wtorek, 19 sierpnia 2014

Dobrze baw się w Joylandzie. Recenzja książki

Lubicie się bać? Czytać po nocach książki pełne zjaw, duchów i psychopatycznych morderców? A może lubicie oglądać filmy z nimi? Dla fanów odchudzania dodam, że oglądanie horroru sprawia, że spalamy mnóstwo kalorii. Ja dopiero, kiedy na jakiś czas pewne książki zbrzydziły mi paranormal romanse do granic wytrzymałości, teraz sięgnęłam po horrory. Ale, żeby już nie zniechęć się do gatunku na samym początku (na to czas będzie później) sięgnęłam po najnowszą powieść amerykańskiego Mistrza Horrorów, mając nadzieję, że na początku mojej przygody z horrorami będzie to coś softowego, co wynikało z opisu na okładce. Pełna więc nadziei, pewnego słonecznego, wakacyjnego dnia zabrałam się więc za cienką, jak na Autora, książkę, przygotowując się, mimo wszystko, na najgorsze.

Sześćdziesięcioletni Dev wspomina po latach swoją przeszłość, czas kiedy był jeszcze, jak to sam nazwał, młodym szczeniakiem: pracę w podupadającym wesołym miasteczku, znajomość z niepełnosprawnym Mike'em (który, jak to bywa w powieściach Autora, ma pewien paranormalny dar) i jego matką, Wendy, która go nie chciała i dwójkę najlepszych przyjaciół: Erin i Toma, poznanych właśnie tamtego pamiętnego lata w Joylandzie.

Nie są to jednak wesołe wspomnienia, jakby się mogło wydawać. Szybko okazuje się, że w tunelu strachu naprawdę straszy i w dodatku jest to duch młodej dziewczyny, z którą wiąże się nierozwiązane morderstwo. Dev zostaje, by to rozwiązać, jednak, jak się szybko okazuje, morderca niekoniecznie będzie chciał, by młody człowiek pomieszał mu szyki i nie cofnie się przed niczym. Międzyczasie Dev przeżywa depresję po utracie Wendy i romans z młodą matką Mike'a, mistrzynią olimpijską w strzelaniu i zbuntowaną córką przywódcy jednej z sekt. Niezła mieszanka, to trzeba przyznać.

King jest Królem. Muszę to facetowi przyznać. Sposób, w jaki słowa go słuchają i znaczą dokładnie to, co chciał powiedzieć, przeraża mnie. Boże, żebym ja tak pisała, to bym była szczęśliwsza od królowej Elżbiety i dyrektora Microsoftu razem wziętych! Nie przesadza ze szczegółami, nie eksperymentuje, pisze prosto i dobitnie, a jednak te książki mają coś takiego, że nie można się oderwać. Mają w sobie jakiś taki powiew świeżości, coś innego, ciekawego. A jednocześnie King jest do bólu szczery i autentyczny. Pomijając oczywiście wszystkie wątki paranormalne i zjawy, powieść wieje prawdziwym klimatem tamtych lat, niemal namacalnym.

Jednocześnie świetnie wychodzą także postacie – każda z gamą zalet i wad. Szczerze mówiąc, nikt tu nie jest święty, wręcz przeciwnie, co sprawia, że postacie są plastyczne i pełnokrwiste. Każdy coś robi nie tak, upada, ma takie a nie inne myśli, pragnienia i taki a nie inny charakter. Każdy też jest inny: ma inne poglądy, odgrywa inną rolę w opowieści, a niektóre postacie nawet bawią i to jeszcze jak!

Pomysł jest ciekawy, inny. Nieco tu kryminału, naprawdę przewrotnego, nieco dość banalnego paranormal romanse i horroru, okraszonego dość archaiczną powieścią obyczajową. Mieszanka nadzwyczaj intrygująca, którą każdy koneser książek musi znać, a w szczególności wszyscy, którzy lubią relaksującą, niebanalną literaturę.

Właśnie opowieść. Lekko przechodzi się od rozdziału do rozdziału (trzeba tu napisać, że nie wszystkie rozdziały mają kanoniczną długość – niektóre składają się tylko z kilku zdań. Gdyby był to jakiś przeciętny lub słaby pisarz, w książce zrobiłby się bałagan nieodgarnięcia, ale tutaj dzięki temu jest większy porządek i jest także jakoś tak.. ciekawiej, inaczej, mniej nużąco. Autor ma doskonałe wyczucie, kiedy zakończyć dany rozdział, co napisać, by czytelnik, wzdychając z zaciekawienia, czytał dalej i nie zasypiał z nudy, choćby była to książka o fizyce kwantowej (przynajmniej poprawnie napisałam ten wyraz!).

Nie jest strasznie, wręcz przeciwnie. Tak naprawdę duch Lindy nie straszy, a scena na Carolina Spin z mordercą jest, w porównaniu z tym, co wymyślają niektórzy ludzie, bardzo delikatne. Mistrz Horroru poszedł tym razem w stronę powieści obyczajowej, niemal już historycznej (dla mnie lata '70 to już historia..), dodając tylko mały, paranormalno-kryminalno-horrorowy wątek.

A teraz akapit o minusach (zauważyliście zresztą, że przy dobrych książkach recenzje wychodzą mi jakieś takie krótkie?). Jedną z niewielu rzeczy, która nie podoba mi się w książce jest okładka. Osobiście jestem zwolenniczką eleganckiego minimalizmu, chyba że ktoś jest takim Einsteinem i potrafi ułożyć dużo elementów tak, by wyglądały elegancko (przykładem tu może być okładka 'The Unforgiving', przedostatniej płyty doskonałego zespołu Within Temptation). Tutaj.. Okładka książki nie zachęciłaby mnie do przeczytania. Napaciane tu wszystkiego za dużo i jakoś tak kiczowato jest. Zamiast tej wyfotoszopowanej fotografii mogliby dać coś innego, coś co bardziej by mnie zaciekawiło. Wciąż zastanawiam się, jak to jest, że beznadziejne książki mają lepsze okładki od tych, które są perełkami literatury.

Teraz nadchodzi czas na podsumowanie tej mojej wyjątkowo krótkiej recenzji. Książka była inna, ciekawa i spowodowała, że moje kleiste łapki wyciągnęły się po inne książki pisarza. Wszystko, oczywiście, po to, by spędzić czas na dobrej zabawie w mrocznym, starym wesołym miasteczku..

Tytuł: „Joyland”
Autor: Stephen King
Moja ocena:7/10

(recenzja archiwalna) 

13 komentarzy :

  1. Ta książka nie zebrała pozytywnych not od fanów autora, ale Twoja recenzja rzuciła na nią inne światło. Muszę przyznać że byłam do niej zniechęcona i omijałam wszystkie książki Kinga szerokim łukiem ( a muszę się przyznać ze żadnej jeszcze nie czytała). Teraz doszłam do wniosku że zacznę do czegoś innego, a Joyland zostawię sobie na później.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię się bać, więc pewnie za jakiś czas ją przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wstyd się przyznać, ale jeszcze nic nie czytałam z twórczości Kinga ;/

    OdpowiedzUsuń
  4. Choć King nie rozwinął się w niej zbytnio, to jednak bardzo mi się podobała ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm uwielbiam Stephena Kinga - ma w sobie coś, że zawsze potrafi stworzyć historię z dreszczykiem. Niestety ma swoje lepsze i gorsze książki. Tej akurat nie czytałam, ponieważ zatrzymałam się na "Ręce Mistrza", którą polecam :) Szkoda tylko, że "Joyland" nie jest straszne - po to czytam horrory, żeby ze strachu chować się pod kołderkę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest taka inna, lżejsza strona Kinga ;) Bardzo lubię ten klimat, samą historię i miło ją wspominam. Jednak bałam się cały czas, choć nie było czego ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. "Joyland"! Uwielbiam tę książkę, bardzo miło ją wspominam. Fakt, King tu nie udowadnia, że jest mistrzem horroru, ale dowodów na to, że jest genialnym pisarzem nie brakuje. A na myśl o wątku z Mikiem i jego matką aż łezka mi się w oku kręci. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Muszę niestety przyznać, że kupiłam tę książkę już jakiś czas temu i nie mam czasu jej przeczytać. Jako fanka Kinga, czerwienię się ze wstydu...

    OdpowiedzUsuń
  9. To była pierwsza książka Kinga, na jaką się zdecydowałam i nie żałuję, choć trzeba przyznać, że w żadnym wypadku nie jest to pełnokrwisty horror, którego można by się było po tym autorze spodziewać. Ma za to swój szczególny klimat. "Joyland" będę bardzo miło wspominać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Stephen King jest świetny a jego książki jeszcze lepsze ;)
    http://in-a-land-of-dreams.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Lubię Kinga, a na tę książkę mam od dłuższego czasu ochotę, więc pewnie kiedyś nadejdzie czas i po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mnie się nawet okładka podoba, ale pewnie "na żywo" inaczej to trochę wygląda. Co do autora - czytałam już kilka jego książek i różnie to bywało, ale zdecydowanie polecam "Rękę mistrza" jeśli jeszcze nie czytałaś.

    OdpowiedzUsuń
  13. Muszę kiedyś spróbować. Może nie jestem fanką tego typu książek, ale nazwisko Kinga wypadałoby znać. A Joyland polecała mi kuzynka ( dodała tez, że chciała się bać a się nie bała).
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!