czwartek, 5 czerwca 2014

Wymiśkowana powieść. Recenzja książki

Kojarzycie powieści obyczajowe dla nastolatek? Te puste, różowe książeczki? Te pamiętniczki, w których nieświadome swej urody dorastające dziewczęta nazywające się często Jessica, Sophie, Katie i tak dalej, opisują swoje podboje miłosne? Kiedyś na półce szkolnej biblioteki znalazłam książkę, której bohaterka idzie do szkoły, w której są same blondynki, a arcydziełko ma jakże głęboką problematykę: otóż bohaterka, z której perspektywy powieść jest pisana, ma czarne włosy. Po co oni to w ogóle piszą? Chcą coś zrobić, może dostać kasę, albo – tak! Mam. Chcą poprzewracać dziewczętom w głowach. Ale nie, w jaki sposób myślicie. Nie. Nie jestem ukrytą pod nastolatkowym pseudonimem starą słuchaczką Radia Maryja, ale przekonanie, że trzeba być 'fajnym' i takim jak wszyscy, co jest nieprawdą. No i jeszcze to, że jak się idzie do gimnazjum trzeba mieć chłopaka, najlepszą przyjaciółkę i tak dalej. Autorki takich książek są przekonane, że opisują świat nastolatek, rozumieją je i tak dalej, co jest zupełną nieprawdą. Świat dorastających ludzi jest tysiąc razy bardziej złożony, niż wyobrażają sobie to takie pisarki. Nie każda nastolatka nie przejmuje się szkołą, nie każda ma chłopaka – chodzącego ideała, nie w każdej klasie jest wszystko ładnie i pięknie, a same główne bohaterki powieści nie są tak idealnie puste. I te amerykańskie obyczajówki, oczywiście te głównonurtowe, tak podziwiane przez tabuny Czytelniczek, są tak naprawdę bardzo schematyczne, nudne i głupie. Tak głupie, że pomyślałam, że jeśli bohaterka nie jest jakąś tam outsiderką, cierpiącą z powodu pięknej, ale nieodwzajemnionej miłości, a mówi o jakiejś gimbusiarce, która budą się nie przejmuje, powieść jest głupia. O! Jakże się myliłam! Zapomniałam o polskiej prozie.

Z klasą, w ramach kółka humanistycznego (w końcu klasa humanistyczna...) na spotkanie z tą pisarką w naszej miejscowej bibliotece. W ramach jakiś tam warsztatów czy akcji dla dzieci, bo owa pani pisze głównie dla maluchów. Mówiąc szczerze, nie byłam dobrze nastawiona na to spotkanie, bo kiedyś czytałam inną książkę tej Autorki, powieść debiutancką dla dzieci i nie spodobała mi się. Byłam nawet w głębi serca zła na naszą panią, że ciągnie nas na coś, co fajne nie będzie. I ku mojemu zaskoczeniu było całkowicie inaczej: pisarka okazała się normalną, ciepłą, uśmiechniętą kobietą, bardzo sympatyczną. No i okazało się, że pisze także dla młodzieży i podejmuje poważne tematy. Szczególnie zainteresowała mnie jej najnowsza powieść, wydana w serii z świetnymi obyczajówkami dla nastolatków: tytuł, okładka i moja intuicja podpowiadały mi, że to jednak będzie dobra rzecz. Kupiłabym od razu, ale, głupia, nie przyniosłam pieniędzy i zostałam zmuszona zamówić w Empiku. Na szczęście dostała się szybko w moje łapki i zaraz następnego dnia, w drodze do szkoły, zaczęłam czytać.

Misia, a właściwie Michalina, idzie właśnie do gimnazjum. Nie dba o oceny, ale bardzo zależy jej na podlizaniu się dziewczynom, które uważa za fajne. Na nieszczęście trafia do klasy z Sonią Wpławką, osobą, zdaniem Miśki, nudną i szarą. Tak zwaną kujonką. Jednak postanawia jej się przypodobać bo w jej sąsiedztwie mieszka chłopak, który bardzo się jej podoba. No i jest jeszcze Joaśka – zbuntowana, zła dziewczyna, którą jednak Michalina bardzo lubi i jej wierzy. Miśka ma też irytującą – jej zdaniem – matkę i babcię, którą bardzo prosto można oszukać. No właśnie. Specjalnością Misi jest oszukiwanie i kłamanie. Rozplanowuje całe akcje w głowie, a później wciela swój misterny plan w życie, co najczęściej udaje jej się. Nie ma skrupułów, że Wpławka, jak nazywa Sonię, mama, babcia i jeszcze kilka innych osób jest perfidnie oszukiwanych przez nią i wykorzystanych do jej celów. Można jej nie lubić, prawda? Szybko jednak poznajemy też szczegóły z życia Misi – dzieje romansu jej matki z jej niewdzięcznym ojcem, który prawdopodobnie nawet nie wie, że ma nastoletnią córkę, matkę, dość nieodpowiedzialną osobę, znajomych Michaliny i jej mamy. Ale... czy można oszukiwać bezkarnie? Czy to nie skończy się jakoś źle dla Michaliny? Czy.. w końcu od kogoś nie dostanie nauczki? Czy ktoś ją oszuka bardziej niż ona innych? Ha, jako że jestem Kozakiem i sadystką, nie zdradzę zainteresowanym zakończenia.

Język jest szczególny. Krótkie, przemyślane stylistycznie zdania, bynajmniej nie urywane, ciekawie opowiedziana historia (narracja w pierwszej osobie jest prowadzona naturalnie i mamy wrażenie, że Michalina faktycznie opowiada nam to), a tło historii dziewczyny jest ciekawe i barwne. No i te wszystkie polskie nazwy, koloryt charakterystyczny dla Polski, imiona i cały nasz mały światek. Postacie, z Michaliną na czele, mają pogłębione portrety psychologiczne, nie są płaskie, puste i jednowymiarowe. Finał powieści przypomina zwyczajne życie, wraz z wszystkimi rozczarowaniami, barierami, gorzkimi finałami i nauczkami. W dodatku Autorka nikogo nie moralizuje – pokazuje tylko to, co może się stać, kiedy kłamiemy. Sama Misia, pewna siebie i przekonana, że umie rozgryzać ludzi, nie planuje zakończyć z kłamstwem, przynajmniej chociaż ma pewne wątpliwości, nie ma zamiaru skończyć z tym. Podobało mi się też to, jak pisarka podchodzi do miłości nastolatków: nie każde zauroczenie jest zauroczeniem – możliwość, że oszukujemy sami siebie, że kochamy tą drugą osobę nadaje powieści jeszcze jednego wymiaru. Główna bohaterka ma naprawdę rozbudowaną psychikę, co mi, outsiderce z konieczności, pozwoliło zajrzeć w głowy niektórych dziewczyn z mojej szkoły – tych pustych, dziwnych, które traktują mnie jak nudziarę, bo Misia to modelowy przykład takiej. Osobowość jej, mająca wady i zalety, sprawiła, że mimo uciążliwych wad, chciałabym się z nią, o dziwo, zaprzyjaźnić.

Pisząc jeszcze o języku, należy dodać, że Autorka popisała się także inwencją twórczą, wplatając do powieści kilka autorskich neologizmów. Moim ulubionym jest – zamiast „wymiksować” znanego z gwary młodzieżowej – jest „wymiśkować”, co zresztą odzwierciedla charakter bohaterki.

Minusem, takim, który najbardziej rzucał mi się w oczy była objętość książki. Powieść zyskałaby wiele, gdyby Autorka rozbudowała o dodatkowe, w miarę spójne, wątki, rozszerzyła tło dla opowieści, tak by opowieść była barwna. Czasem irytowała także młodzieżowa nowomowa, którą pisarka parę razy użyła niewłaściwie i krótkie zdania, które w kilku fragmentach naprawdę irytowały i wydawały się nie być przemyślane spójne i zgodne ze stylem Autorki, tylko urwane i nudne, co trochę mnie zdenerwowało. Szkoda też, że postacie poboczne nie zostały rozwinięte, pokazane bardziej. Wkurzał mnie jeszcze brak obszerniejszych informacji na temat przeszłości Misi.

Rozczarowana bardzo nie byłam, wręcz przeciwnie – książka mnie bardzo miło zaskoczyła i udowodniła mi, że mam nosa do dobrych książek. Pozwoliła mi też polubić Autorkę i sięgnąć po jej inne książki. Ta starannie zaplanowana, dobra i wymiśkowana historia pozwoliła mi absolutnie uwierzyć w polską prozę dla młodzieży.

Tytuł: „Misia rządzi”
Autor: Beata Ostrowicka
Moja ocena: 7/10




1 komentarz :

  1. Wypławka. Po prostu przez samą tę ksywkę ta książka rządzi.

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!