poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Lot do gwiazd. Recenzja książki

Nie chcę tu robić reklamy, ale Biedronka to zarazem bardzo dobry, ale także bardzo niebezpieczny sklep. Bo kiedy człowiek zobaczy jakiś letni kiermasz, czy, jeszcze lepiej, wymarzoną książkę, to już nie ma szans, by kupić to, co się potrzebowało do jedzenia, albo czegoś innego. Zdarza się, że zamiast zakupów przynoszę do domu książkę (tak, wiem, jestem dziwna), ale mama zwykle mi to przebacza, bo przecież także ona wie, że książki są dla mnie najważniejsze. No dobra, przesadziłam. Nie jest ze mną tak źle, naprawdę. I nie próbuję z siebie robić błazna. Po prostu oglądałam co lepsze skecze na YouTube i trochę mi odbiło od śmiechu. Chociaż nie ma się z czego śmiać. Ale nie ważne, nie o tym chciałabym napisać. W każdym razie, gdy w sklepie są wyprzedaże, nie mogę się oprzeć i w dodatku za każdym razem znajdę coś, co warto mieć w domu, a cała zabawa polega na tym, że o książce wtedy decyduje ślepy los, tak samo jak przy entuzjastycznych zakupach w Empiku, kiedy wpadam i po prostu kupuję coś, czasami co samo mnie zaskoczy. Znaczy, zaskoczy mnie mój wybór. Bo książka generalnie zaskakuje gdy się ją czyta, prawda? Częściej negatywnie, ale zawsze coś.

Tym razem było tak samo. Skusił mnie tytuł i opis – to o mafiach. Dlaczegożby nie spróbować, skoro nie jest to kolejna książeczka o królewnie, która zgubiła pantofelek na balu? Jeśli są mafie, pomyślałam rozentuzjazmowana, to będzie, że tak to ujmę, ostra jazda i, jak nigdy, pozytywne, amerykańskie recenzje, chociaż doświadczenie uczy, żeby nie wierzyć pozytywnym amerykańskim recenzjom. W każdym razie kupiłam i ponieważ do mamy przyszła jej koleżanka, zajęłam się czytaniem..

Bellmont – to peryferyjne miasteczko, z którego każdy chce uciec. Każdy, kto nie ma kogoś w irlandzkiej mafii albo w czarnym gangu (to zależy od dzielnicy). Głównym bohaterem jest Finley, który ma dziewczynę Erin, beznogiego dziadka, tatę i koszykówkę oraz mroczną przeszłość, o której nie chce mówić. Zresztą Finley mało mówi. Pewnego razu jego trener prosi go – z uwagi na jego przeszłość – o zajęcie się chłopakiem w jego wieku, mistrzem koszykówki, który nie może się pozbierać po śmierci rodziców. Ów chłopak.. cóż, tego już wam nie powiem, ale będzie to miało dużo wspólnego z Kosmosem, gwiazdami i czytaniem książek, a także koszykówką, oraz, przede wszystkim i niestety, mafią.

Pierwszy raz spotkałam się z taką fabułą, już o mafii w książkach dla młodzieży nie mówiąc. Jest tu miłość dwojga młodych ludzi, nie mówię, ale nie jest ona najważniejsza, chociaż, przy końcu to ona decyduje o wyborach Finley'a. Jest to raczej opowieść o godzeniu się z przeszłością, o bólu po stracie najbliższych osób, o dorastaniu. W końcu bohater odkrywa, że ukochana koszykówka, w którą zaczął grać, będąc pięcioletnim dzieckiem, już go nie interesuje, że są ważniejsze rzeczy od niej, no, może dla niego. Fabuła, co najważniejsze, jest bardzo ludzka i przyziemna. Rzeczywistość jest taka, jaka jest, a Autor nie chce jej lukrować opowiastkami o zielonych kartach American Express rodziców, modowych zakupach i umięśnionych surferach, którzy nie mogą się doczekać, by poderwać. Rzeczywistość mroczna, pełna tajemnic, które mogą zabić i ryzyka, które trzeba podejmować każdego dnia. Rzeczywistość to miejsce, które rani, które sprawia ci ból, na przykład wtedy, kiedy giną twoi rodzice. A ty nie możesz nic zrobić. Chyba, ze zamkniesz się przed rzeczywistością, albo zamilkniesz. O tym nastolatki nie chcą teraz czytać, bo to boli i nawet zakończenie tej powieści nie przynosi ukojenia, wręcz przeciwnie. O ile łatwiej zagłębić się w magiczno-paranormalną opowiastkę o syrenkach, kwiatowych wróżkach, czy też .. trolach, niż stawić czoło prawdzie. Prawdziwemu życiu. I zakończeniom, które, dla niektórych bohaterów, kończą się gorzko. Bo w prawdziwym, realnym, życiu nie wszystko dla wszystkich kończy się happy endem. W prawdziwym życiu, niestety, nie wszyscy na końcu są żywi i szczęśliwi.

Zapewniam także wszystkich, którzy się na książkę skuszą, że ciężko jest odgadnąć zakończenie, a później, przynajmniej dla mnie, z nim się pogodzić. Tak, to dowód na to, że są jeszcze powieści obyczajowe, na które warto zwrócić uwagę.

Język Autora naprawdę mnie zaciekawił, zdziwił, że jeszcze ktoś potrafi tak pisać. Proza jest typowo męska: solidna, ciężka, bez owijania w bawełnę i bez żadnych łagodnych wyzwań miłosnych, łez i przysiąg o wiecznej miłości. Wszystko, razem z gwiazdami, które postacie obserwują, jest bardzo przyziemne, ludzkie, niemal naturalistyczne, surowo (nawet bez opiekania w metaforach). Tak, to bardzo dobre określenie. Język pisarza jest surowy, ale jednocześnie niezwykle plastyczny, trafiający od razu do czytelnika i zupełnie nie wulgarny, co w tych czasach, u pisarzy próbujących pisać naturalistycznie, jest prawdziwą plagą. Sprawia, że czujemy to, co czują bohaterowie, a jednocześnie odczuwamy mroczny ciężar sekretów Finley'a i razem z bohaterami błądzimy wśród mrocznych uliczek Bellmont rodem z koszmarów albo z filmów gangsterskich, co dla każdego mola książkowego jest, jak myślę, wielkim przeżyciem.

Autor trochę zasmucił mnie opisami. Niebo z gwiazdami opisuje świetnie, lepiej niż niejedna pisarka, ale zgrzytało mi przy opisie Bellmont. Z tego, co wiem, miasteczko nie składa się z szarych budynków, śmieci i graffiti. Bynajmniej nie besztam pisarza za to, że nie bawił się w opisywanie mijanych przez bohaterów ogrodów, ale przybliżenie nam miasteczka sprawiłoby, że poczulibyśmy jeszcze bardziej mroczny klimat Bellmont, jeszcze bardziej zrozumieli beznadzieję życia tam i chęć ucieczki. Ale się czepiam. Czepialska jestem.

Oczywiście, książka nie jest depresyjna. Zdarzają się sympatyczne żarty, lżejsze wstawki tak jak w prawdziwym życiu. Autor ma niezłe poczucie humoru, czasami naprawdę absurdalne, ale zawsze stara się trzymać je w ryzach. Tak jak w życiu – są blaski i cienie, momenty, kiedy płaczemy, albo jesteśmy źli, a czasami, tak jak teraz, śmiejemy się z czegoś do rozpuku. Zresztą tego nie muszę mówić, bo przecież przed monitorami komputerów zawsze siedzą ludzie (nawet słynni, grubi pedofile), którzy mam nadzieję, mają jakieś realne życie, w którym obecne są te wszystkie uczucia (nawet mole książkowe). Prawda?

