Wielka
Polityka. Kto nie ma jej dość? Mówią o tym memy w Internecie, a
także frekwencja ludzi na wyborach. Niektórzy, że się tak
niegramatycznie wyrażę, mają to w dupie. I to w dodatku głęboko.
Szczególnie polityka naszego kraju, mówiąc delikatnie, do
najciekawszych nie należy. Żaden z posłów do Parlamentu
Europejskiego nie umie mówić po angielsku. No dobra, prawie każdy.
Ale jaka to różnica? Ludzie chcą czegoś innego niż gier o
władzę, a co za tym idzie, pieniądze. No, ale jak powiedział ktoś
mądry, zdaje się Churchill, demokracja
jest najgorszym wymysłem ludzi, ale kłopot w tym, że nic
mądrzejszego nie wymyślili. Niestety. Wbrew pozorom wciąż
jesteśmy małpoludami, co w klasycznej wersji pokazują politycy,
nie tylko w Polsce. A my, na których Oni patrzą jak na zwykłych
zjadaczy chleba, cierpimy, bo ceny książek są straszliwe, chociaż
nie powinny, moim zdaniem. Większość z powieści nie zasługuje na
czterdzieści czy trzydzieści złotych, a marketingowcy doskonale to
wiedzą, bo często płacimy za oryginalną okładkę, albo za jakiś
fotoszopowy wybryk polskiego grafika. Chociaż tych drugich jest mało
i, jak na razie, nie grzeszą jakością, przynajmniej w większości.
Mówiąc nawiasem, bo to nie jest tematem tego tekstu, niektóre z
nich są robione w Fotoszopie, bo mówienie, że to coś powstało w
Photoshopie jest urąganiem temu zacnemu programowi.
No
ale ja nie o tym. Mówiłam, albo pisałam o polityce i o tym, jaka
jest beznadziejna. Ale dość narzekania. Jak to mówią starsze
panie, nie za nas się poczęło i nie za nas się skończy.
W nowożytności też było tak. W średniowieczu też. By nie
grzebać głęboko w historii, wystarczy wymienić Michała Korybuta
Wiśniowieckiego lub Karola I Stuarta. Pierwszy się zakrztusił, a
drugiemu łeb obcięli. Polityka, drodzy państwo. Niektórych, na
przykład historyków to interesuje, ale, co się okazało nie dawno,
pisarzy fantasy też. A szczególnie jednego, który dzięki
pokazywaniu zawiłości politycznych, intryg i knowań swojego
wymyślonego państwa stał się megapopularny, a na podstawie całej
sagi (większej od wszystkiego, co napisał w swym życiu mój
prywatny Mistrz Tolkien, Zmierzchu,
niektórych encyklopedii a także powieści Sienkiewicza) nakręcono
na HBO serial, niezwykle popularny w mojej klasie i szkole. Ponieważ
ostatni raz telewizję tak naprawdę oglądałam miesiąc temu, kiedy
w szpitalu podłączyli mnie do dużej kroplówki, postanowiłam
najpierw przeczytać książki, a później dopiero zabrać się za
serial. Przecież wszystkie odcinki są za darmo online..
Do
Eddarda Starka, lorda Winterfell na Północy, przyjechał stary
przyjaciel, król Robert razem ze swą żoną i dziećmi. Mianuje
Neda swoim Namiestnikiem, a on zostawia swoją żonę Catlyn wraz z
okaleczonym synem Branem (który w dziwnych okolicznościach zostaje
okaleczony) i najstarszym Robbem, zabiera córki, Aryę i Sansę, i
jedzie do stolicy. Jednak nie wszystko idzie po jego myśli. Odkrywa
kulisy śmierci poprzedniego namiestnika, przez co popada w niełaskę
królowej, z domu Lannister (co wiele mówi o tym, jaka była) i
wreszcie, kiedy po niefortunnej i na pewno zaplanowanej śmierci
króla postanawia osadzić na tronie prawdziwego władcę, ginie
oskarżony o zdradę. W tym czasie dzieje się wiele innych rzeczy:
Catlyn aresztuje podejrzanego o próbę zamordowania okaleczonego
Brana Lannistera, który na dodatek jest Karłem, przez co, i przez
wiele innych rzeczy, wybucha wojna. A potomkini zamordowanego króla,
Aerysa Szalonego, Daenerys poślubia dzikiego Dorthaka. Z tego
związku, uwaga, ostatecznie „rodzą” się trzy smoki
(zainteresowanych, jak to się stało, odsyłam do powieści).
