sobota, 13 września 2014

Labirynt schematów. Recenzja książki

Ktoś wie, co to są mikropowieści? Tak, wiem, ktoś tutaj podniesie rękę jak w kochanej szkółce, że nic takiego na ojczystym języku nie było. Więc tłumaczę. Mikropowieści to coś pośredniego między powieścią a rozbudowanym, długim opowiadaniem. Ot, powieść, która nie kończy się szybko, nie ma w niej dużej ilości bohaterów i wątków. Sama z mikropowieściami spotkałam się dopiero niedawno, a była nią pewien thriller, o którym będzie jeszcze mowa i, trzeba przyznać, zainteresował mnie ten gatunek. To coś nowego dla mnie. A ja piekielnie lubię nowe rzeczy, trzeba przyznać.

Po ostatniej wizycie u chrzestnej znalazłam kolejną ciekawą, jak myślałam, pozycję z gatunku thriller. Książka miała ciekawą okładkę, od razu skojarzyła mi się z płytą „Fallen” Evanescence, co, oczywiście, wywołało same dobre skojarzenia. Przekartkowałam ją, zadowolona, że są to dwie mikropowieści, aż czterysta stron, więc czytanka będzie więcej. Mmm... Od razu, oczywiście za pozwoleniem, wyniosłam książkę z domu i już w drodze powrotnej zaczęłam czytać. Zapowiadało się, trzeba przyznać całkiem nieźle.

Sarah Fontaine, mikrobiolog, niedawno wyszła za mąż za Geoffreya – przystojnego, eleganckiego mężczyznę, w którym była straszliwie zakochana. Jednak kiedy wyjechał do Londynu, w nocy zadzwonił do niej telefon – pracownik dyplomacji, Nick O'Hara, zawiadamia ją, że mąż jej zginął... w Berlinie. W hotelu, w którym się zatrzymał, wybuchł pożar. Kobieta nie wierzy w śmierć męża, tak samo jak Nick i rozpoczynają śledztwo. Wplątują się także w romans i tajną misję CIA i FBI, którą ciapowaty O'Hara komplikuje. Mocno komplikuje. Sarah powoli dowiaduje się prawdy o własnym mężu i powoli dowiaduje się, kim był, a co za tym idzie – odkochuje się i zakochuje się w Nicku. Przedtem muszą jednak uciekać, kryć się, chować, żeby w końcu doszło do finału w Amsterdamie – strzelaniny i wchodzenia na dach całkiem w stylu Autorki. No i, niestety, happy endu.

Druga opowieść to historia innej pary. Victor (skąd ja znam to imię..?, czy ktoś taki nie chodzi ze mną do klasy, hm?), mikrobiolog, jest ścigany przez kogoś, kto chce go zabić. W uciecze przez tajemniczym zabójcą zatrzymuje samochód, który prowadzi Cathy. Od razu zakochuje się w niej, a ona w nim, a po wyjściu ze szpitala ich losy się łączą, gdy przyjaciółkę Cath zabija tajemniczy gość, który szuka filmu, który w czasie ucieczki zgubił Victor. Teraz razem, gdy człowiek ten poluje na nią, uciekają, jednak nigdzie nie są bezpieczni – facet idzie tam, gdzie oni. Po jakimś dłuższym czasie dowiadują się, że Victor zna dość szczegółów o nielegalnej produkcji broni biologicznej – morderczej mutacji czarnej ospy. Podwójna misja Victora i jego załogi złożonej z przyjaciół i Cathy,kończy się powodzeniem – w czasie pożaru w teatrze Saracen giną wszyscy źli ludzie produkujący broń, która mogła zabić tysiące ludzi. Para natomiast bierze ślub.

Język się polepszył,to pewne. Jest nieco więcej opisów, wszystko łatwiej sobie wyobrazić, akcji jest wystarczająco dużo, żeby nazwać książką świetną przygodą. Bo ciągle się coś dzieje i w to w zatrważającym tempie. Strach, ucieczki, w końcu stawianie czoła przeszkodzie do szczęścia. Tak, to już jest bliższe nazwania sensacją niż poprzednia książka Autorki, którą miałam wielką, niebywałą przyjemność przeczytać. W dodatku połknęłam tę książkę w dwa dni w bardzo ograniczonym czasie, mniej więcej jedna mikropowieść na dzień. I nie wiem komu to zawdzięczać: mojej wprawie w czytaniu, czy też temu, że Autorka jednak ma talent do pisania lekko i konkretnie. Na plusa zasługuje także polski akcent – agent FBI Polowski, został przedstawiony jako sympatyczny i, co więcej, sprawiedliwy i dobry facet, przyjaciel i dzielny człowiek. Jestem zaskoczona, bo to już trzeci pozytywny obraz w Polaka w amerykańskiej literaturze, z jaką miałam do czynienia.

