Czasami chciałabym mieć więcej czasu. Wróć. Zawsze
chciałabym więcej czasu. Naginam czasoprzestrzeń do niemożliwości, nastawiając
sobie budzik na nieprawdopodobnie wczesne godziny, kończąc ze starym
przyzwyczajeniem spania do jedenastej i chodzenia spać o trzeciej nad ranem.
Mimo tego i tak czasu ubywa bardzo szybko, a w dodatku chodzę spać bardzo
zmęczona, mimo że kładę się między jedenastą a dwunastą. Przyjadą goście –
siedź z nimi człowieku i się uśmiechaj. Przyjedzie rodzina, rozłoży się w
ogrodzie, posiedzę z nimi godzinę i już mam mniej czasu. I to, niestety, nie
jest sprawa zorganizowania – mam mnóstwo hobby, a wszystkie są niesamowicie
czasochłonne i wciągające. Już nie wspominam o muzeach, teatrach, kinach i galeriach
sztuki, które odwiedzam wiele razy w ciągu roku i które są prawdziwymi
pożeraczami czasu. Kiedy przychodzę do domu, myślę o rzeczach, które miałam
zrobić ale nie zrobiłam i przygnębiona tym wszystkim zasypiam, myślę sobie, że
naprawdę chciałabym mieć dwa życia – w jednym bym pisała recenzje, czytała i
robiła mnóstwo innych rzeczy, drugie poświęciłabym na różne wypady do miasta,
myszkowanie po księgarniach i odpoczywanie, nie marnując żadnego z nich. Pomysł
tak mi się spodobał, że został ze mną na dłużej: trochę czasu poświęciłam na
obmyślenie mechanizmów takiego świata, przyszła mi chęć na napisanie
opowiadania, ale kiedy tylko włączyłam komputer, stwierdziłam, że przez dłuższy
czas nie będzie na to nawet godzinki.
Dlatego została tylko ta książka, mniej więcej na ten
temat, po którą – przyznam się – sięgnęłam z czystej ciekawości. Zachęciły mnie
recenzje, w większości bardzo pozytywne i opis na okładce – chodziło tu o coś
więcej niż o fizykę i dwa różne życia tej samej osoby, ale wybór, przed którym
stoi bohaterka i atrakcyjnie wyglądająca na internetowych zdjęciach okładka.
Nie spodziewałam się bynajmniej błyskotliwej lektury czy jakiś niebanalnych
rozwiązań Autorki, ale miałam nadzieję, że przynajmniej w jakiś sposób moje
dziwne marzenia (a jakich innych marzeń po mnie się spodziewacie?) i po prostu
spędzę z książką miło czas, popijając kompot a potem kakao i odpocznę od
cięższych rzeczy, których ostatnimi czasy – są przecież wakacje – było dość
dużo. W końcu mózg, nawet tak niedoskonały, nie potrafiący przenosić się między
dwoma światami, ma swoje prawa i trzeba o niego dbać – jakkolwiek by na to nie
spojrzeć, to najważniejszy organ.
Sabine żyje bowiem w dwóch światach. Dwadzieścia cztery
godziny w jednym, dwadzieścia cztery godziny w drugim. Każdy dzień przeżywa dwa
razy – raz w świecie bogatej panienki w stylu tych z Plotkary
w Wellesley, później w prowadzi żywot dziewczyny z klasy bardzo średniej,
jednej z tych, jakich wiele pojawia się na ulicach naszych miast w Roxbury,
lichej dzielnicy Bostonu. O godzinie dwunastej w nocy następuje przeskok z jedno świata do drugiego
i Sabine na nowo przeżywa ten sam dzień. Męczą ją kontrasty – w jednym świecie
jest bogata, w drugim biedna; w jednym prowadzi życie, o jakim marzy każdy, w
drugim nie ma nic pociągającego, tym bardziej, że z dnia na dzień sprawy się
komplikują. I nie tylko dlatego, że cechy fizyczne przenoszą się z jednego
świata do drugiego – Sabine, malując włosy i połykając tabletki
przeczyszczające, dochodzi do wniosku, że coś zmieniło się w regułach gry i może umrzeć w jednym ze
swoich światów, by być normalna i żyć tylko w jednym. Ale właśnie w tym
niechcianym, gorszym, pojawia się coś, co sprawia, że dziewczyna musi jeszcze
raz zastanowić się nad swoim życiem … życiami
(to słowo w ogóle ma liczbę mnogą?) i dokonać ponownego wyboru. Co to? Cóż
innego, jak nie wymarzona miłość!
