poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Awantura o ser. Recenzja książki



Odkąd pamiętam książki były dla mnie ucieczką, azylem. Lepszym domem, pełnym barw i smaków, jakich nie spotkałabym nigdy w rzeczywistości. Chociaż książki potrafiły mnie ranić, czasami głęboko, i wciąż mają taką moc. Przynajmniej niektóre. Dzięki książkom odkryłam historię – odrębny, wspaniały świat i przepadłam zupełnie. Świat zakopany w tumanach kurzu, już nie mogący się zmienić, ale świat, który był o wiele bardziej baśniowy niż ten dziś. I okrutny, bardzo okrutny, z tego też zdawałam sobie sprawę już od początku. A wszystko zaczęło od Jagiellonów i pewnej książki o nich, adresowanej do dzieci. Co prawda, książka prezentowała bardzo prostą i okrojoną wersję ich historii, ale za to było mnóstwo ciekawych anegdotek i zabawnych ilustracji, które wciągnęły mnie w świat królów, królowych i księżniczek, nie zawsze tak szczęśliwych jak w bajkach. I chociaż teraz moje zainteresowania są zupełnie inne, znacznie bardziej rozległe, to do Jagiellonów mam naprawdę duży sentyment i nie przepuszczę żadnej książce na ich temat, ani żadnemu filmowi ani książce. 

Z pewnością każdy słyszał o nieszczęśliwej, wielkiej miłości króla Zygmunta Augusta do pięknej Barbary Radziwiłłówny, jednej z najnieszczęśliwszych królowych Polski (jeśli nie Europy), kojarzy skąd pochodzi nazwa Jagiellonowie lub też wie, dlaczego włoszczyzna nazywa się włoszczyzna (a może ktoś nawet oglądał stary serial o królowej Bonie, w którym główne role grali m.in. Aleksandra Śląska, Jerzy Zelnik i Anna Dymna?) Losy najpotężniejszej polskiej  dynastii są naprawdę tragiczne, choć na początku – za czasów sympatycznego Litwina Jagiełły - niewiele jeszcze na to wskazuje, a może i nic, bo protoplasta wygrywa przecież bitwę pod Grunwaldem i płodzi dwóch synów tuż przed swoją śmiercią. Można by powiedzieć, że jakąś zapowiedzią ich smutnego końca jest dopiero bitwa pod Warną, gdzie ginie polski i węgierski król, Władysław, ostatni krzyżowiec Europy. Potem jednak też jest wcale nieźle: za Kazimierza Jagiellończyka wygrywamy wojnę trzynastoletnią i odzyskujemy – wreszcie! – dostęp do morza, chociaż Jagiellończyk nie był zdecydowanie najlepszym z  polskich królów. Psuć mocno zaczyna się za rządów jego synów (choć jedne z nich, Kazimierz, został świętym): wiadomo, że za króla Olbrachta wyginęła szlachta, a Aleksander Jagiellończyk ożenił się z Rosjanką i zmarł kiedy zaczęto podawać mu leki. Jednak kiedy na tron wstąpił Zygmunt I Stary, dynastia Jagiellonów, trzymająca w garści całą Europę Środkowo-Wschodnią, przeżywała zenit swojej świetności. Potem już było jeszcze gorzej.  

Kiedy na portalu Ciekawostki Historyczne znalazłam zapowiedź książki redaktora strony, o ważnych kobietach polskiego Złotego wieku, wiedziałam, że ta książka musi być moja. Okładka nie zachęcała, ale kilka artykułów – które teraz okazały się po prostu fragmentami książki – zaostrzyło mój apetyt i dało nadzieję, że książka będzie bardzo ciekawą lekturą, pełną ciekawostek właśnie, które wcześniej nie znałam, a dzięki których poznam ostatnich Jagiellonów jeszcze bardziej, dobrze się przy tym bawiąc, bo książka nie wyglądała jak kolejne poważne opracowanie i liczyłam po prostu na kształcącą rozrywkę. Napisałam kształcącą

