Boimy
się przyszłości. Boimy się świata. Ludzie zawsze będą
odczuwali lęk przed naturą, skrywającą przed nami wiele tajemnic,
wciąż jeszcze pełna tajemnic, nawet dla profesora, który ma w
głowie całą bibliotekę. Człowiek jest bezradny w obliczu potęgi
biologicznej katastrofy. Zarazy. Skażenia środowiska. Albo całkiem
nowego, równie strasznego zagrożenia, od którego można się
obronić tylko uciekając pod sztuczną osłonę, która ofiaruje
bezpieczeństwo, jak bomba atomowa. Ale czy na pewno wszyscy będą
mogli się tam zmieścić? A co, jeśli wybuchną choroby, których
wcześniej nikt nie znał, bo wytworzyły się dopiero wtedy, kiedy
ludzie zamknęli się przed realnym światem?
Te
pytania dręczą każdego z nas, prawda? Ja wiem, istnieją jednostki
na tyle bezmyślne, które jedynie zastanawiają się, czy wampir i
dziewczyna z ulubionego serialu pocałują się, czy też nie, ale ja
nie mówię o takich jednostkach, z którymi, wybaczcie, nie mam
ochoty mieć nic wspólnego. Wciąż pytamy się siebie samych, co
przyniesie nasza przyszłość? Ludzie wciąż zastanawiają się,
czy przeznaczenie istnieje, czy też nie, powstają w ten sposób
liczne teorie: jedni mówią, że przeznaczenie jest ukształtowane
już przed naszym urodzeniem, inni, że wszystko się zmienia, a
jeszcze inni, że każdy człowiek, że się posłużę przysłowiem,
jest kowalem swojego losu. Czy jakoś tak. Przy pamięci do
niezliczonych fabuł książek nie mam zupełnie głowy do przysłów.
Ale nie tylko. Ludzie szukają przez literaturę odpowiedzi na to, co
stanie się z nimi po śmierci. Czy istoty, które wbrew sobie
zostały przeklęte, na przykład wampiry, albo diabły mają szansę
na zbawienie? Sięgając po coraz to nowe środki wyrazu literaci
starają się opisać nasz dziwny świat i starać się przewidzieć,
co stanie się z nim za kilkadziesiąt albo kilkaset lat.
Młodzież
także, w pewnym stopniu, zdaje sobie z tego sprawę, na czym, wielu
głodujących ludzi ma ochotę sobie zarobić. No bo kiedy doprawi
się taką opowieść gorącym romansem, nastolatki marzące o
całowaniu się z chłopakiem we Francji, od razu rzucą się do
czytania książki czy oglądania filmu na jej postawie. Dlaczego
piszę „nastolatki”? Chłopacy, jeśli w ogóle czytają takie
książki, interesują się, jak już, inną formą dystopii,
bardziej okrutną ( a przez to bardziej realistyczną). Nastolatki
zatem dowiadują się, że poza jakimś okrutnym ustrojem w państwie
nie zmieni się nic, ale przecież i tak znajdzie się ktoś, kto ten
ustrój obali w imię miłości i będzie milusio i dobrze. No,
ewentualnie znajdzie jakieś lepsze wyjście z sytuacji, jak znaleźć
bezpieczne miejsce w świecie skażonym przez bombę atomową albo
przed przyrodą, która wreszcie się buntuje i odwraca przeciwko
niszczycielskiemu człowiekowi. Takie dystopie są już bardziej
ambitne, po pisarka musi coś poczytać, by nie popełnić jakiegoś
żenującego błędu. Jednak zaraza już była, bomba atomowa była i
to nie raz i nikt za bardzo nie wie, co jeszcze może być. A co
powiecie na eter, powstały po wojnie, prawdopodobnie z użyciem
atomu?Czy wiecie, że te piękne, falujące na niebie wstęgi,
podobne do zorzy polarnej, są śmiertelnie niebezpieczne?
Aria
żyje w kapsule Podu, miejscu zawsze osłoniętym i bezpiecznym od
burz eterowych, które niszczą Ziemię. Cały swój czas spędza w
Sferach – wirtualnych miejscach, które do złudzenia przypominają
świat przed wojną, lub miejsca, które nie istnieją od wieków, na
przykład grecką agorę. Jak samo jej imię wskazuje, Aria jest
osobą, która pięknie śpiewa, często więc odwiedza wirtualną
operę. Jednak jej matka, która jest genetykiem, pewnego dnia
wyrusza do innej kapsuły – Bliss i wszelkie wieści o niej giną.
