Zastanawiał
się ktoś, co by było, gdyby Niemcy wygrali wojnę? Tak, wiem, to
byłaby katastrofa, bo, bestie są sprytniejsze od naszych Wielkich
Braci, z którymi, wbrew powszechnym przekonaniom, żyjemy w całkiem
dobrych stosunkach. Zniemczony świat! Zero pięknego języka
angielskiego, zero jeszcze piękniejszego polskiego, muzyka tylko po
niemiecku (wiadomo, że tak się nie da), a o literaturze już nawet
nie myślę, bo po co? Jak sobie to wyobrażę, to aż ciarki mnie
przechodzą. Brrr.. Choć Niemcy piszą dobre kryminały, to by
zniszczyli wszystkie dzieła Sienkiewicza (szczególnie „Krzyżaków”)
i nie miałabym swoich ukochanych powieści. A może bym nawet nie
wiedziała, co to Polska, bo matka byłaby zniemczoną Polką, a
ojciec przystojnym oficerem SS? A co byłoby, gdyby Hitler pewnego
dnia zmartwychwstał i cofnął się w czasie, by zmienić bieg
wojny? Gdyby naprawdę tak wygrał, a przeszłość zostałaby
zmieniona tak, że teraźniejszość przeobraziła się w Starożytny
Rzym z Hitlerem w roli cezara? Myśleć straszno.
Niemcy
pozostawili na polskich ziemiach wiele tajemniczych pamiątek – by
wspomnieć tu chociaż Wilczy Szaniec, albo zamek w Książu,
siedzibę Hitlera. Tak naprawdę nie znamy okoliczności jego śmierci
– czy tak naprawdę zabił się tamtego dnia w obleganym Berlinie?
Czy to był (znów) jego sobowtór i nic nieświadoma żona? A
tajemnicze eksperymenty, przez które zmarło mnóstwo Polaków
(między innymi, na zapalenie opon mózgowych, siostra mojej babci) i
które miały służyć laboratoryjnemu wytworzeniu doskonałej,
idealnej rasy Niemców czy jakoś tak? A tunele, ryte przez polskich
więźniów, prowadzące nie wiadomo dokąd i zrobione nie wiadomo po
co, przez co ginęło wielu ludzi? W jednym z takich tajemniczych
bunkrów mamy znajomego, który zajmuje się oprowadzaniem turystów.
Mówi, że czasami pojawiają się tajemnicze typy, które węszą
wkoło i jakby sprawdzają, że nic nie zostało powiedziane czy
wyjaśnione. A machiny szyfrujące, wciąż niezbadane aspekty
życiorysów generałów Hitlera...? Kto wie, co Niemcy wymyślili,
ale ukryli przed naszymi oczami. Pewne jest, że zagadki III Rzeszy
wciąż budzą naszych rodzimych pisarzy fantasy z paranormalnego
otępienia i powołują do życia świetną literaturę..
Tata
Neta pracuje nad dziwnym projektem badawczym. W maleńkiej,
nadmorskiej miejscowości Milo znaleziono rzecz bardzo osobliwą.
Zagadkowa aparatura z pierścieniem z czasów II Wojny Światowej,
wciąż ma się bardzo dobrze i na dodatek pracuje. Kable ciągną
się w nieskończoność, maszyna ma dziwne cykle pracy i żaden z
naukowców nie potrafi rozgryźć, co to takiego. Gdy Net przyjeżdża
do ojca na weekend i niechcący uruchamia maszynerię (nie, nic tam
nie maca, broń Boże). Z pierścienia ulatnia się cień.. jakiś
ludzki cień. Odtąd zjawa w niemieckim mundurze wojskowym będzie
pilnowała przyjaciół, którzy przyjechali do Milo na wakacje i nie
popuści, aż sami znajdą w środku pierścienia. No właśnie. Co
czeka ich po drugiej stronie maszynerii? I czy uda im się rozwiązać
największą i najbardziej tajemniczą zagadkę Hitlera i II Wojny
Światowej?
Asem
z fizyki nie jestem, ale tutaj, o dziwo, wszystko zrozumiałam.
Wszystko. Wykłady, których w książce było kilka, poparte zostały
ciekawie opisanymi przykładami, tak, że można w najgorszym
przypadku poprzeć się własnym mózgiem, by dobrze zrozumieć to,
co będzie działo się później. W ogóle, akcja jest szybka już
od pierwszej strony. Dużo się dzieje, a po całej sprawie z
rosiczką przechodzimy powoli do głównego tematu powieści, wciąż
razem z tym niepowtarzalnym i lekkim humorem Autora, który
promienieje z każdej strony. Razem z bohaterami, bardzo dobrze i
dokładnie wykreowanymi, coraz bardziej zaczynamy się bać, choć
naprawdę nasz lęk jest irracjonalny. Pisarz stopniuje napięcie, a
kiedy sięga ono zenitu, szybko i efektownie wyładowuje je. I tak
zaczynamy naszą podróż po świecie: zaczynamy od Londynu, przez
Warszawę w czasach komunizmu, Warszawę przyszłości i straszliwą,
ale odległą przyszłość, którą Autor prorokuje na podstawie
ciągu przyczyn i skutków, zgodnych z nauką.