Główną bohaterką książki, jeśli tak w ogóle możemy powiedzieć, jest królowa Bona. Poznajemy ją jako córę Izabeli Kastylijskiej, pani jednego z księstewek na terenie Włoch. Wiadomo, polityka włoska do najdelikatniejszych nie należała i matka dziewczyny w szybko straciła wszystko, co miała, dobijając się tylko małego księstewka Bari, w którym i  namiętnie intrygowała, wdając się w kolejne rozgrywki z potężnymi Habsburgami, którzy kontrolowali wtedy niemal całą Europę, od Rzeszy i Austrii, aż po większość Włoch (za kilkadziesiąt lat w łapy wpadną im jeszcze Węgry). Właśnie w takich sposób narodził się plan wydania Bony za pięćdziesięciojednoletniego Jagiellona, Zygmunta I Starego, który nie miał jeszcze potomków. Człowieka, który na koronę nie liczył, a która nawinęła mu się zupełnie niespodziewanie, po bezpotomnej śmierci dwóch starszych braci i który na początku swojego panowania stracił ukochaną żonę (nawiasem mówiąc – czy to nie jest coś więcej niż przypadek, że nazywała się tak samo jak ukochana żona jego syna, Barbara Radziwiłłówna). Autor opisuje niezwykle szczegółowo uciążliwą podróż Bony do swojego nowego państwa i dość zachęcające początki, zwieńczone tragedią na polowaniu w Niepołomicach i urodzinami upragnionego następcy tronu – Zygmunta Augusta, wielkiej i patologicznej miłości matki. Nawet wtedy, kiedy rozdział poświęcony jest żonom owego króla - epileptyczce Elżbiecie Habsburżance i Barbarze Radziwiłłównie, a w szczególności samemu Zygmuntowi (w sumie do dam to on nie należał, ale trudno) najwięcej czytamy o owej Włoszce, mającej wielki wpływ na ich losy; Bona właściwie odchodzi z kart książki dopiero na końcu, wraz ze swoją śmiercią i opowieścią o Annie Jagiellonce, kobiecie, która tragicznej historii swojej dynastii dopisała smutny epilog. 

Ogromną zaletą książki jest to, że czyta się szybko i płynnie – rozdziały niemal migają przed oczami, a sama się zdziwiłam, że tak szybko dotarłam do strony setnej, sama o tym nie widząc. Autor potrafi zainteresować opowiadaną historią, wciąga w nią, jak w kunsztownie skonstruowaną powieść, której ani ciekawych bohaterów, ani intrygującej fabuły nie brakuje. A całość została opisana bardzo prostym językiem, jasno i od podstaw wyjaśniając nieliczne problemy polityczne, jakie się pojawiają oraz objaśniając przy użyciu nowoczesnego języka historyczne zawiłości i pomijając wiele terminów (bodajże nie spotkałam z się określeniem hołd lenny czy z czymkolwiek innym z zakresu pojęć o systemie feudalnym, nie mówiąc o innych nazwach; ale z używanianiem określenia Realpolitik w odniesieniu do Habsburgów i w kilku innych miejscach już tak - nie daruję tego i nie toleruję, bo wydaje się to totalnym absurdem, rzeczą zupełnie nie na miejscu; jakkolwiek cesarze stosowali się do jej ogólnych reguł, to samo pojęcie pojawiło się dopiero trzysta lat później, a to trochę czasu), tak by czytelnik zajmujący się historią wyłącznie powierzchownie i hobbystycznie nie zagubił się i nie zniechęcił. Autor przyznał się nawet do przetwarzania cytatów z dokumentów z epoki, ponieważ te wydały mu się zbyt kwieciste i rozbudowane, zbyt trudne dla dzisiejszych czytelnik. W sumie dobrze, bo pewne metafory i słowa potrafią przyprawić o ból głowy nawet historyka, jednak istnieje pewne ryzyko zmienienia znaczenia, choć trochę, co    może mieć zgubny wpływ na odbiór. Historyk, moim zdaniem, powinien dbać o każdy, najmniejszy szczegół; unikać przekłamań. Dzięki tym zabiegom jednak książka nie ma w sobie nic ze stereotypowej nużącej rozprawy historycznej – aczkolwiek jest to tylko stereotyp i jeszcze z taką się nie spotkałam – potrafi zaciekawić nawet tych, którzy historii wcześniej nie lubili, bawi i zachęca do dalszych poszukiwań innych źródeł. Nie musiałam się skupiać, wysilać pamięci, żeby zapamiętać mnóstwo faktów w skondensowanej formie, czasami przeczytać dwa razy tego samego fragmentu; dałam się po prostu porwać fabule, chociaż wiedziałam, jak to wszystko się potoczy. Aż zbyt dobrze, jak się okazało. 

