poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Delikatna jak gladiole. Recenzja książki

Autorka tej powieści ma być u nas w klasie na spotkaniu autorskim, więc pani poprosiła mnie o przeczytanie tej książki, by później przeprowadzić z nią wywiad.

Historia, wydawałoby się, jest bardzo banalna. Osiemnastoletnia Bernadette, mieszkająca w Uppsali, ma raka wątroby. Jej przyjaciele: Lyce, Anja oraz jej chłopak Derek pomagają jej jak mogą- poświęcają Nowy Rok, organizują koncert charytatywny, podtrzymują na duchu gdy dziewczyna ma depresję. Z drugiej strony, mamy wątek byłego chłopaka i ukochanego Bern, Dolpha, który zostawił ją, ponieważ myślał, że dziewczyna już go nie kocha. Chłopak, po rozmowie z Lisą, siostrą przyjaciela, postanawia przeprosić Bern, jednak się wstydzi. Lisa, zakochana w nim, jednak pragnąca jego szczęścia, postanawia porozmawiać z którąś ze znajomych Bern. Na początku niezbyt jej się udaje, jednak później misja Lisy się udaje... Ostatnim z najważniejszych wątków w powieści jest opowieść o samotnej dziewczynce, Vanji, którą Bernadette poznaje w szpitalu. Vanja jest samotną, opuszczoną dziewczynką, której adopcyjni rodzicie z wielką chęcią oddali ją do szpitala, kiedy zachorowała na białaczkę. Z nią ma wiele wspólnego ma Dagmar, „kolorowa wolontariuszka” dobry duch wydziału onkologicznego.

Oczywiście, nie wszystko kończy się dobrze. Bernadette umiera (i Dolph nie przeprasza ją) Vanja dostaje nową rodzinę i szansę na zdrowie. Mimo że przyjaciele się załamują, są dzielni, ponieważ wiedzą, że tego chce sama Bern.

To nie jest powieść łatwa, prosta i przyjemna jak wiele książek dzisiaj. Opowiada ona o ludziach, którzy stają przed trudnymi wyborami i przed życiowymi problemami, które mogą zmienić wszystko. O ludziach zwyczajnych, nie przesłodzonych ani przerobionych na herosów. Pokazuje codzienną walkę z życiem, przeszłością, chorobą i śmiercią, obecną na kartach tej książki już od pierwszych stron. Szpital onkologiczny dla dzieci to bardzo ponury motyw, który rozświetla tylko postać kolorowej, wesołej Dagmar, która podtrzymuje wszystkich na duchu i do końca nie traci nadziei. Choć temat, jaki wybrała pisarka nie jest nowy, odkrywczy czy ciekawy, Autorka zrobiła z tego wciągającą historię, piękną i malowniczą.

Autorka zdecydowała się na bardzo ciekawy, ale także trudny do napisania chwyt. Powieść przecież jest najzwyklejszym życiem, artystycznie przelanym na papier, z niezwykłą wrażliwością i znajomością psychologicznej podszewki, co pozwala tworzy portrety pełnokrwistych, ciekawych postaci, zwykle ginących w tłumie na przedmieściach nie tylko szwedzkich miast. Starannie, z precyzją przeplata wątki, pokazuje nam sympatyczne sceny z życia codziennego, ukazując szarą rzeczywistość dorastających ludzi – ich miłości, skrywanych uczuć, cierpienia. Pokazuje, że każdemu trzeba dać drugą szansę. Mówi o rodzinie, przyjaciołach, śmierci i sensu życia, w którym smutki i radości tworzą mozaikę. Pozwala nam także poznać, co czują postacie, co opowiastkę tę zbliża do wnikliwej powieści psychologicznej.

Technika i styl, jak i tematyka, nie są łatwe. Autorka podzieliła tekst na kilkanaście rozdziałów, a te na krótkie teksty przedzielone znakiem „***” . W każdej z tych części wypowiada się inny narrator, komentując historię z innego punktu widzenia, dodając elementy, które poprzedni przegapił lub po prostu nie widział. Możemy poznać więc dokładnie, ze wszystkich możliwych stron, niemal każdą postać przedstawioną w powieści, co jest ciekawe, ponieważ problem z różnych stron wygląda zupełnie inaczej, o czym każdy szanujący siebie pisarz powinien wiedzieć. Pisarka nie pominęła także ciekawych, plastycznych opisów, nadających historii malarskości i pewnej poezji, nadającej przedstawionej prozie pewnego smaczku. Napisała także rzecz krótką, ale pełną emocji, barokową, o zmiennych klimatach. Dla niektórych ciekawą rzeczą będą zapisy rozmów z czatu Facebooka, blog Anji oraz pamiętnik Bernadette. Pozwala to naprawdę dobrze poznać bohaterów.

Książka ta jest uniwersalna. Niektóre z powieści, jakie czytałam, dotyczą problemów konkretnego kraju i czasu. Wydarzenia z tej opowieści jednak mogłyby rozgrywać się również w Ameryce, Polsce, Niemczech czy w Afryce. Kiedy zagłębiłam się w książkę, okazało się, że dziwnym sposobem traktuję opowieść jakby działa się nie w odległej Uppsali, tylko w moim miasteczku, szkole, szpitalu. Nie przeszkadzały mi nawet szwedzkie imiona bohaterów i nazwy. Widziałam świat i to mi wystarczało.

Autorka jest debiutantką, co, niestety, widać na maleńkich fragmentach powieści. Wyłapałam kilka zdań, które brzmią nieco dziwnie, wymagałyby większego dopieszczenia, może poprzestawiania niektórych słów. Czasem słowo było źle dobrane, jakoś odstawało od reszty, harmonijnej i melodyjnej, czasem pisarka nie potrafiła znaleźć synonimu bądź dodawała niepotrzebne określenia, które z powodzeniem można by zastąpić czymś innym. Jednak uogólniając, książka, jak na debiut, jest mistrzowska. Widać, że pisarka nie wydała byle czego, a powieść poprzedzana była wieloletnią praktyką, warsztat pisarski jest dojrzały, wyraźnie ukształtowany i ciekawy.

Gladiole to kwiaty, które Bernadette lubiła najbardziej, silne, mogące dużo wytrzymać, jednak kruche i piękne jak główna bohaterka, ale także jak jej przyjaciele i znajomi. Jak ludzie. Dlatego też tytuł był jak najbardziej trafny, taka wieloznaczna puenta całego utworu. Na ciekawej okładce, przedstawiającej dziewczynę w różowej bluzce z niewyraźnie zarysowaną linią ust, tytuł ten prezentuje się ciekawie i intryguje. Umieszczone w tyle drzewa nasuwają skojarzenie z czymś ważnym i ulotnym jak wiatr.

Kończąc książkę, postanowiłam ją zaliczyć do kategorii książek typu „Mały Książę” czy „Pan Wołodyjowski”, które mimo smutnego zakończenia niosą ze sobą ciepło i optymistyczne zakończenie. I choć niemal się popłakałam, rozstając się na zawsze z bohaterką, która żyła tak krótko w mojej wyobraźni zrozumiałam, że nie należy się załamywać, a ostatnie kartki, bardzo krzepiące, utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Szkoda tylko, że tę piękną opowieść czyta się tak szybko i przy płomieniu historii można się ogrzać tylko na chwilę. Myślę jednak, że będę do opisanej przez Autorkę Szwecji powracać, by przekonywać się, że nie tylko mieszkają tam szyszkojadacze, ale także osoby delikatne i dobre. Delikatne jak gladiole.

Tytuł: „Gladiole”
Autor: Marta Gruszczyńska
Moja ocena: 7/10

(recenzja bardzo archiwalna) 

 

6 komentarzy :

  1. Nie słyszałam jeszcze o tej książce. To dobrze, że wspominasz o wartościowej pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  2. oj a ja się chyba nie zdecyduje na nią :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Choć nie w moim guście, zapowiada się interesująco ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. To raczej książka nie dla mnie, bardzo rzadko sięgam po takie pozycje. Nie wiem dlaczego, ale w ogóle nie ciągnie mnie do takich książek.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytałam tej książki, ale wydaje się być godna uwagi. Jestem ciekawa Twojego wywiadu ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna recenzja:) Nigdy nie spotkałam się z tą książką ,ale może ją przeczytam ,gdy będę miała chwilkę czasu:)
    Pozdrawiam
    http://young-life-and-fashion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!