środa, 27 sierpnia 2014

Anioły, Amory i wojna. Recenzja książki

Głupio mi mówić innym ludziom, że nie lubię książek, które oni mi polecają. Że głupio było mi odmówić, kiedy koleżanka dała mi do przeczytania Pamiętniki Wampirów, żałuję do dziś, szczerze mówiąc. No ale przecież trzeba być uprzejmym, prawda? Przez jakiś czas odkładałam wciśnięte mi na siłę przez innych ludzi książki, zwracając je dwa tygodnie później z uprzejmym uśmiechem i "tak, to była fascynująca lektura!", ale jedna ze znajomych mojej mamy ma denerwujący zwyczaj przepytywania mnie ze swoich ukochanych obyczajówek, które mi pożycza: a to, kotku, czy nie było fascynujące? Ciekawe, prawda? Mam nadzieję, że wątek takiej i takiej bohaterki bardzo ci się spodobał.. I inne takie. No i co miałam powiedzieć? Zaczęłam czytać te wszystkie powieści w szkole, pomiędzy kolejnymi lekcjami, a także na lekcjach WF (z powodów zdrowotnych nie mogę ćwiczyć, co bardzo mnie cieszy), jakoś brnąc przez kolejne strony by potem z uśmiechem na ustach rozmawiać o tym z ową koleżanką mamy. W ten sposób wilk jest syty, a owca cała, natomiast ja mam dodatkowe książki do obrzucania błotem. W sumie nie jest tak źle.

Pierwszą część tej sagi już wcześniej recenzowałam, drugą ta pani nie miała, co nie robiło mi większej różnicy, natomiast tę trzecią trzymałam u siebie pół roku, zanim zdecydowałam się ją dokończyć. Poszło całkiem sprawnie, aż sama byłam zdziwiona, jeśli porównać do innych tego typu książek, które zdarzało mi się czytać nawet przez cały rok. To była najbardziej chyba zasługa nudy, jaka panowała w szkole w maju i czerwcu.

Tym razem otrzymujemy historię osadzoną w realiach II Wojny Światowej, a dotyczy ona wnuków i prawnuków bohaterów poznanych w pierwszej części, chociaż pojawia się tu hrabia Tomasz Zajezierski, będący już jednak zdziadziałym wrakiem tamtego młodzieńca z pierwszej części. Także migawkami pojawia się syn Marianny i owego hrabiego, Paweł Cieślak, a także ten zrodzony ze związku z nieszczęsną Adą, ksiądz Paweł (ten pierwszy urodził się Ameryce, więc Marianna nie wiedziała, jak będzie się nazywał pierworodny hrabi, tak więc przepowiednia wiedźmy z pierwszej części się spełniła). Jednak większość książki zajmują młodsi bohaterowie – Adam Troszyn, Gina Weylen (matka Adama, córka Kingi, tej która wyszła za Ruska), Cecylia Hyrć, jej matka, Zyta Cieślak i wiele innych mordek. Obserwujemy to, co chyba miało być romansem Cecylii i Adama (którzy, w gruncie rzeczy, byli dalszą rodziną), wojenne przygody Giny Weylen, która w końcu, niestety, umarła na białaczkę, jesteśmy świadkami śmierci hrabiego Tomasza i – wreszcie! - dowiadujemy się, czyja to mumia spoczywała w zawalonych podziemiach pod Gutowskim rynkiem.

Właśnie, pierścień. Najmocniejszy punkt powieści. Sauron, który znów szuka swojego Pierścienia Jedynego, niedawno chciał się ode mnie dowiedzieć, co z tym pierścieniem z Gutowa, bo mało znalazł tak obiecujących tropów, był zaskoczony, tak samo jak ja. Otóż rodowy klejnot Zajezierskich, wykradziony przez Tomasza dla Marianny i zabrany przez nią do Ameryki, znalazł się w rękach młodej Niemki, Julii Papke, która skryła się w podziemiach. Przeszła przez ręce syna Marianny, Pawła, jego syna Zygmunta, który dał go swojej żydowskiej kochance, Lily. Kiedy ta, podczas wyzwalania miasteczka od Niemców, bandażowała jakiegoś Polaka, pierścień wypadł jej z skrytki w ubraniu i podniosła go Julia. Ukryła się w podziemiach, by odczekać na ukochanego Niemca, ale gdy ten nie wrócił, ona tam została i umarła wraz z pierścieniem. A już wszyscy myśleli, że to Lily. Autorka mnie tu naprawdę zaskoczyła, jak w niektórych kryminałach, w których wydaje nam się, że, wraz z detektywem znaleźliśmy mordercę. To chyba największy plus tej książki.

