czwartek, 2 lipca 2015

Grzech za grzech. Recenzja książki



Muszę przyznać, że skasowałam już drugą wersję tej recenzji, jest pierwsza w nocy i łóżko przyciąga mnie jak magnes, szczególnie, że Mama zapaliła do jakiejś zdrowej żywności i wyrzuciła mój cały zapas kawy. Jak napisać o kryminale, nie zdradzając dużo z fabuły? To jedna z tych książek z drugim dnem, jakimś ciekawszym przesłaniem, które chciałabym wam przybliżyć, ale co? Oskarżycie mnie o spoilery, a przecież wiem, jak to jest: zabiję całą radochę z czytania. Mogłabym się poddać i napisać, że książka jest taka i owaka, z zadowoleniem ziewnąć sobie i przytulić się do podusi, pod którą kryje się kilka książek – zabobonnie wierzę, że to uratuje mnie przed częstymi koszmarami i da kolejny sen z którąś z przeczytanych powieści w roli głównej. Albo opisać wam plakaty z Freddiem Mercurym i Nightwish, wiszące na moich ścianach. Ale wiecie, że tak nie zrobię i znów będę pisać o książkach, uważając, żeby nie powiedzieć słówka za dużo (szkoda jednak, że taki wspaniały temat przechodzi mi koło nosa; kiedy będzie kolejna okazja, żeby go poruszyć?). Na wstępie, zanim uznacie, że to książka dla was i pobiegniecie do księgarń, bibliotek czy zamówicie w Internecie, muszę dać wam jedną małą radę: jeśli szanujecie swoją psychikę, nie czytajcie jej. Skończcie nawet czytać tę recenzję i skomentujcie post kogoś innego, bo – choć ocena z różnych względów nie będzie najlepsza – będziecie chcieli ją czytać. Tylko jak nie pisnąć słówka o niespodziankach, jakie was czekają? 

To jest sprawa ciężka nawet dla detektywa Huntera, który w życiu widział już wiele strasznych rzeczy, nie mówiąc już o reszcie policjantów.. Wyrafinowane, perfekcyjne, a przede wszystkim mrożące krew w żyłach morderstwa pozornie nie mają nic z sobą wspólnego. Łączy ich tylko pomysłowość mordercy, ale kim on jest? Zabójca idealny, mający tysiące twarzy? Jak dotrzeć do prawdy? I czy nie zbudzi ona moralnych niepokojów u samego detektywa, kiedy role kata i ofiary staną się niejednoznaczne. I czy detektyw przeżyje spotkanie z mordercą? 

Jakoś tak podniośle mi się napisało, ale mniejsza z tym, bo więcej nie mogę zdradzić – fabuła, pomysł to największy plus powieści. Nie ma zbędnego kombinowania, jakiś pokrętnych, naciąganych wyjaśnień, tylko mocny, niezwykle wiarygodny motyw, który sprawił, że – to bardzo niebezpieczne – zaczęłam współczuć mordercy, w pewien sposób rozumiejąc emocje nim targające. Pomysł zrealizowania zbrodni jest jednak bardzo wyrafinowany, mylący i czytelników i detektywa, który plącząc się w domysłach na temat morderstwa rytualnego, a potem niewyjaśnionego, prawdziwego okrucieństwa, z zaskoczeniem odkrywa na końcu, że prawda była za blisko, by ją dostrzec, jak w tym przysłowiu, że pod latarnią jest najciemniej. Bardzo podobała mi się konstrukcja utworu: niemal od razu, bez większego przygotowania, zostajemy wciągnięci w mroczny wir pierwszego morderstwa (łącznie z tajemniczym, mało mówiącym rozdziałem pierwszym, który równie dobrze mógłby być prologiem), zapierającego dech w piersiach i sprawiającego, że trzeba będzie zebrać swoją szczękę z podłogi. Następnie akcja spowalnia się; bohater miota się domysłach, odkrywając szczegóły bez znaczenia, które potem okażą się bardzo ważne, by zupełnie nieoczekiwanie spadło na nas kolejne morderstwo. Od tego czasu wszystko przyspiesza, zagłębiając się w mroku, aż do finału, w którym pisarz trzyma nas w niepewności aż do ostatniej strony. Dzięki temu wszystkiemu Autor, swoją logiczną i skomplikowaną jednocześnie fabułą (to jego znak firmowy) sprawił, że do końca nie wytypowałam mordercy, dosłownie pożerając książkę, bo zajrzenie na ostatnią stronę zepsułoby całą frajdę. Szkoda tylko, że fabuła zawiera dużo kalek z poprzedniej powieści pisarza, Krucyfiks, co sprawia, że momentami to, co wtedy było nowe – czyli większość tego, co przedstawiłam wyżej i co wydaje się dużym plusem w stosunku do tej powieści, porównując do debiutu Autora może się wydać nużące i wtórne. 

Bohaterowie powieści nie są specjalnie głęboko wykreowani, no, może oprócz mordercy, ale skupmy się na razie na protagonistach. Główny bohater powieści, detektyw Hunter jest typem często spotykanym w powieściach: pracoholik, który nie spocznie, póki nie rozwiąże męczącej go, straszliwej zagadki; wiele mówi o nim jego nazwisko (ktoś na portalu Lubimy Czytać zwrócił uwagę, że to jest już tak boleśnie ograne i tendencyjne, że aż nudne i ja się zupełnie z tym zgadzam). Przeciętna jego sylwetka, którą zapominamy niemal od razu po przeczytaniu książki, nie może się równać nawet w połowie z bardzo dobrą kreacją mordercy, zresztą znów odsyłam do powieściowego debiutu Autora – nieciekawy Hunter ma tam do znów do czynienia z kimś równie  interesującym (powstrzymuję się, żeby nie powiedzieć nic więcej)… 

Autor, będący przecież pisarzem z nurtu pospolitych kryminałów, pisanych ku rozrywce gawiedzi, których raczej nie można posądzić o tworzenie jakiś głębszych przemyśleń i ich od niego wymagać, świetnie skonstruował postać mordercy (a może mi się tak wydaje, bo – o zgrozo – doskonale rozumiałam powody, które nim kierowały). Jego historia jest ciekawe nakreślona, mało skomplikowana, ale, niestety, bardzo wiarygodna; w jego przypadku zupełnie nie dziwię się decyzjom, jakie podjął. Postać jest też ciekawie pogłębiona, zupełnie nieszablonowa, bardzo żywa (niestety, niestety) i o wiele bardziej wiarygodna ze swoimi problemami; w pewien sposób wymuszająca naszą litość i zrozumienie, chociaż i tak potępiamy postępki, wiadomo. Słowem, nasz antagonista nie pasuje do bolesnej przeciętności całego utworu. Z drugiej jednak strony – jak pisałam już wcześniej – w poprzedniej powieści była identyczna sytuacja. Panie pisarzu kochany, godzę się na wszystko, tylko żeby kolejne Pańskie powieści były chociaż trochę inne – bo nie śmiem prosić, żeby były lepsze. 

Styl Autora jest prosty i bardzo przeciętny, przy tym lekki, co sprawia, że czyta się szybko i bardzo sprawnie. Nie ma tu żadnej językowej ekwilibrystyki, bardziej metaforycznej stylizacji, czy choćby popisu bogatszego języka, o opisach już nie wspomnę. Nie jest jednak źle, bo poza ostatnimi stronicami - kiedy sposób wyrażania się mordercy jest bardzo pompatyczny (patrz: poprzednia powieść pisarza), a i czasami można natknąć się na Bardzo Poważne Maksymy o śmierci, które wygłasza morderca i nie tylko, co jest trochę nudne i wbrew zamierzeniom Autora bardzo śmieszne i niedorzeczne – wszystko jest bardzo sprawnie ukazane, na tyle, by znaleźć się na miejscu zbrodni i razem z Hunterem szukać mordercy, nie potykając się o kolejne słowa czy męcząc się z krótkimi, urywanymi zdaniami; trzeba jednak przyznać, że świetnie opisuje miejsca zbrodni (co źle wróży o stanie jego psychiki), same morderstwa i opisy pomordowanych ludzi wychodzą mu zastanawiająco dobrze, wręcz bardzo dobrze (to samo było w jego poprzedniej powieści, jakby się ktoś nie domyślał) nie spodziewałam się po stylu pisarza czegoś wyjątkowego, nie zawiodłam się też zbytnio. Kiedy pisarz wyszedłby chociaż trochę ze schematów, wróżyłabym mu niezłą karierę z mnóstwem bestsellerów, bo przecież jego powieści nie są tak głupie jak niektóre kryminały. 

Okładka również jest mocno przeciętna – trochę krwi, spływające tu i tam, jakiś zarys ludzkiego ciała, absolutnie nie sugerujący niczego. Więcej miejsca poświęcono nazwisku i imieniu Autora, wypisanemu czerwonymi literami na białym tle i tytułowi powieści, widniejącemu na tej ciemniejszej stronie, pod fotografią kogoś w białej koszuli (to dla efektu, żeby widać było czerwone plamy krwi) z wyeksponowaną ręką. Tytuł jest wypisany pod spodem, białawą czcionką, a pod nim obowiązkowy dopisek, mówiący o lękach, przez co bardzo trafny. Niezbyt to wszystko pomysłowe, z pewnością o wiele lichsze niż okładka debiutu, i tak powtarzająca się – mówiąc między nami – na wielu innych okładkach. Niezbyt to zachęcające, za to bardzo szablonowe, przez co wątpię, czy zauważyłabym powieść na półkach księgarni, a jeśli tak, to z dużym prawdopodobieństwem nie czułabym się nią zaciekawiona. 

Nie ukrywam, że powieść, choć technicznie będąca zwykłym kryminalnym przeciętniakiem, a może i gorzej, polubiłam jedynie z powodów osobistych, także dlatego, że temat poruszony przez pisarza jest rzadki i bardzo trudny, dla mnie zaś bardzo ważny. I, oczywiście, jako czytelnikowi zmroziło mi krew w żyłach, kiedy pisarz odmalował przed moimi oczami niezapomniane widoki z miejsc zbrodni. Reszta, poza tymi dwoma elementami, zatrze się powoli w moim umyśle, łącznie z tytułem książki, powoli zlewając się z o wiele lepszym debiutem, odrywając się od kontekstu i ginąc pod nawałem mnóstwa innych powieści, powoli zniknie. Taki jest los wtórnych książek, w których jedyną mocną stroną jest pomysł i szokująca zbrodnia, jaką Autor opisał. Czy warto więc wtedy przeczytać? Z pewnością nie jest to dobry odpoczynek, ale książka, mimo wielu niedociągnięć, ma w sobie coś, co warte poznać – być może jest to historia człowieka, któremu nie zostało już nic, poza tym, by oddać grzechem śmiertelnym za grzech śmiertelny: niewybaczalną, niszczącą zbrodnią za niewybaczalną, śmiertelną zbrodnię, sprawiającą, że człowiek staje się żywym trupem.

Tytuł: „Egzekutor”                                      
Autor: Chris Carter
Moja ocena: 3/10

11 komentarzy :

  1. Skoro zaczęłaś współczuć mordercy, to jestem zaintrygowana całą fabułą. U Ciebie jak zawsze analityczna recenzja, w pełni profesjonalna.

    OdpowiedzUsuń
  2. 3/10 - Tak słabo? Zgadzam się z awiolą. Skoro zaczęłaś współczuć mordercy, to ta książka jest wyjątkowa, bo inne kryminały pokazują jak morderca jest nieobliczalny.

    miedzynamiksiazkomaniakami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to nie wystarczy, żeby książka była dobra :)

      Usuń
    2. Też tak uważam, ale jest to cecha, która powinna składać się na dobrą książkę. Wyjątkowość. Niepowtarzalność. Jednak nie powinnam stawać w obronie tej książki, póki jej jeszcze nie przeczytałam. Także zobaczymy :)

      Usuń
    3. Jestem ciekawa Twojej opinii. Wiem, że niepowtarzalność to bardzo ważna cecha, sekret tkwi w tym - co też napisałam (ale może niezbyt jasno, bo nie lubię pisać o swoim życiu) w recenzji, że mordercy współczułam dlatego, że miałam podobne przeżycia - tematu jak napisałam, nie poruszę, bo wtedy to będą spoilery :) Dziękuję za dyskusję i wątpliwości - mówiąc nawiasem - bo to sprawi, że moje recenzje będą jeszcze lepsze.

      Usuń
  3. Zniechęciłaś mnie, spasuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A mnie wyjątkowo zaintrygowałaś, bo rzadko tak się zdarza, aby czytelnik współczuł mordercy. Dlatego też jestem skłonna dać tej pozycji szansę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaciekawiła mnie ta pozycja, jednak Twoja opinia skutecznie mnie od niej odtrąciła.
    Uwielbiam Twoje recenzje. Podziwiam Cię strasznie, że tyle i w taki świetny sposób potrafisz pisać o książkach.
    Nominowałam Cię do Liebster Blog Award i mam nadzieję, że odpowiesz na moje pytania - jestem strasznie ciekawa :) --> http://papierowemiasta.blogspot.com/2015/07/liebster-blog-award-czyli-mordercze.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem czy teraz sięgnęłabym po książkę bez zastanowienia. Może Twoja Mama uzupełni Ci zapas kawy, za co trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A zapowiadało się tak ciekawie, a skończyło wręcz odwrotnie.
    Zapisać: omijać szerokim łukiem!

    Zapraszam do siebie
    http://to-read-or-not-to-read.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaciekawiło mnie to, że napisałaś, że postać mordercy jest tak opisana, że w czasami można mu współczuć, ciekawy pomysł stworzenia postaci. Jednak kryminał to nie ten gatunek książek, które mnie ciekawią. ;)

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!