Nie
chcę tu robić reklamy, ale Biedronka to zarazem bardzo dobry, ale
także bardzo niebezpieczny sklep. Bo kiedy człowiek zobaczy jakiś
letni kiermasz, czy, jeszcze lepiej, wymarzoną książkę, to już
nie ma szans, by kupić to, co się potrzebowało do jedzenia, albo
czegoś innego. Zdarza się, że zamiast zakupów przynoszę do domu
książkę (tak, wiem, jestem dziwna), ale mama zwykle mi to
przebacza, bo przecież także ona wie, że książki są dla mnie
najważniejsze. No dobra, przesadziłam. Nie jest ze mną tak źle,
naprawdę. I nie próbuję z siebie robić błazna. Po prostu
oglądałam co lepsze skecze na YouTube i trochę mi odbiło od
śmiechu. Chociaż nie ma się z czego śmiać. Ale nie ważne, nie o
tym chciałabym napisać. W każdym razie, gdy w sklepie są
wyprzedaże, nie mogę się oprzeć i w dodatku za każdym razem
znajdę coś, co warto mieć w domu, a cała zabawa polega na tym, że
o książce wtedy decyduje ślepy los, tak samo jak przy
entuzjastycznych zakupach w Empiku, kiedy wpadam i po prostu kupuję
coś, czasami co samo mnie zaskoczy. Znaczy, zaskoczy mnie mój
wybór. Bo książka generalnie zaskakuje gdy się ją czyta, prawda?
Częściej negatywnie, ale zawsze coś.
Tym
razem było tak samo. Skusił mnie tytuł i opis – to o mafiach.
Dlaczegożby nie spróbować, skoro nie jest to kolejna książeczka
o królewnie, która zgubiła pantofelek na balu? Jeśli są mafie,
pomyślałam rozentuzjazmowana, to będzie, że tak to ujmę, ostra
jazda i, jak nigdy, pozytywne, amerykańskie recenzje, chociaż
doświadczenie uczy, żeby nie wierzyć pozytywnym amerykańskim
recenzjom. W każdym razie kupiłam i ponieważ do mamy przyszła jej
koleżanka, zajęłam się czytaniem..
Bellmont
– to peryferyjne miasteczko, z którego każdy chce uciec. Każdy,
kto nie ma kogoś w irlandzkiej mafii albo w czarnym gangu (to zależy
od dzielnicy). Głównym bohaterem jest Finley, który ma dziewczynę
Erin, beznogiego dziadka, tatę i koszykówkę oraz mroczną
przeszłość, o której nie chce mówić. Zresztą Finley mało
mówi. Pewnego razu jego trener prosi go – z uwagi na jego
przeszłość – o zajęcie się chłopakiem w jego wieku, mistrzem
koszykówki, który nie może się pozbierać po śmierci rodziców.
Ów chłopak.. cóż, tego już wam nie powiem, ale będzie to miało
dużo wspólnego z Kosmosem, gwiazdami i czytaniem książek, a także
koszykówką, oraz, przede wszystkim i niestety, mafią.
Pierwszy
raz spotkałam się z taką fabułą, już o mafii w książkach dla
młodzieży nie mówiąc. Jest tu miłość dwojga młodych ludzi,
nie mówię, ale nie jest ona najważniejsza, chociaż, przy końcu
to ona decyduje o wyborach Finley'a. Jest to raczej opowieść o
godzeniu się z przeszłością, o bólu po stracie najbliższych
osób, o dorastaniu. W końcu bohater odkrywa, że ukochana
koszykówka, w którą zaczął grać, będąc pięcioletnim
dzieckiem, już go nie interesuje, że są ważniejsze rzeczy od
niej, no, może dla niego. Fabuła, co najważniejsze, jest bardzo
ludzka i przyziemna. Rzeczywistość jest taka, jaka jest, a Autor
nie chce jej lukrować opowiastkami o zielonych kartach American
Express rodziców, modowych zakupach i umięśnionych surferach,
którzy nie mogą się doczekać, by poderwać. Rzeczywistość
mroczna, pełna tajemnic, które mogą zabić i ryzyka, które trzeba
podejmować każdego dnia. Rzeczywistość to miejsce, które rani,
które sprawia ci ból, na przykład wtedy, kiedy giną twoi rodzice.