Narracja jest pierwszoosobowa, z punku widzenia głównego bohatera. Nie jest, na szczęście, kolejną jęczącą nastolatką, która dowiaduje się, że nie jest człowiekiem/ma jakieś moce/jakiś tam chłopak nie z tego świata jest jej wiecznym kochankiem. Finley, rzadko otwierając usta, zauważa wiele rzeczy i wiele także przeżywa, a w dodatku jest zdolny do głębszych przemyśleń i uczuć – jest dojrzały, nawet jak na swój wiek. Nie, nie, to nie kolejna osiemnastoletnia figurka zachowująca się jak małe dziecko. W dodatku Finely, przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie, ukrywa także wiele rzeczy przed czytelnikami, jak to, co stało się, kiedy miał pięć lat. Jednocześnie narracja z jego punktu widzenia jest intymna, ponieważ narrator pokazuje nam co czuje, co myśli, nie pomijając nawet negatywnych uczuć i myśli. Dawno się już z czymś takim nie spotkałam i jestem zaskoczona, że jeszcze ktoś tak umie. Widocznie nie jest jeszcze tak źle z literaturą, jak myślałam i co można wywnioskować po naprawdę sporej liczbie zrecenzowanych przeze mnie książek, które mają ocenę poniżej dwóch na dziesięć. Jakaś wiara w ludzkość została przywrócona, jak to mówią w Internetach.

Bohaterowie są prawdziwi, z krwi i kości. Nie użalają się nad sobą, nie rozpaczają, nie mają głęboko gdzieś mafii, nie zachowują się dziwnie, ani nielogicznie, jak wielu innych arcydziełach literatury dla nastolatek szukających jeszcze jednego, pysznego ciacha do schrupania. Finley to introwertyk, czasami skrywający swoje myśli nawet przed sobą, próbujący radzić sobie z przytłaczającą, nierzadko straszną rzeczywistością na swój własny, dość dziwny sposób – budując mur milczenia, który, jak sądzi, ochroni go przed rzeczywistością i tym, co ona kryje, ale także przed przeszłością, z którą nie ma siły się zmierzyć. Ciekawa, głęboka postać, z jaką rzadko można się spotkać we współczesnej literaturze, szczególnie tej dla młodzieży. A Erin, dziewczyna Finley'a? Nie została sportretowana bardzo dokładnie, bo narrator, głównie skupia się na swoich uczuciach do niej, a ona, jak na dziewczynę niczym z XIX wieku przystało, kryje się w jego cieniu i niezbyt wyrywa do przodu. Jednak można powiedzieć, że była dobrą osóbką i energiczną, ale przede wszystkim młodą, taką, która chciała zrobić w życiu coś innego niż siedzieć w miasteczku, w którym w ogólnie nie ma żadnych perspektyw, nawet jak jest się siostrą irlandzkiego mafioso. No i ten trzeci.. Nie zdradzę Wam nic, bo to chyba najlepsza rzecz w książce. Chociaż, szczerze mówiąc, w jego postaci coś mi zgrzyta – jego nagła przemiana i ozdrowienie z dziwnych poglądów następuje zbyt szybko, co sprawia, że akurat niezbyt w to wierzę. W każdym razie jego wątek jest bardzo, ale to bardzo dziwny i oryginalny, a jednocześnie smutny i sympatyczny. Z tła wyróżniają się jeszcze dziadek Finley'a, który stracił przez mafię obie nogi, a także ojciec, ciężko pracujący po nocach, a także jeden ze szkolnych kolegów głównego bohatera, który, tak jak ja, kocha książki i wiecznie chodzi zaczytany. Tak jak mówi Ania z Zielonego Wzgórza, poczułam od razu pokrewieństwo dusz.

Okładka (tak jak, dodaję na marginesie, tytuł) jest podobne do poprzedniej, również bardzo popularnej powieści Autora Poradnik pozytywnego myślenia , której, sama nie wiem czemu, jeszcze nie czytałam. Nie jest to jednak okładka filmowa, ponieważ obie postacie  – Finley i Erin - są narysowane, tak samo, jak rakiety i inne elementy nieboskłonu. Wygląda to nieźle, bardzo sympatycznie, ale wydaje mi się, że tytuł i sposób kompozycji za bardzo nawiązują do poprzedniej, bardziej popularnej powieści, co nieco zakrawa na nachalną promocję, taką, jaką nie lubię, a także na kopiowanie własnych pomysłów, chociaż okładka, przymykając oko, jest nawet niezła, jak na mnie, osobę, którą przyciąga bardziej tytuł, autor i opis niż okładka. Cóż, nic nigdy nie jest idealne, prawda?

Powieść była dla mnie wielkim zaskoczeniem, że istnieje jeszcze pisarz, który tak dojrzale potrafi pisać do młodych ludzi, odskocznią od innych, mniej wartościowych i nierzadko kiepsko napisanych książek, którymi okazuje się być większość literatury, która wpada do moich łapek. Była też przeżyciem z gatunku tych naprawdę mrocznych oraz ciężkim upadkiem na ziemię, po bujaniu w obłokach z aniołkami, Nieśmiertelnymi, demonami i ich dziewczynami, a także odskocznią od niekończących się nigdy wojen, intryg, uczt i balów oraz niezwykłych przygód i wędrówek z elfami, krasnoludami i ludźmi. Choć... może nie aż takie ciężkie. Bo i przecież w naszym świecie istnieją marzenia i nadzieje, które, choć kosztują czasami bardzo dużo, spełniają się wtedy, kiedy ich najbardziej potrzebujemy, kiedy wydaje się, że żeby pozbyć się bólu, trzeba zatrzasnąć się na głucho, umilknąć. Spełnienie marzeń przychodzi wtedy, kiedy wydaje się, że nie dla nas jest lot do gwiazd.

Tytuł: „Niezbędnik obserwatorów gwiazd”
Autor: Matthew Quick
Moja ocena: 7/10 

10 komentarzy :

  1. Na "Niezbędnik obserwatorów gwiazd" poluję już od jakiegoś czasu. Widziałam go nawet na wspomnianej wyprzedaży w biedronce, ale nie mając zbytnio czasu, ani funduszy postanowiłam wrócić następnego dnia. A następnego dnia, jak się można domyślić - książki już nie było. Taka okazja przeszła mi koło nosa! No ale cóż, będę szukać dalej ;)

    http://czytanie-i-ogladanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. "Niezbędnik obserwatorów gwiazd" czytałam już jakiś czas temu, ale nadal miło wspominam tę książkę. Stała się ona jedną z tych, których nikomu nie oddam, bo byłoby mi jej baaardzo żal. Teraz poluję na "Poradnik pozytywnego myślenia" tego autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam "Poradnik pozytywnego myślenia" i strasznie mi się spodobał. Wiem, że kiedyś muszę przeczytać i Niezbędnik :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka, którą poleciłam mojej siostrze, bo wiem, że jej się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczęłam czytać tę książkę, ale nie przypadła mi do gustu, więc odstawiłam ją... Może kiedyś do niej wrócę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Również u mnie w biedronce widziałam ten tytuł, jednak nie przekonał mnie na tyle, żebym go kupiła ;) Może kiedyś jeszcze będę miała okazję sięgnąć po tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, sama miałam ochotę na tę książkę :) Zastanawiające jest tylko to... dlaczego w mojej Biedronce nie było akurat tej książki???? :D Polowałam na nią, a tu przysłowiowy klops :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Oglądałam ekranizację jednej z książek tego autora, wspominałaś o niej w recenzji.Kawał dobrej roboty, ale mam wrażenie,że ta powyższa jest lepsza. Lubię poważne książki, które wnoszæ coś do mojego życia. Mafia i problemy młodych to coś dla mnie. Realność wydarzeń również przyciąga. No i jestem ciekawa tego zakończenia.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam ogromną ochotę na tę książkę, więc będę musiała przejść się do biedronki może u mnie będzie XD

    OdpowiedzUsuń
  10. Słyszałam już o książce, może nie jestem do niej jakoś szczególnie przekonana, ale nie wykluczam że kiedyś przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!