Dla dziewczyn temat zakochania się i miłości w
ogóle, jest jednym z najciekawszych, mam
rację? Szczególnie kiedy w książce jest jakiś superprzystojny
bohater, w którym wszystkie fanki książki zaczynają szaleć i
fantazjować na temat randek, jakie mogłyby z nim odbyć. Tylko...
co wtedy, kiedy tysiąc innych dziewcząt kocha też tego chłopaka,
który nigdy nie istniał? Pewna dość gruba, polska obyczajówka ma
ambicję odpowiedzieć na to, ale też na inne pytania.
Po
tę powieść sięgnęłam niechętnie, choć właściwie nie byłam
aż tak źle nastawiona do Autorki. Tytuł był intrygujący, choć w
pewien sposób wyjawiał, o czym będzie fabuła, ale jednak coś
ciągnęło mnie do tej książki. Ciekawość? Hm, właśnie tak to
bym nazwała. Zaczęłam czytać i od razu dotarło do mnie, że
wybór nie był do końca trafny, choć wielu książek na podobne
tematy nie czytałam.
Edyta
wyjeżdża z Łomży do Warszawy, do wujostwa Gwidoszów, na cały
rok szkolny. Dlaczego? Jak dowiadujemy się, przez nią pewien
chłopak, Łukasz, niemalże popełnił samobójstwo i surowy tata
dziewczyny wstydzi się za nią. W Warszawie Edytka poznaje swoje
wujostwo – Asię i Mariana, ich córki Celę i Marysię, a także
starszego syna Kubę i jego żonę Magdę, która walczy z
bezpłodnością. W szkole natomiast trafia do klasy, którą rządzi
socjopatyczna Olga. W dodatku w niej zakochują się kolejno różni
chłopacy – sąsiad z bloku Czarek, później warszawiak Alek,
Kamil, następnie Darek, zaprzyjaźniony z panią Wandą i Szymon, w
którym Edyta wreszcie się zakochuje. Gdybym nie miała takiej
dobrej pamięci, nie zapamiętałabym, tych imion, prawda? Z innych,
epizodycznych postaci mamy jeszcze rodziców Edyty, przyjaciółkę
Renię, a także Cypriana z pracy wuja dziewczyny, Malwinę,
nieobecną córkę wujostwa i pisarkę, Wandę Rybacką, powieściowe
alter ego Autorki.
Plusów
trochę jest. Przede wszystkim, zalatuje tu obyczajowością polską
i klimacikami wprost z polskiej szkoły, a także dowodem na
oryginalność naszej prozy – w żadnej z amerykańskich
obyczajówek nie spotkałam się z wątkiem dotyczącym socjopatki.
Sama postać Olgi mnie zafascynowała – dziewczyna z dwoma
obliczami: raz jest krwawym potworem, a raz normalną nastolatką w
dodatku kochającą koty. Muzeum Powstania Warszawskiego i wydarzenia
tam rozgrywające się, nadają też opowieści kolorytu, jakiego
ciężko szukać w innych dziełach tego rodzaju. Na początku mamy
też jakieś opisy przeżyć wewnętrznych, później jest coraz
gorzej. No i jeszcze nieźle skonstruowana postać ośmioletniej
Marysi, która jest najwyrazistszą bohaterką tej książki, którą
można naprawdę polubić i myśleć o niej z sympatią, nawet kiedy
od przeczytania powieści minie kilka lat.
Reszta
rzeczy, które składają się na tę powieść, to, delikatnie
mówiąc, niezła klapa. O ile jeszcze na początku akcja płynie
odpowiednim dla obyczajówek tempie, który Autorce, mimo podziału
na małe części, tworzące poszczególne epizody, udaje się jakoś
zachować, na końcu jest niedorobiona z technicznego punktu
widzenia. Akcja gna jak głupia, na złamany kark i pysk, bohaterowie
gubią gdzieś ostatnie cząstki swej psychologii i charakteru, tekst
staje się jednym długaśnym dialogiem, a całość staje się
koszmarnie przewidywalna. Brak tam opisów, chociaż tych
najbanalniejszych, o przyrodzie już nie wspominam. No bo jak możemy
zrozumieć, dlaczego Edyta zakochała się w Szymonie, skoro nawet
nie wiemy, jak wygląda główna bohaterka, o jej chłopaku już nie
mówiąc. W psychikę postaci nie wnikamy jakoś bardzo, bo samo
życie wewnętrzne Edyty jest bardzo ubogie, nie mówiąc już o
innych bohaterach. Dialogi, które stanowią, jak już mówiłam, coś
ze 2/3 książki, nie są szczególnie umiejętnie napisane. Ot,
proste, sztucznie, czasem infantylne zdania.