A ty nie możesz nic zrobić. Chyba, ze zamkniesz się przed
rzeczywistością, albo zamilkniesz. O tym nastolatki nie chcą teraz
czytać, bo to boli i nawet zakończenie tej powieści nie przynosi
ukojenia, wręcz przeciwnie. O ile łatwiej zagłębić się w
magiczno-paranormalną opowiastkę o syrenkach, kwiatowych wróżkach,
czy też .. trolach, niż stawić czoło prawdzie. Prawdziwemu życiu.
I zakończeniom, które, dla niektórych bohaterów, kończą się
gorzko. Bo w prawdziwym, realnym, życiu nie wszystko dla wszystkich
kończy się happy endem. W
prawdziwym życiu, niestety, nie wszyscy na końcu są żywi i
szczęśliwi.
Zapewniam także wszystkich,
którzy się na książkę skuszą, że ciężko jest odgadnąć
zakończenie, a później, przynajmniej dla mnie, z nim się
pogodzić. Tak, to dowód na to, że są jeszcze powieści
obyczajowe, na które warto zwrócić uwagę.
Język
Autora naprawdę mnie zaciekawił, zdziwił, że jeszcze ktoś
potrafi tak pisać. Proza jest typowo męska: solidna, ciężka, bez
owijania w bawełnę i bez żadnych łagodnych wyzwań miłosnych,
łez i przysiąg o wiecznej miłości. Wszystko, razem z gwiazdami,
które postacie obserwują, jest bardzo przyziemne, ludzkie, niemal
naturalistyczne, surowo (nawet bez opiekania w metaforach). Tak, to
bardzo dobre określenie. Język pisarza jest surowy, ale
jednocześnie niezwykle plastyczny, trafiający od razu do czytelnika
i zupełnie nie wulgarny, co w tych czasach, u pisarzy próbujących
pisać naturalistycznie, jest prawdziwą plagą. Sprawia, że czujemy
to, co czują bohaterowie, a jednocześnie odczuwamy mroczny ciężar
sekretów Finley'a i razem z bohaterami błądzimy wśród mrocznych
uliczek Bellmont rodem z koszmarów albo z filmów gangsterskich, co
dla każdego mola książkowego jest, jak myślę, wielkim
przeżyciem.
Autor
trochę zasmucił mnie opisami. Niebo z gwiazdami opisuje świetnie,
lepiej niż niejedna pisarka, ale zgrzytało mi przy opisie Bellmont.
Z tego, co wiem, miasteczko nie składa się z szarych budynków,
śmieci i graffiti. Bynajmniej nie besztam pisarza za to, że nie
bawił się w opisywanie mijanych przez bohaterów ogrodów, ale
przybliżenie nam miasteczka sprawiłoby, że poczulibyśmy jeszcze
bardziej mroczny klimat Bellmont, jeszcze bardziej zrozumieli
beznadzieję życia tam i chęć ucieczki. Ale się czepiam.
Czepialska jestem.
Oczywiście,
książka nie jest depresyjna. Zdarzają się sympatyczne żarty,
lżejsze wstawki tak jak w prawdziwym życiu. Autor ma niezłe
poczucie humoru, czasami naprawdę absurdalne, ale zawsze stara się
trzymać je w ryzach. Tak jak w życiu – są blaski i cienie,
momenty, kiedy płaczemy, albo jesteśmy źli, a czasami, tak jak
teraz, śmiejemy się z czegoś do rozpuku. Zresztą tego nie muszę
mówić, bo przecież przed monitorami komputerów zawsze siedzą
ludzie (nawet słynni, grubi pedofile), którzy mam nadzieję, mają
jakieś realne życie, w którym obecne są te wszystkie uczucia
(nawet mole książkowe). Prawda?
Narracja
jest pierwszoosobowa, z punku widzenia głównego bohatera. Nie jest,
na szczęście, kolejną jęczącą nastolatką, która dowiaduje
się, że nie jest człowiekiem/ma jakieś moce/jakiś tam chłopak
nie z tego świata jest jej wiecznym kochankiem. Finley, rzadko
otwierając usta, zauważa wiele rzeczy i wiele także przeżywa, a w
dodatku jest zdolny do głębszych przemyśleń i uczuć – jest
dojrzały, nawet jak na swój wiek. Nie, nie, to nie kolejna
osiemnastoletnia figurka zachowująca się jak małe dziecko. W
dodatku Finely, przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie, ukrywa
także wiele rzeczy przed czytelnikami, jak to, co stało się, kiedy
miał pięć lat. Jednocześnie narracja z jego punktu widzenia jest
intymna, ponieważ narrator pokazuje nam co czuje, co myśli, nie
pomijając nawet negatywnych uczuć i myśli. Dawno się już z czymś
takim nie spotkałam i jestem zaskoczona, że jeszcze ktoś tak umie.
Widocznie nie jest jeszcze tak źle z literaturą, jak myślałam i
co można wywnioskować po naprawdę sporej liczbie zrecenzowanych
przeze mnie książek, które mają ocenę poniżej dwóch na
dziesięć. Jakaś wiara w ludzkość została przywrócona, jak to
mówią w Internetach.
Bohaterowie
są prawdziwi, z
krwi i kości. Nie użalają się nad sobą, nie rozpaczają, nie
mają głęboko gdzieś mafii, nie zachowują się dziwnie, ani
nielogicznie, jak wielu innych arcydziełach literatury dla
nastolatek szukających jeszcze jednego, pysznego ciacha do
schrupania. Finley to introwertyk, czasami skrywający swoje myśli
nawet przed sobą, próbujący radzić sobie z
przytłaczającą, nierzadko straszną rzeczywistością na swój
własny, dość dziwny sposób – budując mur milczenia, który,
jak sądzi, ochroni go przed rzeczywistością i tym, co ona kryje,
ale także przed przeszłością, z którą nie ma siły się
zmierzyć. Ciekawa, głęboka postać, z jaką rzadko można się
spotkać we współczesnej literaturze, szczególnie tej dla
młodzieży. A Erin, dziewczyna Finley'a? Nie została sportretowana
bardzo dokładnie, bo narrator, głównie
skupia się na swoich uczuciach do niej, a ona, jak na dziewczynę
niczym z XIX wieku przystało, kryje się w jego cieniu i niezbyt
wyrywa do przodu. Jednak można powiedzieć, że była dobrą osóbką
i energiczną, ale przede wszystkim młodą, taką, która chciała
zrobić w życiu coś innego niż siedzieć
w miasteczku, w którym w
ogólnie nie ma żadnych perspektyw, nawet jak jest się siostrą
irlandzkiego mafioso. No i ten trzeci.. Nie zdradzę Wam nic, bo to
chyba najlepsza rzecz w książce. Chociaż, szczerze mówiąc, w
jego postaci coś mi zgrzyta – jego nagła przemiana i ozdrowienie
z dziwnych poglądów następuje zbyt szybko, co sprawia, że akurat
niezbyt w to wierzę. W każdym razie jego wątek jest bardzo, ale to
bardzo dziwny i oryginalny, a jednocześnie smutny i sympatyczny. Z
tła wyróżniają się jeszcze dziadek Finley'a, który stracił
przez mafię obie nogi, a także ojciec, ciężko pracujący
po nocach, a także jeden ze szkolnych kolegów głównego bohatera,
który, tak jak ja, kocha książki i wiecznie chodzi zaczytany. Tak
jak mówi Ania z Zielonego Wzgórza, poczułam od razu pokrewieństwo
dusz.
Okładka
(tak jak, dodaję na marginesie, tytuł) jest
podobne do poprzedniej, również bardzo popularnej powieści Autora
Poradnik
pozytywnego myślenia
, której, sama nie wiem czemu, jeszcze nie czytałam. Nie jest to
jednak
okładka filmowa, ponieważ
obie postacie – Finley i Erin - są narysowane, tak
samo,
jak
rakiety i inne elementy nieboskłonu. Wygląda to nieźle, bardzo
sympatycznie, ale wydaje mi się, że tytuł i sposób kompozycji za
bardzo nawiązują do poprzedniej, bardziej popularnej powieści, co
nieco zakrawa na nachalną promocję, taką, jaką nie lubię, a
także na kopiowanie własnych pomysłów,
chociaż
okładka, przymykając oko, jest nawet niezła, jak na mnie, osobę,
którą przyciąga bardziej tytuł, autor i opis niż okładka. Cóż,
nic
nigdy nie jest idealne, prawda?