Nie oszukujmy się - pomysł życia w dwóch światach na
zasadzie wszechświatów równoległych nie jest oryginalny, wręcz przeciwnie, jest
to motyw bardzo ograny i momentami już nużący. To raczej jeden z najczęstszych
motywów w literaturze popularnej, o poważnej, trudniejszej już fantastyce nie
mówię. Wybór pomiędzy bogactwem a miłością – dwoma chyba najbardziej pożądanymi
przez człowieka rzeczami - jest stary jak świat i musieli mierzyć się z nim
więksi od Sabine bohaterowie. Wybór bywa jednak dramatyczny, a to już jest
naprawdę ciekawą pożywką dla literatury, karmiącej się dylematami w stylu być albo nie być. Dlatego, mimo swojej
powtarzalności, potencjał tego pomysłu był ogromny i, będąc naprawdę ciekawa,
co zrobi z tym Autorka i bohaterka tej powieści, miałam nadzieję na coś
ciekawego, ba!, oryginalnego. Może chociaż na jakąś ciekawą myśl. Może na
zaskakujące zakończenie, chwytające za gardło. A może po prostu na wciągającą
fabułę, wybuchającą emocjami i ciekawymi wydarzeniami jak fajerwerk? Cokolwiek,
co przekona mnie, że jeszcze tak źle z literaturą młodzieżową nie jest.
Dziewczyna, dwa wspaniałe światy, wybór, miłość, pieniądze… To naprawdę mogłaby
być wybuchowa mieszanka, szczególnie że z całego serca zazdroszczę wszystkiego
dziewczynom z Plotkary.
Pomysł nie został jednak w pełni wykorzystany. Nawet w
połowie. Jeśli oczekiwałam jakiś fajerwerków w części, w której Sabine wahała
się pomiędzy oboma światami, ryzykując swoje życie i coraz bardziej zaprzyjaźniając
się z Ethanem (dlaczego, dlaczego przypomina mi Gusa z Gwiazd naszych wina?), mocno się zawiodłam. Fabuła – i owszem –
poprowadzona jest porządnie, bez niekonsekwencji i niepotrzebnych ozdobników
bardzo logicznie (to bardzo istotne, bo dla większości pań piszących dla
młodzieży tak ważkie tematy jak techniczne szczegóły przenoszenia się między
dwoma światami przekraczają granice ich wyobraźni i są ich swoistą piętą
Achillesa) już od początku twardo dążąca do obmyślanego wcześniej zakończenia i
starannie, niemal w punktach, zaplanowana przez Autorkę, jednak to chyba nie
wszystko. Pokazując swój rzemieślniczy warsztat, pisarka zapomniała o tym co
najważniejsze – o artystycznej obróbce, jakiejś finezyjności i odrobiny życia,
tchniętego w niezłą formę. Chwile decyzji i świat Sabine po pewnym przełomie w
obu życiach łagodzony jest tak, by czytelnikiem nie wstrząsały żadne emocje,
albo pisarka ma trudności z wydobywaniem ich z narracji, tak samo jak chwile
spędzone z Ethanem, mimo że w romantycznej scenerii, ale wciąż będące tylko i
wyłącznie opisem. A tu naprawdę mogło być dużo emocji, które mogłyby trząść
czytelnikiem. Już nie mówiąc o zdarzeniach, jakie mogłyby wyniknąć z takiej
konwencji – jeśli miał być to melodramat, a szkoda, bo zaplątana między dwoma
światami dziewczyna i jacyś superagenci to też wcale niezły motyw, można było
wpakować bohaterkę jeszcze w większe problemy i komplikować jej życie w
nieskończoność, z maleńkiego szczególiku robiąc zagrożenie dla obu jej egzystencji.
