MADE
IN CHINA, często to widzimy i nie tylko moją mamę to denerwuje, co
nie? Wiadomo – co chińskie, to tandeta. Takie są przekonania
większości białych Europejczyków. Jednak mało kto interesuje się
kulturą tego egzotycznego kraju, co nie? O ile każdy w szkole miał
styczność z mitologią grecką, to mało kto wie o opowieściach
Indii i Chin, tych jeszcze sprzed buddyzmu. Kiedyś trochę czytałam,
ale nie dużo. To dla mnie totalna egzotyka, a także ezoteryka.
Tajemnicze zakony, niezwykłe zdolności ninja, kolorowe kimona i
origami, szczególnie żurawie, tulipany i łódki. A także barwne,
niesamowite legendy, które dla nich, przynajmniej dla tych bardziej
konserwatywnych, są wciąż prawdą.
A
jeśliby tak zrobić z tym kryminał? Do pogmatwanej zagadki dołożyć
mitologię chińską? Szablę legendarnej kobiety, generał Wushi,
która potrafiła władać dwoma chińskimi szablami i była dla
piratów synonimem śmierci, uczynić narzędziem wymierzania
sprawiedliwości? Sprawiedliwości za coś, co miało tylko pozornie
miejsce dziewiętnaście lat temu..
Dziewiętnaście
lat temu w bostońskim Chinatown doszło do mrożącej krew w żyłach
zbrodni. W knajpie „Czerwony Feniks” kucharz, którego o nic nie
podejrzewano, wyszedł zza kasy i dokonał zborni zabijając
małżeństwo, zausznika królewicza irlandzkiej mafii i kelnera,
pana Jamesa Fanga. Ale.. czy mimo tego, że na ręce Wu Wenima, bo
tak nazywał się ów kucharz, znaleziono proch, on zabił najpierw
innych, a później siebie. Kto dokonał tego upozorowanego
samobójstwa? Kto chce zakryć straszliwą zbrodnię? I kto, w masce
Małpiego Króla, zabija dwóch płatnych morderców? I co z
„Czerwonym Feniksem" mają wspólnego zagięcia dziewcząt?
Nie
będę tutaj niczego zdradzać, choć mogłabym. Nie chcę po prostu
nikomu odebrać przyjemności bytowania z zagadką, zaplątaną jak
wykonanie niektórych rzeczy z origami. Nie chcę odbierać komuś
przyjemności dopasowywania kolejnych fragmentów razem z Jane
Rizzoli i jej ekipą. Możecie mi tylko zazdrościć, że jestem tą
mądrzejszą i wiem, co i kto się za tym wszystkim kryje.
Powieść
porusza ważki problem sprawiedliwości. Gdzie się ona kończy? Co
można uznać za sprawiedliwe, a co nie? Gdzie się zaczyna zbrodnia?
W pierwszym rozdziale uczestniczymy w rozprawie sądowej, w której
Maura Isles zeznaje przeciwko gliniarzowi, który zakatrupił
przestępcę. Gdzie tutaj jest sprawiedliwość? Po której stronie?
Po stronie stróża prawa, który zastrzelił kogoś, kto tego prawa
nie przestrzega, czy po stronie przestępcy, który jest człowiekiem
i którego zwłoki zostały zmasakrowane. Ot, konflikt idealny dla
biblijnego króla Salomona. Jestem naprawdę ciekawa, jakby to
rozwikłał.
Ciekawa
jest jedna rzecz, rzadko przeze mnie wspomniana, a taka, którą
odkryła sama Autorka. Otóż powieść dedykowała swojej babci,
która była Chinką i opowiadała pisarce wiele legend i baśni
chińskich, kiedy ta była mała, dlatego Autorka uważa książkę
za najbardziej osobistą. Ha, wreszcie potwierdziła się moja
teoria, że pisarka miała korzenie orientalne, ale nie o to chodzi.
Cóż, mnie natchnęła tylko jedna babcia, ale nie arcyciekawymi i
pięknymi baśniami, ale straszliwymi wspomnieniami z II Wojny
Światowej. No, mówi się niestety.
W
tej powieści, obok nierozwiązywalnej z pozoru zagadki mamy
niesamowity, ponury klimat nocnych uliczek Chinatown, ponurych legend
o Małpim Królu, mścicielu, a także niesamowite wydarzenia, od
których przechodzi dreszcz podniecenia i strachu: obcięta dłoń
płatnej morderczyni, obcięty łeb płatnego mordercy, irlandzki
mafios trzęsący zębami ze strachu, który, to dziwne, nie miał
nic wspólnego z morderstwem i budzi nawet pewien rodzaj sympatii. A
także ponura zbrodnia, straszna i niesamowita jednocześnie. Tak!
Ten kryminał ma dużo horrorystycznego klimatu i jest jednym z
najstraszniejszych, jakie miałam przyjemność czytać.
Sprawa
jest bardzo skomplikowana, bardziej skomplikowana niż w jakimkolwiek
innym kryminale, ponieważ sprawa ta ma wiele, co najmniej cztery,
aspekty, a odkrywanie ich jest trudne, a to, że Jane dotarła do
esencji całej zbrodni, jest tylko dziełem przypadku. Morderstwo w
Chinatown jest inne, bo nic, jak mówi jedna z bohaterek, nie jest tu
oczywiste, co się sprawdza. Żaden z bohaterów, nawet ci pozytywni,
nie są tymi, kim się wydają, ale oczywiście tego, kim są, nie
zdradzę. Wszystko jest takie nieoczywiste, zamazane i schowane pod
powierzchnią. Ukryte. Milczące. Nawet Jane, co pokazuje epilog
książki, nie dowiaduje się pełnej prawdy, choć, podejrzewa. Na
szczęście Autorka nie jest osobą okrutną, jak niektórzy i
wyjawia nam całą prawdę. O akcji, kiedy mamy do czynienia z taką
intrygą, należy powiedzieć, że jest ciekawa, wręcz wchłaniająca.
Przeczytałam tę książkę błyskawicznie, w jeden dzień, a nawet
w kilka godzin, choć na pewno do najkrótszych nie należy. Dla mnie
była jedną z najbardziej ciekawych przygód z kryminałem.
Bohaterowie
– ci, co występują w całej serii nie zmienili się tak bardzo.
Jane jest taka, jaka jest, Angela, jej matka, co jest ciekawe, ma
zamiar wziąć ślub z Korsakiem. Tak! Jak zwykle czytam części
serii chaotycznie, więc nie dowiem się na razie, co stało się z
jego żoną, Dianą, lekomanką. Ale chyba umarła, jeśli znam się
na życiu (cóż, wychodzi mi nie czytanie powieści po kolei ..
nawet nie dowiedziałam się szczegółów romansu Maury, więcej,
byłam zdziwiona, że go w ogóle miała) Gabriela mamy tu tylko w
kilu scenach i Reginę (która tutaj ma już dwa lata) także, ale za
to dużo Barry'ego Forsta. Tak! Policjanty partner Rizzoli jest nie
tylko czarujący, ale też bardzo sympatyczny. Lubię jego podejście
do staruszek. Można się trochę pośmiać. Co do innych postaci –
a tych trochę jest – nie powiem dużo, bo jeszcze nieopatrzenie
wygadam coś o mordercy. Powiem tylko, że uwielbiałam to, że nikt
nie jest tym, za kogo się podaje, przez co wszystko jest jeszcze
bardziej nieoczywiste i zagmatwane, co bardzo lubię. Postacie są
naszkicowane z psychologicznym prawdopodobieństwem, dobrze i
ciekawie, przez co można polubić niektóre z nich. Już,
oczywiście, nie dodam, że trzeba uważać, żeby nie polubić
mordercy..
Język
jest dobry. Pisarka, jak już kiedyś pisałam, ma własny styl.
Ciekawie, z lekkością właściwą długim terminatorom pisarskiego
rzemiosła, opowiada nam historię z zaangażowaniem. Sieć intrygi
jest zapleciona dokładnie, pisarka odkrywa kolejne karty bez
pośpiechu, ale wystarczająco tak, żeby przyciągnąć uwagę
czytelnika na jak najdłuższy czas. Dodatkowym plusem są,
naturalnie, chińskie legendy. Nie jest ich tu dużo, ale wystarczy
by oczarować mnie, osobę dotąd tym niezainteresowaną. Ot, takie
drobne wprowadzenie do kręgu legend kultur innych krajów,
całkowicie od nas odmiennych. Ile wiedzy! Oczywiście, zauważyłam,
że owe legendy są dziwne podobne do hinduskich baśni z pewnego
paranormal romanse, ale poza tym ile tutaj oryginalności! Pierwszy
raz poczułam się zainspirowana do wleczenia się do biblioteki i z
powrotem, by sprawdzić, czy jest jakiś gruby tom legend chińskich.
No cóż. Może poszukam w Internecie. Nie ma dużo opisów i mało
znajdujemy autopsji, trzeba niestety przyznać, ale cóż. Nie
wszystko można dostać, prawda?
Okładka
książki, którą pożyczyła mi chrzestna, nie jest już sterylnie
biała, jak inne. Jest ciemna, taka granatowa, ascetyczna jak
wszystkie. U góry mamy tytuł i imię i nazwisko Autorki, a także
wieczną recenzję Harlana Cobena, która jest na wszystkich chyba
okładkach jej książek. U dołu mamy dziewczęcą głowę –
krótkie, postawione czarne włosy i skośne oczy na tle paska w
biało-niebieską kratę. Wygląda to tak, jakby bohaterka
(zamordujcie mnie, ale nie powiem, która) leżała na stole
przykrytym ceratą, mającą zapewne symbolizować „Czerwonego
Feniksa”. Tytuł ciekawy i trzeba powiedzieć, mający kilka
znaczeń. Szczerze mówiąc, okładka to najładniejszych nie należy,
ale dzięki głębokim kolorom bardzo źle nie jest.
Czytałam
już nieco książek tej Autorki i mam jakieś porównanie. I co
myślę? Ta historia jest najlepsza, zdecydowanie. Najbardziej
dojrzała, bo jest nie tylko kryminałem, dzięki któremu można
nieco rozerwać i zatopić się w innym świecie, czego potrzebuję.
Ta książka stawia pytania, ale nie daje odpowiedzi. Dlaczego? Chce,
żebyśmy sami sobie odpowiedzieli, a Autorka swoją historią sama
nas zmusza do przemyśleń na temat sprawiedliwości. Czy to, co
zrobili bohaterowie jest sprawiedliwe? Kryminał milczy. Nie daje
odpowiedzi. Milczy, tak samo jak zbrodnia i nie jedna dziewczyna z
kart tej książki.
Autor:
Tess Gerristen
Tytuł:
„Milcząca dziewczyna”
Moja
ocena: 7/10
(recenzja archiwalna)
Ciekawa opinia o książce. Przyznam, że jej jeszcze nie czytałam. Chętnie to zmienię :))
OdpowiedzUsuń"Milczącej dziewczyny" jeszcze nie czytałam, ale autorkę uwielbiam!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Gerritsen właśnie w tej serii :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam twórczość Tess Gerristen i jak do tej pory nie zwiodłam się na niej ani razu. Powyższej książki akurat nie znam, dlatego chętnie rozejrzę się za nią w wolnym czasie.
OdpowiedzUsuńZ tego co wiem to jeszcze ani razu nie miałam okazji przeczytać czegoś, co napisała ta autorka. Mimo wszystko z chęcią zmieniłabym to, moża akurat ta książka byłaby dobrym startem. :)
OdpowiedzUsuńOstatnio skłaniam się w stronę kryminałów, których nie czytam zbyt często i chcę to zmienić. Ten brzmi ciekawie, spróbuję. :)
OdpowiedzUsuńNajlepsza z książek Gerritsen a ja jej nie znam! Muszę szybko to nadrobić ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś myślałam o jej zakupie, ale coś nie wyszło. Dobra opinia, chyba znów się po nią wybiorę :)
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie:
http://maryannfashionn.blogspot.com/
buziaki ♥
Zaciekawiła mnie twoja recenzja, muszę się zabrać za jej czytanie ;) zapraszam również do mnie http://recenzje-ksiazekfilmow.blogspot.com
OdpowiedzUsuń