niedziela, 19 kwietnia 2015

Moja przyjaciółka, Katarzyna II. Recenzja książki

Hitler, też, niestety, był człowiekiem. I w dodatku był zdolny do mało zwierzęcego uczucia do Evy Braun, co, oczywiście, nie usprawiedliwia jego bestialskich mordów. O to, że chciał władzy nad światem, a przynajmniej nad Europą, nie mam już do niego pretensji. Wcześniej tego chcieli Napoleon, Aleksander Macedoński, rzymscy cezarowie, islam, papież, Mongołowie, Anglicy, Hiszpanie, Portugalczycy, Niemcy Ottonów, Bismarcka, Wilhelma II, a współcześnie mu Stalina... Lista jest długa. Oczywiście różnice między Napoleonem i Hitlerem są wielkie, co do tego nie można mieć wątpliwości. Ten pierwszy wylał mniej ludzkiej krwi i był uważany za genialnego boga wojny, którym naprawdę był, kiedy Hitler to tylko psychicznie chory człowiek, który miał za dużo władzy. Jednak każdy z nich był mały, był rozkosznym, różowym bobasem w białych powijakach. Każdy z nich miał ulubione zabawy, przyjaciół, swoje smutki i radości, zalety i wady. Ale co się musiało stać, że pragnęli władzy? Jak doszli na szczyt? Jak syn prawnika, niespełniony malarz, Gruzin i wielu innych zburzyło Europę, a także większość świata, chcąc ukształtować ich zgodnie z osobistymi planami? Te pytania budziły i budzą fascynację pisarzy i czytelników, o których powstaje o ich drodze na szczyty wiele książek, w tym powieści, które ja, wielka fanka historii, z wielką ciekawością, czytam.

Katarzyna II Wielka jedna z najwybitniejszych władców Rosji, źle zapisała się w historii Polski. Manipulowała swoim byłym kochankiem i królem naszego kraju, Stanisławem Augustem Poniatowskim, a także magnaterią, doprowadzając do osłabienia Polski, a następie do jego rozbiorów. Oczywiście, dużo w tym wszystkim było też winy samych Polaków, ale caryca przez wiele lat była postrzegana przez Polaków jako zło wcielone, Niemka na rosyjskim tronie. Nie można przecież zaprzeczyć, że rządziła twardą ręką i mimo że była oświeconą kobietą, niejeden Rurykowicz mógłby pozazdrościć, a Iwan IV Groźny ze pełnym uznania uśmieszkiem powiedziałby tylko, że to jego krew. Tak naprawdę Katarzyna, a właściwe Zofia, była krwi Askańczyków, Ottona ze Strzałą, Albrechta Niedźwiedzia i Mechtyldy (tak, tej samej, którą możemy poznać w Koronie śniegu i krwi Elżbiety Cherezińskiej). Askańczyków, twórców Marchii Brandenburskiej. Można by powiedzieć, że dobra krew. Ale to jeszcze nie wszystko – poza krwią są jeszcze pieniądze, intrygi, aranżowane małżeństwa, niekoniecznie szczęśliwe i masa innych rzeczy, zdecydowanie nie dla mięczaków i niewinnych dziewczątek zapatrzonych w idee wolności dla każdego narodu lub jakieś inne wymysły dla mas. Ale także nie dla biednych, terroryzowanych przez matkę księżniczek, chudych i zaniedbanych, które zostają w dodatku żonami wariatów, niezwracających na nic uwagi poza wojskiem. Więc w jaki sposób taka osóbka, która, według wszelkiego prawdopodobieństwa, powinna umrzeć w zapomnieniu, stała się jedną z najbardziej bezwzględnych kobiet dziejach, bijąc w popularności, przewrotności i okrucieństwie Elżbietę I Tudor i cesarzową Wiktorię Hanowerską?
Główną bohaterką książki jest Warwara Nikołajewna, właściwie Barbara – bo pochodzi z Polski - i powieść jest jej wspomnieniami. Córka introligatora i biednej, polskiej szlachcianki po śmierci rodziców dostaje się na dwór cesarzowej Elżbiety, gdzie w końcu dorabia się pozycji lektorki wielkiego księcia Piotra i szpiega, wychodzi za rosyjskiego oficera, rodzi córkę, a w końcu zostaje hrabiną. Wspinaniu się bohaterki po szczeblach kariery towarzyszą wzniosłe wydarzenia: ślub Piotra z pruską księżniczką Zofią, która stanie się potem Katarzyną II, wojna siedmioletnia, śmierć cesarzowej, przewrót pałacowy i początek rządów Zofii. Ponieważ Barbara jest szpiegiem carycy, a jednocześnie przyjaciółką Katarzyny, dowiadujemy się o dworskich intrygach, mężczyznach carycy i jej następczyni, o najgłębiej skrywanych tajemnicach dworzan, uczestniczymy w kolejnych spiskach, a jednocześnie w zwykłym życiu, które również jest udziałem monarchów i ich dworów. Poznajemy także tam postacie mniej lub bardziej historyczne, przedstawione bardzo ludzko, a także ze specyficznej perspektywy – szpiega, który wie i tak to, co chcą ukryć, albo przynajmniej się już domyśla i równocześnie wrażliwej, inteligentnej kobiety, która nikogo nie ocenia, tylko obserwuje i notuje swoje spostrzeżenia. Mamy więc możliwie największy podgląd na to, co tam się działo, a jednocześnie uczestniczmy w prywatnym życiu bohaterki, nierozerwalnie złączonym z polityką i sprawami rządzących – spragnionych biografii władczyni, albo opracowania bardziej naukowego ostrzegam, że to powieść historyczna, gdzie fikcja splata się z historią bardzo mocno i że trudno zdecydować, co jest prawdą, a co nie. Jednak to, w miarę czytania powieści, przestaje zupełnie nie przeszkadzać, szczególnie, tak jak ja, polubi się Warwarę.

Największym chyba plusem książki jest język Autorki. Zwiewny, lekki, nieprzekombinowany styl, zdania łączące się w płynną, śpiewną całość. Nie ma tu eksperymentów ze środkami wyrazu – porównania są tam, gdzie rzeczy kojarzą się z czymś innym każdemu, dzięki czemu stają się bardzo plastyczne. Brakuje też, co za ulga dla moich zszarganych nerwów, nachalnego archaizowania wypowiedzi przy jednoczesnym łączeniu z zupełnie potocznymi, współczesnymi wyrażeniami, co sprawia dość dziwne wrażenie. Dialogów zresztą jest mało, a kiedy są, nie odstają niczym od współczesnej mowy, no chyba oprócz tradycyjnych rosyjskich wyrażeń i nazw. Wszystko razem tworzy niezwykle piękną, elegancką niczym suknie carycy, harmonijną całość, która oplątuje i hipnotyzuje czytelnika tak, że choćby nie lubił historii, albo nie mógł ścierpieć tematu czy bohaterów, musi czytać dalej, przynosząc mu zadowolenie i odpoczynek. Albo, jak to bywa z książkami, w której dużą rolę pełni historia , wiedział, co wydarzy się z Elżbietą, Katarzyną, Piotrem, jak potoczą dzieje kolejnych bohaterów. Przynajmniej ja tak miałam, bo, chyba już wiecie, przywiązuję wielką wagę do tego, jak książka została napisana i jestem gotowa przeczytać wszystko od deski do deski, byle było dobrze napisane. Z tymi gorzej napisanymi jest już różnie...

Bohaterowie, których jestem zmuszona przedstawić szerzej, to kolejna mocna strona książki. Autorka opisuje pierwszoplanowe postacie bardzo starannie, wszechstronnie i powoli, dawkując ich charakterystyki w odpowiednich proporcjach – nie poznajemy ich od razu, do końca poznając nowe aspekty ich osobowości. Pisarka dużo uwagi poświęca szczegółom – pod jej piórem nieistotne elementy zgrabnie stapiają się w jeden niezwykle szczegółowy i bogaty portret jakiegoś bohatera, naturalny, pełnokrwisty. Autorka pokazuje wady, zalety, silne i słabe strony każdej z postaci, myśli – co dotyczy tylko głównej bohaterki – nie przemilczając niczego, nawet tego, co sprawia, że postać lubimy mniej. Świadczy to przede wszystkim o niezwykłej pewności siebie Autorki, ale także o talencie, przez którym nisko chylę czoło – każdy pisarz ma skłonności do jakiegoś idealizowania swoich bohaterów, każdy przedstawia ich mniej lub bardziej jak swoje lepsze alter ego, jednak tu pisarka prezentuje ich jak zwykłych ludzi, takich jak my, ale jak my bez makijażu i internetowych upiększeń, nawet z najgorszymi myślami.

