wtorek, 21 lipca 2015

Pomiędzy wszystkim. Recenzja książki



Czasami chciałabym mieć więcej czasu. Wróć. Zawsze chciałabym więcej czasu. Naginam czasoprzestrzeń do niemożliwości, nastawiając sobie budzik na nieprawdopodobnie wczesne godziny, kończąc ze starym przyzwyczajeniem spania do jedenastej i chodzenia spać o trzeciej nad ranem. Mimo tego i tak czasu ubywa bardzo szybko, a w dodatku chodzę spać bardzo zmęczona, mimo że kładę się między jedenastą a dwunastą. Przyjadą goście – siedź z nimi człowieku i się uśmiechaj. Przyjedzie rodzina, rozłoży się w ogrodzie, posiedzę z nimi godzinę i już mam mniej czasu. I to, niestety, nie jest sprawa zorganizowania – mam mnóstwo hobby, a wszystkie są niesamowicie czasochłonne i wciągające. Już nie wspominam o muzeach, teatrach, kinach i galeriach sztuki, które odwiedzam wiele razy w ciągu roku i które są prawdziwymi pożeraczami czasu. Kiedy przychodzę do domu, myślę o rzeczach, które miałam zrobić ale nie zrobiłam i przygnębiona tym wszystkim zasypiam, myślę sobie, że naprawdę chciałabym mieć dwa życia – w jednym bym pisała recenzje, czytała i robiła mnóstwo innych rzeczy, drugie poświęciłabym na różne wypady do miasta, myszkowanie po księgarniach i odpoczywanie, nie marnując żadnego z nich. Pomysł tak mi się spodobał, że został ze mną na dłużej: trochę czasu poświęciłam na obmyślenie mechanizmów takiego świata, przyszła mi chęć na napisanie opowiadania, ale kiedy tylko włączyłam komputer, stwierdziłam, że przez dłuższy czas nie będzie na to nawet godzinki. 

Dlatego została tylko ta książka, mniej więcej na ten temat, po którą – przyznam się – sięgnęłam z czystej ciekawości. Zachęciły mnie recenzje, w większości bardzo pozytywne i opis na okładce – chodziło tu o coś więcej niż o fizykę i dwa różne życia tej samej osoby, ale wybór, przed którym stoi bohaterka i atrakcyjnie wyglądająca na internetowych zdjęciach okładka. Nie spodziewałam się bynajmniej błyskotliwej lektury czy jakiś niebanalnych rozwiązań Autorki, ale miałam nadzieję, że przynajmniej w jakiś sposób moje dziwne marzenia (a jakich innych marzeń po mnie się spodziewacie?) i po prostu spędzę z książką miło czas, popijając kompot a potem kakao i odpocznę od cięższych rzeczy, których ostatnimi czasy – są przecież wakacje – było dość dużo. W końcu mózg, nawet tak niedoskonały, nie potrafiący przenosić się między dwoma światami, ma swoje prawa i trzeba o niego dbać – jakkolwiek by na to nie spojrzeć, to najważniejszy organ. 

Sabine żyje bowiem w dwóch światach. Dwadzieścia cztery godziny w jednym, dwadzieścia cztery godziny w drugim. Każdy dzień przeżywa dwa razy – raz w świecie bogatej panienki w stylu tych z  Plotkary w Wellesley, później w prowadzi żywot dziewczyny z klasy bardzo średniej, jednej z tych, jakich wiele pojawia się na ulicach naszych miast w Roxbury, lichej dzielnicy Bostonu. O godzinie dwunastej w nocy  następuje przeskok z jedno świata do drugiego i Sabine na nowo przeżywa ten sam dzień. Męczą ją kontrasty – w jednym świecie jest bogata, w drugim biedna; w jednym prowadzi życie, o jakim marzy każdy, w drugim nie ma nic pociągającego, tym bardziej, że z dnia na dzień sprawy się komplikują. I nie tylko dlatego, że cechy fizyczne przenoszą się z jednego świata do drugiego – Sabine, malując włosy i połykając tabletki przeczyszczające, dochodzi do wniosku, że coś zmieniło się w regułach gry i może umrzeć w jednym ze swoich światów, by być normalna i żyć tylko w jednym. Ale właśnie w tym niechcianym, gorszym, pojawia się coś, co sprawia, że dziewczyna musi jeszcze raz zastanowić się nad swoim życiem … życiami (to słowo w ogóle ma liczbę mnogą?) i dokonać ponownego wyboru. Co to? Cóż innego, jak nie wymarzona miłość! 

Nie oszukujmy się - pomysł życia w dwóch światach na zasadzie wszechświatów równoległych nie jest oryginalny, wręcz przeciwnie, jest to motyw bardzo ograny i momentami już nużący. To raczej jeden z najczęstszych motywów w literaturze popularnej, o poważnej, trudniejszej już fantastyce nie mówię. Wybór pomiędzy bogactwem a miłością – dwoma chyba najbardziej pożądanymi przez człowieka rzeczami - jest stary jak świat i musieli mierzyć się z nim więksi od Sabine bohaterowie. Wybór bywa jednak dramatyczny, a to już jest naprawdę ciekawą pożywką dla literatury, karmiącej się dylematami w stylu być albo nie być. Dlatego, mimo swojej powtarzalności, potencjał tego pomysłu był ogromny i, będąc naprawdę ciekawa, co zrobi z tym Autorka i bohaterka tej powieści, miałam nadzieję na coś ciekawego, ba!, oryginalnego. Może chociaż na jakąś ciekawą myśl. Może na zaskakujące zakończenie, chwytające za gardło. A może po prostu na wciągającą fabułę, wybuchającą emocjami i ciekawymi wydarzeniami jak fajerwerk? Cokolwiek, co przekona mnie, że jeszcze tak źle z literaturą młodzieżową nie jest. Dziewczyna, dwa wspaniałe światy, wybór, miłość, pieniądze… To naprawdę mogłaby być wybuchowa mieszanka, szczególnie że z całego serca zazdroszczę wszystkiego dziewczynom z Plotkary

Pomysł nie został jednak w pełni wykorzystany. Nawet w połowie. Jeśli oczekiwałam jakiś fajerwerków w części, w której Sabine wahała się pomiędzy oboma światami, ryzykując swoje życie i coraz bardziej zaprzyjaźniając się z Ethanem (dlaczego, dlaczego przypomina mi Gusa z Gwiazd naszych wina?), mocno się zawiodłam. Fabuła – i owszem – poprowadzona jest porządnie, bez niekonsekwencji i niepotrzebnych ozdobników bardzo logicznie (to bardzo istotne, bo dla większości pań piszących dla młodzieży tak ważkie tematy jak techniczne szczegóły przenoszenia się między dwoma światami przekraczają granice ich wyobraźni i są ich swoistą piętą Achillesa) już od początku twardo dążąca do obmyślanego wcześniej zakończenia i starannie, niemal w punktach, zaplanowana przez Autorkę, jednak to chyba nie wszystko. Pokazując swój rzemieślniczy warsztat, pisarka zapomniała o tym co najważniejsze – o artystycznej obróbce, jakiejś finezyjności i odrobiny życia, tchniętego w niezłą formę. Chwile decyzji i świat Sabine po pewnym przełomie w obu życiach łagodzony jest tak, by czytelnikiem nie wstrząsały żadne emocje, albo pisarka ma trudności z wydobywaniem ich z narracji, tak samo jak chwile spędzone z Ethanem, mimo że w romantycznej scenerii, ale wciąż będące tylko i wyłącznie opisem. A tu naprawdę mogło być dużo emocji, które mogłyby trząść czytelnikiem. Już nie mówiąc o zdarzeniach, jakie mogłyby wyniknąć z takiej konwencji – jeśli miał być to melodramat, a szkoda, bo zaplątana między dwoma światami dziewczyna i jacyś superagenci to też wcale niezły motyw, można było wpakować bohaterkę jeszcze w większe problemy i komplikować jej życie w nieskończoność, z maleńkiego szczególiku robiąc zagrożenie dla obu jej egzystencji. Autorka także nie powstrzymała się przed schematami, włażącymi do książki wszystkimi możliwymi dziurami fabularnymi i choć nie był to z pewnością typowy paranormal romance ani inne zmierzchopodobne cudo, to lekko momentami przypominało Gwiazd naszych wina wymieszane z Plotkarą w pigułce i te wszystkie historie o dziewczynach w stylu Ever z Ever, które mają tajemnicze zdolności. Wiele rzeczy było też przewidywalnych, jak to, co się stanie, kiedy dziewczyna wyjawi swoim rodzicom prawdę i gdzie pozna i pokocha Ethana, nie zaskoczyło mnie również to, że plany związane z Dexem nie dojdą do skutku, już nie mówiąc o tym, że ukochanego spotkała w drugim świecie. Tu znów nasuwa się refleksja o tym, co Autorka zapomniała dodać, czyli o jakimś wytłumaczeniu tajemniczych zdolności Sabine i tych dwóch wszechświatów, w których się porusza. Chociaż wiem, że nie jest to bardzo ważne w kontekście całej książki, to chciałam się dowiedzieć coś o prawdziwym pochodzeniu dziewczyny, jej tajemniczych zdolnościach i owych wszechświatach, bo chociaż przeczytałam na ten temat wiele, być może od Autorki dowiedziałabym się dużo więcej. A sam wątek mocno już w stylu fantasy, sam w sobie ma duży potencjał, gdyby tylko pisarka nie dała się skuć schematom. Naprawdę, ten temat jest tak nośny i pojemny, że zmieścić mógłby o wiele więcej niż dostaliśmy. 