Dziewczyna, córka smoczych królów zrzuconych z Żelaznego Tronu
przez Uzurpatora (bo tak nazywała Roberta), decyduje się na
odzyskanie utraconych ziem. Zresztą, każdy tu i ówdzie słyszał o
Matce Smoków, prawda? Ale to nie wszystko. Zza Muru, którego
pilnuje Nocna Straż, zaczynają coraz bardziej dawać o sobie znaki
Inni – mroźne istoty, zabijające wszystko, co jest ciepłe. Coraz
częściej mówi się o dzieciach lasu, olbrzymach i innych istotach,
z których inni się śmieją. Ale.. bękart Eddarda Starka, Jon,
który należy do Nocnej Straży, wie, że Starkowie mają rację,
mówiąc, że Zima nadchodzi.
Po długim i ciepłym lecie nadchodzi straszliwa zima. I tak naprawdę
to nie wojna o Żelazny Tron, ale Zima ma szansę zniszczyć
wszystko..
Powieść jest monumentalna.
To można stwierdzić, nawet tego nie czytając. Autor naprawdę się
przyłożył, przedstawiając historię z dbałością o szczegóły,
a zresztą w książce dzieje się naprawdę dużo, dzięki czemu
książka wciąga. Panorama rozgrywających się wydarzeń jest
szeroka, logiczna i dopracowana. Autor postarał się, żeby, jak w
każdym dobrym cyklu fantasy, każdy opisywany przez niego lud miał
swoje zwyczaje i wierzenia, a także ciekawą i mroczną historią.
Wiele miejsca poświęca także sytuacji społecznej państwa, nie
przemilczając nawet obecności burdelów, szpiegów i innych
parszywości. No ale przede wszystkim zajmuje go polityka, podana, na
szczęście, w zupełnie nie nużącej formie. Intrygi Lannisterów
pokazane są tak, że czytelnik wie lub domyśla się wielu rzeczy,
czego bohaterowie nie wiedzą, przez co nie przedłuża niepotrzebnie
książki i nie sili się na sztuczne tłumaczenia, dlaczego niektóre
rzeczy się stały tępemu czytelnikowi. Myślę, że to jest
największe plusy powieści – dopracowanie, nie zanudzanie
czytelnika, unikanie dłużyzn i różnorodność. Co więcej, nie
ma tu tradycyjnych rozdziałów, tylko poszczególne fragmenty są
pisane z perspektyw głównych i kluczowych dla sceny bohaterów.
Jest to rzecz praktykowana przez wielu pisarzy, ale nastręcza wielu
nowych trudności, bo dodatkowo trzeba opisywać przeżycia
bohaterów, a także trzeba pamiętać o tym, że dana sytuacja
wygląda inaczej z perspektyw różnych bohaterów. Niezwykle trudny
i niewdzięczny proceder, tylko dla doświadczonych. Ponieważ nieco
wiem na temat tego, jak wygląda pisanie książek „od kuchni”,
doceniam benedyktyńską pracę Autora. Mało kto ma taki łeb, by to
wszystko ogarnąć.
