Hitler,
też, niestety, był człowiekiem. I w dodatku był zdolny do mało
zwierzęcego uczucia do Evy Braun, co, oczywiście, nie
usprawiedliwia jego bestialskich mordów. O to, że chciał władzy
nad światem, a przynajmniej nad Europą, nie mam już do niego
pretensji. Wcześniej tego chcieli Napoleon, Aleksander Macedoński,
rzymscy cezarowie, islam, papież, Mongołowie, Anglicy, Hiszpanie,
Portugalczycy, Niemcy Ottonów, Bismarcka, Wilhelma II, a
współcześnie mu Stalina... Lista jest długa. Oczywiście różnice
między Napoleonem i Hitlerem są wielkie, co do tego nie można mieć
wątpliwości. Ten pierwszy wylał mniej ludzkiej krwi i był uważany
za genialnego boga wojny, którym naprawdę był, kiedy Hitler to
tylko psychicznie chory człowiek, który miał za dużo władzy.
Jednak każdy z nich był mały, był rozkosznym, różowym bobasem w
białych powijakach. Każdy z nich miał ulubione zabawy, przyjaciół,
swoje smutki i radości, zalety i wady. Ale co się musiało stać,
że pragnęli władzy? Jak doszli na szczyt? Jak syn prawnika,
niespełniony malarz, Gruzin i wielu innych zburzyło Europę, a
także większość świata, chcąc ukształtować ich zgodnie z
osobistymi planami? Te pytania budziły i budzą fascynację pisarzy
i czytelników, o których powstaje o ich drodze na szczyty wiele
książek, w tym powieści, które ja, wielka fanka historii, z
wielką ciekawością, czytam.
Katarzyna
II Wielka
jedna
z najwybitniejszych władców Rosji, źle zapisała się w historii
Polski. Manipulowała swoim byłym kochankiem i królem naszego
kraju, Stanisławem Augustem Poniatowskim,
a także
magnaterią, doprowadzając do osłabienia Polski, a następie do
jego rozbiorów. Oczywiście, dużo w tym wszystkim było też winy
samych Polaków, ale caryca przez wiele lat była postrzegana przez
Polaków jako zło wcielone, Niemka na rosyjskim tronie. Nie można
przecież zaprzeczyć, że rządziła twardą ręką i mimo że była
oświeconą kobietą, niejeden Rurykowicz mógłby pozazdrościć, a
Iwan IV Groźny ze
pełnym uznania uśmieszkiem
powiedziałby tylko, że to jego krew. Tak naprawdę Katarzyna, a
właściwe Zofia, była krwi Askańczyków, Ottona ze Strzałą,
Albrechta Niedźwiedzia i Mechtyldy (tak, tej samej, którą możemy
poznać w Koronie
śniegu i krwi Elżbiety
Cherezińskiej). Askańczyków, twórców Marchii Brandenburskiej.
Można by powiedzieć, że dobra krew. Ale to jeszcze nie wszystko –
poza krwią są jeszcze pieniądze, intrygi, aranżowane małżeństwa,
niekoniecznie szczęśliwe i masa innych rzeczy, zdecydowanie nie dla
mięczaków i niewinnych dziewczątek zapatrzonych w idee wolności
dla każdego narodu lub jakieś inne wymysły dla mas. Ale także nie
dla biednych, terroryzowanych przez matkę księżniczek, chudych i
zaniedbanych, które zostają w dodatku żonami wariatów,
niezwracających
na nic uwagi poza wojskiem. Więc w jaki sposób taka osóbka, która,
według wszelkiego prawdopodobieństwa, powinna umrzeć w
zapomnieniu, stała się jedną z najbardziej bezwzględnych kobiet
dziejach, bijąc w popularności, przewrotności i okrucieństwie
Elżbietę I Tudor i cesarzową Wiktorię Hanowerską?
