wtorek, 29 lipca 2014

Milcząca zbrodnia. Recenzja książki

MADE IN CHINA, często to widzimy i nie tylko moją mamę to denerwuje, co nie? Wiadomo – co chińskie, to tandeta. Takie są przekonania większości białych Europejczyków. Jednak mało kto interesuje się kulturą tego egzotycznego kraju, co nie? O ile każdy w szkole miał styczność z mitologią grecką, to mało kto wie o opowieściach Indii i Chin, tych jeszcze sprzed buddyzmu. Kiedyś trochę czytałam, ale nie dużo. To dla mnie totalna egzotyka, a także ezoteryka. Tajemnicze zakony, niezwykłe zdolności ninja, kolorowe kimona i origami, szczególnie żurawie, tulipany i łódki. A także barwne, niesamowite legendy, które dla nich, przynajmniej dla tych bardziej konserwatywnych, są wciąż prawdą.

A jeśliby tak zrobić z tym kryminał? Do pogmatwanej zagadki dołożyć mitologię chińską? Szablę legendarnej kobiety, generał Wushi, która potrafiła władać dwoma chińskimi szablami i była dla piratów synonimem śmierci, uczynić narzędziem wymierzania sprawiedliwości? Sprawiedliwości za coś, co miało tylko pozornie miejsce dziewiętnaście lat temu..

Dziewiętnaście lat temu w bostońskim Chinatown doszło do mrożącej krew w żyłach zbrodni. W knajpie „Czerwony Feniks” kucharz, którego o nic nie podejrzewano, wyszedł zza kasy i dokonał zborni zabijając małżeństwo, zausznika królewicza irlandzkiej mafii i kelnera, pana Jamesa Fanga. Ale.. czy mimo tego, że na ręce Wu Wenima, bo tak nazywał się ów kucharz, znaleziono proch, on zabił najpierw innych, a później siebie. Kto dokonał tego upozorowanego samobójstwa? Kto chce zakryć straszliwą zbrodnię? I kto, w masce Małpiego Króla, zabija dwóch płatnych morderców? I co z „Czerwonym Feniksem" mają wspólnego zagięcia dziewcząt?

Nie będę tutaj niczego zdradzać, choć mogłabym. Nie chcę po prostu nikomu odebrać przyjemności bytowania z zagadką, zaplątaną jak wykonanie niektórych rzeczy z origami. Nie chcę odbierać komuś przyjemności dopasowywania kolejnych fragmentów razem z Jane Rizzoli i jej ekipą. Możecie mi tylko zazdrościć, że jestem tą mądrzejszą i wiem, co i kto się za tym wszystkim kryje.
Powieść porusza ważki problem sprawiedliwości. Gdzie się ona kończy? Co można uznać za sprawiedliwe, a co nie? Gdzie się zaczyna zbrodnia? W pierwszym rozdziale uczestniczymy w rozprawie sądowej, w której Maura Isles zeznaje przeciwko gliniarzowi, który zakatrupił przestępcę. Gdzie tutaj jest sprawiedliwość? Po której stronie? Po stronie stróża prawa, który zastrzelił kogoś, kto tego prawa nie przestrzega, czy po stronie przestępcy, który jest człowiekiem i którego zwłoki zostały zmasakrowane. Ot, konflikt idealny dla biblijnego króla Salomona. Jestem naprawdę ciekawa, jakby to rozwikłał.

Ciekawa jest jedna rzecz, rzadko przeze mnie wspomniana, a taka, którą odkryła sama Autorka. Otóż powieść dedykowała swojej babci, która była Chinką i opowiadała pisarce wiele legend i baśni chińskich, kiedy ta była mała, dlatego Autorka uważa książkę za najbardziej osobistą. Ha, wreszcie potwierdziła się moja teoria, że pisarka miała korzenie orientalne, ale nie o to chodzi. Cóż, mnie natchnęła tylko jedna babcia, ale nie arcyciekawymi i pięknymi baśniami, ale straszliwymi wspomnieniami z II Wojny Światowej. No, mówi się niestety.