Wydanie całościowo jest staranne i bardzo dobre – twarda okładka, elegancki papier, świetna jakość zdjęć w środku (uwielbiam te całostronicowe reprodukcje!), które się bardzo miło ogląda, zachęcający blurb, chociaż niezbyt pasujący do tego, co znajdziemy w środku książki. Zresztą oprócz samej okładki książka robi na czytelniku bardzo dobre wrażenie – jest klasyczna, elegancka, sprawia, że książkę trzyma się w ręku z prawdziwą przyjemnością (jeszcze się lepiej na niej śpi). Okładka nie wydaje mi się jednak zachęcająca, szczerze mówiąc, ale wcale nie z powodu tego, że panna jest brzydka czy coś z jej strojem z epoki jest nie tak, ale dlatego, że tam w ogóle jest. Nie wydaje się to wam … jaskrawe? Trochę kiczowate? Chociaż sukienka jest ładna i wszystko, okładka jakoś tak za mocno podkreśla tematykę książki, sprowadzając historię do rewii XVI - wiecznej mody. Nie lepszy byłby jakiś obraz, tak jak to się robi w przypadku większości książek historycznych? A, zapomniałabym. Obrazy podkreślają, że mamy do czynienia z książką typowo historyczną, a ta piękna dama zachęci do kupowania nawet tych, którym z historią nie pod drodze. Przepraszam. Czołgi na okładkach przyciągają fanów II Wojny Światowej (znam totalnych geeków w tym temacie; mają cały pokój w książkach na ten temat i nie chcą ich pożyczać!), a czy skromny portrecik Bony przyciągnie nawet nieinteresujących się historią do książki o damach Złotego Wieku Jagiellonów? 

Przy końcu książki mamy wygodny, przejrzysty indeks osób, w którym miejsce dla siebie znaleźli Aleksandra Śląska i pokojowiec Zygmunta Augusta oraz – odetchnęłam z ulgą – bibliografia (chociaż za dużo opracowań, za mało tekstów z epoki). Bardzo niepokojący wydaje się fakt braku przypisów, widocznie Autor uznał, że wprowadzałyby do książki niepotrzebne zamieszanie. Cóż, nie muszą pokutować pod tekstem -  najlepszym rozwiązaniem jest umieszenie ich na końcu książki; to bardzo częsta praktyka, czy ktoś widzi jakąś przeszkodę? Jak się zresztą okaże dalej, przypisy powinny pojawić się także z innych powodów; może wtedy zaradziłoby się jakoś chociaż kilku … nieścisłościom. 

