sobota, 17 października 2015

Liliowa poetka. Recenzja książki



Ludzie z natury są ciekawscy. Lubią wiedzieć więcej o innych, szczególnie o tych, którzy – w pewien sposób – są lepsi. Dlatego taką popularnością cieszą się portale z plotkami o celebrytach i parach królewskich, którym trochę zazdrościmy, trochę podziwiamy i bardzo chcemy być tak jak oni, a przynajmniej wyłuskać z ich wspaniałego życia coś, co bardzo przypomina naszą, do bólu zwykłą egzystencję. Losami innych, wydawałoby się lepszych od nas, leczymy własne kompleksy, zapełniamy sobie czas pomiędzy kolejnymi telenowelami, emocjonujemy się, nieodmiennie podziwiając ich i przeżywając ich problemy jak swoje. Kłopot w tym, że wielu z nich nie jest godnych tej uwagi, przynajmniej moim zdaniem (podkreślam, moim zdaniem, bo nie chcę być rozszarpana na środku ulicy przez psychofanki Justina Biebera czy kogoś innego za szerzenie herezji), a ci bardziej normalni wolą ukrywać szczegóły swojego życia przed mediami, co zresztą doskonale rozumiem. Zawsze jednak pozostają postacie historyczne, pisarze, malarze i poeci, bo nawet biografie tych, którzy żyli kilkaset lat temu, są pełne pikantnych szczegółów a przynajmniej faktów, które można uznać za fascynujące, choć nie tak jak popularne anegdotki, często będące po prostu wyssanymi z palca plotkami. Ale jak możemy ich poznać tak naprawdę, nie powierzchownie, jak w wywiadach z celebrytami, w których chwalą się swoją sławą i pragną uchodzić za autorytety? Zresztą wątpię, czy Freddie Mercury lub Henryk Sienkiewicz jeszcze ich udzielają. Biografie? Choć bardzo lubię ten gatunek, myślę, że sylwetka opisywanej osoby jest przedstawiana – nawet w najbardziej rzetelnych z nich – z pewnego rodzaju subiektywnego punktu autora, który nieczęsto udziela głosu innym, szczególnie tym, których ocena o danej postaci nie zgadza się z obraną w danej książce konwencją. Najlepiej więc czytać to, co napisali sami – pamiętniki, dzienniki (chociaż jest to również pewna forma kreacji siebie), listy czy wypowiedzi innych osób, które miały zaszczyt znać taką osobistość bliżej. Postrzeganie innego człowieka jest bardzo subiektywne, więc im więcej opinii, a w nich cech wspólnych, tym obraz danej postaci wyraźniejszy, bardziej bliski i ludzki, choćby ta postać żyła kilka wieków wstecz. 

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, z domu Kossak – córka jednego z słynnych Kossaków, wnuczka słynnego Juliusza. Nie była jedyną artystką w rodzinie, choćby jej wuj czy siostra, Magdalena Samozwaniec, ale i tak swoim talentem wychyla się poza resztę światka literackiego końca dwudziestolecia międzywojennego. Polska Safona, mówili o niej, czytając tomik Pocałunki, pełen erotyków zachwycających precyzją słowa, melodycznością, plastycznym opisem i pomysłem; mówią zresztą tak do dziś, cytując jej miniaturki poetyckie i wiersze, śpiewając je oraz przerabiając. Dzięki temu trafiła do mnie, w dość cienkim, czerwonym tomiku z wybranymi utworami, zaciekawiając i jednocześnie odpychając – należę do tego gatunku ludzi, którzy nie chcą być romantykami. Obawiałam się egzaltacji, będącej zmorą kobiecej poezji miłosnej, poplątania z pomieszaniem lub wymuszonej oryginalności i byłam zaskoczona, gdy okazało się, że jest zupełnie przeciwnie. Tomik połknęłam w jedno popołudnie, szczególnie że wiersze nie były długie i trudne, czując po jego odłożeniu niedosyt; czerwoną książeczkę zresztą musiałam oddać. W wakacje na szczęście przywędrowały do mnie wysłużone wydania wszystkich wierszy poetki w dwóch tomach, sprawiając, że moja sympatia przeszła w prawdziwą miłość, może przywiązanie, do wielu z utworów. Na tym się nie skończyło – poznałam najgłębsze myśli i pragnienia poetki, jej wrażliwość i charakterystyczny sposób obrazowania, ale reszta jej osoby była dla mnie niewiadomą. Gdzieś przemknął mi jej portret namalowany przez „Witkacego” Witkiewicza i to zdjęcie w welonie czy kapeluszu z koronek, lecz rysy mówią o człowieku niewiele – potrzebna mi była jej biografia, życiorys bogatszy w szczegóły niż informacja w leksykonie czy niezbyt przecież wiarygodna notka na Wikipedii. A najlepiej coś więcej niż biografia, których przecież nie jest aż tak niewiele – choćby zbiór listów, pamiętnik, jakieś notatki, album? A może wszystko razem? Tak! Przez jakiś czas szukałam bardzo energicznie, ale potem do głowy przyszedł mi inny pomysł i zapomniałam, chociaż i tak często zaglądałam do wierszy poetki. Kiedy jednak zobaczyłam po raz pierwszy okładkę książki, pomyślałam, że koniecznie muszę spróbować. Może to jest to czego szukam? Poznając wypowiedzi, fragmenty listów i pamiętników osób z najbliższego otoczenia postać Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej ukaże się przed moimi oczami na tyle wyraźnie, że będę mogła ją polubić jeszcze bardziej, a może i pozwoli mi to na głębsze zinterpretowanie jej wierszy, ale też dzięki temu będę bardziej obiektywna – ludzie zauważą to, czego sami u siebie nie widzimy, a niektóre wydarzenia z innej perspektywy zmieniają się zupełnie. Tak czy inaczej, to chyba jedna z najbardziej uczciwych form opowiadania o kimś, warta wypróbowania. 

