poniedziałek, 21 lipca 2014

Pośród burz eteru. Recenzja książki

Boimy się przyszłości. Boimy się świata. Ludzie zawsze będą odczuwali lęk przed naturą, skrywającą przed nami wiele tajemnic, wciąż jeszcze pełna tajemnic, nawet dla profesora, który ma w głowie całą bibliotekę. Człowiek jest bezradny w obliczu potęgi biologicznej katastrofy. Zarazy. Skażenia środowiska. Albo całkiem nowego, równie strasznego zagrożenia, od którego można się obronić tylko uciekając pod sztuczną osłonę, która ofiaruje bezpieczeństwo, jak bomba atomowa. Ale czy na pewno wszyscy będą mogli się tam zmieścić? A co, jeśli wybuchną choroby, których wcześniej nikt nie znał, bo wytworzyły się dopiero wtedy, kiedy ludzie zamknęli się przed realnym światem?

Te pytania dręczą każdego z nas, prawda? Ja wiem, istnieją jednostki na tyle bezmyślne, które jedynie zastanawiają się, czy wampir i dziewczyna z ulubionego serialu pocałują się, czy też nie, ale ja nie mówię o takich jednostkach, z którymi, wybaczcie, nie mam ochoty mieć nic wspólnego. Wciąż pytamy się siebie samych, co przyniesie nasza przyszłość? Ludzie wciąż zastanawiają się, czy przeznaczenie istnieje, czy też nie, powstają w ten sposób liczne teorie: jedni mówią, że przeznaczenie jest ukształtowane już przed naszym urodzeniem, inni, że wszystko się zmienia, a jeszcze inni, że każdy człowiek, że się posłużę przysłowiem, jest kowalem swojego losu. Czy jakoś tak. Przy pamięci do niezliczonych fabuł książek nie mam zupełnie głowy do przysłów. Ale nie tylko. Ludzie szukają przez literaturę odpowiedzi na to, co stanie się z nimi po śmierci. Czy istoty, które wbrew sobie zostały przeklęte, na przykład wampiry, albo diabły mają szansę na zbawienie? Sięgając po coraz to nowe środki wyrazu literaci starają się opisać nasz dziwny świat i starać się przewidzieć, co stanie się z nim za kilkadziesiąt albo kilkaset lat.

Młodzież także, w pewnym stopniu, zdaje sobie z tego sprawę, na czym, wielu głodujących ludzi ma ochotę sobie zarobić. No bo kiedy doprawi się taką opowieść gorącym romansem, nastolatki marzące o całowaniu się z chłopakiem we Francji, od razu rzucą się do czytania książki czy oglądania filmu na jej postawie. Dlaczego piszę „nastolatki”? Chłopacy, jeśli w ogóle czytają takie książki, interesują się, jak już, inną formą dystopii, bardziej okrutną ( a przez to bardziej realistyczną). Nastolatki zatem dowiadują się, że poza jakimś okrutnym ustrojem w państwie nie zmieni się nic, ale przecież i tak znajdzie się ktoś, kto ten ustrój obali w imię miłości i będzie milusio i dobrze. No, ewentualnie znajdzie jakieś lepsze wyjście z sytuacji, jak znaleźć bezpieczne miejsce w świecie skażonym przez bombę atomową albo przed przyrodą, która wreszcie się buntuje i odwraca przeciwko niszczycielskiemu człowiekowi. Takie dystopie są już bardziej ambitne, po pisarka musi coś poczytać, by nie popełnić jakiegoś żenującego błędu. Jednak zaraza już była, bomba atomowa była i to nie raz i nikt za bardzo nie wie, co jeszcze może być. A co powiecie na eter, powstały po wojnie, prawdopodobnie z użyciem atomu?Czy wiecie, że te piękne, falujące na niebie wstęgi, podobne do zorzy polarnej, są śmiertelnie niebezpieczne?

Aria żyje w kapsule Podu, miejscu zawsze osłoniętym i bezpiecznym od burz eterowych, które niszczą Ziemię. Cały swój czas spędza w Sferach – wirtualnych miejscach, które do złudzenia przypominają świat przed wojną, lub miejsca, które nie istnieją od wieków, na przykład grecką agorę. Jak samo jej imię wskazuje, Aria jest osobą, która pięknie śpiewa, często więc odwiedza wirtualną operę. Jednak jej matka, która jest genetykiem, pewnego dnia wyrusza do innej kapsuły – Bliss i wszelkie wieści o niej giną. Zdesperowana dziewczyna, chcąc dowiedzieć się więcej o matce, razem z podejrzanym synem konsula, jego znajomymi i swoją najlepszą przyjaciółką wybierają się do zepsutej kopuły. Jednak to, co tam się wydarzy, zdecyduje o dalszym losie dziewczyny, tak zaskakującym, że ona sama nie może w to uwierzyć. Wyrzucona poza obszar kapsuł, gdzie wszyscy mają nadzieję, że zabiją ją burze eterowe, Aria poznaje pierwszego Dzikiego w swoim życiu i wyrusza z nim w podróż. Gdzie, dokąd i po co? Ha, smoczki, tego się ode mnie już nie dowiecie.

Już na wstępie powiem, że książka ucieszyła mnie próbą bycia ambitną powieścią, czymś innym niż było dotychczas. Mało spotyka się takich ambitnych rybek w literackim oceanie, już mniejsza o to, jak wychodzi. To chyba dlatego zaczęłam i skończyłam czytać, co jest już wielkim wyróżnieniem dla powieści, jeśli chodzi o moje oceny.

Świat powieści zafascynował mnie swoją surowością i tajemniczością. Szalejące po ziemi leje kolorowego eteru, podobnego do zorzy polarnej czy jego wstążki płynące i falujące na niebie, a także przepastne ciemności intensywnie pachnących lasów czy błyskanie ostrego alkoholu, nazwanego bardzo ciekawie błyskaczem podziałały na moją wyobraźnię, tak samo jak plemiona walczących o przetrwanie ludzi i Krety, czyli Osadnicy, paradujący z Wizjerami w oczach w swoich sterylnie białych kapsułach. W powieściach dla nastolatek zwykle wszystko jest sympatyczne i wygładzone, żeby czytelniczki nie miały potem koszmarów, ale to, co dostałam tutaj miło mnie zaskoczyło. Jest naprawdę niesamowicie, mrocznie i, przede wszystkim, realistycznie. I to mnie najbardziej cieszy.

Autorka całkiem nieźle poradziła sobie także z opisaniem technologii, jaką stosują Osadnicy. Opis wchodzenia do Stref, związane z tym trudności i teorie zostały przedstawione bardzo wiarygodnie, nie ma jakiś logicznych błędów i innych przechadzek po dnie jeziora, jak to bywa innych tego typu opowieściach. W dodatku owe nakładki, które tak uwielbiała Aria, są już niemal – przy stanie wiedzy informatyków z USA – wykonalne, choćby przypomnieć wam o Google Glass, które za jakiś czas wyprą tablety i iPhone (Nie? Nie słyszeliście? Poszukajcie sobie więc w Internecie). Przyczepię się tylko do kapsuł, które nie wydają się oryginalnym pomysłem po tych wszystkich kopułach przeciw promieniowaniu po atakiem bronią atomową, na które mam już alergię z wsypką. Mogła coś pani oryginalniejszego wymyślić, na przykład życie pod ziemią czy coś w ten deseń. Byłoby jeszcze ciekawiej. W dodatku brakuje tu informacji, skąd się eter wziął i czy na pewno mam rację, że w czasach, których Aria nie pamięta wybuchła wojna, w której użyto broni, która obudziła piękny i groźny eter. No ale nie czepiam się za bardzo (nie mogę pozwolić, żeby kolejna recenzja zmieniła się w listę pretensji), bo być może to wyjaśni się w następnych tomach.

Język jest prosty i komunikatywny, czyta się szybko i płynnie. Opisów jest na tyle dużo, by poznać świat, w którym toczy się akcja powieści i na tyle mało, by nie zanudzić potencjalnego, przeciętnego czytacza, złaknionego akcji i tej z bronią i tej, powiedzmy, w której ludzie robią coś wręcz przeciwnego do zabierania komuś życia. Z powodów nie wiem jakich (prawdopodobnie Autorka nie potrafi tego opisać) to drugie jest taktycznie opuszczone, ale i bez tego nie można narzekać na brak akcji opisanej z gracją i zaangażowaniem. Cóż, niechętnie muszę przyznać, że to jest jedna z tych książek, od której można by wymagać ciekawego języka. Czytało się jednak bardzo miło, a to w takich książkach jest najważniejsze.

Fabuła jak to fabuła. Bohaterka zaraz na początku jest wyrzucona, a właściwie wysadzona z poduszkowca na środku pustyni, gdzie następnie spotyka Dzikusa, który dzikusem jest tylko z nazwy, bo tak naprawdę to, jak się później Aria przekonuje całkiem miłe z niego stworzenie. Razem sobie idą i idą, spotykając gdzieś w połowie kanibali z dzwoneczkami odstraszającymi duchy, którzy chcą jeszcze zieloną dziewczynę zjeść, a później zatrzymują się w domu przyjaciela Perry'ego (bo tak się ów przyjaciel Arii nazywa), stojącego na pustkowiu niczym oaza na pustyni, by później znów ruszyć – tym razem do finału i zakończenia, które płynnie przechodzi w początek następnego tomu. Na plus jest na pewno to, że dzieje się dużo od początku, niemal od pierwszej strony, w dodatku starcza jeszcze czasu na przedstawienie głównej na bohaterki i tego, co robi, by czytelnik nie czuł się jak ktoś, kto zasnął w Gdańsku, a obudził się w zakopiańskim szpitalu. Jednak fabuła, jak w wielu innych powieściach tego typu jest niesamowicie przewidywalna. Już od pierwszego spotkania głównych bohaterów wiadomo, że, mimo że na początku nie są zachwyceni tym, że muszą razem współpracować, kiedyś zakochają się w sobie. Przewidziałam również, jak skończy się wątek matki Arii, nie bałam się o życie bohaterów kiedy walczyli z kanibalskimi Krukonami, a Vale'owi już wcześniej złożyłam kondolencje związku jego śmiercią. Szkoda, że Autorka nie wysiliła mózgu i nie zdobyła się na oryginalność. A w świecie eteru miała na to szansę. I to wielką.

Bohaterowie? To właśnie ten moment, w którym Autorka starała się być ambitna, ale nie wyszło. W głównych bohaterach – Arii i Perrym (jego pełne imię to Perigrine, co zawsze mnie śmieszy, bo mi, jako niepoprawnej fance Tolkiena, za każdym razem to imię kojarzy się z Pippinem Tukiem z Władcy Pierścieni, który był małym, wrednym hobbitem) można wyczuć śladowe ilości prób stworzenia wielowymiarowych postaci, będących czymś więcej niż chłopakiem i zakochanym w nim dziewczęciem. Dlatego Aria wyszła nieco mdła i rozmazana, a o Perrym nie wiemy prawie nic, bo albo nie znam się na facetach, albo cierpi na rozdwojenie jaźni czy coś równie groźnego. Znacznie lepiej prezentują się postacie poboczne. Intrygujący i tajemniczy Roar, równie, w gruncie rzeczy, Marron w swoim niecodziennym, jak na tamten świat, domu. No i jest jeszcze całkowita gratka i mój ulubieniec – Cinder, chłopak, który w żyłach ma najprawdziwszy eter, którym, mówiąc delikatnie, może zrobić kuku. Jest to postać mroczna ale także i tragiczna. Przecież każdy mający choć trochę mózgu w głowie odgadnie, co stało się z jego rodzicami, prawda? Tłem są brataniec Perry'ego, jego wredny, kłamliwy brat Vale, Wódz Krwi plemienia Fal, równie wredny konsul, doktor Ward, matka Arii, jej przyjaciółka, ów synek konsula, przez którego główna bohaterka wpadła w tarapaty i kilka innych postaci, tylko zarysowanych, ale za to bardzo ciekawych.

Okładka, jak zwykle, też nie zachwyca. Kolorów nie ma dużo, zaledwie błękit, biel i intensywna czerwień, w dodatku dość chaotyczne rozłożone. Co oznacza ta czerwień, poza tym, że dodaje okładce mroku? A te dziwne nitki miały być eterem czy drzewami? Cóż, panie czy pani grafiku, parę gryzmołów w różne strony dobrej okładki nie czyni. Ubrana na czarno dziewczyna wygląda na jedną z tych sweetaśnych dziewczątek z liceum, które kilka godzin dziennie spędzają na fitness, basenie i makijażu. Przynajmniej mi tak się kojarzy. Wyobrażałam sobie Arię jako twardzielkę w męskich ubraniach, a nie piękność w czarnych rzeczach. Cóż, nikt tak w głębokim lesie nie ma takiej idealnej buźki, to wykluczone. Moim skromnym fotoszopowym oczkiem fale eteru zupełnie by wystarczyły i wyglądałoby to jeszcze bardziej ciekawie.

