poniedziałek, 30 czerwca 2014

W zamknięciu. Recenzja książki

Wyobraźcie sobie, że jesteście Żydami w czasach II Wojny Światowej. Nie życzę temu nawet najgorszemu wrogowi, szczególnie od mojej wizyty w byłym obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, gdzie zachowały się fragmenty torów, lokomotywa, krematorium i baraki.. W tych barakach nie trzymałabym nawet świń, bo to przecież zwierzęta, które czują. Pomijając fakty, że tylko Polacy mieli luksus zostania w obozie, pracowania tam i tak dalej, a Żydzi byli brani od razu do gazu (sama nie wiem, co było lepsze), poza tymi, którzy, według Niemców, nadawali się do pracy. W innych mniejszych obozach nie było też tak lekko, chociaż lepiej niż w Fabryce Śmierci, jak do dziś nazywa się w Auschwitz.

W sumie Żydzi, gdy byli ukrywani przez jakiś dobrych ludzi (a musieli być to bardzo dobrzy ludzie, bo kiedy ukrywanego Żyda znaleźli Niemcy, cała rodzina ukrywających została zabita, jak zapewne wiecie), też mogli przeżyć wojnę, a przynajmniej tak było w Polsce. A w innych krajach? Wiadomo, w III Rzeszy Żydów już nie było, to naturalne i normalne, w Francji się ukrywali, w Austrii wiadomo, w Anglii.. Cóż, Anglia była bardzo szlachetnym krajem, który nie ucierpiał podczas wojny tak mocno jak, na przykład, Polska, a zresztą nie było tam dużo społeczności żydowskiej. A w Holandii? Kraju tulipanów i wiatraków? Zobaczmy...

Kilka dni po tym, jak Anne Frank zaczyna pisać dziennik, ona i jej rodzina muszą się ukrywać. W oficynie, wraz z znajomymi, państwem van Daanów, a później także z Albertem Dusselem, dentystą. Dlaczego? To proste, są Żydami, a okupacyjne władze hitlerowskie wywożą Żydów do Auschwitz. Żyją w zamknięciu, po cichu, przez dwa lata, dopóki ktoś ich nie wydaje. Żyją w ciągłym napięciu, w strachu przed wykryciem, codziennie się kłócąc i staczając ze sobą nawzajem swoją własną, małą wojnę. Kochają się, nienawidzą, rozczarowują się.. Aż pewnego dnia przed Oficynę zajeżdża oficer Gestapo i dwuletnia męczarnia kończy się aresztowaniem I o tych właśnie dwóch latach jest ten dziennik, zapisany ręką najpierw trzynastolatki, później czternastolatki, a na końcu piętnastolatki.

Może, jak zacznę od plusów, fani książki mi wybaczą resztę tej recenzji. Mam przynajmniej taką nadzieję, ale już z góry proszę o przebaczenie. Tak to czuję i nie sposób na to zaradzić, niestety.

Do prawie przedostatniej strony, nie byłam wstanie zrozumieć fenomenu tej książki. Dlaczego jakiś tam pamiętniczek jakiejś Żydówki, która, szczerze mówiąc, źle nie miała, kiedy się porówna do losu zagazowanych dzieci z obozów koncentracyjnych, jest taką słynną książką, a w miejscu, w którym dziewczyna się ukrywała, powstało muzeum ku jej pamięci. Teraz już wiem: w papierach i notatkach Żydów z czasu holocaustu nie ma świadectwa kogoś tak młodego jak Anne. Kogoś, kto nie potrafi jeszcze obiektywnie ocenić tego, co się dzieje wokół niego. Kogoś, kto nie jest świadomy całego zła i ma nadzieję, że kiedyś będzie inaczej. Ta piękna,dziecięca naiwność..

Pamiętnikowa konwencja jest w tym przypadku bardzo ciężka. Wpisy Anne są różnej długości, jednak – niestety – ciekawych fragmentów opisujących życie w Oficynie jest mało. Większość, jak w dziennikach bywa, jest opisem przeżyć wewnętrznych Autorki, a także zdarzeniami, które są ważne tylko dla niej. Dlatego czasami dość przynudzało, bo raczej nie jestem jedną z tych ludzi, którzy lubią czytać wynurzenia nastolatek o śnie z chłopakiem w roli głównej, albo też o tym, że rozmawiała z innym o męskich i żeńskich układach rozrodczych (no to rzeczywiście bała się wykrycia!). Interesowało mnie życie w Oficynie, konflikty międzyludzkie, które tam wybuchały i charaktery poszczególnych ukrywających się, bo – jak wiadomo nie od dziś – w takim zamknięciu, jeszcze w czasie dwóch lat, ujawniają się wszystkie, nawet najszkaradniejsze wady ludzkie, a przy końcu, co również tu było, wszyscy łykają walerianę, bo psychotropów jeszcze wtedy nie wymyślili. Sięgając po tą książkę, miałam właśnie nadzieję, że to będzie literatura tego typu, bo przecież okładka informowała, że to o holocauście..

