piątek, 22 maja 2015

Motyl zaklęty w ciele. Recenzja książki

Chodząc do szkoły, a po niej spiesząc się do domu, gdzie czeka sympatyczne towarzystwo książek, przyjaciół i rodziny, szybko można zapomnieć o nieszczęściach tego świata – szczególnie że nie oglądam telewizyjnych wiadomości (nie tylko dlatego, że polska polityka jest irytująca; lepiej nie wiedzieć, co knuje pan prezydent Putin) i zanurzyć się w błogą nieświadomość, z której większość książek nie jest w stanie mnie wyrwać. Większość opowiada bowiem o problemach zwykłych ludzi i problemach w ich życiu, pokazanych z mniejszą lub większą głębią. Zazwyczaj jednak ich bohaterami są ludzie podobni do nas – sprawni umysłowo i fizycznie na tyle, by żyć na własną rękę, robić to, na co mają ochotę. Wyrażać w każdy możliwy sposób. Po kilkunastu takich lekturach, przewracając się z boku na bok pod ciepłym kocykiem z kubkiem kakao w ręce można zapomnieć, że nie wszyscy przedstawiciele gatunku homo sapiens mają luksus zakochiwania się i odkochiwania, mordowania, kłócenia się z rodzicami, politykowania, chorowania na raka i depresję, cierpienia, a nawet podjęcia najważniejszych życiu decyzji – ja ta dotycząca popełnienia samobójstwa. Po prostu żyć, w jakiś sposób chłonąć życie, oddychać życiem. Albo przynajmniej wiedzieć, że się żyje.
Nie wszyscy tak mają – obok nas, w cieniu, codziennie rozgrywa się tysiące ludzkich nieszczęść: autyzm, zespół Downa, różnorodne choroby genetyczne uniemożliwiające, na przykład, chodzenie, a nawet śpiączki i schizofrenie. O ile większość tych dzieci być może nie zdaje sobie sprawy z tego, że są inne od wszystkich, ich rodzice cierpią jeszcze bardziej – każdy chciałby mieć dziecko przynajmniej zdolne albo ładne, dziecko, którym mógłby chwalić się znajomym, którego inni mogliby mu zazdrościć. Każdy chciałby, żeby dziecko wyuczyło się na Oxfordzie albo Uniwersytecie Jagiellońskim, żeby było szczęśliwe, żeby w końcu pojawiły się wnuki, gwarant zachowania rodu. Ale co, jeśli urodzi się dziecko z mongolizmem? Czy rodzice zaakceptują to, że ich marzenia nie spełnią się (nie mówiąc oczywiście o przypadkach, kiedy dziecko z Downem jest jedynakiem…), że czeka ich ciężka praca przy terapii dziecka i dużo wydatków? A ciekawskie spojrzenia sąsiadów i obcych ludzi na ulicy, wyzwiska chamskich gimnazjalistów? Takie dzieci potrzebują więcej miłości, zrozumienia, miłości, cierpliwości – wszystkiego w nadmiarze, więcej, niż zwykły rodzic może dać. Nie każdy dostrzega przecież w kanciastej istocie z charakterystyczną twarzą ślad zamysłu Kogoś, któremu – być może – nie udał się kolejny akt stworzenia; nie każdy potrafi kochać takie dziecko. I zadawać sobie podstawowego pytania – dlaczego?
Życie Adama i Ewy miało być idealne. Zaplanowali wszystko, łącznie z przyszłą karierą ich potomka. Dom, jasny i przestronny, zaplanowała dekoratorka wnętrz, pokoik dziecinny czekał na przyszłego lokatora, najlepiej dziewczynkę, która w przyszłości będzie primabaleriną. I chociaż urodziła się córka, nie była taka, jak oczekiwali – miała bardzo poważną postać zespołu Downa i plamkę na mózgu, która mogła być nawet krwiakiem czy guzem dodatkowo uciskającym którąś z części mózgu. Ewa z początku nie chciała zaakceptować córki, jednak później zobowiązała się wychowania jej, nawet wbrew mężowi, który od tego czasu zaczął się powoli izolować od żony, próbując udawać, że Myszka (bo tak nazwano Marysię) nie istnieje. Zamknięty w swoim pokoju rozmyślał nad światem czystym od upośledzonych, gorszych ludzi (czasami zapędzając się w rejony szalonych teorii Hitlera rodem z Mein Kampf) na przemian z oskarżaniem genów Ewy, które, według niego, spowodowały narodziny … czegoś takiego. Ale czy na pewno? A może się myli? Zanim okryje prawdę, może być już przecież za późno.
