Odkąd pamiętam książki były dla mnie ucieczką, azylem.
Lepszym domem, pełnym barw i smaków, jakich nie spotkałabym nigdy w
rzeczywistości. Chociaż książki potrafiły mnie ranić, czasami głęboko, i wciąż
mają taką moc. Przynajmniej niektóre. Dzięki książkom odkryłam historię –
odrębny, wspaniały świat i przepadłam zupełnie. Świat zakopany w tumanach
kurzu, już nie mogący się zmienić, ale świat, który był o wiele bardziej
baśniowy niż ten dziś. I okrutny, bardzo okrutny, z tego też zdawałam sobie
sprawę już od początku. A wszystko zaczęło od Jagiellonów i pewnej książki o
nich, adresowanej do dzieci. Co prawda, książka prezentowała bardzo prostą i
okrojoną wersję ich historii, ale za to było mnóstwo ciekawych anegdotek i
zabawnych ilustracji, które wciągnęły mnie w świat królów, królowych i
księżniczek, nie zawsze tak szczęśliwych jak w bajkach. I chociaż teraz moje
zainteresowania są zupełnie inne, znacznie bardziej rozległe, to do Jagiellonów
mam naprawdę duży sentyment i nie przepuszczę żadnej książce na ich temat, ani
żadnemu filmowi ani książce.
Z pewnością każdy słyszał o nieszczęśliwej, wielkiej
miłości króla Zygmunta Augusta do pięknej Barbary Radziwiłłówny, jednej z
najnieszczęśliwszych królowych Polski (jeśli nie Europy), kojarzy skąd pochodzi
nazwa Jagiellonowie lub też wie,
dlaczego włoszczyzna nazywa się włoszczyzna (a może ktoś nawet oglądał stary
serial o królowej Bonie, w którym główne role grali m.in. Aleksandra Śląska,
Jerzy Zelnik i Anna Dymna?) Losy najpotężniejszej polskiej dynastii są naprawdę tragiczne, choć na
początku – za czasów sympatycznego Litwina Jagiełły - niewiele jeszcze na to
wskazuje, a może i nic, bo protoplasta wygrywa przecież bitwę pod Grunwaldem i
płodzi dwóch synów tuż przed swoją śmiercią. Można by powiedzieć, że jakąś
zapowiedzią ich smutnego końca jest dopiero bitwa pod Warną, gdzie ginie polski
i węgierski król, Władysław, ostatni krzyżowiec Europy. Potem jednak też jest
wcale nieźle: za Kazimierza Jagiellończyka wygrywamy wojnę trzynastoletnią i
odzyskujemy – wreszcie! – dostęp do morza, chociaż Jagiellończyk nie był
zdecydowanie najlepszym z polskich
królów. Psuć mocno zaczyna się za rządów jego synów (choć jedne z nich,
Kazimierz, został świętym): wiadomo, że za króla Olbrachta wyginęła szlachta, a
Aleksander Jagiellończyk ożenił się z Rosjanką i zmarł kiedy zaczęto podawać mu
leki. Jednak kiedy na tron wstąpił Zygmunt I Stary, dynastia Jagiellonów,
trzymająca w garści całą Europę Środkowo-Wschodnią, przeżywała zenit swojej
świetności. Potem już było jeszcze gorzej.
Kiedy na portalu Ciekawostki Historyczne znalazłam
zapowiedź książki redaktora strony, o ważnych kobietach polskiego Złotego
wieku, wiedziałam, że ta książka musi być moja. Okładka nie zachęcała, ale
kilka artykułów – które teraz okazały się po prostu fragmentami książki –
zaostrzyło mój apetyt i dało nadzieję, że książka będzie bardzo ciekawą
lekturą, pełną ciekawostek właśnie, które wcześniej nie znałam, a dzięki
których poznam ostatnich Jagiellonów jeszcze bardziej, dobrze się przy tym
bawiąc, bo książka nie wyglądała jak kolejne poważne opracowanie i liczyłam po
prostu na kształcącą rozrywkę. Napisałam kształcącą?
Główną bohaterką książki, jeśli tak w ogóle możemy
powiedzieć, jest królowa Bona. Poznajemy ją jako córę Izabeli Kastylijskiej,
pani jednego z księstewek na terenie Włoch. Wiadomo, polityka włoska do
najdelikatniejszych nie należała i matka dziewczyny w szybko straciła wszystko,
co miała, dobijając się tylko małego księstewka Bari, w którym i namiętnie intrygowała, wdając się w kolejne
rozgrywki z potężnymi Habsburgami, którzy kontrolowali wtedy niemal całą Europę,
od Rzeszy i Austrii, aż po większość Włoch (za kilkadziesiąt lat w łapy wpadną
im jeszcze Węgry). Właśnie w takich sposób narodził się plan wydania Bony za
pięćdziesięciojednoletniego Jagiellona, Zygmunta I Starego, który nie miał
jeszcze potomków. Człowieka, który na koronę nie liczył, a która nawinęła mu
się zupełnie niespodziewanie, po bezpotomnej śmierci dwóch starszych braci i
który na początku swojego panowania stracił ukochaną żonę (nawiasem mówiąc –
czy to nie jest coś więcej niż przypadek, że nazywała się tak samo jak ukochana
żona jego syna, Barbara Radziwiłłówna). Autor opisuje niezwykle szczegółowo
uciążliwą podróż Bony do swojego nowego państwa i dość zachęcające początki,
zwieńczone tragedią na polowaniu w Niepołomicach i urodzinami upragnionego
następcy tronu – Zygmunta Augusta, wielkiej i patologicznej miłości matki. Nawet
wtedy, kiedy rozdział poświęcony jest żonom owego króla - epileptyczce Elżbiecie
Habsburżance i Barbarze Radziwiłłównie, a w szczególności samemu Zygmuntowi (w
sumie do dam to on nie należał, ale trudno) najwięcej czytamy o owej Włoszce,
mającej wielki wpływ na ich losy; Bona właściwie odchodzi z kart książki
dopiero na końcu, wraz ze swoją śmiercią i opowieścią o Annie Jagiellonce,
kobiecie, która tragicznej historii swojej dynastii dopisała smutny epilog.
Ogromną zaletą książki jest to, że czyta się szybko i
płynnie – rozdziały niemal migają przed oczami, a sama się zdziwiłam, że tak
szybko dotarłam do strony setnej, sama o tym nie widząc. Autor potrafi
zainteresować opowiadaną historią, wciąga w nią, jak w kunsztownie
skonstruowaną powieść, której ani ciekawych bohaterów, ani intrygującej fabuły
nie brakuje. A całość została opisana bardzo prostym językiem, jasno i od
podstaw wyjaśniając nieliczne problemy polityczne, jakie się pojawiają oraz
objaśniając przy użyciu nowoczesnego języka historyczne zawiłości i pomijając
wiele terminów (bodajże nie spotkałam z się określeniem hołd lenny czy z czymkolwiek innym z zakresu pojęć o systemie
feudalnym, nie mówiąc o innych nazwach; ale z używanianiem określenia Realpolitik w odniesieniu do Habsburgów
i w kilku innych miejscach już tak - nie daruję tego i nie toleruję, bo wydaje
się to totalnym absurdem, rzeczą zupełnie nie na miejscu; jakkolwiek cesarze
stosowali się do jej ogólnych reguł, to samo pojęcie pojawiło się dopiero
trzysta lat później, a to trochę czasu), tak by czytelnik zajmujący się
historią wyłącznie powierzchownie i hobbystycznie nie zagubił się i nie
zniechęcił. Autor przyznał się nawet do przetwarzania cytatów z dokumentów z
epoki, ponieważ te wydały mu się zbyt kwieciste i rozbudowane, zbyt trudne dla
dzisiejszych czytelnik. W sumie dobrze, bo pewne metafory i słowa potrafią
przyprawić o ból głowy nawet historyka, jednak istnieje pewne ryzyko zmienienia
znaczenia, choć trochę, co może
mieć zgubny wpływ na odbiór. Historyk, moim zdaniem, powinien dbać o każdy,
najmniejszy szczegół; unikać przekłamań. Dzięki tym zabiegom jednak książka nie
ma w sobie nic ze stereotypowej nużącej rozprawy historycznej – aczkolwiek jest
to tylko stereotyp i jeszcze z taką się nie spotkałam – potrafi zaciekawić
nawet tych, którzy historii wcześniej nie lubili, bawi i zachęca do dalszych
poszukiwań innych źródeł. Nie musiałam się skupiać, wysilać pamięci, żeby
zapamiętać mnóstwo faktów w skondensowanej formie, czasami przeczytać dwa razy
tego samego fragmentu; dałam się po prostu porwać fabule, chociaż wiedziałam,
jak to wszystko się potoczy. Aż zbyt dobrze, jak się okazało.
Wydanie całościowo jest staranne i bardzo dobre – twarda
okładka, elegancki papier, świetna jakość zdjęć w środku (uwielbiam te
całostronicowe reprodukcje!), które się bardzo miło ogląda, zachęcający blurb,
chociaż niezbyt pasujący do tego, co znajdziemy w środku książki. Zresztą
oprócz samej okładki książka robi na czytelniku bardzo dobre wrażenie – jest
klasyczna, elegancka, sprawia, że książkę trzyma się w ręku z prawdziwą
przyjemnością (jeszcze się lepiej na niej śpi). Okładka nie wydaje mi się
jednak zachęcająca, szczerze mówiąc, ale wcale nie z powodu tego, że panna jest
brzydka czy coś z jej strojem z epoki jest nie tak, ale dlatego, że tam w ogóle
jest. Nie wydaje się to wam … jaskrawe? Trochę kiczowate? Chociaż sukienka jest
ładna i wszystko, okładka jakoś tak za mocno podkreśla tematykę książki,
sprowadzając historię do rewii XVI - wiecznej mody. Nie lepszy byłby jakiś
obraz, tak jak to się robi w przypadku większości książek historycznych? A,
zapomniałabym. Obrazy podkreślają, że mamy do czynienia z książką typowo
historyczną, a ta piękna dama zachęci do kupowania nawet tych, którym z
historią nie pod drodze. Przepraszam. Czołgi na okładkach przyciągają fanów II
Wojny Światowej (znam totalnych geeków w
tym temacie; mają cały pokój w książkach na ten temat i nie chcą ich
pożyczać!), a czy skromny portrecik Bony przyciągnie nawet nieinteresujących
się historią do książki o damach Złotego Wieku Jagiellonów?
Przy końcu książki mamy wygodny, przejrzysty indeks osób,
w którym miejsce dla siebie znaleźli Aleksandra Śląska i pokojowiec Zygmunta
Augusta oraz – odetchnęłam z ulgą – bibliografia (chociaż za dużo opracowań, za
mało tekstów z epoki). Bardzo niepokojący wydaje się fakt braku przypisów,
widocznie Autor uznał, że wprowadzałyby do książki niepotrzebne zamieszanie.
Cóż, nie muszą pokutować pod tekstem -
najlepszym rozwiązaniem jest umieszenie ich na końcu książki; to bardzo
częsta praktyka, czy ktoś widzi jakąś przeszkodę? Jak się zresztą okaże dalej,
przypisy powinny pojawić się także z innych powodów; może wtedy zaradziłoby się
jakoś chociaż kilku … nieścisłościom.
