Zazwyczaj
nie sięgam po książki o narkomanach. Napisane przez ludzi, którzy
kompletnie nie mają o tym pojęcia, odpadają, bo Autorzy znają się
na temacie tak samo jak ja na szczegółowej budowie samochodu,
natomiast pamiętniki narkomanów wydawane są dość rzadko. Jednak
pewnego dnia zdecydowałam się przeczytać chyba najbardziej
szokującą wśród tych pozycji i mimo że przeczytałam ją prawie
rok temu, do dziś pamiętam ze szczegółami.
Jest
to coś w rodzaju wywiadu, tylko pytania zostały usunięte, a
materiał z kasety, na której to nagrywano, przepisany i
uporządkowany. Całość została wzbogacona w autentyczne zdjęcia
bohaterów książki oraz fotografie ich listów i różnych miejsc
związanych z opowieścią. Oprócz tekstu głównego mamy okazję
przeczytać znaczne fragmenty historii opowiedziane przez mamę
głównej bohaterki, policję, przedstawicieli władz itp. Tłumacz
świetnie poradził sobie z niemieckim oryginałem, tak, że całość
czyta się płynnie a opowieść, niestety, wciąga. Język jest
prosty, nazywający rzeczy po imieniu, często pełny wulgaryzmów.
Jednak opowieść o narkomanach nie byłaby sobą, gdyby nie
posiadała przekleństw...
Akcja
opowieści toczy się w latach 60/70 wieku XX., kiedy Niemcy, jak
wiecie, podzielone były na dwie części : komunistyczną i
kapitalistyczną. I właśnie w tej gorszej, komunistycznej części
Niemiec rozegrał się dramat 12-letniej wówczas Christine, której
rodzice się rozstali, mama siedziała ze swoim „przyjacielem”, a
w szkole zbyt dobrze nie szło. Wciągnęła się więc w złe
towarzystwo, zaczęła chodzić na dyskoteki, w których nastolatki
paliły tzw. miękkie narkotyki. Koleżankę, która namówiła
Christine, nakryła mama i uratowała, a główna bohaterka została..
Później spróbowała heroiny, zaczęła chodzić z chłopakiem.
Przez wiele czasu, kiedy tylko chuchała ten twardy narkotyk,
uważała, że nie jest uzależniona. Po jakimś czasie jednak
organizm potrzebował coraz więcej heroiny, zaczęła zarabiać
prostytucją. I tak upadała coraz niżej i niżej, coraz bardziej
gubiąc wartości, szukała ratunku w specjalnych klinikach,
chorowała na żółtaczkę, przechodziła odwyki, ale jednak i tak
zawsze do tego samego wracała i wpadała w bagno coraz gorzej. Nawet
gdy wyjechała do cioci po lepszej stronie Niemiec, nie zdołała się
uwolnić od nałogu.
Historię
tę opowiada Christine, brutalnie wrzucając czytelnika w świat
ponurego dworca Zoo, gejów, zboczeńców, narkomanów podobnych do
trupów, dwunastoletnich prostytutek (wstrząsająca historia Babsy,
która umarła w wieku 13 lat..), przygnębiającej rzeczywistości
powojennej, zabetonowanych blokowisk, gdzie dzieci nie mogły się
normalnie bawić, patologii w rodzinie i świata bez wartości.
Narratorka opowiada ze zniewalającą szczerością, dokładnością,
mówiąc nawet o swoim współżyciu z chłopakiem, kiedy miała
zaledwie 13 lat (!...) i to najbardziej szokuje. Bo ja i osoby, które
znam, pochodzą ze środowiska, które z narkotykami albo nie miało
w ogóle styczności (lub tylko czasami), już nie mówiąc o
środowisku narkomanów. I nagle czytamy bez żadnego wstępu
koszmarną historię dziewczyny, która upadła na samo dno.
Dziewczyny, której ojciec nie spełnił oczekiwań jej dziadka i
wymagał dużo od córek i której matka czerpała rady i wiedzę ze
skrajnie brukowych pisemek.
To
jedna z najmocniejszych książek, jakie czytałam, coś strasznego.