Warwara to postać najbardziej szczegółowo przedstawiona i nic w tym dziwnego, bo przecież jest główną bohaterką, narratorką historii. Autorka powoli, strona za stroną, nawet każąc jej opowiadać o czymś innym, wgłębia się w psychikę, wspomnienia i wszystko, co Warwarę kształtuje, robiąc to niespiesznie, delikatnie i bardzo ciekawie, mimo że postać ta nie jest jakaś oryginalna - kobieta nie wyróżnia się niczym nieprzeciętnym, nawet urodą, a już na pewno nie charakterem – nie ma więcej zalet niż wad, a swoją niewinność i naiwność straciła już bardzo dawno, do wielu ludzi żywi czasami nieskrywaną nienawiść czy wrogość, chociaż czasami, jak to bywa w życiu, później musi tego żałować. Jej miłość do córeczki, Darii, również nie jest niczym w literaturze nowym, a bynajmniej ukazanym w nowy, świeży sposób, budzi jednak w czytelnikach ciepłe uczucia, tak jak jej przytłaczająca samotność na początku powieści i marzenie o posiadaniu jakiejś przyjaciółki, kogoś, kto będzie mógł ją zrozumieć i komu będzie mogła zaufać w miejscu, w którym wszyscy kłamią i szpiegują siebie nawzajem. Dzięki temu lubimy ją bardziej niż spiżowe sylwetki innych książkowych tworów – jest ludzka, taka bardzo podobna do nas, osobników (w znacznej większości) nieświętych. Poza tym Warwara jest obdarowana spostrzegawczością i bezstronnością swoich sądów, jako zawodowy szpieg i jako – tak naprawdę – cudzoziemka, w której interesie jest przede wszystkim przeżycie w świecie spisków i zbrodni. Ze szczególików, które zauważa, z drobnych historii, które spostrzega, nie mówiąc, czy lubi daną osobę, czy nie, nakreśla portrety poszczególnych bohaterów i starannie opisuje ważne, zapamiętane przez siebie historie z ich udziałem. Nie można jej też odmówić inteligencji, co mocno muszę podkreślić, bo spotkanie prawdziwie inteligentnego bohatera książkowego, jeszcze w tych czasach, to jak natknięcie się na odmianę jakiejś rzadkiej chronionej rośliny. A jeśli mowa o młodych kobietach, to niewiasta o czaszce, w której jest mózg, a nie puch, w dzisiejszej literaturze jest na wagę złota. Naprawdę.

Bardzo lubię także rodzinę głównej bohaterki – męża Igora i Darię, chociaż, wiadomo, postać córki jest bardzo przez matkę idealizowana, co przecież jest oczywiste. Natomiast Igor, choć należący do postaci stojących na uboczu, nie jest nie mniej ważny i ciekawy – to gorącokrwisty oficer, we wiecznych długach powstających przy okazji zakładów z przyjaciółmi i prawdziwy żołnierz kochający swój kraj bardziej chyba niż żonę, w dodatku – kto by się spodziewał – czuły, bardzo dobry ojciec dla Darii, która będzie później kochać go mimo wszystko. Bo, jeśli myślicie, że powiem wam, co się z nim stało, jesteście w dużym błędzie. W każdym razie wnosi do powieści, zdominowanej przez zniewieściałych intrygantów i kochanków obu caryc, coś świeżego, autentycznego. Dzikiego. A może powiedziałabym nawet, szlachetnego, bo Igor jest idealistą, patriotą, wierzącym, dzięki reformom – jakie powinny nastąpić w rosyjskiej armii – wojna zostanie wygrana. W imię tych wartości walczy, płacąc najwyższą cenę.

Postacie historyczne zostały opisane bardzo ciekawie, a jednocześnie bezstronnie, Autorka skrupulatnie unika oceniania i pomstowania oczami Warwary na ich liczne wady czy zepsute czasy. Przedstawia ich z niezwykłą psychologiczną głębią, zrozumieniem, jednocześnie nie odbiegając od prawdy historycznej. Nie oczernia tych, których nie darzy sympatią, nie wybiela tych, których lubi, raczej z pietyzmem odkurza ich portrety, przedstawiając nam ludzi takich jak wielu z tych, którzy nas otaczają, tyle że na szczytach władzy, codziennie walczących o kolejny dzień przetrwania na dworze. Przed naszymi oczami przewija się cała ich galeria, jak w kalejdoskopie, jedne zostają dłużej, inne – tak jak polski ambasador mianowany przez wszechpotężnego króla Augusta III Sasa, młody i dość naiwny Stanisław Antoni Poniatowski – pojawiają się tylko na chwilę, niepozbawione są jednak psychologicznej głębi i tego rysu, który sprawia, że są żywi. Poznajemy więc carycę Elżbietę, spędzającą czas na pijackich orgiach, patrzeniu na szalonego księcia Iwana i leżeniu krzyżem przed ikoną Matki Boskiej. Wielkiego Księcia Piotra, późniejszego cara, osobiście kochającego pruskich żołnierzy i największego wroga Rosji, króla Prus Fryderyka II; sam jest niekoniecznie zdrowego psychicznie, szczególnie po ospie, która na zawsze zniszczyła mu twarz. Matkę Katarzyny vel Zofii, osóbkę widzącą w córce tylko pionek w grze o własny awans. No i, oczywiście, samą Katarzynę.

Wielka caryca została przedstawiona tu bezstronnie, bardzo ludzko. Autorka ma odpowiedni dystans do tej postaci, traktuje ją jak bardzo inteligentną kobietę, którą doświadczenie nauczyło, że jeśli chce wygrać grę o władzę musi być bezwzględna, nawet kosztem miłości, której trzeba się wyrzec (przychodzi jej to nawet łatwo… bardzo łatwo) co niekoniecznie rozumnie jej kochanek, pan Poniatowski. Zresztą nie interesują ją skutki – woli raczej prześledzić przyczyny, te drobne, czasami nic nieznaczące doświadczenia, które wątłą, ufną i łagodną Zofię, dźwigającą ciężar ambicji matki, zmieniły w niewątpliwie okrutną, pewną siebie Katarzynę, doskonałego polityka, umiejętnie wykorzystującego dawne bliskie znajomości z naiwnymi ludźmi, jak wyżej wspominany Polak. Przy całej przebiegłości carycy w tej powieści nie brakuje rys kobiecych, co prawda wypaczonych przez fakt, że jej własne dzieci wolały ciotkę Elżbietę niż ją i licznych kochanków, których liczba niebezpiecznie zbliża Katarzynę do swojej poprzedniczki. Jednak pisarka sięga jeszcze głębiej – zdaje się rozumieć swoją bohaterkę, tak jak kobieta rozumie kobietę, a nawet uwypukla bolesne fragmenty jej życia, przez co momentami, szczególnie na początku powieści, nawet współczujemy biednej dziewczynce, jaką była. Później dopiero okazuje się, że nie wiedzieliśmy nawet połowy o niej – poznajemy ją jak Warwara: powoli, z dystansem przyglądając się jej poczynaniom i chwilom bardzie intymnym, reakcjom na różne wydarzenia i słowa innych, po jakimś czasie wiemy o niej wystarczająco tyle, by nazwać ją, tak jak główna bohaterka, przyjaciółką, chociaż chyba nie każdy chciałby zawrzeć z nią bliższą znajomość. W każdym razie zajrzeć do wnętrza takiej osoby, a jeszcze zostać jej przyjaciółką, to niezwykle osobliwe uczucie, jak dla mnie bardzo przyjemne.

Błędów historycznych w powieści nie zauważyłam żadnych, pod względem merytorycznym książka jest nienaganna. Zresztą, na końcu pisarka pobieżnie wymieniła opracowania, z których korzystała – pomiędzy nimi były oryginalne pamiętniki carycy, niewątpliwie cenne, wiarygodne źródło. Co więcej, Autorka momentami błyszczy ciekawostkami, szczególikami, dotyczącymi najczęściej obyczajów XVIII-wiecznej Rosji i jej kultury oraz mody. Zabierając się za intrygi, wojny i wszystkie te sprawy dużych, niegrzecznych dzieci zwanych politykami, doskonale orientuje się w realiach, celach każdego z monarchów i zawiłościach prowadzonych przez nich polityki, co dla mnie, osóbki raczej naiwnej i niewinnej, czasami jest zbyt zawiłe lub trudne do zrozumienia. Należy także odnotować, że, mimo o wojnie siedmioletniej nie ma tu zbyt wiele, pisarka przypomina nam bardzo mało znaną bitwę pod Groβ-Jägerdorfem, powiększając tym samym moją wiedzę historyczną (natychmiast po przeczytaniu książki szukałam jakichś informacji na temat bitwy w Internecie), za co jej bardzo dziękuję.

