wtorek, 10 czerwca 2014

Cukiernia pod nudą. Recenzja książki

Polskie obyczajówki stały się dla mnie synonimem tandety, kiczu i grafomaństwa na granicy wytrzymałości. Bo o ile w literaturze zagranicznej można czasami spotkać coś, czemu z lekkim nadciąganiem można wstawić ocenę 7/10 albo nazwać perełką literatury w ogóle, to w Polsce, poza Musierowicz (to literatura czystko młodzieżowa, więc się nie liczy) nie ma nic, czemu można by poświęcić swój czas, nie mówiąc już o jakichkolwiek słowach pochwały.

Próbowałam. Przysięgam niczym Gollum na Pierścień, kiedy spotkał Froda idącego do Mordoru (jakkolwiek byłby on zdradliwy i podstępny). Przeczytałam kilka, w tym jedną całkiem niezłą, ale dalej nie mogłam. Potrzebowałam jakiś fajerwerków, jakiejś szalenie mądrej książki, jednocześnie oryginalnej i wciągającej. Szybko okazało się jednak, że, jak zwykle, mam zbyt wygórowane wymagania. Zniechęcona (co się wyjątkowo rzadko zdarza) powoli przerzucałam się na inne gatunki, zachęcana wcale dobrymi książkami. Zniechęcał także brak dobrej księgarni i brak e-booków w Internecie. Gdyby mi zależało, jestem pewna, że jakoś bym zdobyła coś, ale mi totalnie nie zależało.

Ostatnio znajoma mojej mamy, słynąca z ilości książek, które przechowuje w swoim domu, pożyczyła mi na ferie dwa tomy nowoczesnej, polskiej sagi obyczajowo – historycznej. Jestem osobą kulturalną, więc nie odmówiłam, tylko z uśmiechem przyjęłam książki, nawet z zaciekawieniem spoglądając na okładki, które całkiem niedawno widziałam w Biedronce. Cóż, pomyślałam, otwierając w pierwszy dzień ferii na pierwszej stronie, zobaczymy co to.

Książka jest historią rodziny Zajezierskich. Poznajemy hrabię Tomasza, jego żonę Adę, Mariannę Blatko, jej matkę Zuzannę (która, uwaga, jest czarownicą), rodziców Tomasza, rodzinę jego żony Ady (szczególnie jej dwie siostry, z których jedna nazwa się Kinga, tak jak ja), oraz całe tabuny najróżniejszych typów, które pojawiają się na chwilę, by zaraz potem zniknąć. Jednocześnie historia toczy się w XXI wieku i latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Wtedy to Iga, która sama nie widziała, że jest spokrewniona z owym hrabią, odnajduje przy pewnej mumii rodowy pierścień (nie, nie Pierścień Jedyny, Sauronie, uspokój się) , który jakiś czas temu zaginął jej dziadkowi. Dla dobra babki, która po udarze jest unieruchomiona w swoim fotelu, postanawia rozwikłać zagadkę i powoli wygłębia się w poplątaną historię swojej rodziny, a czytelnik robi to wraz z nią. Poznajemy zatem losy rodziny obciążonej klątwą i żyjącej w cieniu niezwykłej przepowiedni, która jednak się spełnia. Jesteśmy świadkami mrocznej śmierci małej siostrzyczki Tomasza i prób ocalenia młodego hrabi przez czarownicę Zuzannę. Dowiadujemy się także o losach Kingi, siostry Ady, a także o tym, co spotkało drugą siostrę Wandę w klasztorze (na ten wątek zareagowałam tak samo jak Bilbo, kiedy na szyi Froda zobaczył Pierścień Jedyny, tyle że moja mina była jeszcze bardziej straszna). Możemy także poznać samą Igę, jej problemy i tęsknoty, a także jej rodzinę – ojca, wspomnianą wcześniej Cecylię i resztę tej wesołej rodzinki, nie przedstawionej jednak ze sympatią.

Trzeba przyznać, że nie które wątki były ciekawe, co sprawiało, że wtedy naprawdę pochłaniałam książkę. Śmierć najmłodszej siostry Tomasza poprzedzana mrocznymi zdarzeniami i znakami, a także wątek czarownicy Zuzanny, który fascynował i sprawiał, że książka nabierała rumieńców. Kilka miejscowych legend, szczególnie ta o rycerzu i karczmarce (moja ulubiona i jedna, niestety, z niewielu) sprawiło, że książka stała się nieco bardziej autentyczna i całkiem zgrabnie naśladująca tamte czasy. Oprócz tego podobały mi się specyficzne klimaty polskich dworków, w których mieszkała większa część bohaterów. Dla tych rzeczy, szczerze mówiąc, przeczytałam całkiem grubą książkę w jeden dzień. Zdołałam nawet polubić tytułową cukiernię, choć nie było tu o niej dużo, wręcz przeciwnie. Autorka potraktowała ten wątek po macoszemu, ale o tym później.

Okładka jest wcale niezła. Choć o tytułowej cukierni, jak w wspomniałam, nie ma dużo, zachęca do wzięcia książki w rękę. Mamy tam Amora i tytuł wpisany częściowo w szyld sklepu. Wszystko utrzymane jest oliwkowo-zielonych barwach, kojarzących się ze starością i historią, a za szybą widać jakieś ciasta, choć nie wygląda to najlepiej. Jak na polskie okładki to nawet nieźle.

Styl pisania Autorki niezbyt przypadł mi do gustu. Próbuje imitować swój styl na tamten, jakim mówiono w dziewiętnastym wieku i jednocześnie pisać tak, żeby dwudziestopierwszowieczne matoły (bez obrazy, mówię o plastikach) zrozumiały i czytało im się szybko. Wyszło coś dziwnego pomiędzy, zupełnie nie lekkiego, niczym sarmackie opowiastki Sienkiewicza, ale ciężka do przełknięcia imitacja, wiejąca na kilometr podróbą (z drugiej strony się nie dziwię, bo trudno jest coś takiego zrobić gdy nie jest się wybitnym pisarzem). Nie czytało się lekko, wręcz przeciwnie. Dzięki tej dziwnej mieszance w tekście jest bałagan i ja, maksymalnie skupiona na książce, czasami musiałam czytać dwa razy, by dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. W każdym razie niektórym może się spodobać, ale tylko tym, którzy zaczynają swoją przygodę z literaturą. Dla mnie to żadna gratka, wręcz przeciwnie.

Opisów prawie nie ma – większość miejsca zajmuje akcja, to znaczy opisy codziennych dni bohaterów i ich przygód, które, w znaczniej większości, nie porywają. Sporadycznie dostajemy opisy specjałów cukierni, ale, choć opisy są dobre, tylko prawdziwi smakosze muszą odczuwać głód czytając o nich. Opisów przyrody, polskiej przyrody a także dworków raczej nie uświadczymy. Nawet zwykłego opisu poranka, czy pogody nie ma. No ludzie. Czasem dostajemy za to pobieżny opis pomieszczenia, do którego taka a taka bohaterka wchodzi, ale to rzadko. Oczywiście, istnieje taka odmiana gatunkowa powieści – powieść psychologiczna, w której Autor więcej uwagi poświęca psychologii bohaterów, ale w tym wypadku jest to lanie wody. Serio. Ile razy można opisywać wnętrze pustej butelki?

W ogóle ta książka to piękny przykład pisaniny o niczym. Długa, rozwlekła powieść, zbudowana z rozmaitych historii, które, pomijając bohaterów, nie są ze sobą jakoś związane. Oczywiście, jeśli jest się dobrym pisarzem, który konstruuje trójwymiarowe rzeczywistości ze słów, a nie pismakiem, który dopiero stawia pierwsze kroki w prozie, nie umiejąc jeszcze dobrze pisać. Niby wszystko spina pierścień i moment jego odnalezienia, ale większość i tak się nie trzyma kupy, a owego tajemniczego (a może nie?) jest jak na lekarstwo. Gollum i Sauron też nie pochwaliliby tej powieści.

No i tak. Ile ja już książek przeczytałam, w których bohaterowie mają osobowość nadmuchanych balonów? Nie potrafię powiedzieć, ponieważ wszystkie te lektury zlewają się w jedną, bezkształtną masę. Pewnie niedługo będzie tak samo z tą książką – nie ma tu ani jednej postaci, którą zapamiętałabym. Niby są zróżnicowane, ale to tylko pozory. W ilu książkach poznajemy zbuntowaną kobietę, która popiera wolne romanse i którą rodzina traktuje jak ciekawostkę? Albo kobietę, która nie wyszła za właściwego faceta? Albo bawidamka? W tysiącach. W milionach. Każdego dnia mnóstwo pisarczyków i pisarzów jak świat długi i szeroki wymyśla kolejne, podobne do siebie fabuły i postacie takie jak te powyżej. Po pięciu podobnych książkach nie wie się, czy ta malarka nazywała się Róża, Pamela czy Luiza. A może Kelly? To nieważne. W każdym razie nie ma tu nic pomysłowego, odkrywczego. Na dodatek skromnym zdaniem fanki Sienkiewicza, Autorka nie wczuła się w klimat tamtych czasów i jej postacie nie są przekonujące pod tym względem – bardziej nadają się do naszych czasów niż ludzi, którzy wtedy żyli. Nieudolnie rekonstruuje ich filozofię i sposób myślenia. Niestety. Tutaj też zawaliła sprawę. Może jej bohaterowie są ciekawi, kto wie. Ale na pewno nieumiejętnie przedstawieni. Brakuje im jakiś cech, które sprawią, że każdy będzie postacią pełnokrwistą, wyrazistą, wyróżniającą się z tłumu innych (a ten tłum, delikatnie mówiąc, jest rozmiarów dość dużych). W dodatku są przedstawione zimno, bez tego rysu sympatii Autorki. Wystarczy się tylko ze zgrozą zastanawiać, jak pisarka dała radę napisać całą trylogię, skoro nie lubi bohaterów...

Jak ktoś lubi takie rzeczy, może mu się książka spodobać. A może nawet go pchnąć do przeczytania innych książek z tego gatunku tyle że lepszych, kto wie. W każdym razie mnie trudno zadowolić czymkolwiek, co jest, nie oszukujmy się, dość słabą książką. Ale zresztą czego oczekiwałam po książce, która jest milionową, polską obyczajówką nie wyróżniającą się z tłumu innych?

Tytuł: „Cukiernia pod Amorem. Zajezierscy”
Autor: Małgorzata Gutkowska – Adamczyk
Moja ocena: 3/10 

5 komentarzy :

  1. Miałam nosa do tej sagi, bowiem jakiś czas temu dostałam 3 tom w prezencie, nie mając dwóch poprzednich części. Jednak po przeczytaniu kilku stron stwierdziłam, że mnie wcale nie zaciekawiło, więc dałam sobie spokój z tą książką, gdyż przypuszczam, że poprzednie tomy też są takie ''zwyczajne''.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja ciocia była zachwycona. Ale to całkiem inne pokolenie i inny gust :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A są jednak dobre polskie książki :) Dzisiaj zrecenzowałam "abonent czasowo niedostępny" i to jest książka na miarę tych amerykańskich perełek - polecam Ci ją gorąco :)

    Co do tej serii- nie lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię książek obyczajowych, tak na prawdę "o niczym". Kiedy na blogach była fala recenzji tej książki, głęboko się nad nią zastanawiałam. Jednak po Twojej szczerej recenzji widzę że nie mam czego żałować :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytam obyczajówek wcale, ale za każdym razem łapię się na tę okładkę - znaczy gdy przemierzam księgarniane labirynty i tunele i kant mojego oka na niej wyląduje, zatrzymuję się, żeby zobaczyć, cóż to za powieść z ładną okładką. Pół sekundy i jedno pełne spojrzenie później myślę "A, ta" i idę dalej, bo już raz się przyjrzałam i zapamiętałam, że okładka może i ładna, ale wnętrze nie wydaje się być ciekawe. To tyle ;).

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!