sobota, 14 marca 2015

Miasteczko wampirów. Recenzja książki

Wampiry są diabelnie popularne tak jak gwiazdeczki Disneya, którzy ich grają. W każdej książce dla nastolatków, której Autorzy mają nieco więcej ilorazu inteligencji od Bridget Jones, umieszczają jakiegoś wampira, od którego śmierdzi przystojnością na osiemdziesiąt dziewięć kilometrów, żeby tylko głupie nastolatki zachrypły z pisku, gdy ten odsłoni swoje kły, umazane krwią zwierząt i seksownie zalśni w powietrzu.

Biedy Dracula! Płaczę nad jego nędznym losem. Przewraca się w trumnie gdzieś w swoim mrocznym zamczysku i próbuje wyrwać kołek, żeby wstać i postraszyć w nocy jedną z wielu tych pań, która w przerwach pomiędzy pisaniem kolejnych rozdziałów osiemdziesiątego ósmego tomu przygód owego wampira przelicza zarobioną, jeszcze ciepłą kasę. Już, po przeczytaniu kilku podobnych do wiekopomnego i przerażająco pięknego „Zmierzchu” Stephenie Meyer, nie miałam nadziei, że znajdę jakąś dobrą, straszną książkę o wampirach. Jakąś świetną książkę o wampirach. Powieść, na którą się skusiłam, sygnowana nazwiskiem Króla Horroru, zapowiadała się trochę lepiej i w moim sercu zapaliła się iskierka nadziei: może będę się chociaż trochę bać?

Młody pisarz Ben, mający na sumieniu kilka literackich gniotów, wraca do miasteczka swojej młodości, Jerusalem, w skrócie Salem. Chce nabrać dystansu po śmierci ukochanej żony spowodowanej zbyt szybką jazdą motocyklem, a także stawić czoła demonom z przeszłości. Kiedy był małym chłopcem, wszedł do domu, którego właściciel powiesił się, wcześniej zabijając żonę i w jednym z pokojów spotkał właśnie tego faceta, uśmiechającego się do niego ze stryczka. Po jakimś czasie dom zostaje kupiony przez tajemniczą osobę, a właściwie dwie osobistości. Kilka dni później ginie dwóch chłopców, a drugi z nich zostaje znaleziony w ciężkim stanie: choruje na coś w rodzaju ciężkiej, tajemniczej białaczki, a późnej umiera. Jednak to nie koniec – podobne objawy ma coraz więcej osób, a pewnemu małemu – no wcale nie aż tak małemu – chłopcu za oknem przedstawia się postać kolegi, który pierwszy na to umarł. Ale czy na pewno umarł? I czy na pewno są to złudzenia? A może to wampiry, o czym przekonuje się Ben, Susan (młoda dziewczyna, w której jest zakochany), sympatyczny nauczyciel Matt, rudy lekarz Jimmy i mały specjalista od potworów, Mark. Razem stawią czoła potworom, jednak z nich przeżyje tylko Ben i, dzięki oczytaniu, Mark. Susan, jako jedyna stanie się wampirem, a Ben (tak, to jedna z moich ukochanych stron powieści) będzie musiał przebić ją kołkiem...

Szczerze mówiąc, nie było potwornie strasznie, wręcz przeciwnie. Co jest bardzo dziwne, bo teoretycznie boję się wszystkiego, o ciemności już nie mówiąc. Jednak przy opisach strachu bohaterów czułam to samo, co świadczy o tym, że Autor faktycznie jest dobrym pisarzem. A nawet bardzo dobrym. Ale o tym już niżej.

Chyba największym plusem tej książki jest to, że w ogóle mnie nie nudziła, chociaż do najchudszych nie należy, a akcja pełznie dość wolno do przodu, przedstawiając na początku zwykłe sprawy zwykłych ludzi, pozornie niezwiązane ze sobą. Wydawałaby się, że książka jest nudna i dziwna, bo przecież dużo czasu minie, zanim wszystkie wątki połączą się w jedną, zaskakującą układankę. Wręcz przeciwnie. Człowiek z zaciekawieniem przewraca kolejne strony i zagłębia się w opowieści, która – nie oszukujmy się – w pewnym stopniu jest bardzo przewidywalna (wiemy, że to będą wampiry). W każdym razie styl pisania Autora jest lekki, niewymuszony i czasami niezwykle obrazowy. Bardzo mi się spodobało to, że ten dorosły facet potrafi pisać zarówno z perspektywy dziecka, młodego naiwnego pisarza, jak i starszego nauczyciela. W dodatku zawsze potrafi zachować dystans do opisywanych wydarzeń, ocenić je z przymrużeniem oka i opisać rzeczywistość tak, że wydaje się bardzo prawdopodobna i realistyczna. Mało pisarzów i pisarzyn już to umie.

Styl Autor ma lekki, ciekawy i płynny. Pisze dość obrazowo, klimatycznie, a opisy, których, jak w każdym porządnym horrorze, jest sporo, wciągają i wydają się naprawdę realistyczne i, chociaż nie straszne, to przynajmniej ponure i mroczne. I to nie tak plastikowo mroczne, jak, na przykład Monster High czy te wszystkie horrory dla nastolatek, ale naprawdę mroczne. Różnicuje wypowiedzi bohaterów, daje im rozmaite, nigdy nie czarno-białe charaktery, a wszystko owija w płaszczyk ironii. Dlatego czyta się szybko, chętnie i bez żadnych większych zgrzytów, a liczba stron do przeczytania znika z przerażającą szybkością.

Podoba mi się to, w jaki sposób Autor odnosi się do wątku walki Dobra ze Złem, który również został wpleciony w fabułę książki. Otóż Dobro ma szansę wygrać tylko wtedy, gdy w nie wierzymy. Kiedy zaczynamy się bać Zła, a i tracić wiarę w istnienie Dobra, Dobro nie wygra, ponieważ nie jest Dobrem bez naszej wiary w nie. Najbardziej dobitnie pokazuje to fragment ze świecącym jasnym światłem krzyżem, który, co ciekawe, świecił tylko wtedy, kiedy ksiądz wierzył w to, co robi. Mark i Ben nie poddają się do końca i dlatego mają szansę wygrać z wampirami. Niezwykle krzepiące i głębokie przesłanie pisarza, w książce, która na pozór powinna być bezmyślnym, nudnym horrorem.

Postacie... Nie są to jacyś pogromcy wampirów, tylko młody, żółtodziobowaty pisarczyk i młodociany fan horrorów i fantastyki, mistrz w oszukiwaniu rodziców. Obie postacie są dobrze zarysowane i ciekawe, jednak reszta jest jakby rozmyta i niezbyt ciekawa. W sumie są to po prostu najzwyklejsi ludzie, jednak brak im tego „czegoś” by na dłuższy czas zapadli w pamięć. Z drugiej strony jednak, przyznaję, że nie jest to powieść, w której jest czas na większe rozważania nad psychologią postaci, to przecież nie powieść obyczajowa, psychologiczna czy jakakolwiek inna, w której można było zamieszczać dłuższe dywagacje na uniwersalne tematy, bo to – już – klasyk horroru.

W sumie w ogóle się nie bałam, bo nawet nie było straszne (o tym już pisałam, co świadczy o beznadziejnym bałaganie w tej recenzji). Chyba tylko w tym momencie, kiedy dwoje chłopców idzie przez ciemny las i opowiada sobie straszne historie, a za nimi, trzeszczą gałązki... Stary patent, ale wciąż straszy. I jeszcze inną, równie straszną rzeczą była scena z krzyżem. Wampir przybierał kształt potwora, którego ksiądz wymyślił i panicznie bał się, kiedy był mały. Miał miękkie, kobiece usta, eleganckie ubranie, śmiertelnie białą twarz.. Brr. Mnie też, kiedy byłam mała, prześladowało coś podobnego, dlatego tak strasznie się przeraziłam. Nie mogłam przez to spać całą noc. Jednak gdzieś głęboko została mi fascynacja tą postacią, bo, muszę się przed wami przyznać, też miałam coś podobnego w dzieciństwie.

Okładka. Obrzydlistwo utrzymane w odcieniach zieleni i bieli. Jakiś kształt wyglądający nieco jak krzyż, a w środku dwoje oczu, fragment białej, zdeformowanej skóry. Hm. Wampir? Raczej tak nie wygląda. Kompletnie bez pomysłu, dość efekciarsko, a przecież to jest książka, do której można by zaprojektować mnóstwo ciekawych okładek! I to takie dobre wydawnictwo.. Ja was ludzie proszę. Taka okładka odstraszy bardziej fanów Autora i horrorów, niż takich, którzy (tak jak moja mama) boją się takich powieści i nie chcą mieć nic z nimi wspólnego.

Książka rozczarowała mnie tylko tym, że nie była straszna. Myślałam, że będę trzęsła się ze strachu, nie mogła spać, ale ... nic takiego nie nastąpiło. Chociaż po plecach łaziły mi zimne dreszcze (szczególnie na początku), nic innego się nie działo. Szkoda. Może po prostu za dużo po nich oczekuję? Być może. W każdym razie polecam tym, którzy narzekają na upały i rozgrzaną, zatłoczoną plażę. Efekt murowany.

Tytuł: „Miasteczko Salem”
Autor: Stephen King
Moja ocena: 6,5/10





7 komentarzy :

  1. Jak sobie pomyślę, jak wiele książek Kinga mam przed sobą...
    Aż się całą raduję!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj już od bardzo, bardzo dawna chcę przeczytać tę książkę Kinga. Trochę ostudziłaś mój zapał, bo myślałam, że jednak będę mogła się jej trochę przestraszyć, ale i tak zaryzykuję ;) Może mój poziom strachu jest niższy niż Twój ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś próbowałam zacząć czytać książkę w formie ebooka, ale jakoś opornie mi to szło i nie mogłam się wczytać. Może jeszcze kiedyś spróbuje. I zapewnie bałabym się, boboje się wszystkich, choć trochę straszniejszych powieści. A pierwszy akapit- cudowny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Teraz rzadko co można znaleźć, by się wystraszyć. Mnie ostatnio dotknął fragment z książki "Czarownica" gdzie zostało opisane jak wyglądała po torturach zakonnica podejrzewana o czary. Za bardzo do siebie to wzięłam, heh. Przeczytałam twoją recenzję tej książki i zachęciłaś mnie do jej przeczytania, bo wydaje się w miarę interesująca. Na pewno po nią sięgnę. Pozdrawiam.

    www.POUR-THE-MUSIC.blog.pl
    www.Rebelle-K.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. "Miasteczko Salem" to jedna z niewielu książek Kinga, które do tej pory miałam okazję czytać (mam zamiar nadrobić zaległości). Podobała mi się, zwłaszcza że wampiry nie błyszczały w świetle, nie były przyjazne, tylko naprawdę groźne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Według mnie każdy King jest fenomenem i każdego warto przeczytać :) Ale tyle tych pozycji przede mną, że aż strach pomyśleć :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam tą książkę, mam do niej wielki sentyment! ;)

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!