1
września 1939 roku o godzinie 4.40, samoloty Luftwaffe zaczęły
ostrzeliwać położone 20 km od granicy miasto Wieluń, mimo że nie
było tam żadnych baz wojskowych. Pięć minut później pancernik
„Schleswig-Holstein” rozpoczął ostrzeliwanie Wojskowej
Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, która broniła się przez 7
dni. Warszawa, przez długi czas oblężona, poddała się 28
września.
Jednak
naród się nie poddał. Młodzi chłopacy, niemogący podporządkować
się zasadom okupantów, walczyli – tak samo w czasach konspiracji,
jak i w czasie powstania warszawskiego – o wolność. A oto, w
związku z tą ważną rocznicą, recenzja wyjątkowej opowieści.
Zapraszam.
Są
takie książki, które zawsze pozostają sławne. Przemijają lata,
a ludzie wciąż je kupują, recenzują, umieszczają na blogach,
swoich profilach na Facebooku, śledzą, o ile Autor jeszcze żyje,
konto tego kogoś na Twitterze, mówią.. Te szanowne, starszawe już
tomy, których Autorzy już leżą dawno w trumnach, najczęściej
pogryzionych już przez korniki, stają się męczyduszami polskich
uczniów, którzy owe książki muszą czytać jako lektury szkolne.
Większość z nich już jest nudna,
niezrozumiała dla tych, którzy nie interesują się zamierzchłymi
dziejami ludzkości, albo problemy w nich opisane, określane przez
kochane Ministerstwo Edukacji jako „ponadczasowe” okazują się
być już stare, a problemy w nich poruszone, archaiczne.Czasami, o zgrozo, nawet każą czytać ludziom jakąś, szczerze mówiąc, grafomanię.
Są
jednak także inne lektury. Ich świeżość pozostaje na długie,
długie lata i kolejne pokolenia czytają je, ze świadomością, że
wciąż tkwią tam idee, które nigdy nie przestaną być aktualne.
Historie, które będą inspirować ludzi w różnych wiekach, a nie
wygasać wraz z latami i problemami epoki. To są, tak zwane, książki
ponadczasowe. Lektury szkolne, które trzeba znać i które są
często atakowane w pewnych gazetach, przez pewnych publicystów,
artykułami, które najczęściej zakrawają na groteskę. Jednak te
książki nigdy nie będą zapomniane, bo zawsze znajdzie się ktoś,
kto przywróci je do łask.
Właśnie
jedną z takich książek znalazłam niedawno na mojej półce.
Wydanie było stare, bo dostałam ją od ciotki, która chciała mi
jakoś wynagrodzić to, że przez pół roku nie oddawała mi
książek, które jej pożyczyłam. Cienka, sfastrygowana książeczka,
z podpisem mojego kuzyna na pierwszej stronie, niewyraźnymi
fotografiami bohaterów na okładce i pożółkłymi już stronicami.
Jakoś nie chciało mi się jej czytać, bo choć zajmuję się II
Wojną Światową i kilka osób w mojej klasie już to czytało,
jakoś nie chciało mi się zaglądać do środka. Czytałam już
nieco o bohaterach, ale... Tyle było innych książek, które
chciałam przeczytać, tyle książek nieczytanych piętrzyło się
na strychu.. Jednak, kiedy pomyślałam sobie, że będzie to nasza
lektura, więc warto ją przeczytać choćby dlatego, od razu wzięłam
ją do ręki i zaczęłam czytać. Wciągnęła szybko jak wir.
Trójka
chłopaków, harcerzy. Młodych ludzi, którzy mieli takie
nieszczęście, że zaraz po ich maturze rozpętało się piekło
wojny. Chłopacy, by odegrać się na Niemcach, uczestniczą najpierw
w Małym Sabotażu, a później już w dywersji. Trójka osób, o
zupełnie odmiennych charakterach, która współpracuje razem, by
wybić jak najwięcej wrogów. Słynna akcja pod Arsenałem, mająca
na celu odbicie skatowanego Rudego. Śmierć całej trójki, miłość,
przyjaźń po grób. Akcje militarne, uganianie się z pistoletami,
trupy po obu stronach, bohaterstwo. Wojna. Czy to nie jest
pasjonujące? Ponieważ bardzo lubię historie ze strzelaniną,
bohaterstwem, Polakami i Niemcami, niektóre fragmenty sprawiały, że
z wrażenia ledwo mogłam oddychać. Tak! To było piekielnie
ciekawe, porywające, szczególnie że bohaterowie tej książki –
Rudy, Zośka i Alek (oczywiście, są to pseudonimy, ponieważ każdy,
kto należał do Polskiego Państwa Podziemnego, musiał być
zakonspirowany)- istnieli naprawdę. Dlatego też uroniłam kilka
łezek przy śmierci Alka i Rudego (śmierć Zośki była bohaterska,
czyli mało wzruszająca), jakich bym nie uroniła przy śmierci
postaci literackich. Najbardziej z bohaterów polubiłam Alka.
Wydawał się najsympatyczniejszy: wesoły, roztrzepany, jeszcze
trochę infantylny. No ale umarł w połowie książki, niestety.
Było mi z tego powodu bardzo przykro.
Gatunkowo
trudno określić, co to jest. Dużo gawędy harcerskiej mającej
cechy reportażu, opowieści, czasem nawet opowiadania, książki
historycznej. Trudno także określić, o czym to jest. Na pewno nie
o głównych bohaterach, bo przecież wydaje się, jakby byli
pionkami w jakiejś upiornej grze, a nie bohaterami w całym
znaczeniu tego słowa. Wydaje się, że głównym bohaterem jest
wojna. To ona jest grą, w której pionkami są Niemcy i Polacy, to
ona kształtowała charaktery chłopaków i bez niej nie byłoby tej
opowieści.
Język
jest prosty i mało obrazowy, jednak zadziwiająco ciekawy. Mimo
ubogiego słownictwa jest w stylu Autorka coś, co sprawia, że
opowiadana historia wciąga. Potrafi wyrazić wiele uczuć, nawet
tych, które nie dopowie, ukryje, zaszyfruje. Charakteryzuje swoich
bohaterów bezpośrednio, pokazuje nam ich zainteresowania i
przyprawia tekst ciekawostkami. A później, gdy już oswoimy się z
nimi, pokazuje nam, jak się zmieniają z młodzieży w dorosłych
mężczyzn, zdecydowanych walczyć za Ojczyznę. Autor daje nam też
wiele okazji do poznania bohaterów jako normalnych ludzi: snuje
opowieść o kurtce Alka, pamiętniku Zośki i wielu innych sprawach.
Przez to bohaterowie, choć opisani dość nieumiejętnie, ożywają
w naszych oczach. Jakiś jest nawet tam humor, a całość wychodzi
bardzo emocjonalnie. Czasami tak, że zatyka dech w piersi – ten
smutek, ta radość, ta fascynacja.. I ten podziw dla ludzi, którzy
walczyli o sprawę przegraną. Co ciekawe, w biogramach postaci
pobocznych, datą śmierci najczęściej był rok 1944...
Największym
minusem książki jest jej objętość, która pozostawia pewien
niedosyt. Chętnie czytałabym ją, gdyby była opasłą powieścią,
może nawet dokumentowi w stylu Jagielskiego, (którego reportaże o
wojnach czytam z zapartym tchem) która starczyłaby na kilka dni, a
nie krótkim opowiadaniem, które, zapisane dość dużą czcionką,
nie zajmuje nawet stu dziewięćdziesięciu stron. Następną rzeczą,
która mi się dość nie spodobała, była mała ilość realiów.
Pisarz pisał to w czasie wojny i zakładał, że ludzie, którzy to
będą czytać, będą znali wszystkie realia: gestapo, niemieckie
gazety i wszystko inne. Dlatego pewne sprawy wydają się dość
nieoczywiste z mojego punktu widzenia, osoby, która nie tylko żyje
w innych czasach, ale też jest badaczem tamtych lat – powieść o
II Wojnie Światowej wciąż na horyzoncie.
Chciałam
napisać także kilka słów o ekranizacji, które nie oglądałam
(znów powodem jest Rudy, obawiam się, że psychicznie nie
wytrzymałabym scen, w którym SS-mani katują chłopaka, chociaż
nerwy mam, zastanawiająco, mocne). Mimo tego ekranizacja wydaje się
idealna dla młodszej młodzieży, nawet z ostatnich klas
podstawówki, która, z racji, że książka niestety jest lekturą
szkolną, raczej po książkę nie sięgną, a także z uwagi na
wątek romantyczny, którymi przez kilka tygodni cieszyła się moja
droga kuzynka.
To
jest jedna z tych książek, która jest dla różnych ludzi czymś
innym. Dla mnie jest przede wszystkim niepowtarzalną, wytrawną
lekcją patriotyzmu. Miłości do Ojczyzny, ale także poszanowania
innych ludzi, przyjaźni aż po grób, które są możliwe do
osiągnięcia nie tylko dla istot idealnych, ale także dla nas –
chodzących zwykłych śmiertelników i zjadaczy chleba, którzy, w
wielkiej części, urodziliśmy się i żyjemy w Pokoju.
Tytuł:
„Kamienie na szaniec”
Autor:
Aleksander Kamieński
Moja
ocena: 8,5/10
Jakoś nie interesuje mnie zbytnio ta pozycja, czytałam już wiele recenzji i żadna mnie nie przekonała do sięgnięcia po nią..
OdpowiedzUsuńNiestety książki jeszcze nie czytałam, ale oglądałam film, ponieważ byliśmy z klasą na ekranizacji w kinie. Film był świetny z paroma minusami. Jednym z nich było umniejszenie roli Alka, smutne ;/ Ogółem to w kinie się prawię popłakałam, szczególnie wtedy gdy katowali Rudego. ;-; W tym roku "Kamienie na Szaniec" będą moją lekturą, którą z pewnością pszeczytam ;3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ^-^
Książki, które poruszają temat II wojny zawsze mnie poruszają. Te związane z walką pochłaniam, tych opowiadających o obozach nie mogę przebrnąć ("Medaliony" Naukowskiej porzuciłam po paru stronach - za dużo negatywnych emocji). "Kamienie na szaniec" wspominam bardzo miło, a czytałam je jakieś 17 lat temu :) Takie książki zostają gdzieś w pamięci.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę dwa razy. Za z przejęciem, niepokojem i łzami w oczach. Myślę, że to obowiązkowa lektura dla wszystkich!!! (więc nie bez znaczenia, że znalazła się ona w spisie lektur szkolnych - przynajmniej tak było kiedyś)
OdpowiedzUsuń"Kamienie na szaniec" to klasyka i czy dobra czy nie, każdy Polak powinien ją znać
OdpowiedzUsuńCzytałam oczywiście. Warto byłoby sobie odświeżyć tę lekturę.
OdpowiedzUsuńJedna z książek, która wywołuje u mnie lawinę łez. Wspaniała, ponadczasowa. A najgorsze to, że prawdziwa.
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
Pamiętam, że czytałam ją w szkole jako lekturę, ale było to już dawno temu i powinnam do niej wrócić..
OdpowiedzUsuń