Kim jest więc Maria Pawlikowska-Jasnorzewska? Taka jak w wierszach. Z kart książki wyłania się kilkadziesiąt jej charakterystyk, różniących się od siebie w miej lub bardziej; kilkadziesiąt jej portretów, naszkicowanych z różnych perspektyw; kilkadziesiąt prób uchwycenia jej niebanalnej osobowości, jednych lepszych i ciekawszych, innych gorszych i mało ciekawych, jakby ich autorzy nie mieli nic ciekawego do powiedzenia. Wszyscy przyznają jednak, że poetka była osobą pełną wdzięku, elegancji i uroku osobistego. Zawsze ubrana w połyskliwe, kolorowe szale i suknie, pod którymi kryła ortopedyczny gorset, maskujący nabytą w dzieciństwie krzywicę, z burzą popielatych włosów, które potem ścięła i wielkimi, błękitnymi oczami. O delikatnej, pastelowej urodzie, w obłokach tiulu i motylich, kolorowych sukniach. Była niezwykle wyrafinowana i wykwintna, rozkoszowała się własną wrażliwością poetycką, uważała się za estetkę. Gdzieś pod tym egocentrycznym hedonizmem kryły się jednak kompleksy, ciągłe pytania, marzenia o wielkiej miłości (której tak naprawdę nie doświadczyła), samotność, zagubienie, ogromna wrażliwość; cechy te sprawiały, że czasem uważano ją za dziwaczkę, a przynajmniej za inną od przeciętnej reszty. Poza tym – jako nieprzeciętnie zdolna, ale niestarannie wykształcona – odczuwała głód wiedzy i wciąż coś czytała, lubując się w książkach historycznych i traktatach filozoficznych, mimo tego wierzyła w czarne koty, piątek trzynastego i przedmioty, które przynoszą pecha. Zajmowała się nawet czarną magią, ezoteryką, ziołolecznictwem, a duchy wywoływała z wielkim zamiłowaniem i nieskrywaną fascynacją, wierząc w istnienie jakiegoś czwartego wymiaru, czegoś co jest poza światem materialnym (łatwo to zresztą zauważyć czytając jej wiersze, szczególnie tomik o znaczącym tytule Profil białej damy). Trochę egzaltowana, trochę ironiczna, trochę tajemnicza, ale w tym wszystkim bardzo ludzka, prawdziwa, naturalna. Szczera. Nic nie robiła na pokaz, co teraz jest rzeczą powszechną, ale dlatego, że po prostu taka była i mimo kompleksów nie potrafiła się zmienić. Pod tym wszystkim jednak kryła się kobieta, a szerzej – po prostu człowiek, taki jak my, tylko że znacznie bardziej delikatny. I, co jest zapewne najbardziej zaskakującym odkryciem, jakiego dokonałam, skrywającym w sobie wiele więcej tajemnic, niż mogłabym przypuszczać przed sięgnięciem po tę pozycję. Pytań, na które i samej poetce z pewnością byłoby trudno odpowiedzieć, a co dopiero tym, którzy spoglądali na nią zewnątrz… 