Autorka także nie powstrzymała się przed schematami, włażącymi do książki
wszystkimi możliwymi dziurami fabularnymi i choć nie był to z pewnością typowy paranormal romance ani inne
zmierzchopodobne cudo, to lekko momentami przypominało Gwiazd naszych wina wymieszane z Plotkarą w pigułce i te wszystkie historie o dziewczynach w stylu
Ever z Ever, które mają tajemnicze
zdolności. Wiele rzeczy było też przewidywalnych, jak to, co się stanie, kiedy
dziewczyna wyjawi swoim rodzicom prawdę i gdzie pozna i pokocha Ethana, nie
zaskoczyło mnie również to, że plany związane z Dexem nie dojdą do skutku, już
nie mówiąc o tym, że ukochanego spotkała w drugim świecie. Tu znów nasuwa się refleksja
o tym, co Autorka zapomniała dodać, czyli o jakimś wytłumaczeniu tajemniczych
zdolności Sabine i tych dwóch wszechświatów, w których się porusza. Chociaż
wiem, że nie jest to bardzo ważne w kontekście całej książki, to chciałam się
dowiedzieć coś o prawdziwym pochodzeniu dziewczyny, jej tajemniczych
zdolnościach i owych wszechświatach, bo chociaż przeczytałam na ten temat
wiele, być może od Autorki dowiedziałabym się dużo więcej. A sam wątek mocno
już w stylu fantasy, sam w sobie ma
duży potencjał, gdyby tylko pisarka nie dała się skuć schematom. Naprawdę, ten
temat jest tak nośny i pojemny, że zmieścić mógłby o wiele więcej niż
dostaliśmy.
Nadzieja jeszcze w tym, że Autorka pozostawiła w
strategicznych miejscach furtki do pociągnięcia historii w tomie drugim, jednak
przeglądając jej stronę internetową do smutnego wniosku, że raczej nie zanosi
się na to, że cokolwiek takiego powstanie. Trochę szkoda, bo jak początek
trylogii lub serii dla młodzieży książka prezentuje się naprawdę przyzwoicie i
z pewnością w kolejnych tomach pisarka zdobyłaby się na jeszcze większe wykorzystanie
potencjału pomysłu. Z drugiej strony jednak mam dziwne wrażenie, że pisarka
nieopatrznie potraktowała książkę w taki sposób, że nawet otwarte zakończenie
wydaje się być ostateczne, a kolejne tomy po prostu zbędne. Cóż, nie moja to
wina, chociaż wciąż mam dziwną nadzieję, że kiedyś usłyszę jeszcze i będę miała
– może większą – przyjemność przeczytać o dalszych losach Sabine.
Styl Autorki jest prosty, przyjemny, niewymagający i
lekki, czyta się błyskawicznie, właściwie tylko przez kilka godzin. Nie ma tu
rozbudowanych opisów czegokolwiek, poza emocjami Sabine i sympatycznymi, dość
drętwymi jednak dialogami, czasami iskrzącymi humorem, a czasami łzawo
melodramatycznymi i sentymentalnymi, co jednak trochę mnie bolało. Narracja
bynajmniej nie porywa, historia nie intryguje tak, jak powinna, emocje nie
przechodzą na czytelnika, chociaż braku zaplecza technicznego i umiejętności
pisania na tyle płynnie, by książkę połknąć w jeden dzień. Bardzo łatwo można
też zauważyć, że pisarka ma poczucie humoru i z pewnym powodzeniem przelewa je
na papier, żartuje jednak tam, gdzie raczej powinno być nieco poważniej, a we
fragmentach, gdzie powinno się zachować dystans, lekko rozładować napięcie,
tekst zalatuje mocno tanią melancholią, czego najbardziej nie lubię. Poza tym
brak jakiś poważniejszych błędów, poważnych potknięć językowych i nieścisłości
w tej warstwie, chyba dlatego, że pisarka nie pokusiła się o jakieś
poważniejsze zabiegi i bardziej finezyjne rozwiązania w tej warstwie. Z jednej
strony bardzo szkoda, ale z drugiej pisarka nie oszukuje, nadmuchując książkę
pustosłowiem czy degustując mnie wyszukanymi metaforami i nie ukrywa, że nie ma
zamiaru wspinać się na literackie szczyty. Może to i dobrze, ale niezbyt miło
jest jeść surowe ciasto czy zanurzać się w ciepłych odmętach przeciętnej
przeciętności narracji.
Jakie są postacie, każdy to widzi. Pisarka zadbała o to,
by główna bohaterka była ciekawą i porządnie zbudowaną postacią. Chociaż to
pierwsze może się nie udało, Sabine nie przypomina rozlazłych Mary Sue, jakie w
mam niewątpliwą przyjemność poznać w innych książkach. Nie użala się nad sobą,
a pewnego dnia zrozumiała, że przez cały czas była egoistką i podejmowała
naprawdę wkurzające, irracjonalne decyzje. Ma w sobie coś, co mało która dama z
powieści dla młodzieży czyli umiejętność refleksji na własnym życiem i
sytuacją, w jakiej się znajduje, wie, że cały świat nie ma obowiązku padać jej
do stóp, a Autorka podjęła całkiem niezłą próbę ukazania osoby zagubionej w
rzeczywistości, jakiej się znajduje. I choć bardzo mocno zdziwiły mnie jej łatwe
przystosowanie się do życia w obu światach, tak, żeby nie zdradzić się ze
swoimi umiejętnościami – szczególnie dziwne jest to, że kiedy była dzieckiem
nie wzbudziła podejrzenia jednych lub drugich rodziców jakimś swoim
zachowaniem, w końcu kilkuletnie dziecko nie ma jeszcze takich myśli jak
nastolatka i myśli, że przeskoki w z życia do życia są normalne, więc się z tym
nie kryje – pisarka naprawdę się stara, by wszystko wyglądało bardzo prawdopodobnie,
w miarę logicznie, a Sabine przypominała swoje rówieśniczki z normalnego świata
– jak i te mieszkające w okolicach podobnych do Wellesly, jak i te z Roxbury
(choć obie wersje bohaterki były zbyt dobre,
za mało zepsute, jak na moją bogatą wiedzę i doświadczenie z ludźmi z tych
środowisk). A to już, wbrew pozorom, bardzo dużo.
Pozostałe postacie są niezbyt dobrze wykreowane. Najlepszą
z nich była Maggie, siostra Sabine z
Roxbury, żywiołowa, mała dziewczynka z doskonale odmalowaną manią na punkcie
królików (tak, o dziecięcych pasjach jak króliki czy syrenki to ja coś wiem….),
jeszcze taka niewinna i czysta, która wzbudziła we mnie same pozytywne emocje,
a sama dziewczynka jest jakby małym promyczkiem rozświetlającym ponurą i momentami makabryczną (Boże, ja czytałam o
samookaleczeniu! Czy naprawdę to jeszcze jakiegoś pisarza obchodzi? Już nie
mówię o tych domniemanych problemach ze zdrowiem Sabine, naprawdę brawurowo
opisanych) resztę powieści. Poza tym czytamy o Ethanie z przepisowymi mięśniami,
doskonałą techniką całowania, smutną przeszłością i nieprzeciętną inteligencją
– to po prostu kolejny banalny i słabo opisany przystojniaczek brzmiący tak,
jakby nauczył się wszystkich książek Paula Coelho na pamięć. Przez całą powieść
przewija się Dex, ale tak naprawdę trudno było mi wyczuć zasugerowane przez
Autorkę zaburzenia, może dlatego, że psychopaci nigdy nie są tacy łagodni, jak
opisała to w swojej książce, mimo sam pomysł na tę postać nawet mi się spodobał
– naprawdę rzadko w powieściach dla młodzieży pojawia się chociaż wzmianka na
ten temat. Poza tym są jeszcze rodzice obu wcieleń
Sabine – dwójka ciężko pracujących ludzi, nie potrafiących utrzymać
kontroli nad córką w Roxbury i rozwiedzieni bogacze w Wellesley, niezbyt
dokładnie przedstawieni, raczej ujęci tylko szkicowo, żeby coś tam było; mimo
tego zdążyłam polubić elegancką matkę z Wellesley i znienawidzić ojca z
Roxbury. Na dalszym tle są jeszcze przyjaciele dziewczyny z obu światów, to
znaczy typowe imprezowe panienki jak Lucy i Miriam, myślące tylko o chłopakach,
pierwszym razie i tak dalej; oraz Capri, dość sympatyczna, jednak tylko
pojawiająca się w kilku miejscach gotka. Plączą się jeszcze bracia Sabine, bo
Lucas to naprawdę ciekawa, nawet dość zagadkowa postać, podczas gdy Ryan z
Złego Brata nagle przemienił się Dobrego Brata, co było nagłe i zupełnie
nieprawdopodobne – chyba że wszystkie docinki były przyjacielskie, ale tego
Autorka już nie zasugerowała. Z tych postaci dałoby się również dużo wyciągnąć,
choćby po prostu sprawić, by powieść była barwniejsza, pełna różnych
charakterów, więc trochę szkoda, że pisarka – czy to z chęci skupienia się na
głównej historii czy ze zwykłego gapiostwa – nie rozwinęła choć trochę ich
wątków czy sprawiła, że postaci stały się bardziej szczegółowe i pełne. Książka
przez to jest boleśnie szara, przeciętna i niepełna, czego ja po prostu nie
lubię.
