środa, 11 czerwca 2014

Igrzyska zabierania czasu. Recenzja książki

Kiedyś dawno temu, kiedy pisać umiała garstka uczonych śmiertelników, powstawały głównie utwory z wysokiej półki, bardzo wysokie artystycznie. Później, gdy coraz więcej ludzi poznawało sztukę zapisywania i czytania liter, książek powstawało coraz więcej i więcej i nie każde były dobre. Wręcz większość, pisana przez zwykłych zjadaczy chleba, którym śniły się po nocach historie, których nie mogli opisać, była i jest tandetna. I przez to bardzo trudno jest wyłowić najlepsze perły. Książki, które pewnie przetrwają próbę czasu, ukryte są pod krzykliwymi plakatami wydawnictw, reklamującymi te piękne powieści – kolejne wersje Kopciuszka zakochanego w księciu będącym upadłym aniołem/wampirem/wilkołakiem/elfem czy, bardziej oryginalniej, Nieśmiertelnym, a wszystko jest wdzięcznie opisane z punktu widzenia głównej bohaterki – miłej, delikatnej dziewczynki.

Jedna z takich perełek jest niedawno popularna, na co oczywiście zasługuje. Szybko nawet zekranizowano pierwszy tom, chociaż trylogia, którą ta książka otwiera, jest opowieścią, jak wszystkim wiadomo, na trzy tomy. Dostałam całą trylogię od chrzestnej na urodziny i od razu mój szósty zmysł podpowiedział mi, że to będzie świetna książka. Usiadłam zatem do czytania i pochłonęła mnie tak, że następnego dnia rano byłam już w połowie drugiego tomu i skończyłam trzeci tom tego samego dnia. Może nie była to literatura najwyższych lotów tak samo jak, na przykład, Sienkiewicz i Tolkien, ale te powieści dla młodych ludzi potrafią być tak badziewne, że ta, ogólnie wybitna książka, wydała mi się jednym z tych niewielu arcydzieł współczesnej prozy młodzieżowej.

W bliżej nie określonej przyszłości na terenach dawnej Ameryki Północnej, USA, rozciąga się totalitarne państwo Panem. Podzielono je na dwanaście, właściwie trzynaście, dystryktów, z których każdy specjalizuje się czym innym, a trzynasty, ponieważ się zbuntował (dawniej był odpowiedzialny za energetykę jądrową) został zrównany z ziemią. W środku koła stoi Kapitol – stolica państwa z siedzibą prezydenta Snowa, przypominającego bardziej rzymskiego cezara, a najbardziej już Stalina albo Hitlera. Co roku, w dzień zduszenia rebelii odbywają się tam Głodowe Igrzyska – krwawe reality show, które polega na tym, że uczestnicy próbują przetrwać na arenie, wzajemnie się zabijając, a wygrywa ten, kto nie da się zabić, nie umrze z głodu lub od różnych niebezpieczeństw, które na niego czekają. Co roku, w każdym dystrykcie wybiera się jednego chłopca i jedną dziewczynę, od lat dwunastu, którzy będą reprezentować dystrykt w krwawej rywalizacji. Losowanie, polegające na wyciąganiu z urny karteczek z nazwiskami, wykonuje w czasie dożynek (które również mają przypominać potęgę Kapitolu) osoba ze stolicy, odpowiedzialna za odpowiedni dystrykt..