Główną
bohaterką książki jest Warwara Nikołajewna, właściwie Barbara –
bo pochodzi z Polski - i powieść jest jej wspomnieniami. Córka
introligatora i biednej, polskiej szlachcianki po śmierci rodziców
dostaje się na dwór cesarzowej Elżbiety, gdzie w końcu dorabia
się pozycji lektorki wielkiego księcia Piotra i szpiega, wychodzi
za rosyjskiego oficera, rodzi córkę, a w końcu zostaje hrabiną.
Wspinaniu się bohaterki po szczeblach kariery towarzyszą wzniosłe
wydarzenia: ślub Piotra z pruską księżniczką Zofią, która
stanie się potem Katarzyną II, wojna siedmioletnia, śmierć
cesarzowej, przewrót pałacowy i początek rządów Zofii. Ponieważ
Barbara jest szpiegiem carycy, a jednocześnie przyjaciółką
Katarzyny, dowiadujemy się o dworskich intrygach, mężczyznach
carycy i jej następczyni, o najgłębiej skrywanych tajemnicach
dworzan, uczestniczymy w kolejnych spiskach, a jednocześnie w
zwykłym życiu, które również jest udziałem monarchów i ich
dworów. Poznajemy także tam postacie mniej lub bardziej
historyczne, przedstawione bardzo ludzko, a także ze specyficznej
perspektywy – szpiega, który wie i tak to, co chcą ukryć, albo
przynajmniej się już domyśla i równocześnie wrażliwej,
inteligentnej kobiety, która nikogo nie ocenia, tylko obserwuje i
notuje swoje spostrzeżenia. Mamy więc możliwie największy
podgląd na to, co tam się działo, a jednocześnie uczestniczmy w
prywatnym życiu bohaterki, nierozerwalnie złączonym z polityką i
sprawami rządzących – spragnionych biografii władczyni, albo
opracowania bardziej naukowego ostrzegam, że to powieść
historyczna, gdzie fikcja splata się z historią bardzo mocno i że
trudno zdecydować, co jest prawdą, a co nie. Jednak to, w miarę
czytania powieści, przestaje zupełnie nie przeszkadzać,
szczególnie, tak jak ja, polubi się Warwarę.
Największym
chyba plusem książki jest język Autorki. Zwiewny, lekki,
nieprzekombinowany styl, zdania łączące się w płynną, śpiewną
całość. Nie ma tu eksperymentów ze środkami wyrazu –
porównania są tam, gdzie rzeczy kojarzą się z czymś innym
każdemu, dzięki czemu stają się bardzo plastyczne. Brakuje też,
co za ulga dla moich zszarganych nerwów, nachalnego archaizowania
wypowiedzi przy jednoczesnym łączeniu z zupełnie potocznymi,
współczesnymi wyrażeniami, co sprawia dość dziwne wrażenie.
Dialogów zresztą jest mało, a kiedy są, nie odstają niczym od
współczesnej mowy, no chyba oprócz tradycyjnych rosyjskich wyrażeń
i nazw. Wszystko razem tworzy niezwykle piękną, elegancką niczym
suknie carycy, harmonijną całość, która oplątuje i hipnotyzuje
czytelnika tak, że choćby nie lubił historii, albo nie mógł
ścierpieć tematu czy bohaterów, musi czytać dalej, przynosząc mu
zadowolenie i odpoczynek. Albo, jak to bywa z książkami, w której
dużą rolę pełni historia , wiedział, co wydarzy się z Elżbietą,
Katarzyną, Piotrem, jak potoczą dzieje kolejnych bohaterów.
Przynajmniej ja tak miałam, bo, chyba już wiecie, przywiązuję
wielką wagę do tego, jak książka została napisana i jestem
gotowa przeczytać wszystko od deski do deski, byle było dobrze
napisane. Z tymi gorzej napisanymi jest już różnie...