Fabuła, a przynajmniej jej fragmenty, zaciekawiły mnie i, ze zdziwieniem, muszę przyznać, że niektóre rzeczy są naprawdę dobre, jak na przykład historia Giny Weylen, pełna awanturniczych wątków. Wciągająca jej opowieść zaczyna się od więzienia, poprzez uprowadzenie przez Niemców, udawanie choroby psychicznej, śpiewaniem na urodzinach Adolfa Hitlera, romans z nazistowskim oficerem udającym Polaka i ucieczkę do odnalezienia własnego męża i, niestety, śmierci na białaczkę. To właśnie sprawiło, że w końcu zasmuciła mnie ta historia i, mimo że była bardzo ciekawa, nie polubiłam jej. O ile lepiej byłoby usłyszeć, że Gina, najlepsza bohaterka tej książki, żyła jeszcze długie lata w zdrowiu! No ale oczywiście Autorka musiała zniszczyć nawet to, co w jej książce było najlepszego. Jak zwykle.

Drugą rzeczą, na jaką warto by zwrócić uwagę są tajemnice Gutowa, szczególnie ten korytarz pod rynkiem, w którym znaleziono zwłoki Julii Papke i którym wędrował Zygmunt Cieślak w poszukiwaniu Lily, która, wraz z siostrą zakonną, kryła się tam. To chyba dlatego, że przypomina mi się Pan Samochodzik i Templariusze, książka, którą przeczytałam chyba osiemnaście razy pod rząd, pełna korytarzy, trupów i tajemnic. No i dlatego, że jest to wątek kompletnie odstający od reszty powieści, bardziej mroczny i bardziej dopracowany niż wszystko inne.

Reszta jest taka nijaka. Z nadzieją, że z wątku miłości Celiny i Adama coś wyjdzie, pożegnałam się, gdy chłopak zaczął grzeszyć z własną służącą, bo później swojej niby-ukochanej w oczy nie mógł spojrzeć. Równie ciekawa mogłaby być historia współpracy Adama z AK, ale Autorka zgrabnie pojechała sobie po łebkach i dostaliśmy tylko jakieś strzępki informacji, jakieś nielogiczne sceny i kompletnie irracjonalne zachowanie bohatera, w tym lekceważenie wszystkich zasad konspiracji. Pewnie za mało pisareczka o tym przeczytała. Wszystko, co dzieje się w latach dziewięćdziesiątych, czyli wtedy, kiedy Iza grzebie w historii swoich przodków, znów potraktowane jest po macoszemu, a zapowiadanego wątku kryminalnego w gruncie rzeczy nie ma. Niby coś tam się dzieje, ale .. Właśnie. To, co się dzieje nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia, nie ma linii fabularnej. Otrzymujemy zarys jakiś intryg o przejęcie Cukierni po Amorem przez rodzinę, kiedy Cecylia po udarze raczej już się nie będzie zajmować cukiernią – jakieś gierki, chociaż nie jestem w stanie powiedzieć jakie, prowadzi wuj Izy, Grzegorz, oraz jego kochanka, Helena (która poza imieniem nie wprowadza czegoś nowego do fabuły), która uwodzi ojca dziewczyny, chociaż go nie kocha. Tu chodzi, podejrzewam, o ten sklep, ale, przestawiona w skrócie, zupełnie mnie nie przekonuje. Wątki się rwą, aż całkowicie urywają w najciekawszym i najbardziej obiecującym coś lepszego momencie, kiedy człowiek ma już nadzieję, że Autorce wyjdzie coś w rodzaju Gry o Sklep, tfu, o Tron.

Tak samo jest z wątkiem za czasów komunizmu. Okładka mówi nam, że w książce wraz z bohaterami doświadczymy ciężkich czasów komuny, ale wcale tak nie jest, bo jak na tamte czasy, to Hyrciom powodzi się, mówiąc delikatnie, bardzo dobrze. Same zbiegi okoliczności, łuty szczęścia i inne takie tam. No i Cecylia wykiwała Kochaną Ludową Władzę, zmieniając Anioła na Amora i tłumacząc, że to dla Kochanej Ludowej Władzy. Muszę przyznać, że genialne, ale nie uratowała to tego wątku. Co ja piszę? To nie jest wątek, to zaledwie jakaś opowieść babci, opowiedziana jeszcze w wielkim skrócie i pośpiechu. Zaledwie szkielet, który dopiero można by wypchać mięchem opowieści. Czyżby pisarka podpisała kontakt na trylogię, a później okazało się, że materiału dość na kilka następnych książek? A może sądziła, że Czytelnicy są tak znudzeni opowieścią, że chcą jak najszybciej skończyć? O, to jest chyba najbliższe prawdy!