Katniss Everdeen to szesnastoletnia mieszkanka Dystryktu Dwunastego, bardzo biednego, gdzie ludzie, szczególnie ze Złożyska, gdzie mieszka dziewczyna, wydobywają węgiel. Ma matkę i młodszą, ukochaną siostrę, Prim. Ojciec, który był górnikiem, zginął w wybuchu w kopalni, od czego, jej matka, lekarka, zielarka i aptekarka, dostała silnej depresji. Katniss jest dzielną dziewczyną – świetnie poluje, strzela z łuku i razem ze swoim przyjacielem, Gale'em, sprzedaje upolowane zwierzęta na czarnym rynku, gdzie kupują nawet Stróże Pokoju – rodzaj policjantów w Panem. Jest także przyjaciółką Mage, córki burmistrza, od której nasza bohaterka dostała broszkę z kosogłosem(kosogłos jest to ptak wytworzony w laboratorium Panem, który miał za zadanie podsłuchanie rozmów ludzi i powtórzenie tego Strażnikom i władzy w ogóle, ale gdy nie spełniły swojego zadania, zostały wypuszczone na wolność i skrzyżowały się kosami; od tego czasu owe ptaki powtarzają tylko wyśpiewane melodie ludzkie; kosogłosy to bardzo sympatyczne zwierzątka), która później odegra ważną rolę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że jej siostra zostaje wylosowana w dożynki przez Effie Trinket, co oznacza, że pojedzie na tegoroczne Igrzyska. Wtedy Katniss robi coś oszałamiającego publiczność – zgłasza się dobrowolnie, za swoją siostrę. I tak właśnie rozpoczyna się przygoda: panna Everdeen wraz z pewnym Peetą (synem piekarza, który pewnego dnia uratował jej życie) jadą do Kapitolu, gdzie przechodzą szkolenie i poznają wielu nowych ludzi. A my dowiadujemy się wielu szczegółów o państwie, między innymi poznajemy Snowa, Haymitcha (który kiedyś wygrał Igrzyska i jest teraz mentorem), innych trybutów (bo tak nazywają się osoby, które biorą udział w Igrzyskach, a owo słowo oznacza tyle co „haracz”). I tak dochodzimy do najciekawszych stronic książki – do samych Igrzysk. Areną jest tym razem wielki las i strumień, czyli bardzo dobrze dla Katniss, która uwielbia się wspinać. Po wielu dniach morderczej walki, uciekania, przed wrogami i ogniem, po sprawie z Rue, kochaną dziewczynką i wspólniczką głównej bohaterki, której pochówek, urządzony przez Katniss, Kapitol uzna później jak zdradę i zachętę do rebelii, ratowanie rannego Peety za wszelką cenę (nawet pocałunków, co bardzo nie podoba się, jak możemy się domyślić, Gale'owi; zresztą Katniss nie jest tego entuzjastką) aż w końcu zwycięstwo naszej dwójki bohaterów. Jednak okazuje się, że to nie wszystko. Na Arenie, kiedy dowiedzieli się, że może być tylko jeden zwycięzca (wcześniej, żeby zyskać sobie sponsorów Katniss i Peeta udawali zakochanych, a na Arenie nie było już od tego odwrotu), postanawiają wziąć jagody, od których się natychmiast umiera (podejrzewam, że nasączone były cyjankiem potasu, ale to tylko tam takie moje wymysły). Oczywiście przez władzę zostaje to zinterpretowane jak protest przeciwko władzy (władza totalitarna myśli, że nawet chodzenie jest protestem, ale w tym przypadku domysł był prawidłowy..) i jako, oczywiście, zagrożenie dla Panem. Choć wygrani – Katniss i Peeta – a także ich rodziny przenoszą się do Wioski Zwycięzców, czują na plecach podmuch zimnego wiatru i grozy – prezydent ich o coś podejrzewa. Książka kończy się dobrze i źle, a dalszy ciąg mamy wielką nadzieję poznać w dalszych tomach ( ja już to wiem, a to jest jedna z wielu zaległych recenzji).

Najgorszą wadą tej książki jest to, że jest za cienka. Za mało stron, za krótka. Do licha, powinna mieć co najmniej pięćset stron, bo i przyjemności byłoby więcej. No ale to, co jest najgorszą jej wadą, jest także największą zaletą. Autorka jest konkretna, snuje swoją historię bez żadnych dodatkowych wątków, nie stosuje tzw. układu warkocza, to znaczy, nie przeplata ze sobą kilkunastu wątków. Historia jest prosta, dokładnie i krótko opisana, co pozwala człowiekowi skupić się i wniknąć do esencji powieści. Bohaterowie nie są też mnożeni na siłę, nawet nie mamy dokładnych portretów wszystkich trybutów, tylko poznajemy tych, którzy pomagają albo prześladują Katniss. Nie ma rozciągłości, niepotrzebnych słów, przemyśleń, historii. Autorka doskonale wyczuła, czego brakuje tej historii, a co jest jej zbędne.