Proza tej pisarki towarzyszy mi już od dłuższego czasu, dokładnie od tamtego dnia, kiedy okryłam doskonałą pod każdym względem Córkę Czarownic, plasującą się pomiędzy klasyczną fantasy a bardziej rozbudowaną baśnią. Od tamtego czasu poluję na każdą z niewielu książek pisarki, by w cichości ducha przeczytać i przeżyć każde słowo, jakie napisała – choć z jakością było różnie, fascynowała mnie ilością tematów, jakie podejmowała w swojej prozie. Dotychczas jednak mieściły się w ramach bardziej filozoficznych rozważań na tematy bardzo ważkie, a fabuła w znacznym stopniu wypełniona była baśniowością i schematami zaczerpniętymi z fantastyki. Dlatego byłam lekko zdziwiona, widząc tę książkę i zaciekawiona, by zobaczyć, jak pisarka poradziła sobie z tematyką bardziej przyziemną i zastosowaniem filozoficznych pogadanek w praktyce, która, jak powszechnie wiadomo, często jest zupełnie inna niż teoria. Wątki fantasy jednak pozostały, tym razem jednak trudniejsze do zinterpretowania, niejednoznaczne, mniej realne od wydarzeń z – na przykład – Tam, gdzie spadają anioły, bardziej umowne. Bo nie one są tu najważniejsze – tworzą tylko fragment rzeczywistości postrzeganej przez niepełnosprawną dziewczynkę, są tak samo ważne, jak przebiegający przez pokój tata czy mama, wiecznie niezadowolona i wymęczona, której wieczorami starcza tylko siły na przeczytanie lekkiej książki czy gazety. Trzeba przyznać, że taki zabieg ubarwia nieco fabułę, dodaje jej swoistego klimatu, indywidualnych cech, elementu nieprzewidywalności. Czegoś, powiedziałabym, egzotycznego pośród szarzyzny dnia powszedniego.
Bohaterowie to zapewne najmocniejsza strona książki. Nieco może dziwić fakt, że na czterystu stronach powieści pisarka operuje tylko trzema postaciami, ale dzięki temu Autorka maksymalnie pogłębia ich portrety psychologiczne, mając czas na wyeksponowanie wszystkich uczuć danej postaci, analizę zachowania, a także na zaprezentowanie urywków ze wspomnień, niemiłosiernie wywlekając na wierzch nawet najgorsze myśli i postępki. Najbardziej jednak poznajemy Myszkę – przedzierając się przez twardy pancerz choroby, docieramy do najgłębszych myśli (jak się okazuje, pełnych ciekawych spostrzeżeń) dziewczynki, poznajemy jej uczucia, nawet te ulotne, których nie potrafi nazwać. Jest to niezwykłe doświadczenie, ponieważ dziewczynka, opisując swoje zachowania, wydaje się mówić o kimś innym, opowiadać z dystansu, jakby sama dziwiła się ograniczeniom swojego ciała. Jednocześnie trudno jej nie współczuć; zagubiona we wnętrzu siebie dziewczynka nie zauważa i nie rozumie swojej choroby, dziwne zachowanie taty, mamy i ludzi na ulicy rani ją, jednak nic na to nie może poradzić – nawet logopeda skapitulowała szybko, widząc, jak ciężko Myszka jest upośledzona. Tak samo, jak z dziwną ociężałością ciała i myśli, przez które dziewczynka cierpi, nie tylko dlatego, że przez to nie może spełnić swojego największego marzenia – tego o tańcu, który tak bardzo kocha. Postać dziewczynki jest bardzo plastyczna, niezwykle wiarygodna, sportretowana z wielką