Powieść
była dla mnie wielkim zaskoczeniem, że istnieje jeszcze pisarz,
który tak dojrzale potrafi
pisać do młodych ludzi, odskocznią od innych, mniej wartościowych
i nierzadko kiepsko napisanych książek, którymi okazuje się być
większość literatury, która wpada do moich łapek. Była też
przeżyciem z gatunku tych naprawdę mrocznych oraz ciężkim
upadkiem na ziemię, po bujaniu w obłokach z aniołkami,
Nieśmiertelnymi, demonami i ich dziewczynami, a także odskocznią
od niekończących się nigdy wojen, intryg, uczt i balów oraz
niezwykłych przygód i wędrówek z elfami, krasnoludami i ludźmi.
Choć... może nie aż takie ciężkie. Bo i przecież w naszym
świecie istnieją marzenia i nadzieje, które, choć kosztują
czasami bardzo dużo, spełniają
się wtedy, kiedy ich najbardziej potrzebujemy, kiedy wydaje się, że
żeby pozbyć się bólu, trzeba zatrzasnąć się na głucho,
umilknąć. Spełnienie marzeń przychodzi wtedy, kiedy wydaje się,
że nie dla nas jest lot do gwiazd.
Tytuł:
„Niezbędnik obserwatorów gwiazd”
Autor:
Matthew Quick
Moja
ocena: 7/10
Na "Niezbędnik obserwatorów gwiazd" poluję już od jakiegoś czasu. Widziałam go nawet na wspomnianej wyprzedaży w biedronce, ale nie mając zbytnio czasu, ani funduszy postanowiłam wrócić następnego dnia. A następnego dnia, jak się można domyślić - książki już nie było. Taka okazja przeszła mi koło nosa! No ale cóż, będę szukać dalej ;)
OdpowiedzUsuńhttp://czytanie-i-ogladanie.blogspot.com/
"Niezbędnik obserwatorów gwiazd" czytałam już jakiś czas temu, ale nadal miło wspominam tę książkę. Stała się ona jedną z tych, których nikomu nie oddam, bo byłoby mi jej baaardzo żal. Teraz poluję na "Poradnik pozytywnego myślenia" tego autora.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam "Poradnik pozytywnego myślenia" i strasznie mi się spodobał. Wiem, że kiedyś muszę przeczytać i Niezbędnik :)
OdpowiedzUsuńKsiążka, którą poleciłam mojej siostrze, bo wiem, że jej się spodoba :)
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać tę książkę, ale nie przypadła mi do gustu, więc odstawiłam ją... Może kiedyś do niej wrócę.
OdpowiedzUsuńRównież u mnie w biedronce widziałam ten tytuł, jednak nie przekonał mnie na tyle, żebym go kupiła ;) Może kiedyś jeszcze będę miała okazję sięgnąć po tę książkę.
OdpowiedzUsuńOj, sama miałam ochotę na tę książkę :) Zastanawiające jest tylko to... dlaczego w mojej Biedronce nie było akurat tej książki???? :D Polowałam na nią, a tu przysłowiowy klops :D
OdpowiedzUsuńOglądałam ekranizację jednej z książek tego autora, wspominałaś o niej w recenzji.Kawał dobrej roboty, ale mam wrażenie,że ta powyższa jest lepsza. Lubię poważne książki, które wnoszæ coś do mojego życia. Mafia i problemy młodych to coś dla mnie. Realność wydarzeń również przyciąga. No i jestem ciekawa tego zakończenia.
OdpowiedzUsuńMam ogromną ochotę na tę książkę, więc będę musiała przejść się do biedronki może u mnie będzie XD
OdpowiedzUsuńSłyszałam już o książce, może nie jestem do niej jakoś szczególnie przekonana, ale nie wykluczam że kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuń