem.
Tak więc, droga Autorko, opisy musisz jeszcze poćwiczyć. I to
mocno.
Akcja,
mimo wszystko, toczy się szybko, dynamicznie. Pisarka, na szczęście,
pomija wszystkie fragmenty dnia Julii, które byłyby nieistotne dla
fabuły, nawet większość sesji psychoterapeutycznych z Morkulską,
mimo mojego zainteresowania nimi. Nie ma dłużyzn ani niczego, na co
mogłabym dłużej narzekać. No, może do tego, że większość
jest bardzo przewidywalna (jak na przykład to, co się stanie, gdy
Julia z Łukaszem znajdą poza Drugą Szansą), a tajemnice niezbyt
trudne do rozwikłania, co, niestety, przynosi do wredne uczucie,
kiedy znasz rozwiązanie zagadki, a bohater wciąż chodzi w kółko
jak idiota, nie zauważając oczywistego, najczęściej stojącego
tuż pod jego nosem, albo wszystko jest tak oczywiste i proste, że
nawet postać wie, co zrobić, by dotrzeć do prawdy, bo wyjaśnienie
jest idealnie na wysokości jego oczu. Realizacja pomysłu też
niezbyt do mnie przemawia, pomimo że niektóre sceny są naprawdę
mroczne i ciekawe. Autorka poszła w stronę wypróbowaną i
wytyczoną, no i bardzo bezpieczną, popadając w schematy jeszcze
bardziej, niż sugerowałby opis fabuły. Cóż, kiedy nie radzisz
sobie z udźwignięciem własnego pomysłu, najlepiej skręcić w
bezpieczne dróżki ludzi, którzy sobie poradzili i trochę ich
naśladować. W przypadku tej Autorki wcale się temu nie dziwię, bo
wciąż czuję dotyk sierści jej genialnego debiutu, Wilka,
ale chyba, zamiast palić się do napisania kolejnej książki,
powinna trochę poćwiczyć, przynajmniej ja tak sądzę. To, że
przeczytałam jej książkę, nie znaczy, że momentami nie nudziło
mi się. Prawda?
Bohaterowie...
Bohaterowie. Hm. I co, biedaki, ciocia Kylie ma z wami zrobić?Nie
jesteście zbyt ciekawi, zbyt dobrze przedstawieni, nie ważne, kim
jesteście i jak macie na imię. Dziewczynka z autyzmem, będąca
jakby pomostem pomiędzy Drugą Szansą prawdziwą
a
tą, którą odwiedzają poniektórzy zatopieni w śpiączce. To
takie w stylu serii GONE Michaela
Granta, która jest lepsza i ciekawsza, ale także niektórych filmów
i mordek zajmujących się parapsychologią, a także tych, dla
których choroby takie jak coma
czy
autyzm są Tajemnicą. Julia, bo tak ją nazywam w tym tekście, żeby
potencjalni czytelnicy mieli niespodziankę, też nie jest jakąś
wybitną postacią, chociaż w połowie tak barwną,
jak,
chociażby, coraz bardziej psychopatyczna Arya z Pieśni
Lodu i Ognia.
Ma dwadzieścia ileś lat, ale wciąż snuje refleksje na temat
Łukasza, na poziomie raczej szesnastolatki z tych kolorowych,
bezmyślnych serii dla nastolatek niż dziewczyny w jej wieku. Poza
tym... Poza tym. Nie mogę wymyślić jej żadnych
innych cech charakteru, nawet po dłuższym namyśle, widzicie? Wiem!
Jest ładna. Ale to nie jest cecha charakteru. W każdym razie
pisarka dobrze odmalowała jej niezdecydowanie, naiwność, strach,
panikę i wszystkie uczucia, które towarzyszą człowiekowi w takiej
sytuacji, w jakiej znalazła się bohaterka. Jednak Autorka nie
decyduje się na pogłębienie jej portretu psychologicznego, nie
wykorzystuje, niestety, także konwencji lekkiego horroru, pokazując
bohaterkę, coraz bardziej osaczoną, bezradną, co, z kolei,
sprawiłoby, że książka stała się bardziej mroczna i
niesamowita. Szkoda. Julia, nawet kiedy okrywa prawdę, pozostaje,
chociaż przerażona, tą samą, durną dziewczyną bez uczuć i
potężniejszych emocji, jakie zwykle targają ludźmi. Bo ogólnie
ona taka jakaś... żeńska wersja robota czy coś w tym stylu. Taka
bez uczuć jakaś. Jej ukochany Łukasz to, oczywiście oprócz
całkiem niezłej, pokręconej i demonicznej doktor Zofii
Morkulskiej, najlepsza postać w książce. Nie chodzi o to, że
najfajniejsza, bo żaden człowiek z tej książki nie zyskał mojej
prawdziwej, głębokiej sympatii, ale chyba najładniej zbudowana.