Bohaterowie,
których jestem zmuszona przedstawić szerzej, to kolejna mocna
strona książki. Autorka opisuje pierwszoplanowe postacie bardzo
starannie, wszechstronnie i powoli, dawkując ich charakterystyki w
odpowiednich proporcjach – nie poznajemy ich od razu, do końca
poznając nowe aspekty ich osobowości. Pisarka dużo uwagi poświęca
szczegółom – pod jej piórem nieistotne elementy zgrabnie
stapiają się w jeden niezwykle szczegółowy i bogaty portret
jakiegoś bohatera, naturalny, pełnokrwisty. Autorka pokazuje wady,
zalety, silne i słabe strony każdej z postaci, myśli – co
dotyczy tylko głównej bohaterki – nie przemilczając niczego,
nawet tego, co sprawia, że postać lubimy mniej. Świadczy to przede
wszystkim o niezwykłej pewności siebie Autorki, ale także o
talencie, przez którym nisko chylę czoło – każdy pisarz ma
skłonności do jakiegoś idealizowania swoich bohaterów, każdy
przedstawia ich mniej lub bardziej jak swoje lepsze alter
ego,
jednak tu pisarka prezentuje ich jak zwykłych ludzi, takich jak my,
ale jak my bez makijażu i internetowych upiększeń, nawet z
najgorszymi myślami.
Warwara
to postać najbardziej szczegółowo przedstawiona i nic w tym
dziwnego, bo przecież jest główną bohaterką, narratorką
historii. Autorka powoli, strona za stroną, nawet każąc jej
opowiadać o czymś innym, wgłębia się w psychikę, wspomnienia i
wszystko, co Warwarę kształtuje, robiąc to niespiesznie,
delikatnie i bardzo ciekawie, mimo że postać ta nie jest jakaś
oryginalna - kobieta nie wyróżnia się niczym nieprzeciętnym,
nawet urodą, a już na pewno nie charakterem – nie ma więcej
zalet niż wad, a swoją niewinność i naiwność straciła już
bardzo dawno, do wielu ludzi żywi czasami nieskrywaną nienawiść
czy wrogość, chociaż czasami, jak to bywa w życiu, później musi
tego żałować. Jej miłość do córeczki, Darii, również nie
jest niczym w literaturze nowym, a bynajmniej ukazanym w nowy, świeży
sposób, budzi jednak w czytelnikach ciepłe uczucia, tak jak jej
przytłaczająca samotność na początku powieści i marzenie o
posiadaniu jakiejś przyjaciółki, kogoś, kto będzie mógł ją
zrozumieć i komu będzie mogła zaufać w miejscu, w którym wszyscy
kłamią i szpiegują siebie nawzajem. Dzięki temu lubimy ją
bardziej niż spiżowe sylwetki innych książkowych tworów – jest
ludzka, taka bardzo podobna do nas, osobników (w znacznej
większości) nieświętych. Poza tym Warwara jest obdarowana
spostrzegawczością i bezstronnością swoich sądów, jako zawodowy
szpieg i jako – tak naprawdę – cudzoziemka, w której interesie
jest przede wszystkim przeżycie w świecie spisków i zbrodni. Ze
szczególików, które zauważa, z drobnych historii, które
spostrzega, nie mówiąc, czy lubi daną osobę, czy nie, nakreśla
portrety poszczególnych bohaterów i starannie opisuje ważne,
zapamiętane przez siebie historie z ich udziałem. Nie można jej
też odmówić inteligencji, co mocno muszę podkreślić, bo
spotkanie prawdziwie inteligentnego bohatera książkowego, jeszcze w
tych czasach, to jak natknięcie się na odmianę jakiejś rzadkiej
chronionej rośliny. A jeśli mowa o młodych kobietach, to niewiasta
o czaszce, w której jest mózg, a nie puch, w dzisiejszej
literaturze jest na wagę złota. Naprawdę.