Okładka książki jest bardzo ciekawa i dobrze dobrana. Pozycja jest w większym formacie niż inne książki Wydawnictwa, w eleganckiej twardej oprawie, w której całość wygląda bardzo intrygująco. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska spogląda na potencjalnego czytelnika z okładki z melancholijną zadumą, podpierając brodę ręką w długiej, skórzanej rękawiczce, a jej hipnotyzujące spojrzenie naprawdę przyciąga wzrok. Może to nie jest najładniejsze zdjęcie poetki, ale za to doskonale komponuje się z dwoma ćmami (szarą i różową) i liśćmi, wystającymi z rogów, a także z zielonym grzbietem i tylną, minimalistyczną okładką również w przyjemnym dla oka odcieniu jasnozielonego (kontrast tego koloru z czarnym jest bardzo odważny, ale tutaj zdecydowanie wyszło bardzo ciekawie i dobrze). Twarz poetki doskonale komponuje się zresztą z delikatnymi owadami, trawą i kolorystyką okładki, a ktoś doskonale edytował to zdjęcie, eksponując twarz Pawlikowskiej i białe kwiaty w jej kapeluszu. I choć na początku można przypuszczać, że takie połączenie się nie uda, a okładka będzie nietrafiona, książka w tym aspekcie pozytywnie zaskakuje. I to tak, że każdy bibliofil i miłośnik pięknych rzeczy chciałby ją mieć u siebie, chociażby dlatego, żeby na nią patrzeć – bo jest na co. 

W środku uwagę przyciągają liczne ilustracje. Choć nie wszystkie z nich są podpisane (a powinny) takie urozmaicenie jest bardzo dobrym pomysłem, szczególnie że nie są to tylko fotografie – ponieważ poetka miała także uzdolnienia artystyczne, jak jej ojciec, doskonale malowała, jej akwarele i szkice zdobią karty książki, łącznie ze zdjęciami samej Lilki i ważnych dla niej osób – mamy Małgorzatę Samozwaniec, Zofię Kossak, rodziców Marii i wszystkich trzech mężów. Największe wrażenie robią jednak całostronicowe reprodukcje portretowych fotografii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, dzięki którym możemy się jej bardzo dokładnie przyjrzeć, chociaż żadna z nich nie jest kolorowa i w jakości HD. Pozycja jest wydrukowana na dobrej jakości białym papierze, ładną, staranną czcionką, a podziały między kolejnym rozdziałami książki są bardzo widoczne; na końcu umieszczono jeszcze praktyczny indeks, dzięki któremu odnajdywanie informacji w książce nie jest żmudne i denerwujące oraz dość szczegółowe kalendarium twórczości poetki. Słowem, przegląda się z chęcią, choćby dla samego oglądania zdjęć i rysunków, które w większej części są niepublikowane w Internecie. 