Zdesperowana dziewczyna, chcąc dowiedzieć się więcej o matce,
razem z podejrzanym synem konsula, jego znajomymi i swoją najlepszą
przyjaciółką wybierają się do zepsutej kopuły. Jednak to, co
tam się wydarzy, zdecyduje o dalszym losie dziewczyny, tak
zaskakującym, że ona sama nie może w to uwierzyć. Wyrzucona poza
obszar kapsuł, gdzie wszyscy mają nadzieję, że zabiją ją burze
eterowe, Aria poznaje pierwszego Dzikiego w swoim życiu i wyrusza z
nim w podróż. Gdzie, dokąd i po co? Ha, smoczki, tego się ode
mnie już nie dowiecie.
Już
na wstępie powiem, że książka ucieszyła mnie próbą bycia
ambitną powieścią, czymś innym niż było dotychczas. Mało
spotyka się takich ambitnych rybek w literackim oceanie, już
mniejsza o to, jak wychodzi. To chyba dlatego zaczęłam i skończyłam
czytać, co jest już wielkim wyróżnieniem dla powieści, jeśli
chodzi o moje oceny.
Świat
powieści zafascynował mnie swoją surowością i tajemniczością.
Szalejące po ziemi leje kolorowego eteru, podobnego do zorzy
polarnej czy jego wstążki płynące i falujące na niebie, a także
przepastne ciemności intensywnie pachnących lasów czy błyskanie
ostrego alkoholu, nazwanego bardzo ciekawie błyskaczem podziałały
na moją wyobraźnię, tak samo jak plemiona walczących o
przetrwanie ludzi i Krety, czyli Osadnicy, paradujący z Wizjerami w
oczach w swoich sterylnie białych kapsułach. W powieściach dla
nastolatek zwykle wszystko jest sympatyczne i wygładzone, żeby
czytelniczki nie miały potem koszmarów, ale to, co dostałam tutaj
miło mnie zaskoczyło. Jest naprawdę niesamowicie, mrocznie i,
przede wszystkim, realistycznie. I to mnie najbardziej cieszy.
Autorka
całkiem nieźle poradziła sobie także z opisaniem technologii,
jaką stosują Osadnicy. Opis wchodzenia do Stref, związane z tym
trudności i teorie zostały przedstawione bardzo wiarygodnie, nie ma
jakiś logicznych błędów i innych przechadzek po dnie jeziora, jak
to bywa innych tego typu opowieściach. W dodatku owe nakładki,
które tak uwielbiała Aria, są już niemal – przy stanie wiedzy
informatyków z USA – wykonalne, choćby przypomnieć wam o Google
Glass, które za jakiś czas wyprą tablety i iPhone (Nie? Nie
słyszeliście? Poszukajcie sobie więc w Internecie). Przyczepię
się tylko do kapsuł, które nie wydają się oryginalnym pomysłem
po tych wszystkich kopułach przeciw promieniowaniu po atakiem bronią
atomową, na które mam już alergię z wsypką. Mogła coś pani
oryginalniejszego wymyślić, na przykład życie pod ziemią czy coś
w ten deseń. Byłoby jeszcze ciekawiej. W dodatku brakuje tu
informacji, skąd się eter wziął i czy na pewno mam rację, że w
czasach, których Aria nie pamięta wybuchła wojna, w której użyto
broni, która obudziła piękny i groźny eter. No ale nie czepiam
się za bardzo (nie mogę pozwolić, żeby kolejna recenzja zmieniła
się w listę pretensji), bo być może to wyjaśni się w następnych
tomach.
Język
jest prosty i komunikatywny, czyta się szybko i płynnie. Opisów
jest na tyle dużo, by poznać świat, w którym toczy się akcja
powieści i na tyle mało, by nie zanudzić potencjalnego,
przeciętnego czytacza, złaknionego akcji i tej z bronią i tej,
powiedzmy, w której ludzie robią coś wręcz przeciwnego do
zabierania komuś życia. Z powodów nie wiem jakich (prawdopodobnie
Autorka nie potrafi tego opisać) to drugie jest taktycznie
opuszczone, ale i bez tego nie można narzekać na brak akcji
opisanej z gracją i zaangażowaniem. Cóż, niechętnie muszę
przyznać, że to jest jedna z tych książek, od której można by
wymagać ciekawego języka. Czytało się jednak bardzo miło, a to w
takich książkach jest najważniejsze.
Fabuła
jak to fabuła. Bohaterka zaraz na początku jest wyrzucona, a
właściwie wysadzona z poduszkowca na środku pustyni, gdzie
następnie spotyka Dzikusa, który dzikusem jest tylko z nazwy, bo
tak naprawdę to, jak się później Aria przekonuje całkiem miłe z
niego stworzenie. Razem sobie idą i idą, spotykając gdzieś w
połowie kanibali z dzwoneczkami odstraszającymi duchy, którzy chcą
jeszcze zieloną dziewczynę zjeść, a później zatrzymują się w
domu przyjaciela Perry'ego (bo tak się ów przyjaciel Arii nazywa),
stojącego na pustkowiu niczym oaza na pustyni, by później znów
ruszyć – tym razem do finału i zakończenia, które płynnie
przechodzi w początek następnego tomu. Na plus jest na pewno to, że
dzieje się dużo od początku, niemal od pierwszej strony, w dodatku
starcza jeszcze czasu na przedstawienie głównej na bohaterki i
tego, co robi, by czytelnik nie czuł się jak ktoś, kto zasnął w
Gdańsku, a obudził się w zakopiańskim szpitalu. Jednak fabuła,
jak w wielu innych powieściach tego typu jest niesamowicie
przewidywalna. Już od pierwszego spotkania głównych bohaterów
wiadomo, że, mimo że na początku nie są zachwyceni tym, że muszą
razem współpracować, kiedyś zakochają się w sobie.
Przewidziałam również, jak skończy się wątek matki Arii, nie
bałam się o życie bohaterów kiedy walczyli z kanibalskimi
Krukonami, a Vale'owi już wcześniej złożyłam kondolencje związku
jego śmiercią. Szkoda, że Autorka nie wysiliła mózgu i nie
zdobyła się na oryginalność. A w świecie eteru miała na to
szansę. I to wielką.
Bohaterowie?
To właśnie ten moment, w którym Autorka starała się być
ambitna, ale nie wyszło. W głównych bohaterach – Arii i Perrym
(jego pełne imię to Perigrine, co zawsze mnie śmieszy, bo mi, jako
niepoprawnej fance Tolkiena, za każdym razem to imię kojarzy się z
Pippinem Tukiem z Władcy Pierścieni,
który był małym, wrednym hobbitem) można wyczuć śladowe ilości
prób stworzenia wielowymiarowych postaci, będących czymś więcej
niż chłopakiem i zakochanym w nim dziewczęciem. Dlatego Aria
wyszła nieco mdła i rozmazana, a o Perrym nie wiemy prawie nic, bo
albo nie znam się na facetach, albo cierpi na rozdwojenie jaźni czy
coś równie groźnego. Znacznie lepiej prezentują się postacie
poboczne. Intrygujący i tajemniczy Roar, równie, w gruncie rzeczy,
Marron w swoim niecodziennym, jak na tamten świat, domu. No i jest
jeszcze całkowita gratka i mój ulubieniec – Cinder, chłopak,
który w żyłach ma najprawdziwszy eter, którym, mówiąc
delikatnie, może zrobić kuku. Jest to postać mroczna ale także i
tragiczna. Przecież każdy mający choć trochę mózgu w głowie
odgadnie, co stało się z jego rodzicami, prawda? Tłem są
brataniec Perry'ego, jego wredny, kłamliwy brat Vale, Wódz Krwi
plemienia Fal, równie wredny konsul, doktor Ward, matka Arii, jej
przyjaciółka, ów synek konsula, przez którego główna bohaterka
wpadła w tarapaty i kilka innych postaci, tylko zarysowanych, ale za
to bardzo ciekawych.
Okładka,
jak zwykle, też nie zachwyca. Kolorów nie ma dużo, zaledwie
błękit, biel i intensywna czerwień, w dodatku dość chaotyczne
rozłożone. Co oznacza ta czerwień, poza tym, że dodaje okładce
mroku? A te dziwne nitki miały być eterem czy drzewami? Cóż,
panie czy pani grafiku, parę gryzmołów w różne strony dobrej
okładki nie czyni. Ubrana na czarno dziewczyna wygląda na jedną z
tych sweetaśnych dziewczątek z liceum, które kilka godzin dziennie
spędzają na fitness, basenie i makijażu. Przynajmniej mi tak się
kojarzy. Wyobrażałam sobie Arię jako twardzielkę w męskich
ubraniach, a nie piękność w czarnych rzeczach. Cóż, nikt tak w
głębokim lesie nie ma takiej idealnej buźki, to wykluczone. Moim
skromnym fotoszopowym oczkiem fale eteru zupełnie by wystarczyły i
wyglądałoby to jeszcze bardziej ciekawie.
