czwartek, 5 czerwca 2014

Róż z Hex Hall II. Recenzja książki

Wiem, że mogłabym inaczej zatytułować tę recenzję, ale po prostu nie mogę. Może to sprawa różowej okładki? A może tego, że fabuła książki jest dalej tak przyjemnie różowa? Właśnie, chyba dlatego. No i dlatego, że różu jest więcej, bardzo dużo.

Sophie przeprowadza się na jakiś czas do ojca, do Thorne Abbey w Anglii. Jedzie wraz z Calem, który okazuje się być jej narzeczonym i Jenną. Ma, zamiast poddawać się redukcji, nauczyć się panować nad swoimi umiejętnościami i życiem. Jednak na miejscu czeka ją kilka niewyjaśnionych spraw, piękny pan Cross, który, mimo że jest łowcą demonów, wciąż jest zakochany w pięknej pannie Mercer. No są jeszcze dwa demony – Daisy i Nick – stworzone nie wiadomo przez kogo. Ojciec i jego córka rozpoczynają dochodzenie, jednak czas przyspiesza: Daisy staje się powoli bezdusznym potworem, a Nick atakuje pięknego pana Crossa, czy Archera, jak ktoś woli. Koniec jest zapowiedzią następnej części sagi. I choć dowiadujemy się nieco złego o dyrektorce Hex Hall oraz jej siostrze Larze,mrocznie nie jest. Nawet kiedy Archer i Sophie walczą z goblinami …. nie. To nie były gobliny. To były ghule. Jak łatwo zapomina się, o czym była ta książka!

Plusy? Autorka pisze już lepiej, płynnie się czyta, jest też więcej prawdziwej akcji. Jest nawet jakiś klimacik, byle jaki, ale coś już jest. No i – rzecz wielce oryginalna – ojciec Mercer ulega redukcji, a Sophie i Archer siedzą w jednej celi.

Minusów jednak jest więcej. Po pierwsze, nigdy nie wybaczę pisarce tej wzmianki o Evanescence. Bo, jeśli w dwóch innych książkach z gatunku paranormal romance ( w ogóle na miejscu Amy Lee obraziłabym się, że ten o tym fantastycznym zespole wspomina się w takich tandetnych książkach) mój ukochany zespół został przedstawiony pozytywnie, to tutaj, w scenie, gdzie Sophie przymierza czarną, tandetną, jej zdaniem suknię, mówi do swojej przyjaciółki, że wygląda jak okładka płyty Evanescence. Tak, jasne. Wykonałam tu dwa procesy myślowe. Jeśli Sophie mówi, że suknia jest tandetna, a później mówi, że wygląda jak okładka Evanescence, jej zdaniem zespół ma tandetne okładki, czyli nie poważa samego zespołu. Drugie, co sobie pomyślałam, to to, że Autorka najprawdopodobniej nie widziała żadnej okładki zespołu. „Fallen” ma na okładce ciekawie przerobione zdjęcie Amy Lee, „Evanescence” to przewrotnie wykorzystany motyw galaxy, a na „The Open Door” faktycznie jest dziewczyna w sukni, ale jest ona biała i nie wygląda tandetnie. Zresztą, jak nie wierzycie, to możecie zobaczyć. Boże. Czy to tak trudno jest wejść do Internetu i wystukać na klawiaturze adres Google. Ale tak, przepraszam. Sophie słucha popu.

Bohaterowie? Pożal się Boże. Sophie mówi o tym, że wyjazd ich zmienił, ale czy na pewno? Kilka dni? Ale tej zmiany i tak nie widać. Główna bohaterka jest pusta i bezbarwna jak reszta postaci: tak naprawdę, nie wiadomo jakie ma cechy. Jest taka nijaka... bezbarwna, pusta, pozbawiona duszy. Niby coś tam myśli, ale tak naprawdę jest bezmyślna. Jennifer (tak, wiem, w książce nazywa się Jenny, ale ja wolę się zwracać do niej pełnym imieniem, bo kojarzy mi się to Jennifer Lopez) została zepchnięta na dalszy plan, głównie przez swoją nową dziewczynę, Victorię, a kiedy pisarka próbuje ją wyeksponować, kłóci się z Sophie tak naprawdę o nic. Cal.. Cal to zupełnie postać marginesowa, bardziej niż tata głównej bohaterki czy Lara. Jego stosunek do niechcianej narzeczonej jest, jak ujął to Aleksander Fredro w „Zemście”, „chcę, ale boję się”. Sprawia to, że zaczynam mieć mętlik w głowie. I o nim nie można powiedzieć nic, chyba poza tym, że występował w książce o przygodach Sophie Mercer.

Okładka jest świetna, co oczywiście jest sarkazmem. Widzimy na niej słodkiego buziaczka Sophie oraz dwa ciacha – jeden blondyn (Cal) i szatyn (Archer, choć ja go wolę nazywać przystojny pan Cross). Nawiasem mówiąc, w końcu nie wiem, jak wygląda panna Mercer. Blondyneczka z poprzedniej części czy ta, przypominająca Selenę Gomez z czasów, kiedy zaczynała umawiać się na randki z Bieberem, ślicznotka. A może ktoś mnie oświeci, że istoty takie jak demony, mają także zdolność do zmienienia koloru włosów..Jeśli chodzi o tytuł książki, nie jest zbyt adekwatny do treści. Więcej diablego szkła było w poprzedniej części. Więc o co chodzi? No dobra, można zwalić na tłumaczkę, ale pisarka wymyśliła, z tego co wiem, podobną bzdurę.

Czy muszę pisać o schematach? O trójkąciku miłosnym, najlepszej przyjaciółce na zawsze, o niezwykle uzdolnionej bohaterce, o nadprzyrodzonych mocach i tak dalej. Mam kolejny raz wrażenie, że ktoś przepisał czyjąś książkę zmieniając imiona bohaterów i niektóre wydarzenia. W małych ilościach to jest zabawne, ale w większych, staje się to nudne i głupie.

Opisy.. Choć lekko się czytało i klimaciki były, opisów było tyle, ile szczęśliwy kot napłakał. Czyli, jak widzicie, bardzo dużo. Dialogi ogólnie także sztuczne i jakieś takie niemrawe, wymuszone. I w ogóle żadnych emocji, nic. Nawet kiedy ktoś się z kimś całował wychodziło tak, jakbym patrzyła na … no ja wiem. Na coś, co mnie zupełnie nie obchodzi, jak na przykład zadania z matematyki na ostatni etap konkursu wojewódzkiego, albo na książkę z matmy na studia. Nie było tam nic, co było mnie w stanie zaintrygować.

No cóż. Przeszło, że tak powiem, bokiem (oprócz tej skandalicznej uwagi o Evanescence): tona różu, coś niecoś czarniejsze, ale to tak na dokładkę i mimochodem. Nuda, ale cóż, trzeba przeczytać wszystko, co jest na ten temat. Skończyłam, nawet nie namyślałam się więcej nad przeczytaną książką i przeszłam do następnej. Gdyby było lepiej napisane.. Oh, znów gdybam. No cóż, przynajmniej wynurzyłam się z morza różowości Hex Hall i zamknęłam książkę.

Tytuł: „Dziewczyny z Hex Hall 2: Diable Szkło”
Autor: Rachel Hawkins
Moja ocena: 1/10



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!