Bardzo
lubię także rodzinę głównej bohaterki – męża Igora i Darię,
chociaż, wiadomo, postać córki jest bardzo przez matkę
idealizowana, co przecież jest oczywiste. Natomiast Igor, choć
należący do postaci stojących na uboczu, nie jest nie mniej ważny
i ciekawy – to gorącokrwisty oficer, we wiecznych długach
powstających przy okazji zakładów z przyjaciółmi i prawdziwy
żołnierz kochający swój kraj bardziej chyba niż żonę, w
dodatku – kto by się spodziewał – czuły, bardzo dobry ojciec
dla Darii, która będzie później kochać go mimo wszystko. Bo,
jeśli myślicie, że powiem wam, co się z nim stało, jesteście w
dużym błędzie. W każdym razie wnosi do powieści, zdominowanej
przez zniewieściałych intrygantów i kochanków obu caryc, coś
świeżego, autentycznego. Dzikiego. A może powiedziałabym nawet,
szlachetnego, bo Igor jest idealistą, patriotą, wierzącym, dzięki
reformom – jakie powinny nastąpić w rosyjskiej armii – wojna
zostanie wygrana. W imię tych wartości walczy, płacąc najwyższą
cenę.
Postacie
historyczne zostały opisane bardzo ciekawie, a jednocześnie
bezstronnie, Autorka skrupulatnie unika oceniania i pomstowania
oczami Warwary na ich liczne wady czy zepsute czasy. Przedstawia ich
z niezwykłą psychologiczną głębią, zrozumieniem, jednocześnie
nie odbiegając od prawdy historycznej. Nie oczernia tych, których
nie darzy sympatią, nie wybiela tych, których lubi, raczej z
pietyzmem odkurza ich portrety, przedstawiając nam ludzi takich jak
wielu z tych, którzy nas otaczają, tyle że na szczytach władzy,
codziennie walczących o kolejny dzień przetrwania na dworze. Przed
naszymi oczami przewija się cała ich galeria, jak w kalejdoskopie,
jedne zostają dłużej, inne – tak jak polski ambasador mianowany
przez wszechpotężnego króla Augusta III Sasa, młody i dość
naiwny Stanisław Antoni Poniatowski – pojawiają się tylko na
chwilę, niepozbawione są jednak psychologicznej głębi i tego
rysu, który sprawia, że są żywi. Poznajemy więc carycę
Elżbietę, spędzającą czas na pijackich orgiach, patrzeniu na
szalonego księcia Iwana i leżeniu krzyżem przed ikoną Matki
Boskiej. Wielkiego Księcia Piotra, późniejszego cara, osobiście
kochającego pruskich żołnierzy i największego wroga Rosji, króla
Prus Fryderyka II; sam jest niekoniecznie zdrowego psychicznie,
szczególnie po ospie, która na zawsze zniszczyła mu twarz. Matkę
Katarzyny vel
Zofii,
osóbkę widzącą w córce tylko pionek w grze o własny awans. No
i, oczywiście, samą Katarzynę.
Wielka
caryca została przedstawiona tu bezstronnie, bardzo ludzko. Autorka
ma odpowiedni dystans do tej postaci, traktuje ją jak bardzo
inteligentną kobietę, którą doświadczenie nauczyło, że jeśli
chce wygrać grę o władzę musi być bezwzględna, nawet kosztem
miłości, której trzeba się wyrzec (przychodzi jej to nawet łatwo…
bardzo łatwo) co niekoniecznie rozumnie jej kochanek, pan
Poniatowski. Zresztą nie interesują ją skutki – woli raczej
prześledzić przyczyny, te drobne, czasami nic nieznaczące
doświadczenia, które wątłą, ufną i łagodną Zofię, dźwigającą
ciężar ambicji matki, zmieniły w niewątpliwie okrutną, pewną
siebie Katarzynę, doskonałego polityka, umiejętnie
wykorzystującego dawne bliskie znajomości z naiwnymi ludźmi, jak
wyżej wspominany Polak. Przy całej przebiegłości carycy w tej
powieści nie brakuje rys kobiecych, co prawda wypaczonych przez
fakt, że jej własne dzieci wolały ciotkę Elżbietę niż ją i
licznych kochanków, których liczba niebezpiecznie zbliża Katarzynę
do swojej poprzedniczki. Jednak pisarka sięga jeszcze głębiej –
zdaje się rozumieć swoją bohaterkę, tak jak kobieta rozumie
kobietę, a nawet uwypukla bolesne fragmenty jej życia, przez co
momentami, szczególnie na początku powieści, nawet współczujemy
biednej dziewczynce, jaką była. Później dopiero okazuje się, że
nie wiedzieliśmy nawet połowy o niej – poznajemy ją jak Warwara:
powoli, z dystansem przyglądając się jej poczynaniom i chwilom
bardzie intymnym, reakcjom na różne wydarzenia i słowa innych, po
jakimś czasie wiemy o niej wystarczająco tyle, by nazwać ją, tak
jak główna bohaterka, przyjaciółką, chociaż chyba nie każdy
chciałby zawrzeć z nią bliższą znajomość. W każdym razie
zajrzeć do wnętrza takiej osoby, a jeszcze zostać jej
przyjaciółką, to niezwykle osobliwe uczucie, jak dla mnie bardzo
przyjemne.
