czwartek, 23 lipca 2015

Oczami dziecka. Recenzja książki



Dzieciństwo to najpiękniejszy okres w życiu człowieka. Dopiero teraz to dostrzegam i zaczynam rozumieć Tuomasa Holopainena, lidera mojego ukochanego zespołu Nightwish, który w wielu tekstach porusza problem magii dzieciństwa, przesyconego baśniami i utraty dziecięcej niewinności. Bo stając się dorosłymi, tracimy wiele. Przede wszystkim tracimy świeżość spojrzenia, dziwienie się nad najmniejszym robakiem, którego teraz nie zauważamy, a także niewinność – świat przestaje być piękny, ludzie dobrzy i tak naprawdę przestajemy ufać co najmniej połowie ludzi. Dziecko, któremu nikt nie wyrządził krzywdy, widzi świat jasny, piękny i zdumiewający, pełen oczywistych prawd, których dorośli już nie zauważają. Poza tym jest jeszcze coś, o czym pan Holopainen zapomniał, bo – choć z pewnością zdaje sobie z tego sprawę tak samo jak ja – nie mógł umieścić tego w swoich piosenkach, ozdobionych pięknymi głosami Tarji Turnunen, Anette Olzon i Floor Jansen: rzeczy przeznaczone dla dzieci są naprawdę ładne, takie jakie nie znajdziemy w innych sklepach. Choćby odzież: w każdym porządnym sklepie z dziecięcymi ciuszkami oczy bolą od ilości kolorów, a w choćby w takim H&M często jest po prostu buro, a jeśli już to desenie są zbyt krzykliwe. Albo ksiązki dla dzieci – nie mówię tu o książkowych koszmarkach sprzedawanych w księgarniach z powieściami za złotówkę – ale o tych naprawdę z dobrych wydawnictw. Nie mówię, kocham grube tomiszcza, ale piękne obrazki znajdę już tylko w albumach o sztuce i niektórych powieściach fantasy, co jest naprawdę przygnębiające. Dlatego też nie mogłam sobie odmówić przyjemność zrecenzowania specjalnego, filmowego wydania jednej z moich ulubionych książek – Małego Księcia – w wersji dla dzieci. Może jestem śmieszna, może nie, ale jak można się oprzeć pięknej rzeczy? 

Mały Książę zawsze był książką problematyczną. Niby omawia się to w pierwszej klasie gimnazjum, ale każda wymalowana trzynastolatka, chcąca na siłę być dorosła, kręci nosem na tę bajkę. Natomiast dla dzieci jest niewątpliwie to opowieść zbyt trudna – głównie przez to, że tak naprawdę skomplikowana, wielowymiarowa powiastka filozoficzna, kryjąca się pod powłoką przygnębiającej baśni (tak, właśnie: Mały Książę to baśń bardzo przygnębiająca, żebyście wiedzieli). Dlatego sama idea uproszczenia nieco treści i dostosowania do możliwości dziecka to pomysł sam w sobie bardzo dobry, jednak bardzo trudny do zrealizowania. Zbrodnią byłoby zrobienie samej treści książki jakiejś krzywdy, pominięcie jakiegoś epizodu i jego ogólnej wymowy (dywagacje sobie zostawiam na później), co jest przecież bardzo trudne, przy jednoczesnym przełożeniu książki na język współczesnego dziecka, zdominowany przez kulturę obrazkową i sloganowe filmy z dwuznacznym humorem. Oraz, przede wszystkim zrealizowanie celów, jakie moim zdaniem powinny przyświecać tej książce: zachęcenie już starszych pociech do sięgnięcia po pierwowzór, wyrobienie opowiastką jakiegoś głębszego spojrzenia na rzeczywistość oraz – co najważniejsze – wyrobienie empatii i wpojenie pewnych prawd, jakie wskazane zostały na kartach książki (mam tu na myśli przede wszystkim przykład prawdziwej przyjaźni Małego Księcia z Lisem; uważam, że słynne zdanie o oswajaniu i stawaniu się odpowiedzialnym powinien do serca wziąć każdy człowiek). I naprawdę bałam się, co z tego wyniknie – czy książka udźwignie ciężar moich wymagań? 

Z czystym sumieniem, mogę powiedzieć, że tak. Co prawda, drażniło mnie nieco, że historia zaczyna się w momencie, kiedy Lotnik rozbija się na pustyni, z pominięciem ciekawych dywagacji z początku, ale kiedy spojrzeć okiem dziecka, wszystko jest tak, jak powinno być: język jest prosty, komunikatywny i zrozumiały, ale absorbujący uwagę dziecka. Czuć tu delikatnie klimaty Autora Małego Księcia, jednocześnie zawiłość oryginału została zastąpiona prostotą, oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa; krótkie partie narracyjne przeplatane są ciekawymi dialogami, które, czytane na głos z odpowiednią intonacją, zaciekawią małego czytelnika. Autorzy opracowania nie pominęli jednak niczego istotnego (Lis!) ani nie popełnili większego błędu rzeczowego, zachowując pierwotny urok i tę dziwną melancholię, która – kiedy czytam oryginał – sprawia, że czytanie staje się prawdziwą przyjemnością. Całość nie jest zbytnio sentymentalna czy zbyt smutna, co także jest wielkim plusem z uwagi na to, że zakończenie nieodmiennie łamie moje serducho i nie jestem pewna, czy i teraz – będąc dzieckiem i czytając tę książkę – nie popłakałabym się, jak robiłam to w dzieciństwie. Mam nadzieję więc, że ta opowiastka, nieco mniej drastycznie zrealizowana, raczej wywoła u dzieci uśmiech czy okrzyk podziwu, niż kilka łez. 