empatią, delikatnością i współczuciem, jednak bez kiczowatego sentymentalizmu i melancholii. Pisarka pochyla się nad dziewczynką, przygląda się uważnie jej emocjom i myślom, jednocześnie nie stara się zatuszować i oszczędzić dziewczynce krzywd, jakie spotkały ją od innych ludzi; nie ukrywa także wad Myszki, traktując ją jak każdego innego bohatera opowieści. Dzięki temu wszystkiemu jej postać jest pełnowymiarowa i niezepchnięta do kategorii godnych pożałowania zwierzątek czy też istot, którym należy się współczucie – Autorka traktuje ją jako pełnoprawnego bohatera, co niezmiernie mi się podoba i sprawia, że książka zyskuje głębię i pierwiastek nowości, rzadko teraz spotykany, nawet w powieściach o podobnej treści.
Ewa, jej matka, jest niemniej ciekawą postacią, co prawda o uboższym świecie wewnętrznym i mniej barwnych emocjach. Ponieważ jest to w większej części książka o akceptowaniu dzieci gorszego Boga przez rodziców, w szczególności tych ambitniejszych, Autorka starała się tak skonstruować postać Ewy, by większość kobiet o podobnych problemach mogło się z nią utożsamiać: nie jest jakąś szaloną artystką, hipiską czy szaloną mamuśką, tylko zwykłą, przeciętną kobietą bardzo przejmującą się konwenansami i tym, co powiedzą ludzie. Przez resztki wolnego czasu czyta lekkie powieści dla kobiet, magazyny modowe i seriale, a jej wszystkie marzenia dotyczą przyszłości dziecka. Jej miłość do Myszki pomieszana jest z nienawiścią, czasami buntem wobec okrutnemu losowi, złością i niecierpliwością, ale i tak nie pozbyłaby się uciążliwej obecności córki; nie ma tyle siły, by nie kochać dziewczynki. Mimo że nie ma jakiejś wybitnej inteligencji, doskonale rozumie córkę, pod koniec zaczyna dostrzegać to, co dla innych – w tym dla jej męża – jest zakryte, jednak tak naprawdę co dzień dopada ją zmęczenie i przytłaczające poczucie bezsensu walki z kolejnym dniem, w którym i tak się nic nie zmieni, a jak już to na gorsze. Nawet nie ma siły rozwiązać nawarstwiającego się konfliktu z mężem, którego tak naprawdę nie ma już w jej życiu. Autorka także wydaje się rozumieć jej stanowisko, z przenikliwością analizując jej uczucia i bezlitośnie szczerze opisując jej myśli, jednak nie broni, ani nie pochwala nic, co Ewa robi, ze współczuciem opowiadając o rozpadającym się powoli idealnym, białym świecie bez żadnych problemów i niedoskonałości. Rozumie, że bohaterka jest słabym, pełnym wad człowiekiem, który często nie potrafi znieść tego, co los – czy może Ktoś – nałożył na jej plecy, a jak każdy chyba człowiek protestuje przed zbyt wielkim bólem, który czasami przerasta jego możliwości. Jednak kiedy przyjdzie ostateczne rozwiązanie, okaże się, że Ewa kochała córkę na swój, bolesny sposób i tylko miłość sprawiła, że kobieta przezwyciężyła wszystkie, czasami straszliwe trudności, jakie niewątpliwie przynosiło wychowanie takiego dziecka jak Myszka. Postać Ewy jest jednak nieco mniej dopracowana niż dwie pozostałe, a może i mniej ciekawa – ot, po prostu zwykła kobieta ze swoim zwyczajnym życiem i zwyczajnymi problemami, zgorzkniała już życiem, taka, którą trudno polubić, ale i ciężko znienawidzić.
