Posiadanie
ciotki, która jest nauczycielką polskiego, jest czasami bardzo
przydatne. Można dzięki niej dostać w łapki wiele ciekawych
rzeczy, czasem mało znanych, albo takich, które rzadko można
spotkać. Dzięki niej właśnie poznałam Ziemiomorze Ursuli
LeGunin, najlepsze rzeczy z powieści Ewy Nowak i kilka jeszcze
lektur, które ciocia, jako nauczycielka w gimnazjum, przeczytała,
lub co jej uczniowie polecili. Nie ma to jak rekomendacja kogoś, kto
potrafi rozłożyć każde zdanie na podmiot, orzeczenie, przydawkę
i tak dalej, a także fachowo ocenić, czy książka jest dobra
technicznie, czy też nie. Chociaż ja w życiu niejedno
przeczytałam, nie wystawią mi dyplomu za pisanie bloga czy też
krytykowanie większości powieści z gatunku paranormal romance.
Taki lajf, ludzie.
Tak
naprawdę znałam pisarkę już wcześniej, od czasu gdy inną jej
powieść – Córkę Czarownic – przeczytałam
na konkurs z języka polskiego. Nigdy jednak nie interesowałam się
nią, mimo że książkę mocno pokochałam. Jakaś tam kobieta,
której nazwiska wcześniej nie słyszałam, której powieści są
potwornie trudne do zdobycia. A ja nie lubię się wysilać, to jedna
z moich wad. Jak książka wpadnie do ręki, to wpadnie, jak nie, to
nie, trudno. Ale wpadła, i to dzięki cioci właśnie, która
wytrzasnęła ją ze szkolnej biblioteki. Ponieważ po niedawnej
przeprowadzce, kiedy robiła remanent w swojej biblioteczce, musiała
się pozbyć iluś książek, książki te, oczywiście, otrzymałam
ja. Tyle że, o dziwo, książka przez dłuższy czas leżała na
półce i pokrywała się kurzem, dopóki nie szukałam czegoś,
czego jeszcze nie przeczytałam. I tak się na nią natknęłam.
Przeczytałam dwie pierwsze strony i byłam zmuszona poszukać
latarki, by czytać pod kołdrą, a także zapakować ją do plecaka,
by czytać w szkole (zamiast uczyć się matematyki, która, mimo
chęci i wysiłków, do końca życia będzie dla mnie czarną
magią).
Jon mieszka w Plemieniu,
żyjącym nad Rzeką. Po drugiej stronie Rzeki było Tabu i nikt tak
naprawdę już nie wiedział, co to jest. Ludzie wierzyli w Boga
Dobroci, którego, wraz z wiarą, przynieśli ludzie w długich
szatach, a za Rzeką znajdował się ślad potężnego boga, w
którego wierzono wcześniej. Nikt jednak o tym nie wie, oprócz
szamana, ostatniego w tej wiosce i na świecie. Kiedy Jon był mały,
przekroczył Tabu, by ratować małą Gaję (która później została
jego żoną) i usłyszał Głos Światowida. Wezwanie, by wejść na
Kamienną Drogę. Umierający bóg wołał swojego wyznawcę..
Wtedy zaczyna się wędrówka
Jona pomiędzy światami, całkiem realna i brzemienna w skutki. Na
początku Jon, jako kardiochirurg, przeszczepia serce choremu
chłopcu. Jest to jednak serce mordercy, dlatego Chłopca dotyka
Królowa Śniegu i staje się wyznawcą Światowida i mordercą.
Odtąd Jon, tajemnicza Dziewczyna, która tak naprawdę jest świętą
Joanną d'Arc, i Chłopiec przemierzają czasoprzestrzeń. Chłopiec,
jako sługa dawnego boga, chce tego, aby zapomniano i zniszczono nową
religię i by ludzie nadal wierzyli w starych bogów. Jednak Jon,
dzięki pomocy Dziewczyny, zawodzi tylko raz – wszczepiając
Chłopcu złe serce. Później, gdy przenoszą się w czasy Joanny, w
czasy Jezusa i we współczesność, sprzeciwia się Światowidowi i
podejmuje właściwe wybory. Przez to posąg w Puszczy się rozpada,
a Jon ginie.. Gaja, jego żona, odchodzi z Wioski wraz z najlepszym
przyjacielem Jona, Arielem.
Już na początku ostrzegam,
że nie jest to książka dla każdego, a na pewno nie dla fanów
płaskich powieści dla młodzieży, obyczajówek mówiących wciąż
o tym samym i kryminałów, które są niemal kopiami innych. To jest
książka dla ludzi myślących. I takich, którzy mają coś tam z
literaturą wspólnego, które gustują w ambitniejszych i głębszych
książkach niż szósta część Petty Little Liars (stąd
wszystkie negatywne recenzje tej książki, z jakimi udało mi się
spotkać). Jeśli czujesz, że mimo wszystko jest to coś dla
ciebie, już, nieprzepisowo, zapraszam Cię w tym miejscu do
przeczytania.