Fabuła toczy się szybko i
wciąga. Jest intrygująca i, odnoszę wrażenie, świeża. Nie
spotkałam w fantastyce połączenia surowego wątku gry o władzę z
mrocznymi i bajkowymi historiami o mitycznych istotach, jakie
mieszają za Murem. Dla mnie, kochającej Eldarów i innych elfów,
nazwa „dzieci lasu” jest zupełnie czytelna, chociaż może się
mylę, ale to tak na marginesie. Inni zafascynowali mnie już od
mrocznego, niepokojącego prologu, do którego jest kilka odniesień
w treści powieści (czyli tak, jak być powinno). No i jeszcze
wątek, gdzie ten misz-masz jest niemal namacalny: problemy natury
politycznej, prywatnej i uczuciowej Daenerys, połączone z historią
trzech należących do niej jaj, z których na końcu książki
wylegają się smoki... (nie wspominając o wilkorach Starków).
Czasami pojawiały się sceny, które mogłyby być skrócone, albo
pokazane inaczej, jak ta cała sprawa z Damą i Nymerią. Może
Nymeria, która uciekła, przyda się w następnych tomach, nie wiem,
ale scena była kapkę za długa. Zresztą, odniosłam wrażenie, że
jak na pięćset stron naraz takiej wybuchowej mieszanki może nieco
zmęczyć. I, mimo że zabiorę się za część drugą, mającą
osiemset stron, nieco odpocznę od smoków, Innych i wrednej
magnaterii bez honoru.
Bohaterowie wyszli średnio.
Jest kilka świetnie zarysowanych charakterów, reszta jest, mówiąc
obrazowo, rozlazła. Tak, właśnie. Rozlazła. To najlepsze
określenie. Jeśli chodzi o mnie, jestem wielką fanką Robba.
Serio. Sama się zdziwiłam. Chyba zaimponował mi odwagą,
dojrzałością i ludzkimi uczuciami, a także dobrym kręgosłupem
moralnym, którym niektórym bohaterom brakowało. Niech żyje Robb
król na Północy! Król Zimy!, chce mi się zakrzyknąć. Dla
niego, Aryi i Jona znajdzie się miejsce w moim serduchu. Obiecuję
wam to. Będą się tam dobrze czuli w towarzystwie Turina, Aragorna,
króla Theodena, elfów, a także Arweny i, w szczególności, Eowyn.
No bo Aryę i Jona lubię prawie tak samo bardzo jak Robba. Arya jest
odważna, inna od reszty kobiet nie tylko w tej książce,
energiczna, ciekawa. Ma dobre serce, normalne, ludzkie zachowanie i
wszystko, co lubię w bohaterach literackich. A Jon? Odważny,
pogodzony z losem „gorszego”, bo jest bękartem, młody człowiek
i po trochu idealista, kochający swoją rodzinę i przyrodnie
rodzeństwo. Wnosi wiele świeżości do książki. Fragmenty o nim
czytałam z przejęciem, zainteresowaniem i napięciem, by jeden z
moich ulubionych, i technicznie rzecz biorąc, najlepszych,
bohaterów, nie zginął.
Grupa całkiem niezłych
bohaterów to Daenerys, król Robert i Tyrion Lannister. Ta pierwsza
jest raczej postacią płaską, dwuwymiarową, ale wnosi do powieści
nieco dzikości i pazura, a i po jakimś czasie zdążyłam ją
polubić. Króla Roberta nie lubiłam od pierwszej do ostatniej
linijki, bo to jednak pijak był i nic więcej, a z kolei Tyrion..
Niby postać ciekawa, inna, ale dla mnie niedokładnie nakreślona.
Chociaż że jest karłem i jedynym Lannisterem, który nie stracił
honoru, nie jest dość ciekawa, jakby Autor uznał, że jeśli da
karła, to sam w sobie będzie intrygujący. I dlatego potencjał tej
postaci został niewykorzystany.
Catlyn Stark to przykład
postaci klasycznie rozlazłej. Jest idealnie nijaka. Pisarz chciał
sprawić, by była ciekawa, ale napchał w nią za dużo cech,
dlatego wydaje się rozmyta i blada. Fragmenty z jej perspektywy były
dla mnie męką. Lysa natomiast jest irytująca. Delikatnie mówiąc.