Fabuła, w miarę rozwoju wydarzeń, nabiera tempa – przy końcu znajduje się punkt zwrotny dla wszystkich wątków, a potem stopniowe wyciszanie. Nie mamy jednak uczucia chaosu; pisarka uważnie i wolno plącze swoją sieć z wątków, poszczególnych historii, każdy z nich kończąc w odpowiednim momencie, by w innym jeszcze raz o nim przypomnieć - jak z powracającym snem Warwary, dotyczącym realnych wydarzeń z jej życia. W przeciwieństwie do innych książek historycznych, w których – z racji tego, że kluczowe wydarzenia miały miejsce w różnych latach – tutaj nie miałam nieznośnego uczucia cięcia scen, mimo że powieść została podzielona rozdziały, każdy obejmujący kilka lat. Sceny przepływają płynnie, pisarka dba o to, by, nawet gdy jest zmuszona do robienia przeskoków, wszystkie wątki i wydarzenia były jasne dla czytelnika. Ponadto, ani przez jedną stronę nie odczuwałam nudy, wręcz przeciwnie – z rosnącym w miarę rozwoju akcji zainteresowaniem przerzucałam strony i wgłębiałam się w malowniczą historię, wabiącą mnie kolorami, postaciami i po prostu dobrze napisaną opowieścią, może nie nową, ale i tak bardzo ciekawą.

Trzeba jednak przyznać, że sam pomysł na książkę nie jest nowy. Na kartach wielu powieści o drodze przeróżnych ludzi na królewski czy cesarskich tron, względnie kanclerski fotel (co ten Hindenburg sobie myślał, kiedy przekazywał tę godność Hitlerowi?!) aż roi się od szpiegów, którzy z powodu swojego zawodu widzą to wszystko z perspektywy zakulisowej, znają prawdziwe intencje i umieją prześwietlić spiski możnych oraz dworskie intrygi. Gdy w ten sposób popatrzymy na historię Warwary, nie wydaje się niczym nowym, tak samo jak konstrukcja powieści, chyba że uprę się i napiszę, że Wareńka jest szpiegiem w spoczynku, spisującym swoje wspomnienia po latach. Biorąc książkę do ręki, miałam nadzieję na opowieść Katarzyny, pełną intymnych szczegółów i wyznań szeptanych czytelnikowi do ucha, co byłoby rzeczą bardzo oryginalną (a i bardzo trudną, ale myślę, że pisarka, gdyby przysiadła fałdy, poradziłaby sobie z jeszcze bardziej trudnymi rzeczami) i dzięki temu mogłaby bardziej skupić się na historii, nie na historii życia wymyślonej bohaterki, tym samym uniknęłaby wplatania powieściowej fikcji nad faktami, na tyle intrygującymi, że dałoby się z tego zrobić ciekawą rzecz przez jakiekolwiek osi fabularnej. Z drugiej strony, dzięki Warwarze, której historia spina wszystkie wydarzenia, pisarka w łatwy i przyjemny sposób uniknęła zarzutów o bezsensowność, dłużyzny albo pełną niepotrzebnych dygresji narrację. W każdym razie – jest tak, jak jest, a równowaga między fikcją a prawdą cudem została zachowana.

Jedną rzeczą, na którą mogę się naprawdę skarżyć to okładka. I tytuł. Angielski brzmi The Winter Palace, czyli po prostu Pałac Zimowy i chociaż nie jest dobrany zbyt fortunnie, to zostawia pole dla wyobraźni, jak to mówiła Ania z Zielonego Wzgórza, a nie sprawia, że od początku wiemy, o czym będzie książka, jak to czyni ten z polskiego wydawnictwa. Chociaż w przypadku tej, konkretnej powieści, myślę, że jest zabieg przemyślany przez polskiego wydawcę – każdy, kto mniej więcej zna historię Polski, zainteresuje się carycą, kochanką ostatniego króla naszego kraju i osobą, która, wraz z Fryderykiem II i Marią Teresą, pozbawiła Polskę niepodległości na 123 lata. Postać Katarzyny budzi więc jakieś konkretne emocje, dzięki którym wiele osób zwróci uwagę na książkę, szczególnie – jak informuje nas podtytuł – postać dotyczy sposobu, w jaki dostała się na rosyjski tron. Pałac Zimowy kojarzy się z carami w ogóle, a jeszcze wiele ludzi (niestety, tacy istnieją) nie wiedzą, w jakim państwie znajduje się taki pałac, albo czy przypadkiem nie jest to fantastyka. Mimo tego tytuł mnie irytuje, nie tylko dlatego, że jest bardzo długi, a ja nie mam pamięci do długich tytułów, ale także z tego powodu, że zgrabnie myli czytelnika, powieść, jak już wiecie, nie jest zupełnie o Katarzynie, a powieść nie jest stuprocentowo o jej dochodzeniu do władzy. Okładka też nie pociąga. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłam, od tej szachownicy, musiałam zmrużyć oczy i wcale nie dlatego, że, mimo że nie noszę okularów, coraz bardziej niszczą mi się od komputerów, telefonów i, oczywiście, książek (jasne, oszukuj się dalej, Kylie). Odwrócona postać w przepysznej, czerwonej sukni bardzo przypomina Katarzynę i pasuje tam w miarę, to fakt, a tytuł zwinięty w barokowe zawijasy jest przyjemny dla oka, chociaż dziwnie kojarzy się z romansidłami; jednak wydaje mi się, że tych wszystkich napisów w tej zwykłej, psującej wszystko czcionce, jest za dużo. Patrzę na okładkę i co widzę? Reklamy, nachalne zachęcenia do kupna powieści, zapewnienia, że to jest powieść o wielkiej, potężnej carycy i tylko o niej, w dodatku wszystko brzydką czcionką, zwykłą (to chyba najzwyklejszy Arial) i nudną, jakby wszystko nie mogło się zmieścić w opisie. Już chyba nie muszę mówić, jak to działa na mój delikatny układ nerwowy, szczególnie że wydawnictwo jest jednym z moich ulubionych i naprawdę wysoko cenię sobie jakość wydawanych przez nich książek.

Poważny historyk prychnąłby na widok tej książki, kiedy dowiedziałby się, że samej Katarzyny w powieści, rzekomo o Katarzynie, nie jest znów tak dużo, jednak jeśli ów historyk jest książkowym molem, szukającym dodatkowo jakiegoś miłego, łagodnego wstępu w historię Rosji XVIII-wieku czy też w samą biografię carycy, by potem nie utknąć przy poważniejszych książkach, powieść jest w sam raz. Chociaż porównanie mnie do historyka jest tak samo trafne, jak porównanie romansu stuletniego wampira Edwarda siedemnastoletniej Belli do doskonałej Lolity Nabokova, więc wiecie. Prawdą jest jednak, że nie odpuszczę sobie żadnej powieści historycznej, na jaką się natknę, nie mówiąc już o takiej, która, tak jak ta, jest świetnie napisana, ma w sobie pełno ciekawych postaci, słowem, jest bardzo dobra Jedna z tych na tyle dobrych, że pozwala poznać postacie historyczne od podszewki, często obdzierając je, jeśli są to królowie, z blichtru i aury boskiego namaszczenia, pokazując nam ludzi, którymi przecież byli. Pozwolić nam się z nimi zaprzyjaźnić. A ponieważ książki mają do siebie to, że bohaterowie nie wychodzą z nich (na nieszczęście dziewczyn spragnionych przystojniaków), śmiało mogę powiedzieć, że Katarzynę II znam teraz jak przyjaciółkę i że tą przyjaciółką jest. Mimo że w realnym świecie – niestety - zapewne nie byłoby aż tak kolorowo.

Tytuł: „Katarzyna II. Gra o władzę”
Autor: Eva Stachniak
Moja ocena: 7/10


5 komentarzy :

  1. Zakochałam się w tej książce od pierwszej strony. Postać Katarzyny Wielkiej interesuje mnie od lat, a Ewa Stachniak ujęła w przyjemną otoczkę to, co wielu historyków pomija - młode lata carycy. Poza tym ogólnie lubię powieści osadzone na rzeczywistym tle, zwłaszcza jeśli przygotowane są dobrze i spójnie, bez przeinaczania faktów. Tutaj mamy wszystkie te elementy. Wielka szkoda, że druga powieść autorki o carycy czyta się dużo gorzej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Historią się za bardzo nie interesuję, więc nie wiem, czy ta książka by mnie porwała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książkę na pewno kiedyś przeczytam! :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Już dawno zainteresowałam się tą pozycją. Być może tym razem to już czas, by po nią sięgnąć ? :)
    http://chcecosznaczyc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Początkowo byłam przekonana, że mam do czynienia z biografią carycy, a nie z powieścią historyczną. Dopiero twoja recenzja wyprowadziła mnie z tego błędu. Nie zmienia to jednak faktu, że na co dzień wolę czytać inne gatunki literackie. Dlatego też jednak odpuszczę sobie lekturę : „Katarzyna II. Gra o władzę”. Ale cieszę się, ze Tobie tak mocno przypadła do gustu.

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!