Błędów
historycznych w powieści nie zauważyłam żadnych, pod względem
merytorycznym książka jest nienaganna. Zresztą, na końcu pisarka
pobieżnie wymieniła opracowania, z których korzystała –
pomiędzy nimi były oryginalne pamiętniki carycy, niewątpliwie
cenne, wiarygodne źródło. Co więcej, Autorka momentami błyszczy
ciekawostkami, szczególikami, dotyczącymi najczęściej obyczajów
XVIII-wiecznej Rosji i jej kultury oraz mody. Zabierając się za
intrygi, wojny i wszystkie te sprawy dużych, niegrzecznych dzieci
zwanych politykami, doskonale orientuje się w realiach, celach
każdego z monarchów i zawiłościach prowadzonych przez nich
polityki, co dla mnie, osóbki raczej naiwnej i niewinnej, czasami
jest zbyt zawiłe lub trudne do zrozumienia. Należy także
odnotować, że, mimo o wojnie siedmioletniej nie ma tu zbyt wiele,
pisarka przypomina nam bardzo mało znaną bitwę pod
Groβ-Jägerdorfem, powiększając tym samym moją wiedzę
historyczną (natychmiast po przeczytaniu książki szukałam jakichś
informacji na temat bitwy w Internecie), za co jej bardzo dziękuję.
Fabuła,
w miarę rozwoju wydarzeń, nabiera tempa – przy końcu znajduje
się punkt zwrotny dla wszystkich wątków, a potem stopniowe
wyciszanie. Nie mamy jednak uczucia chaosu; pisarka uważnie i wolno
plącze swoją sieć z wątków, poszczególnych historii, każdy z
nich kończąc w odpowiednim momencie, by w innym jeszcze raz o nim
przypomnieć - jak z powracającym snem Warwary, dotyczącym realnych
wydarzeń z jej życia. W przeciwieństwie do innych książek
historycznych, w których – z racji tego, że kluczowe wydarzenia
miały miejsce w różnych latach – tutaj nie miałam nieznośnego
uczucia cięcia scen, mimo że powieść została podzielona
rozdziały, każdy obejmujący kilka lat. Sceny przepływają
płynnie, pisarka dba o to, by, nawet gdy jest zmuszona do robienia
przeskoków, wszystkie wątki i wydarzenia były jasne dla
czytelnika. Ponadto, ani przez jedną stronę nie odczuwałam nudy,
wręcz przeciwnie – z rosnącym w miarę rozwoju akcji
zainteresowaniem przerzucałam strony i wgłębiałam się w
malowniczą historię, wabiącą mnie kolorami, postaciami i po
prostu dobrze napisaną opowieścią, może nie nową, ale i tak
bardzo ciekawą.