Największą część książki stanowią ploty z królewskiego dworu, bardzo ciekawe dla każdego, kto w tym temacie jest kompletnie zielony lub zwykle interesował się tylko polityką. Zakulisowe gierki, zranione uczucia i demony przeszłości mają jednak wielki wpływ na decyzje polityków i monarchów, osobiste problemy ludzi na szczytach władzy dopełniają obrazu epoki. A to, że dla mnie nowe rzeczy były tylko w początkowym rozdziale o podróży Bony i końcowym o Annie Jagiellonce, którą mało kto lubi nawet dziś, to tylko i wyłącznie moja sprawa, bo o serze parmezańskim czy potajemnym ślubie – poza drobnymi szczegółami – wiedziałam już wcześniej, nie mówiąc o starannie otworzonych zdarzeniach z serialu. Książka ta wyjaśniała kilka rzeczy, których wcześniej w swoim gapiostwie nie zauważyłam, bądź zapomniałam, zainteresowała mnie także zapomnianą i sympatyczną postacią nieszczęsnej Anny Jagiellonki, zwykle stojącą w cieniu brata i siostrzeńca, będącą – wraz ze swoim mężem i Walezym – między epoką jagiellońską a  Jagiellono-Wazów. W książce umieszczono także wiele ciekawych reprodukcji, w tym sfotografowane niezwykle ciekawe doświadczenie – próba rekonstrukcji stroju młodej Bony i stan dzisiejszy kilku miejsc we Włoszech związanych z tą królową – niestety, nie zamierzam być tam ponownie przez kilka następnych lat, więc takie zdjęcia muszą mi na razie wystarczyć, jako – również – moje wspomnienia i uzupełnienie własnej kolekcji zdjęć z Bari i Neapolu. 

Poza brakiem przypisów książka pełna jest innych błędów, co muszę ze złością stwierdzić. Przede wszystkim ten nieszczęsny podpis pod zdjęciem z Kaplicy Zygmuntowskiej. Nagrobek Zygmunta Augusta podpisany w książce jako nagrobek Zygmunta Starego. Nigdy jeszcze się nie spotkałam z takim przypadkiem, żeby Wikipedia – pełna bardzo poważnych błędów historycznych i szczegółów, których tam się czepiam – wiedziała który jest który. Zresztą łatwo odróżnić Starego od Augusta: jeden ma brodę, drugi nie; jeden nagrobek jest wyżej drugi; dla człowieka, który mieszka w Krakowie nie powinno być problemem nawet iść tam i to zobaczyć, dopytać się czy jak. Błąd niewyobrażalny i śmieszny – widziałam już w życiu wiele, ale czegoś takiego jeszcze nie. Naprawdę. Nie mówiąc o portrecie w książce  - Autor twierdzi, że to Bona, ja mówię, że to żona Matejki (zajrzyjcie do książki Teodora moja miłość Joanny Anteckiej), a na portreciku, gdzie według Autora jest matka polskiej królowej, Izabela (córka króla Neapolu, pani  prawdopodobnie jest … Lukrecja Borgia (księżna Ferrary) Ta Lukrecja Borgia. Ukochana ciotka Bony. I cóż, moim skromnym zdaniem, nawet ją przypomina – nawet w tej samej książce mamy inny jej portret, na którym możemy odnaleźć podobne rysy. Co więcej, ten portret najprawdopodobniej nie jest dziełem Mistrza Leonarda, ale jego ucznia, niejakiego Giovanniego Antonia Boltraffio. Cóż. Mylić się to rzecz jak najbardziej ludzka. Wydaje mi się, że pomyłka nastąpiła także przy przedstawiającym unię lubelską obrazie (który Autor nazwał ilustracją), bo – tak przynajmniej wynikało z podpisu – Autor twierdzi, że król to ten schorowany mężczyzna na krześle na pierwszym planie. Otóż nie. Król stoi z krzyżem w ręku, a ów mężczyzna to Walerian Protasewicz, biskup wileński, z Janem Łaskim, działaczem reformacji; co prawda, obaj nie byli w Lublinie, bo jeden umierał, a drugi leżał w grobie, jednak Matejce chodziło o znaczenie symboliczne. To przerażające, że ja – skromna fanka historii – i Wikipedia wiemy lepiej. 

Unia Lubelska 1569 na obrazie Jana Matejki

Ja tu o zamieszaniu z podpisami, a te, nawet przy pięknych, całostronicowych ilustracjach, wydają się … infantylne? Tak, to najlepsze określenie. Może gdyby ilustracji było mniej, przedstawiały tylko najważniejsze dramatis presonae i najważniejsze obrazy (chociaż nie pogardzałabym dziełami mniej popularnymi, nie powielanymi we wszystkich opracowaniach) nie musiałabym się na to skarżyć. Bo po co, ja się pytam, Lukrecja Borgia? Dobrze, była ciotką Bony, ale nie jest ważna dla całej opowieści, a jej portret być może jest tam po to, by przyciągnąć zainteresowanych rozpustnym papieżem i jego rodziną. Średniowieczna panorama Krakowa prezentuje się ładnie, ale przez chwilę spoglądałam na podpis ze zdumieniem. Tak jak na kilka innych. Zamiast na tłumaczeniu wszystkiego łopatologicznie i wciskaniu zdjęć wszędzie, gdzie się da, żeby robić pozory książki z obrazkami, czy też ilustrować wszystko, by dla czytelników było jeszcze więcej kwestii jasnych i przejrzystych. Jednak jakość jest lepsza od ilości, a książka ta jest doskonałym tego dowodem. 

Dużo tu także uproszczeń, jeśli chodzi o postaci historyczne (tak, uwzględniam to, że to skondensowany zbiór twierdzeń wypracowanych przez historyków) i fakty. Autor krytykuje Zygmunta I Starego, czując także do niego pewnego rodzaju litość i prezentując go jako bezwolnego monarchę, nieodpowiedniego człowieka na nieodpowiednim miejscu. Wiadomo, hołd pruski w 1525 roku był niewybaczalnym błędem, bo chociaż można mówić o tym, że nie wiedział, co się stanie w przyszłości, to znane są przypadki dalekowzroczności politycznej, takiej, jaką powinien mieć każdy władca potężnego imperium – choćby Stalin, dla którego II Wojna Światowa była tylko rozgrywką, Dmowski i Piłsudzki przed i w czasie I Wojny, czy większość Habsburgów, ale nie znaczy to, że król był zupełnym nieudacznikiem – porównując go do jego braci można nawet go nazwać niezłym politykiem; wadą był tylko jego wiek. Tak samo było z Zygmuntem Augustem. Czytałam, że pijak, że łajdak, że bezmyślny, zakompleksiony człowieczek przez całe życie leczący urazę po matce tyrance i trucicielce (faktycznie, miłość Bony była wypaczona, głównie przez tą tragedię w Niepołomicach). Autor tylko zająknął się o unii lubelskiej – zupełnym historycznym precedensie – co, nie ukrywam, oburzyło mnie bardzo. A flota kaperska? A wkład w polską sztukę i kulturę? Autor o Janie Kochanowskim wspomniał tylko raz. Syn Bony nie był przecież złym władcą; był na włoski sposób bezwzględny, co nad Wisłą skazane było na niepowodzenie. Przemilczę także nieukrywaną sympatię do Bony, niezbyt wiarygodne tłumaczenia pewnych jej decyzji, która w końcu zasługiwałaby na rzetelną biografię, a dla mnie jest wybitną Włoszką z temperamentem, która – niestety – nie znała specyficznych, tak odmiennych od Włoch, polskich realiów i Barbary Radziwiłłówny (Autor broni ją od zarzutu niezbyt przykładnego prowadzenia się chociaż – fakt faktem – zmarła na jakiegoś paskudny nowotwór czy ropień w drogach rodnych), niefortunnie zakochanej kobiety, która wybrała prywatę, zamiast szczęścia otrzymując nieszczęście – oskarżać ją o upadek dynastii Jagiellonów to jak mówić, że templariusze są winni upadku Królestwa Jerozolimskiego, ale bronić też nie ma co, bo to jak twierdzić, że Agnieszka de Courtenay nie była niczemu winna. Dostało się za to Annie Jagiellonce, bo jej zawsze się oberwie, ale choć współczuję jej z całego serca, to wydaje mi się, że biedaczka też miała świadomość, że zdecydowany upór nic nie zmieni  - może – kto wie, będzie wtedy jeszcze gorzej. Zresztą mało kto by się stawiał, mając takiego pecha i takie życie. Oczywiście, rozumiem, że każdy historyk ma swoje sympatie i antypatie, ale w tym tkwi cała trudność. Nie ważne, czy nienawidzisz Hitlera, czy go kochasz – musisz napisać o nim obiektywnie. A to jest naprawdę trudne, jak widać to po tej książce bardzo jasno. 

