Kiedyś
dawno temu, kiedy pisać umiała garstka uczonych śmiertelników,
powstawały głównie utwory z wysokiej półki, bardzo wysokie
artystycznie. Później, gdy coraz więcej ludzi poznawało sztukę
zapisywania i czytania liter, książek powstawało coraz więcej i
więcej i nie każde były dobre. Wręcz większość, pisana przez
zwykłych zjadaczy chleba, którym śniły się po nocach historie,
których nie mogli opisać, była i jest tandetna. I przez to bardzo
trudno jest wyłowić najlepsze perły. Książki, które pewnie
przetrwają próbę czasu, ukryte są pod krzykliwymi plakatami
wydawnictw, reklamującymi te piękne powieści – kolejne wersje
Kopciuszka zakochanego w księciu będącym upadłym
aniołem/wampirem/wilkołakiem/elfem czy, bardziej oryginalniej,
Nieśmiertelnym, a wszystko jest wdzięcznie opisane z punktu
widzenia głównej bohaterki – miłej, delikatnej dziewczynki.
Jedna
z takich perełek jest niedawno popularna, na co oczywiście
zasługuje. Szybko nawet zekranizowano pierwszy tom, chociaż
trylogia, którą ta książka otwiera, jest opowieścią, jak
wszystkim wiadomo, na trzy tomy. Dostałam całą trylogię od
chrzestnej na urodziny i od razu mój szósty zmysł podpowiedział
mi, że to będzie świetna książka. Usiadłam zatem do czytania i
pochłonęła mnie tak, że następnego dnia rano byłam już w
połowie drugiego tomu i skończyłam trzeci tom tego samego dnia.
Może nie była to literatura najwyższych lotów tak samo jak, na
przykład, Sienkiewicz i Tolkien, ale te powieści dla młodych ludzi
potrafią być tak badziewne, że ta, ogólnie wybitna książka,
wydała mi się jednym z tych niewielu arcydzieł współczesnej
prozy młodzieżowej.
W
bliżej nie określonej przyszłości na terenach dawnej Ameryki
Północnej, USA, rozciąga się totalitarne państwo Panem.
Podzielono je na dwanaście, właściwie trzynaście, dystryktów, z
których każdy specjalizuje się czym innym, a trzynasty, ponieważ
się zbuntował (dawniej był odpowiedzialny za energetykę jądrową)
został zrównany z ziemią. W środku koła stoi Kapitol – stolica
państwa z siedzibą prezydenta Snowa, przypominającego bardziej
rzymskiego cezara, a najbardziej już Stalina albo Hitlera. Co roku,
w dzień zduszenia rebelii odbywają się tam Głodowe Igrzyska –
krwawe reality show, które polega na tym, że uczestnicy próbują
przetrwać na arenie, wzajemnie się zabijając, a wygrywa ten, kto
nie da się zabić, nie umrze z głodu lub od różnych
niebezpieczeństw, które na niego czekają. Co roku, w każdym
dystrykcie wybiera się jednego chłopca i jedną dziewczynę, od lat
dwunastu, którzy będą reprezentować dystrykt w krwawej
rywalizacji. Losowanie, polegające na wyciąganiu z urny karteczek z
nazwiskami, wykonuje w czasie dożynek (które również mają
przypominać potęgę Kapitolu) osoba ze stolicy, odpowiedzialna za
odpowiedni dystrykt..
Katniss
Everdeen to szesnastoletnia mieszkanka Dystryktu Dwunastego, bardzo
biednego, gdzie ludzie, szczególnie ze Złożyska, gdzie mieszka
dziewczyna, wydobywają węgiel. Ma matkę i młodszą, ukochaną
siostrę, Prim. Ojciec, który był górnikiem, zginął w wybuchu w
kopalni, od czego, jej matka, lekarka, zielarka i aptekarka, dostała
silnej depresji. Katniss jest dzielną dziewczyną – świetnie
poluje, strzela z łuku i razem ze swoim przyjacielem, Gale'em,
sprzedaje upolowane zwierzęta na czarnym rynku, gdzie kupują nawet
Stróże Pokoju – rodzaj policjantów w Panem. Jest także
przyjaciółką Mage, córki burmistrza, od której nasza bohaterka
dostała broszkę z kosogłosem(kosogłos jest to ptak wytworzony w
laboratorium Panem, który miał za zadanie podsłuchanie rozmów
ludzi i powtórzenie tego Strażnikom i władzy w ogóle, ale gdy nie
spełniły swojego zadania, zostały wypuszczone na wolność i
skrzyżowały się kosami; od tego czasu owe ptaki powtarzają tylko
wyśpiewane melodie ludzkie; kosogłosy to bardzo sympatyczne
zwierzątka), która później odegra ważną rolę. Wszystko byłoby
dobrze, gdyby nie to, że jej siostra zostaje wylosowana w dożynki
przez Effie Trinket, co oznacza, że pojedzie na tegoroczne Igrzyska.
Wtedy Katniss robi coś oszałamiającego publiczność – zgłasza
się dobrowolnie, za swoją siostrę. I tak właśnie rozpoczyna się
przygoda: panna Everdeen wraz z pewnym Peetą (synem piekarza, który
pewnego dnia uratował jej życie) jadą do Kapitolu, gdzie
przechodzą szkolenie i poznają wielu nowych ludzi. A my dowiadujemy
się wielu szczegółów o państwie, między innymi poznajemy Snowa,
Haymitcha (który kiedyś wygrał Igrzyska i jest teraz mentorem),
innych trybutów (bo tak nazywają się osoby, które biorą udział
w Igrzyskach, a owo słowo oznacza tyle co „haracz”). I tak
dochodzimy do najciekawszych stronic książki – do samych Igrzysk.
Areną jest tym razem wielki las i strumień, czyli bardzo dobrze dla
Katniss, która uwielbia się wspinać. Po wielu dniach morderczej
walki, uciekania, przed wrogami i ogniem, po sprawie z Rue, kochaną
dziewczynką i wspólniczką głównej bohaterki, której pochówek,
urządzony przez Katniss, Kapitol uzna później jak zdradę i
zachętę do rebelii, ratowanie rannego Peety za wszelką cenę
(nawet pocałunków, co bardzo nie podoba się, jak możemy się
domyślić, Gale'owi; zresztą Katniss nie jest tego entuzjastką) aż
w końcu zwycięstwo naszej dwójki bohaterów. Jednak okazuje się,
że to nie wszystko. Na Arenie, kiedy dowiedzieli się, że może być
tylko jeden zwycięzca (wcześniej, żeby zyskać sobie sponsorów
Katniss i Peeta udawali zakochanych, a na Arenie nie było już od
tego odwrotu), postanawiają wziąć jagody, od których się
natychmiast umiera (podejrzewam, że nasączone były cyjankiem
potasu, ale to tylko tam takie moje wymysły). Oczywiście przez
władzę zostaje to zinterpretowane jak protest przeciwko władzy
(władza totalitarna myśli, że nawet chodzenie jest protestem, ale
w tym przypadku domysł był prawidłowy..) i jako, oczywiście,
zagrożenie dla Panem. Choć wygrani – Katniss i Peeta – a także
ich rodziny przenoszą się do Wioski Zwycięzców, czują na plecach
podmuch zimnego wiatru i grozy – prezydent ich o coś podejrzewa.
Książka kończy się dobrze i źle, a dalszy ciąg mamy wielką
nadzieję poznać w dalszych tomach ( ja już to wiem, a to jest
jedna z wielu zaległych recenzji).
Najgorszą
wadą tej książki jest to, że jest za cienka. Za mało stron, za
krótka. Do licha, powinna mieć co najmniej pięćset stron, bo i
przyjemności byłoby więcej. No ale to, co jest najgorszą jej
wadą, jest także największą zaletą. Autorka jest konkretna,
snuje swoją historię bez żadnych dodatkowych wątków, nie stosuje
tzw. układu warkocza, to znaczy, nie przeplata ze sobą kilkunastu
wątków. Historia jest prosta, dokładnie i krótko opisana, co
pozwala człowiekowi skupić się i wniknąć do esencji powieści.
Bohaterowie nie są też mnożeni na siłę, nawet nie mamy
dokładnych portretów wszystkich trybutów, tylko poznajemy tych,
którzy pomagają albo prześladują Katniss. Nie ma rozciągłości,
niepotrzebnych słów, przemyśleń, historii. Autorka doskonale
wyczuła, czego brakuje tej historii, a co jest jej zbędne.
