sobota, 30 maja 2015

10 najważniejszych książek mojego dzieciństwa

Niedługo 1 czerwca, co, kiedy spojrzałam w kalendarz, przypomniało mi nie tylko o długo wyczekiwanej premierze nowej płyty Florence + The Machine, ale także sprawiło, że cały dzień wspominałam swoje dzieciństwo. Nie, żeby było jakieś szczególnie różowe lub traumatyczne, żeby napisać książkę z serii Jestem najnieszczęśliwszą osobą na Ziemi; było raczej zwykłe, choć już tak odległe, że niemal bajkowe (szczególnie, że dziś na mojej ukochanej łączce stoją domy, a przyjaciółki z dzieciństwa udają, że nie mają ze mną nic wspólnego, co jest raczej bolesne) i tajemnicze. Teraz jestem kimś innym – jestem mniej dziwna, bardziej rozgoryczona i z głową wyładowaną sprawami, o jakich wtedy nie miałabym pojęcia, na przykład historią, której znajomość zniszczyła ostatecznie dziecinną wiarę w dobro świata i ludzi. Nie wiem, może jestem sentymentalna, może tęsknię za tym okresem w życiu jak Tuomas Holopainen, który na każdej płycie Nightwish snuje piękne historie o tym, jak był małym chłopcem i jak bardzo teraz za tym tęskni, a może moje dzieciństwo magicznym uczyniły książki. Bo teraz nawet książki mnie rozczarowują – jeśli są dobre, najczęściej opowiadają o ludzkich tragediach, o jakich dziecko nie ma pojęcia, a już tylko literaturze fantastycznej blisko jest do tego, co czytałam kiedyś i co porządkowało moje życie. A ponieważ nie wyzwolę się już od wspomnień, w ramach cyklu "10 książek..." przedstawiam to, co mnie fascynowało dawno temu i do czego mam wielki sentyment. Ponieważ układanie w jakiejś kolejności skrzywdziłoby książki i mnie, pozycje są ułożone losowo.







1. Hans Chrystian Andersen Baśnie
Może nigdy ich bym nie polubiła, gdyby nie to wydanie, zawierające baśnie w ich pierwotnej długości, wiernie przetłumaczone słowa Autora i całą akcję bez cenury, jaką zapewne nakładano w wydaniach popularnych, z obawy, że dziecko nie zrozumie bądź przerazi się historią; ozdobione pięknymi ilustracjami, które same w sobie tchną magią i niezwykłym, nieco mrocznym klimatem opowiadań Andersena. Czytam tę książkę zpamiętale od czasów mojego dzieciństwa, wciąż odkrywając nowe znaczenia i warstwy, zachwycając się ich filozoficzną głębią, wymową i niezwykłym talentem pisarza; bajki, które kiedyś przenosiły mnie do zaczarowanych światów Kaja, Gerdy, Elizy, Pasterki i Kominiarczyka dziś zachwycają kunsztownym stylem, mądrością i niepokojącą wymową, obdzierającą mnie jeszcze bardziej z resztek naiwności. To nic, że, czytając je od niepamiętnych czasów, znam treść na pamięć i bezwiednie rzucam cytatami. To kraina moich dziecięcych marzeń i dorosłych zachwytów, taka, do której się wciąż powraca.

2. Eleanor H. Porter Pollyanna
Jak widać, miłość do dziewiętnastowiecznych klimatów (tym razem amerykańskich) była we mnie już od dawna. I chociaż nigdy nie byłam na tyle dzielna, by zagrać z powodzeniem w słynną już grę w zadowolenie powieść sprawiała, że w moim dziecinnym świecie pojawiała się odrobina optymizmu i wiara, że można cieszyć się z kul, nie mówiąc już o swataniu ponurej panny Polly, ciotki głównej bohaterki. I choć powieść w gruncie rzeczy jest dość naiwna (przynajmniej pierwsza część), jej swojskie ciepło ogrzewało mnie w ponure dni i deszczowe wieczory.

3. Tove Jansson Pamiętniki Tatusia Muminka
Moje pierwsze spotkanie z Muminkami w życiu. Zaskoczyło mnie, zaintrygowało. Książka była inna od wszystkich, jakie do tamtej pory czytałam, duża dawka niezwykłości zawładnęła mną bardzo. Wszystko było dziwne, dzikie, straszne jakieś, inne. Fascynujące, tak jak niezwykłe były przygody młodego Taty Muminka na pokładzie Symfonii Mórz. Bo każdy musi przyznać, że nad Doliną Muminków i samym uniwersum tych dziwnych stworków unosi się dziwna, jedyna tego rodzaju atmosfera – mrok, tajemniczość, niepokój, sen schizofrenika czy melancholia? Trudno przecież powiedzieć, że pisarka, w której wyobraźni zrodziły się Muminki, tajemnicza, budząca niejednoznaczne emocje Buka, enigmatyczny Włóczykij o dziwnych zwyczajach, Paszczak i – jedna z najbardziej psychodelicznych rzeczy w świecie literatury – Hatifantowie, nie mogła być osobą zupełnie zdrowa psychicznie. Będąc małą, nadwrażliwą dziewczynką, samą w stanowczo za dużym pokoju, łatwo wsiąknęłam w ten niezwykły klimat, który stał się pożywką dla mojej zbyt wybujałej wyobraźni na długie lata.

4. Astrid Lindgren Dzieci z Bullerbyn

Nie, nie lubiłam Pippi. Wolałam nieśmiertelną drużynę z Bullerbyn. Pippi była zbyt jaskrawa, zbyt kolorowa, mało wiarygodna, nawet dla pięcioletniej dziewczynki, jaką wtedy byłam, powieść wydała się infantylna i naciągana. Za to dzieciaki z Bullerbyn! Doskonale rozumiałam ich problemy, emocje, kłopoty, a ich zabawy były mi w dużej mierze bliskie, szczególnie kiedy mama uzupełniała je swoimi komentarzami i wspomnieniami ze swojego dzieciństwa, zupełnie podobnego, a ja tylko mogłam jej zazdrościć. Uwielbiałam czytać o kawałku kiełbasy dobrze posolonej, Wodniku, Nowym Roku i spaniu w stogach siana, szczególnie gdy byłam chora. Śmieszyły mnie żarty Lassego, czułam wielką sympatię do Lisy, ale i inni bohaterowie byli w pewien sposób bliscy, swojscy. Bullerbyn do dziś jest moją Arkadią ze snów, jednym ze światów, do których powracam.

5. Frances Hodgson Brunett Mała księżniczka
Kolejna dziewiętnastowieczna książka na mojej półce, znacznie lepsza od Tajemniczego Ogrodu, kolejna historia znana niemal na pamięć. Obraz samotnej Sary, sieroty ukrytej na strychu, za przyjaciela mającej tylko szczura imieniem Melchizedek (kiedy ksiądz w czasie mszy odczytuje fragment o ofierze kapłana Melchizedeka, zaczynam się głupio śmiać, wybaczcie, to imię kojarzy mi się nie z szanowną postacią biblijną i nic z tym nie zrobię) i francuskie książki o Rewolucji Francuskiej, stanowią podwaliny mojej empatii, a także mojej wiedzy o angielskim panowaniu w Indiach, Marii Antoninie (przestawionej tu bardzo stronniczo) i Bastylii. Opowieść o Sarze jest pierwszą samodzielnie przeczytaną przeze mnie książką, a sama bohaterka pierwszą postacią literacką, z którą mogłam się utożsamiać  - miała żołądek przystosowany do pożerania książek, jak ja.

6. A.A Milne Kubuś Puchatek
Sama idea świata ożywionych maskotek zainspirowała mnie do pewnej twórczej zabawy z moimi pluszakami, nie jest to temat na dzisiaj. Chociaż historia od początku wydawała mi się dość wydumana i dość nierzeczywista, magiczny świat Stumilowego Lasu, humorystycznie idiotyczny, dawał mi jednak poczucie bezpieczeństwa, a wysoki poziom IQ bohaterów – oprócz, oczywiście, Sowy i Krzysia – potrafił mnie rozchmurzyć nawet wtedy, kiedy paskudnie się czułam bądź pogoda za oknem wprowadzała każdego w stan głębokiego smutku i rozdrażnienia. Kilka lat temu w powieści zaczęto dopatrywać się – uwaga!- zagrożeń natury moralnej i duchowej, ale skoro satanistyczny jest ten harlequin Zmierzchem nazywany i Hello Kitty, to dlaczego nie słodki miś z pluszem zamiast mózgu, mieszkający w lesie, do którego wyprawy należały do najprzyjemniejszych wycieczek w moim dzieciństwie. 



7. Rudyard Klipling Księga Dżungli
Facetowi w życiu się nie układało – jego młody syn zginął w czasie I Wojny Światowej, taki zły los. Jednakże, ponieważ urodził się w Indiach, jego proza była zupełnie inna od dokonań innych pisarzy. To była chyba najbardziej egzotyczna wyprawa moim dzieciństwie – wyprawa w świat, o którym wcześniej nie miałam żadnego pojęcia, tajemniczy, szalony, ale jednocześnie niezwykle piękny. Opowieść o chłopcu wychowanym przez wilczycę, w indyjskiej puszczy, wraz z niedźwiedziem, panterą i wężem, a także inne historie z tego zbioru, do dziś nieświadomie kocham, często do niej powracając, jednak wiem, że tamte uczucie z dzieciństwa, kiedy wiedziałam, że zwiedzam świat zupełnie inny od mojego, pierwszy raz odkrywam nieznane wcześniej rzeczy, już nie powróci. To przeżywa się tylko raz.

8. Lucy M. Motgomery Ania z Zielonego Wzgórza (cykl o Ani Blythe) 

Tak jak ze wszystkimi cyklami – uważam, że pierwsza część jest najgorsza, a jakość powieści ewoluuje razem z kolejnymi doświadczeniami literackimi pisarki i rozwojem psychologicznym bohaterów. Mimo że było to moje pierwsze zetknięcie z literaturą bardziej realistyczną, przeznaczoną dla osób starszych, do dziś nie mogę odmówić powieściom bajkowego rysu, pewnej naiwności, świadomego podkolorowaniu rzeczywistości przed pisarkę, której bohaterowie po wszystkich życiowych burzach wracają do spokojnej przystani, domu pełnego ludzi, na których można mimo wszystko polegać, którzy sprawią, że można bezpiecznie przeżyć nawet największe życiowe zawirowania. I to zdziwienie mojej polonistki z podstawówki, kiedy okryła, że przeczytałam cały cykl!

9. Astrid Lingren Rasmus i włóczęga
Najbardziej realistyczna powieść Autorki Pippi – poruszająca opowieść o chłopaku z domu dziecka, pamiętam, wtedy dla mnie bardzo brutalna i szokująca, momentami nieco niezrozumiała, jak zresztą dla każdego dziecka chowanego pod kloszem przez kochającą mamę. Płakałyśmy razem z nią, po części z powodu, że chłopak miał takie życie, po części dlatego, że powieść się skończyła, a także z ulgi, że taki los nie przypadł mi w udziale. Niestety, mój egzemplarz przepadł wraz z przeprowadzką, albo zostawiłam ją u rodziny, która, mimo że bardzo ją kocham, ma książki w głębokim poważaniu. Przyznaję, że nawet śmierć Małej Syrenki nie była w moim dzieciństwie tak traumatycznym wydarzeniem jak przeczytanie tej książki, szczególnie, że już od najmłodszych lat cierpiałam z nadmiaru empatii.