Rzadko w moich poszukiwaniach natrafiam na książkę, która starała się być ambitna, inna od reszty, ale nie wyszło. Wtedy z groźnej morderczyni, przed którą drżą bestsellery zmieniam się w siostrę miłosierdzia. I tak jest tym razem. Chociaż jest o wiele lepiej niż w większej części przeczytanych przeze mnie dystopii, nie jest to wciąż to, o co mi chodzi. Chociaż Autorka starała się, by powieść była lepsza od innych, a co za tym idzie, zauważona przez poważniejszych czytelników, nie wyszło zbyt dobrze, jakby momentami za bardzo się starała, momentami zapominała, że się stara, a momentami nie miała przemyślanego dalszego przebiegu akcji. A szkoda. Świat, który stworzyła bardzo fascynuje i wciąga. Gdyby nie słabe momenty, jeszcze kilkakrotnie przeszłabym się pośród burz eteru, przewracając kartki tej książki. Naprawdę.

Tytuł: „Przez burze ognia”
Autor: Veronica Rossi
Moja ocena: 5,5/10



13 komentarzy :

  1. Kolejna recenzja tej książki, która daje jej taką "nijaką" ocenę. Zdążyła już mnie do siebie zniechęcić, więc na pewno tym razem odpuszczam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa recenzja, aczkolwiek nie zgodzę się z Twoją oceną. Według mnie ta książka udowadnia, że można jeszcze spodziewać się czegoś dobrego po młodzieżówkach. Może Perry i Aria nie do końca się udali, no , ale ... Dla mnie okładka nie jest najgorsza, gdyby nie strój dziewczyny. Reszta ok.
    Pozdrawiam
    przygody-mola-ksiazkowego.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale się rozpisałaś ;) Ledwo przebrnęłam, miałaś bardzo wiele obserwacji ;) Nie miałam na tę książkę ochoty, teraz utwierdziłaś mnie w przekonaniu że słusznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. A zapowiadało się tak ciekawie. Szkoda, że autorka nie umiała wszystkiego dograć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś miałam ochotę poznać tę książkę, ale potem stwierdziłam, że jednak dam sobie z nią spokój i teraz po twojej recenzji widzę, że słusznie zrobiła, bo to bardzo przeciętna powieść, jedna z wielu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi książka bardzo się podobała i czekam, aż dorwę trzecią część. A okładka może najlepsza nie jest, ale moim zdaniem zła również:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Sama nie wiem, czy chcę ją przeczytać. Na początku bardzo mnie zachęciłaś, ale później wypisałaś wady no i sama wiesz co się stało. Nie jestem już taka przekonana. Choć książka nawet mnie intryguje.
    Pozdrawiam ;)
    lustrzananadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. W tym momencie czytam trzecią część i jestem zachwycona od samego początku podobała mi się ta seria ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja słyszałam wiele pozytywnego o tej książce i dlatego miałam na nią ogromną wręcz ochotę. Teraz nieco ostudziłaś mój zapał, ale myślę, że i tak przeczytam...

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeszcze nie czytałam, może kiedyś. Na razie sobie odpuszczam.
    kawa-i-ksiazka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Słyszałam o niej niezliczoną ilość razy i nigdy mnie do niej nie ciągnęło. W końcu moja koleżanka ją przeczytała i zachwycona także nie była, więc przy tej jak na razie pasuję.

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytałam tę książkę, ale odebrałam ją trochę lepiej niż ty :) Na początku trochę trudno było mi się przyzwyczaić do nowego 'świata', ale dałam sobie radę i spodobała mi się ta powieść ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. "Mogła coś pani oryginalniejszego wymyślić, na przykład życie pod ziemią czy coś w ten deseń. Byłoby jeszcze ciekawiej. " - A nie byłoby to przypadkiem odrobinkę ściągnięte z Metra 2033? :) Tam właśnie po katastrofie atomowej ludzie schronili się w moskiewskim metrze.
    Kurczę, kolejny niewykorzystany potencjał. Naprawdę szkoda, że kiedy pośród krwiożerczych piranii oznaczonych napisami "Zakazana miłość", "Wampiry", "Wilkołaki" czy "Pamiętnik nastolatki" błyśnie mała szprotka ambitniejszej powieści, to jest ona... no właśnie, małą, niewiele wnoszącą szprotką, która i tak zaraz zostanie pożarta przez owe piranie. Ależ mam dziś poetycki nastrój.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!