Bo świat, w którym żyją bohaterowie, nie jest gdzieś na Księżycu
i Zeus wie gdzie, tylko w naszym świecie. Przecież wiele Polaków
przeżyło coś takiego jak Christine, tylko nie mieli (nie)szczęścia
tego komuś opowiedzieć. Tej książki nie pisał jakiś napuszony
komisarz, tylko narkomanka, która uważa te rzeczy za całkowicie
normalne i śmieje się z „kołtunów”, zupełnie nie zna słowa
Bóg oraz ma gdzieś wszelkie prawa. Osobę, która wiele razy wraca
do nałogu i której odebrano syna (patrz Wikipedia). Jeszcze większe
wrażenie sprawiły dołączone do książki zdjęcia, portrety
bohaterów, tych nieżyjących. Świadomość, że ci smutni,
wychudzeni ludzie przeżyli taki koszmar, wygryzła mi się w mózg.
Mocne są też fragmenty, w których nastoletnia narratorka opisuje,
hm, stosunek płciowy.
Nie
każdy ma siłę przeczytać tę opowieść. Ja akurat miałam, choć
uważam się za osobę wrażliwą i delikatną, przynajmniej ludzie
tak o mnie myślą. Przeczytałam i mam zamiar przeczytać jeszcze
raz, drugi i trzeci, choć po roku pamiętam wszelkie szczegóły. Tę
szokującą powieść polecam przede wszystkim tym, którzy nie mają
pojęcia o narkomanii i kto zetknął się kiedykolwiek z fanami
marysieńki czy hery. Wielbiciel historii miłosnych nie ma czego tu
szukać..
Tytuł:
„My, dzieci z dworca Zoo”
Autor:
Christine F.
Moja
ocena: 7/10
(recenzja archiwalna)
Książka jest szokująca i mocno zapada w pamięć. Na pewno jeszcze do niej wrócę!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzytałam bardzo dawno temu, ale ciągle mam ją w pamięci.
OdpowiedzUsuńNadal uważam, że ta książka powinna być lekturą gimnazjum. Wstrząsa w odpowiedni sposób, nie da się jej bowiem zapomnieć
OdpowiedzUsuńJest to jedna z tych książek, których nie da się zapomnieć.
OdpowiedzUsuńMiałam ją jakos lekturę dodatkową w 3gm.
thousand-magic-lifes.blogspot.com/
Czytałam tę książkę lata temu a w dalszym ciągu mam ją w pamięci...Robi wrażenie....
OdpowiedzUsuńMoże się kiedyś skusze, ale szokujące książki raczej mnie zniechęcają, tym bardziej, że mają realne podłoże :)
OdpowiedzUsuńCzytałam ją dawno temu. Była moją lekturą w szkole, bodaj w gimnazjum. Dziwię się, że nie ma jej już w kanonie. Mam wrażenie, że wstrząsnęła wieloma nastolatkami i otrzeźwiła ich zapał do narkotyków.
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać tą książkę. Wiem, że jest mocna, ale myślę, że zebrałabym w sobie siłę do lektury.
OdpowiedzUsuńCzytałam ze dwadzieścia lat temu, wtedy lektura zrobiła na nie ogromne wrażenie, widzę że i dla dzisiejszych czytelników jest to wartościowa książka i robi na nich wrażenie - to bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńPierwsze wrażenie po przeczytaniu Twojej recenzji: O mój Boże.
OdpowiedzUsuńMożliwe, że tę książkę kiedyś przeczytam, ale sam opis jest tak wstrząsający, że poczekam chyba parę miesięcy.
Pozdrawiam,
Alpaka
http://alpakowerecenzje.blogspot.com
Czytałm niedawno, recenzję na moim blogu więszość komentowała, że "wstrząsająca książka". Na mnie nie zrobiła jednak wielkiego wrażenia, może gdybym przeczytała ją ze 2 lata wcześniej... ;)
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Blog Award! :)
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na moim blogu:
http://zagubiona-wslowach.blogspot.com/
Ja z kolei czytałam niegdyś wszystkie książki o narkomanach, dostępne na naszym rodzimym rynku wydawniczym (a właściwie w mojej miejskiej bibliotece, która, nie powiem, zaopatrzona była w tym względzie wcale nie najgorzej). "My, dzieci z dworca ZOO" też miałam okazję poznać i zgadzam się, że to chyba najbardziej przejmujące i prawdziwe świadectwo spośród tych dostępnych wokół.
OdpowiedzUsuń