Bohaterowie są wykreowani bardzo dobrze – nie brakuje im wad i zalet, słabostek i mocnych stron. Nie są nikim wielkim – po prostu ludźmi z różnymi charakterami i da się ich lubić, czy też, jak w wypadku prezydenta, nienawidzić. Nie są mdłymi dziewuszkami i chłopczykami, którzy się obściskują i uśmiechają się do siebie słodkimi uśmieszkami, że aż człowiekowi niedobrze się robi, ale są ludźmi. Cierpią. Nienawidzą. Pisarka wyposażyła ich w zupełnie naturalne ludzkie emocje, marzenia, myśli, odruchy. Nie mają jakiś dylematów moralnych: Katniss robi na arenie to, co uważa, że jest szlachetne, nie zważając na to, co powie prezydent Snow na temat obsypywanie martwej Rue kwiatami. Są źli na siebie za swoje błędy. Tęsknią. Oswajają się powoli z myślą, tak jak Katniss, że tamten człowiek został zabity ich ręką, chyba, że są zezwierzęconymi trybutami z jedynki, albo bezlitosnymi mieszkańcami Kapitolu, dla których najważniejszą rzeczą na tej planecie są operacje plastyczne zmieniające całkowicie wygląd człowieka i kolor skóry, a Igrzyska traktujące wyłącznie jako rodzaj rozrywki. Pisarce udało się stworzyć pełnowymiarowe, pełnokrwiste postacie, które da się lubić albo nienawidzić, które nie wkurzają swoim durnym zachowaniem, płytkością i iloczynem inteligencji o jakże niesamowitej liczbie 0,0000001.

Akcja! Tu jest dużo akcji, na początku nawet miałam problem z przystosowaniem się tempa – ledwo poznaliśmy Katniss i kilkadziesiąt faktów o jej życiu, już jesteśmy świadkami tego, jak zgłasza się na trybuta, żegna rodzinę i wsiada w pociąg, który mknie szybko do Kapitolu. Tutaj mamy wszystko przedstawione nieco szerzej, akcja nabiera znów zawrotnego tempa w dniu rozpoczęcia Igrzysk. I nie ma już odpoczynku: akcja pędzi jak rollercoaster bez końca. Za każdym zakrętem czai się niebezpieczeństwo, ktoś może się cię zabić, zabić ludzi, którzy są po twojej stronie, albo organizatorzy mogą wpaść na jakiś sadystyczny pomysł, jak wykończyć kogoś czy zegnać wszystkich do jednego kąta, żeby się pozabijali. Dopiero pod koniec, kiedy Katniss znajduje Peetę, wszystko nieco spowalnia, ale później znów przyspiesza i tak do końca książki. Wbija to solidnie w fotel i sprawia, że człowiek nie czuje, a nic nie widzi i martwi się tylko głupio, czy bohaterka przeżyje. Oczywiście, że przeżyje. Przecież o czym miałaby być reszta trylogii?

Język jest bardzo dobry. Z jednej strony lekki, przystępny i łatwy w odbiorze, z drugiej strony Autorka tym stylem potrafi się wedrzeć w głąb ludzkiej psychiki – psychiki zwykłego człowieka, dziewczyny razem z jej lękami, obawami i nadziejami postawianej w sytuacji, w której nikt nie chciałby się znaleźć. Lekkimi słowami maluje także zbiorowy portret ludzi, którzy, postawieni w ekstremalnej sytuacji, reagują na nią różnorodnie, zgodnie z charakterem. Sposób prowadzenia narracji jest pierwszoosobowy, ale to nie jest zwykła narracja, bo pisarka zastosowała czas teraźniejszy i podjęła tym samym dobry wybór, choć (tu ukłony w stronę tłumaczki, bo wiem z doświadczenia, że język polski w czasie teraźniejszym czasami wygląda nieco dziwnie; w angielskim jest czas Present Conntinous i praktycznie każdy czasownik może być użyty w teraźniejszości, wystarczy przecież dodać tylko ing). Taki trik sprawia, że akcja jest jeszcze bardziej dynamiczna.

