środa, 18 czerwca 2014

Los człowieka i aniołów. Recenzja książki

Czasami, gdy podniesiemy się z upadku, zastanawiamy się, jak to się stało. Czasami płacząc w ciemny dole, zastawiamy się dlaczego, nie potrafimy zrozumieć przyczyny naszego bólu. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego wczoraj dowiedzieliśmy się, że jesteśmy śmiertelnie chorzy? Że zostało nam tylko chwil życia? I co zrobimy? Świat taki piękny, ludzie dobrzy (choć do tego mam dużo wątpliwości), tyle książek do przeczytania i tyle filmów do obejrzenia. Czasami okazuje się, że takie doświadczenia okazują się dla nas budujące, potrafimy spojrzeć na życie z dystansu. Czasami ból jednak nas łamie, upadamy, załamujemy się, by już nigdy nie podnieść. Dlaczego? Dlaczego wokół nas tyle łez, krwi, śmierci i niesprawiedliwości? Czy zdawaliście sobie takie pytania? Czy myśleliście kiedyś w ten sposób? Jeśli spotkało was w życiu coś przykrego, jestem pewna, że tak. Mało kto, nawet pusta, różowa nastolatka, nie robi tego w czasie zagrożenia i strachu. Dlaczego?

Te problemy nurtują ludzi przez wiele już lat. Napisano już tony książek na ten temat, dosłownie kilometry stronic. Pisarze, jakby czując, że potrafią pojąć więcej niż przeciętny Jan Kowalski, zastanawiają się nad tym problemem. Pomysły są różne: od fatum, przez Boga do zwykłego wypadku i świadomego działania człowieka. A niektórzy.. Zresztą, zobaczcie sami.

Ewa, kiedy ma pięć lat, traci Anioła Stróża. Widzi, jak zostaje pokonany przez Czarnego i spada na ziemię. Odtąd zaczyna się koszmar: to Ewa ustanie na szkle, to przebije sobie drutem rękę, a w końcu dowiaduje się, że ma białaczkę i niedługo umrze. Po jakimś czasie rodzina uświadamia sobie, że Aniołem Ewy jest Ave – pół człowiek-półanioł, Bezdomny, wraz z towarzystwem swojego czarnego brata, z którym toczy filozoficzne dysputy. Ewa znajduje Pióro ze skrzydeł, a kiedy przekazuje mu, on odlatuje. Albo skacze przez okno. Znaczy człowiek skacze przez okno, a Anioł odlatuje, jeśli rozumiecie o co mi chodzi.

Właściwie to jest cała historia. Nie jest specjalnie skomplikowana i – bez całej filozoficznej i egzystencjalnej otoczki – dość infantylna. Zresztą każda postać jest tylko ucieleśnieniem jakiejś idei, jakiegoś konkretnej myśli i schematu zachowania człowieka. Ewa – wiadomo, oznacza człowieka. Anna to Anna, zwykła Anna jakich tysiąc na świecie. A Jan, to również pospolite imię. Reszta bohaterów, nawet babcia, nie mają imion, bo w tej książce nie chodzi o jakąś sensacyjną opowieść o integracji Anioła w życie człowieka, w której bohaterowie mają wymyślne, fantastyczne imiona, a wątek romantyczny zmusza fanki do czytania. To głęboka historia, głębsza niż mogłoby się komuś zdawać.

Jedną z najlepszych rzeczy w tej powieści jest język, jakim posługuje się pisarka. Jest plastyczny, ciekawy, inny, pełen prawdziwej treści, spójny i płynny. Niemal jak wiersz, tyle że wyjustowany. Zdania, choć czasami są krótkie, mają dużo treści, słowa znaczą dokładnie to, co Autorka każe im znaczyć, a muszę powiedzieć, że takie zmuszanie słów jest niezwykle trudne i tę sztukę opanowali do perfekcji tylko nieliczni, naprawdę świetni pisarze. Czyta się lekko, a jednak jest bardzo malowniczo i artystycznie, a jednocześnie jest ciekawie, głęboko i mądrze, chociaż nie zgadzam się z kilkoma z karkołomnych tez pisarki, ale o tym niżej. Muszę jeszcze powiedzieć o tym, że Autorka zaplusowała mi znajomością Władcy Pierścieni , a ta delikatna aluzja o Entach sprawiła, że moje usta rozciągnęły się w uśmiechu rozgorączkowanego fana, który odkrywa, że jego pasja zaraża także innych. Nie posiadam się z radości, że w kolejnej książce zauważyłam fragment o moim najdroższym Śródziemiu. No ale tak, tak. To nie jest blog dla tolkienomaniaków, więc odpuszczam te zachwyty.

