piątek, 20 czerwca 2014

Magia szarej rzeczywistości. Recenzja książki

Ania z Zielonego Wzgórza. Kto nie zna tej sympatycznej damy o temperamencie równie ognistym jak włosy? Chyba tylko te osoby, które nie czytają lektur szkolnych, albo zapomniały co było w szóstej klasie. Niewiele jednak osób przeczytało dalsze dzieje Ani – od pierwszej pracy w szkole w Avonlea do 1918 roku, kiedy Ania ma już około pięćdziesiąt pięć lat. Pochwalę się, że ja do takich należę. Po przeczytaniu "Rilli z Złotego Brzegu" byłam zła, że to koniec i nigdy się nie dowiem, czy Rilla była z Kenem Fordem, czy ją debil rzucił i co dalej wydarzyło się w rodzinie Bythle'ów. Miałam ochotę napisać nawet własną kontynuację.

Jednak i tutaj zmarła w latach 40. Autorka jeszcze raz mnie zaskoczyła. Odnaleziono dotąd niepublikowaną książkę, ostatnią o sympatycznej rodzince ze Złotego Brzegu i nie tylko. W opowiadaniach Bythle'owie pozostają gdzieś w tle, natomiast Autorka opisuje przygody ich znajomych i sąsiadów. Bezpośrednio o Ani i jej rodzinie opowiadają nam interludia i ... wiersze samej Ani (wreszcie dowiedziałam się treści jej wierszy!). Zaskoczyła mnie także treścią opowiadań, ponieważ Autorka, bliska już (najprawdopodobniej) samobójczej śmierci przez przedawkowanie lekarstw, podjęła tematy mroczne, ciężkie i takie, jakich w większej części nie znajdziemy w poprzednich tomach. O ile w poprzednich powieściach mamy do czynienia z takimi historiami w znacznie zawoalowanej formie albo są przedstawione tylko wydarzenia smutne, w ostatniej swej książce Autorka idzie na całość. Dlatego na samym wstępie muszę zaznaczyć, że wrażliwe osoby i takie, dla których wszystkie dramaty to chłopak, który kocha inną, nie muszą czytać reszty.

Lista problemów i spraw opisanych w tej książce jest bardzo długa. Mamy do czynienia z psychopatami i osobami, które na starość dostają chorób psychicznych, tajemnicze wydarzenia z przeszłości , zemsta i ciężka przeszłość, przeszłość, która wraca do człowieka i robi go szczęśliwym, sieroty, tajemnice i kłamstwa, znieczulica i brak empatii, miłość, wojna, śmieszne i absurdalne pomyłki, kombinacje mające na celu ślub dwójki młodych ludzi, wojna, śmierć, starość, sens zabijania ludzi na wojnie. Wiersze natomiast opowiadają o bezpieczeństwie, jakie ludziom oferuje dom i rodzina, znów inne opowiadają o zdradach, żalach, niesnaskach. Są też dwa wiersze wojenne – Kobziarz i Pokłosie (ang. The Aftermath). Pierwszy nawołuje do tego, by nie porzucać nadziei i żeby bić się o przyszłość – która według wiersza ma być lepsza. Pokłosie jest pisany z perspektywy żołnierza, który żałuje, że nie zginął. Wiadomo przecież, że zabijać a później żyć ze świadomością, że wróg mógł być czyimś synem, mężem, narzeczonym i iść na wojnę tylko dlatego, że musiał, jest ciężko. Zabija się w obronie kraju, ale zabija się drugiego człowieka. Zresztą, biedna Montgomery na szczęście już umarła, bo by się załamała, kiedy zobaczyłaby naszą, powojenną rzeczywistość. Ofiary I i II wojny światowej (między innymi zabici spod Verdun, gdzie zginął syn Ani) okazały się bezowocne, bo oczekiwany przez nią doskonały świat nigdy nie nadszedł.

Oczywiście, mamy tutaj Anię i jej rodzinę. Poznajemy ich jednak bardzo blisko, bliżej niż w poprzednich tomach. Poznajemy także ich opinie o sąsiadach (szczególnie opinie Zuzanny Barker), a także sąsiadów o nich. Są bez wątpliwości ciepłą, zwyczajną rodziną, dotkniętą problemami, ale też taką, która siebie wspomaga, kocha się. Patrząc przez pryzmat wszystkich książek o Ani, jednej z najlepszych postaci literatury światowej dla młodzieży, możemy powiedzieć, że nie miała łatwego życia. Jednak przeżyła je pięknie i z godnością, czego życzę każdemu.