Nie polubiłam głównej bohaterki i Autorki, Anne. Oczywiście, ja rozumiem, wiek nastoletni, burza hormonów, zafascynowanie popkulturą, ciężkie warunki, bo dwa lata w zamknięciu i te wszystkie konflikty i ple, ple, ple. Ale jak można być aż tak wredną, humorzastą, chamską idiotką? Rozumiem, że nie mogła porozumieć się z matką, że ona traktowała ją jak małą dziewczynkę, ale żeby być taką wredną i bez serca? No i jeszcze ten list do ojca. Niby go to tak bardzo kochała, ale jednak.. Już o tych Peterach nie mówię, bo po co marnować czas i pisać, że takie rzeczy w ustach piętnastolatki to po prostu żal i żenada, jak mówi moja mama. On miał siedemnaście lat, ona piętnaście, a kochali się, że aż strach (no dobra, trochę przesadzam), a za kilka miesięcy już o sobie nie pamiętali. Dziwne, nie? Już nie mówiąc także o tym, jak przymilnie żartowała sobie z nauczycielami, albo, w pierwszych stronicach pamiętnika, oceniała wszystkie dzieci z jej klasy. A kim ona była, by je oceniać? Najgorsze jest to, że Anne, jak każdy człowiek zresztą, próbuje się usprawiedliwiać na kartach swojego dziennika, a czytelnik, chcący się dowiedzieć coś o życiu w Oficynie, Żydach i II Wojnie Światowej, jest skazany na czytanie o trudnych i nudnych procesach zachodzących w jej duszy, które, jak sądzi, usprawiedliwiają jej wredne zachowania. Oczywiście, nie braknie tu kwiatków w stylu Nikt mnie nie rozumie!, co jest wyświechtanym przez nastolatków komunałem i pośmiewiskiem starszych ludzi (chociaż oni, szczerze mówiąc, zapomnieli, kiedy sami to mówili). Owszem, podziwiam jej dziwny zapał do nauki (w sumie, co miała robić) i samozaparcie, ale nigdy nie chciałabym mieć z nią nic wspólnego w normalnym życiu, ewentualnie, gdyby książki były furtkami do opisywanych przez pisarzy światów, z chęcią przetrzepałabym jej skórę.

Styl Anne jest bogaty, kwiecisty i tak naprawdę obserwujemy jego rozwój podczas pisania pamiętnika przez całe dwa lata. Wydawał mi się dość przekombinowany i ciężki. Przyswajanie sobie kolejnych linijek moim zdaniem trwało wieki, lżej tylko było, kiedy Anne z wirtuozerską lekkością przedstawiała nam punkt widzenia mieszkańców Oficyny na różne sprawy, najczęściej polityczne. Zresztą, nie można jej odmówić talentu do ciekawego opisywania zabawnych czy strasznych sytuacji i, gdyby poćwiczyła opisywanie przeżyć wewnętrznych w sposób komunikatywny i przestała pisać tak kwieciście, może wyrosłaby jakaś porządna pisarka, kto wie.

Reszta bohaterów została przez Anne przedstawiona bardzo negatywnie, dlatego czytelnik też ich nie polubi. Polubiłam jednak Margot, straszą siostrę Anne, nie wiem dlaczego. Może była nieco podobna do mnie? Może Anne rzadko o niej pisała, a jeśli już, to pozytywnie? Może Margot zaimponowała mi swoją skromnością i tym, że nie lubiła być w centrum wydarzeń? Może dlatego, że była taka szlachetna i odstąpiła swojej rozkapryszonej siostrzyce Petera, którego Anne i tak później rzuciła. Co za szastanie czyimiś uczuciami, chociaż w sumie mu też nie za bardzo zależało na niej, chyba po to, żeby z kimś mieć porozmawiać o narządach płciowych. Tylko przenieść tę historię do XXI wieku, a już dramat amerykańskich nastolatków mamy jak się patrzy!