Największym
plusem, obok świetnych bohaterów, akcji i humoru, jest napięcie.
Jak napisałam wyżej, dawkowane jest niemal jak w słynnych filmach
Hitchcocka czy w niektórych szwedzkich kryminałach. W dodatku
nastrój jest wyczuwalny wszystkimi nerwami; jest to robione w sposób
mistrzowski, bo nie ma wielu opisów, a jednak strach się bać,
nawet w takim pięknym miejscu jak Warszawa przyszłości. Po drugie,
naprawdę nie chcę nikogo straszyć, ale wizja przyszłości jest
bardzo prawdopodobna – przy takim postępie technicznym.. Już w
Polsce mają pojawić się Google Glass, a co będzie za sto lat?
Ujął mnie także nasz kochany, sympatyczny komunizm przestawiony
przez pisarza, a także niektóre postacie: jakaś cecha, którą
Autor gdzieś przyuważył, wyolbrzymiona i zabawnie przerysowana,
polskie realia, prawdopodobne tezy, błyskotliwe pomysły, humor, ale
także zdolność do dojrzałej refleksji, sprawiają, że nie jest
to powieść monotematyczna, wręcz przeciwnie. Motywy, tematy, wątki
i drobne sceny, zespolone ze sobą niewiarygodnym wydarzeniem i
ucieczką przed wrogami, którzy wciąż depczą bohaterom po piętach
(a także tajemniczego zdarzenia, jakim jest rozbrajanie bomby
zegarowej; owa bomba zegarowa pojawia się w każdym tomie Felixa,
Neta i Niki, co czego jestem pewna, nie jest przypadkowe), sprawia,
że nie można się od powieści oderwać i wciąż się chce więcej
i więcej.
Wiele
osób miało rację, twierdząc, że to jest wprost idealna opowieść
na film, ale, niestety, wyszedł gniot. Tego filmu nie mogę moim
rodakom wybaczyć. Jak tak można zagrać, nakręcić?! Żenada. W
geście protestu oddałam płytę kuzynce, niech się podnieca zanim
przeczyta książkę.
Książka
ma dwie wady, które, niestety, sprawiają, że nie mogę powieści
wystawić najwyższej noty. Otóż, po pierwsze, książka jest za
krótka. Jak dla mnie, Autor powinien rozszerzyć książkę jeszcze
o jakieś trzysta stron. Mogłabym czytać o tym w nieskończoność,
ponieważ mam świadomość, że jest to motyw bardzo nośny i gdyby
pisarz miał więcej pomysłów, mógłby pisać to w nieskończoność.
Druga to błąd historyczny. Gdzieś tam natknęłam się na zdanie,
że Ruscy nie zabiją głównych bohaterów, ponieważ są dziećmi.
Ale przecież, jak wiemy, Ruscy zabijali wszystkich. Wiem, że
czepiam się szczegółów, bo jestem taka głupia baba, co doszukuje
się dziury w całym, ale przecież Autor, jeśli pisał o czasach II
Wojny Światowej, powinien dbać o każdy, nawet najmniejszy
szczegół. Prawda? Prawda. To mnie bardzo uraziło, ale jakoś, po
jakimś czasie, przebolałam to.
Kupiłam
sobie niedawno w Empiku i teraz dumnie stoi na jednej z najbardziej
widocznych półek w moim, zawalonym książkami, pokoju. Czytałam
mamie, która nie kręciła przy tym nosem, jak przy innych
powieściach dla młodzieży, ale naprawdę słuchała i śmiała się
ze mną. Z tego wszystkiego widać, że to nie jest tylko
teoretycznie możliwa świetna książka. To jest świetna książka
i największy sukces jej Autora.
Tytuł:
„Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa”
Autor:
Rafał Kosik
Moja
ocena: 7,5/10
(recenzja archiwalna)
Zapraszam także do komentowania poprzedniej recenzji. Pozdrawiam.
Zapraszam także do komentowania poprzedniej recenzji. Pozdrawiam.
Nie wiem czemu, ale ta historia mnie nie kusi :( Od samego początku nie mam ochoty poznać bohaterów. Tak masz rację Ruscy zabijali (Ukraińcy jednak byli okrutniejsi )
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę serię, chciałabym mieć okazję przeczytać wszystkie części!
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić: kocham tę książkę, kocham całą serię i kocham jej autora:)
OdpowiedzUsuńW dodatku to polska literatura. Świetna polska literatura.
Oo akurat ta część stoi u mnie na półce. :D
OdpowiedzUsuńNo, ale na razie nie miałam czasu do niej zajrzeć ;/ To wszystko przez Trylogie Legende xD No, ale twoja recenzja zbobilizowała mnie do szybszego sięgnięcia po te pozycję :D
Uwielbiam tę serię!
OdpowiedzUsuńNo proszę, jaka ciekawa seria. Sama z chęcią bym do niej zajrzała.
OdpowiedzUsuńKiedyś się zabrałam za tą serię, ale jakoś zawsze przerywałam i w sumie juz dwa razy próbowałam i coś mi nie pasowała :)
OdpowiedzUsuń