Łukaszek ma własny charakter, nie jest robotem, automatycznie
wypowiadającym swoje kwestie, a znajomość osób podobnych do niego
sprawia, że mam wrażenie, jakby ktoś podobny do niego istniał
naprawdę. Sprawia wrażenia postaci, z którą Autorka nie miała
problemów – jakby Łukasz – dosłownie – wyleciał pisarce
spod pióra. A raczej spod klawiatury. Teraz nikt nie pisze powieści
na papierze, przestań, Kylie, być taka staroświecka. W każdym
razie Łukasz jest najlepszą stworzoną przez pisarkę postacią,
pełnokrwistą i ciekawą. Czytając jej poprzednią powieść, nie
spotkałam nikogo takiego, więc moje zaskoczenie jest jeszcze
większe. I jeszcze milsze.
Warto wspomnieć jeszcze o kochanej pani doktor Zosi Morkulskiej,
fascynującej, mrocznej postaci, której, niestety, całego
potencjału Autorka nie dostrzegła, nie mówiąc o jego
wykorzystaniu. A wielka, wielka szkoda. Gdy czytałam książkę,
robiłam to tylko dlatego, żeby przekonać się, czy mam rację co
do wychodzenia z mrocznego, dziwnego świata Drugiej Szansy i żeby
sprawdzić, co pisarka zrobiła na końcu z Morkulską. To miał być
ostatni egzamin dla Autorki, który, niestety, według mnie, nie
zdała.
Czytając niezwykle wybitny
debiut pisarki, ślubowałam, że nie dam jej drugiej szansy. Albo
taką, jak Morkulska Julii – czyli lepiej nie mówić. Ale
ostatecznie skończyło się na tym, że cały piątek spędziłam na
czytaniu, a stron do przeczytania niepostrzeżenie ubywało, co
znaczy, że podobało mi się na tyle, żeby nie odłożyć w środku,
bądź walnąć książką w ścianę, aż się przyklei. Zobaczyłam,
przeczytałam i napisałam całkiem niezłą recenzję, jak
zauważacie, w której nawet chwalę powieść za drobne rzeczy, co
oznacza, że jednak warto było wrócić do książek tej pisarki. Bo
przecież zero to więcej niż trzy i pół, prawda...? Mówi się,
że do trzech razy sztuka, być może za następną książkę pani
Autorka dostanie jeszcze więcej? W każdym razie jest nieźle. Ale
zawsze może być lepiej. Zawsze.
Autor:
Katarzyna Berenika Miszczuk
Tytuł:
"Druga Szansa"
Moja
ocena: 3,5/10
A ja bardzo lubię książki tej pisarki. Nie wiem tylko czy dlatego, że ma lekki styl i całkiem ciekawe historie, czy po prostu z sentymentu. Jej "Ja, diablica" była jedną z pierwszych polskich książek jakie w ogóle przeczytałam, więc mimo wszystko miło się to wspomina ;) W "Drugiej szansie" najbardziej podobał mi się chyba jej klimat i ta cała mroczna otoczka, która tylko dodawała smaczku całemu miejscu. Z chęcią sięgnęłabym po nią po raz drugi :)
OdpowiedzUsuńhttp://czytanie-i-ogladanie.blogspot.com/
A mi się bardzo spodobała "Druga Szansa". ;)
OdpowiedzUsuńRzadko daję pisarzowi drugą szansę...
OdpowiedzUsuńDruga szansa. Myślę, że jak w tym przypadku warto ją dać. Bardzo ciekawa recenzja.
OdpowiedzUsuńKylie, wróć do nas! Dawno Cię tu nie było:)
OdpowiedzUsuńMi brakować Twoich recenzji. Ja nie chcieć, żeby tak było:D
Bardzo ciekawy wstęp i zgrabne przejście do recenzji. Mnie zastanawia nie tyle danie pisarzowi drugiej szansy, co np. przeczytanie zupełnie innej książki jego autorstwa. Jak np. słynny "Intruz"... Chciałabym przeczytać, by sprawdzić, jak to jest czytać o czymś zupełnie innym spod tego samego pióra.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam. KLIK
Ja mam tak, że nie zazwyczaj nie daję drugiej szansy autorowi. Natomiast bardzo podoba mi się styl, w jakim napisałaś recenzję. Będę częściej zaglądać ;)
OdpowiedzUsuńJejku! Tyle tu książek, o których nie miałem bladego pojęcia! Niektóre przyciągnęły moją uwagę i z chęcią dodam je do listy 'książki do przeczytania'. Co do dawania pisarzowi drugiej szansy... Hmmm. Zastanawiałabym się nad tym. Może kiedyś coś wymyślę. Na tę chwilę zapraszam na mojego bloga: www.silava506.blogspot.com oraz do skomentowania moich paru godzinych efektów. Znajdziesz tam recenzję, opowiadania i luźne przemyślenia książkocholiczki. Pozdrawiam, Silava ;3
OdpowiedzUsuń