Największą część książki stanowią ploty z królewskiego
dworu, bardzo ciekawe dla każdego, kto w tym temacie jest kompletnie zielony
lub zwykle interesował się tylko polityką. Zakulisowe gierki, zranione uczucia
i demony przeszłości mają jednak wielki wpływ na decyzje polityków i monarchów,
osobiste problemy ludzi na szczytach władzy dopełniają obrazu epoki. A to, że
dla mnie nowe rzeczy były tylko w początkowym rozdziale o podróży Bony i
końcowym o Annie Jagiellonce, którą mało kto lubi nawet dziś, to tylko i
wyłącznie moja sprawa, bo o serze parmezańskim czy potajemnym ślubie – poza
drobnymi szczegółami – wiedziałam już wcześniej, nie mówiąc o starannie
otworzonych zdarzeniach z serialu. Książka ta wyjaśniała kilka rzeczy, których
wcześniej w swoim gapiostwie nie zauważyłam, bądź zapomniałam, zainteresowała
mnie także zapomnianą i sympatyczną postacią nieszczęsnej Anny Jagiellonki,
zwykle stojącą w cieniu brata i siostrzeńca, będącą – wraz ze swoim mężem i
Walezym – między epoką jagiellońską a
Jagiellono-Wazów. W książce umieszczono także wiele ciekawych
reprodukcji, w tym sfotografowane niezwykle ciekawe doświadczenie – próba rekonstrukcji
stroju młodej Bony i stan dzisiejszy kilku miejsc we Włoszech związanych z tą
królową – niestety, nie zamierzam być tam ponownie przez kilka następnych lat,
więc takie zdjęcia muszą mi na razie wystarczyć, jako – również – moje
wspomnienia i uzupełnienie własnej kolekcji zdjęć z Bari i Neapolu.
Poza brakiem przypisów książka pełna jest innych błędów,
co muszę ze złością stwierdzić. Przede wszystkim ten nieszczęsny podpis pod
zdjęciem z Kaplicy Zygmuntowskiej. Nagrobek Zygmunta Augusta podpisany w
książce jako nagrobek Zygmunta Starego. Nigdy jeszcze się nie spotkałam z takim
przypadkiem, żeby Wikipedia – pełna bardzo poważnych błędów historycznych i
szczegółów, których tam się czepiam – wiedziała który jest który. Zresztą łatwo
odróżnić Starego od Augusta: jeden ma brodę, drugi nie; jeden nagrobek jest
wyżej drugi; dla człowieka, który mieszka w Krakowie nie powinno być problemem
nawet iść tam i to zobaczyć, dopytać się czy jak. Błąd niewyobrażalny i
śmieszny – widziałam już w życiu wiele, ale czegoś takiego jeszcze nie.
Naprawdę. Nie mówiąc o portrecie w książce
- Autor twierdzi, że to Bona, ja mówię, że to żona Matejki (zajrzyjcie
do książki Teodora moja miłość Joanny
Anteckiej), a na portreciku, gdzie według Autora jest matka polskiej królowej,
Izabela (córka króla Neapolu, pani
prawdopodobnie jest … Lukrecja Borgia (księżna Ferrary) Ta Lukrecja
Borgia. Ukochana ciotka Bony. I cóż, moim skromnym zdaniem, nawet ją przypomina
– nawet w tej samej książce mamy inny jej portret, na którym możemy odnaleźć
podobne rysy. Co więcej, ten portret najprawdopodobniej nie jest dziełem
Mistrza Leonarda, ale jego ucznia, niejakiego Giovanniego Antonia Boltraffio.
Cóż. Mylić się to rzecz jak najbardziej ludzka. Wydaje mi się, że pomyłka
nastąpiła także przy przedstawiającym unię lubelską obrazie (który Autor nazwał ilustracją), bo – tak
przynajmniej wynikało z podpisu – Autor twierdzi, że król to ten schorowany
mężczyzna na krześle na pierwszym planie. Otóż nie. Król stoi z krzyżem w ręku,
a ów mężczyzna to Walerian Protasewicz, biskup wileński, z Janem Łaskim,
działaczem reformacji; co prawda, obaj nie byli w Lublinie, bo jeden umierał, a
drugi leżał w grobie, jednak Matejce chodziło o znaczenie symboliczne. To
przerażające, że ja – skromna fanka historii – i Wikipedia wiemy lepiej.
Ja tu o zamieszaniu z podpisami, a te, nawet przy
pięknych, całostronicowych ilustracjach, wydają się … infantylne? Tak, to
najlepsze określenie. Może gdyby ilustracji było mniej, przedstawiały tylko
najważniejsze dramatis presonae i
najważniejsze obrazy (chociaż nie pogardzałabym dziełami mniej popularnymi, nie
powielanymi we wszystkich opracowaniach) nie musiałabym się na to skarżyć. Bo
po co, ja się pytam, Lukrecja Borgia? Dobrze, była ciotką Bony, ale nie jest
ważna dla całej opowieści, a jej portret być może jest tam po to, by
przyciągnąć zainteresowanych rozpustnym papieżem i jego rodziną. Średniowieczna
panorama Krakowa prezentuje się ładnie, ale przez chwilę spoglądałam na podpis
ze zdumieniem. Tak jak na kilka innych. Zamiast na tłumaczeniu wszystkiego łopatologicznie
i wciskaniu zdjęć wszędzie, gdzie się da, żeby robić pozory książki z
obrazkami, czy też ilustrować wszystko, by dla czytelników było jeszcze więcej
kwestii jasnych i przejrzystych. Jednak jakość jest lepsza od ilości, a książka
ta jest doskonałym tego dowodem.
Dużo tu także uproszczeń, jeśli chodzi o postaci
historyczne (tak, uwzględniam to, że to skondensowany zbiór twierdzeń
wypracowanych przez historyków) i fakty. Autor krytykuje Zygmunta I Starego,
czując także do niego pewnego rodzaju litość i prezentując go jako bezwolnego
monarchę, nieodpowiedniego człowieka na nieodpowiednim miejscu. Wiadomo, hołd
pruski w 1525 roku był niewybaczalnym błędem, bo chociaż można mówić o tym, że
nie wiedział, co się stanie w przyszłości, to znane są przypadki
dalekowzroczności politycznej, takiej, jaką powinien mieć każdy władca
potężnego imperium – choćby Stalin, dla którego II Wojna Światowa była tylko
rozgrywką, Dmowski i Piłsudzki przed i w czasie I Wojny, czy większość
Habsburgów, ale nie znaczy to, że król był zupełnym nieudacznikiem – porównując
go do jego braci można nawet go nazwać niezłym politykiem; wadą był tylko jego
wiek. Tak samo było z Zygmuntem Augustem. Czytałam, że pijak, że łajdak, że
bezmyślny, zakompleksiony człowieczek przez całe życie leczący urazę po matce
tyrance i trucicielce (faktycznie, miłość Bony była wypaczona, głównie przez tą
tragedię w Niepołomicach). Autor tylko zająknął się o unii lubelskiej –
zupełnym historycznym precedensie – co, nie ukrywam, oburzyło mnie bardzo. A flota
kaperska? A wkład w polską sztukę i kulturę? Autor o Janie Kochanowskim
wspomniał tylko raz. Syn Bony nie był przecież złym władcą; był na włoski
sposób bezwzględny, co nad Wisłą skazane było na niepowodzenie. Przemilczę
także nieukrywaną sympatię do Bony, niezbyt wiarygodne tłumaczenia pewnych jej
decyzji, która w końcu zasługiwałaby na rzetelną biografię, a dla mnie jest
wybitną Włoszką z temperamentem, która – niestety – nie znała specyficznych,
tak odmiennych od Włoch, polskich realiów i Barbary Radziwiłłówny (Autor broni
ją od zarzutu niezbyt przykładnego prowadzenia się chociaż – fakt faktem –
zmarła na jakiegoś paskudny nowotwór czy ropień w drogach rodnych),
niefortunnie zakochanej kobiety, która wybrała prywatę, zamiast szczęścia
otrzymując nieszczęście – oskarżać ją o upadek dynastii Jagiellonów to jak
mówić, że templariusze są winni upadku Królestwa Jerozolimskiego, ale bronić
też nie ma co, bo to jak twierdzić, że Agnieszka de Courtenay nie była niczemu
winna. Dostało się za to Annie Jagiellonce, bo jej zawsze się oberwie, ale choć
współczuję jej z całego serca, to wydaje mi się, że biedaczka też miała
świadomość, że zdecydowany upór nic nie zmieni
- może – kto wie, będzie wtedy jeszcze gorzej. Zresztą mało kto by się
stawiał, mając takiego pecha i takie życie. Oczywiście, rozumiem, że każdy
historyk ma swoje sympatie i antypatie, ale w tym tkwi cała trudność. Nie
ważne, czy nienawidzisz Hitlera, czy go kochasz – musisz napisać o nim
obiektywnie. A to jest naprawdę trudne, jak widać to po tej książce bardzo
jasno.
