Stereotypy.
Każdy zna to wyrażenie, prawda? Polacy to złodzieje, Ruscy
zapijają się do nieprzytomności, wszyscy Niemcy to hitlerowcy,
blondynki nie mają mózgu, moherowe berety to tylko i wyłącznie
stare baby, geje są zniewieściali, prostytutki lubią to, co robią,
kujony to nieżyciowe pasożyty... Cała lista mogłaby powstać,
wielka część literatury ucieka w te stereotypy, bo tak łatwiej,
prawda?
Biorąc
do ręki tę książkę, nie wiedziałam, że to jest dzieło
totalnie rozwalające wszystkie stereotypy.
Ogólnie
zerkałam na nią dość nieprzychylnie, a żółte oczy kota gapiły
się na mnie z czarnej okładki. No, dobra, pomyślałam, zaczynamy.
Moskwa
to miasto ułożone, miasto ludzi przekonanych o tym, że nie ma
świata nadprzyrodzonego. Do czasu. Dwóch literatów – młody
poeta i jego szef spotykają tajemniczego człowieka, wyglądającego
jak uciekinier z domu wariatów. Człowiek ów, poza przepowiedzeniem
śmierci Berliozowi, wysoko postawionymi w hierarchii pewnego
moskiewskiego klubu literackiego, opowiada obu historię Jezusa –
którą tu nazywa się Joszuą – widzianą nie tylko z perspektywy
Piłata, ale także zmienioną. Jeszua jest pozbawiony wszelkich
boskich atrybutów, to taki wędrowny filozof z jednym uczniem.
Dalej, przez kilkadziesiąt stron, śledzimy wszystkie sztuczki imć
Wolanda i jego kompanii (w której jest również kot, Behemot). Za
każdym prawie razem ofiary żartów trafią do kliniki
psychiatrycznej (wyjątek to Warionucha,
którego chciano przerobić na wampira – nawigatora i panie, które
dały się nabrać podczas seansu czarnej magii w teatrze). Okazuje
się wreszcie, że to sprawa większego kalibru: Woland to szatan, a
w jego świcie jest demon pustyni, demon – pachołek i rycerz, a
także bezwstydna wampirzyca Helia.
Mistrz
wyrzekł się swego nazwiska i całe życie poświecił dla jednej
powieści – opowieści o Piłacie. Nikt jednak nie chciał jej
wydać, więc zrozpaczony Mistrz samotnie poszedł do psychiatryka,
gdzie poznał Iwana, owego Iwana, który jako jeden z pierwszych
spotkał Wolanda (razem Berliozem, ale temu tramwaj odciął głowę).
Mistrz miał ukochaną – Małgorzatę, która postanowiła się za
niego poświęcić i zgodziła się być królową na balu diabła.
Dzięki temu odzyskała ukochanego już na zawsze – umarli i
zamieszkali w wiecznym domku, pełnym książek.
Pozornie
śmieszna historia ma drugie dno. Pozornie prowokująca historia o
Piłacie ma swoje przesłanie. Trzeba być miłosiernym i wystrzegać
się tchórzostwa. Piłat stchórzył – został ukarany; Małgorzata
się nie bała, więc została nagrodzona. Interpretacji tego utworu
jest tyle, ilu czytelników, a tak właśnie wygląda moja. Oto
przypowieść, o tym, co Autor uważa za najważniejsze w życiu, o
to przypowieść, która urosła do rozmiarów powieści, wzbogacona
w wątki, przewrotne pomysły pisarza. Oto przypowieść, gatunek
biblijny, zdeformowanym wątkiem biblijnym, o to przypowieść o tym,
dlaczego nie warto się bać.
Język
Autora, jest, trzeba przyznać, bardzo malowniczy. Plastyczny i
poetycki, można rzec. Historia wyświetla się przed oczami
czytelnika w całej swej okazałości. Narracja nie jest rozlewna,
ale Autor lapidarnie ukazuje wiele szczegółów, opisuje nam
ciekawie miejsce akcji. Sama historia, jak pisałam, łamie wszelkie
stereotypy: nie tylko o Piłacie, Mateuszu, diable, pisarzach „z
tej wielkiej półki” (szanowni bracia pisarze pokazani zostali z
ironią, a nawet autoironią). Na pewno na plus zasługuje także
oryginalność utworu – jeszcze nigdy nie czytałam niczego,
zupełnie niczego, co byłoby tak oryginalne, inne niespotykane. Co
prawda, powieść wciąga, ale nie akcja – człowiek zostaje wbity
w fotel przez niepowtarzalność utworu. Nie można też oczywiście
zapomnieć o czarnym humorze: tak, tu będzie go wiele, ale bez
przesady. Doskonale wyważony, sprawiał, że płakałam ze śmiechu.
Ah, no i ta słynne szkatułki – ja, czytelnik nieco obeznany w
grubych rybach literackiego morza – zauważyłam tylko Szekspira i
Biblię. Jeśli ktoś zauważył więcej, to dobrze, a jeśli jest
tylko tyle..?
Niestety,
minusy też są. W niektórych scenach brakowało czegoś istotnego –
tak, opisów, brawo! Opisy nieba były fantastyczne, ale na tym się
właściwie kończyło, dzięki czemu Autor nie uraczył nas
klimacikami, które tak bardzo cenię sobie w książkach. Nastrojów
nie było prawie w ogóle, oczywiście pomijając niektóre
fragmenty. Nastrój grozy? Może tylko na balu, ale niezupełnie.
Zresztą miałam dziwne wrażenie, że w powieści czasem panuje
bałagan. Także kreacja postaci Małgorzaty i Nataszy po przemianie
nie spodobała się mi za bardzo. Nie polubiłam tych postaci.
Wszyscy
piszą i mówią, że to arcydzieło. Legendarny zespół The Rolling
Stones nagrał piosenkę The Sympathy for the Devil, a
nasz znany rodak, Adam „Nergal” Darski, ochrzcił swój zespół
nie inaczej jak Behemot, ktoś napisał dalszy ciąg opowieści o
przygodach Wolanda. Ludzie, czego dowiedziałam się z poniższych
recenzji, popadają w ekstazę, czytając tę powieść. A ja, choć
nie kwestionuję, że napisał ją Mistrz i owa powieść wypełniła
całego jego życie, a także życie jakiejś tam ukochanej
Małgorzaty, nie dostrzegam niej tego „czegoś” co fascynowałoby
mnie. Może... może za dużo oczekiwałam po powieści, która była
w mojej książce pt. „Wielcy pisarze”? Tak, chyba tak. W każdym
razie mnie zdaje się, że choć opowieść owa perełką jest i
spełnia wszystkie warunki arcydzieła (nieszablonowa, szkatułkowa,
bez jednej interpretacji) w moich oczach wypadła jako dość średnia
historia, niedorównująca
możliwościom Autora.
Więc
niech Mistrz z Małgorzatą piszą sobie razem w wiecznym domku, a ja
podziękuję serdecznie za miłą, ciekawą gościnę i odejdę...
odejdę do swojego świata, bo, jak mówiła Małgorzata, wszystko ma
swój koniec.
Tytuł:
„Mistrz i Małgorzata”
Autor:
Michaił Bułhakow
Moja
ocena: 8/10
(recenzja archiwalna)
Posiadam tę książkę na półce w takiej pięknej czerwonej twardej oprawie i z zawartymi fragmentami, które kiedyś ujęła cenzura. Ale wciąż nie mogę jej doczytać... Cóż. Może przy najbliższej okazji się uda!
OdpowiedzUsuńrecenzjeami.blogspot.com
Dość kusząco przedstawiasz treść książki, więc może uda mi się po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę w liceum i pokochałam ją, jest po prostu cudowna, Behemot, spirytus na balu, diabeł, och, Małgośka! :) Tylko polecać tę pozycję!
OdpowiedzUsuńhttp://dzikie-anioly.blogspot.com/
W tym roku szkolnym czeka mnie czytanie tej książki, więc cieszę się, że dość wysoko ją oceniasz. :3
OdpowiedzUsuńksiazkowo-ewelinowo.blogspot.com
Muszę ją przeczytać ;D Gdy odwiedzę tanią księgarnię w Krakowie, to mój pierwszy wybór - osobisty must-have ;D
OdpowiedzUsuńTo była jedna z najlepszych lektur szkolnych, jakie przyszło mi czytać w liceum. I bardzo się z tego cieszę, kolejny dowód na to, że klasyka potrafi zachwycić i nie jest to tylko widzimisię nauczycieli :)
OdpowiedzUsuńPrzerabiałam to dzieło w liceum. Przypuszczam, że gdybym obecnie przeczytała jeszcze raz treść tej książki, trochę inaczej bym ją interpretowała.
OdpowiedzUsuńKsiążka, którą od dłuższego czasu chcę przeczytać. Aż mi wstyd, że jeszcze nie sięgnęłam po tę klasykę literatury :)
OdpowiedzUsuń