Bohaterowie
są wykreowani bardzo dobrze – nie brakuje im wad i zalet,
słabostek i mocnych stron. Nie są nikim wielkim – po prostu
ludźmi z różnymi charakterami i da się ich lubić, czy też, jak
w wypadku prezydenta, nienawidzić. Nie są mdłymi dziewuszkami i
chłopczykami, którzy się obściskują i uśmiechają się do
siebie słodkimi uśmieszkami, że aż człowiekowi niedobrze się
robi, ale są ludźmi. Cierpią. Nienawidzą. Pisarka wyposażyła
ich w zupełnie naturalne ludzkie emocje, marzenia, myśli, odruchy.
Nie mają jakiś dylematów moralnych: Katniss robi na arenie to, co
uważa, że jest szlachetne, nie zważając na to, co powie prezydent
Snow na temat obsypywanie martwej Rue kwiatami. Są źli na siebie za
swoje błędy. Tęsknią. Oswajają się powoli z myślą, tak jak
Katniss, że tamten człowiek został zabity ich ręką, chyba, że
są zezwierzęconymi trybutami z jedynki, albo bezlitosnymi
mieszkańcami Kapitolu, dla których najważniejszą rzeczą na tej
planecie są operacje plastyczne zmieniające całkowicie wygląd
człowieka i kolor skóry, a Igrzyska traktujące wyłącznie jako
rodzaj rozrywki. Pisarce udało się stworzyć pełnowymiarowe,
pełnokrwiste postacie, które da się lubić albo nienawidzić,
które nie wkurzają swoim durnym zachowaniem, płytkością i
iloczynem inteligencji o jakże niesamowitej liczbie 0,0000001.
Akcja!
Tu jest dużo akcji, na początku nawet miałam problem z
przystosowaniem się tempa – ledwo poznaliśmy Katniss i
kilkadziesiąt faktów o jej życiu, już jesteśmy świadkami tego,
jak zgłasza się na trybuta, żegna rodzinę i wsiada w pociąg,
który mknie szybko do Kapitolu. Tutaj mamy wszystko przedstawione
nieco szerzej, akcja nabiera znów zawrotnego tempa w dniu
rozpoczęcia Igrzysk. I nie ma już odpoczynku: akcja pędzi jak
rollercoaster bez końca. Za każdym zakrętem czai się
niebezpieczeństwo, ktoś może się cię zabić, zabić ludzi,
którzy są po twojej stronie, albo organizatorzy mogą wpaść na
jakiś sadystyczny pomysł, jak wykończyć kogoś czy zegnać
wszystkich do jednego kąta, żeby się pozabijali. Dopiero pod
koniec, kiedy Katniss znajduje Peetę, wszystko nieco spowalnia, ale
później znów przyspiesza i tak do końca książki. Wbija to
solidnie w fotel i sprawia, że człowiek nie czuje, a nic nie widzi
i martwi się tylko głupio, czy bohaterka przeżyje. Oczywiście, że
przeżyje. Przecież o czym miałaby być reszta trylogii?
Język
jest bardzo dobry. Z jednej strony lekki, przystępny i łatwy w
odbiorze, z drugiej strony Autorka tym stylem potrafi się wedrzeć w
głąb ludzkiej psychiki – psychiki zwykłego człowieka,
dziewczyny razem z jej lękami, obawami i nadziejami postawianej w
sytuacji, w której nikt nie chciałby się znaleźć. Lekkimi
słowami maluje także zbiorowy portret ludzi, którzy, postawieni w
ekstremalnej sytuacji, reagują na nią różnorodnie, zgodnie z
charakterem. Sposób prowadzenia narracji jest pierwszoosobowy, ale
to nie jest zwykła narracja, bo pisarka zastosowała czas
teraźniejszy i podjęła tym samym dobry wybór, choć (tu ukłony w
stronę tłumaczki, bo wiem z doświadczenia, że język polski w
czasie teraźniejszym czasami wygląda nieco dziwnie; w angielskim
jest czas Present Conntinous i praktycznie każdy czasownik może być
użyty w teraźniejszości, wystarczy przecież dodać tylko ing).
Taki trik sprawia, że akcja jest jeszcze bardziej dynamiczna.