Pomysł rzadko jest mocną
stroną książek. Wiele z pozycji literatury popularnej to,
niestety, powielanie tych samych, utartych schematów. Wampiry...?
Wilkołaki..? Już nawet nie liczę, w ilu powieściach pojawiły się
te stworzenia. Mitologia grecka? Proszę was. Nie jestem wysoką
osobą i książki o zakochanym herosie- i bogowie wiedzą kim
jeszcze – zakopałyby mnie pod sobą. Tu jest jednak inaczej,
zupełnie nieprzewiadywanie. Zamiast Hermesa, Heleny Trojańskiej i
innych mamy tu elementy mitologii słowiańskiej, nowoczesnej baśni,
a nawet coś związanego z Andersenem – choć Autorka nie mówi
wprost, kim jest Królowa Śniegu. W dodatku, pomysł nie jest
zmarnowany, wręcz przeciwnie. Pisarka wycisnęła z niego wszystko,
co było najciekawsze, nadając mu nawet cech wiarygodności. I tak
naprawdę nie wiemy co to jest: polskie, dobre SF, przypowieść, a
może bajka?
Bohaterowie są
skomplikowani i niejednoznaczni i nie zawsze są tacy, jacy
wydawaliby się być. Nawet Ezra, zapalczywy kapłan, który kocha
słowo „heretyk”, niesie ze sobą coś dobrego dla Plemienia:
cywilizację i to właśnie pod jego opiekę Jon chce oddać syna.
Isak, starszy kapłan, przyjaźni się z szamanem, ostatnim w wiosce,
przez co jest raczej symbolem rozdarcia między zrozumieniem starego
i miłością do nowego, miłości i zrozumienia, dla których –
niestety – nie ma miejsca w Cywilizacji. Gaja, żona Jona, jest
miłą, dobrą kobietą, która naprawdę kocha swojego męża, ale
także go rozumnie. I znów brawa dla Autorki. Gaja nie jest nudną,
głupią i rozlazłą istotą, jak w większości powieści. Gaja to
mądra, silna kobieta, która mimo bólu, jakie sprawiają jej
odejścia Jona do Światowida, trwa dzielnie u jego boku. Mamy
jeszcze obok nich Ariela, a właściwie Błazna. To dobry, młody
chłopak poszukujący swojej tożsamości i miejsca w życiu. No a
Jon? Bardzo go polubiłam, jest bohaterem ludzkim. Bohaterem
szlachetnym, dobrym i mądrym, jednak jest tylko człowiekiem, który
też często ma swoje słabostki. Jego obecność na kartach książki
nie nudzi, nie męczy, nie doprowadza do walenia książką w czoło,
wyrywania włosów czy ciskania powieścią o mur (jak to często mam
ochotę zrobić z innymi powieściami), wręcz przeciwnie. Bardzo
polubiłam Jona, doceniam jego zadawanie pytań, zgadzam się w pełni
z jego przemyśleniami. Więcej: Jon stał się jednym z moich
ulubionych bohaterów literackich (pomijając fakt, że czasami
zastanawiałam się, czy przypadkiem nie uciekł z Muru do
Światowida, no i dlaczego, do licha, nie ma obok niego białego
wilkora. Ah, ta Gra o Tron). Nie mogę, oczywiście, pominąć
Dziewczyny i Chłopca. Żeby było zabawniej, nie powiem, skąd te
postacie pochodzą, sami wymyślcie po przeczytaniu (Dziewczyna była
jednym z największych zaskoczeń i wciąż okrywam nowe powody, dla
których owa bohaterka pasuje jak rzadko która do tej książki).
Każdy, kogo znam, byłby zaskoczony. Nawet ciocia była.
Język.. Jak zwykle, w
powieściach tej pisarki jest niesamowity. Ma własny, klarowny, a
zarazem bardzo poetycki styl, dar do opowiadania o wszystkim z
niezwykłą prostotą i płynnością. Rzadko spotykany dar,
przeznaczony wyłącznie dla wielkich artystów pióra. Każde słowo
jest tym, czym ma być, znaczy to, co Autorka chciała powiedzieć.
Słowa się niedobre, niepokorne i nie dają się formować, jak tego
chce pisarz i tylko wielkie talenty potrafią je okiełzać, nagiąć
i sprawić, że opis na kartce papieru będzie wyglądał jak
prawdziwy, trójwymiarowy świat, który można zwiedzać i do
którego drzwiami jest dana książka. Tak też jest tutaj – miałam
wrażenie, że nad głową falują mi drzewa Puszczy, że widzę
krzyczącą, płonącą na stosie Dziewczynę, operację Chłopca.. i
krótkie słowa opisu Autorki wystarczają mi za pięć stron opisów
przyrody u innych, słabszych pisarzy. Jak dla mnie, fenomen.
Fabuły nie ma dużo, a
jeśli jest, nie pędzi na złamanie karku, wręcz przeciwnie. Każdy
wątek jest starannie rozwinięty, dopieszczony i opisany, zanim się
coś stanie. Zresztą, większość książki zapełniają
przemyślenia bohaterów, bo historia przedstawiona w książce ma
służyć do refleksji, jest tylko próbą poszukiwania Prawdy, a nie
doprowadzenia do rozkoszy pustomózgową nastolatkę czy zaspokoić
żądze krwiożerczego fana kryminałów. To historia o poszukiwaniu
swojego miejsca na świecie, to historia o Czasie, który przemija i
o ludziach i bogach, którzy muszą zostać zapomniani wraz z nim.
Przynajmniej ja tak to interpretuję, a ta książka należy do tego
rodzaju powieści, które można interpretować dowolnie.
Miejsca, w których rozgrywa
się akcja nie są dokładnie opisane, wszystko jest bardzo
ogólnikowe, ale jednocześnie czujemy różnicę między opisywanymi
przez Autorkę światami i miejscami. Czuć ich atmosferę, coś co
sprawia, że słyszymy szum drzew Puszczy. Opisów nie ma dużo,
jednak te, które są, całkowicie mi wystarczają. Autorka nie
musiała się rozpisywać, by czytelnicy poczuli Atmosferę miejsc, w
których rozgrywa się akcja powieści.
Okładka jest fatalna,
oczywiście ta stara, bo nowej nie chcę widzieć, jeśli w ogóle
taka powstała. Szare (czy to jest w ogóle szary, to mam wiele
wątpliwości, ale nieważne), nieco świecące tło, jakiś
zygzakowate napisy mające być tytułem. Poza tym kilka kamiennych,
okrągłych twarzy, mających być twarzami bogów, czy ludzi, nie
wiem. Dlaczego takie dobre książki mają beznadziejne okładki? No
niby wiem, że to lata 90., ale przynajmniej mogli spróbować się
postarać, zresztą w tamtych czasach wydawano książki z
przyzwoitymi okładkami. Mój kochany wuj powiedziałby, że robią
tak specjalnie, żeby zniechęcić ludzi do kupna dobrych książek,
ale dajmy spokój teoriom spiskowym, to nie w moim stylu. Po prostu
jest fatalna i tyle.
Podsumowując mój słowotok,
jest to lektura obowiązkowa i książkowy must have dla
czytelników bardziej wymagających, takich, którzy, tak jak ja,
bezustannie nurkują w książkowym morzu, by znaleźć jakąś
prawdziwą perełkę. Trzeba ją czytać wolno, uważnie, a poczuje
się wtedy jej hipnotyzującą inność i wyjątkowość. I nie
będzie można zrozumieć, jakim prawem taka piękna powieść
została skazana na zapomnienie przez wielu, którzy wolną
bezmózgowe opowiastki o kolejnych wampirach i dziewczynach w nich
zakochanych (być może dlatego, że czytając o miłości
przystojniaka do kolejnej Mary Sue nie musimy wysilać naszych
szarych komórek). Bo to naprawdę wielka, inteligenta i niesamowita książka.
Tytuł: „Samotność
bogów”
Autor: Dorota Terakowska
Moja ocena: 8,5/10
Miałam od razu to samo skojarzenie: Jon z Północnego Muru! Książka jest absolutnie dla mnie, już ją miałam w planach po lekturze "Córki Czarownic". Idziemy podobnym tropem...Fajna recenzja:)
OdpowiedzUsuńOpis mnie zniechęcił, ale recenzja wręcz przeciwnie. Ale posiadanie cioci, która uczy polskiego może być rzeczywiście przydatne:)
OdpowiedzUsuńJa również mam to szczęście, że mam kogoś, kto zawsze poleci i dobierze mi książki :-) O autorce niestety nie słyszałam, ale mam nadzieję, że w najbliższym wolnym czasie zmieni się to i przeczytam którąś z jej książek ;) Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńOkładka rzeczywiście jest fatalna. W życiu bym się nie skusiła na tę książkę, gdyby nie twoja pochlebna recenzja. W takim razie zapytam się u mnie w bibliotece, czy może mają jej egzemplarz, to wypożyczę i przeczytam.
OdpowiedzUsuń