piątek, 6 czerwca 2014

Gra świeczki warta. Recenzja książki

Wielka Polityka. Kto nie ma jej dość? Mówią o tym memy w Internecie, a także frekwencja ludzi na wyborach. Niektórzy, że się tak niegramatycznie wyrażę, mają to w dupie. I to w dodatku głęboko. Szczególnie polityka naszego kraju, mówiąc delikatnie, do najciekawszych nie należy. Żaden z posłów do Parlamentu Europejskiego nie umie mówić po angielsku. No dobra, prawie każdy. Ale jaka to różnica? Ludzie chcą czegoś innego niż gier o władzę, a co za tym idzie, pieniądze. No, ale jak powiedział ktoś mądry, zdaje się Churchill, demokracja jest najgorszym wymysłem ludzi, ale kłopot w tym, że nic mądrzejszego nie wymyślili. Niestety. Wbrew pozorom wciąż jesteśmy małpoludami, co w klasycznej wersji pokazują politycy, nie tylko w Polsce. A my, na których Oni patrzą jak na zwykłych zjadaczy chleba, cierpimy, bo ceny książek są straszliwe, chociaż nie powinny, moim zdaniem. Większość z powieści nie zasługuje na czterdzieści czy trzydzieści złotych, a marketingowcy doskonale to wiedzą, bo często płacimy za oryginalną okładkę, albo za jakiś fotoszopowy wybryk polskiego grafika. Chociaż tych drugich jest mało i, jak na razie, nie grzeszą jakością, przynajmniej w większości. Mówiąc nawiasem, bo to nie jest tematem tego tekstu, niektóre z nich są robione w Fotoszopie, bo mówienie, że to coś powstało w Photoshopie jest urąganiem temu zacnemu programowi.

No ale ja nie o tym. Mówiłam, albo pisałam o polityce i o tym, jaka jest beznadziejna. Ale dość narzekania. Jak to mówią starsze panie, nie za nas się poczęło i nie za nas się skończy. W nowożytności też było tak. W średniowieczu też. By nie grzebać głęboko w historii, wystarczy wymienić Michała Korybuta Wiśniowieckiego lub Karola I Stuarta. Pierwszy się zakrztusił, a drugiemu łeb obcięli. Polityka, drodzy państwo. Niektórych, na przykład historyków to interesuje, ale, co się okazało nie dawno, pisarzy fantasy też. A szczególnie jednego, który dzięki pokazywaniu zawiłości politycznych, intryg i knowań swojego wymyślonego państwa stał się megapopularny, a na podstawie całej sagi (większej od wszystkiego, co napisał w swym życiu mój prywatny Mistrz Tolkien, Zmierzchu, niektórych encyklopedii a także powieści Sienkiewicza) nakręcono na HBO serial, niezwykle popularny w mojej klasie i szkole. Ponieważ ostatni raz telewizję tak naprawdę oglądałam miesiąc temu, kiedy w szpitalu podłączyli mnie do dużej kroplówki, postanowiłam najpierw przeczytać książki, a później dopiero zabrać się za serial. Przecież wszystkie odcinki są za darmo online..

Do Eddarda Starka, lorda Winterfell na Północy, przyjechał stary przyjaciel, król Robert razem ze swą żoną i dziećmi. Mianuje Neda swoim Namiestnikiem, a on zostawia swoją żonę Catlyn wraz z okaleczonym synem Branem (który w dziwnych okolicznościach zostaje okaleczony) i najstarszym Robbem, zabiera córki, Aryę i Sansę, i jedzie do stolicy. Jednak nie wszystko idzie po jego myśli. Odkrywa kulisy śmierci poprzedniego namiestnika, przez co popada w niełaskę królowej, z domu Lannister (co wiele mówi o tym, jaka była) i wreszcie, kiedy po niefortunnej i na pewno zaplanowanej śmierci króla postanawia osadzić na tronie prawdziwego władcę, ginie oskarżony o zdradę. W tym czasie dzieje się wiele innych rzeczy: Catlyn aresztuje podejrzanego o próbę zamordowania okaleczonego Brana Lannistera, który na dodatek jest Karłem, przez co, i przez wiele innych rzeczy, wybucha wojna. A potomkini zamordowanego króla, Aerysa Szalonego, Daenerys poślubia dzikiego Dorthaka. Z tego związku, uwaga, ostatecznie „rodzą” się trzy smoki (zainteresowanych, jak to się stało, odsyłam do powieści). Dziewczyna, córka smoczych królów zrzuconych z Żelaznego Tronu przez Uzurpatora (bo tak nazywała Roberta), decyduje się na odzyskanie utraconych ziem. Zresztą, każdy tu i ówdzie słyszał o Matce Smoków, prawda? Ale to nie wszystko. Zza Muru, którego pilnuje Nocna Straż, zaczynają coraz bardziej dawać o sobie znaki Inni – mroźne istoty, zabijające wszystko, co jest ciepłe. Coraz częściej mówi się o dzieciach lasu, olbrzymach i innych istotach, z których inni się śmieją. Ale.. bękart Eddarda Starka, Jon, który należy do Nocnej Straży, wie, że Starkowie mają rację, mówiąc, że Zima nadchodzi. Po długim i ciepłym lecie nadchodzi straszliwa zima. I tak naprawdę to nie wojna o Żelazny Tron, ale Zima ma szansę zniszczyć wszystko..