Bohaterowie, oprócz, całkiem niezłej Giny Weylen, która miała jeszcze jakieś cechy charakteru, i była inna od większości spotkanych przeze mnie postaci książkowych, są pustymi balonami, nadmuchanymi powietrzem, w tym przypadku słowami. Tomasza było za mało, choć przed śmiercią Autorka pozbawiła go jakichkolwiek cech charakteru. Adam to, przepraszam, erotoman i idiota, a Cecylia.. Nie wiem, co powiedzieć, poza oczywiście tym, że żyje i w książce istniała taka. Lily, Zygmunt, Paweł Cieślak.. pierwsze, co zrobili im Niemcy, to wyczyścili im psychikę. Po przeczytaniu książki wciąż nie wiem, co o nich myśleć, bo przecież ich nie znam. Autorka nawet nie opisała ich wyglądu, o psyche już nie mówiąc. Imiona i nazwiska – jak na jakiejś liście – nic mi o postaci z książki nie powiedzą, prawda? Obawiam się więc, że za kilka miesięcy, podczas których z całą pewnością nie będę myśleć o tej książce, zapomnę ich wszystkich, bo w innych książkach, które będę czytać i krytykować, będą również podobnie skonstruowane postacie, a te również zleją się z następnymi i następnymi, aż w końcu ich zupełnie zapomnę. Nie mają w sobie przecież nic ciekawego, ani nic nieciekawego, dokładnie nic. Psychiatrzy mieliby z nimi ciężki problem.

Język powieści jest prosty jak budowa cepa. Ot, kilkaset zdań złożonych podrzędnie i współrzędnie, w logicznym porządku. Nie ma tych irytujących archaizmów z części pierwszej, pomieszanych z prostą, codzienną polszczyzną, ale to nie znaczy, że jest lepiej – wręcz przeciwnie. Autorka znów chce nadać swojej opowieści gawędziarski ton, tym razem ma być to opowieść babci dla wnuków plus rozmaite dodatki. Jednak Autorce nie udało się opisać w miarę literackim językiem opowieści z lat 90., skracając ją tylko do bólu, ubiegłego wieku, nie mówiąc już o latach wojny, która tu wygląda jak szkolna bójka za garażami. Zresztą jak by mogła to zrobić, gdy jej słownictwo nie jest zbyt bogate, a opisów jest jak na lekarstwo, a może jeszcze mniej? Mogła sobie poczytać słownik języka polskiego, zanim zasiadła do pisania powieści, albo chociaż przeczytać jedną, dwie książki. Oszczędziłaby mi wiele męki, podczas czytania tego.

Pojawia się też wiele fragmentów, jak ten zamykający powieść z datą 2009 (podejrzewam, że wtedy Iza odwiedziła swoją rodzinną miejscowość), pełnych sentymentalizmu. Cukru pudru (który tutaj powinien być na ciastach, również niezbyt smacznie opisanych). Ochów i achów. Wiatru we włosach i innych bzdur, które być może pasują do niektórych nastolatkowych opowiadań, ale na pewno nie do powieści, że tak to ujmę, dla dojrzalszych czytelników. Na mnie osobiście sentymentalizm działa jak płachta na byka i nie biorę na poważnie książek, w których sentymentalizm zapuścił swoje macki. Najgorsze jest to, że Autorka tym zepsuła ostatnią niezłą rzecz. I nawet mi nie jest jej szkoda.

Jakość okładki nie poprawiła się od pierwszego tomu, jest zupełnie tak samo, czyli niezbyt dobrze. Okładkowa cukiernia zmieniła tylko barwę z zielonej na czerwoną, poza tym nic ciekawego. Wystawione tam specjały nie zachwycają, no, może mnie, bo nie należę do łasuchów. W każdym razie wciąż wygląda to jak okładka opowieści dla dzieci i w dodatku nieadekwatna do tej książki – fabuła opowiada o niczym, a nie o cukierni, żebyście nie mieli złudzeń. Lepszy byłby tytuł z zawijasami i jakimś ciepłym obrazkiem, ja wiem, filiżanek czy jakiś ciastek, ale i to raczej też nie nadaje się nadaje się do tej książki. Słowem – zupełny niewypał z tej powieści, nawet tytuł i okładka mnie nie przekonały do siebie.