Gdybym była okrutną Kylie Lannister, chętnie popatrzyłabym, jak
fruwa. Każdy, kto wie, gdzie mieszkała, wie, o co mi chodzi.
Zresztą, szkoda takiego fajnego zamku. Sansa jest mdła, jak jej
matka i ciotka. A w dodatku potwornie naiwna. Może taka miała być,
ale Autor mógł dać jej jakąś ciekawą cechę, która sprawiłaby,
że postać nabrałaby rumieńców. Ceresei Lannister i jej synek..
Lepiej nie mówić. Mieli wyjść na demonów, a są mumiami. Przykro
mi, ale ja się ich nie boję, wręcz przeciwnie. A mówili, że
czarne charaktery wychodzą najlepiej... Dalej, z postaci o których
należy wspomnieć (a o wielu pomniejszych charakterach nie wspomnę)
jest Eddard Stark. Wybitnie naiwny Namiestnik. Po odkryciu kulis
śmierci Arryna idzie i pyta główną podejrzaną. To jakby śledczy
spytał się mordercy na wolności, czy zabił. Nic dziwnego, że
główka Neda została oddzielona od reszty. Królowa nie da żyć
temu, kto zna prawdę o jej synku i prawdziwym następcy tronu,
naiwniaczku. Nie lubię go, ponieważ jest jakiś taki nijaki i
rozmyty jak.. jak jego żona. Mimo tego, że o nim mamy tu dużo, tak
naprawdę nie wiemy, jaki on jest. No, oprócz tego, że jest
naiwny, oczywiście.
Okładka, co wyczytałam na
jednym z blogów, jest zdublowana z jakiejś starej okładki powieści
fantasy. Od początku coś podejrzewałam, bo ten mężczyzna w
ogóle nie pasuje do tego, o czym jest książka. Nie jest żadnym z
jej bohaterów, może tylko przywodzi na myśl kilka postaci. Bo ten
ptak.. Lepszy by był wilkor, prawda? Dlatego wolę okładkę
filmową. Jest gustowna, elegancka i przykuwa uwagę. Mamy tam
Eddarda Starka na Żelaznym Tronie z Lodem w ręku. Oczywiście
największe wrażenie robi Żelazny Tron, ale, ponieważ Starka w
serialu gra Sean Bean, okładka jest jeszcze lepsza (bardzo lubię
Seana od czasów grania Boromira w Władcy Pierścieni. Z
drugiej strony, facet ma pecha – ludzie, których gra w
największych filmach fantasy umierają już w pierwszej części).
Ponieważ naprawdę staram się nie być Surową Recenzentką, a
także z sympatii do tej książki, powiedzmy, że biorę pod uwagę
okładkę filmową, która jest na plus. I wszyscy będą zadowoleni.
Styl pisania Autora,
szczerze mówiąc, pozostawia wiele do życzenia. Zdania się
krótkie, nie ma płynności, dlatego czyta się dość ciężko i
nieprzyjemnie. Pisarz nie ma bogatego słownictwa, dlatego, jeśli w
ogóle pojawia się jakiś opis, jest drętwy i nieciekawy. Nie
oddaje wystarczająco grozy Muru i tego, co kryje się w straszliwym
lesie poza nim, a także grozy, jaką budzili Inni i ożywające
trupy z zimnym, niebieskim światłem w oczach. Szkoda, bo wtedy
książka byłaby jeszcze lepsza. Ale to nie wszystko. Wątek
Dorthaków jest ciekawy i mógłby orientalną ciekawostkę i
odskocznię od mrocznego Muru i zimnej Czerwonej Twierdzy (nie
wtrącam się do tego, że Theoden i inni szlachetni Rohańczycy
przeraziliby się), ale niestety tak się nie stało. Przez to, że
pisarz nie zjadł słownika, powieść jest pozbawiona otoczki
mistycyzmu i tajemnicy, czego nie brakuje Władcy Pierścieni i
innych dziełach Mistrza Tolkiena. Wiem, zaraz powiedziecie,
że tak Autor chciał, ale myślę, że choćby wątku smoków czy w
legendach przydałby się taki zabieg, który tutaj jest, niestety,
nie do osiągnięcia. Mam więc nadzieję, że w kolejnych księgach
tej historii język pisarza się polepszy. Mam nadzieję, bo,
niestety, nie zawsze tak jest.