Portal Ciekawostki Historyczne powstał moim zdaniem po to,
żeby zainteresować historią tych, którzy myślą, że to same daty, nazwiska i
suche fakty; pokazać, że było to życie, takie samo jak nasze. Osobę mającą
styczność z historią specjalistyczną, bardziej zaawansowaną, doprowadza do pasji
już pewnie samą okładką, a ja czepiam się jak zwykle, ponieważ jestem
pedantyczna, ale zwykły czytelnik z pewnością ją polubi, o czym świadczą
recenzje i oceny; zainteresuje, bo w awanturze o ser parmezański znajdzie może
fragment własnej rzeczywistości, a w historii Zygmunta Augusta i Barbary
Radziwiłłówny coś, z czym można się utożsamiać i co trzyma za serce. To
historia w formie przyswajalnej dla każdego. I gdyby nie te koszmarne błędy i
dość subiektywne oceny, napisałabym, że warto sięgnąć i tak, by sobie
przypomnieć czy dowiedzieć się czegoś nowego. Sięgnąć, a potem – mam taką
nadzieję – zainteresować się tematem na tyle, by poznać już poważniejsze
opracowania na ten i inne tematy.
Tytuł: „Damy Złotego Wieku”
Autor: Kamil Janicki
Moja ocena: 3,5/10
Za egzemplarz serdecznie dziękuję
panu Maciejowi z wydawnictwa ZNAK
Historię uwielbiam, więc ta książka musi się u mnie koniecznie znaleźć :)
OdpowiedzUsuńDla mnie książki brzmi ciekawie, bo choć lubię historię to nie znam wielu dat, wydarzeń, po prostu nie interesuję się historią. Piszesz o złych podpisach pod zdjęciami... Wydanie książki zajmuje ok. pół roku, więc przy korekcie nikt tego nie zauważył? Dziwne, w końcu takie rzeczy powinni po kilka razy sprawdzać, nawet jeśli autor jest historykiem.
OdpowiedzUsuńNienawidzę książek o takiej tematyce ! Nie mogę przebrnąć wtedy przez strony i miałabym ochotę walnąć nią o okno (chociaż tego nie robię :D).
OdpowiedzUsuńBardzo profesjonalna recenzja ! Nie mogę uwierzyć,że dopiero teraz zauważyłam Twojego bloga :D Lepiej późno niż wcale !
http://zaczytanaaax.blogspot.com/
Wielka szkoda, bo zapowiadała się na niesamowitą książkę.
OdpowiedzUsuńNie oceniłaś za dobrze tego tytułu, ale ja i tak bym chciała go sama sprawdzić ;)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem Twoich recenzji. Wkładasz w nie tyle serca i energii, że brak słów. I nawet jeśli dana książka nie spełnia Twoich oczekiwań, potrafisz szczerze, rzetelnie i rzeczowo przedstawić wszelkie jej mankamenty. Oby więcej było takich ludzi z ''pasją''.
OdpowiedzUsuńOdnośnie książki - pasuje.
Historia to mój konik, więc myślę, że ta pozycja zagości kiedyś na mojej półce :)
OdpowiedzUsuńwww.ja-ksiazkoholik.blogspot.com