Pewny nieśmiały chłopiec z Zanzibaru, ukrywający
wstydliwie swoje duże zęby, postanowił, że zostanie gwiazdą rocka. Legendą.
Buddy you’re a boy make a big noise
Playin’ in the streets gonna be a big man some day
You got mud on your face
You big disgrace
Kickin’ you can all over the place
We Will Rock You
Mój niechlubny okres słuchania popu skończył się w szóstej
klasie podstawówki, wieki temu, kiedy odkryłam płytę Fallen Evanescence. Chociaż dziś moja fascynacja zespołem Amy Lee
przeszła do historii, spotkanie z muzyką inną niż dotychczas otworzyło mi oczy
na wspaniałe muzyczne horyzonty, o których jako fanka Miley Cyrus, Rihanny i
Katy Perry nie wiedziałam. Od Evanescence zaczęła się fascynacja hard rockiem i
metalem, szczególnie power, gothic, symfonicznym, folk i viking/heavy. Zasłuchiwałam
się więc w Halestrom, Aramanthe, Sabaton, Kamelot, In This Moment, Sister Sin,
Sonata Articia, The Pretty Reckless, Winter in Eden, Delain i Epicy ale przede wszystkim
moich ukochanych Within Temptation i Nightwish (solowa twórczość przegenialnej
Tarji Turunen oraz niezłej, aktualnej wokalistki zespołu Floor Jansen jest mi
także doskonale znana). Nie zatrzymałam się jednak – moje poszukiwania
rozszerzyłam od dark wave, folku, alternatywy, wszelkiego indie i new age’u
odkrywając – między innymi - Lissę
Gerrard (dzięki której odkryłam soundtracki i muzykę filmową), Enyę, Palomę
Faith, London Grammar, KARI i Banks. Jednocześnie rozpoczęła się moja
fascynacja muzyką lat 70., 80., kiedy muzycy mieli charyzmę, przez co światło
aktualnych popowych wokalistek, o osobowości ameby, gaśnie przy nich jak
zepsuta lampka. Guns N’ Roses, Nirvana, Metallica, The Rolling Stones, The Beatles
oraz rejony bardziej popowe jak Whitney Huston, Mariah Carey, Michael Jackson i
te taneczne jak ABBA czy Boney M, przy których piosenkach tańczę nawet o
pierwszej w nocy. Między tymi wszystkimi gatunkami znajduje się jeszcze jeden
zespół, korzystający ze wszystkich elementów, jakie reprezentują powyższe zespoły,
tworząc kompozycje popowe, funkowe, balladowe, operowe i hard rockowe, łącząc
to wszystko w swoim niepowtarzalnym stylem i widowiskowymi pozami wokalisty,
jednego z największych oryginałów w muzyce w ogóle? O czym mówię? Oczywiście,
że o jednej z wielkich legend – Królowej. Queen.
My lady soon will stir this way
In sorrow known
The White Queen walks and the night grows pale
Stars of lovingness in her hair
White Queen (As It Began)
Oczywiste jest, że najwięcej emocji w wokół tego zespołu
wzbudza zmarły w 1991 roku wokalista, Freddie Mercury. To bardzo dziwna postać,
jednocześnie jedna z legend muzyki, barwniejsza jeszcze od Johna Lennona i
Elvisa Presley’a. Nieśmiały i zakompleksiony chłopiec z Zanzibaru, posiadający
zbyt duże zęby i niezwykłą pamięć muzyczną stał się chyba jedną z
najbarwniejszych postaci popkultury, legendą muzyki i jednym z najbardziej
znanych wąsaczy wszechczasów (chociaż nie jestem pewna, czy towarzystwo Stalina
odpowiadałoby mu). W blasku jego sławy i fenomenalnego głosu, którym bez
problemów wykonywał nawet najtrudniejsze kompozycje jak Bohemian Rhaspody, kąpali się jego przyjaciele ze zespołu:
gitarzysta Brian May ze swoją gitarą Red Special powstałą z kawałka domowego
kominka, nieśmiały, wycofany John Deacon i Roger Taylor. Zapisali razem wiele
ważnych kart muzyki ostatnich lat, wzbogacając świat takimi perełkami jak Show Must Go On, Another One Bites the Dust czy I
Want to Break Free, ale także dokonali rewolucji sceny rockowej, otwierając
ją na gatunkowy eklektyzm. To dzięki nim rock’n’roll tamtych czasów rozkwitł
feerią barw kostiumów Mercury’ego. Jednak słuchając samych piosenek, bez
większego kontekstu i tylko dla rozrywki, ciężko jest to zrozumieć ich fenomen,
zrozumieć dziwny na pierwszy rzut oka zespół, nie mówiąc o docenieniu go aż do
fascynacji nie tylko melodiami, ale i ludźmi, którzy je tworzyli. Możliwe jest
to dopiero, kiedy sięgniemy po biografię zespołu i, w rytm kolejnych płyt,
przeczytać, odkrywając historię niemal ze snu, ale jednocześnie bardzo realną jak
żadna inna.