Rzadko
w moich poszukiwaniach natrafiam na książkę, która starała się
być ambitna, inna od reszty, ale nie wyszło. Wtedy z groźnej
morderczyni, przed którą drżą bestsellery zmieniam się w siostrę
miłosierdzia. I tak jest tym razem. Chociaż jest o wiele lepiej niż
w większej części przeczytanych przeze mnie dystopii, nie jest to
wciąż to, o co mi chodzi. Chociaż Autorka starała się, by
powieść była lepsza od innych, a co za tym idzie, zauważona przez
poważniejszych czytelników, nie wyszło zbyt dobrze, jakby
momentami za bardzo się starała, momentami zapominała, że się
stara, a momentami nie miała przemyślanego dalszego przebiegu
akcji. A szkoda. Świat, który stworzyła bardzo fascynuje i wciąga.
Gdyby nie słabe momenty, jeszcze kilkakrotnie przeszłabym się
pośród burz eteru, przewracając kartki tej książki. Naprawdę.
Tytuł:
„Przez burze ognia”
Autor:
Veronica Rossi
Moja
ocena: 5,5/10
Kolejna recenzja tej książki, która daje jej taką "nijaką" ocenę. Zdążyła już mnie do siebie zniechęcić, więc na pewno tym razem odpuszczam.
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja, aczkolwiek nie zgodzę się z Twoją oceną. Według mnie ta książka udowadnia, że można jeszcze spodziewać się czegoś dobrego po młodzieżówkach. Może Perry i Aria nie do końca się udali, no , ale ... Dla mnie okładka nie jest najgorsza, gdyby nie strój dziewczyny. Reszta ok.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
przygody-mola-ksiazkowego.blogspot.com
Ale się rozpisałaś ;) Ledwo przebrnęłam, miałaś bardzo wiele obserwacji ;) Nie miałam na tę książkę ochoty, teraz utwierdziłaś mnie w przekonaniu że słusznie.
OdpowiedzUsuńA zapowiadało się tak ciekawie. Szkoda, że autorka nie umiała wszystkiego dograć.
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam ochotę poznać tę książkę, ale potem stwierdziłam, że jednak dam sobie z nią spokój i teraz po twojej recenzji widzę, że słusznie zrobiła, bo to bardzo przeciętna powieść, jedna z wielu.
OdpowiedzUsuńMi książka bardzo się podobała i czekam, aż dorwę trzecią część. A okładka może najlepsza nie jest, ale moim zdaniem zła również:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sama nie wiem, czy chcę ją przeczytać. Na początku bardzo mnie zachęciłaś, ale później wypisałaś wady no i sama wiesz co się stało. Nie jestem już taka przekonana. Choć książka nawet mnie intryguje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
lustrzananadzieja.blogspot.com
W tym momencie czytam trzecią część i jestem zachwycona od samego początku podobała mi się ta seria ;)
OdpowiedzUsuńA ja słyszałam wiele pozytywnego o tej książce i dlatego miałam na nią ogromną wręcz ochotę. Teraz nieco ostudziłaś mój zapał, ale myślę, że i tak przeczytam...
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam, może kiedyś. Na razie sobie odpuszczam.
OdpowiedzUsuńkawa-i-ksiazka.blogspot.com/
Słyszałam o niej niezliczoną ilość razy i nigdy mnie do niej nie ciągnęło. W końcu moja koleżanka ją przeczytała i zachwycona także nie była, więc przy tej jak na razie pasuję.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę, ale odebrałam ją trochę lepiej niż ty :) Na początku trochę trudno było mi się przyzwyczaić do nowego 'świata', ale dałam sobie radę i spodobała mi się ta powieść ;)
OdpowiedzUsuń"Mogła coś pani oryginalniejszego wymyślić, na przykład życie pod ziemią czy coś w ten deseń. Byłoby jeszcze ciekawiej. " - A nie byłoby to przypadkiem odrobinkę ściągnięte z Metra 2033? :) Tam właśnie po katastrofie atomowej ludzie schronili się w moskiewskim metrze.
OdpowiedzUsuńKurczę, kolejny niewykorzystany potencjał. Naprawdę szkoda, że kiedy pośród krwiożerczych piranii oznaczonych napisami "Zakazana miłość", "Wampiry", "Wilkołaki" czy "Pamiętnik nastolatki" błyśnie mała szprotka ambitniejszej powieści, to jest ona... no właśnie, małą, niewiele wnoszącą szprotką, która i tak zaraz zostanie pożarta przez owe piranie. Ależ mam dziś poetycki nastrój.
Pozdrawiam :)