czwartek, 5 czerwca 2014

Róż z Hex Hall. Recenzja książki

Istoty słuchające metalu nie tolerują różu, a ja dostaję alergii na myśl o tym kolorze, który kojarzy mi się z Seleną Gomez, Hannah Montaną i różowi iPhone'ami. Także, jakby nie patrzeć, róż źle wygląda z czarnym. Po prostu te dwa kolory się ze sobą gryzą – jeden oznacza mrok i spokój, a drugi cukierkowość i płyciznę umysłową. Dosłownie uciekam od książek w różowych okładeczkach, z ładną dziewuszką na różowym tle i napisem „pamiętnik”.

No ale jeszcze większym wyczynem jest sprawić, że książka, która z założenia miała być mroczna, staje się wściekle różowa i raczej pozbawiona większego sensu, będąca w dodatku marną kopią drugiego tomu przygód Harry'ego Pottera. I w ogóle wydać taką książkę, chwalić i nie postawić na półce gdzie powinna się znaleźć, czyli pod niechlubną etykietką opatrzoną tytułem „Odmóżdżacze fantasy”. Przecież fantastyka to nie jest i grzechem byłoby porównać to z takim Harrym Potterem, co dopiero z Tolkienem!
Sophie Mercer ma zdolności magiczne, ponieważ urodziła się ze związku śmiertelniczki i potężnego maga. Jednak wciąż ujawnia swoje zdolności, w końcu więc skierowano ją do poprawczaka dla potworów Hekate Hall (Hekate, jak wiemy, jest grecką boginią magii), gdzie będzie uczyć się, jak być czarownicą i jak kryć to przed ludźmi.

Na miejscu poznaje wielu ciekawych ludzi: Jennifer, która jest wampirem i lesbijką (została przemieniona przez swoją dziewczynę, Amandę, którą potem zabito), grupę wrednych dziewcząt – Elodie, Annę i Chaston. Zakochuje się także w przystojnym koledze nazwiskiem Cross, który okazuje się być przeciwnikiem wszystkich wiedźm i potworów w ogóle. Obraca się w kręgu zmiennokształtnych, wilkołaków i elfów. Pierwsze rozdziały powieści prezentują szczegółowo (żartuję) życie w Hex Hall, kilka legend i przede wszystkim długie i nudne przestrogi wszystkich mądrych nauczycieli (oj, Lorda Byrona, który ponoć po śmierci zamienił się wampira, nie przebaczę Autorce) przez Okiem Boga, organizacją, która zmiata w sadystyczny sposób z ziemi wszystkich magów, czarownice i tym podobne.

Sielanka wlecze się, dopóki Sophie poznaje swoją prababkę, Alice, która po śmierci staje się.. demonem. Tak, właśnie. Staje się demonem, tym, które zabijają czarownice i tym, którego wywołały Elodie, Anna i Chaston, składając w ofierze Holly, przyjaciółkę wampirki Jennifer, którą ciągle o to oskarżają. Alice uczy Sophie czarnej magii, najpierw łatwych zaklęć, by przechodzić do coraz trudniejszych. Ponieważ, tak. Teraz dochodzimy do sedna: ponieważ nasza główna bohaterka jest ćwierćdemonem i ma moc jak prawdziwy demon. Zabawne, nie?

Tradycyjnie zaczynamy od plusów, które z trudem udało mi się wygrzebać z treści książki. Hm, pomyślmy. Rozmyślania głównej bohaterki o tym, że nie potrafi podnieść jednej brwi, więc podnosi obie, co wygląda jej zdaniem głupio. Nigdy w życiu. Reakcje na widok ciała kolegi Crossa? Niee. O, już mam. Suknia z pawimi piórami wyczarowana na bal halloweenowy. Kocham pawie pióra i wszelkie suknie, ozdoby i stroje z nimi, więc pomysł na błękitne cudo z pawimi piórami bardzo mi się spodobał. A teraz przygotujcie się na długą wyliczankę.

Są tu śladowe ilości prawdziwej powieści gotyckiej. Gdyby tylko szkoła była bardziej ponura, stwory bardziej demoniczne, a zagrożenie nie napływało także z zewnątrz i gdyby Autorka to wszystko świetnie opisała, powstałaby świetna powieść, w której z każdą chwilą napięcie rosłoby. Gdyby.. szczegółowo opisała wyrwę po sercu na ciele Alice, cmentarz demonów (mam nadzieję, że były tam moje ukochane celtyckie krzyże, albo krzyży w ogóle nie było, a to już tandeta), obcinanie głowy, ciała zabitych dziewcząt, śmierć Elodie.. Ale to takie gdybanie. Słabe i rzadkie scenki z Alice przytłacza róż, róż i tandeta.

Czułam się, jakbym czytała „Pamiętnik księżniczki”, albo oglądała „High School Musical”. Wesoła poniekąd szkółka, zalatująca coś mocno Howartem (nawet to z Hagridem, ekhem) z przystojniakami sunącymi się po korytarzach i czekającymi na to, żeby panna Mercer zaczęła się ślinić na ich widok, banda najpopularniejszych mrocznych czarownic, mądra dyrektorka, najlepsza przyjaciółka od zaraz, duchy.. Aha, no i ten pokój Jennifer, czy Jenny! Dałabym się chyba zabić, żeby nie mieszkać w tym różowym piekle. Fuj.