Trzecią ciekawą osobą jest Adam, mąż Ewy i uciekający ojciec Myszki. To najciekawsza postać, oprócz, oczywiście, głównej bohaterki. Autorka, posługując się ciekawie zarysowaną postacią człowieka żyjącego w świecie liczb, chłodnych kalkulacji, wewnętrznie poranionego intelektualisty, znakomicie pokazuje mechanizm powstawania nienawiści do osób chorych i obsesyjnych marzeń o idealnym społeczeństwie, które u Adama są tak intensywne, że nad swoim tokiem myślenia zaczyna zastanawiać się dopiero wtedy, kiedy okazuje się, że jego przemyślenia zbliżają się do treści przemówień Adolfa Hitlera… To skomplikowana postać pełna sprzeczności i wahań, które pisarka po mistrzowsku oddaje, jednocześnie dorzucając zastanawiające i, przede wszystkim, zaskakujące zakończenie, puentę, której przez długi czas nie można zapomnieć. Autorka wydaje się, rozumie go bardzo dobrze, nawet wtedy, kiedy tak okrutnie postępuje z córką i żoną, starając ukryć się w firmie, gdzie jest szefem, że ma niepełnosprawną córkę. Z drugiej strony – mówi pisarka – to nie jest jedynie jego wina, w książce wiele razy spotykamy się w oznakami ludzkiej nieczułości, często po prostu okrucieństwa, brakiem empatii i nieznajomością elementarnych zasad dobrego wychowania (pewnie zostało mi to z czasów, kiedy jako starożytni Spartanie zrzucali takie dzieci ze skał), a jako człowiek, dla którego opinia kochanych bliźnich jest ważniejsza niż wszystko inne, takie fakty musiał zatuszować. Jednocześnie go nie broni – jego miłość do piękna sprawiła, że nie mógł spojrzeć na swoją córkę, chociaż – gdyby spojrzał – odnalazłby coś, co zauważyła tylko Ewa, coś, co kryło się pod chorą powłoką ciała dziewczynki. Dopiero na koniec powieści, kiedy wrócą wspomnienia, by otworzyć mu oczy i otrzyma małą szansę na odkupienie, będzie żałował swoich win, co pisarka pięknie opisze.
W warstwie językowej czegoś mi brakowało, nawet wtedy, kiedy pisarka przed naszymi oczami roztaczała piękny i tajemniczy Ogród. Czego? Może tego magicznego nastroju, jaki potrafiła zmieścić w prostych, barwnych słowach? Może stwarzania odrębnych światów, które dzięki niej stawały się swojskie? Może jednak pióro pisarki gubi się pomiędzy opisami normalnego życia, tylko gdzieś głęboko w tle podmalowanego niezwykłością (tak naprawdę nie potrafimy do końca określić, czy Myszka naprawdę była w Ogrodzie, czy też to wina tej czarnej plamki w jej mózgu)? Techniczne wszystko doskonale, jak zwykle – proza jest lekka, a jednocześnie głęboka; oszczędna i znaczeniowo bardzo bogata, bo Autorka za pomocą jednego słowa potrafi trafić w samo sedno, dodając jednocześnie wiele nowych znaczeń. Ma też swój rytm, niezwykłą śpiewność i dziwną radość przy jednoczesnym smutku, coś jakby wewnętrzny płacz, wielki ból, który kolejne wydarzenia podsycają. Emocje bohaterów są opisane bardzo wiarygodnie, głęboko; Autorka prostymi słowami opisuje trudne myśli i wirtuozersko balansuje na trudnej do opisania granicy między zachowaniem a myślami i uczuciami Myszki, nie używając jakchiś górnolotnych słów i patosu. Jednak wszystko, co dobre, kończy się w wątku fantastycznym – może dlatego, że wtedy pisarka sięga po bardziej barokowy opis, pełen wyszukanych fraz i metafizycznych podtekstów, co brzmi bardzo sztucznie, niekiedy nawet kiczowato. Pisarka językowo nie udźwignęła idei tajemniczych wizji, jakie wyświetlają się przed oczami Myszki na strychu, tak samo, jak nie udźwignęła wątku anioła z Tam, gdzie spadają anioły – w opisach Ogrodu jest coś, co mnie denerwuje, coś, co sprawia, że opisy są nieciekawe i mało plastyczne, a tezy, wygłaszane przez tamte postacie wydają się płaskie, natomiast spostrzeżenia Autorki – zwykle bardzo błyskotliwe i kontrowersyjne – bez polotu i pomysłowości, mało zrozumiałe. Brakuje też magii, jaka zapewne musiała panować w Ogrodzie, nastroju tajemnicy, może szczęścia, może czegoś innego, co sprawiłoby, że miejsce to zyskało barwy i życie.