Bardo piękna i głęboka jest wymowa książki. Opowiada o tym, że cierpieć musi każdy, bo cierpienie znaczy, że żyjesz. To spodobało mi się najbardziej. Przeczytałam ten cytat na głos mamie i przez jakiś czas rozmawiałyśmy na ten temat. Później zapisałam sobie to w notesie, żeby mi nie uciekło i powtarzam sobie zawsze, kiedy jest źle, a jak wiecie zapewne z własnego doświadczenia, częściej jest źle niż dobrze, niestety. Jest też wiele innych rzeczy, w których Autorka szukając, znalazła Prawdę: bez Ciemności nie może być Światła. Bez Zła nie może być Dobra. Bo, pomyślcie: kim byśmy byli, gdybyśmy codziennie nie wybierali między dobrem i złem? Czy gdyby nam się tylko ciągle dobrze powodziło, pewnego dnia nie uderzyłaby nam do głowy sodowa woda, jak tym wszystkim głupim gwiazdkom Hollywoodu? Te i inne myśli sprawiły, że powieść była dla pewnego rodzaju odkryciem, bo chociaż słyszałam niektóre rzeczy już wcześniej, najlepiej do mnie dociera, kiedy sama się nauczę. I za to dziękuję Autorce.

Fabuła, niestety, nie dorównuje innym książkom tej pisarki. Mimo naprawdę cennych przemyśleń i niepokojących wniosków, do których Autorka dochodzi, fabuła, zawsze okrywająca rozmyślania piękną szatą, teraz jest, co najwyżej, zwykłą sukienką, w niektórych miejscach w dodatku porwaną. Jako bajka czy przypowieść od biedy by się sprawdziła, ale jak na coś bardziej poważnego.. Jakoś nie trawię, może dlatego, że głupie paranormale zżarły mi mózg i anioły stały się dla mnie symbolem pustoty ludzkich umysłów. A może Autorka popełniła błąd osadzając fabułę swojej książki we współczesności, pomijając większość złożoności dzisiejszego świata? Może zbyt uprościła tło? Tak, to właśnie to. W dzisiejszym świecie nic nie jest proste, na pewno nie takie proste jak napisała to wszystko pisarka. Przez to świat jest wyblakły, nudny i pozbawiony głębi.. jak zużyta guma do żucia. Przykro mi jest, że muszę użyć tego określenia do książek tej Autorki, ale, co robić?

Okładka, ta nowa, jest koszmarna. Kto w ogóle ją zaprojektował? To nie jest powieść dla małych dzieci, a na taką teraz wygląda. Przeglądałam raz książki w małej, spokojnej księgarence i w ręce trafiła mi ta powieść. Popatrzyłam nią nią z niejaką zgrozą. Chociaż stara okładka też pozostawia dużo do życzenia, nowa jest już tragiczna. Niby taka ilustracja treści książki, i Ewa, i skrzydła anioła i inne pierdoły, ale oczy bolą. Na starej natomiast mamy jakieś błękitne drzwi (?) i jakieś gifowo/paintowe czarne i białe aniołki. W porównaniu z nową sprawia wrażenie doskonałej (kocham błękitny kolor, więc może dlatego), ale i tak, mówiąc delikatnie, grafik z Wydawnictwa Literackiego się nie postarał. Kolejna przykrość.

Bohaterów właściwie omawiać nie będę. Można o nich powiedzieć niewiele, a jeszcze mniej dobrego. W innych książkach pisarki, mimo że bohaterowie i tak zawsze byli tylko ilustracjami jakiś poglądów filozoficznych czy jakiś cech, nie byli pozbawieni własnego barwnego charakteru. Tu są nijacy.. Jan jest informatykiem, Anna właściwie też bardziej naukowcem niż artystką, babcia typową babcią, głęboko wierzącą katoliczką.. Później, w czasie choroby Ewy, rodzina się wiele uczy, zaczyna dostrzegać to, czego przedtem nie dostrzegali, ale jak dla mnie jest to po prostu przeskoczenie z skrajności w skrajność. Tak, tak, tak się dzieje kiedy postacie nie są dobrze zbudowane. Chociaż niewątpliwie ciekawego wątku Pani Samej to dość często się spotyka w literaturze, więc żadnych rewelacji nie było. Są papierowe, nijakie, trochę bez charakteru. I chociaż uwielbiam takie postacie jak Czarownice, Luelle, Jona, Ariela czy Gaję, tych z tej książki nie potrafię nawet zaakceptować. Nie wiem, jak udało się pisarce takiego formatu stworzyć takich bohaterów, ale nieważne.

Niektóre z przedstawionych w książce tez wydały mi się absurdalne, a niektóre mnie zbulwersowały, co nie jest dobre dla otoczenia, ponieważ zbulwersowana Kylie jest bardzo niebezpieczna, jeszcze z innymi nie mogę się zgodzić, chociaż jestem osobą otwartą. Najgorzej było z tym Swedenborgiem. Kto to jest, do kurczaków z McDonalda? Co? Lepiej nie będę szukać w Internetach, bo się wkurzę jeszcze bardziej. Z aniołami rozmawiał, ha, ha. Jasne. I w dodatku nie miał schizofrenii. No to pisarka musiała naprawdę go wymyślić, bo to niemożliwe (jak pisałam, żeby nie zepsuć sobie krwi, nie sprawdzę tego w Internecie), żeby taki żył. Jeśli chodzi o ducha dziadka Ewy, pióra i inne takie, Autorka nie potrafi jakoś sprawić, by te wydarzenia były w jakiś sposób wiarygodne dla czytelnika i w ten sposób wszystko wydaje się takie infantylne..

Jeśli ktoś dotarł do tego miejsca i przeczytał wszystko, co napisałam powyżej, w co mocno wątpię, widzi moje potworne rozczarowanie w całej rozciągłości (południkowej i równoleżnikowej). Mój ból. Moją stratę.. No dobra, nie zachowuję się jak idiotka. Przede mną jeszcze dwie powieści Autorki dostosowane do mojego wieku, a ja się boję.. Że jedynymi książkami jakie się udały pisarce są historia Jona i Luelle. A reszta zasługuje na haniebną okładkę i, pomimo kilku ciekawych i słusznych uwag, na zapomnienie i pogrzebanie. Książki niekiedy podzielają los upadłych aniołami, błądzących gdzieś w ciemnościach i zimnie Mlecznej Drogi, a także umarłymi dawno ludźmi, których nagrobki pokryły się mchem zapomnienia, a deszcz zmył litościwie imiona, nazwiska i daty urodzenia i śmierci.

Tytuł: „Tam, gdzie spadają anioły”
Autor: Dorota Terakowska
Moja ocena: 6,5/10




6 komentarzy :

  1. Oceniłam książkę identycznie! 6,5/10;)
    Bohaterowie byli... kiepscy, ale historia rzeczywiście głęboka i poruszająca. Małej Ewy nie znoszę do dziś. Okładka (ta nowa) jest do bani, a czcionka, którą jest spisana jeszcze gorsza! - wiem, bo niestety sama mam to nowe wydanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że nie tylko mnie ta książka nie zachwyciła. Czytałam wiele pochlebnych recenzji na jej temat i myślałam, że jestem osamotniona w moich negatywnych odczuciach po tej lekturze, ale jak widać nie i to mnie na swój sposób cieszy.

    OdpowiedzUsuń
  3. O książkach pani Doroty naczytałam się wiele, jednak nic mnie nie skusiło na tyle, by po jakąś sięgnąć. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wciąż nie czytałam... czas najwyższy to zmienić! Widnieje na mojej chciejce już od dawna, dawna ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam tę powieść. To dzięki niej zaczęłam swoją przygodę z książkami Terakowskiej i nadal uważam, że jest ona chyba najlepszą, którą napisała.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. W sumie to... sama nie wiem. Jestem rozdarta i nie wiem czy mam ochotę na tą książkę :) Pewnie się skończy na tym, że jednak ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!