She’s a killer queen gunpowder, gelatine
Dynamite with a laser beam
Guaranteed to blow your mind (anytime)
Recommended at the price
Insatiable an apettite
Wanna try?
Killer Queen
Trudno jest napisać biografię zespołu – pisząc o jego
historii, piszemy o ludziach, którzy go tworzyli, a człowieka nie da się
zrozumieć opisując go w kilku akapitach czy krótkich rozdziałach, szczególnie,
kiedy ma on jakiś wpływ na całokształt. Trzeba także przeanalizować interakcje
poszczególnych członków między sobą, na które wpływa przecież wiele czynników,
opisać genezę powstania kolejnych płyt, reakcje krytyków, publiczności i wielu
osób – krócej lub dłużej – zaangażowanych w istnienie zespołu. To praca bardzo
niewdzięczna, bo długa i wymagająca krytycznego podejścia do zebranych
materiałów, nie mówiąc o opracowaniu ich w sposób wyważony, obiektywny, a
zarazem ciekawy i atrakcyjny, by znaleźć nić porozumienia z czytelnikiem,
najprawdopodobniej fanem danego zespołu, nie znudzić go powtarzanymi powszechnie
frazesami, jeszcze bardziej starając się zafascynować opisywanymi postaciami.
Dlatego na rynku brakuje biografii muzycznych w ogóle, lepiej nie wspominając o
tych dobrych, wartych poznania. Czy więc i na tę książkę, kolejną pozycję o
genialnym zespole, należy spuścić kurtynę
milczenia i włożyć gdzieś na półkę, by zbierała kurz? Ano, weźmy lupę i
przyjrzymy się bliżej.
Oh yes,
I’m great pretender
Pretending I’m doing well
My need is such
I pretend too much
I’m lonely but no one can tell
The Great Prentender
(solowy
utwór Freddiego)
Zaczyna się od koncertu Live Aid, jednego z największych
zwycięstw Królowej. Autor opisuje nam
zachowanie muzyków na scenie, przyglądając się im i zapoznając z nimi
czytelnika. W następnych rozdziałach opisuje nam życie każdego z nich od
narodzin, poprzez pełną muzycznych prób młodość, aż do spotkania w Queen.
Najpierw poznajemy niejakiego Azjata, nazwiskiem Bulsara, jego chałturzenie i
zachwyt muzyką, sceną, łażenie za swoimi przyjaciółmi-muzykami a także pierwsze
próby graficzne i wokalne. W zwolnionym tempie pokazuje nam przemianę owego
chłopaka w Freddiego Mercury’ego, genialną kreację nieśmiałego imigranta (sam
zainteresowany, nagrywając na solową płytę piosenkę zatytułowaną The Great Pretender (PL: Wielki udawacz/mistyfikator;
od pretend – udawać). Zadaje kluczowe
pytanie o powód tej przebieranki, jednak nie daje jednoznacznej odpowiedzi,
snując historię dalej i niezwykle szczegółowo rekonstruując sylwetkę wokalisty
ze wspomnień rodziny, kolegów z klasy i przyjaciół z pierwszych zespołów,
próbując ukazać nam, kim była ta postać, zanim stała się Freddiem.
I’m just a poor boy and nobody loves me
Bis-mil-lah!
No, we will not let you go (let him go)
Bis-mil-lah!
We will not let you go (let me go)
Bis-mil-lah!
Bohemian Rhaspody
Nieco mniej miejsca Autor poświęcił Brianowi May’owi i
jego gitarze Red Special, która, muszę przyznać, fascynuje mnie od dawna. Brian
był przecież zwykłym chłopakiem z muzycznymi marzeniami i głową, dosłownie, w
chmurach (jest doktorem fizyki), który osiągnął zapewnie więcej niż marzył –
wielką sławę i splendor, a także możliwość robienia tego, co kocha. Autor
pokazuje trudne początki szkolnych zespołów Briana, jego muzyczną pasję,
portretuje także ojca, złotą rączkę, który, mimo że nie podzielał pasji syna i
raczej nie chciał, by Brian został muzykę, skonstruował ową legendarną gitarę.
O Rodgeru Taylorze też nie dowiadujemy się dużo, poza tym, że w młodości grał
na rondlach swojej mamy, jakby rytm tego instrumentu miał już we krwi, a także
mamy okazję poznać jego drogę do Queen złożoną ze wzlotów i upadków kolejnych,
szybko rozpadających się zespołach. Najmniej mamy o Johnie Deaconie,
najcichszym członku zespołu i chyba najmniej zaangażowanym w jego działalność,
chociaż spod jego ręki wyszły takie nieśmiertelne hity jak wspominane wyżej I Want to Break Free czy Another One Bites the Dust. Zawsze
jednak Autor jest drobiazgowy, każdą ważną sprawę opatrując solidnym
komentarzem, pełnym ciekawostek i nigdzie indziej niepublikowanych wypowiedzi,
które sprawiają, że portret muzyków jest ciekawszy i pełniejszy, choć z drugiej
strony książka może wprowadzić w dezorientację
fanów, którzy o zespole nie wiedzą zbyt wiele, a także tych, którzy nie
mają pamięci do nazwisk, których w tekście przewija się sporo.
Another one bites the dust
Another bites the dust
And another one gone and another one gone
Another one gone, yeah
Hey I’m gonna get you too
Another one bites the dust
Shoot out
Another One Bites the Dust
Następne rozdziały poświęcone są rozwojowi Queen, w
których Autor z entuzjazmem i drobiazgowością opisuje kolejne płyty, płynnie
przechodząc do partii tekstu poświęconym życiu prywatnemu muzyków, recenzjom
krytyki (w znacznej części negatywnego, cóż, w tamtych czasach nikt nie
rozumiał, na czym polegał fenomen zespołu) i koncertom, nie zapominając o
notowaniach, które wtedy stawały się coraz ważniejsze. Książka kończy się nie
na śmierci Freddiego, ale, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło, na zerwaniu
współpracy Queen, a właściwie Maya i Taylora (Deacon po śmierci wokalisty
wycofał się ze showbiznesu), z Paulem Rodgersem; w przypisach znajdujemy
informację o kolejnym projekcie muzyków z Adamem Lambertem, nazwanym QUEEN +
ADAM LAMBERT, który, jak wiecie, niedawno koncertował we Wrocławiu. Względna
aktualność tej przecież nieskończonej jeszcze historii jest z pewnością
kolejnym plusem książki – chociaż nie uważam, że zespół ma jeszcze jakieś
szanse; jest legendą, a legendy mają to do siebie, że są przeszłością. Mówiąc
dosadnie, nie uważam, że zespół bez Freddiego Mercury’ego (który z pewnością
czułby się doskonale w świecie Internetu i większego zakresu tolerancji
wybryków gwiazd) nie jest już tą samą Królową
– to Bulsara i jego róże bez kolców, rzucane publiczności, nadawały zespołowi
tą szczególną, jedyną oryginalność, która już nigdy nie zostanie powtórzona.