Solidna, gruba powieść o
takim ważkim temacie jak gra o świeczkę czy tron to osiągnięcie
na czasy, gdy tron światowej fantastyki zajmują wampiry, albo, żeby
być bardziej na topie, zbuntowana przeciw dyktatorowi nastolatka.
Pozostaje mi tylko dopingować Robbowi i czekać, komu się ta
świeczka dostanie. Bo w czasach, kiedy nadchodzi Zima i Mrok spoza
Muru nadchodzi dawno zapomniany i zlekceważony Mrok, będzie bardzo,
ale to bardzo potrzebna.
Tytuł: „Gra o Tron”
Autor: G.R.R Martin
Moja ocena: 6/10
Witaj, mamy ten sam szablon, a to tylko znaczy, że jest piękny ;) Za to Ty masz teraz nowego czytelnika ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCiekawie bardzo opisałaś swoje wrażenia ...jeżeli chodzi o książkę to z trudem przebrnęłam przez dwa pierwsze tomy , pierwszy raz miałam w ręku historię w której w tak ekspresowym tempie giną bohaterowie ...to był główny powód dlaczego ją ostatecznie odstawiłam - pomimo tego ze mam w sumie cztery tomy na półce - to mnie nauczyło aby w ciemno nie kupować :) hahaha...za bardzo się denerwowałam przy czytaniu ...za bardzo się przywiązuję do postaci :)
OdpowiedzUsuńSerial oglądam sporadycznie...z tego samego powodu :) Czekam jak się skończy, może wtedy mi minie ....:)
ps. osobiście kibicowałam Jonowi
Pozdrawiam serdecznie
Ja na razie jestem za lekturą pierwszego tomu i bardzo mi się podobał. Co do recenzji to rozwalił mnie wstęp i "Polityka, drodzy państwo".
OdpowiedzUsuńA jako że jestem pierwszy raz na Twoim blogu to moje wrażenie: genialna szata graficzna. Będę częściej wpadać (nie tylko ze względu na wygląd -_-)
Ciekawa i wyczerpująca recenzja. Ja mam już wszystkie dotychczasowe części tej sagi za sobą, czekam niecierpliwie na najnowszą (mam nadzieję, że wreszcie się doczekam). Na Twojego bloga chętnie będę zaglądać. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za tego rodzaju fantastyką (wyjątek robię dla paranormal romanse), dlatego tym razie spasuje.
OdpowiedzUsuńMimo tego całego szumu wokół tej książki, nigdy mnie do niej jakoś szczególnie nie ciągnęło. Po prostu nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńhttp://nieidentyczne-polki.blogspot.com/
Uwielbiam...
OdpowiedzUsuńNie czytałam niestety ;c
OdpowiedzUsuńKLIK-BLOG
Trudno nie słyszeć o "Grze o Tron". Muszę chyba w końcu przeczytać :)
OdpowiedzUsuńSerial bardzo lubię, a książki jakiś czas temu planowałam przeczytać, jednak ta ochota mi przeszła. Jeśli kiedyś po nie sięgnę, nie będzie to w najbliższym czasie. :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że serial dorównuje książce. Powieść wymaga ogromnego skupienia od czytelnika - jest jak labirynt pełny postaci, wydarzeń i intryg. Dzięki serialowi ludzie sięgają po książkę, być może po długich latach nieczytania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam