Ania
z Zielonego Wzgórza. Kto nie zna tej sympatycznej damy o
temperamencie równie ognistym jak włosy? Chyba tylko te osoby,
które nie czytają lektur szkolnych, albo zapomniały co było w
szóstej klasie. Niewiele jednak osób przeczytało dalsze dzieje Ani
– od pierwszej pracy w szkole w Avonlea do 1918 roku, kiedy Ania ma
już około pięćdziesiąt pięć lat. Pochwalę się, że ja do
takich należę. Po przeczytaniu "Rilli z Złotego Brzegu"
byłam zła, że to koniec i nigdy się nie dowiem, czy Rilla była z
Kenem Fordem, czy ją debil rzucił i co dalej wydarzyło się w
rodzinie Bythle'ów. Miałam ochotę napisać nawet własną
kontynuację.
Jednak
i tutaj zmarła w latach 40. Autorka jeszcze raz mnie zaskoczyła.
Odnaleziono dotąd niepublikowaną książkę, ostatnią o
sympatycznej rodzince ze Złotego Brzegu i nie tylko. W opowiadaniach
Bythle'owie pozostają gdzieś w tle, natomiast Autorka opisuje
przygody ich znajomych i sąsiadów. Bezpośrednio o Ani i jej
rodzinie opowiadają nam interludia i ... wiersze samej Ani (wreszcie
dowiedziałam się treści jej wierszy!). Zaskoczyła mnie także
treścią opowiadań, ponieważ Autorka, bliska już
(najprawdopodobniej) samobójczej śmierci przez przedawkowanie
lekarstw, podjęła tematy mroczne, ciężkie i takie, jakich w
większej części nie znajdziemy w poprzednich tomach. O ile w
poprzednich powieściach mamy do czynienia z takimi historiami w
znacznie zawoalowanej formie albo są przedstawione tylko wydarzenia
smutne, w ostatniej swej książce Autorka idzie na całość.
Dlatego na samym wstępie muszę zaznaczyć, że wrażliwe osoby i
takie, dla których wszystkie dramaty to chłopak, który kocha inną,
nie muszą czytać reszty.
Lista
problemów i spraw opisanych w tej książce jest bardzo długa. Mamy
do czynienia z psychopatami i osobami, które na starość dostają
chorób psychicznych, tajemnicze wydarzenia z przeszłości , zemsta
i ciężka przeszłość, przeszłość, która wraca do człowieka i
robi go szczęśliwym, sieroty, tajemnice i kłamstwa, znieczulica i
brak empatii, miłość, wojna, śmieszne i absurdalne pomyłki,
kombinacje mające na celu ślub dwójki młodych ludzi, wojna,
śmierć, starość, sens zabijania ludzi na wojnie. Wiersze
natomiast opowiadają o bezpieczeństwie, jakie ludziom oferuje dom i
rodzina, znów inne opowiadają o zdradach, żalach, niesnaskach. Są
też dwa wiersze wojenne – Kobziarz i
Pokłosie (ang. The
Aftermath). Pierwszy nawołuje do tego, by nie porzucać nadziei i
żeby bić się o przyszłość – która według wiersza ma być
lepsza. Pokłosie jest
pisany z perspektywy żołnierza, który żałuje, że nie zginął.
Wiadomo przecież, że zabijać a później żyć ze świadomością,
że wróg mógł być czyimś synem, mężem, narzeczonym i iść na
wojnę tylko dlatego, że musiał, jest ciężko. Zabija się w
obronie kraju, ale zabija się drugiego człowieka. Zresztą, biedna
Montgomery na szczęście już umarła, bo by się załamała, kiedy
zobaczyłaby naszą, powojenną rzeczywistość. Ofiary I i II wojny
światowej (między innymi zabici spod Verdun, gdzie zginął syn
Ani) okazały się bezowocne, bo oczekiwany przez nią doskonały
świat nigdy nie nadszedł.
Oczywiście, mamy tutaj Anię
i jej rodzinę. Poznajemy ich jednak bardzo blisko, bliżej niż w
poprzednich tomach. Poznajemy także ich opinie o sąsiadach
(szczególnie opinie Zuzanny Barker), a także sąsiadów o nich. Są
bez wątpliwości ciepłą, zwyczajną rodziną, dotkniętą
problemami, ale też taką, która siebie wspomaga, kocha się.
Patrząc przez pryzmat wszystkich książek o Ani, jednej z
najlepszych postaci literatury światowej dla młodzieży, możemy
powiedzieć, że nie miała łatwego życia. Jednak przeżyła je
pięknie i z godnością, czego życzę każdemu.
Jakie
są opowiadania? Z pewnością nie są łatwe, bo nawet w tych, które
kończą się optymistycznie, ukazane są problemy, z którymi się
zmagamy. Jednak nie są to suche i szare opowieści współczesne,
bardzo przyziemne i prawie nie wywołujące większych emocji.