Opisy
są, ale nie przyrody, chociaż takie się zdarzają (co tworzy
klimat) Tu nie ma rozwodzenia się na łąką pełną mokrej trawy,
nie. Za to mamy opisy śmierci, mordów i biedy, a także Kapitolu,
Snowa i wielu innych rzeczy. Czasami bardzo dosadne. Katniss opowiada
nam o pewnej dziewczynie, która za szybko wystartowała do Rogu
Obfitości, zanim rozbroiły się bomby. Musiano ją, cytuję
„zeskrobywać”. Poniekąd sadystka we mnie skacze do nieba z
radości. Dla mięczaków i dziewczynek, które chcą umrzeć z
miłości do Edwarda Cullena, to ta książka nie jest. Jeszcze
biedne dzieci, miałby w nocy koszmary.
Świat, w którym żyje
panna Everdeen jest perfekcyjnie opisany i przemyślany w
najdrobniejszych szczegółach. Pisarka tworzy przyszłość, bardzo
możliwą: z jednej strony koszmarny rozwój technologii w miastach,
powrót totalitaryzmu, a z drugiej strony zacofanie wsi, biedę i
rozpacz zwykłych ludzi, którzy są dla bogaczy tylko graczami w
grze, która dla nich jest walką o śmierć i życie. Opowiadając o
niesprawiedliwej polityce, Stróżach Pokoju i wielu innych rzeczach,
Autorka buduje straszliwą przyszłość, bardzo jednak
prawdopodobną. Dlaczego? Tutaj nie chodzi już o doskonały zmysł
obserwacji, ale też o to, że świat jest przemyślany w
najdrobniejszych szczegółach, spójny i logiczny. To właśnie tak
przeraża, nawet ludzi, którzy politykę mają w nosie.
Jedyną wadą, jaką
dopatrzyłam się w książce, jest, moim zdaniem, fatalna okładka.
Oczywiście, moje wydanie jest nieco inne, jest na nim broszka z
kosogłosem od Mage i strzała, ale sam pierwszy tom.. Odpycha, w
dodatku tak było też w angielskim wydaniu. Łe, łe. Wiem, że
potrzebny jest futurystyczny, mroczny klimat, no ale coś się tutaj,
moim skromnym zdaniem, nie udało. Czarny jest jak lakierowany, a na
tym pomarańczowy rysunek, właściwie coś w rodzaju grafiki czy
clipartu. Okładka jest miękka, z zakładkami, co w całości daje
nieco kiczowaty efekt. Jeśli już miałby być ten obrazek i taki
kształt liter, zmieniłabym rodzaj okładki: zamiast lśniącego,
półtwardego papieru, dałabym twardą okładkę, zamszową w
dodatku. Taka wspaniała książka, pomyśleć, że inne gnioty mają
arcydzieła Photoshopa..
Hm? I co powiedzieć na
koniec? Wciąż przecież powtarzam, że to wspaniała książka
prawda? Wspaniała, wbijająca w fotel perełka literatury
młodzieżowej, która kiedyś, na pewno, zajmie zasłużone miejsce
w literaturze. Nie zostanie zapomniana przez kolejne pokolenia, nie
wyparuje jak kamfora i mam pewność, że drzewa, które zostały
użyte na wydrukowanie, nie pójdą na marne, bo książka wiele
wartości ma. I choć to zajęło mi dużo czasu, to przeczytanie
jej, i choć Igrzyska Głodowe wyszczupliły mój zegarek i zapas
czasu, nie żałuję. Na dobre książki warto poświęcać dużo
czasu.
Tytuł: „Igrzyska Śmierci”
Autor: Suzanne Collins
Moja ocena: 7,5/10
Czytałam całą trylogię. Uwielbiam ją. Każdą książkę pochłaniałam i denerwowałam się, ze tak szybko się kończą :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam! Wchodząc i czytając tytuł, zastanawiam się: kto kolejny będzie się czepiał?, ale nie kolejny fan do kolekcji :D
OdpowiedzUsuńIgrzyska to najlepsza część z całej trylogii. Collins jest mistrzynią!
OdpowiedzUsuńPierwsza część była najlepsza , uwielbiam głównych bohaterów <3 ;)
OdpowiedzUsuńMam od dłuższego czasu całą trylogię w planach. Czuję, że się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńMówisz do fanki IS:)
OdpowiedzUsuń