środa, 25 czerwca 2014

Samotność wielkich powieści. Recenzja książki

Posiadanie ciotki, która jest nauczycielką polskiego, jest czasami bardzo przydatne. Można dzięki niej dostać w łapki wiele ciekawych rzeczy, czasem mało znanych, albo takich, które rzadko można spotkać. Dzięki niej właśnie poznałam Ziemiomorze Ursuli LeGunin, najlepsze rzeczy z powieści Ewy Nowak i kilka jeszcze lektur, które ciocia, jako nauczycielka w gimnazjum, przeczytała, lub co jej uczniowie polecili. Nie ma to jak rekomendacja kogoś, kto potrafi rozłożyć każde zdanie na podmiot, orzeczenie, przydawkę i tak dalej, a także fachowo ocenić, czy książka jest dobra technicznie, czy też nie. Chociaż ja w życiu niejedno przeczytałam, nie wystawią mi dyplomu za pisanie bloga czy też krytykowanie większości powieści z gatunku paranormal romance. Taki lajf, ludzie.

Tak naprawdę znałam pisarkę już wcześniej, od czasu gdy inną jej powieść – Córkę Czarownic – przeczytałam na konkurs z języka polskiego. Nigdy jednak nie interesowałam się nią, mimo że książkę mocno pokochałam. Jakaś tam kobieta, której nazwiska wcześniej nie słyszałam, której powieści są potwornie trudne do zdobycia. A ja nie lubię się wysilać, to jedna z moich wad. Jak książka wpadnie do ręki, to wpadnie, jak nie, to nie, trudno. Ale wpadła, i to dzięki cioci właśnie, która wytrzasnęła ją ze szkolnej biblioteki. Ponieważ po niedawnej przeprowadzce, kiedy robiła remanent w swojej biblioteczce, musiała się pozbyć iluś książek, książki te, oczywiście, otrzymałam ja. Tyle że, o dziwo, książka przez dłuższy czas leżała na półce i pokrywała się kurzem, dopóki nie szukałam czegoś, czego jeszcze nie przeczytałam. I tak się na nią natknęłam. Przeczytałam dwie pierwsze strony i byłam zmuszona poszukać latarki, by czytać pod kołdrą, a także zapakować ją do plecaka, by czytać w szkole (zamiast uczyć się matematyki, która, mimo chęci i wysiłków, do końca życia będzie dla mnie czarną magią).

Jon mieszka w Plemieniu, żyjącym nad Rzeką. Po drugiej stronie Rzeki było Tabu i nikt tak naprawdę już nie wiedział, co to jest. Ludzie wierzyli w Boga Dobroci, którego, wraz z wiarą, przynieśli ludzie w długich szatach, a za Rzeką znajdował się ślad potężnego boga, w którego wierzono wcześniej. Nikt jednak o tym nie wie, oprócz szamana, ostatniego w tej wiosce i na świecie. Kiedy Jon był mały, przekroczył Tabu, by ratować małą Gaję (która później została jego żoną) i usłyszał Głos Światowida. Wezwanie, by wejść na Kamienną Drogę. Umierający bóg wołał swojego wyznawcę..

Wtedy zaczyna się wędrówka Jona pomiędzy światami, całkiem realna i brzemienna w skutki. Na początku Jon, jako kardiochirurg, przeszczepia serce choremu chłopcu. Jest to jednak serce mordercy, dlatego Chłopca dotyka Królowa Śniegu i staje się wyznawcą Światowida i mordercą. Odtąd Jon, tajemnicza Dziewczyna, która tak naprawdę jest świętą Joanną d'Arc, i Chłopiec przemierzają czasoprzestrzeń. Chłopiec, jako sługa dawnego boga, chce tego, aby zapomniano i zniszczono nową religię i by ludzie nadal wierzyli w starych bogów. Jednak Jon, dzięki pomocy Dziewczyny, zawodzi tylko raz – wszczepiając Chłopcu złe serce. Później, gdy przenoszą się w czasy Joanny, w czasy Jezusa i we współczesność, sprzeciwia się Światowidowi i podejmuje właściwe wybory. Przez to posąg w Puszczy się rozpada, a Jon ginie.. Gaja, jego żona, odchodzi z Wioski wraz z najlepszym przyjacielem Jona, Arielem.

Już na początku ostrzegam, że nie jest to książka dla każdego, a na pewno nie dla fanów płaskich powieści dla młodzieży, obyczajówek mówiących wciąż o tym samym i kryminałów, które są niemal kopiami innych. To jest książka dla ludzi myślących. I takich, którzy mają coś tam z literaturą wspólnego, które gustują w ambitniejszych i głębszych książkach niż szósta część Petty Little Liars (stąd wszystkie negatywne recenzje tej książki, z jakimi udało mi się spotkać). Jeśli czujesz, że mimo wszystko jest to coś dla ciebie, już, nieprzepisowo, zapraszam Cię w tym miejscu do przeczytania.

Pomysł rzadko jest mocną stroną książek. Wiele z pozycji literatury popularnej to, niestety, powielanie tych samych, utartych schematów. Wampiry...? Wilkołaki..? Już nawet nie liczę, w ilu powieściach pojawiły się te stworzenia. Mitologia grecka? Proszę was. Nie jestem wysoką osobą i książki o zakochanym herosie- i bogowie wiedzą kim jeszcze – zakopałyby mnie pod sobą. Tu jest jednak inaczej, zupełnie nieprzewiadywanie. Zamiast Hermesa, Heleny Trojańskiej i innych mamy tu elementy mitologii słowiańskiej, nowoczesnej baśni, a nawet coś związanego z Andersenem – choć Autorka nie mówi wprost, kim jest Królowa Śniegu. W dodatku, pomysł nie jest zmarnowany, wręcz przeciwnie. Pisarka wycisnęła z niego wszystko, co było najciekawsze, nadając mu nawet cech wiarygodności. I tak naprawdę nie wiemy co to jest: polskie, dobre SF, przypowieść, a może bajka?

Bohaterowie są skomplikowani i niejednoznaczni i nie zawsze są tacy, jacy wydawaliby się być. Nawet Ezra, zapalczywy kapłan, który kocha słowo „heretyk”, niesie ze sobą coś dobrego dla Plemienia: cywilizację i to właśnie pod jego opiekę Jon chce oddać syna. Isak, starszy kapłan, przyjaźni się z szamanem, ostatnim w wiosce, przez co jest raczej symbolem rozdarcia między zrozumieniem starego i miłością do nowego, miłości i zrozumienia, dla których – niestety – nie ma miejsca w Cywilizacji. Gaja, żona Jona, jest miłą, dobrą kobietą, która naprawdę kocha swojego męża, ale także go rozumnie. I znów brawa dla Autorki. Gaja nie jest nudną, głupią i rozlazłą istotą, jak w większości powieści. Gaja to mądra, silna kobieta, która mimo bólu, jakie sprawiają jej odejścia Jona do Światowida, trwa dzielnie u jego boku. Mamy jeszcze obok nich Ariela, a właściwie Błazna. To dobry, młody chłopak poszukujący swojej tożsamości i miejsca w życiu. No a Jon? Bardzo go polubiłam, jest bohaterem ludzkim. Bohaterem szlachetnym, dobrym i mądrym, jednak jest tylko człowiekiem, który też często ma swoje słabostki. Jego obecność na kartach książki nie nudzi, nie męczy, nie doprowadza do walenia książką w czoło, wyrywania włosów czy ciskania powieścią o mur (jak to często mam ochotę zrobić z innymi powieściami), wręcz przeciwnie. Bardzo polubiłam Jona, doceniam jego zadawanie pytań, zgadzam się w pełni z jego przemyśleniami. Więcej: Jon stał się jednym z moich ulubionych bohaterów literackich (pomijając fakt, że czasami zastanawiałam się, czy przypadkiem nie uciekł z Muru do Światowida, no i dlaczego, do licha, nie ma obok niego białego wilkora. Ah, ta Gra o Tron). Nie mogę, oczywiście, pominąć Dziewczyny i Chłopca. Żeby było zabawniej, nie powiem, skąd te postacie pochodzą, sami wymyślcie po przeczytaniu (Dziewczyna była jednym z największych zaskoczeń i wciąż okrywam nowe powody, dla których owa bohaterka pasuje jak rzadko która do tej książki). Każdy, kogo znam, byłby zaskoczony. Nawet ciocia była.

Język.. Jak zwykle, w powieściach tej pisarki jest niesamowity. Ma własny, klarowny, a zarazem bardzo poetycki styl, dar do opowiadania o wszystkim z niezwykłą prostotą i płynnością. Rzadko spotykany dar, przeznaczony wyłącznie dla wielkich artystów pióra. Każde słowo jest tym, czym ma być, znaczy to, co Autorka chciała powiedzieć. Słowa się niedobre, niepokorne i nie dają się formować, jak tego chce pisarz i tylko wielkie talenty potrafią je okiełzać, nagiąć i sprawić, że opis na kartce papieru będzie wyglądał jak prawdziwy, trójwymiarowy świat, który można zwiedzać i do którego drzwiami jest dana książka. Tak też jest tutaj – miałam wrażenie, że nad głową falują mi drzewa Puszczy, że widzę krzyczącą, płonącą na stosie Dziewczynę, operację Chłopca.. i krótkie słowa opisu Autorki wystarczają mi za pięć stron opisów przyrody u innych, słabszych pisarzy. Jak dla mnie, fenomen.

Fabuły nie ma dużo, a jeśli jest, nie pędzi na złamanie karku, wręcz przeciwnie. Każdy wątek jest starannie rozwinięty, dopieszczony i opisany, zanim się coś stanie. Zresztą, większość książki zapełniają przemyślenia bohaterów, bo historia przedstawiona w książce ma służyć do refleksji, jest tylko próbą poszukiwania Prawdy, a nie doprowadzenia do rozkoszy pustomózgową nastolatkę czy zaspokoić żądze krwiożerczego fana kryminałów. To historia o poszukiwaniu swojego miejsca na świecie, to historia o Czasie, który przemija i o ludziach i bogach, którzy muszą zostać zapomniani wraz z nim. Przynajmniej ja tak to interpretuję, a ta książka należy do tego rodzaju powieści, które można interpretować dowolnie.
Miejsca, w których rozgrywa się akcja nie są dokładnie opisane, wszystko jest bardzo ogólnikowe, ale jednocześnie czujemy różnicę między opisywanymi przez Autorkę światami i miejscami. Czuć ich atmosferę, coś co sprawia, że słyszymy szum drzew Puszczy. Opisów nie ma dużo, jednak te, które są, całkowicie mi wystarczają. Autorka nie musiała się rozpisywać, by czytelnicy poczuli Atmosferę miejsc, w których rozgrywa się akcja powieści.

Okładka jest fatalna, oczywiście ta stara, bo nowej nie chcę widzieć, jeśli w ogóle taka powstała. Szare (czy to jest w ogóle szary, to mam wiele wątpliwości, ale nieważne), nieco świecące tło, jakiś zygzakowate napisy mające być tytułem. Poza tym kilka kamiennych, okrągłych twarzy, mających być twarzami bogów, czy ludzi, nie wiem. Dlaczego takie dobre książki mają beznadziejne okładki? No niby wiem, że to lata 90., ale przynajmniej mogli spróbować się postarać, zresztą w tamtych czasach wydawano książki z przyzwoitymi okładkami. Mój kochany wuj powiedziałby, że robią tak specjalnie, żeby zniechęcić ludzi do kupna dobrych książek, ale dajmy spokój teoriom spiskowym, to nie w moim stylu. Po prostu jest fatalna i tyle.

Podsumowując mój słowotok, jest to lektura obowiązkowa i książkowy must have dla czytelników bardziej wymagających, takich, którzy, tak jak ja, bezustannie nurkują w książkowym morzu, by znaleźć jakąś prawdziwą perełkę. Trzeba ją czytać wolno, uważnie, a poczuje się wtedy jej hipnotyzującą inność i wyjątkowość. I nie będzie można zrozumieć, jakim prawem taka piękna powieść została skazana na zapomnienie przez wielu, którzy wolną bezmózgowe opowiastki o kolejnych wampirach i dziewczynach w nich zakochanych (być może dlatego, że czytając o miłości przystojniaka do kolejnej Mary Sue nie musimy wysilać naszych szarych komórek). Bo to naprawdę wielka, inteligenta i niesamowita książka.

Tytuł: „Samotność bogów”
Autor: Dorota Terakowska
Moja ocena: 8,5/10 


4 komentarze :

  1. Miałam od razu to samo skojarzenie: Jon z Północnego Muru! Książka jest absolutnie dla mnie, już ją miałam w planach po lekturze "Córki Czarownic". Idziemy podobnym tropem...Fajna recenzja:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Opis mnie zniechęcił, ale recenzja wręcz przeciwnie. Ale posiadanie cioci, która uczy polskiego może być rzeczywiście przydatne:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również mam to szczęście, że mam kogoś, kto zawsze poleci i dobierze mi książki :-) O autorce niestety nie słyszałam, ale mam nadzieję, że w najbliższym wolnym czasie zmieni się to i przeczytam którąś z jej książek ;) Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Okładka rzeczywiście jest fatalna. W życiu bym się nie skusiła na tę książkę, gdyby nie twoja pochlebna recenzja. W takim razie zapytam się u mnie w bibliotece, czy może mają jej egzemplarz, to wypożyczę i przeczytam.

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!