W tej powieści, obok nierozwiązywalnej z pozoru zagadki mamy niesamowity, ponury klimat nocnych uliczek Chinatown, ponurych legend o Małpim Królu, mścicielu, a także niesamowite wydarzenia, od których przechodzi dreszcz podniecenia i strachu: obcięta dłoń płatnej morderczyni, obcięty łeb płatnego mordercy, irlandzki mafios trzęsący zębami ze strachu, który, to dziwne, nie miał nic wspólnego z morderstwem i budzi nawet pewien rodzaj sympatii. A także ponura zbrodnia, straszna i niesamowita jednocześnie. Tak! Ten kryminał ma dużo horrorystycznego klimatu i jest jednym z najstraszniejszych, jakie miałam przyjemność czytać.

Sprawa jest bardzo skomplikowana, bardziej skomplikowana niż w jakimkolwiek innym kryminale, ponieważ sprawa ta ma wiele, co najmniej cztery, aspekty, a odkrywanie ich jest trudne, a to, że Jane dotarła do esencji całej zbrodni, jest tylko dziełem przypadku. Morderstwo w Chinatown jest inne, bo nic, jak mówi jedna z bohaterek, nie jest tu oczywiste, co się sprawdza. Żaden z bohaterów, nawet ci pozytywni, nie są tymi, kim się wydają, ale oczywiście tego, kim są, nie zdradzę. Wszystko jest takie nieoczywiste, zamazane i schowane pod powierzchnią. Ukryte. Milczące. Nawet Jane, co pokazuje epilog książki, nie dowiaduje się pełnej prawdy, choć, podejrzewa. Na szczęście Autorka nie jest osobą okrutną, jak niektórzy i wyjawia nam całą prawdę. O akcji, kiedy mamy do czynienia z taką intrygą, należy powiedzieć, że jest ciekawa, wręcz wchłaniająca. Przeczytałam tę książkę błyskawicznie, w jeden dzień, a nawet w kilka godzin, choć na pewno do najkrótszych nie należy. Dla mnie była jedną z najbardziej ciekawych przygód z kryminałem.

Bohaterowie – ci, co występują w całej serii nie zmienili się tak bardzo. Jane jest taka, jaka jest, Angela, jej matka, co jest ciekawe, ma zamiar wziąć ślub z Korsakiem. Tak! Jak zwykle czytam części serii chaotycznie, więc nie dowiem się na razie, co stało się z jego żoną, Dianą, lekomanką. Ale chyba umarła, jeśli znam się na życiu (cóż, wychodzi mi nie czytanie powieści po kolei .. nawet nie dowiedziałam się szczegółów romansu Maury, więcej, byłam zdziwiona, że go w ogóle miała) Gabriela mamy tu tylko w kilu scenach i Reginę (która tutaj ma już dwa lata) także, ale za to dużo Barry'ego Forsta. Tak! Policjanty partner Rizzoli jest nie tylko czarujący, ale też bardzo sympatyczny. Lubię jego podejście do staruszek. Można się trochę pośmiać. Co do innych postaci – a tych trochę jest – nie powiem dużo, bo jeszcze nieopatrzenie wygadam coś o mordercy. Powiem tylko, że uwielbiałam to, że nikt nie jest tym, za kogo się podaje, przez co wszystko jest jeszcze bardziej nieoczywiste i zagmatwane, co bardzo lubię. Postacie są naszkicowane z psychologicznym prawdopodobieństwem, dobrze i ciekawie, przez co można polubić niektóre z nich. Już, oczywiście, nie dodam, że trzeba uważać, żeby nie polubić mordercy..