Powieść jest monumentalna. To można stwierdzić, nawet tego nie czytając. Autor naprawdę się przyłożył, przedstawiając historię z dbałością o szczegóły, a zresztą w książce dzieje się naprawdę dużo, dzięki czemu książka wciąga. Panorama rozgrywających się wydarzeń jest szeroka, logiczna i dopracowana. Autor postarał się, żeby, jak w każdym dobrym cyklu fantasy, każdy opisywany przez niego lud miał swoje zwyczaje i wierzenia, a także ciekawą i mroczną historią. Wiele miejsca poświęca także sytuacji społecznej państwa, nie przemilczając nawet obecności burdelów, szpiegów i innych parszywości. No ale przede wszystkim zajmuje go polityka, podana, na szczęście, w zupełnie nie nużącej formie. Intrygi Lannisterów pokazane są tak, że czytelnik wie lub domyśla się wielu rzeczy, czego bohaterowie nie wiedzą, przez co nie przedłuża niepotrzebnie książki i nie sili się na sztuczne tłumaczenia, dlaczego niektóre rzeczy się stały tępemu czytelnikowi. Myślę, że to jest największe plusy powieści – dopracowanie, nie zanudzanie czytelnika, unikanie dłużyzn i różnorodność. Co więcej, nie ma tu tradycyjnych rozdziałów, tylko poszczególne fragmenty są pisane z perspektyw głównych i kluczowych dla sceny bohaterów. Jest to rzecz praktykowana przez wielu pisarzy, ale nastręcza wielu nowych trudności, bo dodatkowo trzeba opisywać przeżycia bohaterów, a także trzeba pamiętać o tym, że dana sytuacja wygląda inaczej z perspektyw różnych bohaterów. Niezwykle trudny i niewdzięczny proceder, tylko dla doświadczonych. Ponieważ nieco wiem na temat tego, jak wygląda pisanie książek „od kuchni”, doceniam benedyktyńską pracę Autora. Mało kto ma taki łeb, by to wszystko ogarnąć.

Fabuła toczy się szybko i wciąga. Jest intrygująca i, odnoszę wrażenie, świeża. Nie spotkałam w fantastyce połączenia surowego wątku gry o władzę z mrocznymi i bajkowymi historiami o mitycznych istotach, jakie mieszają za Murem. Dla mnie, kochającej Eldarów i innych elfów, nazwa „dzieci lasu” jest zupełnie czytelna, chociaż może się mylę, ale to tak na marginesie. Inni zafascynowali mnie już od mrocznego, niepokojącego prologu, do którego jest kilka odniesień w treści powieści (czyli tak, jak być powinno). No i jeszcze wątek, gdzie ten misz-masz jest niemal namacalny: problemy natury politycznej, prywatnej i uczuciowej Daenerys, połączone z historią trzech należących do niej jaj, z których na końcu książki wylegają się smoki... (nie wspominając o wilkorach Starków). Czasami pojawiały się sceny, które mogłyby być skrócone, albo pokazane inaczej, jak ta cała sprawa z Damą i Nymerią. Może Nymeria, która uciekła, przyda się w następnych tomach, nie wiem, ale scena była kapkę za długa. Zresztą, odniosłam wrażenie, że jak na pięćset stron naraz takiej wybuchowej mieszanki może nieco zmęczyć. I, mimo że zabiorę się za część drugą, mającą osiemset stron, nieco odpocznę od smoków, Innych i wrednej magnaterii bez honoru.

Bohaterowie wyszli średnio. Jest kilka świetnie zarysowanych charakterów, reszta jest, mówiąc obrazowo, rozlazła. Tak, właśnie. Rozlazła. To najlepsze określenie. Jeśli chodzi o mnie, jestem wielką fanką Robba. Serio. Sama się zdziwiłam. Chyba zaimponował mi odwagą, dojrzałością i ludzkimi uczuciami, a także dobrym kręgosłupem moralnym, którym niektórym bohaterom brakowało. Niech żyje Robb król na Północy! Król Zimy!, chce mi się zakrzyknąć. Dla niego, Aryi i Jona znajdzie się miejsce w moim serduchu. Obiecuję wam to. Będą się tam dobrze czuli w towarzystwie Turina, Aragorna, króla Theodena, elfów, a także Arweny i, w szczególności, Eowyn. No bo Aryę i Jona lubię prawie tak samo bardzo jak Robba. Arya jest odważna, inna od reszty kobiet nie tylko w tej książce, energiczna, ciekawa. Ma dobre serce, normalne, ludzkie zachowanie i wszystko, co lubię w bohaterach literackich. A Jon? Odważny, pogodzony z losem „gorszego”, bo jest bękartem, młody człowiek i po trochu idealista, kochający swoją rodzinę i przyrodnie rodzeństwo. Wnosi wiele świeżości do książki. Fragmenty o nim czytałam z przejęciem, zainteresowaniem i napięciem, by jeden z moich ulubionych, i technicznie rzecz biorąc, najlepszych, bohaterów, nie zginął.

Grupa całkiem niezłych bohaterów to Daenerys, król Robert i Tyrion Lannister. Ta pierwsza jest raczej postacią płaską, dwuwymiarową, ale wnosi do powieści nieco dzikości i pazura, a i po jakimś czasie zdążyłam ją polubić. Króla Roberta nie lubiłam od pierwszej do ostatniej linijki, bo to jednak pijak był i nic więcej, a z kolei Tyrion.. Niby postać ciekawa, inna, ale dla mnie niedokładnie nakreślona. Chociaż że jest karłem i jedynym Lannisterem, który nie stracił honoru, nie jest dość ciekawa, jakby Autor uznał, że jeśli da karła, to sam w sobie będzie intrygujący. I dlatego potencjał tej postaci został niewykorzystany.

Catlyn Stark to przykład postaci klasycznie rozlazłej. Jest idealnie nijaka. Pisarz chciał sprawić, by była ciekawa, ale napchał w nią za dużo cech, dlatego wydaje się rozmyta i blada. Fragmenty z jej perspektywy były dla mnie męką. Lysa natomiast jest irytująca. Delikatnie mówiąc. Gdybym była okrutną Kylie Lannister, chętnie popatrzyłabym, jak fruwa. Każdy, kto wie, gdzie mieszkała, wie, o co mi chodzi. Zresztą, szkoda takiego fajnego zamku. Sansa jest mdła, jak jej matka i ciotka. A w dodatku potwornie naiwna. Może taka miała być, ale Autor mógł dać jej jakąś ciekawą cechę, która sprawiłaby, że postać nabrałaby rumieńców. Ceresei Lannister i jej synek.. Lepiej nie mówić. Mieli wyjść na demonów, a są mumiami. Przykro mi, ale ja się ich nie boję, wręcz przeciwnie. A mówili, że czarne charaktery wychodzą najlepiej... Dalej, z postaci o których należy wspomnieć (a o wielu pomniejszych charakterach nie wspomnę) jest Eddard Stark. Wybitnie naiwny Namiestnik. Po odkryciu kulis śmierci Arryna idzie i pyta główną podejrzaną. To jakby śledczy spytał się mordercy na wolności, czy zabił. Nic dziwnego, że główka Neda została oddzielona od reszty. Królowa nie da żyć temu, kto zna prawdę o jej synku i prawdziwym następcy tronu, naiwniaczku. Nie lubię go, ponieważ jest jakiś taki nijaki i rozmyty jak.. jak jego żona. Mimo tego, że o nim mamy tu dużo, tak naprawdę nie wiemy, jaki on jest. No, oprócz tego, że jest naiwny, oczywiście.

Okładka, co wyczytałam na jednym z blogów, jest zdublowana z jakiejś starej okładki powieści fantasy. Od początku coś podejrzewałam, bo ten mężczyzna w ogóle nie pasuje do tego, o czym jest książka. Nie jest żadnym z jej bohaterów, może tylko przywodzi na myśl kilka postaci. Bo ten ptak.. Lepszy by był wilkor, prawda? Dlatego wolę okładkę filmową. Jest gustowna, elegancka i przykuwa uwagę. Mamy tam Eddarda Starka na Żelaznym Tronie z Lodem w ręku. Oczywiście największe wrażenie robi Żelazny Tron, ale, ponieważ Starka w serialu gra Sean Bean, okładka jest jeszcze lepsza (bardzo lubię Seana od czasów grania Boromira w Władcy Pierścieni. Z drugiej strony, facet ma pecha – ludzie, których gra w największych filmach fantasy umierają już w pierwszej części). Ponieważ naprawdę staram się nie być Surową Recenzentką, a także z sympatii do tej książki, powiedzmy, że biorę pod uwagę okładkę filmową, która jest na plus. I wszyscy będą zadowoleni.

Styl pisania Autora, szczerze mówiąc, pozostawia wiele do życzenia. Zdania się krótkie, nie ma płynności, dlatego czyta się dość ciężko i nieprzyjemnie. Pisarz nie ma bogatego słownictwa, dlatego, jeśli w ogóle pojawia się jakiś opis, jest drętwy i nieciekawy. Nie oddaje wystarczająco grozy Muru i tego, co kryje się w straszliwym lesie poza nim, a także grozy, jaką budzili Inni i ożywające trupy z zimnym, niebieskim światłem w oczach. Szkoda, bo wtedy książka byłaby jeszcze lepsza. Ale to nie wszystko. Wątek Dorthaków jest ciekawy i mógłby orientalną ciekawostkę i odskocznię od mrocznego Muru i zimnej Czerwonej Twierdzy (nie wtrącam się do tego, że Theoden i inni szlachetni Rohańczycy przeraziliby się), ale niestety tak się nie stało. Przez to, że pisarz nie zjadł słownika, powieść jest pozbawiona otoczki mistycyzmu i tajemnicy, czego nie brakuje Władcy Pierścieni i innych dziełach Mistrza Tolkiena. Wiem, zaraz powiedziecie, że tak Autor chciał, ale myślę, że choćby wątku smoków czy w legendach przydałby się taki zabieg, który tutaj jest, niestety, nie do osiągnięcia. Mam więc nadzieję, że w kolejnych księgach tej historii język pisarza się polepszy. Mam nadzieję, bo, niestety, nie zawsze tak jest.

Solidna, gruba powieść o takim ważkim temacie jak gra o świeczkę czy tron to osiągnięcie na czasy, gdy tron światowej fantastyki zajmują wampiry, albo, żeby być bardziej na topie, zbuntowana przeciw dyktatorowi nastolatka. Pozostaje mi tylko dopingować Robbowi i czekać, komu się ta świeczka dostanie. Bo w czasach, kiedy nadchodzi Zima i Mrok spoza Muru nadchodzi dawno zapomniany i zlekceważony Mrok, będzie bardzo, ale to bardzo potrzebna.

Tytuł: „Gra o Tron”
Autor: G.R.R Martin
Moja ocena: 6/10 

11 komentarzy :

  1. Witaj, mamy ten sam szablon, a to tylko znaczy, że jest piękny ;) Za to Ty masz teraz nowego czytelnika ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie bardzo opisałaś swoje wrażenia ...jeżeli chodzi o książkę to z trudem przebrnęłam przez dwa pierwsze tomy , pierwszy raz miałam w ręku historię w której w tak ekspresowym tempie giną bohaterowie ...to był główny powód dlaczego ją ostatecznie odstawiłam - pomimo tego ze mam w sumie cztery tomy na półce - to mnie nauczyło aby w ciemno nie kupować :) hahaha...za bardzo się denerwowałam przy czytaniu ...za bardzo się przywiązuję do postaci :)
    Serial oglądam sporadycznie...z tego samego powodu :) Czekam jak się skończy, może wtedy mi minie ....:)
    ps. osobiście kibicowałam Jonowi
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja na razie jestem za lekturą pierwszego tomu i bardzo mi się podobał. Co do recenzji to rozwalił mnie wstęp i "Polityka, drodzy państwo".
    A jako że jestem pierwszy raz na Twoim blogu to moje wrażenie: genialna szata graficzna. Będę częściej wpadać (nie tylko ze względu na wygląd -_-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa i wyczerpująca recenzja. Ja mam już wszystkie dotychczasowe części tej sagi za sobą, czekam niecierpliwie na najnowszą (mam nadzieję, że wreszcie się doczekam). Na Twojego bloga chętnie będę zaglądać. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przepadam za tego rodzaju fantastyką (wyjątek robię dla paranormal romanse), dlatego tym razie spasuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo tego całego szumu wokół tej książki, nigdy mnie do niej jakoś szczególnie nie ciągnęło. Po prostu nie moje klimaty.
    http://nieidentyczne-polki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Trudno nie słyszeć o "Grze o Tron". Muszę chyba w końcu przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Serial bardzo lubię, a książki jakiś czas temu planowałam przeczytać, jednak ta ochota mi przeszła. Jeśli kiedyś po nie sięgnę, nie będzie to w najbliższym czasie. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Muszę przyznać, że serial dorównuje książce. Powieść wymaga ogromnego skupienia od czytelnika - jest jak labirynt pełny postaci, wydarzeń i intryg. Dzięki serialowi ludzie sięgają po książkę, być może po długich latach nieczytania.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!