Jeśli chodzi o książki dla dzieci, istotną sprawą są obrazki. Muszę przyznać, że przyzwyczajona do akwarel Autora, na początku z dystansem podchodziłam ilustracji z tej książeczki. Wydawały mi się jakieś dziwne, tak dalekie od klasyki. Jednak po bliższym przyjrzeniu się pozycji, jak i dostępnym w Internecie grafikom, stwierdziłam, że sylwetki bohaterów nie mogły być po prostu inne. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że jest to animowany film robiony technikami dalekimi od malowanej Królewny Śnieżki, a w graficznych klimatach choćby Pingwinów z Madagaskaru opowieść ta wyszłaby po prostu źle i kiczowato. Obrana stylistyka jest ciekawa, zaskakująca i bardzo oryginalna; łączy ze sobą pomysły z akwarelek pisarza z nowoczesnością (postacie z filmu i z oryginalnych ilustracji mają dużo cech wspólnych). Dzieciom wychowanym na najprzeróżniejszych postaciach z kreskówek taka alternatywa z pewnością przypadnie do gustu, a ponieważ oszczędne obrazki tak naprawdę zawierają dużo zaskakujących szczegółów, samo oglądanie ich będzie rzeczą kształcącą. Mi osobiście do gustu najbardziej przypadła ilustracja przedstawiająca Małego Księcia odlatującego z białymi ptakami na ciemnoniebieskim tle, a także – co za niezwykły pomysł – główny bohater wewnątrz Róży oraz ten, w którym książkę stoi pośród alei ziemskich róż. Bardzo sympatycznie prezentuje się Lis, a planety różnych bohaterów zaskakują pomysłowością i niezwykłymi klimatami, które do gustu przypadną każdemu dziecku – wierzę, że wyczują mgiełkę niezwykłości, jaki udało się wyczarować twórcom filmu – bo przypuszczam, że ilustracje mają coś wspólnego z fotosami z ekranizacji - i dadzą się porwać niezwykłym przygodom Małego Księcia, a czas na miłe akwarele pisarza przyjdzie później. 

Warto też wspomnieć o wydaniu książki, które sprawiło, kiedy otworzyłam paczkę, westchnęłam z zachwytu i która wzbudziła moją zazdrość, jako czytelnika dorosłych książek. Uwielbiam każdy odcień niebieskiego, a okładki w tym kolorze sprawiają, że czuję się jak na niebieskim haju, nawet wtedy, kiedy tylko są dwa paski niebieskiego, jak tu. Okładkowa ilustracja Małego Księcia z Lisem jest naprawdę estetyczna i intrygująca – nie zdradza wiele z fabuły, bo bohaterowie są odwróceni ale zaciekawia, ujmuje i – takie moje odczucie – emanuje spokojem. Książkę wydrukowano na kredowym, naprawdę dobrym papierze, bez żadnych literówek i braków spacji, które niezmiernie mnie irytują. Tekst został napisany dużą czcionką, co maluchom ułatwia czytanie i bardzo ładnie komponuje się z resztą książki. Przyjemnie ją trzymać w ręku, przyjemnie przekładać strony, w ogóle przyjemnie jest mieć taką książkę na półce, chociaż wiem, że to jest dziwne. Wręcz bardzo dziwne, ale nieważne. 
  
Tak sobie myślę, że książka jest idealnym pomysłem na prezent dla znajomego dziecka, bądź kogoś z rodziny; ale nie tylko. To naprawdę dobra pozycja, która dla wielu pociech będzie fantastyczną przygodą, a dla rodzica doskonały pomysł na kreatywne spędzenie czasu z dzieckiem – po przeczytaniu (koniecznie na głos!) można wybrać się na film, który wchodzi do polskich kin już 7 sierpnia (masz ci los, gdybym była o wiele lat młodsza, byłby prezent urodzinowy jak znalazł, bo przecież w ten dzień dochodzi mi na kark kolejny roczek), a potem, kiedy dziecko będzie już większe i – mam nadzieję – miło wspominało tę lekturę z dzieciństwa, zachęcić do sięgnięcia po oryginał. Można też z dzieckiem poprzeglądać opowiastkę, zanurzyć się w wspomnieniach swojego dzieciństwa i zobaczyć tamten Wszechświat oczami dziecka – teraz już nie tak filozoficznie, ale tak po prostu, naturalnie.