Opowiadania te są, że tak powiem, magiczne. Pełne magii, lekkości.
Jednak często przepojone są smutkiem, jak np. „Niepozorna
kobieta”, gdzie stara Urszula Anderson, na której śmierć wszyscy
czekają, przypomina sobie swoje życie, albo nadzwyczajne
opowiadanko pt. „Nawiedzony ogród” , gdzie granica między
rzeczywistością a wyobraźnią niezauważalnie się zlewa. Jednak
mimo humoru utwory, jak również wiersze, czyta się ciężko. W
każdym zdaniu ukrywa się przecież ból człowieka, człowieka z
zaletami i wadami. Człowieka, który walczy, czasem się poddaje.
Autorka, na szczęście, rozumnie wszystkie postacie, o których
pisze i zaczarowując szarą i okrutną rzeczywistość. Pokazuje
piękno świata – tego, w którym płaczemy, śmiejemy się,
umieramy i żyjemy. I na tym polega fenomen tej niezwykłej książki.
Oczywiście Montgomery też
miała swoje wady i niedociągnięcia, ale w ostatniej części cyklu
o Ani pokazała swój talent w całej okazałości i równa ją z
Elizą Orzeszkową, którą śmiało możemy nazwać polską
Montgomery. Sienkiewiczowi nie dorówna, ale jej opowieści posiadają
to coś, od czego nie możemy się odciągnąć. Zagłębiamy się w
świat bohaterów – pełen empatii, ciepła i wyobraźni. Stara,
amerykańska pisarka pokazała czym naprawdę jest świat i zrobiła
go lepiej od wszystkich nowoczesnych pisarzy razem wziętych. Jak już
pisałam wcześniej, pokazała, że zwykłe życie, nasze błędy i
porażki mają w sobie pewną dozę magii. W dodatku ten tom, mając
prawie sześćset stron uświadomił mi, że ludzie są dobrzy, a na
świecie można być jeszcze szczęśliwym.
Mam wielkie szczęście, że
dostałam tę książkę na urodziny. Podobnie jak dzieła
Sienkiewicza i innych ukochanych pisarzy, będzie mi towarzyszyć w
trudnych chwilach. Jeśli kiedyś będziecie mieli okazję ją
ucapić, zróbcie to koniecznie. Każdy człowiek, który rozumnie
innego człowieka i ma jakieś uczucia, zakocha się w niej tak jak
ja. To książka realistyczna, bolesna i piękna jak... życie.
Tytuł: „Ania z Wyspy
Księcia Edwarda”
Autor: L. M. Montgomery
Moja ocena: 8,5/10 (recenzja archiwalna)
Od dawno nie ''wracałam'' do Ani, ale muszę nadrobić owe zaległości, gdyż czuje wielki sentyment do tej bohaterki.
OdpowiedzUsuńJa jestem wielką fanką twórczości L.M.Montgomery, i książkę te oczywiście znam. I wielbię! A opowiadanie "Spełnione Marzenia" to najlepszy tekst Montgomery ever:)
OdpowiedzUsuńWiem na pewno, że "Ania" nigdy nie była moją lekturą, a szkoda. :( Z roku na rok, lista lektur w szkołach robi się coraz gorsza. No, ale. Samą "Anię z Zielonego Wzgórza" chyba czytałam. Dawno, dawno temu. Mam w planach nadrobić ją już wkrótce, może nawet w najbliższych dniach, bo naprawdę mi przykro, że nie pamiętam tak wielu szczegółów o serii wielbionej przez... chyba wszystkich, którzy ją czytali. Zanim dopadnę tomu, który dziś recenzujesz, przede mną jeszcze cały cykl, także... Dziękuję za przypomnienie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Sherry
Nigdy nie czytałam książek o Ani, więc muszę to koniecznie nadrobić.
OdpowiedzUsuńAż wstyd się przyznać, ale nigdy nie czytałam Ani z zielonego wzgórza i jakoś do tej pory mnie do niej nie ciągnie. Jednakże wyjątkowo chętnie słucham spoilerów z kolejnych tomów :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Chyba jako jedyna nigdy nie szalałam za Anią, coś jest ze mną nie tak? ;> Raczej podejścia numer dwa do przygód Ani nie zrobię, to nie dla mnie :) Ale z innymi książkami pani Montgomery z chęcią się zapoznam :)
OdpowiedzUsuńZakochałam się w "Ani..." jako mała dziewczynka, przeczytałam nawet kilka kolejnych tomów. Cieszę się, że mi o niej przypomniałaś, bo obecnie leży gdzieś ukryta na półce wśród reszty lektur szkolnych. Z przyjemnością do niej kiedyś wrócę i nadrobię zaległości w twórczości Montgomery włącznie z "Anią z Wyspy Księcia Edwarda" :)
OdpowiedzUsuń