Że ja napisałam fuj? Bo to najlepsze powiedzonko Sophie, tak mówiąc nawiasem. Wszystko jest, takie ohydne: ciałka małych elfów, klepisko, krew i wiele innych rzeczy. Ale róż nie jest ohydny, o nie. Róż jest taki piękny, że aż mi się w żołądki przewraca ten kawałek chleba, który w siebie wmusiłam. Ble, ile tak można? Ja rozumiem, że na widok krwi każdemu robi się nieco niekomfortowo, rozumiem, że ciałka elfów mogą być smutne (na pewno nie fuj), ale z to już lekka przesada.

Schemat na schemacie goni schemat. Wymieszano tu wiele różnych rzeczy, choć najwięcej pisarka ściągnęła z Harry'ego Pottera, paranormal romanse i pań Cast. I wciąż te same postacie: elfy, wiedźmy, demony, upadłe anioły, zmiennokształtni, wampiry, wilkołaki.. Główna bohaterka, opowiadająca o wydarzeniach w pierwszej osobie, zakompleksiona, odrzucona przez wszystkich, tylko z matką i w dodatku o niskim poczuciu własnej urody. No i zakochuje się największy przystojniak w szkole, ma przyjaciółkę, chodzi do niezwykłej szkoły i tak dalej.. i tak dalej. W wakacje zrobię spis książek, w których występują te same motywy, a ta będzie jedną z pierwszych, zdecydowanie. Pisane nie dla sztuki, tylko dlatego, żeby zapłacić za to i żeby pisarka leżała sobie na nowoczesnym leżaku gdzieś na Karaibach w pięciogwiazdkowym hotelu, albo snuła się między piramidami wśród egipskich piasków. A także.. żeby czytelniczki (tak, chłopcy raczej nie sięgną po tę książkę) wysłały kilka swoich szarych komórek gdzie demony i wiedźmy mówią dobranoc. Kiedy się czyta, ma się wrażenie, że to wszystko tylko dla czegoś takiego papierowego, zielonego i szeleszczącego.

A styl? Sposób pisania? Narracja w pierwszej osobie, płaski sposób opisywania, żadnych opisów oprócz wspomnienia, że paprocie wyglądały jak pająki, jakieś tam żarty. Czyta się lekko i przyjemnie, to prawda, ale za słowami kryje się pustka. Różowa pustka.

Okładka, ta polska, jest paskudna. W moim e-booku nie było tego czegoś, więc nie gapiłam się na trzy dziewczęta, pieklenie seksowne, które są głównymi bohaterkami i stoją jak na pokazie mody. To dziewczę w środku to Elodie, choć powinna być Sophie (chyba jest główną bohaterką, czy ze mną coś jest nie tak?), ta blondyna to Sophie (gdzie masz, kochanie, swojego różowego iPhone'a, torebeczkę i koszulkę z boysbandem?), a Jennifer, ta ostatnia, jest tak mroczna, że umieram ze strachu, rany! I tytuł wręcz odpycha, tak samo jak zielony las w tle. Jak można wziąć to w ogóle do ręki?

Ostatnia rzecz, jaką wymienię, jest jak najbardziej subiektywna. Jestem sadystką, Kozakiem, wegetarianką, upadłym, cierpiącym aniołem, dziwaczką, ekscentryczką i słucham metalu, jednak jestem wierzącą i praktykującą chrześcijanką wyznania rzymskokatolickiego. I, w imię tolerancji, szanuję ateistów, a także satanistów. Ale w tej książce tematów z Kościołem nie toleruję, tak samo jak wyczynu znikąd sympatycznego Nergala, który na koncercie podarł Biblię. No bo proszę: jak możemy się domyślać, katolicka organizacja zwana z polska Okiem Boga (oryginał jest po włosku, więc możemy domyślać się, że jest to organizacja z Rzymu) , a także wiedźma, która przeszła do Kościoła (tu już mamy wyraźnie zaakcentowane to). I te ciągłe obrazy: zakołkowane wampiry, wiedźmy z powyrywanym sercem lub wypuszczoną krwią, spalane na stosach i zabijane tak, że Talibowie mogliby się powstydzić.

Wiem, że Inkwizycja była haniebna. Nie wiem jednak, czy znany jest fakt, że Jan Paweł II przeprosił za nią. Ale pewne jest to, że jest to temat ważki i lepiej, żeby nie podejmowały go panie piszące różowe, odmóżdżacze dla nastolatek, w dodatku o nastoletnich wiedźmach, nie podejmowały takich tematów, bo wychodzi pusta żenada.

Książka nie jest gruba, nawet nie dwieście stron, więc męka pływania po różowym oceanie i przypominania sobie, co też było w drugiej części Harry'ego Pottera, (niemal kopia dzieła Rowling) nie trwała długo. Odetchnęłam, gdy e – book się skończył i od razu wypiłam z radość kubek kakao. Tak. Róż z Hex Hall przestał mnie otaczać.

Tytuł: „Dziewczyny z Hex Hall”
Autor: Rachel Hawkins
Moja ocena: 1,5/10 

2 komentarze :

  1. Ojej, ta książka była chociaż zabawna ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Róż to kolor jak żaden inny, kiedyś wręcz był traktowany jako bardzo męski :D
    Mnie to fajnie odmóżdżyło, rozrywka jest rozrywką.

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!