Myślę, że wiele tu zawiniła także fabuła – już dość dawno temu zrozumiałam, że połączenie przyziemnej powieści obyczajowej czy psychologicznej z fantastyką nie jest najlepszym rozwiązaniem, chyba że jest się autorką paranormal romance (powiedzmy sobie szczerze, że świat przedstawiony w tych książkach jest na tyle naiwny i uproszczony, że tak naprawdę nie ma większych różnic między nim a wampirami czy wilkołakami). Za niezdecydowanie Autor płaci, nie tylko sztucznością któregoś z wątków – tego mniej rozwiniętego – ale i mniejszą wiarygodnością całości, trącającą jakimś kiczem, tracącą całą swoją powagę i ciężar. O ile lepiej czytałoby się, gdyby z opowieści wyciąć fragmenty o Ogrodzie, odciągające w dodatku uwagę czytelnika od refleksji na temat istnienia takich dzieci, codzienności matki i ojca, problemów społecznych. Powieść wtedy zyskałaby wiele na równowadze, harmonii, miałaby fabularny rytm. Przecież rzeczywistość jest na tyle barwna, że nie trzeba upiększać jej wątkami magicznymi, które raczej nie wnoszą nic nowego, pokazują tylko, że pisarka nie potrafi zdecydować się na jeden gatunek, a może tęskni za czasami Córki Czarownic i Samotności Bogów, wraz z problemami, nad którymi można się zastanawiać nawet podczas kosmicznej odysei. Jeśli Autorce chodziło o nawiązanie do dzieci gorszego Boga, przekazania swoją książką jeszcze czegoś więcej, by uniknąć zarzutów o sztukę dla sztuki, to na pewno nie udało jej się to – wątek ten przecież nie wprowadzał, a rozmowy filozoficzne w Ogrodzie z powodzeniem można by przenieść na ziemię. Poza tym zarzutem jednak uważam, że reszta fabuły była bardzo, jeśli nie wciągająca, to naprawdę ciekawa, chociaż powieść do książek o wartkiej akcji nie należy – ważniejszą rolę grają tu uczucia, sposób odbierania świata i danych sytuacji przez Myszkę i resztę społeczeństwa, ale nie tylko – niemal detektywistyczne poszukiwania Adama i zaskakujące zakończenie potrafi wciągnąć, zaangażować inne uczucia czytelnika niż współczucie, nawet gdy sądzimy, że powieść niczym nas już nie zaskoczy. Zresztą to jedna z tych książek, które wymagają cierpliwości i wysiłku, by odkryć całą głębię opowieści, umiejętności dostrzeżenia drugiego dna, podwójnych, a nawet potrójnych znaczeń, chociaż i tak będąca rozgrzewką przed doskonałymi powieściami pisarki.
Jakąkolwiek krzywdę pisarka zrobiłaby swojej powieści, nie można powiedzieć, że jest to książka słaba – dla niektórych pisarzy byłaby wyzwaniem. Jest przecież próbą pokazania innej perspektywy, ukazaniem problemu z zupełnie innej strony. Perspektywy zdumiewającej, bo – zapewne – dla wielu zupełnie nowej, nawet tajemniczej. Bo przecież nakreślenie portretu motyla, uwięzionego w ciele cięższym i bardziej nieporadnym niż nasze, ludzi zdrowych, wymaga techniki, zdolności, empatii i, przede wszystkim, wielkiej wrażliwości w dostrzeganiu tego, co ukryte tak głęboko, że aż niewidzialne; a także próba opisu tej nowej zaskakującej rzeczy, znalezienia odpowiednich słów i formy. Uwrażliwienia kogoś, by spoglądając w czyjeś oczy, tylko z pozoru mętne i zdające się nie rozumieć tego, co widzą, widzieć piękne wnętrze. By w brzydkiej poczwarce znaleźć motyla i obudzić go do lotu. 