Język jest dobry. Pisarka, jak już kiedyś pisałam, ma własny styl. Ciekawie, z lekkością właściwą długim terminatorom pisarskiego rzemiosła, opowiada nam historię z zaangażowaniem. Sieć intrygi jest zapleciona dokładnie, pisarka odkrywa kolejne karty bez pośpiechu, ale wystarczająco tak, żeby przyciągnąć uwagę czytelnika na jak najdłuższy czas. Dodatkowym plusem są, naturalnie, chińskie legendy. Nie jest ich tu dużo, ale wystarczy by oczarować mnie, osobę dotąd tym niezainteresowaną. Ot, takie drobne wprowadzenie do kręgu legend kultur innych krajów, całkowicie od nas odmiennych. Ile wiedzy! Oczywiście, zauważyłam, że owe legendy są dziwne podobne do hinduskich baśni z pewnego paranormal romanse, ale poza tym ile tutaj oryginalności! Pierwszy raz poczułam się zainspirowana do wleczenia się do biblioteki i z powrotem, by sprawdzić, czy jest jakiś gruby tom legend chińskich. No cóż. Może poszukam w Internecie. Nie ma dużo opisów i mało znajdujemy autopsji, trzeba niestety przyznać, ale cóż. Nie wszystko można dostać, prawda?

Okładka książki, którą pożyczyła mi chrzestna, nie jest już sterylnie biała, jak inne. Jest ciemna, taka granatowa, ascetyczna jak wszystkie. U góry mamy tytuł i imię i nazwisko Autorki, a także wieczną recenzję Harlana Cobena, która jest na wszystkich chyba okładkach jej książek. U dołu mamy dziewczęcą głowę – krótkie, postawione czarne włosy i skośne oczy na tle paska w biało-niebieską kratę. Wygląda to tak, jakby bohaterka (zamordujcie mnie, ale nie powiem, która) leżała na stole przykrytym ceratą, mającą zapewne symbolizować „Czerwonego Feniksa”. Tytuł ciekawy i trzeba powiedzieć, mający kilka znaczeń. Szczerze mówiąc, okładka to najładniejszych nie należy, ale dzięki głębokim kolorom bardzo źle nie jest.

Czytałam już nieco książek tej Autorki i mam jakieś porównanie. I co myślę? Ta historia jest najlepsza, zdecydowanie. Najbardziej dojrzała, bo jest nie tylko kryminałem, dzięki któremu można nieco rozerwać i zatopić się w innym świecie, czego potrzebuję. Ta książka stawia pytania, ale nie daje odpowiedzi. Dlaczego? Chce, żebyśmy sami sobie odpowiedzieli, a Autorka swoją historią sama nas zmusza do przemyśleń na temat sprawiedliwości. Czy to, co zrobili bohaterowie jest sprawiedliwe? Kryminał milczy. Nie daje odpowiedzi. Milczy, tak samo jak zbrodnia i nie jedna dziewczyna z kart tej książki.

Autor: Tess Gerristen
Tytuł: „Milcząca dziewczyna”
Moja ocena: 7/10 

(recenzja archiwalna)

9 komentarzy :

  1. Ciekawa opinia o książce. Przyznam, że jej jeszcze nie czytałam. Chętnie to zmienię :))

    OdpowiedzUsuń
  2. "Milczącej dziewczyny" jeszcze nie czytałam, ale autorkę uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Gerritsen właśnie w tej serii :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam twórczość Tess Gerristen i jak do tej pory nie zwiodłam się na niej ani razu. Powyższej książki akurat nie znam, dlatego chętnie rozejrzę się za nią w wolnym czasie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z tego co wiem to jeszcze ani razu nie miałam okazji przeczytać czegoś, co napisała ta autorka. Mimo wszystko z chęcią zmieniłabym to, moża akurat ta książka byłaby dobrym startem. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnio skłaniam się w stronę kryminałów, których nie czytam zbyt często i chcę to zmienić. Ten brzmi ciekawie, spróbuję. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Najlepsza z książek Gerritsen a ja jej nie znam! Muszę szybko to nadrobić ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedyś myślałam o jej zakupie, ale coś nie wyszło. Dobra opinia, chyba znów się po nią wybiorę :)

    Zapraszam też do mnie:
    http://maryannfashionn.blogspot.com/
    buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaciekawiła mnie twoja recenzja, muszę się zabrać za jej czytanie ;) zapraszam również do mnie http://recenzje-ksiazekfilmow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!