Hiroszima.
Nagasaki. Czarnobyl. Te trzy miejsca mają ze sobą dużo wspólnego.
Wszystkie trzy stanęły przed potworną tragedią – bomba atomowa.
Ta potworna broń, mogąca bezkrwawo zniszczyć miliony istnień
ludzkich, pozostawiła na świecie wciąż niezagojoną ranę.
Chociaż się o tym nie mówi, jej wybuch/lub wybuch elektrowni
atomowej powoduje straszliwe okropieństwa (ten pozorny błąd jest
tutaj jak najbardziej na miejscu). Wtopienia się w ludzi w różne
rzeczy, innych ludzi, ziemię, skały. Wyparowanie. Budzące grozę
mutacje dzieci, utworzone w wyniku promieniowania, urodzonych się
kilka lat po katastrofie. Nowotwór. Wystarczy obejrzeć kilka
przykładowych filmików na YouTubie, by nie spać całą noc.
Wystarczy przeczytać moją recenzję, jak zwykle beznadziejną, by
nie móc przestać o tym myśleć, przynajmniej ja tak zrobiłabym na
waszym miejscu.
A
co, jeśli faktycznie Europa czy Ameryka zostały zbombardowane, a
ci, którzy byli w to wtajemniczeni, ukryli w się w Kopule, miejscu,
gdzie można żyć normalnie (no, w miarę normalnie)? Co, jeśli na
zewnątrz żyją dzicy, pokaleczeni ludzie, a po ulicach krąży OPR,
którzy zabierają szesnastoletnich ludzi, by ćwiczyć ich jako
żołnierzy, albo zabijać, gdy są zbyt pokaleczeni? Co, jeśli ci
ludzie postanawiają się zbuntować i zająć Kopułę, gdzie, wbrew
wszelkim pozorom, ludzie nie mają się dobrze? Co jeśli Ziemia jest
jednym wielkim piekłem? I co, gdy syn jednego z największych
przywódców kopuły postanawia się zbuntować?
Już
dużo wam zdradziłam. Chyba nie powiedziałam tylko, że główna
bohaterka nazywa się Pressia, a ów zbuntowany młodzieniec Patrige.
Razem, wraz z ukochanym Pressi, wyruszają na pełną niebezpiecznych
perypetii podróż, by odnaleźć matkę .. Dobra, powiem inaczej:
Łabędzicę. Kogoś w rodzaju Kosogłosa z Igrzysk Śmierci.
Kosogłosem była Katniss, a Łabędzica to matka.. No i znów bym
powiedziała, bo ten wątek jest bardzo fascynujący i nawet mnie,
osobę, którą ponoć nic w książkach już nie zaskoczy, szczęka
opadła, dotykając klawiatury. Musicie sami przeczytać i sprawdzić.
Choćby dlatego. W każdym razie podróż jest pełna
niespodziewanych zwrotów akcji, sytuacji, których byśmy się nie
spodziewali oraz ciekawych bohaterów i okropieństw świata po
Wybuchu.
Największym
plusem powieści są chyba postacie. Dość głębokie, oryginalne,
wyważone, ciekawe. Pressia to zwykła dziewczyna, która już prawie
nie pamięta świata Przed, a Patrige jest niezwykle silną
osobowością, a także jest niezwykle inteligentny i odważny –
wychowany w sterylnej, pozornie bezpiecznej rzeczywistości Kopuły
decyduje się wyjść na Zewnątrz. Co na pewno zachęci przyszłych
czytelników, możemy także prześledzić jego miłość do Lydy,
również ciekawej postaci kobiecej. Jednak nic nie dorówna
oficerowi OPR, który swój los łączy z Pressią – El Capitanowi.
On chyba sam zapomniał, jak się naprawdę nazywa, a los i okrutny
Wybuch złączył go na zawsze z młodszym bratem. I właśnie ta
relacja, pełna miłość i nienawiści, sprawia, że jest to
najgłębsza, najciekawsza i najlepsza postać z tej książki.
Pisarka przeszła samą siebie. Każdy z tych bohaterów jest inny i
bardzo rzeczywisty. Pełnokrwisty. Nie zerwany jak Filip z konopi,
jak wszystkie lalusiowate dziewczynki z paranormal romance, które
pasują do powieści przepełnionych złem jak kwiatek do kożucha,
albo jak ja do kursu fizyki kwantowej. Tutaj każda postać sprawia
wrażenie, tego, że jest na swoim miejscu, jeśli wiecie, co to ma
oznaczać. Mamy buntowników i w Kopule i poza nią, ludzi oddających
Kopule niemal boski kult, ludzi takich, którzy starają się przeżyć
dzień po dniu i takich, którzy zostali wojownikami, by przetrwać
jakoś w tym świecie i zapewnić sobie spokój.
Język
Autorki jest prosty, jednak barwny i pełen zaskakującej świeżości.
Nie wypisuje jakiś totalnych bzdur, jakiś ochów i achów Pressi do
jej chłopaka, wyraża się jasno, konkretnie, a jednak jej styl ma
pewien urok. Czasami pisarka stosuje porównania i są to porównania
jedyne ze swoim rodzaju, nie takie w stylu mroku jak aksamit,co
można spotkać w każdym paranormal romance. Dzięki temu czyta się
lekko, szybko i z wielkim zaciekawieniem, co sobie chwalę. Jest
niejako płynność, finezja i całkiem niegłupio przedstawione
wydarzenia. Gratulacje i za to.
Jednocześnie styl pisarki
to największe przekleństwo tej książki. Historie przez nią
opowiadane są realistycznie opisane, że czytelnik wierzy w ich
prawdziwość, a jednocześnie wżerają się w umysł i chyba już
nigdy stamtąd się nie wydostaną. Chyba nigdy w życiu nie zapomnę
historii mężczyzny, który stopił się z silnikiem własnego
samochodu i poprosił żonę, by włączyła samochód i go zabiła..
Nie wspominam o tym, przeczytajcie sami, jeśli macie odwagę.
Szczerze mówiąc, nie można
mi dogodzić. Jestem kapryśna niczym hiszpańska infantka. Kiedy nie
ma w książce wystarczającej liczby opisów, lub gdy te opisy są
takie, że Pan Bóg by umarł z przerażenia, narzekam, że nie ma i
wystawiam powieści bardzo niską ocenę. A kiedy są – jak w tej
książce – piszę, że powinno ich nie być. Powinny być
didaskalia, bez opisów. Opisów, które zostają pod powiekami,
nawet kiedy zamknę oczy. Opisów, w których oczami Pressi widzimy
okaleczonych ludzi i jednocześnie czytamy jej obojętne komentarze,
jakby widok człowieka, który ma w plecach żyjące ptaki czy drut
wokoło szyi, był zupełnie normalny. Przepraszam. Dla niej jest
normalny. Dla mnie, przykładowo, nie. Opisy Autorki są
wystarczająco plastyczne, żebym czuła klaustrofobiczną obecność
Kopuły wokoło mnie i nade mną, ten strach, który ogrania cię,
kiedy uświadamiasz sobie, że zaraz zginiesz marną śmiercią..
Brr.. Zbyt plastyczne, jak ta żona wieśniaka zawinięta w tataraki.
Ciągle, kiedy sobie to przypomnę, mam ową nieszczęśnicę przed
oczami. Nie wspominając o Pyłach czy innych straszliwych istotach,
w które przemienili się ludzie po Wybuchu. O upiornych Matkach i
istotach, w których przemieniali się chłopacy z Akademii
Patrige'a. Nie chcę o tym myśleć, a jednocześnie nie mogę
przestać.
Fabuła, jak rzadko której
książki, wciąga. Mimo grozy świata przedstawionego, człowiek ma
ochotę śledzić wydarzenia, kibicować bohaterom w ich zmaganiach z
groźnym światem i dowiedzieć się więcej o Łabędzicy. Niestety
– książka jest zbyt ciekawa i w końcu docieramy do ciekawego,
ale nie pozostawiającego żadnej nadziei finału pierwszej części.
Finału takiego, że przez jakiś czas trzeba odsapnąć i pomyśleć,
zanim zdecyduje się na sięgnięcie po część drugą. Choć tą
jeszcze nie skończyłam – trzeba odpocząć od makabrycznego
świata. W każdym razie mamy pecha czuć się tak, jakbyśmy z
bohaterami przemierzali kilometry ruin pełnych niebezpiecznych
istot, które kiedyś były ludźmi i widzieć śmierć.. Ojej. Zaraz
byłby spojler. Przepraszam.
Wkurzała mnie jednak rzecz,
która zawsze wkurza mnie w dystopiach „poigrzyskowych”,
mianowicie powtarzalność pewnych wątków i motywów. Najbardziej
rzucającą się kwestią jest obecność kobiety-symbolu ze znakiem
jakiegoś ptaka, w formie broszki czy naszyjnika. O ile u pani
Collins był to jej wymyślony, autorski kosogłos, to Autorka tej
powieści zdecydowała się na dość banalnego łabędzia. No i w
dodatku na naszyjnik, co za bardzo kojarzy się z broszką Katniss.
Poza tym, kiedy dowiedziałam się o tym, że OPR zabiera ludzi w
wieku 16 lat, zrobiło mi się, mówiąc delikatnie, niemiło,
zupełnie jak wtedy, kiedy czytam o tym samym wampirze tylko pod
innym imieniem i w innej książce. W dodatku już się bałam, że
będzie znienawidzony przeze mnie trójkącik miłosny, ale Patrige
okazał się... Nieważne. W każdym razie nie ma trójkącika
miłosnego, a wątki romantyczne są poboczne (w sumie, ta Lyda była
bardzo denerwująca). Jednak, mimo że Kopuła nie przypomina
Kapitolu, rozkład sił niemal do złudzenia przypomina Złego
Wujaszka Snowa. Cóż, zawsze widać, czym się ktoś inspirował.
Niestety.
Mimo że to jest dobre
wydawnictwo, okładka nie jest raczej dobra, wręcz przeciwnie. Zbyt
jasna, jak na książkę, którą zakrywa mrok i straszliwe rzeczy,
które dzieją się przed oczami czytelnika. Mamy tam Pressię w
kapturze, czerwone coś, co powinno być chyba łabędziem, jakąś
czarną łunę w tle (czy to jest bomba atomowa?), bardziej różową
niż czerwoną i coś w górze co zawsze będzie mi przypominać
balon z dżinsu. Co to, do tysiąca pieczonych kurczaków, jest?
Ogólnie przypomina okładkę jakiś wspomnień wojennych, albo jakąś
powiastkę SF, a nie coś takiego. Czy w świecie zainfekowanym
pyłami bomby atomowej może być tak jasno, jak jest na okładce?
Nie sądzę.
Nie polecam ludziom o
słabych nerwach, nawet tym, którzy potrafią obejrzeć jakikolwiek
film wojenny (albo historyczny) bez mrugnięcia okiem. To jest, jak
to mówi moja ciocia, wyższa szkoła jazdy. Nie bluzgające krwią
ludzkie gardła i inne miejsca na ciele, ale żyjące monstra,
potwory i ludzie z kawałkami szkła wtopionymi w ciało. Bardziej
straszne, bo realne – Autorka na końcu umieszcza tytuły książek
o Hiroszimie, które inspirowały pisarkę i służyły jako pomoc
naukowa. Kto nie wierzy, pełno tych przerażających świadectw
znajdzie w Internecie. Proszę, wpiszcie to w Google, tylko później
nie miejcie koszmarów w nocy.
Technicznie to bardzo dobra
książka. Bardzo. Jestem zadowolona, że na nią trafiłam. Może
nie będzie popularna długo, ale na pewno pozostawi po sobie jakiś
ślad u bardziej ambitniejszych czytelników, którzy szukają czegoś
nowego. Nowej, świeżej krwi w literaturze, nowych bohaterów i nowe
tchnienie pachnące pyłem, który będzie zasłaniał słońce przez
sto lat..
Tytuł: „Nowa Ziemia”
Autor: Julianna Baggot
Ocena: 7,5/10
Muszę kiedyś poszukać pierwszej części w bibliotece. Brzmi ciekawe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
przygody-mola-ksiazkowego.blogspot.com
Jakiś czas temu zaczęłam czytać tę książkę, ale jakoś mnie nie wciągnęła, więc w końcu ją odłożyłam. Ale od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy nie spróbować jeszcze raz. Ostatnia klasa liceum była dla mnie dość stresującym okresem, byłam ciągle rozdrażniona i miałam mało czasu dla siebie, więc szybko porzucałam książki, które wolno się rozkręcały. A teraz trafiam na kolejną pozytywną recenzję, więc może faktycznie warto :)
OdpowiedzUsuńMężczyzna stopiony z silnikiem samochodu, matko kochana. Boję się tej książki.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa książka - Ty to potrafisz zachęcić do przeczytania! :P
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie!
Moim zdaniem książka nie była zła, ale nie zachwyciła mnie specjalnie:)
OdpowiedzUsuń