Postacie
też nie są jakoś tak bardzo ciekawe. Gwidoszowie to strasznie
marna podróbka Borejków z prozy Musierowicz, Edyta ubożuchna,
taka, której nie można polubić, a reszta bohaterów, oprócz
Marysi (swoją drogą ta urocza osóbka była doskonałą kopią Łusi
Pałys z „Jeżycejady”, M. Musierowicz; Łusia też czytała
słowniki) i Olgi to po prostu nudnawe typki bez wyraźniej
zaznaczonych uczuć. I jeszcze te wszystkie typki uganiające się za
Edytą... brr..
Co
jeszcze więcej można dodać? Zdania nudne, pustawe, urywane i bez
sensu. W książce Autorka zrobiła reklamę gazety, która objęła
patronatem jej powieść, co mnie zirytowało. Przecież jasne jest,
że jeśli podajemy w dziele literackim coś, co jest na ostatniej
stronie okładki, robimy reklamę. W dodatku tytułowy Michał jest
tylko tłem, jeśli można to tak nazwać, przygód Edyty, więc
tytuł nie jest adekwatny do reszty. Sceny, w których Marysia pisze
dramat, lub pyta tatę o znaczenie różnych słów są boleśnie
podobne do cyklu wspaniałych powieści Musierowicz, a wydarzenia w
szkole niemal przypominają wizytę Bernarda Żeromskiego w szkole
Beaty w „Brulionie Bebe B.” tej samej autorki.
Kiedy
brałam tę książkę w bibliotece, od początku nie wymagałam od
niej zbyt wiele, więc mnie całkiem nie zawiodła ani nie
zaskoczyła. Jednak pewne słabe książki czyta się całkiem
przyjemnie, a przy tej musiałam się pilnować, żeby jej momentami
nie rzucić o ścianę. Na początku myślałam, że będą tam
jakieś wskazówki jak postępować w danych sytuacjach, co ułatwi
życie dorastającego człowieka, ale nie dowiedziałam się nic
nowego. Ha to, że się należy przyznawać i nie kablować, to wiem.
Po prostu nie wszystko jest dobre dla wszystkich, a ja nie mam
większej ochoty przyglądać się miłostkom nudnej dziewczyny i
śledzić jej historię. Ot, co.
Tytuł:
„Michał Jakiśtam”
Autor:
Ewa Nowak
Moja
ocena: 2/10
(recenzja archiwalna)
Dzisiaj archiwalna recenzja, jutro pierwsze z dwóch zaległych LBA. Ciężko człowiekowi żyć ze szkołą, ale próbuję się nie skarżyć.
Również nie przepadam za poznawaniem perypetii "nudnej dziewczyny"...
OdpowiedzUsuńNie lubię złych dialogów i dużej ilości w treści. Książka dość przeciętnie się zapowiada, twoja niska ocena jednak mnie zniechęca :)
OdpowiedzUsuńSzkoda zachodu ;<
OdpowiedzUsuńPamiętam jak w czasach gimnazjum zachwycałam się tą książką, ale nie wiem czy mój entuzjazm trochę by nie ostygł, gdybym sięgnęła po nią po razdrugi :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że to bardzo nudnawa książka. Raczej nie zajrzę.
OdpowiedzUsuńPojechałaś tej książce - teraz się bój, żeby autorka nie napisała CI jakiegoś negatywnego komentarza i nie zrecenzowała tej książki na swój sposób, co się zdarza :P Oczywiście to śmiech przez łzy, bo to żałosne co polscy autorzy wyprawiają na blogach blogerów.
OdpowiedzUsuńA po książkę na pewno nie sięgnę, bo to jakaś totalna maskarada słowna a nie powieść :/
Nigdy nie sięgnę!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie jest to książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę i mogę ją określić jako "poniżej przeciętnej" :/ Ogól;nie lubię pióro pani Ewy Nowak, ale ma ona bardzo lekki styl pisania, a jej niektóre książki łatwo się zapomina.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Alpaka
http://alpakowerecenzje.blogspot.com/
Wreszcie ktoś, kto nie pieje pełen zachwytu nad kunsztem Ewy Nowak (z którą zresztą kilka razy miałam okazję rozmawiać)! Pójdź w me ramiona!
OdpowiedzUsuń