Opisy są, ale nie przyrody, chociaż takie się zdarzają (co tworzy klimat) Tu nie ma rozwodzenia się na łąką pełną mokrej trawy, nie. Za to mamy opisy śmierci, mordów i biedy, a także Kapitolu, Snowa i wielu innych rzeczy. Czasami bardzo dosadne. Katniss opowiada nam o pewnej dziewczynie, która za szybko wystartowała do Rogu Obfitości, zanim rozbroiły się bomby. Musiano ją, cytuję „zeskrobywać”. Poniekąd sadystka we mnie skacze do nieba z radości. Dla mięczaków i dziewczynek, które chcą umrzeć z miłości do Edwarda Cullena, to ta książka nie jest. Jeszcze biedne dzieci, miałby w nocy koszmary.

Świat, w którym żyje panna Everdeen jest perfekcyjnie opisany i przemyślany w najdrobniejszych szczegółach. Pisarka tworzy przyszłość, bardzo możliwą: z jednej strony koszmarny rozwój technologii w miastach, powrót totalitaryzmu, a z drugiej strony zacofanie wsi, biedę i rozpacz zwykłych ludzi, którzy są dla bogaczy tylko graczami w grze, która dla nich jest walką o śmierć i życie. Opowiadając o niesprawiedliwej polityce, Stróżach Pokoju i wielu innych rzeczach, Autorka buduje straszliwą przyszłość, bardzo jednak prawdopodobną. Dlaczego? Tutaj nie chodzi już o doskonały zmysł obserwacji, ale też o to, że świat jest przemyślany w najdrobniejszych szczegółach, spójny i logiczny. To właśnie tak przeraża, nawet ludzi, którzy politykę mają w nosie.

Jedyną wadą, jaką dopatrzyłam się w książce, jest, moim zdaniem, fatalna okładka. Oczywiście, moje wydanie jest nieco inne, jest na nim broszka z kosogłosem od Mage i strzała, ale sam pierwszy tom.. Odpycha, w dodatku tak było też w angielskim wydaniu. Łe, łe. Wiem, że potrzebny jest futurystyczny, mroczny klimat, no ale coś się tutaj, moim skromnym zdaniem, nie udało. Czarny jest jak lakierowany, a na tym pomarańczowy rysunek, właściwie coś w rodzaju grafiki czy clipartu. Okładka jest miękka, z zakładkami, co w całości daje nieco kiczowaty efekt. Jeśli już miałby być ten obrazek i taki kształt liter, zmieniłabym rodzaj okładki: zamiast lśniącego, półtwardego papieru, dałabym twardą okładkę, zamszową w dodatku. Taka wspaniała książka, pomyśleć, że inne gnioty mają arcydzieła Photoshopa..

Hm? I co powiedzieć na koniec? Wciąż przecież powtarzam, że to wspaniała książka prawda? Wspaniała, wbijająca w fotel perełka literatury młodzieżowej, która kiedyś, na pewno, zajmie zasłużone miejsce w literaturze. Nie zostanie zapomniana przez kolejne pokolenia, nie wyparuje jak kamfora i mam pewność, że drzewa, które zostały użyte na wydrukowanie, nie pójdą na marne, bo książka wiele wartości ma. I choć to zajęło mi dużo czasu, to przeczytanie jej, i choć Igrzyska Głodowe wyszczupliły mój zegarek i zapas czasu, nie żałuję. Na dobre książki warto poświęcać dużo czasu.

Tytuł: „Igrzyska Śmierci”
Autor: Suzanne Collins
Moja ocena: 7,5/10 

6 komentarzy :

  1. Czytałam całą trylogię. Uwielbiam ją. Każdą książkę pochłaniałam i denerwowałam się, ze tak szybko się kończą :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam! Wchodząc i czytając tytuł, zastanawiam się: kto kolejny będzie się czepiał?, ale nie kolejny fan do kolekcji :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Igrzyska to najlepsza część z całej trylogii. Collins jest mistrzynią!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsza część była najlepsza , uwielbiam głównych bohaterów <3 ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam od dłuższego czasu całą trylogię w planach. Czuję, że się nie zawiodę.

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!