Muszę przyznać, że w na zdjęciu okładka książki prezentuje
się dość ciekawie, a przynajmniej elegancko, w rzeczywistości jednak kolorowo
nie jest i to dosłownie. Chociaż i tak jest lepiej niż z okładką angielską,
rzeczą tak prymitywną, że każdy chciałby to poprawić (przynajmniej jest takie
moje odczucie), to coś tu nie wyszło. O ile sam pomysł był dobry (podzielenie
zdjęcia dziewczyny na dwie części o różnych kolorach, odbicie w szybie) to
reszta ciekawa już nie jest. Po pierwsze kolorystyka. Ciepłe kolory jednej z
części są ładne, a Photoshop zbytnio nie rzuca się w oczy, bo i sama dziewczyna
jest sympatyczna i zdjęcie w ogóle dobre, ale jaskrawa zieleń – delikatnie
mówiąc – nie zachwyciła mnie, mimo że kojarzy mi się z ulubionymi, miętowymi
lodami. Trochę to ufoludkowe, szczerze mówiąc. Zresztą nie mam złudzeń, że
brązowe okładki rzucają się w oczy w księgarniach bo tak nie jest, a zielenie
po prostu odrzucają. Można było to zrobić bardziej minimalistycznie, w
pastelach. Przez całość przebiegają jeszcze jakieś pasy czy linie innego
rodzaju, co jakoś zamazuje dziewczynę i nieco plącze moje zmęczone oczy. Tytuł,
imię i nazwisko Autorki oraz krótki tekst reklamowy u góry zostały napisane
prostą czcionką, która jakoś ratuje całość (wyobrażacie sobie zawijasy?), sprawiając
(to największa zasługa pomysłowo napisanego tytułu), że okładka jest taka jak
treść – z pomysłem, ale mocno, bardzo mocno przeciętnie. Grzbiet jest ładny,
ciemnobrązowy, z małym obrazeczkiem i naprawdę nieźle prezentuje się Dalej jest jednak nieco gorzej: na jednym ze
skrzydełek napisano po prostu fragment książki (swoją drogą dobrze dobrany i
nie zdradzający, o czym jest reszta; nawet intryguje), a na drugim krótki tekst
o Autorce, wyglądającej nawet sympatycznie. Wszystko wydrukowane jest prostą
czcionką na brązowym tle o ładnym, czekoladowym odcieniu, estetycznie i
zupełnie przeciętnie. Blurb za to jest już zupełnie nieciekawy, w jakiś
rozmytych brązach (co ciekawe, znalazłam tam informację o tym, że 10 procent
dochodu przeznaczono na cele charytatywne, za co muszę bardzo Wydawcę
pochwalić, bo to naprawdę szczytny cel), a Wydawnictwo napisało do siebie tylko
krótką notkę pod oryginalnym opisem, zresztą niezbyt ciekawym i zdradzającym
zbyt dużo. Kłuje w oczy sformułowanie „wykolejeni przyjaciele” , jakby Capri
była zła tylko dlatego, że była gotką. Kiedy czytałam ten tekst przed zabraniem
się za lekturę, myślałam, że znajomi Sabine będą palić trawkę i pić wódkę,
słowo honoru. Okazało się jednak, że chodziło o tych z Wellesley…
Najciężej jest oceniać właśnie takie książki. Wybitnie
przeciętne pozycje na jeden raz, do połknięcia, uśmiechnięcia się i zapomnienia.