Tytuł: „Poczwarka”
Autor: Dorota Terakowska

Moja ocena: 6,5/10 



13 komentarzy :

  1. Widzę, że o polityce i telewizji masz takie samo zdanie jak JA> Książka niestety niczym nie przykuła mojej uwagi :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Też uważam, że połączenie powieści obyczajowej czy psychologicznej z fantastyką nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem.
    Powyższej książki nie znam, ale czytałam inną pozycję autorki, mianowicie : Tam, gdzie spadają anioły, i z żalem stwierdzam, że niezbyt przypadła mi do gustu, dlatego też obawiam się, że i tym razem nie będę w pełni usatysfakcjonowana. Może się mylę, acz wolę nie ryzykować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej nie moje klimaty, ale... Kto wie? ;)
    Zostałaś przeze mnie nominowana do LBA. :D
    http://nowaksiazkanowezycie.blogspot.com/2015/05/liebster-blog-award-6-i-7.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż, ja ogólnie nie oglądam TV, a wiadomości - tylko te pogodowe.
    Czytałam dwie powieści Terakowskiej, ale te napisane bardziej dla dzieci. Nie mam ochoty sięgnąć po tą książkę - oczywiście głównie ze względu na brak akcji. Poza tym książka wydaje mi się smutna, a nie lubię czytać smutnych książek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dorota Terakowska... Czytałam "Córkę Czarownic", również mi się podobała. Co do "Poczwarki"... Temat trudny, ale z ciekawości zapiszę książkę do listy "chcę przeczytać".
    Szkoda, że nie napisałaś nic o okładce, ponieważ jest ona dość... Hm, jest inna.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Poczwarkę" czytałam już dosyć dawno temu, ale bardzo dobrze pamiętam tę książkę. Wywarła na mnie ogromne wrażenie. Poza tym uwielbiam twórczość Terakowskiej.

    OdpowiedzUsuń
  7. wydaje mi się, że to jednak pozycja nie dla mnie.
    polecę mamie, będzie zachwycona :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja przeczytałam "Poczwarkę" przez przypadek. Wypożyczyłam ją z biblioteki bez czytania opisu. I w trakcie lektury towarzyszyły mi uczucia, których nigdy nie zapomnę. Stylistycznie książka niezbyt mi się podobała, bo z łatwością mi się jej nie czytało, może też ze względu na ciężką tematykę. Ale mimo to sądzę, że ta historia na długo zapadnie mi w pamięć. Choć zdecydowanie nie zamierzam czytać jej jeszcze raz, bo jest zbyt przygnębiająca i zbyt prawdziwa, a czytanie o takich realnych rzeczach boli najbardziej

    Zapraszam do siebie
    http://to-read-or-not-to-read.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  9. A dla mnie "Poczwarka" to jedna z tych powieści, do których będę powracała.
    Naprawdę płakałam przy niej, a podczas czytania naprawdę zachwycałam się Ogrodem.
    Na zawsze Myszka zostanie w moim sercu!

    Jednakże rozumiem że każdy może mieć swoje zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie lubię książek tej autorki, miałam wątpliwą przyjemność przeczytać "Tam gdzie spadają Anioły". Chyba książki filozoficzno-polityczne nie są moją bajką.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytałam ,,Córkę czarownic" oraz ,,W krainie kota" tej samej autorki. Obie mi się bardzo podobały i prawdopodobnie sięgne po ,,Poczwarkę":)

    OdpowiedzUsuń
  12. "Poczwarkę" czytałam dawno dawno temu, ale nie budzi i mnie ona niestety żadnych emocji, jak dla mnie jest zupełnie neutralna...

    OdpowiedzUsuń
  13. Mi się ta książka bardzo spodobała, a połączenie fantastyki z obyczajówką jakoś mi nie przeszkadzało zbytnio :)

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!