Jakie są opowiadania? Z pewnością nie są łatwe, bo nawet w tych, które kończą się optymistycznie, ukazane są problemy, z którymi się zmagamy. Jednak nie są to suche i szare opowieści współczesne, bardzo przyziemne i prawie nie wywołujące większych emocji. Opowiadania te są, że tak powiem, magiczne. Pełne magii, lekkości. Jednak często przepojone są smutkiem, jak np. „Niepozorna kobieta”, gdzie stara Urszula Anderson, na której śmierć wszyscy czekają, przypomina sobie swoje życie, albo nadzwyczajne opowiadanko pt. „Nawiedzony ogród” , gdzie granica między rzeczywistością a wyobraźnią niezauważalnie się zlewa. Jednak mimo humoru utwory, jak również wiersze, czyta się ciężko. W każdym zdaniu ukrywa się przecież ból człowieka, człowieka z zaletami i wadami. Człowieka, który walczy, czasem się poddaje. Autorka, na szczęście, rozumnie wszystkie postacie, o których pisze i zaczarowując szarą i okrutną rzeczywistość. Pokazuje piękno świata – tego, w którym płaczemy, śmiejemy się, umieramy i żyjemy. I na tym polega fenomen tej niezwykłej książki.

Oczywiście Montgomery też miała swoje wady i niedociągnięcia, ale w ostatniej części cyklu o Ani pokazała swój talent w całej okazałości i równa ją z Elizą Orzeszkową, którą śmiało możemy nazwać polską Montgomery. Sienkiewiczowi nie dorówna, ale jej opowieści posiadają to coś, od czego nie możemy się odciągnąć. Zagłębiamy się w świat bohaterów – pełen empatii, ciepła i wyobraźni. Stara, amerykańska pisarka pokazała czym naprawdę jest świat i zrobiła go lepiej od wszystkich nowoczesnych pisarzy razem wziętych. Jak już pisałam wcześniej, pokazała, że zwykłe życie, nasze błędy i porażki mają w sobie pewną dozę magii. W dodatku ten tom, mając prawie sześćset stron uświadomił mi, że ludzie są dobrzy, a na świecie można być jeszcze szczęśliwym.

Mam wielkie szczęście, że dostałam tę książkę na urodziny. Podobnie jak dzieła Sienkiewicza i innych ukochanych pisarzy, będzie mi towarzyszyć w trudnych chwilach. Jeśli kiedyś będziecie mieli okazję ją ucapić, zróbcie to koniecznie. Każdy człowiek, który rozumnie innego człowieka i ma jakieś uczucia, zakocha się w niej tak jak ja. To książka realistyczna, bolesna i piękna jak... życie.

Tytuł: „Ania z Wyspy Księcia Edwarda”
Autor: L. M. Montgomery
Moja ocena: 8,5/10 

(recenzja archiwalna) 

7 komentarzy :

  1. Od dawno nie ''wracałam'' do Ani, ale muszę nadrobić owe zaległości, gdyż czuje wielki sentyment do tej bohaterki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jestem wielką fanką twórczości L.M.Montgomery, i książkę te oczywiście znam. I wielbię! A opowiadanie "Spełnione Marzenia" to najlepszy tekst Montgomery ever:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem na pewno, że "Ania" nigdy nie była moją lekturą, a szkoda. :( Z roku na rok, lista lektur w szkołach robi się coraz gorsza. No, ale. Samą "Anię z Zielonego Wzgórza" chyba czytałam. Dawno, dawno temu. Mam w planach nadrobić ją już wkrótce, może nawet w najbliższych dniach, bo naprawdę mi przykro, że nie pamiętam tak wielu szczegółów o serii wielbionej przez... chyba wszystkich, którzy ją czytali. Zanim dopadnę tomu, który dziś recenzujesz, przede mną jeszcze cały cykl, także... Dziękuję za przypomnienie :)
    Pozdrawiam!
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie czytałam książek o Ani, więc muszę to koniecznie nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Aż wstyd się przyznać, ale nigdy nie czytałam Ani z zielonego wzgórza i jakoś do tej pory mnie do niej nie ciągnie. Jednakże wyjątkowo chętnie słucham spoilerów z kolejnych tomów :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba jako jedyna nigdy nie szalałam za Anią, coś jest ze mną nie tak? ;> Raczej podejścia numer dwa do przygód Ani nie zrobię, to nie dla mnie :) Ale z innymi książkami pani Montgomery z chęcią się zapoznam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zakochałam się w "Ani..." jako mała dziewczynka, przeczytałam nawet kilka kolejnych tomów. Cieszę się, że mi o niej przypomniałaś, bo obecnie leży gdzieś ukryta na półce wśród reszty lektur szkolnych. Z przyjemnością do niej kiedyś wrócę i nadrobię zaległości w twórczości Montgomery włącznie z "Anią z Wyspy Księcia Edwarda" :)

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!