10. Ferenc Molnar Chłopcy z Placu Broni
Nie znam chyba nikogo, kto nie uroniłby łzy w scenie śmierci biednego Nemeczka, która odcisnęła poważny ślad na mojej dziecięcej psychice. Ponieważ przeczytałam tę książkę w wieku sześciu lat, kiedy nie rozumiałam nacjonalistycznej wymowy książki, a także kontekstu historycznego – sytuacji węgierskiej części Austro-Węgier przed I Wojną Światową (choć przyznam, że do dziś taka postawa budzi moje wątpliwości – w ramach CK Węgrzy mieli naprawdę dużo swobód) a także sensu wielu zabaw chłopaków, jak tej w stylu czerwonych koszul (Garibaldi i te sprawy), wywarła na mnie naprawdę wielkie wrażenie i na kilka miesięcy zupełnie zawładnęła moją wyobraźnią, kształtując już wtedy, jak sądzę, moją obsesyjną miłość do militariów i  - jakkolwiek to zabrzmi – żołnierzy. A może także do mojej Ojczyzny?




13 komentarzy :

  1. No normalnie jakbym widział swoje zestawienie i to w podobnej kolejności poznawania, w jakiej została stworzona ta lista. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje dzieciństwo przypadło o wiele lat wcześniej więc i lektury trochę inne.
    Ale Andersen oczywiście i całe mnóstwo naszych rodzimych bajek, legend, podań.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam wielu książek w dzieciństwie, a szkoda. Ale pamiętam, że "Dzieci z Bullerbyn" bardzo mi się podobały i planuje do nich wrócić teraz. Ciekawe czy również mnie zaskoczą :)

    http://mianigralibro.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie baśnie Andersena są równie ważną książką z dzieciństwa :)

    OdpowiedzUsuń
  5. 7,9 i 10 nie czytałam, ale co do pozostałych to jak najbardziej się zgadzam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Też przeczytałam cały cykl książek o Ani z Zielonego Wzgórza, jednak w ich ocenie nie byłabym taka surowa jak Ty ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Słyszałam o wszystkich książkach, oprócz "Małej księżniczki". Niektóre z nich również czytałam w dzieciństwie, jednak większość z nich czytałam trochę w starszym wieku (były jako lektury szkolne) lub oglądałam ich bajkowe adaptacje. Gdy byłam mała bardziej gustowałam w "Harrym Potterze" i komiksach.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiele z nich czytałam i również wspominam bardzo, ale to bardzo milo! :)
    Andersena, Dzieci z Bullerbyn, Kubusia Puchatka i Anię z Zielonego Wzgórza uwielbiam! Te trzy ostatnie to zdecydowanie moje najlepsze lektury szkolne, jakie tylko miałam okazję przeczytać :) Małą księżniczkę też czytałam, ale chyba niewiele z niej pamiętam. A teraz przypomniało mi się o "Tajemniczym ogrodzie" <3 Pollyannę posiadam w jakimś bardzo, bardzo starym wydaniu, ale jeszcze nie czytałam! :) a Chłopcy z Placu Broni w ogóle nie przypadli mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dla mnie najważniejsze książki z dzieciństwa to Kubuś Puchatek, Muminki i oczywiście Baśnie Andersena ;).

    OdpowiedzUsuń
  10. Z tych wszystkich książek czytałam tylko Dzieci z Bullerbyn, chociaż pamiętam fabułę jak przez mgłę. Jedyne, co zapamiętałam, to jak któryś bohater wpadł do przerębli - widocznie mocno to przeżyłam haha :D No i czytałam oczywiście Baśnie Andersena, choć nie dam sobie ręki uciąć, że wszystkie ;)

    Galeria Książek

    OdpowiedzUsuń
  11. "Małą Księżniczkę" uwielbiam po dzień dzisiejszy. Za to męczarnią były Dzieci z Bullerbyn oraz Ania z Zielonego Wzgórza. Do listy bym dodała "O psie, który jeździł koleją" oraz "Lassie wróć!".

    OdpowiedzUsuń
  12. Pollyanna, Kubuś Puchatek oraz Dzieci z Bullerbyn ♥ ":D

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!