Z jednej strony doskonale rozumiem pomysł zebrania w jednej książce fragmentów wspomnień i listów dotyczących ważnych i ciekawych osób, bo – jak pisałam wyżej – pozwala to na szersze spojrzenie na daną postać, rozbudowuje naszą wiedzę o nich, stanowiąc doskonały suplement biografii. To taka ciekawostka dla tych, którzy tak jak ja mają plotkarskie zacięcie, ale wolą światek twórców kultury i sztuki lub tych, którzy zafascynowani czyjąś twórczością, chcą dowiedzieć czegoś, co nie jest jednym z oficjalnych faktów, ale ciekawostką; dla koneserów będzie to nie lada kolekcjonerska gratka, coś odmiennego od większości książek na półkach. Zwykle przecież nie mamy dostępu do prywatnych zbiorów korespondencji przodków czy gazet sprzed lat siedemdziesięciu, o zdjęciach już nie mówiąc. Pozycja tego rodzaju wydaje się też bardziej wiarygodna niż wiele portali plotkarsko-sensacyjnych, gotowych nawet podkoloryzować historię czy też przeinaczyć fakty, by wywołać skandal czy osiągnąć nowy poziom wejść na stronę. Z drugiej strony jednak jakoś nie potrafię nabrać szacunku do Autorki tego opracowania – wyobrażam sobie oczywiście ogrom pracy i zawracania głowy, jakie zwykle towarzyszy zbieraniu i redakcji takich materiałów, szanuję też cały wysiłek, bo jak na książkę tego rodzaju pozycja liczy sobie dość dużo stron. No ale skoro tak, to Autorka mogła się jeszcze bardziej postarać – poza niemalże jednostronicowym wstępem nie ma ani jednego odautorskiego słowa. Trochę przesada, bo choć rozumiem, że może takie wtrącenia obniżyłby wartość książki jako źródła, dzięki któremu można wyrobić sobie obiektywne zdanie na temat Lilki, to przecież można było rozbudować wstęp. Ba! Muszę przyznać, że przygotowana byłam na zanudzanie, to znaczy dziesięciostronicowy wykład o rzeczach elementarnych dla każdego fana Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, byłam więc nieco zawiedziona. Trochę to też brak profesjonalizmu, bo zamiast losów poetki, Autorka mogła napisać więcej o własnym stosunku do opisywanej postaci, zdobywaniu materiałów (to byłoby bardzo ciekawe) czy w jakiś inny sposób wprowadzić czytelnika w tematykę książki. Nie narzekałabym także na krótką notką biograficzną na temat każdego z narratorów, bo skąd przeciętny czytelnik, który dopiero zaczyna interesować się poetką i jej rodziną, będzie wiedział Zofia Kossak, o której napisano tylko, że jest pisarką, będzie wiedzieć, że napisała genialnego Króla Trędowatego? No dobra, może się czepiam, ale nawet na końcu książki mogła umieścić krótkie notki chociaż o członkach rodziny Kossaków, a może nawet drzewo genologiczne? Jest przecież tyle możliwości, żeby nie brzmiało dziwnie, kiedy Autorka pisze na odwrocie książki o sobie jako o biografce. Zresztą opracowanie też jest średnie – przynajmniej kilka z wypowiedzi jest niepotrzebnych,  nieciekawych, w żaden sposób nie wnoszących nic do portretu Lilki, albo po prostu nieciekawych, umieszczonych tam tylko żeby wszystkiego było więcej. Cóż. Jeśli chodzi o tego rodzaju książki, myślę, że liczy się jakość, a nie ilość. 

Nie jest to pozycja dla tych, którzy Marię Pawlikowską-Jasnorzewską dopiero poznają – przed nimi lektura wszystkich jej wierszy, które prześwietlają jej niezwykłą osobowość, jakieś klasycznej biografii no i wspomnień Magdaleny Samozwaniec. Dopiero wtedy uzupełnieniem może być lektura tej książki – dzięki niej nasze podejście do poetki będzie bardziej osobiste, ludzkie, bardziej obiektywne ale również – paradoksalnie – subiektywne, pełne takich emocji, jakie odczuwamy w stosunku do każdego spotkanego przez nas człowieka.  Bo choć niewiele z faktów poruszonych w książce było dla mnie nowością czy zaskoczeniem, to wdaje mi się, że poznałam Lilkę trochę głębiej niż zwykle; raczej jako człowieka niż jako poetkę. Jako człowieka, kobietę, pełną tajemnic, intrygującą, z ludzką twarzą i liliowym sercem, dostrzegającym i czującym więcej. Jako kruchą istotę, której emocje, które jak perfumy przesiąkły wiersze i do dziś owiewają czytelniczki, szukające w nich kawałka i swojego świata.

Tytuł: „Lilka. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska w wspomnieniach i listach”
Autor: Mariola Przyzwan (opracowanie i redakcja)
Moja ocena: 6/10

Za egzemplarz dziękuję serdecznie wydawnictwu MG

3 komentarze :

  1. Również niedługo zabieram się do lektury, mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie ;)
    Thievingbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam o tej biografii, ale nie byłam pewna, czy ją czytać.Po przeczytaniu Twojej recenzji stwierdziłam, że jednak się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z Marią Pawlikowską-Jasnorzewską nie miałam jeszcze przyjemności, więc raczej za jej biografię sięgać nie będę - choć nie ukrywam, że po Twojej recenzji z pewnością za tą pozycją bym się obejrzała, szczególnie biorąc pod uwagę wydanie oraz formę książki. Jeszcze wszystko przede mną...

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!