Nie jestem w żaden sposób bogatsza po przeczytaniu tego czegoś. To jedna z tych wielu książek, które przeczytałam po to, by przeczytać i zostawić tylko ślad w postaci kolejnej niechlubnej dla naszej rodzimej literatury recenzji. W końcu przecież temat sagi rodzinnej jest mi dość obojętny (chyba dlatego, że dotychczas nie przeczytałam nic ciekawego w tym gatunku), a i książka, jak widzicie, pozostawia wiele do życzenia. Smutne jest tylko to, że na takie rzeczy marnuje się papier z lasów, a i ludzie, zamiast zająć się czymś innym, lub czytać lepsze książki, (jak wiadomo, takie rozwijają charakter człowieka, a przynajmniej sprawiają, że ma więcej empatii, co w tych czasach jest rzadko spotykane) czytają takie jak ta, które zupełnie nic nowego nie wnoszą, chyba kolejną beznadziejną i nierozwiniętą historię, która pożera czas.
Zauważyliście, dlaczego podałam wam rozwiązanie zagadki pierścienia? Dla niedomyślnych powiem, że doszłam do wniosku, że nie warto czytać tej powieści tylko po to, by dowiedzieć się, jak kończy się jedyny ciekawy wątek. Przecież poza pierścieniem nie ma nic ciekawego o aniołach, amorach (i Amorach) oraz wojnie.

Tytuł: „Cukiernia pod Amorem: Hyrciowie”
Autor: Małgorzata Gutkowska – Adamczyk
Moja ocena: 3,5/10  

10 komentarzy :

  1. Cześć, bardzo lubię Twoje recenzje, piszesz znakomicie! Jedyny problem w tym, że są bardzo długie, co rzecz jasna wadą nie jest, ale często się gubię, bo tekst mi się zlewa. Może bardziej zaznaczałabyś akapity albo dodała więcej obrazków? Bo z treścią jest więcej niż w porządku, tylko z przejrzystością nie do końca... Pozdrawiam serdecznie, Karolina (niestety bez konta na Google, dlatego anonimowa).

    P.S. Co do książki: znam, koleżanka mi polecała, ale z jak największą uprzejmością odmówiłam:) Teraz widzę, że niewiele straciłam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam, nawet chciałam przeczytać, bo koleżanka posiada, ale na razie tonę w recenzenckich, więc dałam sobie spokój. I nie żałuję, teraz po Twojej (nawiasem, świetnej) recenzji raczej sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja znam osoby, którym się cała seria bardzo podobała, chociaż jakieś wady też zauważyli. Mnie na razie nie kusi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja mama kupowała ją na Mikołajki koleżance.
    Z tego co pamiętam to bardzo jej się podobała, jednak po Twojej recenzji zastanawiam się dlaczego.
    Nie będę ukrywać, że nie przepadam za współczesną polską twórczością i na pewno jej nie przeczytam. Współczuję, że musiałam się z nią męczyć

    thousand-magic-lifes.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. uwielbiam Twoje recenzje- od razu na moich ustach pojawia się uśmiech. A co do autorki to nie przekonała mnie do siebie nic a nic gdy czytałam Podróż do Miasta Świateł, więc stwierdziłam że i od Cukierni będę się trzymać z daleka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ rozbudowana recenzja. Co do tych wszystkich aniołów amorów i cukierni czytałam wiele pozytywnych opinii i nawet zaopatrzyłam się w pierwszą część cukierni, ale już tak leży od roku, może dłużej i jakoś mi się do niej nie spieszy. I widzę, że nie ma takiej potrzeby. Pozdrawiam,
    http://ksiazkowakrainalagodnosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawa recenzja. Widzę kolejną książkę, na którą nie warto zwracać uwagi :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwszą część sagi mam na półce i czekam z niecierpliwością na lekturę, bo jednak mam do niej dobre nastawienie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ok... Muszę Ci powiedzieć, że chwilowo skutecznie mnie do niej zniechęciłaś, znaczy do sięgnięcia po pierwszy tom czekający gdzieś na półce. Lubię obyczajówki, nawet bardzo, ale chwilowo tej trylogii podziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam całą sagę i mnie oczarowała. Retrospekcjami, kreacją bohaterów, poprowadzeniem fabuły. Wiadomo, każdemu podoba się coś innego.

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!