Powieści tak lekkie, że nawet nie czuje się, że jedną z nich właśnie się
połknęło, za przeciętne jednak nawet na rozrywkę. Gniot koszmarny to przecież
nie jest, ale nie sposób zapamiętać jej na dłużej, czy poczuć jakiekolwiek
emocje, które powinny towarzyszyć przy lekturze. Nie szokujące niczym, przewidywalne
zapychacze półek, sympatyczne i nieźle zrobione, ale nic poza tym. Ciężko być
sprawiedliwym, wypośrodkować to wszystko i jeszcze uchwycić swoje emocje, które
gdzieś zagubiły się w tym morzu zwykłości, przeciętności typowej opowieści do
szuflady czy wyparowały razem z momentem, zakończenia lektury? Ciężko mi
oceniać również dlatego, że tę książkę zabrałam na weekendowy wypad i za każdym
razem, kiedy spoglądam na okładkę, przypomina mi się tamten dzień, więc
sentyment jakiś jest, chociaż w inny sposób związany z książką. Sama powieść
jest pomiędzy tym wszystkim, niezdecydowana, czy chce być dobra czy zła, tak
samo jak bohaterka. Bo w końcu wszystko jest niedoskonałe i trudno o jakąś
idealnie wyważoną opinię, idealne doskonały świat.
Tytuł: „Między życiem a życiem”
Autor: Jessica Shirvington
Moja ocena: 3,5/10
Za egzemplarz serdecznie dziękuję
wydawnictwu Dreams
Pierwszy raz widzę tak słabą ocenę tej książki, ale dobrze, że wyrażasz swoje zdanie takim, jakim jest :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Patty z bloga pattbooks.blogspot.com
Mimo że ta książka może nie być ciekawa, chcę po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńhttp://miedzy--stronami.blogspot.com/
Książka słabiutko wypadła. I to jest przykład zmarnowanego czasu, jakby nie mogli wydawać tylko tych dobrych książek. :D
OdpowiedzUsuńPozdarwiam
http://blog--ksiazkoholiczki.blogspot.com/
Zdecydowanie nie przeczytam czegoś takiego. Ma w sobie wszystko czego nie cierpię.
OdpowiedzUsuńPierwsze słyszę o tej książce, ale mimo twojej negatywnej opinii, wydaje mi się na tyle ciekawa, że chyba po nią sięgnę :D
OdpowiedzUsuńU Ciebie jak zawsze test krytycznoliteracki. Książkę mam nadal w planach, nawet jeśli jest takim przeciętniakiem.
OdpowiedzUsuńA mnie się książka bardzo podobała i bardzo miło wspominam czas z nią spędzony :).
OdpowiedzUsuńA ja nie czytałam wcześniej o motywie wędrówki w czasie w takiej typowej młodzieżówce, więc jestem raczej nastawiona pozytywnie :) Tym bardziej, że książkę już posiadam na półce ;)
OdpowiedzUsuńJak bardzo dawno temu czytałaś godną polecenia książkę? Przeważnie widzę u Ciebie te drugie :)
OdpowiedzUsuńKurczę, u większości blogerów ich strony zazwyczaj zachwalają książki, od czasu do czasu przeplatając to z jakąś drobną krytyką; u Ciebie natomiast dominuje ostre ocenianie i od czasu do czasu coś zyskuje aprobatę. :)
OdpowiedzUsuńHej! :) Nominowałam Cię do Liebster Blog Award. Więcej informacji na moim blogu - zapraszam -> http://siostry-w-bibliotece.blogspot.com/2015/07/liebster-blog-award.html
OdpowiedzUsuńW sumie to książka ta mnie zaciekawiła i jest całkiem możliwe, że mi się spodoba, pomimo Twojej oceny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tutti
Czaję się na tę książkę od miesiąca, więc cokolwiek o niej byś napisała to i tak sięgnę po nią, bo po prostu zamierzam się sama przekonać co do niej. ;) Chociaż... Eh, naprawdę fabuła jest przeciętna - przeciętna? :-/
OdpowiedzUsuńRaczej po książkę nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
http://miedzy--stronami.blogspot.com/
Z opisu książka mnie zaintrygowała, już nawet miałam się nią interesować, jednak potem nie było już tak ciekawie i kolorowo, więc chyba po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
isareadsbooks.blogspot.com