Trzeba
jednak przyznać, że sam pomysł na książkę nie jest nowy. Na
kartach wielu powieści o drodze przeróżnych ludzi na królewski
czy cesarskich tron, względnie kanclerski fotel (co ten Hindenburg
sobie myślał, kiedy przekazywał tę godność Hitlerowi?!) aż roi
się od szpiegów, którzy z powodu swojego zawodu widzą to wszystko
z perspektywy zakulisowej, znają prawdziwe intencje i umieją
prześwietlić spiski możnych oraz dworskie intrygi. Gdy w ten
sposób popatrzymy na historię Warwary, nie wydaje się niczym
nowym, tak samo jak konstrukcja powieści, chyba że uprę się i
napiszę, że Wareńka jest szpiegiem w spoczynku, spisującym swoje
wspomnienia po latach. Biorąc książkę do ręki, miałam nadzieję
na opowieść Katarzyny, pełną intymnych szczegółów i wyznań
szeptanych czytelnikowi do ucha, co byłoby rzeczą bardzo oryginalną
(a i bardzo trudną, ale myślę, że pisarka, gdyby przysiadła
fałdy, poradziłaby sobie z jeszcze bardziej trudnymi rzeczami) i
dzięki temu mogłaby bardziej skupić się na historii, nie na
historii życia wymyślonej bohaterki, tym samym uniknęłaby
wplatania powieściowej fikcji nad faktami, na tyle intrygującymi,
że dałoby się z tego zrobić ciekawą rzecz przez jakiekolwiek osi
fabularnej. Z drugiej strony, dzięki Warwarze, której historia
spina wszystkie wydarzenia, pisarka w łatwy i przyjemny sposób
uniknęła zarzutów o bezsensowność, dłużyzny albo pełną
niepotrzebnych dygresji narrację. W każdym razie – jest tak, jak
jest, a równowaga między fikcją a prawdą cudem została
zachowana.
Jedną
rzeczą, na którą mogę się naprawdę skarżyć to okładka. I
tytuł. Angielski brzmi The
Winter Palace,
czyli po prostu Pałac
Zimowy i
chociaż nie jest dobrany zbyt fortunnie, to zostawia pole dla
wyobraźni, jak to mówiła Ania z Zielonego Wzgórza, a nie sprawia,
że od początku wiemy, o czym będzie książka, jak to czyni ten z
polskiego wydawnictwa. Chociaż w przypadku tej, konkretnej powieści,
myślę, że jest zabieg przemyślany przez polskiego wydawcę –
każdy, kto mniej więcej zna historię Polski, zainteresuje się
carycą, kochanką ostatniego króla naszego kraju i osobą, która,
wraz z Fryderykiem II i Marią Teresą, pozbawiła Polskę
niepodległości na 123 lata. Postać Katarzyny budzi więc jakieś
konkretne emocje, dzięki którym wiele osób zwróci uwagę na
książkę, szczególnie – jak informuje nas podtytuł – postać
dotyczy sposobu, w jaki dostała się na rosyjski tron. Pałac Zimowy
kojarzy się z carami w ogóle, a jeszcze wiele ludzi (niestety, tacy
istnieją) nie wiedzą, w jakim państwie znajduje się taki pałac,
albo czy przypadkiem nie jest to fantastyka. Mimo tego tytuł mnie
irytuje, nie tylko dlatego, że jest bardzo długi, a ja nie mam
pamięci do długich tytułów, ale także z tego powodu, że
zgrabnie myli czytelnika, powieść, jak już wiecie, nie jest
zupełnie o Katarzynie, a powieść nie jest stuprocentowo o jej
dochodzeniu do władzy. Okładka też nie pociąga. Gdy pierwszy raz
ją zobaczyłam, od tej szachownicy, musiałam zmrużyć oczy i wcale
nie dlatego, że, mimo że nie noszę okularów, coraz bardziej
niszczą mi się od komputerów, telefonów i, oczywiście, książek
(jasne, oszukuj się dalej, Kylie). Odwrócona postać w przepysznej,
czerwonej sukni bardzo przypomina Katarzynę i pasuje tam w miarę,
to fakt, a tytuł zwinięty w barokowe zawijasy jest przyjemny dla
oka, chociaż dziwnie kojarzy się z romansidłami; jednak wydaje mi
się, że tych wszystkich napisów w tej zwykłej, psującej wszystko czcionce, jest za dużo. Patrzę na okładkę i co widzę? Reklamy,
nachalne zachęcenia do kupna powieści, zapewnienia, że to jest
powieść o wielkiej, potężnej carycy i tylko o niej, w dodatku
wszystko brzydką czcionką, zwykłą (to chyba najzwyklejszy Arial)
i nudną, jakby wszystko nie mogło się zmieścić w opisie. Już
chyba nie muszę mówić, jak to działa na mój delikatny układ
nerwowy, szczególnie
że
wydawnictwo jest jednym z moich ulubionych i naprawdę wysoko cenię
sobie jakość wydawanych przez nich książek.