We are the champions - my friend
And we'll keep on fighting till the end
We are the champions
We are the champions
No time for losers
'Cause we are the champions of the world
And we'll keep on fighting till the end
We are the champions
We are the champions
No time for losers
'Cause we are the champions of the world
We Are the Champions
Czytało się bardzo miło, szczególnie z powodu wartkiej,
niemal powieściowej narracji, która wciągała i nie męczyła, mimo że książka
jest naszpikowana ciekawostkami, faktami i wieloma innymi elementami tego
rodzaju. Autor płynnie przechodzi od opisywania notowań kolejnych płyt i singli
grupy do życia prywatnego poszczególnych członków, by zupełnie niezauważalnie
zacząć opisywać kolejną trasę koncertową, splatając to wszystko w jedną
historię. Przez styl przebija pasja i zaangażowanie w opowiadaną historię, ten nerw, dzięki któremu bardziej przeżywamy
całą historię i nie jest ona tylko suchym sprawozdaniem z życia opisywanych
ludzi, ale żywą opowieścią o nich, drgającą i kolorową. Bardzo podobało mi się
to, że Autor nie chwali Freddiego (odetchnęłam z ulgą – nie spekuluje na jego
temat, akceptując, że Mercury był zagadką), jak to robią inni biografowie
zespołu, stara się za to wyeksponować sylwetki pozostałych muzyków grupy,
którzy zazwyczaj giną w cieniu wielkiego wokalisty, a byli przecież tak samo
jak on ważni. Nikogo nie zbyt nie faworyzuje, podkreśla tak samo wady jak
zalety, pisze tym samym tonem o rzeczach w muzykach dobrych i złych,
beznamiętnie opisuje szalone imprezy, nie moralizuje, przedstawia tylko fakty,
poddając je ocenie żyjącym członkom zespołu (szczególnie niezwykle rozmownemu
Brianowi Mayowi), ale nie samemu nie komentując niczego ponad miarę. To bardzo
dobre podejście do tematu, bo daje możliwie najszersze spojrzenie na zespół i
pozwala samemu wyrobić sobie zdanie na dany temat, dzięki czemu sami możemy
zdecydować, kogo lubimy, a kogo nie. Największą zaletą takiego sposobu pisania
jednak jest to, że poznajemy postacie z ich zaletami i wadami, bliższe nam,
ludzkie, dzięki czemu możemy odnaleźć w nich cząstkę siebie, jakąś cieniusieńką
nić, która z nas z nimi wiąże. Poznajemy ich naprawdę – a to chyba największa
zaleta biografii, pisanej przecież w tym celu.
When love breaks up
When the dawn lights wake up
A new life is born
Somehow I have to make this final breakthru
Now
Breakthru
Warto także wspomnieć o wydaniu książki, bo przecież to
jest bardzo ważne – o wiele łatwiej i milej czyta się pozycje wydane starannie
i atrakcyjnie graficznie. Okładka, biała i twarda (co od razu wzbudziło mój
zachwyt) dziwnie nawiązuje do wydanej niedawno płyty Queen Forever – czarno-białe plamy, tworzące twarze członków
zespołu wyglądają intrygująco i minimalistycznie, a złoty napis, nieco w
przepysznym stylu Freddiego, idealnie harmonizuje się z dwukolorową resztą (nie
przeszkadza nawet czerwony podtytuł i logo radiowej Trójki). Taki sam napis
mamy zresztą na grzbiecie, co, przy odpowiednim oświetleniu, daje naprawdę złote efekty. W tyle, oprócz obszernego
opisu, patronatów i kilku wyjątków z recenzji, zdołano jeszcze upchnąć
czarno-białą, klasyczną fotografię Jego Wysokości Freddiego Mercury’ego w
królewskiej koronie i płaszczu, co zupełnie nie psuje dziwnej harmonii i
konwencji, w jakiej utrzymana jest cała okładka. Zdjęcie wydaje się być na
swoim miejscu i cieszy oko poczuciem humoru grafika oraz podsumowuje chyba
wszystko, o czym jest książka – pokręcony, ale diabelnie inteligentny humor i
przesada to przecież kwintesencja stylu Queen. Wnętrze książki jest również
ciekawe: dobry papier, wkładka z interesującymi zdjęciami przedstawiającymi
m.in. początki zespołu, lata szkolne
muzyków, ale i ciekawsze momenty nagrywania płyt oraz teledysków (zdjęcia z
planu Radio GaGa czy I Want to Break Free), doskonale
ilustrującymi tekst książki. Jednym minusem, jaki udało mi się znaleźć, jest
brak indeksu – jeśli nawet nie było go w wydaniu oryginalnym, to warto byłoby
go zamieścić. Przez książkę przewija się naprawdę dużo postaci, a rozdziały są
objętościowo długie, ułatwiłoby to poszukanie interesującego fragmentu i
szybkie przypomnienie sobie, kim była dana postać (taki Douglas Boggie, którego
Autor wydobywa z mroków przeszłości, w innych biografiach nazywany Dougiem X,
wiecie kim był?)
I’ll face it with a grin
I’m never giving in
On with the show!
Show Must Go On
Zdaję sobie sprawę, że wiele osób nie lubi Queen i
Freddiego, albo nie fascynuje się muzyką poprzedniego wieku. Jest jednak to
legenda, która kształtowała tamte pokolenia, wyznaczała trendy i pociągała,
sprawiając niemniejsze poruszenie od dzisiejszych tytanów pop – One Direction,
Justina Biebera i Miley Cyrus. Tylko, w przeciwieństwie do niej, była to muzyka
międzypokoleniowa, która do dzisiaj pomaga zmniejszyć dystans między dziećmi a
rodzicami, podoba się nawet starszym i wciąż zachwyca nie tylko ponadczasową
świeżością, zjednując sobie coraz szersze grono fanów, wybrzmiewając w
głośnikach stacji radiowych. W przeciwieństwie do dzisiejszych gwiazd
(przepraszam, nie mam zamiaru krytykować ich fanów), które znikną po kilku latach,
zostawiając po sobie miejsce, natychmiast wypełnione przez innych i tych
wszystkich one hit wonders , które na
koncertach śpiewają z playbacku, żeby nie wydało się, że obrabiają im głos,
Queen będą żyli wiecznie – w zdjęciach i, przede wszystkim, każdej nucie
muzyki, w każdym drgnieniu głosu wokalisty. A Freddie Mercury razem z Kurtem
Cobainem i Michaelem Jacksonem będą świecić wciąż, nawet kiedy powoli stają się
częścią nieśmiertelnej historii. A my co możemy zrobić? Chyba tylko czytać
biografie takie jak ta, zdecydowanie godne ludzi, których opisują, takich jak
ta. I słuchać ich muzyki, odkrywając za każdym razem nowe znaczenia i dźwięki.
There’s no time for us
There’s no place for us
What is this thing that builds our dreams yet slips
away
Form us
Who wants to live forever
Who wants to live forever…?
Who Wants to Live Forever?
Tytuł: „Queen.
Królewska historia”
Autor:
Mark Blake
Moja
ocena: 8/10
Za egzemplarz serdecznie dziękuję
wydawnictwu SQN
Wszystkie fragmenty tekstów
piosenek Queen pochodzą z serwisu tekstowo.pl
Oj, nie moja tematyka :)
OdpowiedzUsuńNiestety dla mnie to kompletnie inny świat, więc raczej nie sięgnę mimo godnego polecenia :)
OdpowiedzUsuńThievingbooks.blogspot.com
Queen jest moim ulubionym zespołem na wieki (wychowałam się na nim, za co jestem wdzięczna mojemu tacie, który jest przewielkim fanem, za co mu dziękuję :)) i MUSZĘ tą książkę w końcu przeczytać!!!
OdpowiedzUsuńA Freddie był genialny, gdyby jeszcze trochę przeżył stworzyłby jeszcze więcej niesamowitych piosenek.
Pozdrawiam
withcoffeeandbooks.blogspot.com
Jej, Twoja historia "poznawania" muzyki jest... niesamowita. Mimo że moja poszła w zupełnie innym kierunku, to doskonale Cię rozumiem - chyba kiedyś po prostu trzeba wyrosnąć z popowych brzmień.
OdpowiedzUsuńA po biografię raczej nie sięgnę - jak już wspominałam: nie moje klimaty - ale bardzo podoba mi się Twoja recenzja. Sama przyznałaś, że pisanie opinii o biografii jest trudne, a jednak Tobie się udało :)
Nie lubię Queen, jedynie ich piosenkę We are the champions ^^
OdpowiedzUsuńZa to moja była przyjaciółka miała bzika na ich punkcie, i to dosłownie. O Mercurym czytała wszystko, co się dało.
Ja ich szanuję, czasami posłucham, ale zafascynowana ich twórczością nie jestem, więc podziękuję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Insane z przy-goracej-herbacie.blogspot.com
Wczoraj skończyłem. Jest świetnie napisana, niebawem też ją zrecenzuję.
OdpowiedzUsuńKocham QUEEN!