Nie było moim zamiarem być tak złośliwą, wręcz na początku było mi żal, że Autorka tak tę książkę skopała, no i że poświęciłam mój czas na lekturę, która i tak wiele nowego nie wniosła do obrazu Europy i sytuacji Żydów podczas II Wojny Światowej. Ponieważ kiedyś czytałam coś tam o dziewczynie, która miała fioła na punkcie Anne Frank, a moja ciocia była nawet w byłej Oficynie, którą przekształcono na muzeum, oczekiwałam fajerwerków. Doświadczonej przez los, porządnej dziewczyny (nie byłoby tak źle, gdyby nie wredny charakter Anne, a komu chce się czytać pamiętnik osoby, której nie lubi?), a nie.. A nie ważne. Przecież zawsze, wszystko się do czegoś przyda, a to było nawet niezłą analizą tego, co się dzieje z nami, gdy latami siedzimy w klatce własnego, obezwładniającego strachu i obaw, że jutro, zamiast życiodajnym tlenem będziemy oddychać cyklonem B..

Tytuł: „Anne Frank: Dziennik (Oficyna)”
Autor: Anne Frank
Moja ocena: 4/10 

13 komentarzy :

  1. Szczerze mówiąc, zafascynowana "Złodziejką książek" Zusaka i "Gwiazd naszych wina" Greena, w której to książce również było dużo o Annie Frank, bardzo chciałam przeczytać jej dziennik. Twoja recenzja bardzo mnie zaskoczyła; teraz sama już nie wiem co myśleć o naszej Anne... Obawiam się, że ja również jej nie polubię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy ma prawo do własnego zdania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam kilka książek o tej tematyce i to nie na moje nerwy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam. Zaciekawiła mnie teoria, jakoby dziennika nie napisała wcale Anna Frank, tylko jej ojciec. Zresztą istnieje kilka różnych hipotez, poczytaj sobie. To dość ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, słyszałam. I to może być prawda - styl Anne jest jednak zbyt dojrzały jak na jej wiek. No i ta popularność książki przecież takiej zwykłej..
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Mam ten dziennik wypożyczony, więc tak czy siak przeczytam. Jestem ciekawa jaka będzie moja opinia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie słyszałam o tym dzienniku, co jest raczej dziwne, bo lubię takie tematy. I szczerze muszę przyznać, że jestem zdziwiona tą książką. Mimo że Ciebie nie zachwyciła to i tak chcę ją przeczytać. Tak po prostu...
    Pozdrawiam ;)

    lustrzananadzieja.blogspot.com

    Ps: Świetny blog ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Słyszałam o tej książce kilka razy, ale sama jakoś nie potrafię się do niej przekonać. Może dlatego, że jej tematyka poruszająca egzystencje Żydów podczas II Wojny Światowej, średnio mnie interesuje, zatem chyba nie będę się zmuszać, skoro jej nie ''czuje''.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mimo, ze ciebie nie zachęciła to ja myślę, że i tak po nią sięgnę:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytałam tę książkę po raz pierwszy jako 12, albo 13-latka i pamiętam, że zareagowałam równie krytycznie. Główna bohaterka drażniła mnie swoim brakiem dojrzałości. Jako dziecko miałam chyba w głowie taki nieskazitelny obraz ludzi naznaczonych wojną, ucieczkami albo pobytem w obozach - wydawało mi się, że tacy ludzie po prostu muszą być szlachetni, dobrzy, altruistyczni itd. A wizerunek Ann w ogóle mi do takiego obrazu nie pasował. Teraz patrzę na tę postać trochę inaczej - przez te wszystkie wady, którymi potrafi nieźle zirytować, wydaje mi się o wiele prawdziwsza i bardziej autentyczna. A takich bohaterów kocham nienawidzić ;).

    http://vingartheviking.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciężki temat. Napisałaś mocno negatywnie o tej książce i nie wiem, czy mam chęć po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytałam bardzo dawno temu. Smutna, prawdziwa. Osobiście polecam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj o Wojnach Światowych to ja czytać nie lubię, a twoja recenzja tym bardziej mnie do tej pozycji nie zachęca, także... myślę, że nie ma sensu nawet się zastanawiać :)
    Pozdrawiam!
    Sherry

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!