Nie potrzeba specjalnego wykształcenia, żeby zauważyć braki i minusy tej powieści. Z tego, co napisałam powyżej, widać, o co mi głównie chodzi, prawda? Tak. Zaczytując się w przygodach Victora i Cathy miałam wrażenie, że czytam to samo co w opowieści o Nicku i Sarah. Jeden z bohaterów jest mikrobiologiem, tu i tu bohaterowie uciekają przed mordercą, tu i tu włażą na dach, tu i tu nie wierzą FBI i CIA, tu i tu coś niedobrego dzieje się u szczytu władzy, tu i tu bohater miesza szyki perfekcyjnej tajnej misji, tu i tu główny bohater zakochuje się w głównej bohaterce, która jest trzydziestoletnią, poranioną, bezbronną, delikatną, kruchą i sprytną kobietą. I co jeszcze? Tu i tu bohaterowie dopiero na końcu wyznają przed sobą miłość i co jeszcze? Tak, wiem. Tu i tu dialogi są słabiutkie. Tak słabiutkie, że myślałam, że tłumaczce coś padło na mózg. Sprawdziłam w Internecie oryginał i jeszcze gorzej. Coś w rodzaju Baby, I enjoy make love with you Dosłownie. Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać.

Zresztą w poprzedniej książce Autorki schemat był podobny. Znów intryga gdzieś w rządzie, dwóch zakochanych ludzi, pościgi, strach przed śmiercią i tak dalej. No i faceci są tacy mydełkowaci (Victor był na dobrej drodze do bycia normalnym bohaterem, ale niestety...), a panie inteligentne, skromne i delikatne. Ile, pytam, można pisać o tym samym?

Jak już powiedziałam, dialogi siadają, tak samo, jak niektóre sceny. W ogóle większość rzeczy dzieje się tak szybko, że trudno się połapać i zdecydowanie za szybko jak na kryminał, przez co wiele rzeczy staje się naciąganych i zupełnie nielogicznych, dziwnych i głupich. I to właśnie denerwowało mnie bardzo w obu historiach. Ja rozumiem, że akcja musi być szybka, ale to nie oznacza, że wszystko się dobrze kończy, że wszystko się tak bardzo udaje bohaterom.. Przez to książkę tę czytało się dziwnie - język i pomysł straszliwie kontrastował z fabułą. No może język nie za bardzo, przez te wyznania miłosne i tkliwe sceny rodem z osiemnastowiecznych szmatławców (mówię tu oczywiście o romansidłach, które również, niestety, wtedy istniały na tym świecie). Ale fabuła... Milion zmarnowanych szans.

Trochę się pogubiłam w tym labiryncie schematów. Miałam wrażenie, że drugi raz czytam to samo, raz pomyliły mi się imiona. Jednocześnie, choć wstrzymywałam oddech przy niektórych scenach, inne (czyli miłosne) niemiłosiernie mi się dłużyły. Ile, do licha, można o tym pisać? No ile? Żeby jeszcze to było ładnie opisane, ale gdzie tam. Więcej romansu niż kryminału, to drugie wciśnięte na siłę. I co? Druga książka Autorki, kolejne rozczarowanie. Kiedy natrafię na idealną mikropowieść, w której nie będzie żadnych labiryntów? Aaa, nie, labirynty mogą być. Byle tylko nie schematów, proszę!

Tytuł: „Labirynt kłamstw”
Autor: Tess Gerristen
Moja ocena: 3/10

(recenzja bardzo archiwalna) 

Serdecznie zapraszam do komentowania także poprzedniej recenzji. 

8 komentarzy :

  1. oj naprawdę szkoda. :(
    a po opisie zapowiadała się tak fajnie..
    tajemnice, zagadki, miłość, śledztwo - to jest to :)
    no szkoda, szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Mikropowieść" coś już słyszałam :D Autorki nie znam, ale w ogóle nie zamierzam jej poznać, chociaż fabuła tej książki wydaje się ok

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydawało się ciekawie, ale słaba ocena nie zachęca do lektury ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z jednej strony dobrze, że poprawia się styl, z drugiej Twoja ocena.
    Na razie spasuję.

    thousand-magic-lifes.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Mikropowieści czasami czytam, chociaż osobiście wolę bardziej rozbudowane historie. Tess świetnie wychodzą rozbudowane powieść i nie sposób się od nich oderwać. Szkoda, że tutaj zabrnęła w schematy:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z początku byłam zaciekawiona, ale po skończeniu czytania Twojej recenzji stwierdzam, ze raczej sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mikrobiolog - mikropowieść - mikroocena :D

    Trochę szkoda, że opis książki to jeden wielki spoiler. :P Może ktoś się chciał skusić na książkę... :P Ale może i dobrze, bo nie warto tego czytać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Będę pamiętać, aby omijać tą pozycję...

    OdpowiedzUsuń

.... Pozostaw po sobie ślad na jednej z Zakurzonych Stronic.Każdy, nawet najmniejszy sprawi, że się uśmiechnę...

***

PS Komentowanie anonimowe jest możliwe tylko w weekendy. Spam, propozycje obserwacji, reklamowanie swojego bloga w inny sposób niż podanie odnośnika pod komentarzem ląduje w koszu. Do spamowania jest osobna zakładka, a ja spam czytam. Zachowujmy porządek na swoich blogach!