Portal Ciekawostki Historyczne powstał moim zdaniem po to, żeby zainteresować historią tych, którzy myślą, że to same daty, nazwiska i suche fakty; pokazać, że było to życie, takie samo jak nasze. Osobę mającą styczność z historią specjalistyczną, bardziej zaawansowaną, doprowadza do pasji już pewnie samą okładką, a ja czepiam się jak zwykle, ponieważ jestem pedantyczna, ale zwykły czytelnik z pewnością ją polubi, o czym świadczą recenzje i oceny; zainteresuje, bo w awanturze o ser parmezański znajdzie może fragment własnej rzeczywistości, a w historii Zygmunta Augusta i Barbary Radziwiłłówny coś, z czym można się utożsamiać i co trzyma za serce. To historia w formie przyswajalnej dla każdego. I gdyby nie te koszmarne błędy i dość subiektywne oceny, napisałabym, że warto sięgnąć i tak, by sobie przypomnieć czy dowiedzieć się czegoś nowego. Sięgnąć, a potem – mam taką nadzieję – zainteresować się tematem na tyle, by poznać już poważniejsze opracowania na ten i inne tematy.

Tytuł: „Damy Złotego Wieku”
Autor: Kamil Janicki
Moja ocena: 3,5/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję panu Maciejowi z wydawnictwa ZNAK

7 komentarzy :

  1. Historię uwielbiam, więc ta książka musi się u mnie koniecznie znaleźć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie książki brzmi ciekawie, bo choć lubię historię to nie znam wielu dat, wydarzeń, po prostu nie interesuję się historią. Piszesz o złych podpisach pod zdjęciami... Wydanie książki zajmuje ok. pół roku, więc przy korekcie nikt tego nie zauważył? Dziwne, w końcu takie rzeczy powinni po kilka razy sprawdzać, nawet jeśli autor jest historykiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nienawidzę książek o takiej tematyce ! Nie mogę przebrnąć wtedy przez strony i miałabym ochotę walnąć nią o okno (chociaż tego nie robię :D).
    Bardzo profesjonalna recenzja ! Nie mogę uwierzyć,że dopiero teraz zauważyłam Twojego bloga :D Lepiej późno niż wcale !
    http://zaczytanaaax.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Wielka szkoda, bo zapowiadała się na niesamowitą książkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie oceniłaś za dobrze tego tytułu, ale ja i tak bym chciała go sama sprawdzić ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem pod wrażeniem Twoich recenzji. Wkładasz w nie tyle serca i energii, że brak słów. I nawet jeśli dana książka nie spełnia Twoich oczekiwań, potrafisz szczerze, rzetelnie i rzeczowo przedstawić wszelkie jej mankamenty. Oby więcej było takich ludzi z ''pasją''.
    Odnośnie książki - pasuje.

    OdpowiedzUsuń
  7. Historia to mój konik, więc myślę, że ta pozycja zagości kiedyś na mojej półce :)

    www.ja-ksiazkoholik.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!