Nadzieja jeszcze w tym, że Autorka pozostawiła w strategicznych miejscach furtki do pociągnięcia historii w tomie drugim, jednak przeglądając jej stronę internetową do smutnego wniosku, że raczej nie zanosi się na to, że cokolwiek takiego powstanie. Trochę szkoda, bo jak początek trylogii lub serii dla młodzieży książka prezentuje się naprawdę przyzwoicie i z pewnością w kolejnych tomach pisarka zdobyłaby się na jeszcze większe wykorzystanie potencjału pomysłu. Z drugiej strony jednak mam dziwne wrażenie, że pisarka nieopatrznie potraktowała książkę w taki sposób, że nawet otwarte zakończenie wydaje się być ostateczne, a kolejne tomy po prostu zbędne. Cóż, nie moja to wina, chociaż wciąż mam dziwną nadzieję, że kiedyś usłyszę jeszcze i będę miała – może większą – przyjemność przeczytać o dalszych losach Sabine. 

Styl Autorki jest prosty, przyjemny, niewymagający i lekki, czyta się błyskawicznie, właściwie tylko przez kilka godzin. Nie ma tu rozbudowanych opisów czegokolwiek, poza emocjami Sabine i sympatycznymi, dość drętwymi jednak dialogami, czasami iskrzącymi humorem, a czasami łzawo melodramatycznymi i sentymentalnymi, co jednak trochę mnie bolało. Narracja bynajmniej nie porywa, historia nie intryguje tak, jak powinna, emocje nie przechodzą na czytelnika, chociaż braku zaplecza technicznego i umiejętności pisania na tyle płynnie, by książkę połknąć w jeden dzień. Bardzo łatwo można też zauważyć, że pisarka ma poczucie humoru i z pewnym powodzeniem przelewa je na papier, żartuje jednak tam, gdzie raczej powinno być nieco poważniej, a we fragmentach, gdzie powinno się zachować dystans, lekko rozładować napięcie, tekst zalatuje mocno tanią melancholią, czego najbardziej nie lubię. Poza tym brak jakiś poważniejszych błędów, poważnych potknięć językowych i nieścisłości w tej warstwie, chyba dlatego, że pisarka nie pokusiła się o jakieś poważniejsze zabiegi i bardziej finezyjne rozwiązania w tej warstwie. Z jednej strony bardzo szkoda, ale z drugiej pisarka nie oszukuje, nadmuchując książkę pustosłowiem czy degustując mnie wyszukanymi metaforami i nie ukrywa, że nie ma zamiaru wspinać się na literackie szczyty. Może to i dobrze, ale niezbyt miło jest jeść surowe ciasto czy zanurzać się w ciepłych odmętach przeciętnej przeciętności narracji. 

Jakie są postacie, każdy to widzi. Pisarka zadbała o to, by główna bohaterka była ciekawą i porządnie zbudowaną postacią. Chociaż to pierwsze może się nie udało, Sabine nie przypomina rozlazłych Mary Sue, jakie w mam niewątpliwą przyjemność poznać w innych książkach. Nie użala się nad sobą, a pewnego dnia zrozumiała, że przez cały czas była egoistką i podejmowała naprawdę wkurzające, irracjonalne decyzje. Ma w sobie coś, co mało która dama z powieści dla młodzieży czyli umiejętność refleksji na własnym życiem i sytuacją, w jakiej się znajduje, wie, że cały świat nie ma obowiązku padać jej do stóp, a Autorka podjęła całkiem niezłą próbę ukazania osoby zagubionej w rzeczywistości, jakiej się znajduje. I choć bardzo mocno zdziwiły mnie jej łatwe przystosowanie się do życia w obu światach, tak, żeby nie zdradzić się ze swoimi umiejętnościami – szczególnie dziwne jest to, że kiedy była dzieckiem nie wzbudziła podejrzenia jednych lub drugich rodziców jakimś swoim zachowaniem, w końcu kilkuletnie dziecko nie ma jeszcze takich myśli jak nastolatka i myśli, że przeskoki w z życia do życia są normalne, więc się z tym nie kryje – pisarka naprawdę się stara, by wszystko wyglądało bardzo prawdopodobnie, w miarę logicznie, a Sabine przypominała swoje rówieśniczki z normalnego świata – jak i te mieszkające w okolicach podobnych do Wellesly, jak i te z Roxbury (choć obie wersje bohaterki były zbyt dobre, za mało zepsute, jak na moją bogatą wiedzę i doświadczenie z ludźmi z tych środowisk). A to już, wbrew pozorom, bardzo dużo. 

Pozostałe postacie są niezbyt dobrze wykreowane. Najlepszą z nich była  Maggie, siostra Sabine z Roxbury, żywiołowa, mała dziewczynka z doskonale odmalowaną manią na punkcie królików (tak, o dziecięcych pasjach jak króliki czy syrenki to ja coś wiem….), jeszcze taka niewinna i czysta, która wzbudziła we mnie same pozytywne emocje, a sama dziewczynka jest jakby małym promyczkiem rozświetlającym ponurą  i momentami makabryczną (Boże, ja czytałam o samookaleczeniu! Czy naprawdę to jeszcze jakiegoś pisarza obchodzi? Już nie mówię o tych domniemanych problemach ze zdrowiem Sabine, naprawdę brawurowo opisanych) resztę powieści. Poza tym czytamy o Ethanie z przepisowymi mięśniami, doskonałą techniką całowania, smutną przeszłością i nieprzeciętną inteligencją – to po prostu kolejny banalny i słabo opisany przystojniaczek brzmiący tak, jakby nauczył się wszystkich książek Paula Coelho na pamięć. Przez całą powieść przewija się Dex, ale tak naprawdę trudno było mi wyczuć zasugerowane przez Autorkę zaburzenia, może dlatego, że psychopaci nigdy nie są tacy łagodni, jak opisała to w swojej książce, mimo sam pomysł na tę postać nawet mi się spodobał – naprawdę rzadko w powieściach dla młodzieży pojawia się chociaż wzmianka na ten temat. Poza tym są jeszcze rodzice obu wcieleń Sabine – dwójka ciężko pracujących ludzi, nie potrafiących utrzymać kontroli nad córką w Roxbury i rozwiedzieni bogacze w Wellesley, niezbyt dokładnie przedstawieni, raczej ujęci tylko szkicowo, żeby coś tam było; mimo tego zdążyłam polubić elegancką matkę z Wellesley i znienawidzić ojca z Roxbury. Na dalszym tle są jeszcze przyjaciele dziewczyny z obu światów, to znaczy typowe imprezowe panienki jak Lucy i Miriam, myślące tylko o chłopakach, pierwszym razie i tak dalej; oraz Capri, dość sympatyczna, jednak tylko pojawiająca się w kilku miejscach gotka. Plączą się jeszcze bracia Sabine, bo Lucas to naprawdę ciekawa, nawet dość zagadkowa postać, podczas gdy Ryan z Złego Brata nagle przemienił się Dobrego Brata, co było nagłe i zupełnie nieprawdopodobne – chyba że wszystkie docinki były przyjacielskie, ale tego Autorka już nie zasugerowała. Z tych postaci dałoby się również dużo wyciągnąć, choćby po prostu sprawić, by powieść była barwniejsza, pełna różnych charakterów, więc trochę szkoda, że pisarka – czy to z chęci skupienia się na głównej historii czy ze zwykłego gapiostwa – nie rozwinęła choć trochę ich wątków czy sprawiła, że postaci stały się bardziej szczegółowe i pełne. Książka przez to jest boleśnie szara, przeciętna i niepełna, czego ja po prostu nie lubię. 

Muszę przyznać, że w na zdjęciu okładka książki prezentuje się dość ciekawie, a przynajmniej elegancko, w rzeczywistości jednak kolorowo nie jest i to dosłownie. Chociaż i tak jest lepiej niż z okładką angielską, rzeczą tak prymitywną, że każdy chciałby to poprawić (przynajmniej jest takie moje odczucie), to coś tu nie wyszło. O ile sam pomysł był dobry (podzielenie zdjęcia dziewczyny na dwie części o różnych kolorach, odbicie w szybie) to reszta ciekawa już nie jest. Po pierwsze kolorystyka. Ciepłe kolory jednej z części są ładne, a Photoshop zbytnio nie rzuca się w oczy, bo i sama dziewczyna jest sympatyczna i zdjęcie w ogóle dobre, ale jaskrawa zieleń – delikatnie mówiąc – nie zachwyciła mnie, mimo że kojarzy mi się z ulubionymi, miętowymi lodami. Trochę to ufoludkowe, szczerze mówiąc. Zresztą nie mam złudzeń, że brązowe okładki rzucają się w oczy w księgarniach bo tak nie jest, a zielenie po prostu odrzucają. Można było to zrobić bardziej minimalistycznie, w pastelach. Przez całość przebiegają jeszcze jakieś pasy czy linie innego rodzaju, co jakoś zamazuje dziewczynę i nieco plącze moje zmęczone oczy. Tytuł, imię i nazwisko Autorki oraz krótki tekst reklamowy u góry zostały napisane prostą czcionką, która jakoś ratuje całość (wyobrażacie sobie zawijasy?), sprawiając (to największa zasługa pomysłowo napisanego tytułu), że okładka jest taka jak treść – z pomysłem, ale mocno, bardzo mocno przeciętnie. Grzbiet jest ładny, ciemnobrązowy, z małym obrazeczkiem i naprawdę nieźle prezentuje się  Dalej jest jednak nieco gorzej: na jednym ze skrzydełek napisano po prostu fragment książki (swoją drogą dobrze dobrany i nie zdradzający, o czym jest reszta; nawet intryguje), a na drugim krótki tekst o Autorce, wyglądającej nawet sympatycznie. Wszystko wydrukowane jest prostą czcionką na brązowym tle o ładnym, czekoladowym odcieniu, estetycznie i zupełnie przeciętnie. Blurb za to jest już zupełnie nieciekawy, w jakiś rozmytych brązach (co ciekawe, znalazłam tam informację o tym, że 10 procent dochodu przeznaczono na cele charytatywne, za co muszę bardzo Wydawcę pochwalić, bo to naprawdę szczytny cel), a Wydawnictwo napisało do siebie tylko krótką notkę pod oryginalnym opisem, zresztą niezbyt ciekawym i zdradzającym zbyt dużo. Kłuje w oczy sformułowanie „wykolejeni przyjaciele” , jakby Capri była zła tylko dlatego, że była gotką. Kiedy czytałam ten tekst przed zabraniem się za lekturę, myślałam, że znajomi Sabine będą palić trawkę i pić wódkę, słowo honoru. Okazało się jednak, że chodziło o tych z Wellesley… 

Najciężej jest oceniać właśnie takie książki. Wybitnie przeciętne pozycje na jeden raz, do połknięcia, uśmiechnięcia się i zapomnienia. Powieści tak lekkie, że nawet nie czuje się, że jedną z nich właśnie się połknęło, za przeciętne jednak nawet na rozrywkę. Gniot koszmarny to przecież nie jest, ale nie sposób zapamiętać jej na dłużej, czy poczuć jakiekolwiek emocje, które powinny towarzyszyć przy lekturze. Nie szokujące niczym, przewidywalne zapychacze półek, sympatyczne i nieźle zrobione, ale nic poza tym. Ciężko być sprawiedliwym, wypośrodkować to wszystko i jeszcze uchwycić swoje emocje, które gdzieś zagubiły się w tym morzu zwykłości, przeciętności typowej opowieści do szuflady czy wyparowały razem z momentem, zakończenia lektury? Ciężko mi oceniać również dlatego, że tę książkę zabrałam na weekendowy wypad i za każdym razem, kiedy spoglądam na okładkę, przypomina mi się tamten dzień, więc sentyment jakiś jest, chociaż w inny sposób związany z książką. Sama powieść jest pomiędzy tym wszystkim, niezdecydowana, czy chce być dobra czy zła, tak samo jak bohaterka. Bo w końcu wszystko jest niedoskonałe i trudno o jakąś idealnie wyważoną opinię, idealne doskonały świat.

Tytuł: „Między życiem a życiem”
Autor: Jessica Shirvington
Moja ocena: 3,5/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Dreams

15 komentarzy :

  1. Pierwszy raz widzę tak słabą ocenę tej książki, ale dobrze, że wyrażasz swoje zdanie takim, jakim jest :)
    Pozdrawiam, Patty z bloga pattbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo że ta książka może nie być ciekawa, chcę po nią sięgnąć.

    http://miedzy--stronami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka słabiutko wypadła. I to jest przykład zmarnowanego czasu, jakby nie mogli wydawać tylko tych dobrych książek. :D

    Pozdarwiam
    http://blog--ksiazkoholiczki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie nie przeczytam czegoś takiego. Ma w sobie wszystko czego nie cierpię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwsze słyszę o tej książce, ale mimo twojej negatywnej opinii, wydaje mi się na tyle ciekawa, że chyba po nią sięgnę :D

    OdpowiedzUsuń
  6. U Ciebie jak zawsze test krytycznoliteracki. Książkę mam nadal w planach, nawet jeśli jest takim przeciętniakiem.

    OdpowiedzUsuń
  7. A mnie się książka bardzo podobała i bardzo miło wspominam czas z nią spędzony :).

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja nie czytałam wcześniej o motywie wędrówki w czasie w takiej typowej młodzieżówce, więc jestem raczej nastawiona pozytywnie :) Tym bardziej, że książkę już posiadam na półce ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak bardzo dawno temu czytałaś godną polecenia książkę? Przeważnie widzę u Ciebie te drugie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurczę, u większości blogerów ich strony zazwyczaj zachwalają książki, od czasu do czasu przeplatając to z jakąś drobną krytyką; u Ciebie natomiast dominuje ostre ocenianie i od czasu do czasu coś zyskuje aprobatę. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej! :) Nominowałam Cię do Liebster Blog Award. Więcej informacji na moim blogu - zapraszam -> http://siostry-w-bibliotece.blogspot.com/2015/07/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  12. W sumie to książka ta mnie zaciekawiła i jest całkiem możliwe, że mi się spodoba, pomimo Twojej oceny :)
    Pozdrawiam
    Tutti

    OdpowiedzUsuń
  13. Czaję się na tę książkę od miesiąca, więc cokolwiek o niej byś napisała to i tak sięgnę po nią, bo po prostu zamierzam się sama przekonać co do niej. ;) Chociaż... Eh, naprawdę fabuła jest przeciętna - przeciętna? :-/

    OdpowiedzUsuń
  14. Raczej po książkę nie sięgnę.
    Pozdrawiam.

    http://miedzy--stronami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Z opisu książka mnie zaintrygowała, już nawet miałam się nią interesować, jednak potem nie było już tak ciekawie i kolorowo, więc chyba po nią nie sięgnę.
    Pozdrawiam,
    isareadsbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!