Tytuł: „Mały Książę. Dla dzieci”
Autor: Antonine de Saint-Exupery (autor oryginału)
Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Pani Agnieszce z wydawnictwa Znak

15 komentarzy :

  1. Jak dla mnie ta książka okazała się za trudna, mam zamiar wrócić do niej niedugo, prawie 9 lat po gimnazjum.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochałam "Małego Księcia". Dla mnie to była jedna z niewielu lektur szkolnych, które dało się czytać i miały coś mądrego do przekazania;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam ją właśnie w pierwszej klasie gimnazjum i przeczytałam ją chyba w godzinę albo w dwie . Moim zdaniem to jedna z najlepszych lektur szkolnych :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Mały Książę" <3 Cudowna książka!

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę że mogłaby się spodobać mojemu synkowi :). Koniecznie muszę się rozejrzeć za tą książką.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie polubiłam tej książki. Temat taki powszechny, a fabuła dosyć dziwna. Nawet nie wiadomo do jakiej kategorii to zaliczyć, bo niby fantastyka, a książka podobno oparta na faktach. Autor podczas II Wojny Światowej miał awarię samolotu i lądował na pustyni. Gościu był kilka dni bez wody i jedzenia i ten Mały Książę to halucynacja.

    Pozdrawiam
    http://blog--ksiazkoholiczki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham te książkę! Tyle cudnych cytatów i tak dziecinnie prostych pouczeń- genialna :D

    www.zapachdruku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo lubię "Małego Księcia". Czytałam ją już kilkakrotnie... Jakoś mam do niej sentyment i czasami sobie wracam. Taka niby banalna, a jednak ma swoje drugie dno. Lubię, po prostu. :)
    Pozdrawiam i obserwuję,
    A.

    http://still-changeable.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Przyznam się szczerze, że Małego Księcia jeszcze nie czytałam. Nie znaczy to, że tego nie zrobię, gdyż na mojej półce czeka na mnie wersja angielska tej książki. Mam nadzieję, że uda mi się ją przeczytać bez większego nierozumienia niektórych słów. Myślę, że na tych wakacjach jeszcze uda mi się poznać losy głównego bohatera :)
    http://gabrysiekrecenzuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. "Mały książe" to ksiażka którą powinno się omiawiać w szkole raz na jakiś czas, co najmniej raz na 2 lata. Gdy ja omawiałam ją w gimnazjum, nie pamietam czy to było w 1 czy 2 klasie, zrobiła na mnie ogromne wrażenie i podobała tak, jak chyba jeszcze dotąd żadna lektura. Jednak to fakt, wtedy niewiele osób tak naprawdę ją rozumialo bez omówienia a nawet z omówieniem bywały przypadki totalnej ciemnoty i niezrozumienia.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. A mnie się nie podobało :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie dość, że książkę omawiałam w 2 klasie gimnazjum (tzn. oryginał) to wcześniej, w piątej podstawówki grałam bankiera w sztuce teatralnej na podstawie Małego Księcia. Treść może bardzo mnie nie uderzyła, ogólnie nie rozumiem nad Małym Księciem zachwytów. Sądzę jednak, że warto ją przeczytać, bo przekazuje wiele uniwersalnych prawd.

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiałam "Małego księcia" do czasu, aż zaczęliśmy go omawiać jako lekturę szkolną... Wrócę kiedyś do niego, ale z pewnością do oryginalnej wersji, a tę podaruję mojej młodszej kuzynce :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Omawiałam Małego Księcia przed wakacjami. Niestety moja koleżanka tak się zaczęła szczyć tym,że wszystko w niej rozumie i jaka ona jest piękna, że po prostu już straciłam nadzieję dla gimbusów, chociaż sama nim jestem -,-
    W stosunku do mnie ta książka wywołała podziw dla pana Exuperego. W dzisiejszych czasach dzieci widzą w dorosłych osoby poważne i zbyt zatracone w swoim pesymistycznym świecie. A tutaj taka niespodzianka! Czyli jeszcze istnieją dorośli z duszami dzieci ♥

    Pozdrawiam, Lucy :*
    http://zeglujacmiedzysnami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Dla mnie liczy się jedynie oryginał. Miałam 7 lat, kiedy sięgnęłam po ,,Małego księcia" z domowej biblioteczki. Dla mnie to książka wszech czasów, nikt mi nie wierzył, że zrozumiałam. Mama tłumaczyła, że w 1 klasie nie mogę jej zabrać ze sobą jako ulubionej książki, wciskała mi Czerwonego Kapturka, za co się na nią obraziłam. Wówczas obiecałam sobie, że nie będę jak wspomnieni dorośli patrzeć na świat materialnie lecz oczami dziecka. Piękne cytaty zawiera książka, aż łezka kręci się w oku. Pamiętam, że gdy mama nie miała dla mnie czasu, musiałam zająć się sama sobą, bo wiadomo tyle pracy w domu, a mama wracała zmęczona, powiedziałam jej kiedyś, że jestem samotna jak Mały Książę i mama się rozpłakała, wszystko zostawiła i do mnie przybiegła :) Dzieci są bystrzejsze niż się wydaje.

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!