Poważny
historyk prychnąłby na widok tej książki, kiedy dowiedziałby
się, że samej Katarzyny w powieści, rzekomo o Katarzynie, nie jest
znów tak dużo, jednak jeśli ów historyk jest książkowym molem,
szukającym dodatkowo jakiegoś miłego, łagodnego wstępu w
historię Rosji XVIII-wieku czy też w samą biografię carycy, by
potem nie utknąć przy poważniejszych książkach, powieść jest w
sam raz. Chociaż porównanie mnie do historyka jest tak samo trafne,
jak porównanie romansu stuletniego wampira Edwarda
siedemnastoletniej Belli do doskonałej Lolity
Nabokova,
więc wiecie. Prawdą jest jednak, że nie odpuszczę sobie żadnej
powieści historycznej, na jaką się natknę, nie mówiąc już o
takiej, która, tak jak ta, jest świetnie napisana, ma w sobie pełno
ciekawych postaci, słowem, jest bardzo dobra Jedna z tych na tyle
dobrych, że pozwala poznać postacie historyczne od podszewki,
często obdzierając je, jeśli są to królowie, z blichtru i aury
boskiego namaszczenia, pokazując nam ludzi, którymi przecież byli.
Pozwolić nam się z nimi zaprzyjaźnić. A ponieważ książki mają
do siebie to, że bohaterowie nie wychodzą z nich (na nieszczęście
dziewczyn spragnionych przystojniaków), śmiało mogę powiedzieć,
że Katarzynę II znam teraz jak przyjaciółkę i że tą
przyjaciółką jest. Mimo
że w realnym świecie – niestety - zapewne
nie byłoby aż tak kolorowo.
Tytuł:
„Katarzyna II. Gra o władzę”
Autor:
Eva Stachniak
Zakochałam się w tej książce od pierwszej strony. Postać Katarzyny Wielkiej interesuje mnie od lat, a Ewa Stachniak ujęła w przyjemną otoczkę to, co wielu historyków pomija - młode lata carycy. Poza tym ogólnie lubię powieści osadzone na rzeczywistym tle, zwłaszcza jeśli przygotowane są dobrze i spójnie, bez przeinaczania faktów. Tutaj mamy wszystkie te elementy. Wielka szkoda, że druga powieść autorki o carycy czyta się dużo gorzej.
OdpowiedzUsuńHistorią się za bardzo nie interesuję, więc nie wiem, czy ta książka by mnie porwała.
OdpowiedzUsuńKsiążkę na pewno kiedyś przeczytam! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie ^^
Już dawno zainteresowałam się tą pozycją. Być może tym razem to już czas, by po nią sięgnąć ? :)
OdpowiedzUsuńhttp://chcecosznaczyc.blogspot.com/
Początkowo byłam przekonana, że mam do czynienia z biografią carycy, a nie z powieścią historyczną. Dopiero twoja recenzja wyprowadziła mnie z tego błędu. Nie zmienia to jednak faktu, że na co dzień wolę czytać inne gatunki literackie. Dlatego też jednak odpuszczę sobie lekturę : „Katarzyna II. Gra o władzę”. Ale cieszę się, ze Tobie tak mocno przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuń