piątek, 24 lipca 2015

Serce ma najlepsze oczy. Recenzja książki



Może niektórych zdziwi to, co napiszę, ale naprawdę nie jest fajnie być dorosłym. Problemy, z którymi człowiek styka się na co dzień są trudniejsze niż wcześniej, bardziej skomplikowane i o wiele bardziej trudne. Odpowiedzialność większa. Za siebie, za innych. To jest bardzo ciężkie, bo być odpowiedzialnym – moim zdaniem – oznacza wziąć na siebie konsekwencje tego co się zrobi, co bywa trudne. Wiadomo, człowiek jest omylny, często popełniam błędy, których konsekwencje nie są już bardzo miłe. Inni nie przemilczają przed tobą złych rzeczy, które pewnie ukrywaliby za fałszywym uśmiechem, kiedy do czynienia mieliby z dzieckiem. Widzi się rzeczy złe, ale tak powszechne, że trzeba je zaakceptować i nauczyć się z nimi żyć. Spieszymy się, coraz bardziej: szkoła, potem praca, dzieci, coraz więcej znajomych. Życie nie przypomina serialu, wręcz przeciwnie. Pędzimy, mimo że niemal każde zakupy można zrobić już w Internecie, talerze umyje zmywarka, a z brudnymi ubraniami poradzi sobie pralka. Motamy się w rozmaite emocje, relacje, gubimy się, z każdym dniem niszcząc coraz bardziej wewnętrzne dziecko w nas. Tracimy tamtą niewinność. Już teraz wiemy na pewno, że wyobraźnia to nie wszystko, a szewc nigdy nie ożeni się z królewną. 

Nawet będąc bardzo zapracowanym, szukamy odpowiedzi na nurtujące nas pytania i powody naszego, czasami złego, samopoczucia. Propozycji jest wiele: religia, wschodnia filozofia, własne poglądy, czasami ignorowanie tych kwestii i poszukiwanie szczęścia tam, gdzie raczej go nie znajdziemy, podczas gdy najważniejsze kwestie przesuwają się przed naszymi oczami, tak blisko, że aż są niedostrzegalne. Pogrążamy się w absurdach naszych ról, wpadając w zamknięte koło i dusząc się tam, nawet nie wiedząc, dlaczego czujemy się źle. Ale dlaczego? Co robimy nie tak? 

Mały Książę mieszka na swojej małej planecie gdzieś pośród gwiazd. Codziennie rano niszczy baobaby, które rozrastają się jak chwasty i w przeciągu kilku dni zniszczyłyby całą planetę, a potem opiekuje się i rozmawia ze swoją Różą, pięknym, ale skomplikowanym kwiatem, bardzo kapryśnym zresztą. W końcu chłopiec nie wytrzymuje i postanawia odpocząć od wrednego kwiatka i zaczyna swoją wędrówkę przez wiele planet – poznaje tam wiele różnych typów, w tym Bankiera czy Pijaka, którzy go dziwią i zmuszają do zadania sobie wielu pytań, na które nie zna odpowiedzi; pogłębia to jego samotność. W końcu dociera do Ziemi i ze zdumieniem odkrywa, że rośnie tu wiele róż, tak bardzo podobnych i niepodobnych do jego Róży. Spotyka także Lisa, bardzo mądre zwierzę, które wyjaśnia mu sekrety przyjaźni i daje wskazówki. Na końcu swojej wędrówki spotyka Lotnika, którego prosi o namalowanie baranka, co dla mężczyzny jest czymś dziwnym. Jednak chłopiec tęskni już za swoją planetą. Tylko jak się można stąd wydostać? 

Banalna, dziwna opowiastka dla dzieci, która brzmi tak, jakby napisał ją pijak albo zwariowany żołnierz, który musiał awaryjnie lądować na pustyni i który może w ten sposób chciał odreagować wojenne doświadczenia (niestety, nie zdążył tego zrobić, bo zginął w czasie II Wojny Światowej), prawda? Chciałoby się powiedzieć, że to racja. Jednak absurdalna, mocno bajkowa fabuła kryje drugie dno, które, by je odkryć, musimy zrozumieć bez narzucania interpretacji przez nauczycieli w szkole, którzy najczęściej sami ściągają wszystko z specjalnych ściąg z lekturami. Wtedy odkryje się przed nami bogactwo znaczeń tej opowiastki i będziemy zaskoczeni. Bardzo zaskoczeni. Tak jak ja, kiedy przeczytałam kilka lat po tym, jak była to moja lektura szkolna i moja nauczycielka obrzydziła mi czytanie zadanych do szkoły książek na całe trzy lata. 

O czym opowiada ta historyjka? O życiu; podróż Małego Księcia jest metaforą życia człowieka, zakończoną śmiercią i ponowną podróżą między gwiazdy, do Niewiadomego. O przyjaźni; szczególnie wątek Lisa, który pięknie opowiada o istocie przyjaźni i tym, że stajemy się za nich odpowiedzialni. O tym, że najważniejsze jest niewidzialne i niewyczuwalne dla zmysłów, trzeba więc patrzeć i czuć sercem, które, choć ślepe, ma czulsze oczy niż te zwykłe, że musimy nim patrzyć na świat – co to znaczy, każdy sam musi sobie odpowiedzieć. O miłości; o tym, że ukochana osoba jest dla nas wyjątkowa, mimo że wokół niej jest tyle do niej podobnych, o istocie miłości między dwoma osobami. Ale przede wszystkim o absurdach dorosłych. Dorosłych w cudzysłowu, oczywiście. Pisarz świetnie i prosto pokazał istotę pułapek, w których popadli kolejny bohaterowie (czy planety w książce nie oznaczają przypadkiem alienacji?): Król (potrzeba rządzenia innymi), Człowiek Próżny (szukanie poklasku kogokolwiek), Pijak (najbardziej zabawne i absurdalne, ale najbardziej trafna charakterystyka tego typu ludzi w kilku słowach), Bankier (potrzeba liczenia, przeliczania, posiadania i pomnażania rzeczy, które i tak nie zostaną wykorzystywane), Latarnik (nadgorliwość i nadobowiązkowość, wykonywanie z oddaniem rzeczy zupełnie zbędnych), Geograf (miłość do wiedzy czysto teoretycznej, przywiązywanie są do teorii). Podczas podróży bohater, po poznaniu którejś z tych osób snuje swoje refleksje na ich temat, dziwiąc się ich chorym, absurdalnie śmiesznym poglądom i ich działaniom. Zastanawia także to, że Ziemia była siódmą planetą podczas wyprawy Małego Księcia, ale pewnie numerologia jest tu czystą nadinterpretacją, więc nie zagłębiam się jeszcze dalej, bo jeszcze odczytam jakiś kod i będę was straszyć, że w następnym roku będzie koniec świata. 

Można więc naprawdę wiele się nauczyć, chociaż wiedza nie została podana bardzo nachalnie – Autor nie wygłasza mądrym maksym, a całe przesłanie książki kryje się w dialogach, subtelne i wymagające nieco pomyślunku. Mądrość kryje się samej fabule, w sposobie przedstawiania Małego Księcia w kontraście do Róży, postaci spotykanych na planetach, tym, co mówią i co jest bardzo absurdalne z perspektywy głównego bohatera. W symbolach, jakich w książce jest pełno, w grze słów, krótkim dialogu, w jednym zdaniu, w kontrastach, w bohaterach, miejscach zdarzeń, w szczegółach, elementach, którym należy poświęcić więcej czasu, by odkryć ich istotę, właściwą, zaszyfrowaną wymowę. To naprawdę mistrzowski popis formy krótkiej formy powiastki filozoficznej – tyle odcieni, zaszyfrowanych znaczeń, kontrastów zawartych w niezwykle prostych słowach, wyjętych niemal z bajki dla dzieci, budzi naprawdę mój respekt dla Autora i prawdziwy podziw. Tylko mistrzowie tego gatunku są wstanie tak bardzo skondensować tyle treści i zrobić to w sposób, który nie budzi żadnych estetycznych i technicznych wątpliwości; jestem naprawdę pod wrażeniem, nie tylko z powodu tych kilku słynnych cytatów, ale ogólnie – każde słowo, choć boleśnie proste i zwyczajne, staje się nagle tak pięknie, że czasami żałuję, że książka jest taka krótka, choć wiem, że jeszcze kilka stron rozciągania opowieści zniszczyłoby jej delikatną konstrukcję. Pisarz bowiem – jakby tego było mało – pięknie i pracowicie konstruuje swoją historię, tak, że tylko pozornie jest ona jak prosty obrazek na starannej, skomplikowanej koronce. Czy to nie jest fascynujące? 

Warto napisać także kilka słów na temat ilustracji Autora. Dość infantylne akwarelki, charakteryzujące się kolorystycznym ascetyzmem (kolory są blade, przygaszone lub obrazki są po prostu czarno-białe), pewnym schematyzmem i bezpretensjonalną prostotą. Kreski są nieco staroświeckie, klasyczne, sympatyczne i urozmaicające książkę – wpada w oko szczególnie charakterystyczny portret Małego Księcia  z blond czupryną i szalikiem, odzianego w zielone wdzianko, a ulubioną ilustracją jest główny bohater uczepiony ptaków (najbardziej nie lubię tego smutnego obrazka na końcu książki, wiadomo chyba, dlaczego). Owe obrazki doskonale korespondują z melancholią całości, z delikatnością tekstu, prostym językiem i głęboką wymową. Mają coś w sobie ze starych książek z bajkami, coś ze starymi dobranockami, ale jednocześnie nie są infantylne – mają w sobie coś smutnego, coś, co sprawia, że są to niemal obrazki z mojego ukochanego, starego zbioru Baśni Andersena: pełne magii i tajemnicy – czegoś, czego nie potrafię nazwać. 

Dla mnie opowiastka ta była prawdziwą przygodą intelektualną, która na każdym kroku stawiała przede mną mnóstwo wyzwań, a ja, jak już zapewne wiecie, uwielbiam takie wyzwania. Im więcej warstw, im więcej dowolnych interpretacji, tym dla mnie lepiej, ciekawiej, szczególnie, że Autor to osoba niezwykła, o rozwiniętej empatii i ze spojrzeniem prawdziwego dziecka, ale nie naiwnym tylko bardzo mądrym, bo popartym jeszcze dużym doświadczeniem życiowym (z żoną ponoć mu  się nie układało, stąd taka kreacja Róży). Takich osób jest już coraz mniej, a są coraz bardziej potrzebni, na szczęście zostają po nich opowieści, takie jak ta. To jedna z tych opowieści-kalejdoskopów: wszystko zależy od sposobu patrzenia, tego, czego oczekujemy od danej książki. Jeśli czekamy na ciekawą baśń – musimy się zawieźć. Ale szukamy słów i znaczeń między liniami tekstu, z pewnością będziemy zachwyceni, albo – chociaż – zaskoczeni, bo dowiemy się czegoś tak oczywistego, że aż niezauważalnego. Niezauważalnego, bo to najtrudniej dostrzec, co mamy przed samym nosem, niezauważalnego, bo być może serce mamy zamknięte i nie możemy nim widzieć, czuć. Jeśli tak jest, to myślę, że to odpowiednia okazja, by to zmienić.

Tytuł: „Mały Książę”
Autor: Antonie de Saint-Exupéry
Moja ocena: 9,5/10

11 komentarzy :

  1. Myślę, że Małego Księcia mimo wszystko nie trzeba nikomu polecać, bo wszyscy wokół go kojarzą - mi mimo wszystko średnio przypadł do gustu.

    http://leonzabookowiec.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. W jakim tłumaczeniu czytałaś?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tę książkę można czytać wiele razy i zawsze coś nowego się z niej wyniesie. Uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedna z najgorszych lektur ever. Nie rozumiem jej fenomenu :/

    http://blog--ksiazkoholiczki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie to książka, której nie da się zapomnieć nigdy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi ta książka w ogóle nie przypadła do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Osobiście uwielbiam Małego księcia za jego właśnie drugie dno :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta książka jest przecudowna.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ta książka zawsze będzie mi się chyba kojarzyć z gimnazjalną lekturą... :/

    OdpowiedzUsuń
  10. Najlepsza lektura szkolna jaka istnieje ;D
    recnenzje-starlight.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!